Po przeczytaniu wpisu #84785 przypomniało mi się moja historia z policją:)
Pewnego razu pomagałem rodzinie otworzyć zamek w ich drzwiach od mieszkania.
Nie było możliwości otwarcia go kluczem więc przyjechałem z narzędziami i zaczynam wiercić.
Po chwili udało się, jesteśmy w środku. A tu nagle dzwoni domofon, odbieram i tu moje zdziwienie... Na dole policja stoi i prosi żeby otworzyć drzwi!
Rozumiecie?! Policja która została wezwana do podejrzenia włamania dzwoni domofonem do "włamywaczy" żeby Ci im drzwi otworzyli!
policja
Co tu piekielnego? Lub chociaż nie logicznego? Dostali zgłoszenie, więc przyjechali to sprawdzić. Właściciel bez problemu otwórz, a jak to będzie włamanie to włamywacze się raczej nie teleportują w inne miejsce
Odpowiedz@Presti: przyjeżdża dwóch policjantów. Dzwonią. Włamywacze wieją. Skąd policja wie kto był, a kto nie w mieszkaniu jak są na dole? Pamiętam jak jako dziecko z koleżankami wyjeżdżaliśmy na 10 piętro i przechodziliśmy górą do drugiej klatki xD przecież nie będą każdego przeszukiwać, jak niskie piętro to nawet balkonem da się wyjść. Dramat policjanci i tyle.
Odpowiedz@Presti: Oczywiście się nie przeteleportują, ale nie znaczy to też, że będą grzecznie czekać aż policja do nich przyjdzie. Mogliby dać nogę przez okno, schować się i przeczekać "obławę" albo wyjść bocznym wyjściem jeśli istnieje. W poprzednim mieszkaniu mieliśmy dwa wejścia na klatkę (od ulicy i dziedzińca). W obecnym z hali garażowej można się dostać do każdej klatki lub wyjść bramą wjazdową. Zanim policjanci podjęliby decyzję o przejściu się po piętrach, włamywaczy nie byłoby już w bloku.
OdpowiedzNo tak, biedna rodzina nie wiedziała co robić, stanęli bezradnie jak dupa u słupa, potem wpadli na pomysł, by ściągnąć fachowca z rodziny. Przedtem, oczywiście, nie zapukali do żadnego sąsiada z prośbą o ewentualną pomoc. Sąsiedzi, oczywiście, nie znali nikogo z mieszkańców lokalu obok, więc jak zobaczyli kilka zwyczajnie wyglądających osób, z których jedna rozwierca zamek w drzwiach - od razu uznali, że to włamanie, więc wezwali policję, która natychmiast zjawiła się na miejscu. Drogi autorze, jeśli nawet historia jest prawdziwa, nie jest ona "dowodem" na debilizm policji, a wręcz przeciwnie. Jeśli sądzisz, że po takim zgłoszeniu dyspozytor powinien wysłać brygadę antyterrorystyczną, która wpadnie na klatkę, wywali drzwi do mieszkania i wrzeszcząc GLEBA wpadnie do środka - to jesteś w grubym błędzie. Bo wtedy - to dopiero byłby krzyk na całą Polskę. Policja, niestety, musi zareagować na najgłupsze nawet zgłoszenie. Więc jedzie i reaguje tracąc czas. Tym razem, zapewne, uznała, że zagrożenia nie ma, toteż grzecznie zadzwonili domofonem z prośbą, żeby ktoś ich wpuścił, bo z każdej interwencji, nawet bzdurnej muszą sporządzić notatkę.
Odpowiedz@Armagedon: ale Ty czytałeś ta historię na górze - czy jakąś inna? jeżeli z sąsiadami znasz się jak większość ludzi - to chyba normalne, że nie zawracasz im głowy swoimi problemami - tylko właśnie komuś z rodziny z kim dobrze żyjesz i sobie pomagacie sąsiedzi - może właśnie nie znali się, ktoś wynajął mieszkanie - kobieta sama - zobaczyła, że wiercą to dała znać na policję - dobrze, że jakoś zareagowała to policjanci popełnili błąd - powinni dzwonić do mieszkania zgłaszającego, i normalnie wejść i stanąć pod drzwiami i wtedy się rozglądać, a nie z domofonu
Odpowiedz@Armagedon: Udało Ci się napisać wyjątkowo głupi komentarz...
Odpowiedz@Ohboy: Niewątpliwie. Bo przecież... Policja to banda debili, ledwo po podstawówkach, przyjęta do pracy z ulicznych łapanek. W ogóle nie wiedzą co mają robić. Wszyscy inni wiedzą to lepiej. Każdy, kto robi hurgot na klatce schodowej rozwiercając zamek w drzwiach - na pewno jest złodziejem. Bo to taki nowy, złodziejski sposób. Włamywać się głośno, na bezczela i w biały dzień. Złodziej obecnie inaczej nie potrafi. Sąsiedzi z najbliższych mieszkań w ogóle się nie znają. Nie mówią sobie "dzień dobry", a mijając się - w popłochu zasłaniają twarze i spuszczają wzrok. Złodzieje o tym doskonale wiedzą, dlatego nawet do głowy im nie przyjdzie, że ktoś mógłby wezwać policję. (Na marginesie. Ciekawe, że nikomu nie przyszło do głowy, iż złośliwy sąsiad wezwał policję nie do włamania, a do zakłócania miru domowego, bo mu jazgot wiertary zagłuszał serial. Toteż policja grzecznie zadzwoniła domofonem.) W poprzedniej, podobnej historii, nieznana sąsiadom para weszła do mieszkania po zmarłej osobie nie używając wiertary, tylko kluczy. Oznaczało to OCZYWIŚCIE, że złodziejami nie są. Wezwana przez sąsiadów policja nie dzwoniła domofonem, tylko od razu pukała do drzwi. Zgarnęli buszującą po mieszkaniu parę, przyskrzynili na krótki czas, chcąc sprawdzić czy do buszowania mają prawo. Co OCZYWIŚCIE oznaczało, iż policja to banda debili, bo powinni uwierzyć parce na słowo, że są spadkobiercami zmarłej, przeprosić w ukłonach, pocałować w rękę i iść sobie. W dodatku autorka obiecuje, że dowie się kto policję wezwał i zemści się srodze. Społeczność, nie dość, że ją poparła - to jeszcze zalecała napisanie skargi na policję. Może, wobec tego, w przypadku powyższej historii TEŻ należałoby napisać skargę na policję, że zareagowali ZA SŁABO? PS W zasadzie komentarz jest tylko dla ciebie. Reszta i tak postawi mi minus - nawet go nie czytając.
Odpowiedz@Armagedon: W mojej opowieści nie chodziło o sąsiadów, bo to było nowe osiedle więc nie każdy się dobrze zna. Ale o sam fakt wizyty policjantów:)
Odpowiedz@q1w2e3r4: Policja wezwana do zdarzenia nie może wykazać się brakiem reakcji. Coś muszą przedsięwziąć, nawet jeśli sądzą, że zagrożenie jest znikome, lub żadne. Dyspozytor wysłał załogę pod adres na wszelki wypadek. "007, podjedź na Króla Ćwieczka 12, ktoś tam rozwierca zamek w drzwiach. Prawdopodobnie lokator zgubił klucze i włamuje się do własnego mieszkania, ktoś mu tam asystuje, pewnie rodzina, ale sąsiadka twierdzi, że ich nie zna. Rozejrzyj się tam, tylko bez wygłupów, żeby nas potem po sadach nie ciągali." Gdyby oni naprawdę wierzyli, że w mieszkaniu są niebezpieczni przestępcy - raczej nie przyjechaliby po cichutku jednym radiowozem. W historii, o której wspomniałam wyżej, policjanci też zostali do domu grzecznie wpuszczeni przez przebywające tam osoby. A że nie miały żadnego dowodu na to, że są właścicielami mieszkania, policja zaś zastała je przy pakowaniu pudeł - zostały zatrzymane do wyjaśnienia. W waszym przypadku - też to powinna właściwie zrobić. Chyba że rodzinka miała na podorędziu akt notarialny i dowody osobiste, które to dokumenty policja powinna sprawdzić na miejscu. Sprawdzili?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 czerwca 2022 o 4:41
@Armagedon: mieszkam w nowym mieszkaniu rok, nie znam sasiadow poza typem, ktory opiekuje sie klatka, bo przychodzi liczniki spisywac raz na pol roku
Odpowiedz@bazienka: Mieszkam w mieszkaniu prawie 10 lat. Sąsiadowi z mieszkania naprzeciwko mowię dzień dobry jak go widzę raz na jakiś bardzo długi czas. Oprócz tego trochę znam jeszcze tylko ciecia, bo kilka razy listonosz zostawiał u niego paczkę dla mnie. Jak kogoś się czasami widzi w windzie to tylko szybkie dzień dobry i każdy patrzy dalej w telefon.
Odpowiedz1) nie wiesz jaką treść miało wezwanie; 2) policjanci jak widać doświadczeni, dokonali analizy sytuacyjnej i behawioralnej, zatem przewidywali że raczej jest to nieporozumienia, albo właśnie taka sytuacja, że sami właściciele ze ślusarzem "otwierają" własne zamki 3) uważaj, bo prywatna osoba nie powinna, nawet nieodpłatnie, świadczyć usług które wymagają koncesji lub zgłoszenia, niestety otwieranie zamków do takich należy...
OdpowiedzDostali wezwanie. Pewnie coś w stylu "kilka osób w środku dnia rozwierca zamek w drzwiach" Co mieli zrobić, wiedząc, że to na 99% właściciel i ślusarz? Wbić z długą bronią i wszystkich rzucić na glebę? Zadzwonili domofonem, żeby właściciel złożył wyjaśnienia i tyle.
Odpowiedz