Dziś kandydat złożył w firmie wypowiedzenie i prawdopodobnie zrezygnuje z zawodu.
Okazuje się, że jego psychika jest na słabym poziomie, bo po tym, co się stało, wygląda jak cień człowieka (wcale mu się nie dziwię, bo sam musiałbym wziąć parę dni urlopu po czymś takim). Jego okres wypowiedzenia wynosi 2 dni robocze, więc w czwartek odchodzi z pracy. Wiecie dlaczego?
Kierowca szkolił się na rynku krajowym. Cały tydzień mieliśmy jeździć po kraju w podwójnej obsadzie. W poniedziałek, po godzinie 16:00 jechaliśmy autostrada A1 w okolicy Włocławka. Padał ulewny deszcz, nakazałem kierowcy zwolnienie tempa do 75 km/h, bo wycieraczki nie nadążały ze sciąganiem wody. Zbliżaliśmy się do zwężenia, bo na prawym pasie doszło do kolizji, jeden pojazd, prawidłowo oznakowany stal częściowo na prawym pasie ruchu. Kandydat prawidłowo zasygnalizował manewr zmiany pasa ruchu i rozpoczął jego zmianę. W tym momencie usłyszeliśmy klakson i poczuliśmy wstrząs i po chwili huk opony.
Kandydat odruchowo odbił z powrotem na prawy pas. Widząc to, szybko doskoczyłem do kierownicy*, żeby uniknąć wjechania w pojazd stojący częściowo na prawym pasie. Po ominięciu zwężenia, zjechaliśmy na pas awaryjny. Ubieramy kurtki deszczowe, buty robocze i wychodzimy z kabiny ocenić sytuacje.
Za nami zatrzymał się Opel Astra, jeden ze starszych roczników z uszkodzonymi drzwiami pasażera oraz tylnymi. Nasze uszkodzenia to rozbita lampa w ciągniku, rozwalone nadkole i okazało się, ze 2 przebite opony na osi napędowej. Z Astry wysiadł facet ok. 40 z mordą do nas, ze prawie go zabiliśmy oraz jego zonę i dwójkę dzieciaków.
Owszem, formalnie nasza wina, bo miał pierwszeństwo. Pytam się kandydata czy go widział w lusterku i uzyskuje odpowiedz przeczącą. Zajrzeliśmy do auta, rzeczywiście, dwójka dzieciaków na oko 3 i 4 lata. Ten widok i świadomość kogo gościu wiózł, załamała kandydata, który zamknął się w kabinie i zaczął płakać. Mi cos jednak nadal nie pasuje, bo nie wierze, ze młody nie zauważyłby samochodu.
Pytam się faceta z jaka prędkością nas wyprzedzał i słyszę, ze ok. 80-85 km/h (pamiętajcie o przekłamaniu licznika. Rzeczywista prędkość oscylowała w okolicy 77-80 km/h) Już mi pewna sytuacja rysuje się w głowie dlaczego młody go nie zauważył. Poprosiłem faceta, żeby odpalił silnik auta jeśli ma taka możliwość. Gościu spełnił moja prośbę, a ja już wszystko wiedziałem. Dla 100% pewności zapytałem się go czy miał włączone światła mijania i uzyskuje odpowiedz, ze nie, bo jest dzień i on ma światła dzienne.
Idiota w ulewie jechał na światłach do jazdy dziennej, tzw. gównoledach. Woda pryskająca spod opon kompletnie go zakryła i facet był niewidoczny w lusterku, dlatego młody go nie zauważył. Facet pyta się czy piszemy oświadczenie czy wzywamy policje. Szybko konsultuje się z szefem i decyzja zapadła- wzywamy policje, bo nie uznajemy swojej winy.
Na misiakow czekaliśmy ok. 40 minut, zdążyliśmy zjeść obiadek;) Policjant wysłuchał wersji kierowcy, a potem naszej z tym, ze o jeździe na ledach wspomniałem tylko ja. Kandydat nie był w stanie tego określić, co było zrozumiale- nadal był w szoku. Idiota również na pytanie policjanta, nic nie przeczuwający przyznał się do jazdy na ledach podając ten sam argument, który podał mi (dla bezpieczeństwa włączyłem wtedy nagrywanie pod pretekstem uruchomienia latarki w telefonie:)). Policjant ustalił jeszcze drobne szczegóły z facetem, m. in. na jakiej wysokości zestawu był w momencie uderzenia i szybko wydal werdykt- wina idioty. Tamten w szoku wiec policjant wyjaśnia, ze przepisy zabraniają mu jeździć na światłach do jazdy dziennej w warunkach ograniczonej widoczności. Nie dal możliwości zobaczenia się w lusterku. Niestety, facet nie uznał swojej winy, sprawa będzie miała finał w sadzie.
* Na czas szkolenia posiadam identyczną końcówkę do punktu kotwiczenia pasa bezpieczeństwa co instruktor nauki jazdy, dzięki czemu nie tracę czasu na rozpinanie pas i mogę błyskawicznie zareagować. Pamiętajcie, że nie mam do dyspozycji nawet pe*alu hamulca. Tak, dobrze myślisz. Naruszam przepisy, bo nie mam zapiętych pasów bezpieczeństwa.
tir wypadek autostrada
Mocne.
OdpowiedzW lepszych autach (i osobowych i ciężarowych) są czujniki, które pokazują podczas wyprzedzania czy coś nie jedzie obok. Może warto by było taki zamontować? W tirach to szczególności powinny być na standardowym wyposażeniu, bo taka sytuacja jak opisałeś nie należy do rzadkości, nawet jak jest dobra widoczność.
Odpowiedz@HelikopterAugusto: Decyzja nie należy do mnie. Historia ma uświadomić kierowcom osobowych jak niebezpieczne jest ich lenistwo, a w przypadku nowszych samochodów, nadmierna wiara w elektronikę.
OdpowiedzTo się nazywa selekcja naturalna. Prawie zadziałała.
Odpowiedztutaj tylko szczęście uchroniło od tragedii; a doświadczenie instruktora pozwoliło uniknąć ukarania niewłaściwej osoby. o temacie gównoLEDów niema co się rozwodzić. ale mam inną rade/zalecenie porządny rejestrator jazdy na kilka kamer kosztuje mniej niż mandaty odszkodowania i utrata uprawnień, warto zainwestować nawet prywatnie.
Odpowiedz@PiekielnyDiablik: Nie jestem instruktorem:) Ja tylko szkolę kandydatów do pracy.
Odpowiedz@PiekielnyDiablik Niech się nie zdziwią, jeśli sąd orzeknie winę obustronną, bo jazda z prędkością 75 km/h na dojeździe do zwężenia wynikającego z zablokowania pasa, po którym jechał kandydat, w dodatku w sytuacji, gdy wycieraczki nie nadążają z odprowadzeniem wody z szyby, też jest stwarza zagrożenie. W dodatku szkolący musiał go upomnieć, żeby nie jechał jeszcze szybciej. Jeśli ten człowiek zmieni zawód, na drogach będzie trochę bezpieczniej.
Odpowiedz@Jorn: Polecam przeczytać historie jeszcze raz. Napisałem wyraźnie, ze "Padał ulewny deszcz, nakazałem kierowcy zwolnienie tempa do 75 km/h, bo wycieraczki nie nadążały ze sciąganiem wody.". Oznacza to, ze jechaliśmy szybciej, a ja nakazałem zwolnic tempo, bo wycieraczki nie nadążały z odprowadzaniem wody.
Odpowiedz@Pozytywnytirowiec No właśnie, dokładnie tak zrozumialem. Tyle że on sam powinien zwolnić bez polecenia, a w opisanych okolicznościach 75 km/h to i tak za dużo. Delikwent na kierowcę się ewidentnie nie nadawał. Nie tylko zawodowego.
Odpowiedz@Jorn: A ile miał jechać? 65 km/h? Wtedy stwarzałby zagrożenie jadąc za wolno
Odpowiedz@Pozytywnytirowiec: Akurat kilka dni temu zdarzyło mi się jechać po Zakopiance w takich warunkach, tylko nie było zwężenia, a ja powoziłem Octavią, nie dużą ciężarówką. I wyobraź sobie, że jechałem nie przepisowe 120 km/h, lecz 70. A i tak byłem najszybszy. W opisanej przez ciebie sytuacji i 50 mogło być za szybko.
OdpowiedzUwielbiam gownoledy. Leje jak z cebra, ja cisnę na przeciwmgielnych bonie widzę auta 100m przed sobą a Niemcy uważają że jest dzień i przełączenie świateł to fanaberia... Czasem zastanawiam się ilu z nich wie że ma w aucie światła przeciwmgielne...?
Odpowiedz@este1 bo jak sama nazwa wskazuje te światła są na mgłe :) Wystarczy, że ledwo para unosi się nad ziemią w dość wodny i jasny dzień, to włączą wszystko, co mają i jadą jak choinka, oślepiając wszystko wokół.
Odpowiedz@este1 Ukraińcy przebijają Niemców, w dzień jeżdżą bez świateł. Przynajmniej ci co dopiero przyjechali
Odpowiedz@este1: a jeśli Niemiec nie ma gó*noledów, to nie włączy żadnych świateł, bo przecież jest dzień.
Odpowiedz@czydredy: Tylne jak najbardziej, tylko na silną mgłę. Przednie można włączyć też w innym sytuacjach, ale akurat przepisy nic nie mówią o deszczu.
Odpowiedz@Presti: No, większość Niemców też jeździ w dzień bez świateł. Przy dobrej widoczności faktycznie nie jest to niezbędne, ale wystarczy pochmurny dzień i auto w odległości 100m bez świateł potrafi zlać się z otoczeniem. No ale chooj, jasno jest, po co światła.
Odpowiedz@Pozytywnytirowiec: Przepisy mówią o zmniejszeniu przejrzystości powietrza. Mgła od bardzo silnej ulewy różni się tylko i wyłącznie wielkością i gęstością "upakowania" kropel wody zawieszonych w powietrzu.
Odpowiedz@mesing: Możliwe, że tak. Pisząc poprzedni komentarz nie miałem możliwości zerkniecia w przepisy.
Odpowiedz@Presti: w Anglii tez w dzien o dobrej widocznosci jezdzi sie bez swiatel, w Polsce jest obowiazek (pamietam gdy wprowadzali) bo Polakom brakuje zdrowego rozsadku i nie wlaczaja swiatel gdy jest deszczowo czy mgliscie "bo oni widza".
Odpowiedz@nursetka: A w Niemczech nie ma obowiązku, mimo, że Niemcom zdecydowanie rozsądku brakuje i niektórzy jeżdżą bez świateł nawet kiedy już zmierzcha
Odpowiedz@digi51 Belgowie też kiedyś tak jeździli. Gdy w 2011 r. światła dzienne weszły do obowiązkowego wyposażenia pojazdów i w ciągu kilku lat większość zaczęła świecić 24/7, ci w starszych samochodach też zauważyli, że oświetlony samochód jest lepiej widoczny także w dzień i zaczęli świecić. To samo zauważyłem wcześniej w Polsce, gdy wszedł obowiązek świecenia przez całą dobę w zimie.
OdpowiedzMinusujcie mnie do woli, ale jako były kierowca zawodowy nie rozumiem, po co ludzie się biorą za ten zawód, jak takie wydarzenie powoduje u nich załamanie i wypowiedzenie. Przecież kolizje to część pracy, której trzeba być świadomym. Tak samo ja zawsze jeździłam ze świadomością, że być może kiedyś kogoś zabiję. W życiu bym się nie pchała do tej pracy, gdyby kolizja miała mnie załamać.
Odpowiedz@Natas: To prawda, ale moment takiego wypadku jest decydujący. Bez względu na pozytywne nastawienie, jeśli traumatyczne zdarzenie ma miejsce po paru latach kariery, to nie wstrząśnie ono tobą tak, jak na samym początku twojej drogi. Stalowych nerwów i szerokiej drogi życzę!
Odpowiedz@Natas: Wierz mi. Świadomość, że mogłeś zabić niewinne dziecko nie jest rzeczą łatwą, a jak nie daj Boże je zabijesz nawet nie ze swojej winy to w najlepszym przypadku musisz skorzystać z psychologa.
Odpowiedz@Pozytywnytirowiec: dla mnie akurat nie ma żadnej różnicy między dzieckiem a dorosłym. Może nawet dorosłego mi szkoda bardziej, bo już miał poukładane życie i relacje.
Odpowiedz@Natas: Serio? Poukładane życie i relacje? Dziecko ma relacje i życie poukładane na swoim poziomie, a człowieka, który ma rozpiernicz w życiu i relacjach Ci nie szkoda? O_o
Odpowiedz@digi51: Dorosły ma więcej znajomych, więcej doświadczeń, więcej do stracenia. Wiem, że wszyscy zawsze płaczą za dziećmi, ale mi też zawsze bardziej żal ludzi tak od 10 do 50 roku życia, a nie malutkich dzieci. Niby dlaczego większe żałowanie dorosłego nie jest ok, a dziecka już tak? To się hipokryzja nazywa. @Natas Tyle wiemy, ile nas sprawdzono. Zanim człowiek coś przeżyje to często kozaczy. Nie da się przewidzieć swojej reakcji na pierwsze zdarzenie.
Odpowiedz@Ohboy: A gdzie ja napisałam, że żałowanie dorosłego nie jest ok? Ludzie żałują bardziej dzieci właśnie dlatego, że one, ze wszystkich ofiar, straciły największą część życia i wiele ich ominęło oraz fakt, że one wypadkom nigdy nie są winne,a przypadku dorosłych różnie to bywa. Na to można też spojrzeć z drugiej strony - im młodszy człowiek tym mniej ludzi, którzy mieliby powód, aby mieć do niego negatywne uczucia. Zresztą argumentacja typu "bo miał znajomych, bo miał relacje, bo poukładane życie" jest bez sensu. Kogoś z dużym gronem znajomych szkoda, a kogoś kto miał jedną bliską osobę już nie? To może żałujmy tylko ludzi w związkach, bo kto by tam singla żałował? Każdy może sobie odczuwać mniejszy lub większy żal z powodu śmierci przypadkowej osoby, ktoś bardziej pożałuje dziecka, inny dorosłego w sile wieku, a ktoś inny starszego człowieka, który mógł w spokoju dożyć naturalnej śmierci. Tylko, no wybaczcie, ale mnie próby argumentacji tego gronem znajomych czy doświadczeniami życiowymi pachnie wartościowaniem życia ludzkiego. Każdy jest dla kogoś ważny, każdego życia szkoda. Tak jakby mówić, że profesora uniwersyteckiego szkoda, ale prostego robotnika już jakby mniej.
Odpowiedz@digi51: Ale nie muszą Cię przekonywać te argumenty, bo ostatecznie Twoje zdanie czy aprobata i tak w żaden sposób nie wpłyną na odczucia innych. Ludziom zazwyczaj mniej żal pijaka-nieroba niż szanowanego profesora. Obaj to ludzie, ale emocje wywołują inne, prawda? Prawie wszyscy wartościują życie, co widać właśnie po komentarzach, jak ten od Pozytywnegotirowca, który napisał o "niewinnym dziecku", a nie o dorosłym, jasno wskazując, co uznaje za mniej istotne. Nie ma w tym nic dziwnego, nie ma też powodu do wstydu. Tak, uważam życie kogoś, kto np. poświęcił się pomocy innym za bardziej wartościowe niż życie złodziejaszka. I nie mam problemu z przyznaniem, że jest mnóstwo osób, których życie jest bardziej wartościowe od mojego. ¯\_(ツ)_/¯ Każdego życia szkoda? No mi jakoś nie żal morderców, gwałcicieli czy dyktatorów, którzy zmarli, ale co kto lubi.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 czerwca 2022 o 15:36
@Ohboy: Nie tylko mnie nie przekonuje, ale też ją krytykuję - bynajmniej nie w nadziei, że zmieni to czyjeś odczucia, po prostu wykorzystują okazję do wyrażenia swojego zdumienia wartościowem czyjegoś życia po ilości znajomych. Ponieważ moim zdaniem prawdziwą stratę po czyjejś śmierci odczuwa zaledwie garstka najbliższych osób. Znajomi najczęściej nad czyjąć śmiercią przechodzą dość szybko do porządku dziennego. Owszem, smuteczek itd ale ostatecznie rozpaczają rodzice, dzieci, małżonek czy partner i może 1-2 najbliższych przyjaciół. Przeżyłam śmierć kilku znajomych, przeżyłam śmierć przyjaciela - nie mówię, że mnie nie ruszyło, ale jednak to co innego niż śmierć dziecka, partnera, rodzica. W skali populacji światowej masz niewielki promil zwyrodnialców, których śmierć światu wyszła na dobre - jak słyszę o czyjejś śmierci w wypadku raczej nie zakładam, że był pedofilem, mordercą albo dyktatorem, gdyż prawdopodobieństwo jest dość niskie :D Akurat w tej historii wspominanie o śmierci "niewinnego dziecka" ma sens, bo dziecko nie jest winne temu, że ojciec zachował się za kierownicą jak debil. Sam kierowca jednak tak, a nawet żona, która jechała jako pasażer i nie zareagowała na brak świateł jest mniej niewinna niż 3-letnie dziecko. I to nie musi mieć przełożenia na wartościowanie życia, bo to dziecko, a tu dorosły facet. Tak naprawdę to jakie mamy odczucia zawsze ma związek z projekcja takiej sytuacji na własne życie - masz dziecko, to bardziej poruszy Cię śmierć dziecka niż dorosłego, masz przekochanego dziadka, to bardziej poruszy Cię śmierć emeryta, masz faceta strażaka to poruszy Cię śmierć strażaka itd. Tylko nadal nie wiem, czemu wartościować to relacjami albo znajomymi, o których nic się nie wie :D A BTW zawsze może być tak, że szanowany profesor był podłym człowiekiem znienawidzonym przez własną rodzinę, a złodziejaszek kochającym ojcem, mężem i synem, którego do łamania prawa zmusiła sytuacja życiowa, prawda?
Odpowiedz@Natas: Jak zamawiasz obiad, to też najpierw uświadamiasz sobie, że możesz się zadławić kotletem i umrzeć? Kolizja to część pracy kierowcy destruction derby, ewentualnie kaskadera. Dobra to inaczej - pchałaś się do pracy WIEDZĄC, że najprawdopodobniej kogoś zabijesz?
Odpowiedz@digi51, @Ohboy, @Natas : dorzucę tu trzy grosze do tej gównoburzy, bo o jednym drobiazgu zapominacie. Natas może niezbyt fortunnie się wyraziła z tym twierdzeniem, że dorosłego bardziej szkoda, bo ma relacje. Ale ja jej muszę przyznać rację w jednym względzie: Rodzica nieletnich dzieci jest mi bardziej szkoda niż dziecka. Strata dziecka z pewnością jest traumą. Ale jest to trauma, która dotyka dorosłego człowieka, mającego prawdopodobnie pracę, relacje, być może inne dzieci, a prawdopodobnie też możliwość posiadania kolejnych. Jest to koszmar, ale dotyka człowieka, który jest w stanie się z tym koszmarem uporać. Strata rodzica natomiast oznacza dla dziecka zagrożenie, tym większe, im młodsze to dziecko jest. U ssaków utrata rodzica oznacza prawie zawsze śmierć młodych, więc dziecko odczuwa śmiertelny strach. Mimo że młode gatunku ludzkiego najczęściej znajdują ochronę innych członków stada, to jednak ten strach jest zakotwiczony głęboko w psychice, a dziecko, które utraciło rodziców, jest w jakiś sposób naznaczone na całe życie. Zmieniają się jego warunki ekonomiczne, dotychczasowy rytm życia, często też miejsce zamieszkania. Brakuje mu ochrony. Podsumowując, śmierć dziecka nie wstrząśnie życiem rodziny tak bardzo, jak śmierć rodzica małych dzieci.
OdpowiedzPozwolę sobie tak poza tematem zapytać: Dlaczego cenzurujesz słowo "pedał", zwłaszcza w kontekście motoryzacyjnym? Kochani, nie dajmy tak sobą manipulować i nie pozwólmy, aby nasz język schodził na psy. Z jednej strony dominują przekleństwa, a plugawe określenia narządów płciowych i najpiękniejszej sfery życia - tej intymnej - są na porządku dziennym. Z drugiej strony dajemy się zwodzić i pozwalamy sobie wmawiać, że słowo "pedał" bez względu na kontekst jest wulgarne. "Pedał hamulca" to prawidłowe i nieobraźliwe określenie części samochodowej. Jeśli jakiemuś rozhisteryzowanemu lewakowi to uwłacza, to niech się leczy na głowę.
Odpowiedz@clockworkbeast: Serwer blokuje wysłanie historii, bo wykrywa obraźliwe słowo.
Odpowiedz@Pozytywnytirowiec: jeśli tak, to prawdopodobnie cofnęło ci historię z powodu innych wulgaryzmów. Dodałam właśnie historię o treści: "Dlaczego "pedał hamulca" to obraźliwe określenie? komu to przeszkadza? " i przeszła.
Odpowiedz@clockworkbeast: W komentarzu pedał przejdzie, w historii niekoniecznie. Ma to coś wspólnego z FB. Może trzeba pisać waginosceptyk?
Odpowiedz@clockworkbeast: Jedyne nieocenzurowane słowo to "idiota" i serwer je przepuścił. Wysyłając historię "pedał" również był nieocenzurowany i serwer zablokował historie, ukazując komunikat i niedozwolonych słowach
Odpowiedz@tatapsychopata: dodałam historię, nie komentarz. Czeka na akceptację. Aż ciekawa jestem, co z tego wyniknie. Ale jeśli to prawda, to regulamin jest nieprzemyślany i tworzony przez ludzi ograniczonych umysłowo i światopoglądowo. Waginosceptyk to synonim homoseksualisty. Ale jaki jest akceptowalny synonim "pedału hamulca"? Waginosceptyk hamulca?
Odpowiedz@clockworkbeast: No przecież pięknie to brzmi. Czemu nie.
Odpowiedz@clockworkbeast może 'przycisk nożny uruchamiający hamulce pojazdu'....?
Odpowiedz@Ahmik: w sumie można też powiedzieć po prostu "hamulec"... Dobra, a co z rowerem? Mam przy rowerze prawego i lewego waginosceptyka?
Odpowiedz@clockworkbeast: @clockworkbeast: велосипед wielocyped czyli co wielo-pedał to dopiero będzie trzask dup i algorytmów... a co z "BI cykelm" ? bo przecież to częściej występuje, niż nas głupio spolszczony "rover"
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 16 czerwca 2022 o 23:33
Nie kłam, że bagiety uznały winę kierowcy osobówki. Bo tu są dwa osobne wykroczenia. On za nie przełączenie świateł. A kierowca tira i jego szkoleniowiec, za spowodowanie kolizji. W dodatku wiem, że kłamiesz. Bo raz twierdzisz, że młody był w szoku, a za chwilę piszesz, że w trakcie oczekiwania zrobiliście sobie obiad, który zjedliście. Dalej znów piszesz, że młody w szoku gdy bagiety zadawały pytania.
Odpowiedz@krogulec: Wybacz, ale nie musze opisywać dokładnych szczegółów, ze młody z nerwów przełknął 4 łyżki zupy, a potem puścił pawia za barierkami, bo nie wszyscy chcą o tym czytać. Mamy dwa wykroczenia, co nie oznacza z automatu, ze obaj kierowcy są do ukarania. Rzadko się spotyka sprawę, ze winni kolizji są obaj kierowcy, bo jeden wymusił pierwszeństwo, a drugi dostał mandat za zbyt szybka jazdę. Równie dobrze to mi policja powinna dać mandat za nie podjęcie działa w celu uniknięcia kolizji, kiedy baran mi zlosliwie hamuje. Policja bierze pod uwagę kto najbardziej zawinił. W tym przypadku policjant ocenił, ze to kierowca osobówki jest winny, bo nie pozwolił drugiemu kierowcy sie dostrzec. Obrazując inaczej podobna sytuacje, kto według Ciebie będzie winny kolizji, jeśli uderzysz w tył auta jadącego w ciemności bez żadnych świateł?
Odpowiedz@Pozytywnytirowiec: ale fikołki robisz. tylko po to aby ratować swoją wyssaną z palca historyjkę
Odpowiedz@krogulec: Nie musisz w nią wierzyć i nikt nie zmusza Cię do pisania. Omiń ja, nie trać swojego cennego czasu na komentarze i po sprawie.
Odpowiedz@Pozytywnytirowiec: Widać, że boli jak wytknąłem błędy i zmyślenia. I nie będę omijał, bo nie lubię fake'ów
Odpowiedz@krogulec: on za nieprzełączenie świateł to by dostał jakby go z drogi do kontroli wyciągnęła policja. Tutaj jest bardziej spowodowanie zagrożenia w ruchu lądowym poprzez jazdę z nieodpowiednim oświetleniem, wynikiem czego była kolizja drogowa.
Odpowiedz@krogulec: A ja fake'ow nie pisze.
OdpowiedzUwielbiam idiotów, którzy cały rok, dzień czy noc, jeżdżą na g*wnoledach. W d*pę sobie możesz wsadzić, żebyś g*wnem w kibel trafił, a nie na drogę. Tunel, czy zmiana pogody, zmierzch, i już taki truposz jest niewidoczny.
OdpowiedzDziwna ta historia, trudno uwierzyć że policjant tak ocenił tą sytuację, raczej dał by winę obu stroną
Odpowiedz@Morog: znajoma kiedyś potrąciła pieszego (poza terenem zabudowanym, w nocy, pieszy nieoświetlony bez odblasków). Jak myślisz czyja wina? Prokuratura uznała, że pieszego. Pieszy niby tylko wykroczenie poruszania się bez odblasków po zmierzchu poza terenem zabudowanym. Kierująca spowodowała wypadek (śmiertelny). A jednak nie było winy obustronnej.
OdpowiedzŚwiatła dzienne w aucie były fabrczyne czy jakieś najtańsze marketowe/allegrowe? Zastanawia mnie jak wygląda widoczność w przypadku świateł fabrycznych i czy automat przełączyłby się na świata mijania w takiej sytuacji.
Odpowiedz@KONDZiO102: Go*wnoledy to najtańsze światła jakie możesz kupić w chińskim markecie i na allegro. Świecą tylko na tyle, żeby policja się nie przyczepiła, a auto ze 100 m wygląda jakby jechało bez świateł. Skoro przy dobrej pogodzie ze 100m ich nie widać, to jak mogą być widoczne przy ulewie? Ludzie jeżdżący na fabrycznych to tez plaga, ale przynajmniej jest większa szansa ich zauważyć.
Odpowiedz@KONDZiO102 to zależy od świateł fabrycznych. Bo są ledowe fabryczne ‚obrysówki’ lamp i to widać jak g*led, a są fabryczne dzienne w lampach przeciwmgłowych przednich. Te drugie zdecydowanie lepiej widać na drodze, bo dają więcej światła. Moim skromnym zdaniem automat powinien się przełączyć w takich warunkach pogodowych.
Odpowiedz@czydredy Jeszcze nie widziałem samochodu ze słabo świecącymi fabrycznymi światłami dziennymi. W wielu są nawet zbyt mocne, jak na mój gust.
Odpowiedz@Jorn: Ja widziałem. Niektórzy producenci montują tak malutkie światła dziennie, ze ich działanie jest identyczne jak ledy z marketu. Pod słonce jedziesz i ze 100 m ich nie widzisz.
Odpowiedz