Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia o przewrażliwionej właściecielce psa w pociągu skojarzyła mi się z moją…

Historia o przewrażliwionej właściecielce psa w pociągu skojarzyła mi się z moją znajomą z pracy.

Znajoma, dajmy na to Ania, to taka typowa psa mamusia. Gdy zaczęła u nas pracę przez jakiś czas wszyscy myśleli, że Ania ma córkę, bo często wspominała o "córci" i trochę zajęło nam zrozumienie, że ona mówi cały czas o psie, konkretnie o swoją drogą uroczej suczce rasy york.

Byliśmy na bieżąco z tym, jak córcia znosi nową karmę, jak często robi kupę i jakiej konsystencji, Ania brała urlop na żądanie, bo córcię bolał brzuszek albo jak to mówiła, miała depresję. Z pasją opowiadała o najnowszej psiej modzie, nowym psim fryzjerze w okolicy i najlepszych szamponach dla córci. Wiecie, może nie mnie to oceniać, ale Ania miała trochę dziwne priorytety.

Oczywiście, spała z córcią w łóżku. Partner Anii jednak zaczął się temu sprzeciwiać, z tego co zrozumiałam obecność psa w łóżku nie za dobrze wpływała na łóżkowe wygibasy pary. Odpowiedzią Anii było wywalenie chłopa z sypialni, na co ten spakował walizki i tyle go widziała. Ania mówiła, że bardzo dobrze, bo ona nie będzie marnować czasu na gnojka, który zwierząt nienawidzi i córci nie akceptuje. Zaprzestała również wizyt u rodziców.

Dlaczego? Ano dlatego, że rodzice nie tylko postanowili skończyć z niańczeniem psa, gdy Ania była w pracy, ale jeszcze do tego zwracali jej uwagę, że nie powinna psa stawiać na stole i odmówili pożyczek na wdzianka i drogą karmę dla córci. Spotkań ze znajomymi niet, bo nie zostawi córci samej w domu. Nie zaprosi do siebie, bo ludzie stresują córcię. Nawet na spacer nie wyjdzie z koleżanką, bo córcia w obecności innej osoby się nie wypróżni. Wszyscy słuchali opowieści Anii o córci z mieszanką zdumienia, zażenowania i rozbawienia. Generalnie w pracy średnio jest na czas na prywatne rozmowy, ale zdarza się oczywiście zamienić kilka słów, w przypadku Anii i opowieści o córci raczej kilka tysięcy słów dziennie.

Najlepsza jednak była sytuacja sprzed paru miesięcy. Otóż jednej z koleżanek zachorowało dziecko i to dość poważnie, żaden katarek. Koleżanki nie było dwa dni w pracy, gdy wróciła ktoś rzucił pytaniem, jak się bąbel czuje. Koleżanka zdała raport z choroby dzieciaka w paru zdaniach i wróciliśmy do swoich obowiązków. A w przerwie Ania zagadała nas w socjalnym:

- Mnie takie madki jak ta Kowalska śmieszą. Kogo obchodzą choroby ich dzieci? Przychodzi do pracy o dzieciach dyskutować? Całe ich życie widać sprowadza się do dzieciaka, aż żal tego słuchać.

Przytkało nas, ale jedna z koleżanek irocznie rzuciła:
- Właśnie! Kogo obchodzą czyjeś bachory, jakie kupki robią, co jedzą albo gdzie im ciuszki matka kupuje!

Ania ochoczo przytaknęła i ponownie wzdrygnęła się na "madki".

Kurtyna :)

psia mama

by ~carry
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
14 16

Widać madka to madka, niezależnie od tego, jaki gatunek ma pod opieką ;)

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 9

@Ohboy: Tys prawda. Ale kobity mi żal. Całą swoją potrzebę miłości (a pewnie i instynkt macierzyński) zaspokoiła zakochując się bezwarunkowo w psie. Może na ludziach się zawiodła? A ona wie, że taki pies kocha ją również bezwarunkowo. Nie zdradzi, nie okłamie, nie skrzywdzi, nie zostawi, nie będzie się kłócił. Cały czas okazuje swą miłość, ufność i przywiązanie. Ja znam wielu ludzi, którzy mają szmergla na punkcie swoich psów, ale - generalnie - nie zaburza to im relacji międzyludzkich. "Ów kobiecie" najwyraźniej zaburza. Ale cóż, "na miłość nie ma rady" podobno. Niektórzy biorą sobie psa, potem się nad nim pastwią, katują, głodzą, porzucają w lesie... Z dwojga złego - chyba już wolę piedolca tej pani.

Odpowiedz
avatar Ohboy
1 5

@Armagedon: Ja bym się za swoje zwierzaki dała pociąć (dzieci nie lubię, to nie mam), ale nawet mnie irytuje, gdy ktoś tak ciągle gada. Poza tym mam mieszane uczucia, ponieważ znałam osoby, które niby bardzo kochały swoje zwierzęta, ale zwierzaki wcale dobrze na tym nie wychodziły. Bo, na przykład, droga karma wcale nie była dobra. Cena niekoniecznie o tym decyduje, trzeba sprawdzać skład, ale niektórzy myślą, że sypną kasą i już, nie trzeba myśleć. Za to spotkałam kiedyś babkę, która wzięła wolne, bo jej zwierzak miał mieć operację i chciała przy nim być. W tym nie widzę nic zdrożnego :)

Odpowiedz
avatar digi51
0 2

@Ohboy: Wiesz, z operacją to jest inna sprawa, bo psa trzeba przyprowadzić, odebrać, nie zawsze można zostawić go w klinice na cały dzień. Nawet kilka dni wolnych po operacji by mnie nie dziwiło, bo trzeba psa pielęgnować, obserować stan zdrowia, pilnować, żeby nie naruszył szwów (moi rodzice mieli takiego skubańca, który nawet w kołnierzu jakoś potrafił dosięgnąć pyskiem do szwów). @ Argmageddon, mam podobne odczucia. Mam wrażenie, że ta pani ma zaburzone relacje z otoczeniem, nie wiadomo, że czy stałą się tak za sprawą wzięcia pieska czy wcześniej było coś w tych relacjach nie halo. Może dawno już chciała zakończyć związek, ale nie miała pretekstu, może z rodzicami zawsze miała słabe stosunki. Nie wiem. Niemniej zakochanie w piesku jak widać nie pomaga tego normalizować. Zresztą powiem szczerze, że coraz częściej obserwuje, jak ludzie nie potrafiący porozumieć się z otoczeniem przelewają całą miłość na zwierzę. Zawsze przypomina mi się babeczka mieszkająca w sąsiedztwie moich rodziców. Wszyscy mówili, że lekko sfiksowana, bo 15 lat temu, kiedy ciągłe jojczenie nad pieskiem nie było standardem, traktowała psa jak dziecka, stawiała absolutnie na pierwszym miejscu etc. I ten pies zdechł,tak normalnie, ze starości. Pani wpadła w depresję, miała myśli samobójcze, ogólnie zbierała się po tym kilka lat. Dziś (podobno, bo nikt jej nie widuje) jest totalnym odludkiem, praktycznie nie wychodzi z domu, żyje jak menelka. Nie wiem, czy to prawda, ale trochę mnie to mierzi, że biorąc pod uwagę, że psy żyją dużo krócej niż ludzie, takich przypadków może być więcej.

Odpowiedz
avatar Ohboy
-1 1

@digi51: Jasne, ale niektórzy przesadzają też w drugą stronę, bo "kochają, ale to tylko zwierzę" ;)

Odpowiedz
avatar katem
1 1

@Armagedon: Wydaje się, że psy są bardziej odporne na nadopiekuńczość i dlatego należy się cieszyć, że to pies a nie dziecko, które wyrosłoby na kalekę będąc chowane przez taką mamuśkę.

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
8 12

Dopełniacz imienia "Ania" to "Ani", nie "Anii". Popraw, błagam, bo w oczy kole.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 8

Jak chcecie jej naprawdę dopiec, tak że dostanie histerii albo przestanie się do was odzywać, to możecie zacząć rozmawiać o kuchni azjatyckiej. O daniach wiadomo z czego. Taki trolling największego kalibru. Ale tylko jak jesteście gotowi na potencjalne konsekwencje.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
1 3

@pasjonatpl Bardzo dojrzałe

Odpowiedz
avatar bazienka
0 6

jak slysze, ze ktos o swoim zwierzeciu mowi synus/corcia, to zazwyczaj pytam, kiedy ja/go urodzil/a

Odpowiedz
avatar bipi29
0 0

@bazienka: Może go adoptowała? ;)

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 3

Ani. JEDNO "i".

Odpowiedz
Udostępnij