Historia sprzed może trzech lat.
Przez dość długi czas chodziłam do pewnej kosmetyczki - niech będzie jej Magda.
Dopóki pracowała w małym, skromnym salonie, wszystko było w porządku, rzadko przekładała wizyty, a jeśli to robiła, to przepraszała itd.
Po pewnym czasie jednak założyła trochę większy i go wyremontowała, co jest oczywiście jak najbardziej na plus, oprócz tego, że w tamtym momencie przysłowiowa woda sodowa chyba uderzyła jej do głowy.
Takich salonów jednak w moim mieście jest wiele, a w aplikacji w której robi zapisy, nie widziałam, żeby miała specjalne obłożenie.
Wizyty zaczęły być przekładane co chwila, a ona jak gdyby nigdy nic, tłumaczyła się, że "klientki jej namieszały", czytaj "są ważniejsze klientki od ciebie".
Pewnego razu jednak poszłam do niej po raz ostatni.
Zależało mi na wizycie, bo kolejnego dnia wyjeżdżałam na wakacje. Już byłam nawet w salonie i czekałam, aż tu nagle pojawiły się dwie inne klientki, które przyszły tam z marszu bez umawiania się. Zaczęły bardzo prosić o to żeby Magda przyjęła je właśnie w tym momencie, a one gotowe są zapłacić nawet więcej.
I wiecie co się stało?
Zostały przyjęte, a mnie (nie pytając o zgodę) kazano zaczekać. Łudziłam się jednak, że zabieg zostanie wykonany, bo panie te przyszły tylko na wąsik i brwi.
Gdybym nie wyjeżdżała dzień później i nie zależałoby mi na tej wizycie tak bardzo, pewnie bym już wtedy wyszła.
Zresztą nawet dopytałam się, czy w takim razie dla mnie nie zabraknie czasu i spotkałam się z odpowiedzią, że nie.
Ale co się okazało? Zostałam poinformowana, że niestety zabieg nie może zostać wykonany, bo (uwaga) Magda musi jeszcze coś zjeść i nie wie jak się wyrobi.
Zaproponowała za to alternatywę tego samego zabiegu, który trwa krócej (ale gorzej wygląda, bo miałam już kiedyś go wykonywany), albo zapisanie mnie po urlopie.
Podziękowałam, a ona co jakiś czas wysyłała smsy przypominające o ich promocjach.
Zrezygnowałam z dalszych wizyt, ale może nie ma tego złego, bo za to teraz chodzę do kosmetyczki, od której zawsze wychodzę zadowolona.
salon kosmetyczny
Z podobnego powodu zrezygnowałam z fryzjerki, do której chodziłam od 6 lat. Na początku było ok, a potem chciała łapać jak najwięcej klientek i coraz częściej było tak, że w trakcie mojej wizyty przyjmowała innych ludzi. Miarka przebrała się, kiedy zrobiła mi na głowie łaty podczas farbowania, bo w czasie kiedy siedziałam u niej, czesała jednocześnie dwie panie na wesele. W efekcie nie dopilnowała czasu trzymania farby, nałożyła ją też niechlujnie i wyszłam z włosami w żółto-fioletowo-siwe łatki. To była moja ostatnia wizyta u niej.
Odpowiedz@Jia: w takim wypadku po pierwsze nie tylko nie płacić za usługę ale jeszcze ubiegać się od odszkodowanie. Rozumiem, że czasem kolor wyjdzie nie taki jakby się chciało, bo to zależy od wielu czynników, niekoniecznie z braku profesjonalizmu fryzjera, ale takie coś to już oszpecenie.
Odpowiedz@digi51: nie zapłaciłam za usługę, chociaż faktycznie mogłam ubiegać się o odszkodowanie, nie przyszło mi to do głowy :) Włosy "naprawiła" mi fryzjerka, do której teraz chodzę regularnie, ale mam nadzieję, że przy niej obędzie się już bez niespodzianek.
OdpowiedzI nic jej nawet nie powiedziałaś? Że co to za traktowanie klienta? Że byłaś przed tymi paniami więc z jakiej racji nagle one są przed tobą? Szczerze, jakby mi się coś takiego trafiło, to zapytałabym o powód, po czym powiedziala po prostu że takie traktowanie klienta jest nieprofesjonalne, że zmarnowali twój czas i proszę o wykasowanie mojego numeru i nieprzysyłanie ma żadnych smsów bo ja tu już nie wrócę.
Odpowiedz@black_lemons: masz rację, mogłam tak powiedzieć, ale wtedy najprawdopodobniej nic by to nie zmieniło w jej postępowaniu. Zakładam, że lepiej działają czyny, a nie słowa. Dałam jej do zrozumienia, że pewnie straci klientkę, czyli mnie, chłodno odmawiając zabiegu, albo zapisania mnie po urlopie, choć nasze relacje były dotąd pozytywne. No i co najważniejsze w rezultacie faktycznie już do niej nie przyszłam, więc sądzę, że to najbardziej powinno dać jej do myślenia. Taka rozmowa wg mnie miałaby sens, gdyby zależało mi żeby do tego salonu dalej chodzić, a ona zaczęła się starać. Jednak już wcześniej przedkładała ona często wizyty, więc uznałam, że zwyczajnie mija się to z celem.
Odpowiedz@Olga887: taaa... Jak jej nic nie powiedziałaś to mogła uznac, że nie przychodzisz bo na przykład wyjechałaś z miasta. Jeśli jest na tyle bezczelna, że przy Tobie wpuściła inne klientki a Ciebie odesłała z kwitkiem to raczej nie ma takiej wrażliwości, żeby Twoja "chłodna odnowa" ja ruszyła. Oczywiście nie masz obowiązku ja wychowywać i masz prawo po sprostu pójść gdzieś indziej, ale nie łudź się, że czegoś ja nauczyłaś.
Odpowiedz@yanka: akurat dobrze wie, że nie wyjechałam z miasta, bo znamy się poprzez moją siostrę, która też przestała do niej chodzić, a mieszkamy niedaleko niej. Nawet spotkałam ją przez ten czas na ulicy jakieś dwa razy. Myślę, że strata klientki, a nawet dwóch, jak najbardziej mogła ją ruszyć, bo chodziłyśmy tam regularnie. Jeśli nie dba się o klienta, można go stracić, proste.
Odpowiedz@Olga887 dziwnie brzmią te Twoje tłumaczenia. Zwłaszcza, że nikomu nie musisz się tłumaczyć. Zawaliłaś w tamtym momencie swoim brakiem reakcji i tyle, nauczka na przyszłość żeby jakoś zareagować na bieżąco.
Odpowiedz@Olga887: a może ona chciała się Ciebie z jakiegoś powodu pozbyć jako klientki? Nie przyszło Ci to do głowy? :D
Odpowiedz@Olga887: ahh to dawanie do zrozumienia, i powloczyste spojrzenia tylko ze to po prostu nie dziala, ludzie sie nie domyslaja i trzeba walic wprost
Odpowiedz@black_lemons: Nie rozumiem, dlaczego niezadowolony klient ma mieć obowiązek tłumaczenia swojej rezygnacji z usługodawcy. Nie pasowało klientce przesuwanie terminów i gorsze traktowanie to przestała chodzić. Nie każdy ma ochotę na wykłócanie się i udowadnianie swojej racji, zwłaszcza, że co by jej to miało dać, satysfakcję? Bo czasu jej nie zwróci, a tylko to w sumie straciła czekając na swoją kolej. A ta pani jak nie zmieni podejścia to prędzej czy później zacznie tracić stałych klientów, a z tych z doskoku pewnie nie utrzyma salonu.
Odpowiedz@aienma : Nie ma żadnego obowiązku. Ale nie należy być wycieraczką, która cicho pozwala żeby inni ją tak traktowali. I nie o tłumaczenie chodzi, tylko poinformowanie, że się zauważyło złe potraktowanie, że się to nie podoba, i co się na ten temat myśli. Nie wiem gdzie się doszukałaś "tłumaczenia się usługodawcy". Kompletny brak asertywności na podstawowym poziomie. Pofarbujesz mi włosy na rudo zamiast na blond, a ja potulnie zapłacę i już więcej nie przyjdę... No faktycznie, w pięty fryzjerce pojdzie :/
OdpowiedzZarąbiste komentarze, kosmetyczka się zachowała po chamsku, ale to autorka historii ma się tłumaczyć, dlaczego nie urządza kłótni na miejscu. No nie wiem, może nie ma mentalności kłótliwej baby z targu, paznokcie to nie jest operacja ratująca życie, więc zamiast tracić czas na uczenie kogoś zasad obsługi klienta, można po prostu iść gdzieś indziej.
Odpowiedz@mama_muminka: Ale dlaczego miałaby to być reakcja kłótliwej baby? Skoro autorka tutaj to opisała to znaczy, że jednak czuje dyskomfort psychiczny, który mogła wtedy wyrazić i już o tym zapomnieć. Nie ma u nas czegoś takiego jak higiena zdrowia psychicznego, a prawda jest taka, że jak ktoś próbuje nami pomiatać, wejść nam na głowę, oszukać nas, to normalne, że czujemy negatywne emocje i w żadnym wypadku nie należy ich w sobie dusić. Nie musi wybuchnąć jakąś wiązanką przekleństw, ale może normalnie powiedzieć, że jej się to nie podoba, że była umówiona, że tak się nie traktuje klienta, że chce usługę X, a nie Y. Może to coś zmieni w zachowaniu kosmetyczki, a może kompletnie nic to nie da. To już nieważne, bo każdemu powinno chodzić o to, żeby się czuć dobrze ze sobą. Poza tym jak mowa o booksy to tam można wystawić opinię adekwatną do jakości usługi. Jakbym przeczytała, że ktoś olał klienta to bym nie przyszła do takiej osoby, bo skąd mam wiedzieć czy mnie nie oleje lub czy nie wykona zabiegu na odwal?
Odpowiedz