Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Do opisania tej historii zmotywowała mnie historia o wymuszaniu studiów prawniczych i…

Do opisania tej historii zmotywowała mnie historia o wymuszaniu studiów prawniczych i aplikacji, która ostatnio pojawiła się na głównej (#89134).

Rys sytuacyjny- pochodzę z małej miejscowości, gdzie większość ludzi żyje od 10 do 10, nie ma dużych zakładów pracy-większość to Januszeksy. Ludzi stać, aby wysłać dzieci na studia, ale w większości kosztem własnego komfortu.

Ja zawsze uczyłam się pilnie i dość dobrze. Nigdy nie miałam świadectwa bez paska, maturę zdałam na tyle dobrze, że dostałam się na moje wymarzone prawo. Snuto przede mną marzenia własnej kancelarii, wygrywania procesu i powracania do rodzinnej mieściny w super drogim aucie.

A potem zderzyłam się z rzeczywistością, która już tak kolorowa nie była. Moich rodziców stać było na to, abym mogła opłacić połowę kawalerki (jednocześnie nie kwalifikowałam się do akademika), ale wyżywienie opłacałam ze stypendium naukowego, które w ciągu 5 lat moich studiów, zostało zredukowane do kwoty 400 zł. Było ciężko i równocześnie pracowałam i studiowałam. Całkowicie straciłam czas na swoje pasje, bo z pracy leciałam na studia, ze studiów do nauki albo do kolejnej pracy- z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że w wieku 25 lat otarłam się o wypalenie zawodowe.

Potem zderzyłam się ze środowiskiem, które mimo że deklaruje bycie otwartym na ludzi z zewnątrz, miażdży ich. W tym czasie gdy podejmowałam pierwsze próby zatrudnienia, miałam koleżankę na rezydenturze. Gdy usłyszała o warunkach mojej pracy i późniejszej aplikacji, stwierdziła jednak, że ona jako rezydent to nie ma aż tak źle, porównując do aplikantów i studentów prawa.

Pracowałam przez praktycznie cały okres studiów aby odciążyć rodziców. Chciałam pracować w zawodzie więc startowałam od, jak się potem okazało, darmowych praktyk (za które miałam dostać 400 zł pensji, której nigdy nie ujrzałam, a nie spisałam żadnej umowy przed podjęciem praktyki wierząc, że zawody zaufania publicznego nie robią w balona własnych protegowanych).

Potem kilka prac. W żadnej nie miałam umowy o pracę, a wszystko było zleceniami i to jeszcze lewymi (np. według jednej rozpiski pracowałam 3h dziennie, gdy w rzeczywistości było to 8h). Ale jak miałam zostać bez wypłaty, a potem zastanawiać się co zjeść, tak wolałam zacisnąć zęby.

Potem zaczęłam być uświadamiana przez aplikantów i przez samych radców prawnych/notariuszy, że na aplikacji nie mam liczyć na poprawę zarobków ani umowy o pracę. Sama aplikacja to był koszt ok. 5500 zł/ rok, gdy myślałam o aplikacji notarialnej. Potem doszły do tego inne aspekty, jak chęć posiadania przeze mnie dwójki dzieci koło 30. Koleżanka aplikantka opowiedziała mi o swojej koleżance, która wpadła będąc na aplikacji- została bez pracy (bo zlecenie) i finalnie aplikację musiała zawiesić, bo nikt ciężarnej aplikantki nie chciał.

Na 4 roku studiów stwierdziłam, że moje marzenia o wielkiej karierze i moje wysiłki co do kształcenia się, zdobywania praktyki w kierunku prawa, nie dadzą mi tego na co liczę. Studia skończyłam, poszłam na kursy księgowości i compilance (które wtedy były stosunkową nowością) i nie żałuję.

Co jednak mnie irytuje? Powroty do rodzinnej miejscowości i to, że ludzie nie wierzą mi w moją historię. Gdy ich pociechy pytają mnie o studia i pracę, mówię aby wybrały inny kierunek, bo my z tego małego miasta nie mamy środków, aby rodzice utrzymywali nas do skończenia 30 lat praktycznie w całości- więc albo się przepracujemy, próbując godzić studia i pracę, albo zginiemy z głodu. Nikt nie chce mi wierzyć, bo przecież prawnicy utrzymują się sami. Ludzie mówią, że jestem nieporadna. Może to prawda w ich oczach, bo co to za prawnik bez aplikacji. Ale ci ludzie, nie obrażając nikogo, od pługa oderwani prawników znają tylko z TVNu i Marii Wesołowskiej. Ja staram się pokazać ich dzieciom prawdziwy obraz, aby zdecydowały w pełni świadome czy chcą iść w to dalej, czy może wolą inną drogę.

studia praca

by ~prawni1234k
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Mumei
10 10

Współpracowałam z adwokatami i potwierdzam, że jest to bardzo toksyczne środowisko i rodzinna mafia. Dla kogoś bez znajomości jest bardzo trudno się wybić, a aplikantów bardzo wykorzystują. Pomagałam przy organizacji egzaminy adwokackiego i brałam udział w pracy komisji egzaminacyjnej. Moja komisja uwaliła prawie połowę kandydatów przez jednego uja, bo jak on to stwierdził, że on sam znał wszystko tylko do egzaminu, a teraz orientuje się tylko w swojej dziedzinie prawa. Od aplikantów wymaga super szczegółowej wiedzy z swojej dzienny (wiedzy którą zdobywasz x lat w tym siedząc), a nie takiej ogólnej, co pozostali nie mieli problemów. Więc, ja nie mam zbytnio szacunku do tej grupy zawodowej, która jak się mówi potocznie wyżej sra niż dupę ma. Chociaż zdarzały się spoko wyjątki, ale to bardzo mały odsetek.

Odpowiedz
avatar Ohboy
8 8

@Mumei: Ja znam sporo osób z tego środowiska i jeśli chodzi o znajomych, to są bardzo fajni ludzie, ale ponad połowa jest z rodzin prawniczych. Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby, które nie miały pleców, a którym mimo to udało się zaistnieć w zawodzie. Ale egzamin adwokacki jest pisemny, więc jakim cudem doszło do tego uwalenia kandydatów, skoro odpowiedzi nie zależą od widzimisię jednego członka komisji?

Odpowiedz
avatar Mumei
0 0

@Ohboy: Dana dziedzina jest sprawdzana w parach, więc bywa tak, że jeden wystawi 2, a drugi 3 i bierze się z tego średnią. Potrafi być 2 i 4 np. wtedy muszą uargumentować skąd taka różnica. Czasami uda się wyciągnąć na pozytywną ocenę, a czasami nie. Stąd warto się zawsze odwoływać, bo wtedy inne osoby to sprawdzają.

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
7 7

Moi rodzice mają przyjaciół z czasów szkolnych. Ciocia jest prawnikiem, wujek prokuratorem. To są chyba najspokojniejsi i najmilsi ludzie jakich znam. Swoim dzieciom odradzili prawo bo wiedzą jak to wszystko wygląda. Mimo, że zapewne ich dzieci miały by duże możliwości w zawodzie ze względów rodzinnych. Dzieciaki bardzo mądre, poszły na inne kierunki i są szczęśliwe :) Jak nie raz wujka słuchałam jak wyglądają sprawy karne od środka, to nie dziwię się że odradzają swoim dzieciom się w tym babrać.

Odpowiedz
avatar gawronek
2 2

Mój ojciec jest adwokatem - odkąd zacząłem rozważać swoją przyszłość i studia to ciągle słyszałem że mam nie iść na prawo jeśli mi miłe zdrowie psychiczne. Swoją drogą prawo już dawno nie jest elitarne na skutek ilości absolwentów wypuszczanych rok do roku z wieeeelu uczelni. 200, 300 osób na jedno miejsce na aplikację to codzienność. Nie masz pleców? Zostaje ci prawnik-Janusz i jakaś mała wioska (nie obrażając małych wiosek). O kancelariach w Wawie, Wrocku czy Trójmieście można zapomnieć bez znajomości.

Odpowiedz
avatar Crannberry
10 12

Ludzie to by chcieli i rubla zarobić, i wianka nie stracić. Żeby dziecko miało elitarny zawód, którym można pochwalić się sąsiadom (lekarz, adwokat, pilot odrzutowców), ale żeby od matury było niezależne finansowo. A tu się nie da, bo zdobycie uprawnień do wykonywania tego elitarnego zawodu jest długie i kosztowne. Nie mam w rodzinie prawników, ale mam młodego lekarza, bez "pleców". Liczy na to, że koło trzydziestki w końcu uda mu się wyjść rodzicom z kieszeni.

Odpowiedz
avatar Bryanka
7 7

Jak tak słucham i czytam co się odwala w tych elitarnych zawodach, to cieszę się z tego co mam. Od dziecka lubiłam sadzić, zbierać i dłubać w ziemi, i teraz też sadzę, zbieram i dłubię w ziemi.

Odpowiedz
avatar Nasher
-5 5

Tak wlasnie sie dzieje jak uczelnia wyzsza jest za latwo dostepna (darmowa). Idzie praktycznie kazdy, nie wazne ze nie ma pojecia jak sie utrzyma, ze bedzie albo siedzial na garnuszku rodzicow albo zapierniczal na etacie godzac go z nauka. Godzic sie na smieciowe umowy czy nawet na brak umowy i narzekac?

Odpowiedz
avatar szafa
3 3

no tak, lepiej żeby tylko bogaci mieli szansę na wykształcenie specjalistyczne. A biednym się będzie mówić, że to ich wina, że biedni "bo mogli się uczyć"

Odpowiedz
avatar Nasher
-1 1

@szafa szanse na studiowanie ma kazdy. Ja z bogatej rodziny nie pochodze, na studia poszedlem ale rownolegle zarabialem zebym mial za co sie utrzymac. Nie narzekalem tylko zapierdaaalalem. A do tego zeby godnie zarabiac nie trzeba wcale wyksztalcenia wyzszego.

Odpowiedz
avatar szafa
5 5

Skąd ja to znam :). Też elitarny kierunek (ale rzeczywiście elitarny, za moich czasów było ok. 30 absolwentów rocznie na cały kraj) i pracuję w markecie. Większość ludzi, ba, wszyscy, robi wielkie oczy, bo jak to, mam taką specjalistyczną wiedzę i w markecie pracuję? Ano pracowałam w zawodzie, CV mam upchane doświadczeniem jak poduszki wiejskie pierzem, a i tak człowiek zdychał z głodu, bo w moim zawodzie, jak się nie "przebijesz" (czyt. nie masz zajebistych zdolności sprzedania się tudzież znajomości) to albo pracujesz za bułkę za godzinę albo w jakimś kołchozie, gdzie musisz być dostępny 24/7. Nie, dzięki.

Odpowiedz
avatar user69
1 1

Jak notariusz można wyżyć na spokojnie w dużym mieście. Te bachory niepotrzebnie tylko, bo to same kłopoty i kasy udzie na to za dużo. Zmarnowałaś szansę przez gówniaki na godne życie.

Odpowiedz
avatar Hobbit
2 2

Czym się różni młody prawnik od balkonu? Balkon utrzyma czteroosobową rodzinę.

Odpowiedz
avatar dayana
2 2

Uroki małych miejscowości - tylko lekarz lub prawnik. Oba te kierunki wymagają finansowania dziecka do 30 roku lub dłużej :)

Odpowiedz
Udostępnij