Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Salony sukien ślubnych. Co mogłoby pójść nie tak? Cudowny czas poszukiwań tej…

Salony sukien ślubnych. Co mogłoby pójść nie tak? Cudowny czas poszukiwań tej jednej jedynej wymarzonej sukienki. Sama radość i dla Panny młodej i dla towarzyszy. Nic bardziej mylnego. Ilość chamstwa, krętactwa z jakimi się natknęliśmy przekracza ludzkie pojęcie. Jeśli nie byłoby przy tym faceta (Postanowiliśmy szukać razem - ja i narzeczona), który, gdy miarka się przebrała potrafił zawalczyć o odpowiednie traktowanie, to sądzę, że suknia do teraz byłaby niewybrana.
Wiem, facet gadający o sukienkach. A może to będzie jednak inne i dzięki temu ciekawe spojrzenie?

Salon 1: "Czy Pani jest umówiona?"

Na początku wybraliśmy się do galerii, gdzie salonów sukien jest co najmniej kilka. Nie mają stron internetowych. Wiedząc, że na przymierzanie trzeba się specjalnie umówić postanowiliśmy wybrać się i popatrzeć co jest i zdecydować gdzie warto się umówić, a gdzie nie. Nasz błąd. Otóż żeby oglądać suknie wystawione w salonie też trzeba się umówić. Na przymierzanie. Na całą godzinę. Nawet gdy po obejrzeniu nie będzie co przymierzać. Rozumiem taka politykę firmy tylko z tego powodu, że przyszła Panna młoda, która akurat jest umówiona chciałaby być po prostu w salonie sama. Często były to jednak miejsca, gdzie było po kilka przebieralni, więc siłą rzeczy kręcili się tam różni ludzie towarzyszący pannom młodym. Najczęściej byliśmy wypraszani ze słowami "proszę się umówić!".

Salon 2: "Tej sukienki nie mamy do przymierzenia, ale można ją zamówić"

Tym razem w salonie strona internetowa piękna i obszerna. Bardzo przejrzyście pokazane sukienki pod różnym kątem na pięknych modelkach. Duży salon i bardzo duży wybór. Gorzej było jednak kiedy umówiliśmy się do tego salonu ponieważ więcej niż połowy sukienek nie było na stanie do przymierzenia. I to wcale nie chwilowo tylko w ogóle niektórych nigdy nie będzie. Sukni ślubnej raczej nie kupuje się bez przymiarki, bo wtedy kupuje się tak naprawdę kota w worku. Najgorsze było to, że nie mieli sukienek, które wykorzystywali w kampanii reklamowej i chwalili się nimi na stronie internetowej w pierwszej kolejności. Kiedy spytaliśmy się gdzie te sukienki są do przymierzenia powiedzieli że w krajach na zachodzie, gdzie te sukienki poszły na eksport. Brak słów.

Salon 3: "Pani i tak nic nie kupi"

Jeden jedyny raz narzeczona poszła do salonu sama. Od samego początku pani obsługująca była nieuprzejma. Wybrała kilka sukienek nieszczególnie kierując się wskazówkami narzeczonej co do tego które jej pasują i które jej się podobały w internecie. Po przymierzeniu 3 sukienek które były ciężkie i niewygodne, narzeczona wyraźnie powiedziała że są ciężkie i chciałaby przymierzyć tę jedną, która z zaproponowanych przez panią pokrywała się z jej preferencjami. Pani na to odparła, że panny młode brały ślub w takich sukienkach w lecie i nie narzekały. Dodała też że moja narzeczona w tym salonie nic nie kupi i lepiej żeby sobie już poszła. Tak też zrobiła. Do dzisiaj nie wiemy o co chodziło.

Salon 4: Znana projektantka

W salonie pewnej znanej projektantki szatnie miały około 1,5 m kwadratowego wielkości. W takiej szatni zmieścić musi się konsultantka, panna młoda i co najmniej kilka często niemałych sukienek. W salonie takich przymierzali było 8(!), przy czym standardem są dwie, maks. 4. A tutaj powierzchnia salonu była malutka. Dodam, że to salon w stolicy. Było to totalnie niewygodne. Oprócz tego sukienki były po prostu zniszczone poprzez wielokrotne przymierzanie. Ceny zaczynały się od 8000 w górę. Od takiego miejsca wymaga się jednak pewnej jakości.

Salon 5: Mamy tylko rozmiar 38!

Pani w salonie przywitała nas słowami że mają tylko rozmiar 38 patrząc pogardliwym wzrokiem na moją narzeczoną ubrana w grubą bluzę z kapturem ode mnie (było zimno). Zgodnie z prawdą odparła że właśnie taki nosi i zaczęła przeglądać wieszaki. (Swoją drogą posiadanie sukienek tylko w jednym rozmiarze to w salonach norma. Współczuję wszystkim pannom młodym w rozmiarze 40 i więcej bo nic nie przemierzają. Podobny problem mają kobiety w rozmiarze 34 i mniej). Przy każdej kolejnej sukience do której moja narzeczona pochodziła, Pani ekspedientka informowała ją że to też jest 38 i w ta sukienkę nie wejdzie. Aż cisnęło się na usta: to co mamy zrobić? Wyjść? Ostatecznie podała nam łaskawie przymierzyć jedną z nich. Nie było oczywiście jakaś szczególna ale co ważne w tym etapie historii: na rozmiar pasowała idealnie. Pytanie brzmi: o co chodziło?

Salon 7: "Proszę poczekać chwileczkę"

Przychodząc punktualnie co do minuty pani zapytała nas, czy moglibyśmy poczekać 15 minut bo jedna panna młoda właśnie się zdecydowała na sukienkę i chciałaby podpisać z nią umowę. Troszkę niechętnie, ale oczywiście się zgodziliśmy. Uznaliśmy że w 15 minut spokojnie obejrzymy co jest na stanie i wybierzemy co będzie przymierzane. Po 30 minutach mieliśmy cały salon obejrzany 3 razy i postanowiliśmy spytać jak długo potrwa jeszcze te 15 minut. Pani powiedziała że dosłownie już kończy i się nami zajmuje. Po kolejnych 15 minutach i przyjściu kolejnej panny młodej "tylko na podpisanie umowy" postanowiliśmy że po prostu wyjdziemy i nie będziemy przeszkadzać. Szkoda tylko zmarnowanego czasu bo mogliśmy umówić się do innego salonu.

Salon 8: Cena z kosmosu

W pewnym salonie narzeczona znalazła sukienkę która okazała się być tą jedyną. Wiedziała mniej więcej ile w sukienka kosztuje. W mieście w którym mieszkamy tylko jeden salon posiadał sukienki z tej kolekcji. Przymiarka i wszystko przebiegło super, problemem okazała się cena. Pani zażyczyła sobie cenę prawie 2000 wyższą niż standardowa. Narzeczona dzwoniła do salonów w innych miastach pytając o ten konkretny model i o cenę. Wszędzie była niższa. Uznaliśmy że taniej i lepiej wyjdzie kilka razy pojechać na wycieczkę do innego miasta i przy okazji spędzić fajnie czas i kupić w nim sukienkę niż przepłacić.

Wszystkie wyżej wymienione salony i pozostałe: Dekolt do pępka
Ja wiem że moda się zmienia i nie ma teraz rzeczy których nie wypada. Sam mam mieszane uczucia jak patrzę na pannę młodą w kościele która ma dekolt do pępka i drugi na plecach aż do tyłka, rozcięcie do połowy uda i prześwity w talii. Jeśli jednak panna młoda prosi o małą personalizację, a prawie zawsze prosi, jest to możliwe i tą personalizacją jest dwa razy mniejszy dekolt. Pani w salonie może wyrazić swoje zdanie, jeżeli uważa, że większy dekolt wygląda lepiej, ale jeżeli panna młoda obstaje przy swoim po prostu zrealizować to życzenie. Oczywiście pod warunkiem, że konstrukcja sukienki tego nie uniemożliwia. To jest jasne. Aż tyle i tylko tyle.

Za piekielny uważam fakt że suknie ślubne w ogóle wyglądają tak wyzywająco, ale rozumiem że gusta są różne więc nie krytykuję faktu że sukienki tak wyglądają, ale to że trudno jest to zmienić jeżeli ma się ochotę, bo ekspedientce tak się podoba.

Życzę powodzenia wszystkim przyszłym pannom młodym. Kupno sukienki to zdecydowanie trudniejsze przedsięwzięcie niż myślałem.

salon sukien ślubnych

by ~Hejhokret
Dodaj nowy komentarz
avatar Bradzio
6 8

@kierofca A co jeśli ja po prostu lubię pomagać mojej ukochanej? Myślę, że jej dobre samopoczucie jest warte więcej niż cokolwiek innego.

Odpowiedz
avatar Error505
2 2

@Bradzio: Wychodzi z Ciebie brak doświadczenia. ;)

Odpowiedz
avatar Ohboy
9 9

Rynek ślubny to w ogóle mocna patologia... Dwa razy pomagałam przy organizacji i już do końca mi obrzydło.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 11

Niech sobie narzeczona wybierze suknię z katalogu i uszyje u krawcowej. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że będzie taniej. I bez fochów.

Odpowiedz
avatar Crannberry
6 10

@metaxa: tylko że zanim się uszyje, trzeba najpierw przymierzyć coś gotowego, żeby zobaczyć, jaki fason pasuje do naszej sylwetki. Bo bardzo często coś sobie wymarzymy, a po przymierzeniu okazuje się, że wyglądamy w tym jak pół dupy zza krzaka. Szycie w ciemno jest ryzykowne

Odpowiedz
avatar Balbina
9 9

@Crannberry: Moja córka całe swoje zycie chciała mieć sukienke jak z bajki. No,zeby czuła się jak księżniczka. Pewnie myślała też o motylkach latających dookoła:). No i jak zaczęła przymierzać to w takich wyglądała nieciekawie(dupa zza krzaka jak najbardziej) I na dodatek w białej jej po prostu nie było widać. Tylko tą biała masę. Przymierzyła syrenke(bez tych trenów) beżową i wyglądała jak milion dolarów. I księżniczka poszła się bujać.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 lutego 2022 o 18:58

avatar Bradzio
0 2

@metaxa To też niestety jest trochę kupowanie kota w worku. No i nigdy nie dostaniesz idealnie takiej samej koronki jak w katalogu.

Odpowiedz
avatar timka
-1 1

@KatiCafe: Może akurat tam znalazłaś taką, która Ci się podobała. Moje dwie koleżanki wychodziły za mąż w odstępie kilku lat i wysyłały mi zdjęcia sukienek. Ja żadnej z nich bym nie ubrała bo większość kompletnie nie wyglądała jak suknia ślubna. Jak dla mnie to porażka.

Odpowiedz
avatar krolJulian
4 4

@KatiCafe ja akurat z moim facetem byłam w dwóch salonach na przymiarkach, ma swój gust i dobre oko - co wzbudza szok i niedowierzanie wśród pracownic :D Ale w kontekście historii - weszłam raz na szybko do salonu w moim mieście, bo miałam się wkrótce wybierać do Wawy oglądać dość tanie sukienki i chciałam ostatecznie wiedzieć że u siebie nic ciekawego nie znajdę, a w Wawie już zadecyduję - pani obejrzała zdjęcia z warszawskiego salonu i stwierdziła, że w takich sukienkach będę wyglądać źle, bo, cytuję „mam trochę ciałka” (75kg przy 168, więc chyba jednak nie jestem z kategorii plus size), i ona mi chętnie zaproponuje sukienki z wieszaka bo akurat ma kilka dużych rozmiarów. Poczułam się generalnie jak słonica, co akurat w salonach jest normą, bo o ile na co dzień noszę te 38-40, tak w sukienkę ślubną rozmiar 38 nie mam szans się wcisnąć. Ostatecznie szyję sukienkę u dziewczyn które dopiero co otworzyły biznes, poświęcają mega dużo czasu na każdą klientkę, a sukienki które mają przygotowane na bardzo szczupłe modelki dziwny trafem są dobre również na mnie i nie ma gadania „że mam trochę więcej ciałka”

Odpowiedz
avatar Ohboy
5 5

@krolJulian: Powiedzenie komuś, że jest za gruby do sukienki to żenada na całej linii. Wiadomo, próbki są zazwyczaj w mniejszym rozmiarze, ale dopóki nie przyjdzie ktoś naprawdę XXL są metody, żeby taką sukienkę dało się przymierzyć. Po to ci ludzie są w salonach, żeby pomóc. Ale, jak widać, zatrudniają tam byle kogo, kto potrafi ubrać tylko szczupłe, "bezproblemowe" ciała.

Odpowiedz
avatar singri
4 4

@krolJulian: Gdybym miała kupować suknię ślubną, też bym chłopa zabrała. Nikt inny mi tak szczerze nie powie, w czym dobrze wyglądam.

Odpowiedz
avatar Bradzio
0 0

@KatiCafe Dlaczego masz takie złe zdanie o facetach? Istnieją tacy, którzy nie uciekają jeśli narzeczona prosi o pomoc - jakakolwiek pomoc by to nie była. Nawet poszukiwania sukienki. Uważam, że sukienka ze sklepu z sukniami wieczorowymi to fajny wybór. Problem polega na tym, że nie jest szyta na miarę. A zarówno księżniczka jak i rybka powinny być dopasowane idealnie - wtedy wyglądają najlepiej. Jeśli nie marzysz ani o jednym ani drugim fasonie - najlepszy wybór.

Odpowiedz
avatar krolJulian
1 1

@Ohboy tak właśnie jest i dla osób które mają problem z akceptacją własnego ciała taka wizyta, która w założeniu ma być świetną zabawą, staje się koszmarem. Mi było dość przykro, teraz raczej się śmieję z całej sytuacji, aczkolwiek w głowie tli się myśl „widzisz, wszyscy widzą że jesteś gruba, weź się za siebie”

Odpowiedz
avatar Ginsei
1 1

@KatiCafe: gdzie byłaś, kiedy z narzeczonym chodziłam szukać sukienki? Biedak nie wiedział, że powinien uciekać gdzie pieprz rośnie :D Też się zdecydowałam na obecność partnera, bo on nie ma oporów, by powiedzieć mi, co jest ok, a co nie. A poza tym chciałam też podobać się jemu, w końcu to z nim organizuję ślub, a nie z mamą, czy przyjaciółką. A z szyciem też różnie bywa, ja przyniosłam dziewczynom cały projekt (nie profesjonalny, sama rysowałam, jak miała wyglądać, łącznie z umieszczeniem koralików), wyjaśniłam, jak chciałabym, by sukienka się w tańcu zachowywała (głównie chodziło o to, by spódnica przy obrotach szalała :D), a i tak dostałam co innego. Niestety nie było już czasu, by coś pozmieniać: ponoć mam takie dziwne plecy, że za jedną wizytą panie nie pozszywały materiału według (własnych) wytycznych, tylko "jak im się wydało, że powinno być".

Odpowiedz
avatar digi51
0 0

@Ohboy: No, ale to dokładnie tak, jak wszystkie sieciówki odzieżowe. Jesteś szczupłą dziewczyną o wzorcowych proporcjach? Przebierasz w kieckach. Masz nietypowe proporcje lub jesteś powyżej rozmiaru 40 (niby większość sieciówek typową rozmiarówkę ma do 42 - ale de facto jest to mniejszy rozmiar)? No to nie wiem, szyj se na miarę ale kombinuj. Ja, niestety, mam dość szerokie biodra. I nawet nie jestem typową gruszką z małym biustem i wąziutkimi ramionami, ale pewna dysproporcja między górą, a dołem jest. Nie mówię, że tania sieciówka ma mieć ten sam wariant sukienki dla każdej figury - wiadomo tak się nie da. Ale ja w normalnej cenie byłam w stanie ubrać się tylko w jeden typ sukienki, mianowicie fit and flare. Inne albo wisiały na górze albo były za ciasne na dole. Te fit and flare za to były groteskowo szerokie na dole, więc z nich zrezygnowałam. Musiałam przerzucić się na "worki" z paskiem. Szczęśliwie znalazłam kilka sklepów, które sprzedają sukienki, w których nawet kobieta o moich proporcjach wygląda sensownie. Wszelkie haendemy, niu jorkery etc omijam z daleka - przynajmniej jeśli szukam sukienki.

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 0

@digi51: Jestem właścicielką szerokich bioder i dużego biustu (przy czym talia jest znacznie mniejsza), więc doskonale znam te bolączki. :) Chyba najbardziej wkurza mnie, że rozmiarówka tak naprawdę nic nie znaczy. I to nawet nie w różnych sklepach, a w jednym sklepie rozmiar różni się w zależności od sukienki. Ostatnio zamówiłam dwie - w jednej miałam luz, w drugiej nie zapięłam biustu. Ten sam rozmiar... No, ale o ile zrozumiem, że w sieciówkach mają to w nosie i stawiają na ilość, nie jakość, o tyle w sklepie z sukniami ślubnymi? Te suknie są nieproporcjonalnie drogie, a różne zmiany i dodatki sprawiają, że są jeszcze droższe. Bycie chamem w tej sytuacji to już naprawdę porażka. @krolJulian Panny młode to dosyć specyficzne klientki, które przygotowują się do czegoś, co teoretycznie ma być jednym z najpiękniejszych momentów w ich życiu. Wiadomo, że wiąże się to z ogromnym stresem i niepewnościami, więc takie zachowanie jest naprawdę nie fair, @singri Chyba powinnam zacząć oferować swoje usługi w necie - nigdy nie powiem komuś, że ładnie wygląda, jesli nie wygląda. Ale zrobię to bardzo uprzejmie ;D

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 1

@digi51: widzę, że mamy podobny typ sylwetki - góra drobniejsza niż dół oraz spora różnica między talią i biodrami (ja mam proporcje powiedzmy 90-70-100). Potwierdzam, szukanie ubrań w sieciówkach to dramat. Z sieciówkowych sukienek pasuje faktycznie tylko fason fit and flare, ołówkowa wygląda groteskowo - w biuście w miarę ok, na tyłku pęka w szwach, w talii odstaje na kilometr. Spodnie to samo - nie można wbić nóg w nogawki, w talii odstają. Rekord zaliczyłam kiedyś w Mango - z jednego modelu spodni przymierzyłam rozmiary aż do 44 i w żadnych nie udało mi sie przecisnąć stopy przez częśc łydkową. To przepraszam, na kogo to szyją? Dwie marki, które odkryłam, gdzie ubrania pasują na moją sylwetkę i nie muszę ich przerabiać to sukienki Ralph Lauren (od Donny Karan też fajnie leżą, ale maja zdecydowanie za słąbą jakość jak na swoją cenę) i spodnie od Hugo Bossa (mieszczą sie uda, dobrze leżą na tyłku i są dopasowane w talii). Niestey dopiero marki premium biorą pod uwagę, że przeciętna kobieta różni sylwetką od manekina. Zamawiam głównie na Zalando, bo często mają spore obniżki i można ciuchy upolować w miarę sensownych cenach.

Odpowiedz
avatar Heksa
1 1

@digi51: tak naprawdę, tabela rozmiarowa jest próbą wypośrodkowania wymiarów. A co do różnic tego samego rozmiaru, to jestem krawcowa i moge odpowiedziec na to pytanie. Kiedyś szylam na zamowienie 3 spódnice klasyczne. Korzystałam z tego samego wykroju, ale mialam 3 różne tkaniny. W czasie przymiarki okazało się że :jedna spódnica leży idealnie, druga jest za ciasna, trzecia jest za szeroka. Każda tkanina układa się inaczej na sylwetce. Rodzaj włókna i splot tkaniny, też odgrywaja rolę. I na koniec fason. Ja dlatego nie kupuję ubrań przez internet. Bo muszę ocenić tkaninę, przymierzyć ubranie i ocenić czy dam radę dopasować jeśli cos jest za duże lub ciasne.

Odpowiedz
avatar Error505
0 0

@Ohboy: Tak mnie zainteresowało. Jakie to metody? Bo wydawało mi się, że lepiej mieć na stanie takie, które statystycznie będą za duże.

Odpowiedz
avatar Alien
6 6

A ludzie się dziwią, że marzy mi się ślub w zwykłych dżinsach i bluzie...

Odpowiedz
avatar Crannberry
6 8

Chyba nie ma drugiej tak patologicznej branży pod względem krętactw i naciągania jak ślubna, a salony z sukniami to osobny krąg piekieł. Rzeczy, na które kobiety najczęściej skarżą się na forach ślubnych to: - Zmierzenie wzrokiem zaraz po wejściu i komentarz "na panią nic tu nie mamy" - Suknie do przymiarki dostępne tylko w rozmiarze 34, a jeśli, podobnie jak 90% społeczeństwa, nosisz inny rozmiar, musisz "sobie wyobrazić, jak będzie na tobie wyglądać" i zamówić w ciemno - Suknie w ogóle dostępne tylko w rozmiarze 34 - jeśli nosisz większy, to schudnij, albo "wal się słonico" - Opłata np. 100zł za przymierzenie każdej sukni (WTF???) - Wyszczuplające lustro w przymierzalni i zakaz robienia zdjęć, żebyś przypadkiem nie zobaczyła, jak naprawdę w tej sukni wyglądasz - Po horrendalnym okresie oczekiwania wciskanie podróby z AliExpress jako oryginalnej zamówionej sukni (może też po to był ten zakaz robienia zdjęć) Sama miałam przygodę z suknią przed moim pierwszym ślubem. Znany salon sukien ślubnych przy krakowskim rynku. Wybrałam zwiewną, jedwabną suknię hiszpańskiej marki. W sklepie mieli tylko rozmiar 38 (akurat mój), przymierzyłam, leżała jak rękawiczka. Zamówiłam, wpłaciłam zaliczkę i kazano mi czekać 9,5 miesiąca na gotową suknię (że podobno to normalnie tyle trwa). Po tych 9 miesiącach z hakiem (miesiąc przed ślubem) przyleciałam do Polski, pojechałam z rodzicami do salonu po odbiór, przymierzyłam, leżała idealnie, wpłaciłam resztę pieniędzy. Pani poszła na zaplecze zapakować suknię i przyniosła ją szczelnie ofoliowaną i włożoną do pokrowca. Rodzice zawieźli suknię do domu, ja wróciłam do Irlandii. 2 dni przed ślubem przyjechałam do rodziców, rozpakowuję suknię i zonk. Niby podobna, ale nie do końca. Inny materiał (poliester zamiast jedwabiu), dekoracje, jakość wykonania i rozmiar. Niby na metce było 38, ale w rzeczywistości jakby 34. Nie udało się jej zapiąć. Odpowiedź salonu? "Suknia na pewno ta sama, wydziwiam, spasłam się pewnie i szukam winnego". Po wycięciu wszystkich halek, gorsetów i zostawieniu tylko zewnętrznej warstwy materiału, udało mi się w nią wbić na tyle, że wytrzymałam kościół i zdjęcia. Wesele spędziłam w białej sukience z sieciówki, którą udało mi się kupić w ostatniej chwili. Za drugim razem w małym, lokalnym salonie w rodzinnym mieście kupiłam suknię polskiego producenta, za 1/3 ceny tamtej poprzedniej. Była gotowa po chyba 2 miesiącach i dokładnie ta, którą mierzyłam i bez problemów z rozmiarem. Po ślubie udało mi się ją sprzedać na niemieckim odpowiedniku OLX, drożej niż kupiłam.

Odpowiedz
avatar Balbina
4 4

@Crannberry: Ale jaja. Noż trzeba nawet tam patrzeć na ręce.

Odpowiedz
avatar digi51
7 7

@Crannberry: Wybitna perfidia. Wykorzystywanie tego, że przed ślubem człowiek jest pod presją i w nerwach. Oddawanie sukienki na ostatnią chwilę, aby w razie czego panna młoda nie ośmieliła się reklamować, bo zostanie z niczym. Jak będę miała brać ślub to już chociaż wiem, żeby te salony "ąę" omijać

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
3 3

@digi51: może właśnie dlatego nie warto wspominać, kiedy ślub? albo podać jakąś datę parę miesięcy przed. Ten absurdalny okres oczekiwania jak u Cranberry to taki na wyrost i z tego co ona opisuje, celowo zawyżony, żeby panna młoda pod presją nie mogła już nic z tym zrobić.

Odpowiedz
avatar Ginsei
3 3

@digi51: jak ja szukałam sobie sukni ślubnej, to w takich salonach "ą ę" znajdowałam kreacje wyglądające jak halki albo koszule nocne, które cenowo szybowały wyżej niż sukienki-księżniczki z perełkami :D Tak więc... czasem takie salony to po prostu stan umysłu.

Odpowiedz
avatar Crannberry
2 2

@digi51: @Ginsei: Do salonów ąę, jeśli nie nosi się rozmiaru 32-34, to w ogóle nie ma nawet co wchodzić, bo spojrzą na ciebie jak na słonicę, i z obrzydzeniem na twarzy powiedzą, że "oversajzów nie robią". Ten salon, który mnie wtedy orżnął, to nawet nie było jakieś nie wiadomo co. Sieciówka (o nazwie jak ikona muzyki pop) z sukniami Pronovias i LaSposa, czyli raczej średnia półka. Nie sklepik u Grażyny, ale też nie jakieś wypasione atelier. Zdecydowałam się na niego zresztą tylko dlatego, że zamarzyła mi się zwiewna suknia w stylu "greckim". Ten styl w tamtym czasie dopiero powoli wchodzil na rynek, a u lokalnych Grażyn wciąż królowały syrenki i księżniczki, które mi wówczas kompletnie nie pasowały do sylwetki

Odpowiedz
avatar Jagodzianka_
0 0

@Crannberry ciekawe, że tak Cię potraktowali. Kupiłam w 2016 roku z odbiorem w 2017 suknię ślubną w warszawskim salonie tej sieci. Sukienka przyjechała miesiąc przed ślubem, był czas na poprawki. Na obsługę narzekać nie mogę, wszystko było bardzo profesjonalne, nikt nie komentował mojej figury a zamawiając sukienkę nosiłam rozmiar 42. Zamówili rozmiar 44 aby ją dobrze dopasować a musieli zmniejszyć do 40. No i sukienka była dokładnie taka sama jak ta mierzona i zamówiona. Generalnie mam bardzo dobre wspomnienia jeśli chodzi o ten salon.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

@Crannberry: trzeba patrzec na rece i prosic, by zapakowali przy tobie, porazka :/ wyrazy wspolczucia

Odpowiedz
avatar Ginsei
0 0

@Crannberry: To mnie akurat nie wyganiali, choć byłam poza 34. Ale to było... dekadę temu, więc może jeszcze nie wpadli na takie świetne zachęcanie klientek?

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 0

@Jagodzianka_: jedno drugiego nie wyklucza. Mówimy co prawda o tej samej sieci, ale o dwóch różnych sklepach, w dwóch różnych miastach w odległości czasowej prawie dekady. Nawet w samym Krakowie w tamtym czasie były dwa salony tej sieci, jeden na Floriańskiej, jeden przy rynku, I jak się później dowiedziałam, miały skrajnie różne opinie. Na Floriańskiej ponoć jak najbardziej wart polecenia, a ten przy rynku właśnie nie bardzo. @Ginsei: mnie też nikt nie wyganiał. Ja swoją pierwszą suknie kupowałam w 2009, wtedy królowało 38, ale inne rozmiary też chyba były w miarę dostępne. Kult 34 to obecne czasy, Ale to wiem tylko z drugiej ręki, bo osobiście temat mnie już nie dotyczy.

Odpowiedz
avatar piffling
0 0

@Crannberry: ja co prawda ślubu nie brałam, ale chodziłam na przymiarki jak byłam świadkową przyjaciółki, w salonie tej marki (gdzie koniec końców kupiła sukienkę) była najlepsza obsługa. Koleżanka (rozmiar 40) nie została potraktowana jak słonica (jak było w poprzednich salonach), bez problemu mogła wszystko przymierzyć (inny salon się nie zgodził "bo rozmiar za mały i zniszczy", a tutaj bez problemu, pani powiedziała że ma przymierzać, jak coś się zniszczy to ich zmartwienie), byłyśmy też same w salonie. Po ostatecznej przymiarce (2 dni przed ślubem bo koleżanka mieszka w Niemczech) wyszło parę mankamentów i ekspresowo to poprawili na kolejny dzień. Jedyny minus to zakaz zdjęć. Także bardzo dużo zależy od obsługi, bo niby sieć ta sama, a zupełnie inaczej :) A wracając do grzeszków salonów, to w jednym salonie zostałyśmy potraktowane jako klientki gorszej kategorii, dlatego że jesteśmy Polkami, a ponieważ to Szczecin i do Niemiec blisko to salon klientki z Niemiec traktuje jak VIP, a z Polski jak niepotrzebny dodatek :/

Odpowiedz
avatar VAGINEER
2 4

suknie ślubne to scam

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

OK, chamstwo wobec klienta, brak możliwości przymierzenia stroju, mikroprzebieralnie itp., to rozumiem, to są piekielności. Ale nieodpowiadająca ci cena, czy fason? Socjalizm się skończył i jeszcze do końca nie wrócił, każdy sprzedawca ma prawo cenę ustalić, jeśli dla ciebie to za dużo, a sprzedawca nie chce opuścić, to albo płacisz, albo rezygnujesz.

Odpowiedz
avatar Bradzio
0 0

@Jorn Więc zrezygnowaliśmy i pojechaliśmy gdzieś indziej. Nie widzę problemu. Nie podoba mi się sztuczne zawyżanie ceny tak, że z mniejszego miasta wojewódzkiego trzeba jechać do Warszawy, żeby kupić coś taniej. Ale właścicielka salonu ma do tego prawo - tak jak i ja do zrezygnowania z kupna. Gdzie pisałem, że fason mi się nie podoba? Chyba, że chodzi o brak możliwości a raczej niechęć sprzedających do zmian drobnych rzeczy jak głębokość dekoltu. Ale to nie jest fason ;)

Odpowiedz
Udostępnij