Historia, którą przypomniało mi stwierdzenie w komentarzach "przecież jest z czego brać!"
Przełom lat `80 i `90. Byłem w podstawówce. Nie było w domu za bogato, ale wszystkie przybory szkolne były. Między innymi piękny, gruby blok rysunkowy na plastykę, taki z kartkami po których można i kredką, i farbką, i tuszem. Kartek było dość na wszystkie lekcje plastyki w roku, a nawet niemal dwa razy tyle żebym miał zapas na pomyłki. No duma i radość!
Niestety pani od plastyki wymyśliła, że skoro szkoła jest w biednej dzielnicy, to "ci co mają dają tym co nie mają!". Próbowałem dyskutować ale usłyszałem jaki jestem skąpy i niewychowany. Jak to się skończyło? Bardzo szybko bloków nie miało ponad pół klasy. Po co mieli nosić własne i tracić kartki jak mogli dostawać kartki? Ja byłem za grzeczny żeby tak kombinować więc mój blok skończył się w październiku. Moja rodzicielka oznajmiła, że skoro pani od plastyki wprowadziła takie zasady to ja mam teraz brać od kolegów i tyle, nie kupi i już, kupiła mi dość na cały rok.
Na następnej plastyce bloku nie miał już nikt. I komu pani od plastyki zrobiła awanturę i wpisała uwagi? Dzieciakom które pasożytowały od początku? Nie! Mi i kilkorgu kolegom, którzy kartki mieliśmy najdłużej! I wezwała naszych rodziców do szkoły.
Nie wiem jak przebiegło spotkanie rodziców z nauczycielką, ale na następnej plastyce dostaliśmy od nauczycielki nowe bloki, nie takie fajne jak miałem ale całkiem ok, i zasada "ci co mają dają tym co nie mają" została odwołana. Przeprosin, oczywiście, zabrakło.
Wisienka na torcie - po odwołaniu tej zasady okazało się, że wszystkie dzieciaki mogą mieć własny blok rysunkowy.
podstawówka
Widzę, że był to przyspieszony kurs i równocześnie kuracja z socjalizmu.
Odpowiedz@Johny102 to samo miałem napisać:)
OdpowiedzPiękna, po prostu piękna historia jak socjalizm niszczy sam siebie. Ayn Rand by tego lepiej nie napisała. :)
Odpowiedz@glan: Nie piękna jak masz ~10 lat i zbierasz opiiiii za to że ci się kartki skończyły :/
Odpowiedz@bloodcarver: W wieku ~10 lat człowiek się uczy, ta historia to lekcja życia. Twarda i współczuję ale jednak przydatna. Przypomina mi ona historię socjalizujących studentów. Profesor zaproponował im równość w ocenach (każdy dostaje średnią) na co z chęcią się zgodzili. Efekt był identyczny - po paru egzaminach nikt się nie nauczył i cała grupa nie zdała.
Odpowiedzw każdej szkole powinien być taki eksperyment, może jakby dzieci dostały taką lekcję, to by na całe życie zrozumiały, że zasada "wszystkim po równo", mimo obklejenia jej mądrze brzmiącymi ideami, po prostu nie działa w praktyce; co innego raz komuś pomóc, a co innego ciągle pracować/dawać, gdy korzyści czerpie z tego ktoś inny.
Odpowiedz@marcelka problem w tym, że dzieciaki które nie miały, ani ich rodzice, nie dostali żadnej lekcji :/ Ot, zużyli mniej swojego na początku a potem ci niedobrzy którzy mają przestali się dzielić!
Odpowiedz@bloodcarver: dostały lekcję, że w życiu "umiesz liczyć, liczyć na siebie", bo nie zawsze będzie ktoś, kto chce lub może pomóc oraz że żeby coś mieć, trzeba na to zapracować; I może to ich zmotywuje do tego, żeby kiedyś, w przyszłości dołożyć starań, żeby nie być tymi, którzy nie mają i muszą żerować na innych.
Odpowiedz@marcelka Chciałbym w to uwierzyć...
OdpowiedzPrzypomniało mi się jak syn miał na plastyce zajęcia z haftu.Dałam kawał spory lnu,dużo muliny i "oczekiwałam" na radosna twórczość. Wrócił z kawałkiem 15x15.A gdzie reszta? No koledzy i kolezanki nie miały to pani kazała się podzielić. Szlag mnie trafił.Nie o ta szmatkę ale własnie o zachowanie pani. Wie gdzie pracuję,wystarczy dać znać,utnę po odpowiednim kawałku dla wszystkich,dodam mulinę i bedzie to kosztowało grosze. Matki nie beda sobie wyrywały włosów dzień przed zajęciami i na siłę latały po sklepach. Ale po co.Najlepiej zabrać tym co mają i dać tym co nie przyniosły nic.
Odpowiedz@Balbina damn, myślałem że takie akcje to daleka przeszłość.
OdpowiedzJak ja to do bólu znam. Robiliśmy ostrzałki do ołówków - deseczka i papier ścierny. Miałam więcej papieru, więc się podzieliłam. Dostała jedna koleżanka, druga i trzecia. A czwarta mnie zwyzywała od najgorszych, bo z innymi się podzieliłam, a z nią już nie. Nie docierało do niej, że jak dam jeszcze jej, to dla mnie już nie starczy. Byłam tą wredną i koniec. Tyle dobrego, że nauczyciel się nie wtrącał z głupimi pomysłami. A druga rzecz, bardzo podobna, przez którą krew mnie zalewa do tej pory: sadzanie zdolniejszych uczniów z patentowanymi tępakami i nierobami. Dobrze się uczyłam, więc nie mogłam sobie wybrać, z kim siedzę w ławce, tylko pani zawsze sadzała koło mnie jakiegoś patusa, żeby olśniony moim przykładem trochę się podciągnął. W efekcie siedziałam z jakimiś szumowinami, które zrzynały bezmyślnie zadania i praktycznie wisiały mi nad głową i dyszały w zeszyt, na co pani nie reagowała, a nawet była uradowana, że ona już nie musi się z nimi męczyć. Tylko wszawicy się nabawiłam, więcej nic. A tępakom to na dłuższą metę nie pomogło, musiały powtarzać klasę.
Odpowiedz@clockworkbeast: nie da się edytować, tu uzupełnienie do drugiego punku: chodzi o to, że jak masz wiedzę, to również musisz się nią podzielić. Wprawdzie to nic materialnego, ale denerwuje mnie do dzisiaj.
Odpowiedz@clockworkbeast: U mnie w szkole sadzania z tępakami nie było, ale wymyslono, że ci zdolni maja swój czas po lekcjach poścwięcać i chodzić popołudniami do domów tepaków i dawać im darmowe korepetycje. Albo przyjmować ich u siebie. Ale to była jeszcze końcówka PRL.
Odpowiedz@Jorn: serio? korepetycje? to widzę, że jeszcze mi się upiekło, mogłam mieć gorzej... uff, kiedy to było? u mnie też sama końcówka PRL i początek lat 90-tych, no ale mentalnie ludzie jeszcze głęboko w PRLu byli.
Odpowiedz@clockworkbeast: jesteśmy z podobnych roczników. Tez pamietam robienie tych ostrzałek z papieru ściernego i sadzanie w ławce z patusami, które nie wiadomo czemu miało służyć
Odpowiedz@clockworkbeast: to ja też się podzielę, bo historia w temacie. W podstawówce też "chętni" uczniowie mieli zostawać po lekcjach i pomagać tym słabszym. Z racji tego, ze i tak musiałam czekać aż rodzice mnie odbiorą to mi to pasowało i chodziłam pomagać. Potem się przeprowadziliśmy i mogłam wracać do domu pieszo, więc nie uśmiechało mi się zostawać po lekcjach. Obniżono mi zachowanie. Na dodatek jeszcze dostałam opr od ojca (mała miejscowość, każdy każdego zna. Mój tato wiedział jaką ocenę dostanę ze sprawdzianu czy kartkówki jeszcze zanim ja się dowiadywałam i to praktycznie ze wszystkich przedmiotów...). Oczywiście ani obniżenie zachowania ani awantury w domu nie skłoniły mnie do zostawania po lekcjach. Najsmieszniejsze jest to, że korki darmowe nadal dawałam, jak ktoś z klasy mnie poprosił (bo jednak lubiłam te osoby), tylko że u mnie w domu... Ale dorośli mieli to w dupie.
Odpowiedz@clockworkbeast: U mnie to było ok. roku 1985.
Odpowiedzale wiecie, ze to odpowiedz na komentarz do historii o dziewczynie, ktora nie dostala nagrody za wyniki w nauce, nawet nie zostala wyczytana na apelu, w 3 szkolach, bo rodzicow nie bylo stac na Komitet Rodzicielski?
Odpowiedz@bazienka: No i?
Odpowiedz@Balbina: no i tyle, ze te pieniadze sa przeznaczone m.in. na nagrody za dobre wyniki w nauce, a nie dla tych, co zaplacili ktos ze srednia 2,5 tez ma dostac nagrode, bo rodzice zaplacili? przykre jest pomijanie jednej osoby z klasy, ktora ma dobra srednia, ale biednych rodzicow i ta wlasnie pula, do ktorej trafiaja pieniadze, autora zabolala
Odpowiedz@bazienka: Ale w tej historii nie ma nic o nagrodach. Ma tyle wspólnego z tamtą że dzieje się w szkole i o postępowaniu nauczycielki. I jej rozdawnictwa nie swoich rzeczy. Tu nikt się nie składał na bloki,każdy miał to co dostał w domu.Czyli jedni mieli drudzy nie.
Odpowiedz@Balbina: no tak, tylko bloodcarver strzelil bulwers przy komentarzu o skladce do wspolnej puli wlasnie w typie tej historii sama historia jak najbardziej piekielna
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 stycznia 2022 o 21:19
@bazienka No i? Branie sobie cudzego jest tak samo złe, niezależnie czy jest to zrzutka czy wprost od pojedynczych osób.
Odpowiedz