Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jeśli chcecie przeczytać i zrozumieć poniższą historię to bardzo serdecznie proszę, przeczytajcie…

Jeśli chcecie przeczytać i zrozumieć poniższą historię to bardzo serdecznie proszę, przeczytajcie najpierw tą:

https://piekielni.pl/82367

Tam jest cały początek a nie bardzo umiem ją sensownie streścić. Jeśli nie chcecie czytać, to pomińcie obecną, bo stanowi ona jej ciąg dalszy.

Parę tygodni temu Jan poczuł się bardzo źle. Jedna z córek (z wykształceniem medycznym), jak tylko przyszła odwiedzić tatę, natychmiast zadecydowała o przewiezieniu go do szpitala.

Jan lekko ścisnął rękę córki i wyszeptał cichutko:
- Asiu, ja już z tego szpitala nie wrócę...

Córka, widząc stan ojca i słysząc jego słowa czym prędzej pobiegła do matki - Anny. Błagała ją o pogodzenie się z ojcem.
Anna spojrzała na córkę spod oka i odrzekła twardo
- Nigdy w życiu!

Córka nie traciła już czasu. Czym prędzej zawiozła tatę do szpitala w pobliskim mieście.

Jan miał dobre przeczucie. Dwa dni później umarł cichutko nad ranem.

Pogrzeb.

Zawiadomiona przez Joasię Aldona postanowiła, że jedynego brata pożegna i na pogrzeb pojedzie. Bała się, oczywiście, jakiś wtrętów ze strony bratowej, ale to jej nie powstrzymało. Jedyny brat, pożegna go godnie. Pojechała.

W kościele trzymała się z daleka. Jednak, gdy podeszła z wieńcem do ołtarza, aby złożyć go u trumny, wypatrzyła ją Anna. Co zrobiła?

Rzuciła się bratowej na szyję.

-Och Aldonko kochana! Moja siostrzyczko! (?) Ach tak dawno u nas nie byłaś, kochana moja, co się stało, czasu dla rodziny nie miałaś??

Aldona stała sztywno, osłupiała, na oczach rodziny i prawie całej miejscowości (Jan był bardzo lubianą i zasłużoną osobą w miejscowości - prawie wszyscy mieszkańcy przyszli na pogrzeb).

Obłuda bratowej odebrała jej mowę.

Ciąg dalszy miał miejsce na cmentarzu. Padał deszcz. Firma pogrzebowa ustawiła rodzaj wielkiej wiaty dla najbliższej rodziny wokół wykopanego grobu. W centrum wiaty znajdowała się trumna i - oczywiście - Anna. Anna urządziła przedstawienie wielkiej klasy. Szlochała wniebogłosy, ale bez jednej łzy. Każdy z żałobników, jak tradycja nakazuje, podchodził do wdowy i składał jej kondolencje. Anna słaniała się na nogach i lamentowała tak, że ptaki z okolicznych drzew się podrywały do lotu. Tak, jak wspomniałam, nie uroniła jednak ani jednej łzy. Na koniec urządziła przedstawienie z rzucaniem się na trumnę męża.

Po pogrzebie stypa - zamówiony z cateringu obiad dla gości przybyłych z dalszych stron. Aldona poszła. Chciała porozmawiać z bratankami. I znów łzawa scena z „och kochana moja, jak ja cię dawno nie widziałam (ciekawe, czemu). No teraz to już musisz przyjechać do mnie, pogadamy jak siostry(?).

Nie pogadały.

Anna przeżyła męża o zaledwie 2 miesiące.

Wiem, o zmarłych dobrze, albo wcale.

Ale ten teatralny płacz na pogrzebie męża. Męża, z którym pożegnania się i wybaczenia sobie wszystkiego odmówiła tak stanowczo. I to rzucanie się na szyję bratowej, którą wcześniej odsądzało się o czci i wiary, bo (wracamy do wcześniejszej historii) mieszkanie...

by KatzenKratzen
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
9 11

Przeczytałam tamtą historię i tak sobie myślę, że jeśli jest jedna rzecz, która nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, to jest nią ludzka zachłanność. Obrzydliwe to wszystko.

Odpowiedz
avatar Habiel
5 9

Cała historia jest piekielna, ale nie ocenia się żałoby po płaczu na pogrzebie. Gdy zmarła moja ukochana, jedyna babcia, też na pogrzebie nie płakałam (ani na różańcu). Tak samo moja mama i jej siostra. Po prostu ostatni tydzień życia babci był straszny i to że umarła, było dla niej ulgą, dlatego wręcz ucieszyłam się (chociaż brzmi to okropnie) na wiadomość że szpitala że babcia odeszła, bo to oznaczało, że przestała cierpieć.

Odpowiedz
avatar Ohboy
6 10

@Habiel: Masz rację, ludzie różnie reagują w takich sytuacjach, ale tutaj chodzi o to, że kobieta próbowała udawać, że płacze (bo szlochanie oznacza płacz).

Odpowiedz
avatar weron
10 10

niestety, ale takie fałszywe małpy znajdą się w każdej rodzinie. Jakieś 8-9 lat temu zadzwoniła do mnie mama z pytaniem, czy mam jej coś do powiedzenia. Jako że każdy ma jakieś grzeszki, którymi nie chwali się rodzicom, postanowiłam udawać, że nie wiem o co chodzi i zapytałam, co się stało. Okazało się, że podobno jestem znów w ciąży (mój syn miał wtedy niewiele ponad rok). Jako że, oczywiście, nie było to prawdą, zaprzeczyłam i zapytałam o źródło informacji. Okazało się, że moja wielce inteligentna kuzynka i jej mamusia poszły powiedzieć babci, że jestem w ciąży (po poprzedniej - i jedynej - dość mocno przytyłam), babcia zadzwoniła do mamy a mama do mnie. Napisałam z ochrzanem do kuzynki, że babcia ma 80 lat i mogła najpierw zapytać mnie czy to prawda zamiast straszyć starszą kobietę. Kuzynka naskoczyła na mnie, że jakoś nie martwiłam się o zdrowie babci zachodząc w ciążę z murzynem, a moje dziecko nazwała, cytuję, 'czarną niespodzianką srającą na widok białego człowieka'. Po czymś takim kontakt się oczywiście urwał. Dwa lata temu mój kuzyn (nie jej brat) brał ślub. Przyjechałam specjalnie z Anglii, bo jest chrzestnym mojego syna. Przed kościołem wyżej wspomniana kuzynka rzuciła mi się na szyję! Nie spodziewałam się takiego szczytu bezczelności, więc nieco się cofnęłam gdy to zrobiła. Po ślubie kuzynka i jej mamusia odwiedziły babcię pożalić się, że nie rzuciłam się kuzynce w objęcia i że mogłabym już wybaczyć. Może i bym wybaczyła (w co wątpię), gdyby ta #$%& chociaż się poczuwała do winy i przeprosiła. Parę miesięcy temu sama brała ślub i nie zaprosiła nikogo z naszej części rodziny, ba, o ślubie poinformowała po fakcie zupełnie, a ostatnio przyszła wypytywać mamę o przyszły ślub mojej siostry, bo zobaczyła na fejsie, że siostra się zaręczyła. Całe szczęście, że wszyscy stoją za mną murem i kuzynki na liście gości siostra nawet nie rozważa.

Odpowiedz
avatar janhalb
5 5

Cholernie smutna historia…

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
7 7

@janhalb: Tak. Rodzina wydawała się być naprawdę kochająca i zgrana, dopóki nie wyszła sprawa tego mieszkania w Warszawie. Ale cóż. Jan i Anna nie żyją a ich dzieci zdają się trochę inaczej podchodzić do tematu. Dzwonią czasem do Aldony a ona do nich. Jest szansa na jakąś naprawę rodzinnych stosunków

Odpowiedz
avatar Error505
3 3

@KatzenKratzen: Przynajmniej coś pozytywnego na koniec. Bardzo smutna historia. Chciałbym jednak zauważyć, że natura ludzka jest taka, że często trudno się z kimś pogodzić lub mu wybaczyć. A nadmierną wylewnością często pokrywa się zakłopotanie. To z żadnym stopniu nie usprawiedliwia Anny ale może wyjaśniać jej zachowanie. Dodatkowo, jak jesteśmy do kogoś uprzedzeni, i znowu nie twierdzę, że niesłusznie, to jego zachowanie odbieramy inaczej. Życze powodzenia tej rodzinie bo ostateczna zgoda ładnie upamiętniłaby poświecenie i ciężką pracę babci.

Odpowiedz
avatar Tashkent
3 3

W oryginale jest: o zmarłych albo dobrze, albo nic oprócz prawdy.

Odpowiedz
avatar broneq
0 0

@Tashkent: Serio? Pierwsze słyszę taką wersję. W sumie to ona przeczy tej, która jest bardziej powszechna - tej z historii. Moja babka (madka Taty) była okropną osobą. Odkąd pamiętam czepiała się mojej Mamy, mojego młodszego Brata i mnie. Dosłownie zawsze wszystko było źle. Źle się uczyłem (w podstawówce - najlepszej w powiecie - nigdy nie miałem niżej niż 4, a na koniec klasy 8 - pasek, w czołowym LO w Krakowie (wtedy Xlo było na 4 miejscu w Krakowie) pasek w klasie pierwszej i potem zawsze ponad 4,5, studia na AGH - dwa kierunki - podwójny mgr inż. i ukończenie obu z wyróżnieniem i zawsze stypendium naukowe), za dużo miałem od Taty (czyli od niej, bo przecież z pracy mojego Taty to były jej piniondze), dziewczynę to mam brzydką i nieuk lecący tylko na moją kasę (Żona też dwa fakultety, dwie podyplomówki i doktorat)... Jak w 7-mej klasie miałem na semestr dst z geografii to zrobiła taka awanture mojaj Mamie i drugiej Babci (która była polonistką), że nic mnie nie nauczyły, a czemu "babka" (o drugiej Babci) nie poszła do szkoły i nie załatwiła mi (!!!) lepszej oceny... Do dziś nie mam siły tego wspominać i nie miałem ani krzty żalu jak w zeszłym roku zeszła na covida. A! No i mój Brat to na pewno jest "pedałem" bo poszedł na zakonnika... (obecnie robi doktorat z teologii i jest gwardianem swojego zespołu klasztornego).

Odpowiedz
avatar broneq
0 0

Niezwykła historia. Ja bym nie miał tyle siły co Aldona i przy całej rodzinie (może nie w kościele czy na cmentarzu, ale na stypie to już na pewno) wygarnąłbym prawdę i całe brudy bym przy rodzinie wyprał. Nic do stracenia nie miała.

Odpowiedz
Udostępnij