Krótki poradnik, jak zyskać duże szanse na wygranie konkursu pt. Najgorszy Ojciec Roku:
1. Nie interesuj się dzieckiem od lat, spotykaj się z nim sporadycznie.
2. Dziecko nie ma ochoty się z tobą spotkać, kiedy ty akurat łaskawie znalazłeś czas? Obraź się śmiertelnie i daj to odczuć.
3. Nie kontaktuj się przez dłuższy czas, no przecież jesteś obrażony, nie?
4. No dobra, przeszło ci, teraz sobie zadzwonisz do dziecka. Jak to nie odbiera od ciebie telefonu, jak to ignoruje wiadomości???
5. Wydzwaniasz wszędzie gdzie się da, w tym do matki dziecka (ale ona to wiadomo, że wredna i nie pomoże, chociaż MUSI, bo ty CHCESZ!) i do pedagoga szkolnego (coś tam dziecko później wspomina, że mu "siarę" robisz w szkole).
6. Udało się! Po poruszeniu nieba i ziemi dziecko umówiło się z tobą na spotkanie. Idziesz i przez cały czas narzekasz, jak to ci źle, jak bardzo jesteś chory, jak ciężko pracujesz i jak mało masz pieniędzy.
7. Dziecko stanowczo nie chce się z tobą więcej spotkać. To na pewno ta wredna matka je nastawia przeciwko tobie!
8. Dzwonisz do matki dziecka z potężną awanturą i zapowiedzią złożenia w sądzie wniosku o widzenia z dzieckiem. Nie rozumiesz jej głupiego pytania, JAK zamierzasz zmusić dziecko do respektowania ewentualnego wyroku sądu.
Dziecko ma 12 lat. I ojciec jest dla niego kompletnie obcym facetem, który je nudzi i wkurza...
relacje_rodzinne
Dlaczego matka uprawiała seks i spłodziła dziecko z takim toksycznym osobnikiem? Co ona miała w głowie?
Odpowiedz@HelikopterAugusto: bo mogła/chciała? Pytanie kieruj do ojca bo to raczej on się nie odnajduje w sytuacji
Odpowiedz@HelikopterAugusto: ja na przykład wpadłam z podobnym lamusem, który zwyczajnie nie dorósł do roli ojca. Przez pierwsze dwa lata życia młodego mieszkaliśmy u niego (dość skomplikowana sytuacja) a tatuś dziecko na kolana wziął z własnej woli tak ze dwa razy. Odkąd się wyprowadziliśmy (siedem lat), tatuś zagląda do młodego może raz na trzy miesiące na parę minut, zdarzyło się ze dwa razy, że zapytał młodego co by chciał na urodziny, po czym się nie pojawił ani nawet nie zadzwonił. Parę dni temu przyjechał jak nas w domu nie było, powiedziałam młodemu, że ojciec był. Spotkaliśmy go na mieście, młody pyta go, po co przyjechał, ojciec mówi, że chciał się z nim zobaczyć. Młody na to 'mhmmm, okej, to cześć', po czym zapytał mnie, czemu on nie ma z ojcem o czym rozmawiać. Cóż, powiedziałam mu, że to rodzica rolą jest budowanie więzi z dzieckiem, bo to on jest dorosły i jemu bardziej powinno zależeć. Ja tam nie żałuję zaciążenia z tym idiotą, bo dziecko mam naprawdę udane (każda matka tak mówi :D) i jego strata, że z tym dzieckiem czasu nie spędza. Sądzę, że autorka sądzi podobnie. Jak mu się za jakiś czas o dziecku przypomni, mam nadzieję, że młody będzie na tyle wyrośnięty, że nie da sobie namieszać w głowie potencjalnymi gadkami, że to moja wina, ale też nie zachłyśnie się nagłą uwagą tatusia, który przez (póki co) dziewięć lat życia miał go gdzieś, podejrzewam, że nawet nie wie, w której młody jest klasie.
Odpowiedz@HelikopterAugusto: A dlaczego czujesz potrzebę zrzucenia winy na matkę? Myślisz, że wszyscy idioci i przemocowcy od razu się ujawniają? Uważaj, co piszesz, bo potencjalnie obnażysz swoją ignorancję.
Odpowiedz@HelikopterAugusto: Bo wielu "wspaniałych i odpowiedzialnych" mężczyzn przestaje takimi być, gdy tylko te cechy zostają wystawione na realną próbę.
Odpowiedz@HelikopterAugusto: Niektórych powinno się sterylizować. I nie mam tu na myśli osobnika z opowieści, tylko twojego ojca. Żeby nie wyrastały takie bałwany jak ty.
Odpowiedz@HelikopterAugusto: Czekam na analogiczny komentarz np. pod historią o alienacji rodzicielskiej ojca przez matkę. Dlaczego ojciec uprawiał seks i spłodził dziecko z taką toksyczną babą? A no tak, zapomniałam, wy jesteście usprawiedliwieni, bo wam krew z mózgu do kutasa odpływa i w zasadzie nie macie wpływu na to, z kim się bzykacie.
Odpowiedz@digi51 Kobiecie dużo więcej krwi odpływa, do macicy, piersi. I nie raz widziałem, że mocno podniecona kobieta ma dużo mniejszą kontrolę nad sobą niż ja mam nad sobą. Gdybym ja nie kontrolował sytuacji, to mógłbym mieć nieplanowane dzieci z partnerkami z którymi mi nie wyszło. Na szczęście mam tylko planowane.Niestety niewielu facetów to rozumie i polegają na kobietach, które w pewnym momencie tracą swoją przewagę większej odpowiedzialności i kontroli i dają sobie strzelać niechciane gole.
Odpowiedz@ILLogic: Taa, oczywiście, jedyne, czemu może być winny mężczyzna, to zaufaniu tym złym i głupim babom :D Zejdź z drzewa.
Odpowiedz@digi51: ależ dokładnie tak komentujecie. Jak facet zostanie skrzywdzony przez kobietę, to mówicie, że jego wina że taką sobie wziął i że widziały gały co brały. Tymczasem w tej sytuacji, jak napisałem to co wy, tylko w drugą stronę, to się zapluliście jadem. Piękny pokaz hipokryzji i podwójnych standardów z waszej strony ;)
Odpowiedz@HelikopterAugusto: Dajesz screeny.
Odpowiedz@HelikopterAugusto: Jakie wy?
Odpowiedz@ILLogic: ciekawa teoria z Zakresu biologii, w której szkółce niedzielnej tak uczą? Nobel na horyzoncie
Odpowiedz@digi51: Szczerze mówiąc ja jako kobieta uważam jednak podobnie. Zdecydowana większość takich sytuacji to konsekwencja braku odpowiedzialności i błędnego doboru partnera. Uważam, że jest tak zarówno w przypadku mężczyzn, jak i kobiet. Mężczyźni wybierają jakieś zołzy, a potem psioczą jaka to ex jest zła podczas, gdy jest to tylko konsekwencja ich czynów, czyli ich własny wybór. @weron: Rozumiem, że Tobie taka sytuacja odpowiada, jednak Twoje dziecko przez to traci. Na pewno potrzebuje ojca. Nie oceniam Ciebie, ale Twoja wypowiedź zabrzmiała dosyć egoistycznie, a warto, żebyś uwzględniała dobro również swojego dziecka, a nie tylko swoje własne.
Odpowiedz@Fantaghiro: Ludzie się rozstają, również po narodzinach wspólnego dziecka. To, że się "błędnie dobrali" nie usprawiedliwia bycia dupkiem wobec własnego dziecka. Zwalanie winy za dupkowate zachowanie jednego rodzica na drugiego, bo "źle go dobrał" to nic innego jak cicha akceptacja bycia dupkowatym rodzicem, bo przecież winny jest ten drugi - mądrzejszy, bardziej odpowiedzialny.
Odpowiedz@digi51: Oczywiście, że nie usprawiedliwia. Winni są oboje. Tylko dziecka szkoda.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 grudnia 2021 o 13:56
Na miejscu matki czekałabym z niecierpliwością na pismo z sądu. Tatuś zapłaci 200 zł za założenie sprawy + wynagrodzenie mecenasa. Sąd w trakcie sprawy zleci badania przez psychologów sądowych. Dziecko nie jest już małe, także jego wola zostanie uszanowana, jeśli nie chce spotykać się z ojcem.
OdpowiedzW tej historii pada tylko jeden konkret. Dochodzi do spotkania z dzieckiem, dopiero po nawiązaniu kontaktu z pedagogiem szkolnym. Reszta puntów to opinie jednej strony. A finał o tym, że 12 latek sam zdecyduje, czy chce się z ojcem widywać, czy nie (a sąd uszanuje tą opinię) to już w ogóle wisienka na torcie. W polskim "porządku" prawnym, rodzic sprawujący opiekę nad dzieckiem MA OBOWIĄZEK (pod rygorem kar finansowych) tak pokierować dzieckiem (do czasu uzyskania przez to dziecko pełnoletności), żeby mimo jego oporów, spotykało się se swoim drugim rodzicem. Nie ważne, czy rodzic był weekendowy itd (co byli partnerzy bardzo lubią stwierdzać, ino sądy nie mają już takiej pewności). Swoją drogą, skoro pedagog ruszył sprawę, to co nie styka w szkole? Zachowanie córki, oceny córki, czy zły kontakt szkoły z matką? Właściwie nie trzeba odpowiadać, ilość "piekielnych" sytuacji, za które odpowiadają INNI ludzie, sugeruje, że w tym przypadku to matka może mieć problem z trzeźwą oceną sytuacji.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 grudnia 2021 o 10:48
@zupak: To ci opowiem historię kolezanki. Po rozwodzie stwierdziła że nie bedzie suką i nie bedzie ograniczała kontaktów 5-letniej córki z ojcem. Odbierał dziecko dwa razy w tygodniu z przedszkola i wieczorem "oddawał" małą do matki. Mógł brac do swoich rodziców w weekendy.Póżniej okazało się że zabierał ją do domu swojej nowej pani gdzie się nią nie zajmował. Się wkurzyła i mu zabroniła ale w dalszym ciągu mogł ją brać ale do domu swoich rodziców. Dziecko poszło do szkoły więc był ten moment żeby coś z nim porobić np szlaczki czy inne szkolne zadania. Co robił tatuś? Spał a dziecko siedziało samo przy stole bo dziadkowie z tych co nie koniecznie kontakt mają dobry z dziećmi. Się wkurzyła drugi raz i spotkania były dalej ale pod warunkem że będa sie odbywały u dziecka w domu. Z pożytkiem dla dziecka i żeby się trochę tatuś zaangażował.I robiła wszystko żeby córka miała kontakt z tą drugą rodziną.Sama woziła córkę na dzień babci i dziadka czy uroczystości rodzinne. Ale i tak to niewiele dało.
Odpowiedz@zupak: być może jednak matka kieruje dzieckiem tak aby zapobiegać alienacji i ma na to dowody, gdyby było inaczej to chyba bohater historii już dawno byłby w sądzie, a nie tylko w amoku się wygrażał, czyż nie?
Odpowiedz@Pixi: Może tak, a może nie. Nie wiemy tego. Natomiast wiemy, że 80% tekstu składa się z ocen i opinii. Bo co to znaczy: 1. "spotyka się sporadycznie" 2. "się obraził" 3. "dłuższy czas", bo "się obraził", 4. zadzwonił ,ale dziecko nie odebrło, 5. KONKRET- wizyta w szkole, rozmowa z psychologiem, 6. facet narzeka, że ciężko pracuje, choruje i ma mało pieniędzy - to jest hicior, bo nie widzę w tym nic złego. Obiektywnie, dziecko powinno wiedzieć, że dorośli pracują, jeśli ojciec choruje, to też powinno o tym wiedzieć. 7. "dziecko nie chce się z nim widzieć" opinia 8. "jak mam je zmusić", kontynuacja punktu 7 Na 8 punktów opowieści mamy konkret w punkcie 5 i jakoś zarysowany problem w 7 i 8. Dla mnie to wodolejstwo. Też mogę napisać, że moja była jest piekielna, bo jest leniwa, nie szanuje pieniędzy i nie stara się przy dzieciach. Daję słowo, nie wierzysz mi?
Odpowiedz@Balbina: Mogę odpowiedzieć tylko na podstawie własnych doświadczeń. Rozstaliśmy się "z klasą". Nie jestem alimenciarzem, mam dobry kontakt z dziećmi (nie napiszę, że rewelacyjny, bo nie wierzę w rewelacyjne relacje rodzice-dzieci, po tym, kiedy rodzice rozwalają dzieciom świat, w którym one żyją). To ja wniosłem o uregulowanie kontaktów. Do rozprawy zdarzało się, że całowałem klamkę. Co może powiedzieć moja była? Że widzę się z dziećmi sporadycznie? PRAWDA, bo co drugi weekend u mnie i dwa dni w tygodniu to właśnie sporadycznie. Że zasłaniam się pracą - PRAWDA. Mam do opłacenia dwójkę dzieci i swoje mieszkanie i potrzeby (baby sobie nie znalazłem, a muszę mieć gdzie przyjć dzieci na ferie i weekendy, nie wynajmę pokoju z ukraińcami). W związku z tym bywa, że kiedy dzieci są u mnie po południu, jak wrócę z pracy, to urywa mi się film i podczass czytania im książek ->zasypiam na 15 minut, pół godziny lub godzinę. Czyli facet ŚPI, zamiast opiekować się dziećmi - PRAWDA, zdarza się. Nie zawsze mam luksus dostać urlop w czasie, kiedy była chciałaby pozbyć się dzieci i wyprawić je do mnie na wakacje. Wtedy biorę okrojone zmiany poranne i przez pięć dni dzieci są w domu same od 8:00 do 12:30. Czyli facet zostawia dzieci BEZ OPIEK, prawda? PRAWDA. Gdybym to ja nie kontaktował się z wychowawcami, to też byłaby kicha, bo kontakt na linii opiekun główny - szkoła jest zły. Ale też nie mogę mając taki tryb kontaktów, przejąć pełnej odpowiedzialności za naukę, zdrowie i wychowanie dzieci. Nie uważam się, za złego ojca i patologicznego alimenciarza. Ale wystarczy odrobina złej woli i złośliwości, aby stworzyć obraz faceta, który porzucił dzieci (wyprowadził się - przecież z nimi nie mieszka, nie ważne z jakiego powodu), utrzymuje tylko sporadyczne kontakty, śpi zamiast się nimi opiekować, wymawia się pracą i wciska nos w nieswoje sprawy w szkole. No i jestem wyrodnym ojcem, który wytłumaczył dzieciom, że pieniądze nie są od listonosza, tylko z pracy ojca. Że ojciec też czasami choruje. A bywa, że i nie finansuję dziwnych zachcianek tłumacząc, że nie śpię na kasie. Wypisz wymaluj Ojciec Roku według powyższej opowiastki.
Odpowiedz@zupak: Ależ oczywiście, że historia jest przedstawiona z mojego punktu widzenia, czyli nie jest opisana obiektywnie! Jak prawie wszystkie historie na tym portalu... Ale oki, jak za mało konkretów, to uściślę: 1. "spotyka się sporadycznie" - sporadycznie, czyli raz na dwa-trzy miesiące, w porywach do pół roku przerwy; 2. "się obraził" - nie chciałam tego pisać w historii, bo by mi zarzucili, że przesadzam i na pewno dorośli ludzie się tak nie zachowują, ale skoro pytasz, to wyjaśniam - walnął focha jak kilkulatek, obrócił się na pięcie i odszedł (rozmowa miała miejsce na ulicy, my wychodziłyśmy z domu, a on zjawił się bez uprzedzenia i zakomunikował, że bierze dziecko na cały dzień, zanim się zdążyłam do tego ustosunkować, Młoda powiedziała "nie"); 3. "dłuższy czas" - około dwóch lat, z krótką przerwą na pierwszą Komunię Młodej, gdzie zjawił się na chwilę w kościele, po czym poszedł twierdząc, że jest zmęczony po nocnej zmianie, z Młodą nie próbował rozmawiać ("olśnienie" na niego nie spłynęło, że Młoda ma taką uroczystość, zawiadamiałam go prawie rok wcześniej); 4. "zadzwonił" - dzwonił wielokrotnie, może to i plus dla niego, oceń to jak chcesz 5. nie był w szkole, ze szkolnym pedagogiem kontaktował się telefonicznie, a pedagog jeśli otrzyma zgłoszenie, to podejmuje działania - zresztą najpierw zadzwonił do mnie (pedagog), informując o sytuacji i pytając, czy mam coś przeciwko kontaktom ojca z dzieckiem 6. owszem, nie należy ukrywać przed dzieckiem oczywistych faktów i jeśli ma się ciężką sytuację, można i trzeba to poruszyć w rozmowie, choćby po to, aby dziecko miało realny ogląd sytuacji, ale serio, poświęcić na takie narzekanie CAŁY czas spotkania z dzieckiem??? 7. nie opinia, tylko słowa dziecka; 8. tu już w ogóle ci się pomyliło, chyba połączyłeś w jedno historię i jeden z komentarzy pod nią (tutaj odnoszę się też do twojego wcześniejszego komentarza - otóż to nie ja twierdziłam, że sąd mu nie przyzna widzeń z dzieckiem, tylko ktoś z komentujących, i nie pytałam go, jak JA mam zmusić dziecko do spotkania z nim, bo nie zamierzam tego robić - nie zabraniam, ale zmuszać też nie zamierzam; owszem, bardzo prawdopodobne jest, że sąd mu przyzna te widzenia, przyjdzie z nakazem sądu w garści, a Młoda nadal powie "nie", i co wtedy? policję wezwie? no dobra, przyjedzie policja, każą Młodej z nim iść, a ona przy pierwszej okazji odwróci się i pójdzie w drugą stronę, i co? będzie ją gonił, czy też wezwie do tego policję? o to mi chodziło w tym pytaniu, jak zamierza zmusić dziecko do respektowania wyroku (czy tam postanowienia, nie wiem dokładnie) sądu.
Odpowiedz@zupak: Jest takie powiedzenie że punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. Na pewno ty masz swoja rację ale kobieta która jest z dziećmi od rana do wieczora mysli że te dwa dni to pikus przy jej pełnym tygodniu zasuwu.
Odpowiedz@Xynthia: Czy naprawdę nie możesz używać imienia,albo pisać"moja córka"?To "Młoda" brzmi okropnie.Starszy brat tak może określać siostrę,ale matka?
Odpowiedz@StaraLadyPank: Tak ją "nazwałam" na potrzeby tego portalu w jednej z pierwszych historii, więc już trzymam się tej nomenklatury ;) W rzeczywistości nigdy tak do niej ani o niej nie mówię.
Odpowiedz@Xynthia: W zasadzie "jest przedstawiona z mojego punktu widzenia, czyli nie jest opisana obiektywnie"? To jak to jest? Albo opisujesz fakty, albo wrażenia. Rozwijanie i budowanie wątku w komentarzach? Tak, jak w 200 poprzednich "histeriach"?
Odpowiedz@zupak: A ty się czepiasz dla samego czepiania, czy faktycznie nic nie rozumiesz ani z historii, ani z dodatkowych wyjaśnień w komentarzach? A czy opisuję fakty, czy wrażenia, to pomyśl sam. Podpowiem tylko - np. stwierdzenie, że dziecko nie chce się spotykać z ojcem, to rzeczywiście może być moje wrażenie. Jednak kiedy tak twierdzę na podstawie wyraźnego i jasnego komunikatu od dziecka "nie chcę się spotkać z ojcem", to jest to fakt. Ale owszem, nie do zweryfikowania przez takich niedowiarków jak ty, no bo jak niby miałabym to uwiarygodnić? Zaprosić cię do domu i poprosić córkę, aby ci potwierdziła, że nie ma ochoty na kontakt z ojcem?
Odpowiedz@zupak: > MA OBOWIĄZEK (pod rygorem kar finansowych) tak pokierować dzieckiem, żeby mimo jego oporów, spotykało się se swoim drugim rodzicem. Nie kłam. Jeżeli rodzic nie ma ograniczonych praw, to jedynie co musi, to nie utrudniać kontaktów z drugim rodzicem. Nie może zmusić dziecka, żeby np nie wstało i wyszło, albo żeby odbierało od niego telefony.
Odpowiedz@krogulec: Nie kłam. Zgodnie zart. 113 § 1 i § 2 k.r.o. niezależnie od władzy rodzicielskiej rodzice oraz ich dziecko mają prawo i obowiązek utrzymywania ze sobą kontaktów. Utrudnianie takich kontaktów jest karane:Jeżeli do kontaktu nie doszło wskutek niewykonania lub niewłaściwego wykonania przez osobę, pod której pieczą dziecko pozostaje, obowiązków wynikających z orzeczenia albo z ugody zawartej przed sądem lub przed mediatorem w przedmiocie kontaktów z dzieckiem, sąd opiekuńczy przyzna od tej osoby uprawnionemu do kontaktu zwrot jego uzasadnionych wydatków poniesionych w związku z przygotowaniem kontaktu, w tym kosztów, o których mowa w art. 5821 § 2 pkt 1 (§ 1). Przepis § 1 stosuje się odpowiednio, jeżeli uprawniony do kontaktu z dzieckiem narusza obowiązki dotyczące kontaktu wynikające z orzeczenia albo z ugody zawartej przed sądem lub przed mediatorem (§ 2). I dalej (tutaj już komentarz prawnika): "Oznacza to, że zwrot kosztów obejmuje także koszty podróży i pobytu dziecka lub także osoby towarzyszącej dziecku, a także kosztów powrotu do miejsca stałego pobytu dziecka. Z cytowanego przepisu wynika, że sąd musi zasądzić kwotę stanowiącą zwrot uzasadnionych wydatków poniesionych w związku z przygotowaniem do kontaktu, jeżeli wpłynie stosowny wniosek osoby uprawnionej. Na postanowienie to przysługuje zażalenie." I komentarz: "w orzecznictwie polskich sądów rodzinnych dominuje podejście kładące nacisk na istniejący po stronie rodzica zobowiązanego obowiązek odpowiedniego przygotowania małoletniego do kontaktów. Przy czym za należyte przygotowanie do kontaktów uważa się nie tylko przygotowanie fizyczne ale także wypracowanie u dziecka pozytywnego nastawienia psychicznego do spotkań z rodzicem uprawnionym do kontaktów. Jeśli zatem matka indukuje dziecku niechętny stosunek do realizacji kontaktów to bezsprzecznie nie można uznać, że w sposób prawidłowy realizuje obowiązki nałożone postanowieniem o kontaktach. Takie zachowania dorosłych najczęściej są wychwytywane przez biegłych z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno- Konsultacyjnego, którzy opiniując w sprawie o kontakty zwracają uwagę na genezę niechętnego stosunku małoletnich do drugiego z rodziców." A teraz przeproś za zarzucenie mi kłamstwa.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 grudnia 2021 o 19:17
@zupak: mają obowiązek utrzymywania kontakt ow ale gdzie tam jest napisane, że rodzic, który głównie zajmuje się dzieckiem ma obowiązek by zmusić dziecko do widzenia? Jest napisane wyraźnie, że nie może bronić kontaktów ale nie ma, że ma je zmusić do nich. Naucz się czytać ze zrozumieniem.
Odpowiedz@timka: Przeczytałaś całość, w tym o orzecznictwie? To przeczytaj jeszcze raz. A jeśli nie zauważysz związku, to i trzeci raz. Jeśli nadal nie dostrzeżesz związku... Cóż, to już twoja sprawa, a nie mój problem.
OdpowiedzJestem święcie przekonany że relacja ojca na ten temat była by zupełnie inna
Odpowiedz@Morog: No ja też. Tak jak bym była przekonana, że każda opowieść o sąsiedzie-idiocie czy szefie-Januszu z ich strony byłaby inna. Uroki subiektywizmu :)
Odpowiedz@Morog: Ależ oczywiście. Im większy dupek, tym wyższe poczucie własnej zayebistości.
Odpowiedz@Morog: Wiadomo, że będzie- a kto powie coś złego na samego siebie niby??
OdpowiedzPraktycznie identyczną sytuację ma moja znajoma ze szkolnych lat. - Ciąża planowana, oboje się na nią cieszyli. Kiedy dziecko się urodziło, mąż stwierdził, że on jednak nie czuję się gotowy, żeby zostać ojcem i zamiast odebrać żonę i dziecko ze szpitala, pojechał na wczasy - Kiedy syn miał trzy lata, mąż wystąpił o rozwód, gdyż „czuł się przytłoczony sytuacją i potrzebował wolności”. Zdecydowali się na coś w rodzaju opieki naprzemiennej, gdyż jej zależało, żeby on brał czynny udział w wychowaniu dziecka (zwłaszcza że jej praca wiąże się z częstymi wyjazdami), a on w ten sposób byłby zwolniony z płacenia alimentów (Nie bardzo miał je zresztą z czego płacić) - Czynny udział w wychowaniu syna ograniczał się jednak do zabierania go na noc raz lub 2 w miesiącu. Nawet wtedy zdarzało się, że znajoma dostawała sms, że ojciec „Wystawił gówniarza za drzwi i ona ma go sobie odebrać, bo ma jednak inne plany”. Najczęściej zdarzało się to, kiedy ona była właśnie w innym kraju - Kiedy chłopiec miał jakieś 9-10 lat, ojciec mial go zabrać na wakacje. Dziecko czekało spakowane, ojciec miał po nie zajechać w drodze na lotnisko. Nie przyjechał, wyłączył telefon, na urlop pojechał bez dziecka. - Rok temu ojciec na pytanie syna, dlaczego tak rzadko się z nim widuje, odpowiedział, że nigdy go nie chciał i „twoja durna matka wrobiła mnie w ciążę” - W tej chwili chłopak ma 12 lat i ojca nie chce znać. Ciekawe dlaczego? Mam dziwne przeczucie (choć chciałabym się mylić), że kiedy syn podrośnie i się usamodzielni, ojciec wystąpi do niego o alimenty na siebie…
Odpowiedz@Crannberry: koleżance zalecałabym chyba ewakuację do jakiegoś kraju spoza UE. Ja się zastanawiam, kiedy ojcu mojego syna przypomni się, że ma dziecko. Co prawda podejrzewam, że jego rodzina nie wie w ogóle o nadprogramowym członku rodziny, więc na wakacje go zabierać nie będzie, ale ja nie ufam mu nawet na tyle, żeby młodego zabrał na noc do siebie. Mój syn w zeszłym roku zapytał ojca, czy zapomniał o jego urodzinach. Zszokowało mnie to pytanie, bo myślałam, że nawet nie zwrócił uwagi. Czekałam na odpowiedź tatusia, który zaczął nagle opowiadać, jaki to on był chory i w ogóle, po czym stwierdził nagle, że musi już iść. Nie wierzę, że był aż tak chory żeby choć zadzwonić na te parę minut.
Odpowiedz@weron: Wyprowadzka poza UE to bardzo drastyczne rozwiązanie i w jej przypadku nie wchodzi w grę. Natomiast na jej miejscu wzięłabym pod uwagę pozbawienie byłego męża praw rodzicielskich. Brak zainteresowania synem udowodni mu bez problemu, bo na potwierdzenie ma 3 kilometry korespondencji, a w przyszłości mogłoby to ułatwić młodemu odrzucenie ewentualnych roszczeń alimentacyjnych
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 grudnia 2021 o 15:56
@weron: Ależ on jest chory.Na brak odpowiedzialności i olewactwo. Przemysl to co napisała Żurawina o pozbawieniu praw rodzicielskich. Moja współpracownica tak ostatnio zrobiła.Trzy rozprawy,na dwie szanowny tatulo się nie stawił,więc na trzeciej zapadło postanowienie sądu.Miala adwokata,więc całość kosztowała ja w granicach 1500pln. Spokój na resztę życia jej i dziecka jest bezcenny.
Odpowiedz@StaraLadyPank: niestety, w UK ojciec musiałby chyba poćwiartować dziecko żeby mu prawa rodzicielskie odebrali. Rozważałam to na samym początku, bo tatuś nie chciał nawet ze mną pojechać do konsulatu wyrobić dziecku paszport, mimo że powiedziała mu, że koszty paliwa mu oddam, więc pierwsze święta spędziliśmy tutaj. Za to kolegę zawiózł na lotnisko bez zająknięcia. Co 'najlepsze', i konsulat i lotnisko w tym samym mieście. Tutaj na szczęście jest mniej skomplikowana kwestia spraw zdrowotnych czy szkolnych, więc nie muszę za nim latać, żeby mi jakieś zgody podpisywał. @Crannberry: o ile dobrze pamiętam, odebranie praw rodzicielskich gówno da w takim wypadku, że się tak brzydko wyrażę. Alimentów można uniknąć udowadniając, że byłoby to sprzeczne z zasadami życia społecznego, ale głowy nie tam, że tak się to zwało. Nawet na piekielnych mamy kilka historii, gdzie tatuś dziecko miał gdzieś przez 20 lat, po czym przez alkoholizm/chorobę nie miał za co żyć i zaraz uczynne panie z OPS składały pozew o alimenty czy utrzymanie tatusia w DPSie.
Odpowiedz@weron: Podobno polskie sądy zmieniły podejście i zaczęły brać pod uwagę relację rodziców z dziećmi w pozwach o alimenty. Ale nie zajmowałem się tym, głowy za to nie dam. Radzę poczytać coś więcej na ten temat albo skontaktować się z fachowcem w tej dziedzinie.
Odpowiedz@pasjonatpl: tu gdzie mieszkamy alimenty na biednego tatusia mi nie groza ;) zwlaszcza, ze brytyjski system alimentacyjny jest smieszny. Rodzic moze sie uchylac w nieskonczonosc i grozi mu co najwyzej brak dalszych wezwan ;) ojciec corki sasiadki nie placil na mloda grosza, a ona jakis czas temu dostala list, ze w zwiazku z tym ze zalega z alimentami 10k funtow, agencja alimentacyjna zaprzestaje dalszych prob. W Polsce by chociaz dziadowi zlicytowali cokolwiek by mial albo zaczeli pobierac na starosc z emerytury.
Odpowiedza ja opowiem trochę inną historię: Była sobie rodzina, niby normalna jak na tamte lata, ot dzieci były to były, jeść przeważnie miały co, trochę częściej niż czasem oberwały pasem itd. Matka typowa wiejska kobiecina, trochę zahukana przez męża, od którego zdarzyło jej się też oberwać. Dzieci czworo. Wszystkie bardzo szybko "wyszły" z domu, dwoje uczyło się już w szkole średniej w internacie. Od rodziców nie dostali nic, musieli sobie sami radzić. Od ich wyjścia z domu kontakty sporadyczne - ot, na święta, imieniny rodziców, jakiś ślub czy chrzest. Przy czym jak kilka razy któreś z dzieci przyjechało do domu rodzinnego bez zapowiedzi, to nawet nie wpuścili do środka - bo nie mówiłeś/aś, że będziesz... Męża jednej z córek teściu w dodatku oszukał na pieniądze - i nie uważał tego za nic złego, bo przecież zięć "ma", to co mu szkodzi, jak będzie miał trochę mniej, nie zbiednieje. Z biegiem czasu każde z tych dzieci założyło rodzinę, mają własne dzieci, niektórzy z nich już zostali dziadkami. A ich rodzice się zestarzeli. I "olaboga, nie ma kto szklanki wody podać" - czyli wyrodne dzieci nie odwiedzają rodziców, nie chcą pomóc finansowo... I niektórzy potępiają, że jak tak można. A ja myślę, że rodzice mieli naprawdę wiele lat i wiele szans, żeby relacje z dziećmi inaczej zbudować, naprawić. A tak - mają to, na co zapracowali, relacje to kwestia dwóch stron. Ciekawe, ile z tych zabieganych ojców, dla których dzieci są totalnie nieinteresujące, zda sobie kiedyś sprawę z tego, co stracili...
Odpowiedz@marcelka: taka jest prawda, niestety, według takich rodziców, powinno im się być wdzięcznym za sam fakt spłodzenia. I tacy zawsze próbują mieć najwięcej do powiedzenia w wielu kwestiach, które ich nawet za bardzo nie dotyczą. Ja ze swoją mamą mam kontakt jaki mam, za wiele jej nie mówię, bo czeka mnie zaraz krytyka, bardzo mnie cieszy, że mieszkam w innym kraju gdzie jej macki nie sięgają, ale i tak próbuje. Ostatnio zarzuciła mi, że mój syn ma chorobę sierocą. Co prawda nie nazwała tego tak dosłownie, ale wyszła z pokoju, w którym siedziała babcia (ale nie przyszło jej do głowy, że młody słyszy i przy nim gadała) i podzieliła się ze mną informacją, że młody się bujal jak z nią rozmawiał. Mówię jej, że jak mówi po polsku to się buja, bo trudniej mu się porozumieć i musi się skupić. Stwierdziła, że brakuje mu uwagi i miłości, bo (uwaga uwaga) ja w weekendy chodzę do pracy a on zostaje sam w domu. I to mówi kobieta, która większość dzieciństwa mojego i sióstr spędziła w pracy albo kimając na dywanie, wiecznie była zmęczona (jej prawo, nie odmawiam jej tego), a uwagę matki to ja miałam jak coś nabroiłam albo miałam zagrożenie w szkole. Ja pracuję w godzinach szkolnych, w weekendy czy ferie chodzę do pracy, bo chcę sobie odłożyć kasy ile się da w razie kolejnych lockdownów czy na czarną godzinę po prostu, a z młodym mam deal, że chodzę do pracy z przerwą po środku żeby przyjść i zrobić mu obiad. Mama oczywiście musiała się swoimi 'spostrzeżeniami' podzielić z moją siostrą, która stwierdziła, że mama ryje jej banię oraz że też zdarza jej się bujać jak się na czymś mocno skupia. Potem mama jeszcze ze dwa razy powiedziała, żebym przemyślała jej słowa. Już pędzę brać porady od kobiety, która dla swoich dzieci prawie czasu nie miała.
Odpowiedz