Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielność branży gastronomicznej jest przewałkowana chyba na wszystkie sposoby, ale muszę dodać…

Piekielność branży gastronomicznej jest przewałkowana chyba na wszystkie sposoby, ale muszę dodać coś również od siebie.

Przez znajomego znajomego mamy dowiedziałam się że w pewnej 4-gwiazdkowej restauracji szukają pracowników, na stanowisko kelnerek na już. Razem z koleżanką postanowiłyśmy spróbować swoich sił w pierwszej pracy. Matura napisana, więc na wakacje można się czymś zająć. Rozmowa kwalifikacyjna załatwiona na następny dzień, nie miałam ani CV, ani książeczki sanepidowskiej, ale znajomy powiedział żebym poszła i w między czasie sobie książeczkę wyrobię, a zamiast CV wystarczy rozmowa. Koleżanka nawet rozmowy nie miała rozmowy, tylko ja ją umówiłam na dzień próbny. I tu się zaczynają pojawiać kwiatki.

1. Jako że dużo nowych pracowników przyjęli niedawno do pracy to szefostwo zarządziło zebranie (co ważne to były dwie zupełnie inne restauracje hotelowe, połączone jedynie zarządem i pracownikami wysyłanymi raz do jednej, raz do drugiej restauracji). Na zebraniu oczywiście wiadomość że to jest praca, w której trzeba pracować w weekendy, święta, sylwestra, trzeba poświęcić swój czas, oni wymagają zaangażowania i tego że będziemy ciężko pracować (oczywiście stawka w święta i weekendy taka sama jak w dni powszednie). Tu każdy musi oddać część siebie dla tej pracy itp. teksty na miarę coacha, a umowa oczywiście na zlecenie i najniższa krajowa. Czyli oddaj nam swój cały czas, ale gdyby prawo pozwalało to byśmy ci za to najchętniej w ogóle nie płacili.

2. Posada kelnerki, przynajmniej na umowie. Praktycznie już w pierwszy dzień nauczyłam się że jestem też sprzątaczką (sprzątaczki były wynajęte tylko na część hotelu, na restaurację nie zaglądały), pomocą kuchenną, oraz człowiekiem od zadań specjalnych. Mycie podłóg to jedno, ale mycie i noszenie samodzielnie wielkich maszyn używanych podczas bufetu to drugie. Oczywiście wszystko w białej koszuli i oczywiście własnej. Co z tego że nosisz ciężką maszynę wypełnioną kakao, czy różnymi tłustymi rzeczami, przecież jak się ubrudzisz to to nie nasz problem.
Najbardziej zaskoczyło mnie jednak że moja "wspaniała" menadżerka kazała mi samej sobie przynieść po schodach ze schowku hotelowego wysoką, niezbyt stabilną drabinę i umyć lustra na suficie, jak mi się coś stanie to trudno.

3. Bufety. Po tym co zobaczyłam nigdy nie wykupię bufetu hotelowego. O ile w pierwszym hotelu tylko muchy pływały w wymienianym co parę dni soku to w tym 4 gwiazdkowym oprócz tego że jedzenie nie było wymieniane, tylko dokładane (kiedyś dżem tak długo nie był zmieniony że zaczął się pienić) to np. robaki też są czasem naszymi gośćmi. Kiedyś wykładając bufet zobaczyłam robaka w sałatce pobiegłam spanikowana do kuchni że są robaki że jedzenie całe trzeba wymienić, ale skąd. Kucharka wyjęła robaka i kazała odłożyć sałatkę. Przecież skoro goście o tym nie wiedzą to im to nie będzie przeszkadzać. Nie wspomnę już o tym ze wszędzie latały muchy (a sala restauracyjna była pod parterem), bo to już w ogóle nikogo nie obchodziło.

4. Spodziewałam się piekielnych klientów, ale żadnego takiego nie spotkałam przez miesiąc mojej pracy (wyjaśnienie w punkcie niżej), ale piekielni okazali się inni pracownicy, a najbardziej menadżerki. Wysługiwanie się nowymi pracownikami we wszystkim co wymagało więcej wysiłku (np. myciu maszyn wspomnianych wyżej) było na porządku dziennym. Za to żeby wytrzymać z menadżerkami dosłownie musiałam stworzyć nową osobowość, bo nie było innej opcji żeby nie dochodziło do konfliktów. Zaczynając od tego że praca przebiegała normalnie, dopóki one nie pojawiały się w restauracji. Zaczynało się natychmiastowe przepytywanie i szykanie co zrobiłam źle. Dodatkowo wymagały ode mnie że od razu będę umiała robić wszystko, zwłaszcza napoje bo barmana nie mieliśmy, bez żadnego szkolenia. Jeśli o cos zapytałam, bo nie miałam okazji tego robić wcześniej i akurat widziała to menadżerka to zaczynało się wzdychanie. Ciekawe jest to że na rozmowie powiedziano mi że bardzo dobrze że nie mam doświadczenia bo oni wyuczą mnie wszystkiego po swojemu. Jakoś się okazało że nikt nie miał ochoty mnie szkolić.

5. Ostatnia historia, chociaż pisać bym mogła jeszcze co najmniej kilka, chociaż pracowałam tam tylko miesiąc. Zostałam zwolniona po miesiącu dlatego że okazało się że restauracje zatrudnili za dużo pracowników, a potem sobie zostawili sobie tylko tych, którzy pasowali menadżerkom. O ile jestem w stanie zrozumieć dlaczego mnie chcieli się pozbyć (nie byłam w stanie czasami nie wdawać się w dyskusję z innymi i średnio chciałam wykonywać czarną robotę na każdej zmianie) to kompletnie nie rozumiem tego że zwolnili również moją przyjaciółkę, ale żeby nie było tak zwyczajnie to zapomnieli ją o tym zawiadomić. Wtedy był taki okres że obydwie gdzieś wyjeżdżałyśmy na kilka dni (o czym mówiłyśmy przed zaczęciem pracy i wszystkim to niby pasowało), jednak kiedy koleżanka chciała się dowiedzieć w jakie dni ma pracować po powrocie z wakacji, niestety się okazało że nie została wpisana do grafiku, chociaż na następny dzień miała wrócić do pracy, a od tygodnia próbowała uzyskać tą informację. W końcu napisała do drugiej menadżerki (pierwsza nie odpowiadała) i dowiedziała się że została zwolniona, ale zapomniano jej o tym napisać. Bo przecież to takie oczywiste że powinna się sama domyśleć.

by chora_na_glowe
Dodaj nowy komentarz
avatar ICwiklinska
6 6

Idealne ilustracja stwierdzenia, że człowiek przychodzi do pracy a odchodzi od szefa :) Ja miałam tak w banku. Pierwszy miesiąc pracy, ja na okienku kasowym a przede mną kolejna wychodząca na zewnątrz (kryzys 2008 roku). Za mną siedzi moja kierowniczka, żeby móc się przyglądać czy dobrze pracuję. Jakiś Klient zapytał się mnie o coś, czego nie wiedziałam tak od razu, więc naiwnie założyłam, że zapytam się szefowej. Powiedziała tylko (przy Kliencie) "Nie wiesz?! Po miesiącu pracy?!" i koniec. Uśmiechnęłam się do Pana i poszukałam informacji w systemie... Całe szczęście przenieśli mnie do innego oddziału, bo otwarcie powiedziałam, że jak tego nie zrobią, to się zwalniam.

Odpowiedz
avatar chora_na_glowe
1 1

@ICwiklinska: Mi na szczęście jakoś bardzo nie zależało na tej pracy, bo wątpię że ktoś by mnie gdzieś przeniósł

Odpowiedz
avatar marudak
-2 2

Tak wygląda praca w gastro. Sprzątasz na początku zmiany i na koniec. Sprzątasz stoliki, czyścić sztućce. Zapierniczasz całą zmianę na wysokich obrotach. Kto nie pracował w gastro, nie zna życia.

Odpowiedz
avatar aszulka13
0 0

Co do pkt. 4 nie tylko w gastronomii tak jest. Zupełnie inna branża: szkolenie z przełożonym zrobione na odwal, w trakcie tekst, że jak będę miała jakieś pytania już w trakcie pracy to mogę śmiało przyjść. W praktyce po jednym z pytań usłyszałam: wiedza kosztuje...

Odpowiedz
Udostępnij