Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jako że zbliża się okres Bożego Narodzenia to postanowiłem napisać kilka słów.…

Jako że zbliża się okres Bożego Narodzenia to postanowiłem napisać kilka słów. Nie będzie tu piekielnej historii, a raczej piekielne zjawisko, schemat, które nie tylko ja dostrzegam.
Mam 30 lat i gdzieś od dobrych 10 nie lubię Świąt Bożego Narodzenia. Kiedy o tym mówię otwarcie ludzie robią wielkie oczy i zdziwieni pytają "Jak to?! Przecież każdy lubi...". No jak widać nie każdy.

BN nie kojarzy mi się z choinką, atmosferą, rodziną, tylko z nerwami i zapier...dzielem. Myślę, że to przez pedantyzm mojej mamy. Na święta wszystko musiało być tip-top. Okna pomyte, dywany poprane, w szafkach powycierane kurze i poukładane rzeczy, wysprzątany każdy kąt, pod każdym meblem.

W dodatku kilkanaście lat temu zachorowała na SM, i z roku na rok ma co raz mniej sił i sprawności, więc co raz więcej obowiązków spadło na mnie. Mama niestety nie oszczędzała się z powodu choroby, i zasuwała w tym "magicznym" okresie ponad swoje siły, często niemal tracąc przytomność, albo przewracając się potem z wycieńczenia i robiąc sobie krzywdę. Tak więc wiecznie były nerwy, bo np. ja krzyczałem na mamę, czemu jest taka głupia i niszczy sobie zdrowie, którego zostało jej już niewiele. Albo byłem już zmęczony, godzina koło północy, myślę już tylko o tym aby wziąć prysznic i kłaść się spać, bo następnego dnia od rana studia/praca, a mama wyskakuje z tekstem "Jeszcze żyrandol u mnie nie umyty/podłoga nie wypastowana", no i awantura gotowa, bo i tak chodziłem zły i nabuzowany, bo koledzy, którzy mieli "Normlane" domy, pisali, czy wychodzę z nimi na piwo, czy do kina.

Sam okres świąt to też awantury w stylu "Czemu się jeszcze nie ubierasz?! Na cmentarz jeszcze po drodze trzeba wstąpić!" "A czemu mi o tym wcześniej nie mówiłaś?" Na to pytanie nie było logicznej odpowiedzi. Chyba po prostu jak ze stereotypową kobietą- powinienem się domyślić. Wiecznie pospieszanie i draki z tym związane to tez kolejne wspomnienie. Ogólnie jestem osobą punktualną, i rozumiem, że jak z kimś się umawiasz na 16:00, to nie wypada przyjść 16:30, ale jak przyjedziesz 16:03, to chyba świat się nie zawali? To w końcu rodzinna kolacja, czy samolot, że trzeba być przed czasem?

To tylko część takich okołoświątecznych piekielnych wspomnień. Jak ktoś zechce to dopisze resztę. Na szczęście uderzyłem w końcu pięścią w stół, i powiedziałem że starczy tej głupoty. Awantura była, ale koniec końców mama zrozumiała, że faktycznie wiele rzeczy robiła głupio i niepotrzebnie. A- bo zapomniałem powiedzieć: nawet jak wyjeżdżaliśmy na święta, i absolutnie nikt do nas nie przychodził w tym czasie, to i tak trzeba było się urobić po łokcie i wszystko zrobić na błysk.

Jakoś rok temu rozmawiałem przy piwku z najlepszym kumplem i w pewnym momencie powiedział coś w stylu: "Wiesz co, ja to się w sumie cieszę, że w te dni przed Świętami i w Wigilię gdzieś do południa nie ma mnie w domu (ze względów biznesowych), bo atmosfera jest taka, że siekierę można wieszać. "Gdzieś tam poszedł, jak tam już posprzątane?!", "Odsuń mi się stąd, nie widzisz że sprzątam?!", "Nie jedz tego, to na Święta!". Normlanie jak na tych memach. I to nic, że zapiernicz masz od rana, nie masz kiedy zjeść i na prawdę jesteś głodny aż Cię skręca- jak zjesz tego j**nego krokieta czy pieroga, to święta się zawalą." Ja opowiedziałem swoje wspomnienia i pośmieliśmy się, że najwidoczniej nasze matki, będące w podobnym wieku i dorastające w sąsiednich miejscowościach, zostały tak zaprogramowane.

I na końcu morał- pamiętajcie, Drodzy Piekielni, że w Świętach nie chodzi o idealnie umyte okna, wypasione prezenty, bogato zastawiony wszelkimi przysmakami stół. Ja wiem, ja rozumiem, że rośnie ego, jak ciocia pochwali porządek w domu, babcia piękną sukienkę i ubranka dzieci, albo szwagier to pyszne pieczone mięsko. Ale czy warto przy tym pracować ponad swoje siły, i potem nawet nie mieć sił porozmawiać z babcią, której za rok już może przy tym stole nie być, albo siostrą, którą widuje się 2-3 razy do roku? Czy może lepiej usiąść w jeansach i ulubionej, wygodnej koszuli, przy talerzu rosołu, zwykłym mielonym czy schabowym, i wędlinie ułożonej na półmisku, ale za to na wesoło, z siłami dla najbliższych?

Pomyślcie, czy chcecie za X lat usłyszeć od swoich dzieci to, co teraz słyszy ode mnie moja mama? Że nie lubię świąt, bo mam z nimi więcej złych, niż dobrych wspomnień. A może widzicie takie osoby w swoim najbliższym otoczeniu? Jeśli tak, to postarajcie się im przetłumaczyć.

Nie życzę Wam oklepanych "Wesołych Świąt", tylko tego, aby moja historia nigdy nie była Waszą.

by ~tenconielubiswiat
Dodaj nowy komentarz
avatar Chrupki
9 11

Jak ja to dobrze znam.

Odpowiedz
avatar Ohboy
12 16

Ja też już od jakiegoś czasu nie lubię świąt, a to też jeden z elementów, które się do tego przyczyniły (choć od kilku lat jest lepiej i moja matka wreszcie wyluzowała). Szczerze mówiąc wszystkim matkom moich znajomych, za przeproszeniem, odpierd*lało na święta i prawdziwą zmianę widzę dopiero u młodszego, ale już dorosłego pokolenia. Wprowadzanie takiej atmosfery i terroru jest piekielne, bo w większości przypadków nikomu innemu nie zależy na tym, żeby było idealnie...

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
3 3

@Ohboy: Ale jak to nikomu? A co sąsiedzi powiedzą? Koleżanki i koledzy? Rodzina z drugiego krańca Polski? Zbłąkany wędrowiec, którego się nie wpuści? Ludzie dostają takiego pie*dolca na święta, że skutecznie mi to zniesmaczyło czas, który w teorii powinien być radosny i "magiczny". Zaczynając od szału sprzątania i gotowania wozu żarcia (z czego połowa nie będzie zjedzona) po szał zakupów, irytacji, wszechobecnej hipokryzji i walki o utrzymanie pozorów. Niestety mnóstwie ludzi zależy i się sami nakręcają.

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
10 16

Ja też nie lubię, ale z innego powodu: jestem już dorosła. Kiedyś ten czas był dla mnie magiczny, bo jako dziecko siedziałam w domu, stroiłam choinkę, pomagałam mamie. Dziwiłam się tylko, że taty pół dnia nie ma, mimo że poszedł tylko po chleb. Zrozumiałam, jak dorosłam. Czas przed świętami jest okropnie stresujący. Zwykłe czynności, które w normalnym czasie ogarnia się w kilkanaście minut, ciągną się godzinami. W mieście korki. Wszędzie kolejki. Nawet jeśli prezenty kupi się miesiąc przed świętami i zaplanuje strategicznie zakupy, i tak nie uniknie się przedświątecznej gorączki, przepychania się łokciami, widoku zestresowanych ludzi, ryczących małolatów. Chciałoby się spędzić święta tak bajkowo, z dziećmi, piec z nimi pierniczki. Ale nie posiedzę przy pierniczkach, bo muszę odstać swoje trzy godziny na mieście, jak kiedyś tata. Mimo że wyszłam tylko po chleb.

Odpowiedz
avatar Ohboy
11 13

@clockworkbeast: U nas mogło być wszystko kupione, a i tak była chryja. Ja i brat byliśmy bardzo spokojnymi dziećmi, matka uspokoiła się dopiero po wieeelu rozmowach - ile się trzeba było nagadać, żeby przestała robić 12 potraw, których i tak nikt nie jadł. Więc ja dalej nie rozumiem tej potrzeby zadręczania się wszystkim, bo można to zrobić inaczej, tylko trzeba wyluzować.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
8 10

No i podobnie w święta Wielkanocne. Jakby idealnie wysprzątane mieszkanie/dom i cała ta otoczka ęą były w święta najważniejsze. Ludzie często z tych powodów tracą radość ze świąt.

Odpowiedz
avatar Takazwyczajna
8 8

Nawet dziś z mężem rozmawialiśmy, że znów Święta i już mieliśmy skurcze w żołądkach. Teściowa narobi jedzenia, a potem nam je wciska po gościnie, bo oni nie zjedzą, nie będzie wyrzucać, robiła z myślą o nas. Fajnie,tylko nie zapyta wcześniej - wiadomo,że sami też coś przygotowujemy, więc będziemy mieć podwójnie. Czyli ona nie będzie wyrzucać, więc wciśnie nam,my wyrzućmy

Odpowiedz
avatar jass
3 3

@Takazwyczajna: Z tym jedzeniem u mnie też zawsze był największy problem. W końcu większość najbliższej rodziny poumierała, tak że zostaliśmy tylko we trójkę z mamą i bratem, a mimo tego mama zawsze szykowała górę jedzenia, której lwia część (przynajmniej u mnie) lądowała ostatecznie w śmieciach, bo raz, że ileż można jeść te same rybki, a dwa, że nie byłam w stanie fizycznie przejeść takich ilości. Ale w końcu z roku na rok tłukliśmy mamie, że takie ilości są bez sensu i teraz faktycznie przygotowujemy taką ilość, którą zjadamy w 2-3 dni, więc rzeczywiście można się tym jedzeniem nacieszyć, a nie je męczyć nie wiadomo jak długo.

Odpowiedz
avatar chora_na_glowe
11 11

Jak ja się cieszę że nigdy nie miałam takich typowych rodzinnych świąt. Tylko ja mama i mój brat, śpimy do 12, godzina 17 (bo jemy wtedy jak jesteśmy głodni, a nie czekamy do godziny nie wiadomo której), każdy je po jednym ulubionym świątecznym daniu i otwieramy prezenty. Każdy zadowolony, a resztę dnia spędzamy w piżamach.

Odpowiedz
avatar Balbina
9 11

Jak ja Cię rozumiem.Nie cierpię świąt wiecznie okupionych awanturami.Chyba tylko jako dziecko mgliście pamiętam miłe chwile ale jak już podrosłam to matka rozstawiała wszystkich po kątach i nas zadaniowała. A pózniej sztuczne usmiechy przy stole i pragnienie zeby jak najszybciej wrócić do swojego pokoju. Jak juz byłam dorosła i sama robiłam swięta(bo musiałam zapraszać rodziców) to wiele razy siedziała obrażona i się nie odzywała bo coś nie było po jej mysli. Nie myję okien jak jest zimno,wystarczy wypranie firanek.Sprzątnę łazienkę,poodkurzam ale żadnego "szkła w kredensie" nie zamierzam myć. Smieją się ze mnie że w 12 potrawach to się liczy i cebula w sledziach i śmietana. A jedzenia robię tylko tyle że po swiętach mam pusto w lodówce.Nie dajmy się zwariować.

Odpowiedz
avatar Crannberry
10 14

U mnie jets tak samo. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że rodzice ze względów zawodowych od wielu lat mieszkaja osobno i tak sie do tego przyzwyczaili, że pod jednym dachem nie są w stanie funkcjonować - po 2 dniach zaczynają się słowne dosrywanki, wbijanie szpil, po czym wybucha awantura. Szczególnie "cudownie" było rok temu w warunkach lockdownu, kiedy nawet nie można było wyjśc z domu i sie odizolować (wszystko pozamykane, a pogoda wybitnie niespacerowa). Przez lata myślałam, że może ja przesadzam, ale mąz, który rok temu spędzał święta z nami, stwierdził, że już nigdy więcej, więc jednak coś jest na rzeczy (w tym roku jedziemy na święta do jego rodziny). Ponieważ i tak prawie zawsze spędzamy święta tylko w trójkę, wielokrotnie proponowałam, żeby spędzic je na wczasach świątecznych w jakimś pensjonacie w górach, ale odpowiedź pada zawsze - to nie to samo i to nie będą prawdziwe święta. Oczywiście - bez natyrania sie jak dziki osioł, a potem bez wynajdywania problemów, o które można się przypie*dolić i darcia mordy na domowników nie można mówić o magii świąt

Odpowiedz
avatar irishcoffee
9 11

Ja tez nie lubialam swiat, nie tylko z powodow opisanych wyzej w historii ale wiecznych klotni, moj ojciec jest alkoholikiem i wszystkie swieta konczyly sie klotnia, wrzaskami, wyzwiskami, rzucaniem talerzy, czasem nawet stolem, i to mialo byc swieto rodzinne? Czas pokoju i radosci? Teraz sama mam swoja rodzine i ogolnie mi lata czy pogloda sie blyszczy, czy z lampy zwisaja pajeczny, wazne ,ze dzieci maja usmiech na ustach, gotujemy wszysyko wspolnie, kazdy podjada, jestesmy w pizamach, na stole nie ma bialego obrusu, ale za to jest spokoj, smiech, radosc, paiery po prezentach wystaja z kosza, pies lezy na samym srodku, w zabawkach i zyjemy, mamy sie dobrze, swieta sa udane, pelne bliskosci.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
6 6

Prawie jakbym czytał historię swojego życia. I niestety takich jak my jest wielu, co widać po komentarzach nie tylko tu, ale ogólnie internecie pod artykułami i filmikami o świętach. Dobrze, że część rezygnuje z tego i daje sobie na luz.

Odpowiedz
avatar marudak
4 4

Też nie lubię świąt. Nigdy ich nie lubiłam. Na szczęście w mojej rodzinie już się tak nie szaleje. Kompot i mandarynki od dawna liczą się za potrawy. Ale nie lubię świąt też przez prezenty. Zawsze wychodziłam z założenia, że prezent jest od serca, z myślą o drugiej osobie. U mnie prezenty faktycznie stają się już symboliczne. Bo przy obecnych cenach kupić każdemu po bombonierce to wychodzi mały majątek. Ale u mojego męża panuje tradycja, że każdy każdemu coś kupuje. I matko droga.. gdyby dzieciaki nie miały urodzin w listopadzie, to prezenty kupowalibyśmy już w październiku. Nikt nie potrafi powiedzieć co by chciał, jakie perfumy lubi ani czego potrzebuje. Już mi kichy ściska! Wrr!

Odpowiedz
avatar Orava
2 4

A ja święta lubię. 30stka już na karku, więc sama je organizuję, ale myślę, że nikogo przy okazji nie terroryzuję ;) Staram się po prostu wszystko rozplanować w czasie tak, aby poszło gładko. Prezentów nie trzeba kupować na ostatnią chwilę. Sprzątam na bieżąco, codziennie po trochu, to i przed świętami wystarczy tylko lekko ogarnąć (i też nie wszędzie, bo gości do sypialni nie zapraszam). Stroimy choinkę nawet na 2-3 tygodnie przed świętami. Zostaje w zasadzie tylko i wyłącznie gotowanie, bo większość składników też kupujemy wcześniej (resztę można dokupić w małym sklepie na osiedlu, gdzie nigdy nie ma takiego ruchu jak w supermarketach). Nawet gotowanie można rozłożyć w czasie, np. takie pierogi można ulepić kiedy się ma czas i zamrozić. Wszystko jest kwestią dobrej organizacji.

Odpowiedz
avatar Bryanka
5 7

Miałam w domu rodzinnym dokładnie tak samo. Do tej pory mąż mówi, że wizyty u mojej mamy, to sztywne "Obiady Proszone". W święta wszyscy się kłócili, matka wrzeszczała, ze nikt jej nie pomaga, a jak chcieliśmy pomóc to wrzeszczała, że jej przeszkadzamy i wszystko psujemy. Święta zdołałam "odczarować" sobie sama gdy poszłam na swoje. Zupełnie inaczej wygląda Wigilia w towarzystwie mojego męża, ojczyma, rodzeństwa przyrodniego i przyjaciół. Jest dużo ciepła i żartów. Do tego pracuję w firmie rodzinnej i pamiętam, że przeżyłam mały szok jak na imprezie świątecznej wszyscy się śmiali, żartowali, nikt się nie kłócił i nie awanturował. To też mi pokazało, że można inaczej.

Odpowiedz
avatar Barbaska
7 9

Mam wrażenie, że spora część kobiet, to męczennice. Narobi się kij wie ile, po co i dla kogo,a potem pretensją, że nikt nie pomaga malo zjedli i praca poszła na marne. Niestety mam wrażenie, że kobietą wmawiano od małego taki "program" - za-pie-rda-laj, usługuj, myśl o komforcie gości zamiast o swoim. Ja tam mam błysk w chacie niezależnie od pory roku ;),a w święta gotuje mąż,a ja z córką oglądamy bajki :) Współczuję mamie, ale rozumiem, że spora grupa kobiet zmaga się z takim "programem".

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 2

@Barbaska Książka Natalii de Barbaro - Czuła Przewodniczka - dokładnie o tym mówi

Odpowiedz
avatar shpack
-4 14

Przeczytałem do końca i stwierdziłem, że naprawdę nie obchodzi mnie, czy lubisz święta - czy nie.

Odpowiedz
avatar weron
5 7

w moim domu jest podobnie. Moja mama najpierw lata i sprząta chałupę, a potem płacze ze boli. Pamiętam kilka sytuacji, które dość mocno rujnowały świąteczną atmosferę. Ja sama nie jestem demonem porządku, ale jak już się wezmę za sprzątanie, robię to porządnie. Wytarłam drewniane schody na górę oraz ich okolice, w rozmowie z siostrami co już jest zrobione i co jest jeszcze do zrobienia, napomknęłam, że były strasznie zakurzone pod spodem (schody niezabudowane, stopnie też takie 'w powietrzu', pod schodami jest podłoga), jak mama usłyszała, to na mnie wsiadła, że ona ma w domu PORZĄDEK. Kiedyś wzięła chusteczki do kokpitu i umyła nimi schody, nie dość, że nie rozumiała pretensji siostry, do której chusteczki należały (ponoć były cholernie drogie), to nie widziała swojej winy w tym, że schody stały się w ten sposób zjeżdżalnią i malowniczy upadek zaliczyła zarówno moja siostra jak i mój syn. Najbardziej zapadły mi w pamięć ostatnie święta przed koroną. Wszyscy coś gotujemy, pieczemy, beztalencia kuchenne kroją i mieszają. Znalazłam przepis na ciasto na zimno, zrobiłam zakupy, ale okazało się, że zabrakło mi herbatników. Poprosiłam siostrę, żeby dokupiła ze dwie paczki, kupiły wszystko a herbatników nie. Proszę, żeby zajrzała do któregokolwiek sklepu w drodze z kościoła, stwierdziła że nie ma czasu i najwyżej nie zrobię ciasta. Kiedy wróciły, żadna nie chciała mnie podwieźć, a że miałam już ich dość, poszłam do sklepu sama. Po powrocie zabrałam się za ciasto, przygotowałam kakao z mlekiem, wyszłam na papierosa, wracam, a mama właśnie kończy myć garnek. Na pytanie, czemu to zrobiła, wsiadła na mnie, że w garnku były resztki, a ona nie lubi nieporządku. Ciasto w końcu zrobiłam, zabrałam się za sałatkę, niestety, skleił mi się ryż i może zrobiłam głupio, ale go wyrzuciłam. Dostało mi się za wyrzucenie, bo może by go ktoś zjadł czy wykorzystał do czegoś innego. Jeszcze bardziej mi się dostało jak przypomniałam jej, że ona wyrzuciła składnik mojego ciasta. Kiedy zjechała się rodzina, mama opowiadała o moim spacerze w deszczu po te cholerne herbatniki i śmiała się, jakby to była najlepsza rodzinna anegdotka. Najbardziej zawsze wkurzała mnie jednak hipokryzja, kiedy przy gościach udawała szczęśliwą rodzinkę, a gdy zostawaliśmy sami (rodzice i my), wsiadała na ojca za wyimaginowane przewinienia. A potem miała pretensje do reszty rodziny, że nikt jej nigdy nie pomógł z sytuacją z ojcem. Ciekawe skąd mieli wiedzieć, skoro przed nimi zgrywali rodzinkę idealną.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@weron: Mocne. Broniłaś się czy wolałaś sobie odpuścić?

Odpowiedz
avatar weron
3 3

@78FS: akurat w kwestiach związanych z moją mamą jestem dość porywcza, najpierw mówię, potem myślę (ale nigdy potem nie żałuję tego co powiedziałam), więc zazwyczaj się bronię, co skutkuje tym, że mama robi z siebie ofiarę i każdemu kto chce słuchać opowiada, jaką to niewdzięczną córkę ma, siostry na mnie wsiadają, a ja odliczam dni do powrotu do Anglii. Jak sobie odpuszczam, to i tak prędzej czy później mama zrobi lub powie coś takiego, że wylewam z siebie wszystkie żale, co ponownie skutkuje zgrywaniem ofiary i fochem sióstr. Jak uda mi się całkowicie odpuścić, to po prostu liczę dni do powrotu i staram się jak najmniej czasu spędzać w pobliżu matki. Więc w większości wypadków scenariusz składa się z focha/manipulacji siostrami/moimi nerwami, do wyboru, do koloru. Po tych wyżej wspomnianych świętach z ulgą wróciłam do Anglii, z mamą nie gadałam kilka dobrych dni. W końcu zadzwoniła obrażona, że się nie odzywam, w trakcie rozmowy dowaliła pytaniem (a raczej stwierdzeniem) 'to sobie odpoczęłaś, córeczko u mamusi, prawda?'. Stwierdziłam, że jak powiem prawdę, to będzie się znów użalać nad sobą, a siostry mnie zjedzą, bo to one muszą się z nią użerać, a jak potwierdzę, to żadnych wniosków nie wyciągnie i uzna, że było mi jak w niebie. Tak źle i tak ch*jowo. Uratowała mnie szybka zmiana tematu ;) pisałam też kiedyś (no ale nie liczę, że ktoś wertuje moje stare komentarze), że mama uparcie wchodziła do mojego pokoju o 5 nad ranem żeby się pogapić na mnie i młodego, wychodziła i zostawiała otwarte drzwi, po czym dzwoniła do babci ponarzekać na głośnomówiącym na ojca, co dla mnie również oznaczało pobudkę o 5. Moje wcześniejsze prośby oczywiście były ignorowane, poprosiłam najmłodszą siostrę, żeby ona może jakoś z mamą dyplomatycznie to załatwiła, bo ja nie przyjechałam do domu po to, żeby o 5 nad ranem wstawać tylko sobie trochę odespać. Cóż, podziałało cały jeden dzień, a siostra była zdziwiona, bo zdawało jej się, że do mamy dotarło. Jako 'ciekawostkę' dodam, że gdy któraś z moich sióstr śpi, mama prosi o chodzenie na paluszkach, 'bo Korneliuńka/Bryniusia śpi, a ona tak ciężko ma na tych studiach/w pracy'. Ja z dzieckiem i pracą mam o wiele łatwiej przecież, nie? I nie to że narzekam, bo taki był mój wybór, ale niesamowicie mnie irytuje takie wybiórcze traktowanie czyjegoś snu.

Odpowiedz
avatar Etincelle
0 8

Rozumiem, dlaczego nie lubisz świąt, ale mam wrażenie, że moralizowanie oparte na sytuacji jednej czy dwóch rodzin jest trochę na wyrost. Takie, w uproszczeniu oczywiście: "albo przygotowania do świąt na najwyższym poziomie, albo rodzinna atmosfera" jest tym samym, co przekonanie, że w biednych rodzinach jest miłość, a bogaci to wyrachowani dranie. A przecież wszystko zależy od ludzi. Można poświęcić dużo czasu na przygotowania i cieszyć się rodzinną atmosferą, a można iść po linii najmniejszego oporu i warczeć na siebie przy stole. Przedstawianie tych spraw jako wzajemnie się wykluczających nie ma żadnych podstaw. Wszystko zależy od charakteru świętujących. ;)

Odpowiedz
avatar diriol
3 7

@Etincelle: Wydaje mi się że problemy autora i komentujących tutaj dotyczą nie świąt a ich relacji z bliskimi które są w fatalnym stanie albo trudnego charakteru tychże. Oczywiście najłatwiej jest znaleźć winnego - te złe święta które zabierają nam miłość wzajemną i dobroć bo przecież tak na codzień to jesteśmy kochającą się rodziną jak z obrazka, a ten szatański pomiot zmiania nas w potwory.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 listopada 2021 o 10:44

avatar BycAlboByc
7 7

@Etincelle: myślę że problem jest bardziej z poprzednim pokoleniem. Trzeba było się narobić żeby zasłużyć na święta. I to nie problem jednej czy dwóch rodzin. To raczej problem większości. Dopiero nasze pokolenie zaczyna zmieniać priorytety. I nie robi wszystkiego za wszelką cenę i na pokaz ...

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
5 5

@diriol: Za innych się nie wypowiadam, ale z mojej perspektywy mogę stwierdzić, że wysuwasz błędne wnioski. Owszem, na co dzień relacje rodzinne pozostawiają wiele do życzenia, ale to jednak trochę co innego. Bo mogę gdzieś iść w cholerę, odizolować się od reszty, a poza tym natężenie takich sytuacji i poziom frustracji zwykle są mniejsze, bo w przed świętami jest więcej roboty, dużo więcej, więc i domownicy są bardziej poddenerowani i łatwiej się wkur...ą. Ale to nawet nie o to chodzi. Najbardziej wkur...a ta świąteczna propaganda, że to jest czas pokoju, radości, który spędza się z najbliższymi w takiej wspaniałej atmosferze, a ty się rozglądasz dookoła i zastanawiasz, gdzie ta atmosfera. No i, jak to już ktoś wcześniej wspomniał, te sztuczne uśmiechy i składanie życzeń, jakby przez kilka dni nie darło się na kogoś ryja, bo tyle roboty, a ten się nie domyślił, co trzeba zrobić. Albo ogólnie trzeba odreagować. Ale w święta obowiązkowo trzeba razem usiąść do stołu, bo jak to tak, przecież tradycja.

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
0 2

@diriol: To nie zawsze jest tak, że problemy ze świętami mają tylko ludzie z trudnymi relacjami w rodzinie. Jak dla mnie największym problemem jest to, że niemal cała populacja świętuje coś w jednym czasie. Jak świętujesz czyjeś urodziny, ślub, cokolwiek - to rozkłada się to w czasie, bo jedni świętują wiosną, inni jesienią a jeszcze inni wcale. A ze świętami Bożego Narodzenia jest tak, że nawet jak nie masz nikogo i chcesz się zaszyć, to i tak nie ominie cię ta szopka. Nie zrobisz normalnych zakupów, nie zrobisz kroku z mieszkania, bo wszędzie korki, tłumy ludzi. Zapomniałeś kupić worków do kosza albo potrzebna ci maść na opryszczkę? w normalnym czasie wyskoczysz na 15 minut, przed świętami - zapomnij. Zresztą to samo jest i w Wielkanoc, i w innych terminach. Mnie najbardziej wkurza, jak są jakieś mistrzostwa w piłce nożnej. Nie oglądam, nie interesuję się, nie mam pojęcia, kiedy finał - oj, a to duży błąd, bo jak chcę punktualnie odebrać dziecko z przedszkola i jechać do domu, to się nagle okazuje, że stoję w gigantycznym korku, bo wszystkie korposzczury dziś się zerwały wcześniej z pracy, by obejrzeć mecz. I to jest dla mnie coś, co psuje tę całą magię.

Odpowiedz
avatar BycAlboByc
4 4

Dokładnie! Dlatego teraz absolutnie staram się nie powielać wzorca. Przy małych dzieciach żeby się nie urobić po łokcie większość dań zamawiam w ramach "cateringu świątecznego", zamawiam tyle ile realnie jesteśmy zjeść w 2-3 dni i przede wszystkim to co lubimy! Sprzątam cały rok na bieżąco więc niema ogromnego szorowania jedynie na sam koniec ogarniamy pokój w którym będziemy jedli. Bardzo się cieszę ale teraz najwięcej czasu z dziećmi zajmuje nam pieczenie np pierniczków, dekorowanie ich i dekorowanie domu. Jak wyprowadziłam się z domu to też myślałam że nie lubię świąt ale jak pojawiły się nasze dzieci to te aktywności z nimi jednak nastrajają i jakoś tak miło się jednak robi na Boże Narodzenie

Odpowiedz
avatar Samoyed
-3 9

Jedyne osoby, ktore znam, a ktore ciesza sie ze swiat sa: - ponizej 18 roku zycia - slodkimi idiotkami albo idiotami i opinia ta nie wynika li tylko z faktu lubienia swiat, tylko ogolnie - wlasnie sie zaopatrzyli w dzieciaka/dom/samochod/now prace/cokolwiek i nie moga sie docekac, zeby sie pochwalic przed niewidziana przez rok rodzina. Cala reszta cieszy sie, ze ma wolne jak ma wolne. Wierzacy pitola o umartwianiu sie z powodu narodzin (przy czym narodzonego maja w odwloku tak naprawde), zapijajac sie w trzy dupy, ateisci pitola o ukradzeniu swiat poganom (przy czym pogan maja w odwloku tak naprawde), zapiajac sie w trzy dupy, nieboszczyk George Michael nawet ma dosyc tej pioseneczki, a sklepy zacieraja lapy, bo ludzie sa durniami i daja sobie wmowic, ze to promocja i dawac znaczy kochac. I WSZYSCY maja dosc sprzatania. Powinnismy juz dawno jako cywilizacja ten cyrk pieprznac, ale caly czas ludziska maja nadzieje, ze bedzie jak w filmie i rynek kolorowego badziewia by sie zalamal wykanczajac calkiem potezna galaz przemyslu.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 23 listopada 2021 o 17:45

avatar krzycz
4 4

i dlatego od jakiegoś czasu czy to Wielkanoc czy BN, to żadnego stania przy garach, tylko catering (cenowo w sumie na jedno wychodzi), a sprzątanie się ogarnia na bieżąco tak czy inaczej, więc dodatkowo spuszczać się nad oknami czy innymi szafkami nie ma sensu. Za to jest sens w posiadaniu większej ilości czasu dla dzieci, które z tego okresu zapamiętają co innego niż wieczną tyradę i sprzątanie :)

Odpowiedz
avatar Pantagruel
5 5

A spróbuj w ogóle nie obchodzić świąt. Tak kompletnie. W dużym skrócie - moja rodzina od kilku pokoleń jest niewierząca, wszystkie święta traktujemy jako po prostu dni wolne. Nie obchodzimy ich nawet w takim świeckim podejściu, że to okazja na spotkania z rodziną. Żadnych obiadów, gotowania, choinek, prezentów, odwiedzin. Po prostu - dla nas Wigilia czy Wielkanoc to zwykły dzień. Rodzina mojego męża wciąż, po prawie 7 latach związku, uważa że zmyślam. Że to jest NIEMOŻLIWE żeby nie obchodzić świąt. Teściowa kiedyś wypaliła, że "można nie obchodzić, można nie wierzyć no ale chyba dom sprzątacie przed świętami?". Zapytałam PO CO? Co jest takiego niezwykłego w świętach, że akurat wtedy trzeba sprzątać cały dom? Teściowej chyba mózg stanął bo nie była mi w stanie odpowiedzieć nic innego jak "no ale przed świętami to WYPADA!". Mój mąż podłapał moje "świętowanie" bo święta kojarzyły mu się zawsze tak jak autorowi i użytkownikom w komentarzach. Stres, ganianie za niewiadomo czym, sprzątanie i nerwy. Czasami spędzamy święta u teściów. Podczas pierwszych świąt teść tłumaczył mi jak szympansowi po lobotomii czym są pierogi z kapustą i grzybami. Jak usłyszał, że wiem jak one smakują bo często w szkole były organizowane wigilie klasowe i miałam okazję spróbować potraw, nie uwierzył i westchnął głęboko. Siostra męża baaardzooo pooowoooliiiii opowiadała mi o tradycji dawania sobie prezentów i o świętym Mikołaju. Jakbym była obcokrajowcem nieznającym polskiego, który przyjechał z kraju z zupełnie inną kulturą :) Podobne historie miała moja mama i ciotka, bo w pracy często szydzono z nich, że nie obchodzą świąt. I zazwyczaj argumentami "za" świętami nie było spędzanie czasu z rodziną, czas na refleksje czy cokolwiek takiego. Nie, argumentem było jedzenie, choinka i że "wypada" robić święta bo taka jest tradycja. Padł też argument, że moja mama krzywdzi mnie i moje rodzeństwo bo nie dostajemy prezentów :)

Odpowiedz
avatar jo513
-3 5

Co to za bzdury? Jakiś "opis" na egzamin szóstoklasisty? I ktoś w te bzdety wierzy? Co sie stało z tą stroną?

Odpowiedz
avatar timka
-4 4

A mi sie wydaje, że po prostu jesteście leniami i Wam sie robić nie chce. Ja od dziecka pomagałam w domu i to bardzo lubiłam. Obecie to ja prawie sama 12 potraw robie i nie mam z tym problemu, my jemy je tylko na Wigilie wiec zawsze sie nie możemy doczekać na te pyszności. A sprzątać to trzeba regularnie to wtedy nie będziecie musieli na ostatnią chwile wszystkiego ogarniać. Ogarnijcie sie w końcu ludzie bo juz macie swoje lata a głupoty totalne robicie.

Odpowiedz
avatar timka
-3 3

Ty kompletnie idei świąt nie rozumiesz i chyba w tym jest problem. Ja kocham święta i nie zamieniłabym ich na nic innego. Też musiałąm wiele rzeczy robić i co? Krzywda mi sie stała jakaŚ? Nie.. Zresztą święta nie trwaja jeden dzień tylko 3 i można przez kolejne wypoczywać, więc weź nie płacz tylko sie wez za siebie!

Odpowiedz
avatar Pantagruel
4 4

@timka: No wg mnie to stała ci się jakaś krzywda skoro atakujesz obcych ludzi w internecie i próbujesz narzucać im swój punkt widzenia :)

Odpowiedz
avatar timka
-3 3

najwyżej mnie zbanują bo dałam 3 komenty pod rząd ale sorry jak macie zrobic jakąś impreze to też macie taki ból tyłka, że musicie posprzątać??

Odpowiedz
avatar Pantagruel
4 4

@timka: Jak sprząta się regularnie to nie trzeba specjalnie przed imprezą sprzątać. I przed imprezą nie myje się okien, nie pastuje podłóg i nie wyciera wnętrza szafek tak jak w wielu domach robi się przed świętami (z jakiegoś chorego powodu)

Odpowiedz
Udostępnij