Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zachowanie, z którym może nie spotkałam się jakoś wybitnie wiele razy, ale…

Zachowanie, z którym może nie spotkałam się jakoś wybitnie wiele razy, ale wystarczająco, żeby mi się czknęło. Niektóre kobiety maja tendencje do usprawiedliwiania i wybielania różnych niefajnych zachowań płci przeciwnej, od nieładnych nawyków, po zwykłe sk..syństwo, w imię trudno powiedzieć czego. Bo on tak ma, bo tacy są mężczyźni, bo różnice kulturowe, bo nie wiadomo co jeszcze.

1. Kiedy po ponadrocznym związku na odległość mój obecny partner się do mnie wprowadził, potrzebowaliśmy trochę czasu na dotarcie się, zwłaszcza że oboje mieliśmy dłuższa przerwę od związków i mieszkania z kimś.

W dodatku u niego wykształciło (ujawniło) się coś w rodzaju fobii społecznej, objawiającej się tym, że kiedy spotykaliśmy się z jakimiś znajomymi, potrafił przez cały wieczór nie odezwać się ani słowem, tylko siedzieć wpatrzony ekran telefonu W domu wymyślił sobie, że "potrzebuje samotności", zwłaszcza podczas posiłków - wtedy szczególnie przeszkadza mu psychiczna świadomość, że ktoś inny przebywa w mieszkaniu, więc czy mogłabym gdzieś wychodzić, kiedy on je? Na takie dictum popukałam się w czoło i uświadomiłam mu, że jednak są jakieś granice kompromisów, a on nie ma trzech lat, tylko 40, do tego żyje w społeczeństwie, gdzie obowiązują jakieś normy zachowań.

Ja na pewno nie mam zamiaru błąkać się w środku zimy po ulicach, bo panicz się przyzwyczaił do spożywania posiłków w samotności, ani świecić za niego oczami, bo jak się idzie do kogoś z wizytą albo zaprasza gości, to się z nimi rozmawia, a nie gapi w telefon, więc ma się albo ogarnąć (czy sam, czy z pomocą terapeuty), albo wyprowadzić i mieszkać sam, skoro tak pragnie izolacji. Zadziałało. Oczywiście nie od razu, ale stopniowo następowała poprawa i po paru miesiącach zachowywał się zupełnie normalnie.

Ale w tym czasie, kiedy próbowałam zwalczać te zachowania, czego nasłuchałam się od koleżanek? Że tak nie można, to jest w końcu Szwed, a przecież wiadomo, że Skandynawowie to introwertycy, różnice kulturowe i w ogóle, muszę to zrozumieć i zaakceptować, i co mi w końcu szkodzi wychodzić z domu w czasie jego posiłków? No w ogóle hetera ze mnie straszna i one nigdy by tak nie zrobiły.

2. Jakieś 2 lata temu koleżanka przeszła operację nosa. Po zabiegu wyglądała tak, jak się zwykle wtedy wygląda, czyli sina i opuchnięta twarz, lima pod oczami, opatrunki itd. Jej partner, Włoch, z którym mieszkała od kilku lat, po odebraniu jej ze szpitala wyprowadził się do kolegi. "Bo się wystraszył jej wyglądu, a on jest estetą i nie może na to patrzeć, brzydzi się, więc na razie zniknie, zadzwoni do niej za jakiś czas i jak ona znowu będzie wyglądać normalnie, to wróci".

Dziewczyna chciała się wyżalić i poradzić, co ma w tej sytuacji zrobić. Owszem, pojawiły się odpowiedzi "spakować resztę jego rzeczy do worków na śmieci i krzyżyk na drogę", ale większość brzmiała w stylu "musisz go zrozumieć, Włosi są wrażliwi na piękno, powinnaś była sama na ten czas się gdzieś wyprowadzić i nie narażać go na takie widoki. Zmuszając go do oglądania ciebie po operacji, sama niszczysz ten związek".

3. Sytuacja sprzed 10 lat. Koleżanka z czasów szkolnych rodzi dziecko przez cesarskie cięcie (ciąża planowana). Kiedy wypisują ją i dziecko ze szpitala, dzwoni po męża, żeby ich odebrał i przywiózł do domu. Mąż informuje ją, że nie przyjedzie, bo właśnie pojechał na dwutygodniowe wczasy. "Bo on sobie przemyślał i w sumie to on się chyba nie nadaje do opieki nad noworodkiem, nie wie, czy jest gotowy być ojcem, poza tym się trochę brzydzi, bo on to jednak wrażliwy jest, wróci za 2 tygodnie i wtedy zobaczy".

Dziewczyna wściekła dzwoni po swoich rodziców. Ciska gromy pod adresem męża, odgraża się, że po czymś takim, to on już nie ma po co wracać do domu, po czym co słyszy od własnej matki? Że musi go zrozumieć, że mężczyźni tak już mają, że od wieków to kobiety zajmowały się dziećmi, może to nawet lepiej, że nie będzie jej oglądał tuż po porodzie, bo jeszcze się nabawi urazu i w ogóle tak już musi być, i niepotrzebnie się czepia.

4. Świeża sprawa. Inna koleżanka ze szkoły razem z mężem po latach wynajmu w końcu uzbierali na wkład własny, wzięli kredyt i kupili swoje własne mieszkanie. Była to ich wspólna decyzja, nikt na nikogo nie naciskał, własne M było ich marzeniem od lat. Tylko że odkąd je kupili, w związku zaczął się kryzys.

Zawsze kiedy przychodzi termin spłaty kredytu, facet zaczyna się z nią awanturować i mieć do niej pretensje, że kredyt trzeba spłacać. To znaczy, on bynajmniej nie żałuje kupna, bardzo się cieszy ze swojego lokum, tylko nie chce spłacać rat kredytu. I obwinia o to ją. Dlaczego, nie wiadomo. Dziewczyna się skarży, że już ma dość i zaczyna żałować, że się na ten zakup zdecydowali ("Czy on nie wiedział, że kredyt trzeba spłacać?").

Ku mojemu zdziwieniu, koleżanka z historii powyżej (o mężu na wczasach) mówi jej, mniej więcej: "Ale ty masz złe podejście. Tobie się wydaje, że on myśli tak jak ty. A mężczyźni rozumują zupełnie inaczej. Oni nie myślą przyszłościowo, tylko tu i teraz. On skupił się na tym, że będzie miał swoje mieszkanie, ale nie myślał o tym, że będzie musiał spłacać raty, bo tak już jest zaprogramowany. To twoim zadaniem było mu uświadomić, że to nie są darmowe pieniądze, tylko kredyt, który będzie musiał spłacić, jeśli tego nie zrobiłaś, to jest to twoja wina i on ma słuszne pretensje".

Ręce opadają. Skąd w nas, kobietach, takie myślenie? Model zachowania wyniesiony z domu, wychowanie w kulcie Matki-Polki-Męczennicy? Czy obecny trend "pick me girl", udowadnianie wszystkim naokoło, że jest się bardziej wyrozumiałą, "lepszą partią", która "bardziej zasługuje" na danego mężczyznę?

Usprawiedliwiając zachowania, zwłaszcza te, których usprawiedliwić się nie da, robimy krzywdę nie tylko sobie samym, ale również mężczyznom, z których robimy przygłupie, nadwrażliwe mimozy, niezdolne do prostego kojarzenia faktów, czy brania odpowiedzialności za swoje decyzje.

by Crannberry
Dodaj nowy komentarz
avatar Smiecho
19 29

Pierdorolo. :) I mówię to jako facet. Trafiają do nas proste, krótkie, żołnierskie komunikaty. :) Żadne tam owijanie w bawełnę. Coś jak wytłumacznie jak się zachowywać wśród ludzi, które autorka opisuje w swoim przypadku. Podziałało? Ba! A owijanie, czekanie, "bo tak ma", "bo może zrozumie" nie zadziała nigdy, bo (wiem po sobie) słabi jesteśmy w domyślaniu się. Moja żona mówi wprost i kocham ją za to. :) Ułatwia to porozumienie w związku... ;)

Odpowiedz
avatar Balbina
9 39

@Smiecho: I to mnie wku........niemożebnie. Bo wy tak macie i trzeba to zrozumieć. jak to okresliła kumpela jak jesteście zadaniowani to to zrobicie,trzeba wam mówić a sami się nie domyslicie. Tylko dlaczego ja mam pamietać że masło się skonczyło albo chleb? Dlaczego ja mam pamiętać że pranie trzeba zrobić albo inne domowe rzeczy. A wam trzeba przypominać,mówić,egzekwować. Bo wy tak macie i już. Z mojego podwórka np: -umyj okna- umyte same szyby bo nie okresliłaś że chcesz też ramy okienne. -weż na siebie opłaty mieszkaniowe- ok ale mi przypomniaj to bedę płacił(co to za pomoc?) -zrób to albo owo-ok ale mi przypomnij bo ty bedziesz na pewno pamiętała.To sobie zapisz.Obraza majestatu.

Odpowiedz
avatar babubabu89
6 10

@Balbina: chyba nie zrozumiałaś przesłania. Ja ogarnąć wkoło siebie umiem i nie potrzebuje opiekunki. Potrafię uprać, uprasować, ugotować ogarnąć rachunki i inne potrzebne do życia rzeczy - jestem samowystarczalny. Bardziej chodziło o domyślanie się typu "jak mam założoną czerwoną sukienkę to mam dobry humor ale jak mam czerwoną sukienkę i czarne buty to mnie nie ruszaj" I po co takie podchody? Zamiast odrazu powiedzieć "Mam dobry humor" albo "zostaw mnie w spokoju teraz mam zły humor chce być sama"

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
6 14

@Balbina: jakbys mojego meza opisala! Wypisz wymaluj. Mam afere jeszcze ze na wyjazd nie spakowalam mu bluzy xD co z tego ze mu powiedzialam co zapakowalam to ja powinnam o jego bluzie pamietac itd Kazde wyjscie ja musze ogarnac od a do z Zawsze mowie co mysle i nienawidze domyslania sie... A mam meza co sie domyslac musze czy ma dobry humor, zly, czy to mysli czy tamto bo mi nic nie powie... Ech

Odpowiedz
avatar Balbina
8 16

@babubabu89: Yyyyyyyyyyyy? Cyt"Trafiają do nas proste, krótkie, żołnierskie komunikaty" odnoszę się do tego jakże prostego zdania. Wynieś smieci- ok wyniosę.ale jak sie wywalają z kubła to się nie domyslę ze trzeba wynieść. Wywieś pranie-ok wywieszę a jak nie powiem to się kisi w pralce. Kup chleb-ok kupię ale jak nie powiem( i sama nie kupię bo widze resztki) to nie ma chleba? I raczej dotyczy to facetów trochę starszych bo ci młodsi sa bardziej ogarnięci.Większość już raczej mieszka sama i tak jak piszesz jak nie zrobią sami to nikt za nich tego nie zrobi.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 listopada 2021 o 19:07

avatar Smiecho
11 13

@Balbina: Nie wiem, czy dobrze się rozumiemy. :) Jeśli brakuje tego przysłowiowego masła i to widzę, to jasne że pójdę kupić. Jak żona jest chora to raczej domyślę się, że skoro leży, to raczej ja powinienem zrobić obiad, a nie ona. Ale jeśli nie zauważyłem tego braku masła, bo biegam, co akurat robię coś innego, czy coś, to wolę, gdy żonka mówi wprost "idź kup masło, bo brakuje", niż gdyby miała kombinować w style "ech... ależ bym sobie kanapkę zjadła". W sytuacji opisywanej przez autorkę chyba chodzi o to drugie podejście. Dziewczyny nie mówiły wprost, co im się nie podoba i to uważam za błąd. Tyle i aż tyle.

Odpowiedz
avatar louie
7 9

@Balbina: wypisz-wymaluj mój były (właśnie z tego powodu!) mąż. Przez coś takiego kobieta dostaje gratis do pracy zawodowej etat menadżera domu. Przerastały go nawet tak proste rzeczy jak fakt, że papier toaletowy czy masło/mleko/chleb dokupuje się ZANIM się skończą a nie jak wita cię światło w lodówce albo tyłek trzeba ręką podcierać. To jest naprawdę żadna pomoc, że facet jak dostanie listę zakupów to pójdzie i je łaskawie zrobi. Bo i tak to kobieta w takiej sytuacji musi wszystko zaplanować. I jeszcze co chwilę musisz przypominać.

Odpowiedz
avatar louie
6 8

@babubabu89: potrafisz, ale jak często robisz to w domu? Bo raczej większość dorosłych facetów takie rzeczy potrafi, to nie jest żadna filozofia - problem polega na tym, że się do tego nie garną i mają nadzieję, że jak odłożą zadanie na później to kobieta się zniecierpliwi i sama to zrobi. Mam nadzieję, że mając taką partnerkę sam powiedziałeś jej otwarcie, że potrzebujesz bardziej oczywistych komunikatów - bo, wyobraź sobie, kobiecie też trzeba pewne rzeczy powiedzieć wprost a nie oczekiwać, że się domyśli, że czegoś nie rozumiesz.:)

Odpowiedz
avatar louie
11 13

@kojot__pedziwiatr: Te całe precyzyjne instrukcje to jest zwyczajna wymówka, żeby myślenie za faceta odbębniał ktoś inny. Precyzyjną instrukcję to potrzebujesz jak musisz mebel albo rakietę kosmiczną złożyć. Jeśli facet kupi 10 litrów mleka jak usłyszy "idź do sklepu i kup mleko, a jak będą jajka to kup 10" to nie ma nic wspólnego z nieprecyzyjną instrukcją - po prostu jest albo za leniwy żeby myśleć, albo ma coś poważnie nie tak z funkcjami mózgu/kojarzenia informacji. Nikt was nie tresował - właśnie problem w tym, że nikt was nie wychował i od małego nie gonił do obowiązków domowych. Błąd, niestety, po stronie rodziców, że produkowali masowo dysfunkcyjnych mężczyzn przyzwyczajonych do tego, że mamusia wszystko zrobi i posprząta.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 18 listopada 2021 o 16:59

avatar Crannberry
6 10

@louie: czytam i jestem dozgonnie wdzięczna mojej szwedzkiej teściowej, że od najmłodszych lat przyzwyczaiła synka, że ma dwie rączki, lodówka jest tu, pralka tu, a odkurzacz tam. I on w domu zrobi wszystko: naprawi, co trzeba, posprząta i obiad ugotuje, nawet umie wyprasować mi jedwabną sukienkę i nie przypalić. Żeby nie było za dobrze, zrobi to w swoim tempie i kiedy sam uzna za stosowne (kto powiedział, że choinka nie może postać do marca?), ale widzi, co jest do zrobienia i nie trzeba mu pokazywać palcem. Rzecz, która mnie za to irytuje niemożebnie i nie wiem już, jak z tym walczyć, to np. kiedy ja idę do sklepu, do piekarni, do Maca czy gdzie tam indziej, zawsze pytam, czy coś jemu kupić (często też sama z siebie kupuję mu coś, co on lubi), zamawiam pizzę, pytam, czy dla niego też zamówić. Natomiast on nigdy. No jakby nadal nie ogarnął, że nie mieszka sam. Pójdzie i kupi dla siebie, zamówi dla siebie i nawet nie spyta. Na moje pretensje odpowiada "ale w czym problem? przecież możesz sobie sama iśc kupić/zadzwonić i zamówić". Wracam wieczorem z wyjazdu służbowego, zmęczona i głodna, sklepy już zamknięte, w domu jest tylko zgniły banan. On wcześniej zrobił zakupy i ugotował kolację - dla siebie i niestey nic nie zostało. Ojej, bo nie mówiłam, że wrócę głodna, a on nie pomyślał. Ręce opadają. Cztery lata tłukę do łba, że nie mieszkasz, kurła, sam i jak grochem o ścianę. Ale to jest chyba jakieś ich kulturowe uwarunkowanie, bo ilekroć jesteśmy u jakichś jego znajomych, to jest to samo. Pan domu robi sobie drinka/ nalewa sobie wina i nie przyjdzie mu do głowy spytać ani gości, ani własnej żony, czy też mieliby ochotę. Dopiero jak mu się wyraźnie powie, że też byśmy się napili

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 listopada 2021 o 18:58

avatar Neomica
1 3

@louie: Amen, siostro! :D @Crannberry: a ten twój to nie jest z tych artystycznie rozkojarzonych? No wiesz ten typ, co dużo czasu spędza w swojej głowie i umykają mu takie drobiazgi jak otoczenie. W ogóle wydaje mi się, że pewne rzeczy to nie kwestia płci ale materiału z jakiego jesteśmy zrobieni. Chłopcom się po prostu bardziej folguje więc wrodzony egoizm nigdy nie został właściwie przypiłowany.

Odpowiedz
avatar louie
4 4

@Crannberry: Mój obecny partner na szczęście ma podobnie, tzn. w kwestii bycia dobrze wychowanym - jest samodzielny w mieszkaniu i też nie udaje, że nie widzi brudu czy prania. Nie trzeba co chwilę uczyć od nowa podstawowych czynności. Przyznał, że jak był dzieckiem to mama go szkoliła jak używać odkurzacza, pralki. Co prawda nie umie za bardzo gotować, ale zawsze garnie się do pomagania w kuchni i nie trzeba go o to prosić. Z tym jedzeniem to jest okrutnie przykre. Nie rozumiem jak można się nie przejąć czy druga osoba będzie miała co jeść. Pizza/obiad/chrupki by mi w gardle stanęły gdybym wzięła je tylko dla siebie i partner mógłby co najwyżej patrzeć jak się zajadam. Albo gdyby był głodny a ja z pełnym brzuchem. Wolałabym zrobić kolację dla kogoś nie wiedząc czy ją zje niż spojrzeć w oczy ukochanej osobie, zmęczonej i głodnej, po tym jak się sama nażarłam. I bardzo przykry jest też ten brak refleksji - pewnie, że możesz sobie sama zamówić (choć też nie zawsze). Możesz też sama mieszkać, sama żyć, sama chodzić do kina, sama jeździć na wakacje. Nie chodzi o to co możemy robić sami tylko co moglibyśmy robić z kimś i w czym się wspierać.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 listopada 2021 o 13:59

avatar Jorn
3 3

@Crannberry: Jeśli facet ci mówi, że wyniesie choinkę, to wyniesie i nie ma potrzeby przypominać mu o tym co 6 miesięcy:)

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 6

@Neomica: artystycznie rozkojarzony jest mój szef ;) Mój facet to jednozadaniowy, sfokusowany inżynier. I to tak sfokusowany na tej jednej rzeczy, że jakikolwiek multitasking nie wchodzi w grę. Ma jeden "prodżekt" i przestaje widzieć otoczenie. Nie jest w stanie jednocześnie jeść i rozmawiać albo prowadzić samochód i patrzeć na nawigację. Kiedyś graliśmy ze znajomymi w CluedUp (miejska gra detektywistyczna, gdzie biega się po mieście z GPSem i rozwiązuje zagadkę), "detektyw Wallander" skupił się na zagadce i tak wyrwał do przodu, że zgubił resztę grupy, bo nie umieliśmy go dogonić. Innym razem, jeszcze w Szwecji , razem z kolegą odwozili mnie i koleżankę na lotnisko. Po drodze zatrzymaliśmy się w jakimś centrum handlowym, oni nieśli nasze walizki. W pewnym pomencie powiedziałyśmy, ze musimy do toalety, ale nie wiemy gdzie jest. W tym momencie tamci sfokusowali się na prodżekt "znaleźć kibel", puścili te walizki, zostawili nas i pobiegli, w ogóle nie rejestrując, że nie idziemy za nimi. Nie wiem, z czego to wynika, czy jest to kwestia płci, wychowania, innej kultury czy może jakieś spektrum autyzmu. Ale jak już mu się zdarzy jakiś multitasking w stylu rozmowy przy jedzeniu, czy pomyśli o zrobieniu dla mnie zakupów, to jest dumny z siebie, jakby nie wiadomo czego dokonał i pyta wszystkich dookoła, czy zauważyli ;)

Odpowiedz
avatar Balbina
4 4

@kojot__pedziwiatr: Jestem już dużo więcej po slubie niz parę lat. Mój mąż miał w domu babcię,mamę i siostrę. Palcem nie tykał się niczego w domu. W"moich" czasach nie było mieszkania razem bez ślubu więc weszliśmy w związek jako młodzi,głupi a i myslenie czy ten ktoś sprawdzi się jako maż albo żona kompletnie nam po głowie nie chodzio. Okazało się ze jemu wydaje się że ja z racji bycia kobietą muszę umieć gotować,prać,prasować,sprzatać. A on po prostu będzie obsługiwany jak do tej pory. Nikt wczesniej o swoich oczekiwaniach nie rozmawiał jak robią to teraz młodzi ludzie. Z faceta który nic nie umiał zrobić z czasem "powstał" człowiek umiejacy sporo ogarnąć i daje sobie radę prawie we wszystkim ale to były lata cięzkiej pracy okupione wiadomo czym. Zawsze mnie irytowało dlaczego ja muszę być ta ogarniętą i pamiętającą o wszystkim i wku... mnie bierze jak słyszę że przecież ty to pilotujesz. A odniosę się do tego mleka. -Kup chleb i 10 bułek z makiem. Bułki okazały się po powrocie słodkimi bułkami z lukrem.Gdzie nikt w naszym domu nie jada takich bułek ani nie jadał.Mawet makowca nie kupujemy. To jak mu miałam to powiedzieć? Narysować?

Odpowiedz
avatar Kumbak
4 4

@Crannberry: może zwyczajnie kilka razy w sklepie kup coś tylko dla siebie i żarcie z knajpy też zamów tylko dla siebie. Może za 2-3 razem zrozumie aluzję?

Odpowiedz
avatar irishcoffee
-1 3

@Balbina: Jezu, chyba opisalas mojego meza, posprzataj pokoj - umyje podloge tylko bo mu nie powiedzialam,ze by starl kurze, przetarl stolik. Prosilam,zeby zadzwonil do serwisu umowic auto do przegladu, tutaj nie ma owijania w bawelne, prosilam go 3 tyg i musialam zadzwonic sama - jego odpowiedz przy kazdej prosbie - zrobie to jutro

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 5

@Kumbak: próbowałam. Efekt odwrotny od zamierzonego. Nie dośc, ze nie miał z tym problemu, to jeszcze, kiedy następnym razem miałam do niego pretensje, wytknął mi hipokryzję ("o co ci chodzi? Sama ostanio też kupiłaś/ zamówiłaś tylko dla siebie). Jedyne, co ostatnio wydawało się zadziałać, to kiedy ostatnio zamówił sobie pizzę, ostentacyjnie zabrałam mu połowę, mówiąc mu z uśmiechem "my darling wife, nie byłem egoistą i zamówiłem dla nas obojga". Było mu głupio

Odpowiedz
avatar szamanka123
4 4

@Crannberry: tak bardzo Cię rozumiem... Mimo, że lata minęły, nadal mam dreszcze na wspomnienie jednej sytuacji w moim małżeństwie... W sposób nieplanowany musiałam nagle wyjechać służbowo, noc przed wyjazdem spędziłam gotując mężowi jakieś zapasy, prasując mu koszule itd. Wróciłam do domu po kilku dniach, odwiedzając jeszcze po drodze umierającą babcię, której bardzo się pogorszyło nagle. Ogólnie, nie byłam w najlepszym stanie. Powitały mnie naczynia nieumyte od tygodnia, pusta lodówka (była niedziela wieczorem) i pytanie męża, czy przywiozłam coś do jedzenia bo jest głodny...

Odpowiedz
avatar Balbina
-1 1

@szamanka123: He,he jak wyjechałam na tydzień na tzw"handel" do Budapesztu to zapełniłam lodówkę jedzeniem. Wcześniej wystanym w kolejkach bo były takie czasy. A mój zrobił imprezkę dla znajomych którzy wszystko wyjedli. I jak wróciłam to też były pustki i echo.

Odpowiedz
avatar Kumbak
1 1

@Crannberry: Hehe... a myślałem, że to ja jestem wariat jak kiedyś przed 23 pognałem do Żabki, żeby kupić chleb, wędliny, kostkę masła i pomidorki koktajlowe, żeby mój brat mógł sobie śniadanie zrobić bo z delegacji wracał do Polski w 3 Króli. :)

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 1

Współczuję mocno... Nie no, u mnie na szczęście jest bez takich ekstremów. Zawsze jak skądś wracam, mieszkanie jest wysprzątane (on w ogóle sprząta sam z siebie i robi to bardzo dobrze), przy większych cotygodniowych zakupach też zawsze przychodzi do mnie po listę. Problematyczne są tylko spontaniczne wypady do sklepu, drogerii czy po żarcie na wynos, bo wtedy nigdy nie spyta, czy ja też coś bym chciała

Odpowiedz
avatar Neomica
22 24

Tak szczerze Crannberry to z twoim doświadczeniem i historią związków, na sugestię że mam robić wypad z własnego domu bo panicz lubi jeść w samotności to zapaliłaby mi się nie tyle lampka co alarm przeciwlotniczy. Panicz kolejny posiłek spożywałby w samolocie, w drodze do domu. A baby usprawiedliwiają chłopów bo robią za klej w rodzinie. Odpuścić, wybaczyć, nie drążyć byle wszyscy w komplecie usiedli do barszczu w wigilię.

Odpowiedz
avatar Crannberry
11 17

@Neomica: panicz taką sugestię rzucił raz i natychmiast dostał ultimatum, że albo natychmiast kończy z takimi pomysłami, albo, tak jak piszesz, następny posiłek będzie spożywał na pokładzie SAS lecącego do Kopenhagi. Mój dom i ja sobie na pewne rzeczy nie pozwolę. Stres przeprowadzkowy stresem przeprowadzkowym, ale są jakies granice. Podziałało bardzo szybko i problem więcej nie wrócił. Ale fakt, że ma tendencje do okopywania sie w swojej samotności trzeba go siłą wyciągac do ludzi. Podczas covidowych lockdownów miałam krzyż pański i też był w końcu potrzebny mentalny kop w tyłek, ale po krótkim czasie też wszystko wróciło do normy. Ponieważ sama tez jestem samotnikiem, z dwojga złego chyba wolę to niż faceta-bluszcza, bo z tym drugim nie wytrzymałabym tygodnia.

Odpowiedz
avatar didja
7 9

@Crannberry: Zasadniczo się z Tobą zgadzam, ale jedno mi się nie spodobało. "Mój dom, moje zasady" - no, nie. Sama powiedziałaś, że zaczęliście razem mieszkać. Czyli "nasz dom, nasze zasady". Może się czepiam, ale ze względu na swoje doświadczenia jestem bardzo wyczulona na komunikat "to jest mój dom, jak ci się nie podoba, to wyp...dalaj".

Odpowiedz
avatar Crannberry
7 11

@didja: źle zrozumiałaś ;) Miałam na myśli nie „mój dom, moje zasady”, tylko „jestem u siebie, a nie gościem u kogoś i nie mam obowiązku dostosowywania się do czyichś absurdalnych wymagań”. To jest mój dom, ja tu mieszkam i nie będę z niego na zawołanie wychodzić tylko dlatego, że się chłop nie może przyzwyczaić, że już nie jest singlem. O to mi chodziło. Oczywiście, mój dom stał się naszym wspólnym domem, a jako że obydwoje mieliśmy już swoje przyzwyczajenia, dotarcie się wymagało wielu poświęceń, ograniczenia swojej przestrzeni życiowej, zmian nawyków, i tak dalej. Ale kompromisy też mają swoje granice, a w tym jednym momencie poczułam, że taka granica została przekroczona i musiałam zdecydowanie powiedzieć „stop”

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

@Neomica: cierpie na mizofonie, ale w zyciu nie przyszloby mi do glowy wypraszac ludzi skadkolwiek, bo przeszkadza mi jak ktos przy mnie je...

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
1 1

@bazienka: No dokładnie... Osobiście preferuję jedzenie w samotności, więc po prostu... wychodziłam do swojego pokoju. Też mi przez myśl nie przeszło, że mam wypraszać domowników bo chcę zjeść bez świadków...

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
18 22

Ci opisani w tej historii to jakieś karykatury ludzkie i zakały gatunku, a nie mężczyźni. Różne problemy w związkach bywają, ale to tutaj (jeden nie potrafi jeść jak ktoś jest w domu, drugi nie wie że kredyt trzeba spłacać, trzeci ucieka przed własnym dzieckiem) to jakby wyrwane z jakiegoś komediodramatu.

Odpowiedz
avatar digi51
15 19

Ad.4 Rozmawiałam ostatnio z koleżanką apropos zakładania własnego biznesu itd, kontekstem było to, że znajoma założyła własny biznes, konsultując to wcześniej z mężem, niestety biznes nie wypalił i została chwilowo bez dochodu, na szczęście bez większych długów. A on do niej, żeby się martwiła, on przejmie opłaty za mieszkanie, a ona mu odda jak będzie miała. Za jedzenie łaskawie nie kazał jej oddawać. I ta moja kumpela, bardzo mądra dziewczyna swoją drogą, stwierdziła, że to jest normalne, bo skoro to ona splajtowała, to dlaczego on ma ponosić tego konsekwencje. Na mój argument, że yyyy no w małżeństwie, ale i w każdym innym związku, gdzie ludzie traktują się jak rodzinę, większość decyzji, ale i ich konsekwencji ponosi się razem, stwierdziła, że cofam kobiety o 50 lat, bo chcę wisieć na facecie.

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 13

@digi51: z takim naliczaniem sobie długów w małżeństwie i to nie na jakies inwestycje, tylko normalne koszty życia, typu rachunki, jedzenie, już sie kilkaktrotnie zetknęłam. Zawsze mnie zastanawia, jak taki ktoś, przy braku rozdzielności majątkowej, zamierza te "długi" egzekwować? I druga rzecz, jeśli kiedyś takiemu naliczaczowi długów za bułki i mleko coś się kiedyś stanie, jakiś wypadek czy choroba, które pozbawią go możliwości zarabiania, to czy ta druga osoba ma wówczas prawo wrzucić go na ulicę, jako że nie będzie on w stanie spłacić długu, który jemu samemu wówczas narośnie?

Odpowiedz
avatar Neomica
20 20

@digi51: Mnie zastanawia co by było gdyby interes wypalił a znajoma znacznie się wzbogaciła? Ona jeżdziłaby na Seszele a mąż nad polskie morze? Ona jeździłaby suvem a on passatem? Bo skoro on nie powinien ponosić konsekwencji porażki to czemu miałby korzystać na sukcesie? Takie małżeństwo niby razem a jednak spółka z o.o Nie czułabym się bezpiecznie w takim związku.

Odpowiedz
avatar Fahren
-3 11

@digi51: Baby się wypowiedziały znając jedną stronę medalu. To ja zapytam o szczegóły - dogadywanie z mężem polegało na "rupta co chceta", czy oboje się zaangażowali w biznes? Jedno drugiemu podpowiadało, jakie decyzje podjąć, czy kobita robiła, co uważała? No i najważniejsze - czy ten "dług" to zwyczajnie nie jest żart? Nawet bym sie nie zdziwił, gdyby padło cos w stylu "Za to, że teraz muszę na ten twój biznes zaiwaniać, to chociaż zarąbistego schabowego byś zrobiła" czy coś w podobie.

Odpowiedz
avatar digi51
6 8

@Fahren: Nie wiem. Nie znam ludzi na tyle, żeby wiedzieć takie szczegóły. Ale mój komentarz nie jest o tym. Została przedstawiona pewna sytuacja, w której małżeństwo wspólnie podjęło decyzję, po czym jedna ze stron uznała, że nie musi ponosić jej konsekwencji. Sorry, ale jakie to ma znaczenie, czy tylko ona prowadziła biznes, czy on też się zaangażował? A gdyby to nie była kwestia otwierania biznesu, tylko zmiany pracy, która okazała się pomyłką, to pytałbyś, czy ona sama chodziła do tej pracy, czy może chodzili razem? Dlaczego miałoby mieć znaczenie, czy on jest podpowiadał, jeśli np. była to branża, o której on nie ma pojęcia i nic nie wie o prowadzeniu biznesu? Przedmiotem dyskusji to nie było to, czemu biznes nie wypalił, tylko to, że facet uznał, że jak żona nie dokłada się 50% do wspólnego budżetu to będzie jej naliczał dług. Ja bym z taką osobą nie chciała planować wspólnego życia. Odnośnie żarcików - jeśli tak to zwykłe chamstwo i lekceważenie uczuć żony. Nie wyobrażam sobie po zawodowej porażce mojego faceta (którą na pewno każdy przeżywa - mniej lub bardziej) walić mu tekstami o tym, że teraz to ja muszę zapieprzać za nas oboje i ma mi się za odwdzięczać. To nie jest śmieszne. Nope. Serio nie.

Odpowiedz
avatar Etincelle
3 3

@digi51: ja też bym z taką osobą nie planowała wspólnego życia, ale jednak daleka jestem od odsądzania tego pana od czci i wiary. Różne są modele finansów w związku. Oni tego modelu, zgaduję, nie ustalili w momencie porażki jej biznesu, tylko wcześniej. Nie wiadomo, kto optował za podziałem po połowie. Może on. Ale może ona, żeby się przypadkiem nie cofnąć o 50 lat? Tak czy inaczej, oboje się na coś zgodzili. Teraz po prostu ponoszą tego konsekwencje. Może rzeczywiście, gdyby biznes wypalił, ona decydowałaby o tych pieniądzach sama? A jeżeli to ona wcześniej chciała równego podziału z jakichś względów (a bywają rozmaite; znajome chcą się dzielić po równo, bo chcą być bardziej niezależne, bo on ma kredyt albo płaci alimenty itd.), to on byłby teraz głupi, gdyby zmieniał sposób dzielenia ze względu na jej porażkę. Oczywiście mogło być odwrotnie. Jeśli dotąd on korzystał z jej pieniędzy, a wypiął się, gdy jej nie wyszło, to to zwyczajne świństwo z jego strony; z jej - głupota. Po prostu uważam, że ludzie mają tyle różnych sposobów na zarządzanie finansami z tylu różnych powodów, że nie można jednoznacznie potępić tu faceta. Zwłaszcza jeśli kobieta uważa to za sprawiedliwe - może rzeczywiście z jakichś powodów tak właśnie jest?

Odpowiedz
avatar Neomica
1 3

@Fahren: a ty jak zwykle w formie. Jeżeli oboje zgodzili się na ryzyko jakim jest nowy biznes to konsekwencje ponoszą oboje. I to co napisała Crannberry, jeśli on uległby wypadkowi to ona powinna go wystawić za drzwi bo to on prowadził? Zresztą, kobita nie przechulała kasy w kasynie tylko zrobiła coś co miało przynieść korzyści rodzinie. Rozumiem, że gdyby jej się udało to udział w zyskach też rozliczałbyś na podstawie zaangażowania w interes? Facet zachował się bardziej jak uprzejmy współlokator niż najbliższa rodzina. Pozostaje miec nadzieję, że nie naliczy odsetek wdzięczności od długu.

Odpowiedz
avatar digi51
2 4

@Etincelle: Nie odsądzam od czci i wiary. Jeżeli natomiast funkcjonuje u nich model 50/50 i każdy decyduje sam o swoich finansach, to ona nie musiała tego z nim konsultować. Skoro skonsultowała, to oznacza, że decyzja była wspólna, a zatem też wspólne konsekwencje. Przesadą wydaje mi się, aby w takich wypadkach musieć małżonka specjalnie dopytywać, czy jeśli coś pójdzie nie tak można na niego liczyć. Moim zdaniem to powinno być zrozumiałe samo przez się. Zresztą jak napisałam, za dużo o tej sytuacji nie wiem, jest to tylko kontekst rozmowy z koleżanką, w której padły stwierdzenia, że liczenie na to, że mąż wesprze żonę w ciężkich sytuacjach i w miarę możliwości przejmie odpowiedzialność za finanse rodziny, bez naliczania jest długów jest cofaniem kobiet o 50 lat i wiszeniem na facecie. Czasy mamy takie, że w większości kobiety też pracują i w dużej mierze zarabiają podobnie jak mężczyźni. To nie była sytuacja typu "heeeej, mam ochotę sobie zrobić roczny urlop, bo nie chce mi się pracować, goowno mnie obchodzi jak to zrobisz, ale masz mnie przez ten czas utrzymywać". Ona spróbowała się wybić, nie wyszło, bardzo wątpię, aby lekko ją to obeszło. Takiej reakcji jaką pokazał mąż w tym momencie można oczekiwać właśnie, jak napisała Neomica, od uprzejmego współlokatora. Małżeństwo to chyba jest coś więcej niż wspólne mieszkanie. Zastanawiam się też, do jakiego poziomu trzeba wszystko ustalać, żeby ktoś potem nie wyciągnął argumentu typu "no, ale ty masz swoje pieniądze, a ja swoje". Czy ja mam prawo naliczać facetowi długi za opiekę na wspólnym dzieckiem? Za tankowanie wspólnego auta? Zrobienie zakupów do domu? Tylko dlatego, że nie ustaliliśmy głośno i wyraźnie, że tankowanie i zakupy spożywcze jestem odpowiedzialna ja? Właśnie, skoro zaczynamy naliczać długi, to co zrobić w sytuacji, gdy jedna strona zarabia 10 000 a druga 2000? Jedna żyje na poziomie 10 000, a druga 2000? Jedna je argentyńską wołowinę, a druga ziemniaki z kefirem? Założę się, że jednak po prostu większość żyje tak, jakby miała wspólny budżet 12 000. I bardzo niefajnie, gdy jedna ze stron w razie problemów stwierdza, że no fajnie, fajnie, ale teraz na biorę swoje pieniążki i się od ciebie odcinam, skoro nie masz nic.

Odpowiedz
avatar Neomica
3 5

@Etincelle: A nie sądzisz że to jednak wypacza ideę małżeństwa czy rodziny? "to on byłby teraz głupi, gdyby zmieniał sposób dzielenia ze względu na jej porażkę" Takie to jakieś... bezduszne. Rozumiem gdyby chodziło o wspólników w interesach a nie dwoje ludzi przysięgających wspierać się na dobre i na złe. Takie rozliczanie się do długów włącznie prowokuje myślenie "co jeśli?" Jeśli stracę pracę, jeśli zachoruję? Mąż przestaje być wsparciem a staje się bankiem, w którym rośnie mi dług za wspólne życie. I nie piszę tu o drobnych rozliczeniach kiedy każde z małżonków ma prawo do swoich prywatnych wydadków. Kiedy mąż chce kumplowi wręczyć drogi trunek a żona akurat jest w sklepie albo kiedy ona chce te markową torebkę ale jest przed wypłatą to wtedy "pożyczanie- oddawanie" gwarantuje płynność obojgu (no chyba że mają wspólne konto). Chodzi mi o sytuację, w której małżonek robi coś dla wspólnego dobra a konsekwencjami porażki jest obarczony tylko on. Ale wiem, że takie układy istnieją. W śród znajomych mam taki przykład ale tam to rodzice-dziecko. Dzieciak jak już podrósł i zarabiał to był skrupulatnie rozliczany z każdej przysługi. Jeśli prosił o podwiezienie to tata kasował go jak taksiarz, matka liczyła za domowe obiady a noc w domu to była doba hotelowa. Chłopak godził się na te warunki ale jakiś gorzki posmak pozostał, kiedy przyjaciele robili za darmo to z czego rodzice wystawiali rachunek. Plan mający w zamyśle uczyć młodego odpowiedzialności sprawił, że rodzina się w zasadzie rozpadła. Zastanawiam się tylko czy kiedy przyjdzie czas i ci rodzice zniedołężnieją to będą synowi płacić za pomoc?

Odpowiedz
avatar Etincelle
2 2

Hej, dziewczyny, ale ja nie napisałam, że mi odpowiadałby taki sposób rozliczania się, więc na pytania Wam nie odpowiem. Miałam na myśli to, że to, że mi się to nie podoba, nie ma żadnego znaczenia. Oni są w związku, oni ustalają zasady. Jeżeli odpowiadały obojgu, nic nam do tego. Tzn. możemy stwierdzić, że coś jest dla nas niefajne, jasne. Ale to jednocześnie nie czyni faceta piekielnym, skoro im to najwyraźniej odpowiadało. Digi, moim zdaniem dużo zależy od tego, jak wyglądały konsultacje. Myślę, że nawet gdybym miała osobne finanse z partnerem, mogłabym zapytać go, co o tym myśli. Nie musiałabym go prosić o zgodę, tylko o opinię. Każdego bym zresztą mogła spytać o zdanie. Czy jeżeli poparliby moje zdanie, oznaczałoby to, że razem ponosimy konsekwencje, niezależnie od ustaleń między nami? I znowu: ja się w swoim związku nie rozliczam, wsparłabym i oczekiwałabym wsparcia w takiej sytuacji. Ale to jest mój model, nie ich. Jeżeli ktoś się lepiej czuje w wyliczaniu co do grosza, to czemu nie? No i tak sobie myślę, że ja na pewno też mam jakieś zasady e relacji, które nie odpowiadałyby innym. Tyle że dopóki one odpowiadają mi i mojemu partnerowi, uważam, że nikt nie powinien nas oceniać przez pryzmat swoich własnych ewentualnych wyborów. Bo na razie to wygląda tak, jakby ktoś, kto jest w związku "na wyłączność", krytykował za sypianie z innymi osobę żyjącą w związku otwartym. Nie można oskarżać o złamanie zasady X kogoś, kogo obowiązuje reguła Y.

Odpowiedz
avatar digi51
1 1

@Etincelle: Nie no, ja nie mówię, że jest jeden słuszny model małżeństwa czy związku, na tyle nie znam tych ludzi, żeby wyrokować, czy to on jest dziadem, bo przy wspólnym budżecie i wspólnych ustaleniach wycofuje się z nich rakiem, czy ona jest hipokrytką, bo chciała osobnych budżetów, a jak się nie powiodło, to jednak sypnij kasą, czy po prostu się nie dogadali i zrobiło się nieprzyjemnie. Osobiście nawet przy osobnych budżetach nie naliczałabym mężowi długów - w żadnej sytuacji, chyba, że pomimo moich protestów zdecydowałby się na wyjątkowo durny wydatek. Ale nie do końca o tym mówię w swoim komentarzu. Mówię o tym, że koleżanka jednostronnie stanęła po stronie męża znajomej, mimo, że też sytuacji nie zna aż tak dobrze, a gdy ja wyraziłam swoje zdanie przeciwne do jej opinii, zarzuciła mi antyfeminizm i chęć pasożytowania. Co do samego rozliczania się co do grosza, pomijając, że to nie moja bajka i wydaje mi się w rodzinie czymś abtrakcyjnym, to w ogóle uważam taki układ za trochę nierealny, bo związek składa się także z rzeczy niewymiernych. Trzeba by wyceniać i rozliczać takie rzeczy jak wychowanie (a w sumie i samo rodzenie) dzieci, obowiązki domowe etc. No i też wydaje mi się to mało praktyczne, bo trzeba by np. rezygnować z zakupu nieruchomości, samochodu czy wakacji, jeśli jednej czy drugiej strony na to nie stać.

Odpowiedz
avatar Etincelle
0 0

@digi51: ach, to ja Cię przede wszystkim źle zrozumiałam. Myślałam, że ta koleżanka, z którą rozmawiałaś to jednocześnie ta znajoma, która splajtowała. I przez to skłaniałam się do wersji, że jej to pasuje. W takim razie cofam, bo rzeczywiście nie wiadomo, kto i czego tam chciał. Mnie sam taki podział też dziwi. Wydaje się całkiem spoko na początkowe etapy związku, ale im dalej, tym chyba trudniej. Z drugiej strony, skoro da się zatrudnić gosposię czy nianię, to i obowiązki domowe można podzielić mniej więcej po równo. I właściwie pary chyba coraz częściej je dzielą, więc może obowiązki osobno, finanse osobno? Nie mam pojęcia. I tak mi się przypomniało. Znam małżeństwo ze stażem 30+ lat. Jakoś tam mają podzielone opłaty, obowiązki itd. Ona zarabia więcej. I finanse mają osobne. Nie do takiego stopnia, żeby jedno drugiemu oddawało za "życie", ale jeżeli chodzi o wszystkie rzeczy niekonieczne, których ona nie aprobuje (nie potrzebuje, nie chce, są jej obojętne), to on musi sobie na nie uzbierać. Pamiętam, że byłam mocno zdziwiona, jak o tym usłyszałam, ale w sumie, jeśli oboje są zadowoleni... ;)

Odpowiedz
avatar Jorn
-1 1

@Neomica: Nie rozumiem. Jeśli to ona by te pieniądze zarobiła, to chyba ona miałaby prawo jechac za duże pieniądze do Międzyzdrojów, a on by biedował na Seszelach?

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
8 12

Że co? Że mężczyźni nie myślą przyszłościowo? Ktos tu chyba pomylił mężczyzn z dziećmi. Bo niektórzy dorośli tylko fizycznie. A takie podejście wielu kobiet kiedyś strasznie mnie wkurzało. Z technik uwodzenia zawsze byłem noga, ale byłem jednym z tych odpowiedzialnych, na których można było liczyć. I dostawałem kosza na rzecz takich facetów. Oczywiście był płacz i lament, że wszyscy faceci są tacy sami, że nie można im ufać i itp. Teraz już się nie denerwuję. Po prostu trzymam się z dala od takich ludzi, jeśli mogę, i kobiet i facetów. Jeśli ktoś w moim wieku dalej tak myśli, to po rozum do głowy już nie pójdzie, więc na co mi tacy znajomi?

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
1 1

@pasjonatpl: Wciskanie dzieciom pewnych rzeczy od najmłodszych lat niestety będzie miało wpływ. I mężczyźni i kobiety będą szukać tego co znane nawet jeśli gorsze. Jak dożyłam tego przedziału wiekowego, gdzie znajomi zaczynali zakładać rodziny to też miałam niezłe sito, bo szkoda utrzymywać z takimi ludźmi kontakt.

Odpowiedz
avatar panna_ola
6 12

O rany, tak. Też to zauważyłam i też tego nie cierpię. Kobieta ma zawsze dać radę, zdążyć, pamiętać, zaplanować i jeszcze ładnie wyglądać. Same to sobie stawiamy za punkt honoru. To chyba efekt wychowania niektórych matek (a ich przez ich matki) z czasów gdy to facet był od zarabiania pieniędzy, za co należała mu się dozgonna wdzięczność, a kobieta była od... w sumie całej reszty. Więc synów matki rozpieszczały, bo przecież to przyszłość rodziny. A córki uczyły że mają być skromne, miłe, pracowite i starać się o dobrych mężów, a potem o nich dbać, bo taka ich rola. Brr.

Odpowiedz
avatar Fahren
-5 15

No to taśmowo 1 - Fakt, różnice kulturowe pewnie jakieś są. Przy czym powinnaś wszystko obgadać ze swoim, nie koleżankami. 2 - Koleżanki to konkurencja. Takie rozdzielenie mogłoby się przysłuzyć, by kolezanki same uderzały do Włocha z tekstami "Ja nie wiem, czemu ona se poszła, obgadajmy to wieczorem przy winie" 3 - Gość miał kilka miesięcy od dowiedzenia się o ciąży, żeby się przygotować na ojcostwo. Przy okazji - przez te 10 lat wrócił? 4 - Kompletne powalenie. Mężczyźni są tymi racjonalnymi, myślącymi przyszłościowo. Jest duże prawdopodobieństwo, że zwyczajnie kredyt zaczął go wkurzać - bo zabiera istotna część wypłaty + inflacja + stopy procentowe i takie tam. Przez co na życie pozostaje mniej, więc wydatki na pierdoły (pizza, kosmetyki, siłownia, netflix) go rozsierdzają. A skąd takie myślenie u kobiet? Proste - niekonfliktowość. Kobiety wola załagodzić spór, niż doprowadzić do konfrontacji. Jeśli zaakceptujesz, że tak ma być - nie musisz się mierzyć z argumentami drugiej strony, nie boisz się, że zranisz jej uczucia. Nauka tak mówi

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 7

@Fahren: 1 - ja to przede wszystkim z nim obgadywałam (inaczej nie miałoby to sensu), czasami mi się po prostu ulało i chciałam się wygadać koleżankom. 2 - tutaj nie wiem. Mnie się ten typ wydaje wyjątkowo nieatrakcyjny, zarówno wizualnie jak i, przede wszystkim, z charakteru, ale jak to mówią, każda potwora i tak dalej.. 3 - ciąża nie była wpadką, tylko się dłuższy czas o to dziecko starali. To chyba wiedział, co robi? Owszem, z wczasów wrócił, na kika lat, podczas których narobił jej tyle problemów, że lepiej dla wszystkich byłoby, gdyby jednak nie wracał, po czym odszedł, zrywając kontakty z również dzieckiem 4 - to też stereotyp. Niebieskie ptaki występują u obu płci. Przed wzięciem kredytu wynajmowali mieszkanie, dodatkowo ciułali każdy grosz na wkład własny. Rata kredytu (plus inne opłaty) kosztuje ich mniej więcej tylko, co wynajem, więc sytuacja finansowa się nie pogorszyła, nawet przeciwnie - nie muszą już oszczędzać jak wściekli. Jego nie rozsierdzają inne wydatki, tylko fakt, że trzeba spłacać kredyt

Odpowiedz
avatar marcelka
4 4

true story! z jednej strony wiem - stereotypy gruntowały się przez wieki; poza tym uważam, że gdy ktoś żyje trochę inaczej, to inni, którzy może też mieliby na to ochotę, ale się boją, uważają to za zagrożenie i chcą sprowadzić cały świat do swojego "normalnego" poziomu; ale też mnie wkurza taki pobłażający stosunek kobiet do facetów. "bo to przecież facet, to on nie zrobi/nie pamięta/nie umie", "faceci tak mają" itd. jaki w tym jest brak szacunku! z jednej strony kobiety chcą równouprawnienia i np. komentarze odnośnie "baby za kierownicą" są uważane za szowinistyczne (bo są !), ale z drugiej strony takie podejście do facetów to dokładnie to samo, tylko w drugą stronę; zawsze uważałam, że partnerstwo w domu polega na wzajemnym uzupełnianiu się - typu ja nastawię pranie, on je rozwiesza, ja nie lubię prasować, więc on prasuje, ale ja np. lubię zmywać naczynia, więc zmywam; ani ja ani on nie lubimy gotować - ok, zorganizujmy to w inny sposób, jedzmy na mieście lub zamawiajmy na dowóz itd. Wszystko jest kwestią umiejętności, preferencji, wzajemnego dogadania się. a często spotykam się z postawą u znajomych, koleżanek, że najpierw same wszystko chcą ogarnąć, a potem oczekują wdzięczności i peanów, i skarżą się, że "a mój to w domu nic nie zrobi"

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 8

Oooo, moja mama jest w tym świetna... Mówię do syna "Młody, rozładuj zmywarkę" - Młody idzie bez gadania. Na to moja mama "Ale dlaczego Ty mu każesz to robić, przecież to chłopak".

Odpowiedz
avatar wazaa
-4 4

" Niektóre kobiety maja tendencje do usprawiedliwiania i wybielania różnych niefajnych zachowań płci przeciwnej... " Za to prawie wszystkie mają tendencję do wybielania zachowań swojej płci

Odpowiedz
avatar digi51
3 3

@wazaa: Owszem, więcej kobiet wybiela zachowania innych kobiet niż mężczyzn. Ale to wynika z tego, że po prostu jako kobiety lepiej są w stanie zrozumieć dziwne zachowania kobiet niż mężczyzn. Natomiast kobiety częściej niż mężczyźni mają tendencję do wybielania zachowań płci przeciwnej. Rzadko, a właściwie prawie nigdy, spotykam się z tym, aby mężczyzna usprawiedliwiał choojowe zachowanie obcej kobiety na zasadzie "ach, bo to kobieta, trzeba zrozumieć". Z ust kobiet dość często padają takie stwierdzenia o mężczyznach. Przykładowo w temacie zdrad. Nie słyszałam jeszcze, aby mężczyzna wobec innego mężczyzna szafował stwierdzeniami typu "zdradziła Cię, bo widocznie nie dawałeś jej tego, co potrzebowała". W temacie zdrad mężczyzn, zdarza mi się czytać komentarze kobiet, o tym, że jakby miał obiad w domu to nie jadłby na mieście. Nie dość, że głupie i bezpodstawne, to jeszcze krzywdzące. Podział obowiązków domowych? Kobieta nie zajmuje się dziećmi? Jak często mężczyzna powie "Trzeba ją zrozumieć, w końcu pracuje zawodowo, jest zmęczona". Ze strony kobiet o mężczyźnie? "To facet, przecież oni się na tym nie znają, to twoje zadanie jako matki".

Odpowiedz
avatar Italiana666
1 1

Przypomniala mi sie pewna rozmowa z kolezanka: kolezanka: moj facet po 3 latach zwiazku powiedzial mi,ze nie wie czy dalej chce ze mna byc. ja: skoro on po 3 latach nie jest pewny to chyba tracisz swoj czas. Jest tyle innych facetow na swiecie. Znajdziesz kogos lepszego. kolezanka: nikogo nie bede szukac! my sie kochamy! Przez pol roku sie do mnie nie odzywala.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 0

Tak, mam to w domu. Obydwoje z mężem pracujemy zawodowo, obydwoje mamy obowiązki domowe. Ale jakoś tak "naturalnie" wychodzi, że jest cała pula "niewidocznych" obowiązków i one są na mnie. Jak je zauważe, to (nie bez oporu) wpycham część mężowi, żeby utrzymać jako taki równowagę, ale łatwo nie jest. Tzn tak ogólnie to on sie deklaruje jako feminista i oczywiście dzielimy się obowiązkami, w następnie wraca z dzieckiem z przedszkola i rzuca do mnie "skończyły mu się ubrania na zmiane, trzeba zanieść nowe". I pyk, tak "naturalnie", to jest mój obowiązek. Odpowiedziałam "spoko, to przygotuj". Najpierw się zdziwił, potem zaprotestował (ale ja nie wiem co!), a potem przygotował. Jednak umie. Kolejna bitwa zwycięska. Ale co się naszarpie, to moje. Oczywiście w oczach mamy i teściowej to mąż chodzi w blasku i chwale, bo przecież "pomaga". A że ja robię dużo więcej i nikt nie musi tego ode mnie wyszarpywać to się nie liczy. Ja robię mniej niż to co one musiały robić i jeszcze mam pretensje do misiaczka. No jak ja mogę xD

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
0 0

@mama_muminka: Jest to serio smutne, że jak facet od czasu do czasu kurze zetrze albo zmyje naczynia to jest wychwalany pod niebiosa bo "pomaga". A najbardziej mnie wnerwia jak taki koleś uważa, że za wykonanie najprostszych obowiązków domowych należy mu się jakaś pochwała/nagroda i jak nic nie dostanie to się obraża i nie robi...

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 0

Pamiętam zabawna rozmowę z babcią. Ogólnie jej wnuk (kuzyn męża, zwany Adasiem) został ojcem i kilka tygodni po narodzinach syna pojechał w 2 tygodniową zagraniczną delegacje zostawiając żonę (Agę) i noworodka samych. Ale babcia mówi, jaki to Adaś kochany mąż i ojciec, bo zanim wyjechał to duże zakupy zrobił! Więc ja zapytałam, czy gdyby Aga wyjechała na 2 tygodniową delegacje, zostawiając Adasia i 3 tygodniowe dziecko samych, to też by powiedziała, że wspaniała z niej żona i matka, bo przed wyjazdem zrobiła zakupy? Babcia spojrzała na mnie jakby mnie pop*erdoliło xD

Odpowiedz
avatar Sokoleoczko
0 0

Zauważyłam podobną tendencję u moich koleżanek do usprawiedliwiania kijowych zachowań innych osób. Na przykład, koleżanka próbowała bardzo mocno zdyskredytować mnie w oczach szefowej, naturalnie było mi przykro i odpowiedziałam o tym innej osobie. I słyszę, że powinnam wybaczyć i zapomnieć, bo tamta na pewno nie chciała, nie miała tego na myśli, itd. I to słyszę to od osoby, która kilka tygodni potrafiła wspominać, kiedy ktoś zrobił coś nie po jej myśli. Kolejna sytuacja: załatwiałam coś dla kilku osób, jednej z nich się nie spodobało, więc omówiła to z innymi, czego się dowiedziałam. Było mi niemiło, bo nie przyszła z tym do mnie, tylko latała po innych i opowiadała, co było nie tak, a mnie ta sprawa zajęła sporo czasu i była kłopotliwa... No i jak się poskarżyłam, to usłyszałam, że koleżanka tak robi, bo taka z niej plotkara. No pięknie, to mi ma nie być przykro, bo ona jest plotkarą. Albo znów jedna z nas warczy na innych, bo ma gorszy okres, no i słyszę, że jej trzeba zejść z drogi, bo ma trudny charakter i najlepiej jej nie zaczepiać. Super, a robota zrobi się sama w tym czasie. Więc zapytałam, która z nas ma zrobić za pańcię z trudnym charakterem i na to już błyskotliwej odpowiedzi nie było. Sama nie wiem, skąd u innych tendencja do usprawiedliwiania zachowań niefajnych i utwierdzania innych w przekonaniu, że to im się opłaca, bo ich nawet nikt nie zgani, tylko po główce pogłaszcze...

Odpowiedz
avatar minus25
0 0

Jezu, żeby jakaś kobieta była tak wyrozumiała wobec mojego kubka po herbacie zostawionego rano i wyniesionego do zmywarki dopiero wieczorem- byłbym w raju.

Odpowiedz
Udostępnij