Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

A takie śmieszne w sumie. Jeden duży szpital w Warszawie (a są…

A takie śmieszne w sumie.

Jeden duży szpital w Warszawie (a są tam małe?). Operacja zaćmy. Głównie starsi ludzie. Wszyscy (dobre dwadzieścia kilka osób) zapisani na jeden dzień, na tą samą godzinę. Czekają całą grupą w jednej sali, każdy z jedną osobą towarzyszącą. Marzec 2020 - pełny lockdown, wszyscy w maseczkach. Z mojej strony osobą oczekującą na operację jest mój mąż, ja jestem tą towarzysząca, mającą za zadanie odbiór małżonka po operacji i bezpieczne dowiezienie do domu.

Towarzystwo spędzone na godzinę 9 rano.

Czekamy.

Czekamy.

Czekamy.

Odbywają się zapewne obchody. Odbywają się operacje „na gwałt”.

Czekamy.

Wszyscy na sali już jesteśmy nieźle zakolegowani, bo co innego robić podczas takiego oczekiwania jak nie gadać?

Około 14:00 zaczyna się wywoływanie osób do zabiegu. Zabieg w sumie prosty i krótki, około 20 minut na oko zaćmione zaćmą. Ale przemnóżcie te 20 minut na 20 kilka osób..

Pacjentom, przebywającym ileś tam godzin na oddziale należy się ... co się należy (... werble..) należy się OBIAD (fanfary!)

Wjeżdża na stół obiad. Ściśle wyliczone porcje wyłącznie dla pacjentów. No, to dość logiczne, obiad należy się pacjentom.

Ale

Przed operacją pacjentom jeść nie wolno. Ci, którzy załapali się szczęśliwie na zabieg przed zniknięciem obiadu ze stołu, zjedli. Reszta obiadów poszła się kochać. Bo część pacjentów nie zdążyła zostać zoperowana zanim wystygłe totalnie obiady nie zniknęły ze stołów.

Kilka tygodni później.


Operacja drugiego oka. Przekopiujcie sobie tą historię od początku aż do słów „Pacjentom przed operacją jeść nie wolno”. Będzie to samo.

Mój mąż, pomny doświadczeń operacji poprzedniej, widząc stan wystygnięcia obiadu i godzinę obecną już wiedział, że z dobrodziejstwa NFZ nie zdąży skorzystać. Namówił mnie zatem do spożycia dobrodziejstwa. Jako, że czekałam z nim od 9 rano, byłam już nieziemsko głodna. Zasiadłam ochoczo do wystygłej porcji.

I wtedy zjawiła się ONA.

Salowa.

Potężnym barytonem wywrzeszczała na całą salę, że „To posiłek pacjenta!!!! Jakim prawem pani je porcję pacjenta??!!!”

Struchlałam ze strachu i klopsik utknął mi w gardle. Mąż zareagował natychmiast i uświadomił groźnej istocie, że on sam tego obiadku szans spożyć nie będzie miał, bo nie zdąży, przed nim do zabiegu jeszcze kilka osób a wystygłe pożywienie zaraz opuści stół, więc niech chociaż strudzona połowica spożyje onego.

Salowa była nieprzejednana. Obiad jest dla pacjenta i szlus. Pacjent nie spożyje to nie, pójdzie do śmieci. Ale osoba towarzysząca spożyć nie ma prawa.

Wyrwała mi niedojedzony obiad spod nosa i wywaliła do takiego pojemnika z resztkami.

No cóż. Nie wyszło mi oszustwo. Chciałam się pożywić nielegalnie na koszt NFZ. Nie wyszło. Obiad został prawilnie zutylizowany do śmieci.

by KatzenKratzen
Dodaj nowy komentarz
avatar Balbina
19 19

Jaja. A nie można było zabrać pojemnika i przełożyć? Pamiętając jak poprzednie obiady lądowały w smieciach. Moje? moje.Zjem póżniej. A tak nawiasem poszłabym na skargę za zachowanie salowej i marnowanie jedzenia.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
6 6

@Balbina: Dawno to było. Nie przyszło mi do głowy. Przytaczane jako ciekawostka :)

Odpowiedz
avatar Ohboy
8 10

@Balbina: Ja to bym przede wszystkim swoje przyniosła w takiej sytuacji. ;) Swoją drogą nie wiem, czy salowa nadgorliwa, czy faktycznie coś im za to groziło. Tak, czy inaczej, marnowanie jedzenia zawsze piekielne. @KatzenKratzen A to 2020 to już dawno? :D

Odpowiedz
avatar Moloch
1 1

@Balbina: Jeśli był to szpital państwowy to i tak wszystkie skargi trafiają tam do śmietnika.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
3 3

@Honkastonka: Masz prawo do swojej opinii, przekonywać Cię nie zamierzam.

Odpowiedz
avatar Johny102
16 16

Proszę pamiętać, że posiłki wydawane pacjentom w szpitalu są częścią usługi medycznej (stawka Vat 0%). Posiłki wydawane osobom towarzyszącym nie zaliczają się do usług medycznych świadczonych przez szpital i powinny być ovatowane właściwą dla nich stawką. A za rogiem czai się Szanowna Pani Inspektor Skarbowa, która po sławnej aferze nie może już nękać warsztaty samochodowe.

Odpowiedz
avatar Error505
15 15

@Johny102: No przecież WYDANY został pacjentowi.

Odpowiedz
avatar AndrzejN
2 2

@Error505: U mechanika usługę wykonał pracownik po godzinach ubłagany przez zrozpaczone kierowczynie a nie na polecenie szefa. Nie wiem czy żarówka, która sprzedał była pobrana z magazynu firmy, czy była własnością mechanika. W takim razie panie powinny złożyć deklarację PCC od zakupu, ale (biorąc pod uwagę wartość transakcji 10PLN) nie było obowiązku PCC.

Odpowiedz
avatar Error505
5 5

@AndrzejN: Pamiętam to. taka prowokacja skarbówki? I chyba ostatecznie źle się to skończyło dla kontrolującej.

Odpowiedz
avatar gawronek
5 5

A mnie się nikt nie czepiał jak jako dziecko wyjadałem mamie obiady na oddziale położniczym. A dobre tam mieli jedzenie, niezły standard jak na początek XXI wieku.

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
4 4

Masakra Nie wiedzialam ze tak jest Ja jak bylam na oddziale to nie wydawało się jedzenia jesli ktps nie mogl jssc

Odpowiedz
avatar Nerwowa22
11 11

Ja kilka tygodni temu miałam nieprzyjemność przebywania na oddziale pediatrycznym z moją 4 miesięczną córką. Posiłki jako rodzic dostawałam więc byłam pozytywnie zaskoczona bo nie we wszystkich szpitalach to tak pięknie funkcjonuje. Jakie było moje zdziwienie gdy pewnego ranka nie dostałam śniadania, a salowa zajrzała już po śniadaniu żeby mnie poinformować, że "od dzisiaj wstrzymujemy posiłki dla rodziców". I wszystko byłoby spoko, ich prawo, tylko dlaczego nikt mnie nie poinformował choćby dzień wcześniej, żeby mąż zdążył przywieźć zapasy?

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
2 4

Na takie chamskie salowe jest tylko jeden sposób. Większe chamstwo. Tak, należy kazać jej odpier..wiastkować się od nas, oddalić się ruchem harmonicznym okresowym, czy wypier... w podskokach. Ja wiem, nie każdy umie, chce się zniżać do poziomu szamba, ale czasem nie ma innej rady. Bo jak mawiał nieodżałowany Jonasz Kofta: Gwałt niech się gwałtem odciska, rzekła dupa do mrowiska.

Odpowiedz
avatar AimeeSi
3 3

Dwie sytuacje: 1) sierpień 2019, sala porodowa, rodzę dziecko. Na oddziale od 11, więc do obiadu mnie liczyli. Akurat byłam sama na sali, przyszła salowa i pyta, czy jadłam w domu. No, śniadanie o 9, a była już 13. Przyniosła tłuczone ziemniaki polane białym sosikiem - najpyszniejszy obiad w moim życiu. Przeszło mi przez myśl, że rodzącej nie powinni dać jeść, ale byłam już wymordowana skurczami, wsunęłam żarcie najszybciej jak mogłam, żeby mnie nikt nie przydybał. Przychodzi godzina 17, anestezjolog przynosi ulgę. Ledwo się położyłam po wkłuciu i mówię do męża „będę rzygać”. Nie zdążył przynieść worka, obrzygałam podłogę. Anestezjolog z ryjem, czy jadłam w domu, czy na oddziale. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że salowa przyniosła, zjadłam i było pyszne. Trochę spuścił z tonu, ale podejrzewam, że salowej się oberwało. 2) grudzień 2020 - dziecię urodzone godzinę po sytuacji opisanej wyżej dostało zapalenia płuc. Jako że skończył już rok, dostawał normalne obiady w szpitalu (dzieci do roku dostają słoiczki). Karmiony był nadal piersią, był mocno chory, nie jadł tych posiłków, chociaż próbowałam na wszystkie strony. Zjadałam je ja. Salowe i pielęgniarki widziały to, czasem nawet proponowały dokładkę, bo zostało. I to nie były wykupione dodatkowe posiłki. To było jedzenie dla pacjenta. Pacjent nie jadł, jadłam ja. Różnie bywa w różnych szpitalach.

Odpowiedz
avatar kurkaxkurka
4 4

Polskie szpitale to stan umysłu... ja byłam kilka razy z synkiem na oddziale w trakcie lockdownu. Posiłków dla rodziców brak, zakaz odwiedzin. Mozna było kupić jedzenie w stołówce 2 piętra niższej, ale zakaz przekroczenia progu oddzialu z dzieckiem. Ba. Nawet na oddziałowej kuchni byl zakaz przebywania dzieci. A jak zostawić półroczne niemowlę z kimś obcym na sali, kto zajmuje się swoim dzieckiem?

Odpowiedz
avatar Nerwowa22
3 3

@kurkaxkurka W ciągu ostatnich 4 miesięcy byłam z córką na oddziałach w 5 różnych szpitalach. Każdy szpital działa na innych zasadach. W kilku musiałam uprosić pielęgniarki żeby móc zejść po dowiezione rzeczy, w kilku rzeczy były przyjmowane przez ochronę i rozwożone przez salowe a w jednym totalny luz, nikt nic nie pilnował. Można było wyjść na zakupy do sklepu obok, pojechać do domu odpocząć i nie trzeba się było spowiadać na wejściu bo nikt tych wejść nie pilnował (tam nie musiałam się martwić czy ktoś zajmie się córka pod moją nieobecność bo pielęgniarki wręcz same mnie wyganiały na posiłki i do domu na odpoczynek, a opiekę miała na najwyższym poziomie bo leżała na intensywnej terapii na oddziale neonatologii). Najgorzej było gdy córka była na oddziałach gdzie stałego nadzoru nie miała i strach było iść do łazienki na drugi koniec oddziału wziąć prysznic czy do pokoju socjalnego zjeść bo nie miał się nią kto w tym czasie zająć. Jak "współlokatorki" były w porządku to zajmowałyśmy się dziećmi na przemian,ale trafiła się i taka, której psa bym nie zostawiła a co dopiero mówiąc dziecko.

Odpowiedz
avatar VAGINEER
3 3

Gadacie o tej salowej, a mnie zastanawia jaki burdel mają w rejestracji. Wszyscy na tę samą godzinę? Kto to wymyślił?

Odpowiedz
avatar sanuspg
0 0

@VAGINEER: To może być kwestia maksymalizacji wydajności. Jeśli pacjenci są pozapisywani na konkretne godziny i ktoś nie przychodzi, to zespół ma przestój. Jeśli wszyscy przychodzą na jedną godzinę, to "obrabia się" po kolei każdego kto przyszedł, a potem można przejść do innych zadań. System niewygodny dla pacjentów, no ale dzięki temu unika się marnowania czasu członków zespołu. Tak samo pracuje pewna poradnia, do której czasem chodzę. Lekarz to specjalista wysokiej klasy, tłum pacjentów w poczekalni, nie ma konkretnych godzin. Ale dzięki temu, że wszyscy przychodzą jednocześnie, to po przyjęciu ostatniej osoby może iść operować albo konsultować inne przypadki.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
1 1

@VAGINEER: A wiesz, że nas to też dziwiło? Tym bardziej, że zauważ - kazano stawić się na 9 rano a operacje planowe zaczynały się około 14...

Odpowiedz
avatar yfa
0 0

Zastosowaliście złą procedurę. Osoba towarzysząca nie może zjeść posiłku na koszt NFZ. Ale pacjent posiłek ma OTRZYMAĆ, a nie ZJEŚĆ. Zatem procedura prawidłowa: 1. mąż posiłek BIERZE - i od tego momentu jest on jego własnością, 2. mąż ze swoją własnością robi to, na co ma ochotę - np. DAJE osobie towarzyszącej. Zatem salowej mówisz, że obiad dostałaś od męża (a nie od szpitala) i wtedy możesz go sobie spokojnie skonsumować - co najwyżej możesz być poproszona, aby iść jeść na zewnątrz, bo być może ograniczone wewnętrznymi regulacjami jest spożywanie posiłków własnych (JUŻ własnych) przez odwiedzających. Salowej nic do tego, kto BYŁ (w czasie przeszłym) właścicielem posiłku, bo NABYŁAS go w drodze darowizny od męża. Gdyby go wyrzuciła - masz roszczenie odszkodowawcze. Chyba że wskaże przepis mówiący o tym, że posiłek wydany pacjentowi nie staje się jego własnością i nie może z nim zrobić tego, na co ma ochotę (np. łóżko szpitalne jest udostępnione tylko do korzystania, nie można go sobie wywalić przez okno). Bo co do zasady posiłki, tak jak inne przedmioty użytku prywatnego, są właśnie - osobiste. Aha - gdyby sztućce czy zastawa były wielokrotnego użytku, a nie plastikowe, to mogliby je oczywiście zabrać, bo takie są wydawane pacjentom również tylko do korzystania. Ale catering dzisiaj to styropian i plastik raczej.

Odpowiedz
avatar gmorekk
0 0

W szpitalu, to tzw. Kuchenkowa wydaje posiłki. Jeśli zostanie przyłapana na wyniesieniu jedzenia lub wydaniu komuś innemu, to traci pracę! Nawet niewydany posiłek ma lądować w koszu na odpady. Moja żona jest kuchenkową i opowiada mi codziennie, co dzieje się z jedzeniem. Cytując Panią Barbarę "Diabeł", aż mnie kur… w żołądku ściska… PS. Moja lepsza połówka, w 4 literach ma przepisy. Zawsze wyda tyle, co dostała, w protokole zapisuje utylizację.

Odpowiedz
Udostępnij