Mam narzeczonego. Mój narzeczony nie pochodzi z jakiejś dobrze sytuowanej rodziny, wychował się w dwupokojowym mieszkaniu w bloku, a i dzieciństwa zbyt szczęśliwego nie miał.
Gdy się poznaliśmy opowiadaliśmy sobie różne historie z naszego życia, wiadomo.
Narzeczony opowiedział mi o takiej sytuacji:
Gdy miał nascie-dwadzieścia lat (nie pamiętam dokładnie) rzuciła go dziewczyna. Przyjął to raczej z ulgą, bo panna próbowała mu dyktować np. jak ma się ubierać, strzelała fochy o nie wiadomo co i ogółem sam miał zamiar ten związek zakończyć, bo miał tego dość. Niedługo po rozstaniu odezwała się do niego "przyjaciółka" tej dziewczyny, wyrażając współczucie, że pewnie mu smutno, że pewnie przybity i że ona go może pocieszyć sam na sam, zaprasza do siebie, winko się chłodzi w lodówce.
Mój narzeczony tej propozycji stanowczo odmówił.
Ja zaś opowieść uznałam za być może coś źle zapamiętane, może przekręcone, a może troszkę podkolorowane, nie drążyłam tematu, w końcu dawne dzieje, bohaterek opowiastki raczej już nie spotkam...
W zeszłym roku byliśmy na weselu brata mojego chłopa. Ślub brał z "pocieszycielką"...
I może nadal bym do końca nie wierzyła w taką opowieść z młodości mojego faceta, gdyby panna młoda, podczas składania życzeń, przy mnie i przy swoim świeżo upieczonym małżonku, nie wypaliła do mojego: Widzisz? I tak mi się udało wejść do tej rodziny, haha.
Truuuudne sprawyyyy...
Sama bym w to nie uwierzyła, gdybym nie słyszała tego osobiście.
Co tutaj piekielnego? Sama wspomniałaś, że niezamożni - więc "wżenienie się" nie było skokiem na kasę, tylko miało naturalne podłoże. Bracia pewnie podobni, pannicy podobał się ten typ urody i/lub charakteru. ot i tyle. Nie ukrywała, nie kombinowała, nie podrywała dopóki był z tamtą. A i zażartować umiała. Raczej pozytywna osoba. Czy to samo możemy powiedzieć o autorce tej opowiastki? ;):)
Odpowiedz@ja_2: też tak pomyślałam. Skoro narzeczony autorki miał lat naście, to i pocieszycielka wtedy zbyt dojrzała nie była, więc trudno określać na tej podstawie jej charakter ileś lat później. A żart na ślubie? Stawiam, że może było jej głupio i chciała rozładować sytuację, zaznaczyć, że to dawne dzieje, z których można się pośmiać i przez które nie wynikną z jej strony żadne dziwne akcje. Mam wrażenie, że autorka oczekiwałaby rumieńca wstydu i oczu wbitych w ziemię, żeby jej zachowanie uznać za akceptowalne.
OdpowiedzNie wiem co w tym piekielnego. Panna miała ochotę na gościa, on nie chciał i tyle.
OdpowiedzProszę, znajdź sobie jakieś hobby. Może nie będziesz pisać takich fajowskich historii.
OdpowiedzNic piekielnego tu nie widzę
OdpowiedzStrach zażartować bo konkubina się oburzy
OdpowiedzNo i fajnie. Bracia będą mogli się dzielić partnerką.
OdpowiedzNie wiem co tu piekielnego. Oboje byli dorośli, ona chciała go poderwać (co chyba nie jest przestępstwem i ujmą prawda?) on nie chciał i odmówił. A później poznała brata twojego narzeczonego i już. A komentarz na weselu jest zabawny, nie podrywała twojego faceta później, wyluzuj ;)
Odpowiedz