Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pracuję w korpo, jestem malutkim, w pełni zastępowalnym trybikiem w trybach potężnej…

Pracuję w korpo, jestem malutkim, w pełni zastępowalnym trybikiem w trybach potężnej maszyny.

W moim korpo obowiązuje system worklflow, czyli każdy z pracowników ma przydzielone systemowo zadania. Dziennie wpada mi 50-100 zadań. Wiadomym jest, że w ciągu jednego dnia nie zrobię wszystkich zadań, które wpadły. Kumulują się one, a ja stopniowo je realizuję- jednego dnia 30, innego 120, tak aby na koniec miesiąca nie mieć zaległych.

Pracuję sobie tak miło od kilku lat, dając się poznać przełożonym jako rzetelny i sumienny pracownik, który lubi to co robi i robi to sprawnie.

I zdarzył się pogrzeb mojej mamy...

Oprócz dwóch dni urlopu okolicznościowego z tytułu śmierci rodzica w drodze wyjątku otrzymałam dodatkowo niezaplanowany wcześniej urlop wypoczynkowy w ilości dni 3, czyli w sumie tydzień roboczy. I chwała mojemu liderowi za to, bo w ciągu tych dwóch dni nie udało mi się załatwić pogrzebu, w sumie na załatwianiu formalności (cmentarz, ksiądz, lokal, zakład pogrzebowy, ZUS, bank itp.) spędziłam cały ten wolny czas, jaki dostałam od firmy.

Uryczana, usmarkana, szlochająca, z zapuchniętymi oczami wróciłam do pracy.
Nie mogłam się pozbierać, mama odeszła niespodziewanie i był to ogromny szok zarówno dla mnie jak i dla mojego taty.
Ja w żałobie, ojciec w szpitalu i żałobie, dwa psy do ogarnięcia i obowiązki służbowe.

Nie radziłam sobie.
Chodziłam do pracy, coś tam robiłam, ale myśli często gęsto mi się rozpierzchały, nie mogłam się skupić na pracy. Moja wydajność znacznie spadła.

Dwa tygodnie po pogrzebie spotkałam mojego szefa (nie bezpośredniego, tylko jeden szczebelek wyżej) na korytarzu. Zagadał do mnie po imieniu i wywiązał się między nami krótki dialog. S(Szef), J(ja)

(S)- Jak się czujesz?
(J)- Bywało lepiej, Szefie.
(S)- Aaaa.. no tak, słyszałem, mam zmarła, tak? Ale ja się pytam jak się czujesz mając 500 zadań w workflow?
(J)- ....(wzruszenie ramion i bezmyślny wyraz twarzy)
(S)- No, to zrób coś z tym, bo nam KejPiaje spadają... No to na razie, miłego weekendu, cześć!

Tak... Mój szefo po trzech tygodniach od nagłej śmierci matki i dwóch tygodniach od jej pogrzebu zapytał mnie jak się czuję mając zaległości w realizowaniu zadań...

Z perspektywy czasu (minęły 2 lata) już mnie to tak nie boli, ale w tamtym dniu się poryczałam.

Praca jest ważna, praca zapewnia mi pieniądze, ale praca to też kontakt z ludźmi. Nie jesteśmy robotami, tylko ludźmi, mamy uczucia, targają nami emocje.
Mogłam wziąć L4 w tamtym czasie, ale nie pomyślałam o tym. W ogóle nie myślałam logicznie, działam na jakimś autopilocie praca-dom-szpital-dom-spacer-dom;zapętlij.

Jeśli przyjdzie teraz czas na mojego tatę, to wezmę na miesiąc L4 na 100%. I będzie to z korzyścią i dla mnie (ustabilizuję się emocjonalnie) i dla firmy (rozdzielą "moje" zadania na resztę zespołu i nie będą patrzeć na mój zapuchnięty pyszczek).

korpo szef

by ~Stokrotka06
Dodaj nowy komentarz
avatar TomX
12 12

Wiesz co, sam całą moją zawodową karierę przeracowałem w różnych korpo, i ta sytuacja którą opisujesz NIE JEST normalna. Brzmi jak jakiś ponury sweatshop.

Odpowiedz
avatar Crannberry
19 21

@kuleczka: w tym zdaniu raczej chodzi o to, że na sto procent (w sensie "z całą pewnością") weźmie L4, a nie że w 100% płatne.

Odpowiedz
avatar Jorn
3 5

@kuleczka: Pracowałem kiedys w firmie, w której L4 było płatne 100%. Te 80% zapisane w kodeksie pracy, to jest minimum, które pracodawca ma obowiązek wypłacić.

Odpowiedz
avatar Ursueal
8 8

@Samoyed: bzdura totalna, sama mam 85% w umowie. Pracodawca nie może zejść poniżej 80% i 80% zapłaci ZUS, ale w umowie można zaznaczyć, że dodatek uzupełniający do zasiłku chorobowego wynosi 5, 10, 15 czy ile tam się chce procent podstawy.

Odpowiedz
avatar Jorn
3 3

@Samoyed: Tak było w PRL. Ok. 1995 r. weszła w życie nowelizacja kodeksu pracy, która wprowadziła zasadę, że wszystkie zapisy tego kodeksu są wymogami minimum.

Odpowiedz
avatar Crannberry
16 20

Bardzo mi przykro z powodu smierci Twojej mamy... Socjopaci wśród korposzefów nie są niestety rzadkim zjawiskiem. Miałam takiego przyjemniaczka w poprzedniej pracy (którą rzuciłam po 6 miesiącach, bo się nie dało wytrzymać). Jednym z account managerów był samotny ojciec dwójki dzieci, któremu rok wcześniej zmarła żona. Jego sytuacja była znana wszystkim w biurze. Któregoś dnia szef oznajmił mu, że ma się szybko spakować i jeszcze tego dnia lecieć do Frankfurtu na kilkudniowy event. Facet odpowiada, że niestety nie da rady w tak krótkim czasie zorganizować na te kilka dni opieki do dzieci i że prosi, żeby go o takich rzeczach informować przynajmniej dzień wcześniej. Na to szef: "Dziećmi ma się opiekować twoja żona, a nie ty. To jest babskie zajęcie". Facet odpowiada, że może i babskie, ale jak ten dobrze wie, żona niestety nie żyje. Odpowiedź szefa: "to se k...a natychmiast znajdź nową i za 3 godziny masz być na lotnisku. Polecenie służbowe". I najgorsze, że nic z takim nie zrobisz, możesz się tylko zwolnić.

Odpowiedz
avatar iks
2 12

@Crannberry: Taak? Przecież to podlega pod mobbing i korporacyjne polityki antymobbingowe ;) Coś się historia kupy nie trzyma.

Odpowiedz
avatar Crannberry
8 14

@iks: ależ oczywiście, że jest to mobbing, a to i tak nie był najgorszy z jego wyskoków. Praktyki, których facet się dopuszczał były skandaliczne. Nieobliczalny furiat, w dodatku żyjący w świecie swoich urojeń. Tylko że… Jeżeli mobbingu dopuszcza się jakiś menadżer lub dyrektor, można pójść wyżej i złożyć na niego skargę. A komu się poskarżysz na prezesa? Akcjonariuszom? Nawet jeśli dowiesz się kim są i znajdziesz do nich dojście, to co ich to obchodzi? Firma przynosi zyski i jest dobrze. Od wiceprezesa ds. HR i szefowej rady zakładowej słyszysz, że „bardzo współczują, ale sorrunia, mają rodziny na utrzymaniu i nie będą ryzykować utraty pracy”. Najlepsze, co możesz zrobić, to je*nąć papierami, wybrać przysługujący urlop i więcej tam nie wracać. Dla własnego zdrowia psychicznego

Odpowiedz
avatar Ohboy
8 8

@Crannberry: Jak ciągle stosował mobbing, to się z takim czymś idzie do sądu, nie trzeba przełożonego.

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 4

@Ohboy: Do sądu można iść, jeśli jest o co walczyć. Tam nie było o co. Prezesa sama nie odwołasz, wydasz tylko niepotrzebnie pieniądze na prawnika. Zdecydowanie tańsze i mniej stresującym rozwiązaniem jest znalezienie innej pracy. I z takiego założenia wychodzili też inni pracownicy. Każdy, kto doszedł do stanowiska, na którym podlegał bezpośrednio jemu (Czyli wiceprezes albo dyrektor któregoś z rynków), odchodził z firmy po mniej więcej roku. Ale coś tam chyba ruszyło, bo kilka miesięcy temu LinkedIn mi wyświetlił, że typ już nie jest prezesem. Nadal jest w firmie, nadal zajmuje jakieś ultrawysokie stanowisko, ale nie ma już pod sobą personelu

Odpowiedz
avatar Armagedon
4 4

@Crannberry: Czyli jednak komuś udało się dokonać niemożliwego...

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 3

@Armagedon: obstawiam, że jakiegoś targetu nie osiągnął.

Odpowiedz
avatar Ohboy
1 1

@Crannberry: Odszkodowanie... Z takim podejściem nic dziwnego, że koleś tak długo gnębił ludzi.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
3 3

@Crannberry: Jeżeli samotny ojciec miał świadków tej rozmowy i to był nie pierwszy wyskok prezesa, to można spróbować powalczyć w sądzie. Czy dałoby się coś wywalczyć trudno powiedzieć.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 2

@Crannberry Takim ludziom nie tylko brak empatii, ale i instynktu samozachowawczego. Któregoś razu komuś mogą puścić nerwy i skończy z obitym ryjem. Nawet jakby mi nie było kogoś szkoda w takiej sytuacji, to w obawie o własne zdrowie ugryzłbym się w język.

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 4

@Ohboy: @rodzynek2: Tam wszyscy byli tak zastraszeni, że prawie nikt ze sobą nie rozmawiał. Pierwszy raz w życiu widziałam sytuację, że na open spejsie panowała cisza. Ludzie nie gadali nawet ze sobą w kuchni. Poza tym nie wiadomo było, kogo udało mu się przekonać, żeby donosił na innych, więc nikt nikomu nie ufał. A zastraszeni pracownicy nie będą w sądzie zeznawać przeciw szefowi. Wszyscy mieli zresztą tak przegrane mózgi, że uznawali, że tak musi być, a praca tam jest najlepszym, co ich w życiu spotkało. Ja zresztą też. Dopiero po odejściu stamtąd i spojrzeniu z zewnątrz, zdałam sobie sprawę, w jakim gó*nie tkwiłam i że powinnam się była stamtąd szybciej ewakuować, zamiast uważać, że jak się będę bardziej starać i więcej dawać z siebie, to będzie lepiej. Do tej pory zresztą z niewiadomych powodów traktuję utratę tej pracy jako swoją największą życiową porażkę i mam poczucie, że jestem nieudacznikiem, który zaprzepascił swoją szansę na karierę. Wiem, mam tu dużo do przepracowania…

Odpowiedz
avatar Crannberry
2 2

*przeprane mózgi, a nie przegrane

Odpowiedz
avatar iks
5 9

Garść porad od osoby która 5 lat siedzi w korpo + dodatkowo dorabia po różnych agencjach w ramach pracoholizmu. 1. Jeśli jesteś zdrowa ale masz za dużo zadań zgłoś to do przełożonego. 2. Jeśli jesteś chora bierz L4 3. Jeśli masz zdarzenie losowe bierz odpowiedni urlop. 4. Jeśli potrzebujesz czasu aby dojść do siebie po zdarzeniu losowym bierz L4. Jeśli mimo wszystko wracasz do pracy nie oczekuj że każdy tobie ułatwi. W końcu chcesz mieć 100% pensji.

Odpowiedz
avatar Jorn
6 8

@iks: Otóż to. Typ się zachował skandalicznie, ale ta skandaliczność polegała na bardzo złym doborze słów. Bo co do meritum miał rację - Stokrotka powinna zwrócić się o pomoc do bezpośredniego przełożonego, który powinien zorganizować odciążenie jej z części obowiązków na jakis czas.

Odpowiedz
avatar Ursueal
7 9

@Jorn: tylko częścią zadań kierownika zespołu, menadżera komórki i wszystkich innych wymyślnie ponazywanych bezpośrednich przełożonych jest także monitorowanie sytuacji w podległych sobie oddziałach i takie działania, które mają uchronić pracę przed katastrofami. A jedną z katastrof jest to, że pracownik odchodzi, znika na długotrwałym L4 albo, co gorsza, wraca z papierami, które każą mu obciąć obowiązki, ale pensję zostawić (np. z orzeczeniem o niepełnosprawności), bo firma miała wirtualny problem z chwilowym dostosowaniem ilości pracy do nadzwyczajnej sytuacji człowieka. Po takim tekście, jak opisany w historii, w bezpośredniej bliskości śmierci najbliższego, człowiek może po prostu usiąść na podłodze w firmie, uznać, że to najlepszy moment, żeby wpaść w stupor dysocjacyjny i czekać, aż go przewiozą na izbę przyjęć, z której go położą na oddział, a po wyjściu z oddziału wystawią zwolnienie lekarskie. Na zwolnieniu można iść do sądu i domagać się rekompensaty od firmy za spowodowanie rozstroju zdrowia psychicznego przez przełożonego do takiego stopnia, że niezbędna była hospitalizacja. Kosztuje to jedynie czas, którego, przebywając na zwolnieniu lekarskim, ma się przeważnie dość, a jeśli się nie ma sił na samodzielną walkę z pracodawcą, to jest wielu prawników, którzy przejmą wszystkie działania za - lwi, co prawda - procent rekompensaty. Co więcej, walka o swoje ma potwierdzoną bardzo dobrą skuteczność autoterapeutyczną. Parę razy sama się tak wrobiłam, że dałam się ubłagać i szłam do pracy, mimo że w ogóle nie byłam w stanie, ale firma miała finansowy nóż na gardle - albo jest ktoś, kto może formalnie klepnąć utrzymanie działalności na zmianie, albo tego kogoś nie ma i z mocy prawa jest przestój, czyli straty. I też mi obiecywali, że ja mam się tylko "świecić na zielono" w wykazie obecności, że już wszystko chodzi jak w zegarku, że ja się tylko zwinę na krześle w kocu i będę oddogorywać w ciszy i spokoju. I dupa zbita, zawsze witał mnie bajzel do ogarnięcia, bo "to moja robota" - póki raz się nie postawiłam i nie powiedziałam szefowi, że ja przyjdę, ale najpierw chcę maila na służbową i prywatną skrzynkę, że on mnie zwalnia z konieczności wykonywania obowiązków, jak będę na miejscu, ale zostawia mi wynagrodzenie, bo ja też chcę mieć dupochron, jakbym coś skopała. Nagle okazało się, że szefowski składzik z pustymi obietnicami zamknął się na głucho.

Odpowiedz
avatar Michail
7 7

@shpack: L4 przysługuje w przypadku problemów ze zdrowiem, dotyczy to również problemów ze zdrowiem psychicznym. Pewne rzeczy da się przewidzieć - np. zaplanowaną operację lub jak widać żałobę.

Odpowiedz
avatar pawcio1212
2 2

@shpack: Choćby L4 po wyrywaniu zęba szczególnie ósemki może trwać 4 dni i to twoja decyzja czy chcesz czy nie. Lekarz go po prostu wpisze. A jak kiepsko się goi lub są problemy to można bez problemu więcej

Odpowiedz
avatar Michail
3 3

To nie jest normalne zachowanie. Sam jestem korposzczurkiem, ale takiego przełożonego nigdy nie miałem i nigdy bym takim nie chciał być.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

A ty myślisz, że taka rozmowa to przypadek tak? A nue polityka firmy? Serio jestes tak naiwna?

Odpowiedz
Udostępnij