Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Wczoraj dałem się wyciągnąć kumplowi na imprezę do baru. Z całego towarzystwa…

Wczoraj dałem się wyciągnąć kumplowi na imprezę do baru. Z całego towarzystwa znałem może dwie, trzy osoby. Jako, że uwielbiam gotować dość szybko złapałem wspólny język z Antkiem, który jest kucharzem w dość ekskluzywnej restauracji w Sopocie. Rozmowa o kucharzeniu, wraz z ilością wypitego alkoholu w miarę szybko przeszła na szkolne wspominki. Tak więc w pierwszej kolejności przedstawię wam historię Antka (oczywiście za jego pozwoleniem), a potem postaram dodać coś od siebie.

Antek zaczął swoją przygodę z gotowaniem już na początku gimnazjum. Przez pewien błąd, którego niestety nie mogę opisać, mama Antka popadła w dość duże długi i musiała wziąć drugi etat. A jako że Antek był najstarszy w rodzeństwie tak i na niego spadła większość obowiązków domowych, w tym właśnie gotowanie. Na początku mu się to nie podobało, ale z czasem złapał bakcyla. Odstawił kreskówki i zamiast tego zaczął oglądać programy kulinarne, udało mu się zdobyć kilka książek kucharskich, ogólnie bawił się tym. A że przygotowywane przez niego posiłki z miesiąca na miesiąc co raz bardziej smakowały jego rodzinie, postanowił po gimnazjum iść do technikum gastronomicznego.

Jak technikum to i praktyki zawodowe. Akurat w szkole, do której uczęszczał Antek było to rozwiązane tak, że na trzecim roku był przewidziany miesiąc praktyk. Większość uczniów musiała szukać pracy na własną rękę, ale 30 osób z najwyższą średnią z zajęć technicznych mogło liczyć na zagwarantowane miejsca w najlepszych restauracjach w mieście. Jak możecie się domyślić Antek załapał się na ten grant i do dzisiaj żałuje, że z niego skorzystał.

Pierwszy dzień był dość obiecujący. Po przybyciu na miejsce został zaprowadzony do kuchni, pokazano mu co i jak, jak działa cała kuchnia, sprzęty wykorzystywane w kuchni fusion, dali mu stylowy strój, który obowiązywał każdego pracownika restauracji i wysłali do domu. Następnego dnia oddelegowano go jednak do małej kanciapy, w której znajdował się zmywak i stanowisko do obierania warzyw. I tym właśnie zajmował się cały dzień. A właściwie został zmuszony by się tym zajmować. Gdyż jak tylko stwierdził, że ma chwile wolnego, to postanowił wyjść na kuchnie i zobaczyć co tam się dzieje, a może nawet coś pomóc. Wtedy nastąpiło zderzenie z rzeczywistością, gdyż kierownik zmiany, gdy tylko go zobaczył, kazał mu natychmiast wracać do kanciapy i nie przeszkadzać na kuchni.

Antek wytrzymał tak kilka dni, ale w końcu nerwy mu puściły i postanowił pogadać z szefem zmiany. Na pytanie kiedy zostanie dopuszczony do kuchni, bo nie po to szedł na praktyki żeby tylko warzywa obierać i gary zmywać, usłyszał, że chyba jest niepoważny jeśli myśli, że ktoś taki jak on zostanie wpuszczony na kuchnię.

Antek wziął to na klatę i postanowił zrobić burdę dopiero przy oddawaniu dziennika praktyk (czego teraz żałuje). Ten natomiast wyglądał tak, że poza pierwszym dniem gdzie widniało "Przedstawienie kuchni", w każdym kolejnym dniu Antek zapisał "Zmywanie naczyń i obieranie warzyw". W końcu, po miesiącu dostał od pracodawcy za praktyki piątkę i bardzo neutralny opis w stylu "Antek nie sprawiał problemów". Natomiast przy oddawaniu dzienniczka praktyk pomiędzy Antkiem a nauczycielką wywiązała się mniej więcej taka rozmowa:

[Nauczycielka]: O widzę Antek piątka, niczego innego się nie spodziewałam.
[Antek]: A widzi pani czym się tam zajmowałem?
[N]: No przecież pokazali ci kuchnię. Ja się nie dziwię, że w TAKIEJ restauracji nie dopuścili cię do gotowania.
[A]: Ale przecież praktyki są po to, żeby się nauczyć gotować a nie zmywać i obierać.
[N]: Antek, ty się ciesz, że miałeś praktyki w TAKIEJ restauracji, gdy inni w kebabach pracowali.
[A]: Sądzę, że w kebabie bym się nauczył więcej niż w TAKIEJ restauracji...

Jak można się domyślić nauczycielka tej zniewagi nie odpuściła i do końca szkoły mściła się na biednym Antku.

A teraz jak to wyglądało z mojej strony. Wszystkie szkoły kończyłem w mniejszej miejscowości, w której było może 6 firm zajmujących się programowaniem. Doskonale wiedziałem jak wyglądają praktyki w tych firmach. Ludzie, którzy tam szli jedyne co robili to parzyli kawę, przepisywali jakieś pisma do Worda, albo grali w jakieś gry. Do kodu aplikacji nie mieli dostępu, tak samo do bazy danych.

Natomiast ja postanowiłem iść na praktyki do serwisu komputerowego. Wszystkie sprzęty do naprawy szły najpierw do mnie, a gdy nie dawałem rady, to po prostu to zgłaszałem i szefo tłumaczył co i jak. W ciągu trzech miesięcy praktyk (technikum plus studia) złożyłem około 30 komputerów. Poza tym nauczyłem się lutować elementy na płytach głównych, itp. Potem zatrudniłem się w tym serwisie i na umowie zlecenie ogarniałem laptopy poleasingowe i pomagałem gdy był nadmiar komputerów do serwisu aż do końca studiów.

Wiedza, którą wtedy zdobyłem jest mi aktualnie średnio potrzebna, ale zajebiście się bawiłem na tych praktykach. Poza tym dzięki zajawce jaką zaszczepił we mnie szef udało mi się zbudować retro konsolę i aktualnie pracuję nad drugą wersją. Z drugiej strony strony byłem wyśmiewany przez rówieśników, że zamiast iść na "porządne" praktyki idę do serwisu. A jak to wyglądało gdy szukałem już regularnej pracy? Tylko jeden pracodawca zwrócił na nie uwagę i się ucieszył, że ze względu na doświadczenie sam ogarnę sobie sprzęt jakby co...

by Satsu
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Grav
6 8

Akurat ten jeden pracodawca z końca historii to też jest (potencjalnie) piekielny. Potencjalnie, bo na UoP to Ty masz dostać narzędzia do pracy i tyle. Jak się zepsują, to masz dostać nowe. Chyba że akurat jesteś częścią wewnętrznego serwisu (a są korpo, które takowy mają), wtedy spoko. Przy innych formach zatrudnienia, np B2B, oczekiwanie, że sam sobie kupisz laptopa i będziesz go sobie we własnym zakresie serwisował, już jak najbardziej miałoby sens :)

Odpowiedz
avatar Satsu
4 6

@Grav: Zgadzam się w 90%, gdyż już nawet w przypadku B2B pracodawca bardzo często zapewnia sprzęt i jego serwisowanie. A co do historii, to przytoczyłem tą anegdotę z zamiarem zwrócenia uwagi, że praktycznie żaden poważny pracodawca w dzisiejszych czasach nie patrzy na przebyte praktyki (nie licząc zawodówek). Bo czym są te trzy miesiące, zakładając, że masz skończone technikum i inżynierkę.

Odpowiedz
avatar Grav
0 0

@Satsu: Chodziło mi bardziej o to, że przy B2B nie ma obowiązku dostarczenia narzędzi pod nos, a i leasing i amortyzacja mogą grać pewną rolę. Oczywiście, niektórzy pracodawcy w branży IT będą woleli dostarczyć swój sprzęt, żeby nie musieć się barować z takimi kwestiami jak dostęp administratora, bezpieczeństwo sieci, rozwiązania VPN itd., chodziło mi tylko o aspekt prawny a kwestia typu podpisanej umowy :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 12

Co to znaczy "zaszczepić w kimś zajawkę"? Nie mieszkam w Polsce od jakiś 10 lat i szczerze mówiąc nie wszystkie slangowe określenia rozumiem.

Odpowiedz
avatar Satsu
5 11

@cn77: Zajawka, potocznie zainteresowanie czymś, chęć do zrobienia czegoś, pasja. Szczerze mówiąc używam tego stwierdzenia od dzieciaka i nigdy nie spotkałem osoby, która by go niezrozumiała.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

@Satsu Dzięki wielkie :) Tak jak pisałem, nie mieszkam w Polsce od jakiś 10 lat, jestem mocno po 40., więc pewnych wyrażeń mogłem nie poznać.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

@cn77 Dziękuję za minusy. Mogę spytać, czemu je zawdzięczam? Zwyzywałem kogoś? Odezwałem się w niekulturalny sposób? To jakaś zbrodnia nie znać slangu młodzieżowego?

Odpowiedz
avatar Shi
3 5

"Wszystkie szkoły kończyłem w mniejszej miejscowości, w której było może 6 firm zajmujących się programowaniem." Dżizas, w moim mieście wojewódzkim tyle nie ma! Może trochę przesadzam, ale jeśli nie policzymy firm jednoosobowych to na bank można je na palcach jednej ręki policzyć xd Sama poszłam do małej firmy z nadzieją, że czegoś mnie nauczą... Praktyki miałam kilka lat temu, do dzisiaj nie wiem czy zrobiłam całe jedno zadanie dobrze, bo z szefem nie dało się pogadać. Gdy się zapytałam co w takim razie nam wpisać w dzienniczku usłyszałam "wymyślisz coś, jak każdy". Tych praktyk nawet w CV nie umieszczam i tylko raz zostałam o to zapytana, gdzie zgodne z prawdą odpowiedziałam że nie nauczyłam się tam niczego wartego uwagi i bardziej ambitne projkty robiłam sobie "do szuflady". Do dzisiaj z tamtym kolesiem się nie dogaduję... Pewnie urazilam jego dumę gdy jego klienci przychodzili do studentki by im coś naprawiła, bo żaden z facetów tam pracujących nie potrafił sprawy naprawić czy chociaż obejść problemów. Raz przyszedł ojcu router naprawić, to zeszlam zobaczyć co tam powie. Nie powiedział nic odkrywczego, ale z ciekawości się zapytał czemu ja się tym nie zajęłam. Myślę, że odpowiedzi "bo pana nie tylko ojciec nie opierniczy jak za rok się ten router znowu zepsuje to jeszcze panu zapłaci" się nie spodziewał xD chyba myślał, że mi utrze nosa, a tu zonk - został poproszony o pomoc tylko dlatego, że ja się nie zgodziłam. (PS: i tak powiedział to, bo ja powtarzałam - że router trzeba wymienić. Gdyby nie ciekawość mnie nie sprowadziła wtedy do rodziców to by nawet nie wiedział co się z routerem dzieje, bo rodzice nie potrafili opisać nic poza "no źle działa". Potem im sprzedał używany router bez wifi za cenę nowego... z wifi, gdzie i tak krótko po tym ja musiałam go wymienić na stary, pożyczony od partnera, bo też się zepsuł. Eh, przynajmniej przy nowej umowie na internet dostali nowy router i już nie ma takich problemów... PPS: byłam w szoku gdy jakiś czas temu się dowiedziałam, że zatrudnia kobietę, bo jak się pytałam o praktyki to pierwszą odpowiedzią było "że on kobiet w firmie nie potrzebuje")

Odpowiedz
avatar Bryanka
5 5

Pamiętam, że zanim rzuciłam studia w diabły, to mieliśmy odbyć praktyki zawodowe. Ludzie, którzy byli na specjalności jeździeckiej zostali na praktykach oddelegowani wyłącznie do wywalania gnoju i np. wyrywania chwastów, a za możliwość jazdy musieli dopłacić :D Gdy do nas przychodzili praktykanci, to też musieli wykonywać prace porządkowe, chociaż starałam się, żeby dzieciaki miały chociaż trochę treningu z ziemi, albo w siodle. Szefostwo szybko to ukróciło, bo "nie ma na to czasu i nikt ich nie będzie pilnował". Czyli w 90% przypadków praktykant to tania siła robocza.

Odpowiedz
avatar Fahren
2 2

Trochę się nie dziwię - restauracja ma zapewne jakąś renomę (dlatego jest TAKA), więc trudno, żeby dopuścili do gotowania kogoś niedoświadczonego. Jak praktykant przypali kotleta, to albo podadzą niesmaczne, albo klient musi czekać dłużej, aż usmażą drugiego. A w tym czasie np ziemniaki stygną

Odpowiedz
avatar logray
1 1

@Fahren Poznałem kiedyś kucharza który mi opowiadał, że każdy zaczyna od warzyw i tak przez x lat lub x ton aż się nie nauczy kroić.

Odpowiedz
avatar Nanatella
0 0

Nie wiem co jest dziwnego w tym, że po kilku dniach praktyk nie dopuścili dzieciaka do garów, tym bardziej jeśli to dobra restauracja i zależało jej na utrzymaniu tej renomy. Raczej w każdym zawodzie jest tak, że praktykanci na początku wykonują najłatwiejsze, najbardziej żmudne zajęcia, żeby ktoś bardziej doświadczony nie tracił na nie czasu. Owszem, mogliby pozwolić mu patrzeć na pracę kucharzy, ale pewnie kręciłby im się tylko pod nogami.

Odpowiedz
avatar Sudowoodo
0 0

Cóż technikum niedawno skończyłam. Tech informatyk. Z racji zmiany podstawy na praktyki byłam wysłana 2 razy. W pierwszej firmie to mnie rzucili od razu na głęboką wodę: "młoda zobacz co się z postfixem zchrzaniło". Znalazłam. I tym chyba im zaimponowałam. Kierownik zdziwił się że faktycznie chce coś robić i się uczyć a nie tak jak wielu uczniów przynieść flaszkę i oczekiwać po prostu podbitego dzienniczka. Generalnie to uczyłam się używać sprzętu (cisco, fortinet, mikrotik), spec narzędzi typu Fluke, ale też robiłam typowe praktykantowe rzeczy typu naklejanie naklejek z opisami albo wycinanie etykietek. Ze sprzętem to poradziłam sobie lepiej niż studenci bo tamci polegli na samym początku - zmianie hasła :D z tej firmy niedawno też napisali do mnie z pytaniem czy chciałabym wrócić bo szukają ludzi do pracy Drugie praktyki miałam w firmie robiącej soft. Dokładniej to po rozmowie z panią z kadr i jednym z programistów gdzie wspomniałam że hobbystycznie ucze się uczenia maszynowego to sparowali mnie z programistką z takąż specjalnością i w miesiąc naklepałam ładny kod do rozpoznawania botów na pewnej platformie social media. To nie jest też tak że nic się na praktykach nie robi, wszystko zależy od tego w jakim miejscu się jest i jakie ma się podejście. Nie wypowiem się o gastro bo to nie moja bajka, ale w moim technikum to elektronicy i informatycy naprawdę nie mają problemu ze znalezieniem dobrych praktyk - musi im się po prostu chcieć

Odpowiedz
Udostępnij