Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Napisałam komentarz do historii Nyjki https://piekielni.pl/88405 ale z jakiegoś powodu zniknął. Zamiast…

Napisałam komentarz do historii Nyjki https://piekielni.pl/88405 ale z jakiegoś powodu zniknął. Zamiast więc pisać to samo jeszcze raz postanowiłam trochę rozwinąć to w historię.

Kraków, Szpital Narutowicza, 2013. rok.

Właśnie urodziłam swoje pierwsze dziecko. Ciąża bez problemów (chociaż pod koniec lekarze na usg mówili: proszę nie nastawiać się na duże dziecko), sam poród też "bajka". Bez interwencji, wszystko "książkowo" i bez problemów. Dziecko małe (2,5kg a urodzone w 39. tygodniu ciąży) ale zdrowe (10/10).

Po dwóch godzinach tylko we troje, pielęgniarka zabrała córkę wyjaśniając, że ona jedzie jeszcze na krótkie i standardowe badania, a ja jadę na oddział położniczy i za moment dziecko do mnie wróci. Tutaj skrócę historię o tym jak zemdlałam przy tej próbie przewiezienia i przewijamy do momentu jak w końcu trafiam na salę - pięcioosobową. Jedyną taką na tym oddziale. Reszta to trójki i dwójki. Jedynek brak.

Za chwilę mam dostać córkę. Jestem bez sił, więc po prostu leżę i próbuję ogarnąć rzeczywistość. Mijają godziny i nikt do mnie nie przychodzi. W końcu o 18.00 (na salę przewieźli mnie o 12.00) przychodzi pielęgniarka i mówi, że na razie nie dostanę dziecka. Nikt nie wie kiedy to nastąpi, mogę teraz do niej iść i wtedy dowiem się więcej.

I tak przez cztery doby moje dziecko leżało pod kroplówką przy dyżurce pielęgniarek. Ja mogłam tylko przychodzić z odciągniętym mlekiem, jeśli był spokojny moment i "dobra zmiana" to mogłam spróbować pokarmić córkę z piersi czy w ogóle wziąć ją na ręce. A tak to siedziałam sama na sali z czterema innymi kobietami i czterema noworodkami. Obserwowałam codziennie jak wypisują jedną, dwie, trzy kobiety z dziećmi do domu i po chwili przyjeżdża świeżo po porodzie kobieta i za moment dołącza do niej dziecko. A za dwa dni wychodzi do domu. A ja dalej siedzę na sali i ryczę pod prysznicem. W końcu wychodzimy do domu po prawie dwóch tygodniach.

Rok 2015. Ten sam szpital. Drobne problemy w czasie drugiej ciąży ale nic poważnego i groźnego. Generalnie ciąża przebiega dobrze, dziecko zdrowe, ja czuję się bardzo dobrze. Na ponad miesiąc przed przewidywanym terminem porodu odchodzą mi wody. W szpitalu nie są w stanie zatrzymać porodu i rodzę wcześniaka z hipotrofią (dziecko jest za małe na dany tydzień ciąży).

Trafiam na dokładnie tę samą pięcioosobową salę. Wiem, że nie wyjdziemy szybko do domu. Syn leży na intensywnej terapii wcześniaczej. Powtarzam sobie, że raz już przez to przeszłam, bardzo dobrze pamiętam jak to było siedzieć bez dziecka na tej sali więc jestem psychicznie gotowa.

Nie jestem. Codziennie obserwuję wypisywanie kobiet z dziećmi do domu i przyjazd nowych. Znowu ciągle płaczę, bo chociaż co trzy godziny mam przynosić odciągnięte mleko, to tylko raz mogę dotknąć synka.

Codziennie muszę odpowiadać na pytania lekarzy na obchodzie: a gdzie jest pani dziecko? Każda nowa osoba na sali (czy to matka czy jej rodzina) pyta o to samo: gdzie jest moje dziecko? I czy ja w ogóle rodziłam? Mam prawie płaski brzuch i chodzę w ciągu dnia po oddziale w leginsach i bluzce na ramiączkach. Na korytarzu wszyscy się za mną oglądają, bo mocno odstaję od tłumu opuchniętych kobiet w babcinych koszulach nocnych. Ale mam w nosie krytykę ze strony lekarzy i pielęgniarek - te leginsy i koszulka dają mi +10000 do zdrowia psychicznego.

Znowu wyjście do domu zajęło nam prawie dwa tygodnie. Pewnym pocieszeniem były słowa ordynator w pierwszych dobach - miejsce matki jest przy jej dziecku. Więc my nie wypiszemy pani bez dziecka, chyba że na pani prośbę.

Nawet nie wiecie jak ogromne było moje szczęście, gdy po trzecim porodzie dostałam dziecko zaraz po przewiezieniu na oddział położniczy (tym razem zawieźli mnie do "trójki") i z rana w drugiej dobie neonatolog powiedziała: wypisujemy was dzisiaj do domu.

szpital poród lekarze

by unana
Dodaj nowy komentarz
avatar Honkastonka
15 17

A gdzie piekielność? Zabrali dziecko, żeby mieć większą kontrolę i na bieżąco się nim zająć w razie czego. Nie chce mi się wierzyć, że nie wiedziałaś, dlaczego nagle zabrali dziecko i przez dwa tygodnie nie możesz z nim pojechać do domu. Jakiś powód MUSIAŁ być podany. Chyba, że piekielnością jest to leżenie na pięcioosobowej sali, no ale cóż... Gdyby szpital miał być gotowy na każdy możliwy przypadek, to każdy pokój musiałby być izolatką. Rozumiem, że mogło być Ci przykro, że nie możesz być od razu z dzieckiem tak, jak inne mamy, ale minęło już kilka lat i myślę, że nie ma co o tym myśleć.

Odpowiedz
avatar KatiCafe
2 2

@Honkastonka no właśnie to samo pomyślałam. Gdzie piekielnosc. Ja po porodzie spędziłam z synem miesiąc na patologii noworodka. A całkiem niedawno 2 miesiące po operacji ratującej życie. Chyba zabrakło mi tutaj konkretnej historii, dlaczego dziecko zabrano, co się wydarzyło przez te 2 tygodnie?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 12

Jak wykorzystałaś czas bez dziecka? Skupiłaś się na sobie? Na swojej "krzywdzie"? Skupiłaś się na fakcie, że ratują twoje dziecko? Niby to samo a jak różne postawy. Przeszlam to samo. Po CC, po 3 dniach czułam się dobrze, jedyne zajęcie to odciąganie pokarmu i kółka chwil u dziecka. Reszta czasu albo możesz tarzać się w swej krzywdzie lub spędzić konstruktywnie. Na oddziale miały praktyki studentki pielęgniarstwa, zgodziłam się by na mnie trenowały wkłucia, zakładanie wenflonów, pobieranie krwi. Całe ręce miałam sine. 20 dni na oddziale. Do tego zapoznałam się z pierwszą pomocą noworodka i niemowlaka. Co przydało się, gdyż dziecko czesto się zadławiało. Do tego skończyłam pierwszy tom Szubienicznika Piekary.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 8

Doświadczyłam tego samego, ale mój odbiór tych zachowań był skrajnie inny. Uważałam to za szczyt ich głupoty, ale nie odbierałam osobiście. Na oiomie dziecko było 20dni, ponieważ karmiłam więc mnie nie wypisano. Również natrafiłam na pusty inkubator gdy dziecko przeniesiono do zwykłego łóżeczka. Mikro zawał. Generalnie mam podejście, ze większość historii w życiu można opowiadać na smutno lub na wesoło. Jedni wola być męczennikami i się takimi przeżyciami katować inni, w tym ja, wolę miec hardcora do opowiedzenia na wesolo. Tak samo opowiadam o tym jak w 31 tygodniu ciąży prywatny szpital z odchodzącymi wodami odesłałam mnie do panstwowego, bo "problematyczne porody to nie u nich"

Odpowiedz
avatar digi51
12 14

Nie każdy poród jest książkowy. Pytanie tylko, czy zaistniała sytuacja jest piekielna, czy po prostu była dla Ciebie przykra. To drugie na pewno. To pierwsze - po przeczytaniu tej historii nie widzę tu w sumie niczyjej winy, więc ciężko mi powiedzieć, że jest piekielna.

Odpowiedz
avatar tycjana12
-4 10

Współczuję,ale serio,podziwiam determinację,żeby w tym kraju urodzić wciągu kilku lat trójkę dzieci.Mam jedno już dorosłe i całkowicie wystarczy.I to mimo tego,że nie miałam problemów w ciąży ani trudnego porodu.Ale brak wsparcia finansowego(mimo że całe życie pracuję na etacie i odprowadzam składki),brak dobrych przedszkoli,droga edukacja i ogólne koszty utrzymania dziecka na choćby średnim poziomie(bez szaleństwa,ale też bez odmawiania wszystkiego)odstraszyły mnie skutecznie,bo nie będę skazywać na biedę np.dwójki czy trójki dzieci,bo to co mam,trzeba byłoby na nie podzielić.

Odpowiedz
avatar Nulini
-1 5

@tycjana12: jestem w szoku, że ktoś ma podobne poglądy do moich! Ja mam dwoje dzieci, w miarę odchowanych i nigdy przenigdy więcej. Po prostu nie rozumiem, jak można mieć 4, 5 czy nawet 6 dzieci W DZISIEJSZYCH CZASACH, a w tej chwili takie gromady są chyba modne, bo co rusz natykam się na rodziny 7 czy 8-osobowe. I nie, argument "stać nas" do mnie nie przemawia, bo to czysty egoizm, zaspokajanie swojej potrzeby posiadania dużej rodziny, a zero myślenia o tym, co te dzieci czeka w przyszłości...

Odpowiedz
avatar mnemonik
2 4

@tycjana12: a ja podziwiam głupotę, krążą legendy o tym jak są ludzie na porodówkach traktowani, a do tego teraz mamy wyrok w wyniku którego nie będą cię ratować dopóki nie będziesz umierać :) w tej chwili to naprawdę trzeba być głupim żeby ciążę w Polsce prowadzić

Odpowiedz
avatar Bratkowa
-2 4

Jeju, współczuję. Przez tyle godzin po porodzie nie powiedzieli Ci co z Twoim Nowonarodzonym Dzieckiem, a Ty z minuty na minutę czekałaś na nie. I pewnie z każdą minutą z coraz większym niepokojem. Takie info powinny być przekazywane niezwłocznie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 6

@Bratkowa: A skąd mają wiedzieć to niezwłocznie? Sami robią badania, czekają na wyniki. Powtarzają wyniki.

Odpowiedz
avatar Bratkowa
1 5

@maat_ Jeśli robili badania, to należało właśnie powiedzieć to Matce. Pani dziecko jest na badaniach. Podejrzewany to i to. Badania potrwają tyle a tyle.

Odpowiedz
avatar Nulini
1 5

@Bratkowa: i w tym momencie osoba taka, jak moja mama, zeszłaby na zawał i tyle by było. Lepiej nie wiedzieć kilka godzin i później usłyszeć "wszystko OK", niż wiedzieć od początku, co podejrzewają i rwać włosy z głowy.

Odpowiedz
avatar Nerwowa22
0 2

Ja rodziłam bardzo niedawno i miałam podobną sytuację więc rozumiem o co chodzi. Tyle, że w moim przypadku po 27 godzinach od porodu przybiegła roztrzepana lekarka i powiedziała, że jak tyle lat pracuje w zawodzie to nie widziała jeszcze takiego przypadku. Wertuje już książki, literaturę szuka po omacku i nie ma pojęcia co powoduje objawy córki dlatego za 30min będzie karetka żeby przewieźć córkę do innego szpitala bo ten już wyczerpał swoje możliwości i nie są w stanie jej pomóc. Świat mi się zawalił. Wtedy myślałam że jest tak źle że już więcej córki nie zobaczę. Na szczęście okazało się, że córka była przewieziona do super szpitala gdzie miała najlepszą opiekę pod słońcem. I gdzie odrazu stwierdzono

Odpowiedz
avatar Nerwowa22
0 2

że w wyniku porodu (ciężkiego swoją drogą, córka urodziła się sina jak śliwka) mała miała krwawienie wewnętrzne w brzuszku i do mózgu. To jak mnie traktowano przed w trakcie i po porodzie do tej pory wspominam w koszmarach. Obojętność, chamstwo i znieczulica. Gdy płakałam weszła położna z słowami "czemu ryczy!?". A teraz uwaga perełka. Dzień po tym jak córkę przewieziono lekarz na obchodzie spytał czy chce zostać wypisana do domu. Tego ranka byłam już tak złamana psychicznie, że byłam gotowa wypisać się na żądanie gdyby nie chciano mnie wypuścić więc oczywiście odrazu potwierdziłam. Spytano czy chce porozmawiać z psychologiem zanim wyjdę bo wiadomo taka sytuacja. Chciałam. Lekarz powiedział, że załatwi to. Po godzinie przyszedł z miną zbitego psa przeprosił ale nie mogą jednak mi zaoferować rozmowy z psychologiem. Bo ich psycholog jest na urlopie.

Odpowiedz
avatar Nyjka
1 1

@Nerwowa22, mnie psychologa nawet nie zaproponowali

Odpowiedz
avatar katem
5 11

Rodzenie trzeciego dziecka przy takich problemach przy poprzednich ciążach to nieodpowiedzialność.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

@katem: Jakich problemach? Zgłupiałes? ledwo co tyle, co poleżały chwile na oimie. Bez przesady.

Odpowiedz
avatar Nulini
6 6

@katem: a wybieranie trzy razy tego samego szpitala, w którym po pierwszym porodzie dostało się traumy, to masochizm...

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
5 5

@katem: Niektórym ludziom nie przemówisz. Znam babkę, która miała na zmianę ciąże i poronienia, lekarze odradzali kolejnych ciąż, a ona urodziła piątkę (z tych, co donosiła do końca) i nie odstraszyła jej nawet niepełnosprawność drugiego dziecka. Ludzie z nastawieniem "Bóg tak chciał, będzie co ma być, antykoncepcja to zło". Po prostu chore.

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
1 5

Dla mnie takie warunki to jest jednak komuna albo i średniowiecze. Powiem wam, jak to wygląda w niemieckich szpitalach. Miałam przy pierwszym porodzie komplikacje i dziecko musiało pozostać dłużej w szpitalu. Jako rodzic zostajesz w szpitalu albo jako pacjent (po porodzie) albo jako osoba towarzysząca. Do 6. roku życia dziecka płaci za to kasa chorych, potem rodzic płaci za dobę jakąś symboliczną kwotę 20 Euro. W tej cenie jest łóżko z pościelą i trzy posiłki, zresztą całkiem niezłe. Rodzic jest w pokoju razem z dzieckiem. Można sobie postawić dziecięce łóżeczko czy inkubator koło swojego łóżka i w każdej chwili można dziecko pogłaskać, podać butelkę, pogadać z nim, a jeśli stan zdrowia na to pozwala, można w każdej chwili wziąć je na ręce czy karmić piersią, nawet jak jest okablowane i pod kroplówką. Personel uczy rodziców, jak przejść do łazienki, przewijać, myć, ważyć i nie zaplątać się w tym wszystkim. Kiedy moje młodsze dziecko miało operację na wyrostek, byłam z nim przy usypianiu przed operacją i przy wybudzaniu po zabiegu. Dziecko, poza narkozą, cały czas mnie widziało. I z jednej strony rodzice rzeczywiście trochę się plączą pod nogami personelu, ale na dłuższą metę takie rozwiązanie jest tańsze. Dzieci, mając w pobliżu rodziców, mniej się boją badań, szybciej dochodzą do zdrowia, spędzają w szpitalu mniej czasu, a i psychika nie jest tak obciążona na przyszłość.

Odpowiedz
avatar mnemonik
2 2

No i to chyba dobrze że jak coś było nie tak, to je zabrali żeby leczyć? Nie rozumiem, strasznie wyolbrzymiasz problem, normalna procedura. A to że się trafiło na oddział z innymi to chyba też normalne, jak chcesz luksusów to idź do prywatnego szpitala. Zresztą możesz ten czas wykorzystać na odpoczynek, czytanie książki, etc., zamiast zajmować się dzieckiem, co ci jeszcze 50 razy zbrzydnie.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
-1 1

Rozumiem Twój stres. Urodziłam dwójkę dzieci. Brak informacji od lekarzy i pielęgniarek jaki jest stan zdrowia mój i dziecka i co z nami dalej strasznie mnie irytował. Zwłaszcza w trakcie porodu, kiedy tak ciężko walczyć o swoje prawa. Lekarka robi USG i ani słowa nie powie. Czy jest ok czy nie jest. W końcu udało mi się zebrać w sobie (przy skurczach co 5-6 minut to jest wyzwanie, uwierzcie mi) i zapytać jaki jest wynik tego badania. Pamiętam jej zaskoczony wzrok, jakby chciała powiedzieć "to mówi!". Mruknęła tylko "ok". I poszła. Nie było ok, o czym dowiedziałam się dopiero po porodzie łapiąc położna w korytarzu. Z kolei moja koleżanka poroniła. Położyli ja do sali z innymi ciężarnymi. Serio, ciężko się zorientować, że jak dziewczyna właśnie straciła ciążę to widok innych ciężarnych będzie dla niej trudny?!

Odpowiedz
avatar veravang
2 2

Zniesmaczył mnie ten tekst o babcinych koszulach, a że Ty jesteś taka idealna szczuplutka i ładnie wyglądasz po ciąży i porodzie. No fajnie, ale kobiety nie idą tam na wybieg i pokaz mody tylko żeby urodzić i wyjść, na czas porodu nakładają byle co bo i tak potem te koszule idą do wywalenia. Kobieta kobiecie kobietą... Ja wolę wszystkim i każdej z osobna powiedzieć "patrzcie na siebie a nie na innych, wy macie podobać się sobie a nie innym". Wszystkie te babki na porodowkach uważam że są super dzielne i należy im się szacunek

Odpowiedz
Udostępnij