Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Kilka lat temu w jednym z lepszych szpitali położniczych w Małopolsce przyszło…

Kilka lat temu w jednym z lepszych szpitali położniczych w Małopolsce przyszło mi urodzić skrajnego wcześniaka.

Mój syn trafił do inkubatora na oiomie neonatologicznym,
a ja na zwykły. O ile do opieki nad synem nie mogę się przyczepić, o tyle wrzucenie kobiety po oiomie na salę z matkami z dziećmi i codzienne obchody kilku lekarzy, z których każdy pytał "a gdzie jest pani dziecko" oraz fakt, iż że względów zdrowotnych nie byłam w stanie siedzieć u dziecka kiedy tylko chciałam i mogłam być maksymalnie godzinę dziennie, powodowały u mnie coraz bardziej pogłębiającą się depresję poporodową.

Perełka przyszła na koniec.

Po prawie 2 tygodniach wypuścili mnie do domu, a syn był dalej na oiomie. Następnego dnia przyjechaliśmy z mężem go odwiedzić, wchodzimy na salę i widzimy pusty inkubator. Słów: "Ojej, bo zapomnieliśmy państwu wczoraj powiedzieć, że przenosimy go na normalną salę" nie zapomnę nigdy

Szpital

by Nyjka
Dodaj nowy komentarz
avatar unana
6 16

Przytulam. Moja najstarsza córka przez pierwsze cztery doby leżała w dyżurce pielęgniarek pod kroplowką. Ja leżałam na pięcioosobowej sali. Kobieta bez dziecka w sali z czterema innymi matkami i czterema noworodkami. Płakałam kiedy wypisywali którąś z kobiet z dzieckiem do domu, a ja dalej siedziałam tam sama. Płakałam jak na jej miejsce przywozili świeżo z porodówki kobietę i po chwili dojeżdżało do niej dziecko, a ja dalej byłam sama. Pod prysznicem po prostu ryczałam. Drugi poród - kompletnie niespodziewanie wczesniak z hipoteofią. I powtórka z rozrywki - dokładnie ta sama pięcioosobowa sala, ja znowu sama jak palec i ciągle pytania lekarzy na obchodzie i rodzin, które odwiedzały pozostałe kobiety - a gdzie pani dziecko? Pani w ogóle rodziła (bo po czterech dniach miałam prawie płaski brzuch i śmiałam chodzić w leginsach i bluzce na ramiączkach, więc odstawałam od wszystkich obolałych i opuchniętych kobiet z babcinych koszulach nocnych). Myślałam, że za drugim razem będzie mi łatwiej, bo już raz przez to przeszłam, pamiętałam jak to było więc miałam szansę przygotować się psychicznie. Nie, nie było łatwiej. Znowu ryczałam, gdy wolno mi było tylko RAZ dziennie dotknąć syna na intensywne terapii i codziennie Obserwowalam kobiety z dziećmi przyjeżdżające na moją salę i po dwóch dniach wychodzące do domu, a ja dalej sama tam siedziałam.

Odpowiedz
avatar Tssh
4 8

@Babcia_Jagi Mnie obchodzi, i co teraz?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 10

Doświadczyłam tego samego, ale mój odbiór tych zachowań był skrajnie inny. Uważałam to za szczyt ich głupoty, ale nie odbierałam osobiście. Na oiomie dziecko było 20dni, ponieważ karmiłam więc mnie nie wypisano. Również natrafiłam na pusty inkubator gdy dziecko przeniesiono do zwykłego łóżeczka. Mikro zawał. Generalnie mam podejście, ze większość historii w życiu można opowiadać na smutno lub na wesoło. Jedni wola być męczennikami i się takimi przeżyciami katować inni, w tym ja, wolę miec hardcora do opowiedzenia na wesolo. Tak samo opowiadam o tym jak w 31 tygodniu ciąży prywatny szpital z odchodzącymi wodami odesłałam mnie do panstwowego, bo "problematyczne porody to nie u nich"

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 sierpnia 2021 o 20:39

avatar digi51
3 7

@maat_: Zgadzam się. W sensie ciężko powiedzieć, że historia nie jest piekielna, z drugiej strony tak naprawdę nie ma w niej jakiejś niesamowitej piekielności personelu. To też są ludzie, często ciężko zapracowani i niewyspani. Jak rodziłam to położna zgubiła gdzieś moją teczkę od anestezjologa i 2 godziny od wyrażenia chęci przyjęcia znieczulenia czekałam, aż gdzieś się ta teczka znajdzie, bo bez niej nie mogłam przyjać zastrzyku. Wtedy myślałam, że umrę, zmartwychwstanę i pozabijam te baby, dziś to zabawna anegdotka...

Odpowiedz
avatar Crannberry
-1 3

@digi51: z ciekawości, w którym szpitalu rodziłas i czy (poza sytuacją z teczką) ogólnie polecasz?

Odpowiedz
avatar digi51
0 0

@Crannberry: Dr. Geisenhofer przy Englischer Garten. Wrażenia takie sobie, ale wygląda na to, że na tle innych szpitali wypada całkiem nieźle :)

Odpowiedz
avatar Nyjka
0 6

@maat_, zazdroszczę podejścia na wesoło. Nie uważam, żebym robiła z siebie męczennika, ale też nie uważam, żebym kiedykolwiek była w stanie mówić o okolicznościach okołoporodowych mojego dziecka w sposób wesoły, zwłaszcza, że oboje wtedy ledwo uszliśmy z życiem, kontaktu z dzieckiem prawie w ogóle nie miałam, nie było mowy ani o kangurowaniu ani o karmieniu piersią. Nie zaproponowano mi w ogóle pomocy psychologa, tylko jeszcze dodatkowo pogłębiali depresję. W każdym razie tamtą ciąża wyleczyła mnie całkowicie z chęci posiadania kolejnego dziecka i cieszę się tylko, że z moim synem już jest prawie wszystko ok. Także przepraszam, że Cię katuję moją męczeńską opowieścią, hardkorze.

Odpowiedz
avatar logray
-1 1

@Nyjka Nie chcę nic sugerować, ale skąd pewność, że z drugim dzieckiem będą te same problemy? Są jakieś badania?

Odpowiedz
avatar Nyjka
-1 1

@logray, nie, badań nie ma, ale skoro przez pierwszą ciążę o mało nie zeszłam z tego świata, to moja psychika powiedziała, że może lepiej jednak nie próbować, bo lepiej jednak żyć z jednym dzieckiem niż skazać męża na samotne wychowywanie dwójki

Odpowiedz
avatar diriol
-1 5

Tia, tylko termin depresja poporodowa nie odnosi się zupełnie do "było mi smutno bo nie mogłam dziecka zobaczyć i siedzieć u niego 24h na 7" tylko do całkowicie odwrotnej sytuacji.

Odpowiedz
avatar Nyjka
0 2

@diriol, wyobraź sobie, że jakąkolwiek więź z dzieckiem i głębsze uczucia do niego byłam w stanie wykrzesać dopiero jak skończył rok.

Odpowiedz
Udostępnij