Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przy okazji wczorajszych komentarzy pod historią o narzekaniu na ceny na wakacjach,…

Przy okazji wczorajszych komentarzy pod historią o narzekaniu na ceny na wakacjach, przypomniała mi się sytuacja sprzed około 3 lat.

Wybierałam się z koleżanką na weekend do jednej z europejskich stolic (miasto, które już dość dobrze znałam, ale do którego chętnie wracam). Podczas pobytu w Polsce pochwaliłam się planami wyjazdowymi znajomej z czasów liceum, z którą akurat spotkałam się na kawie. Znajoma stwierdziła, że już od dłuższego czasu marzyła o zobaczeniu tego miasta, a nigdy jakoś nie miała okazji się tam wybrać i spytała, czy mogłaby jechać z nami. Czemu nie - im więcej tym weselej (po zdjęciach, które znajoma zamieszczała w mediach społecznościowych, widać było, że ogólnie podróżuje całkiem sporo). Udało jej się znaleźć pasujące loty, które mniej więcej pokrywały się czasowo z naszymi, podałam jej również dane hotelu, gdzie miałyśmy rezerwację.

Z noclegami udało nam się trafić w dziesiątkę - 4 gwiazdkowy hotel renomowanej sieci, ulokowany w samym centrum, tuż obok starówki, ze względu na znajdujący się wówczas pod oknami ogromny plac budowy, oferował pokoje po wręcz dumpingowych cenach (pokój do samodzielnego wykorzystania kosztował w okolicach 75€ za noc, co jak na to miasto jest wyjątkowo korzystną ceną, zwłaszcza za ten standard). Śniadanie było dodatkowo płatne (bodajże 15€), ale z gatunku "mocno wypasionych", którym można się najeść na prawie cały dzień. Znajoma po krótkim i bezskutecznym poszukiwanie lepszej opcji noclegu stwierdziła, że zda się na nas i też zarezerwowała sobie pokój tam, gdzie my.

Kilka tygodni przed wyjazdem przesłałam obydwu koleżankom plan pobytu, propozycję szczegółowej marszruty, sugestie, co zobaczyć, gdzie jeść (ponieważ miasto jest ogólnie bardzo drogie, restauracje wybrałam takie, gdzie wiedziałam, że jest smacznie, ale jednocześnie przystępne cenowo, polecane przez lokalsów) oraz informacje, co ile będzie kosztowało i ile orientacyjnie musiałyby przygotować pieniędzy.

Wyglądało to mniej więcej tak (oczywiście tutaj podaję w ogromnym skrócie):

Piątek:
Przylot, przejazd z lotniska do centrum, rozlokowanie się w hotelu, spacer po starym mieście, kolacja w restauracji X (adres www strony restauracji), ciąg dalszy spaceru po starym mieście, powrót do hotelu.

Sobota:
10:00 śniadanie, 11:00 zwiedzanie miejsc A, B, C i D, około 14 przerwa na kawę w kawiarni Y (link), 15:30-18:00 rejs statkiem, 18:00 zwiedzanie miejsc E i F, 19:00 kolacja w restauracji Z (link)

Niedziela:
9:30 śniadanie, 10:30 muzeum, 13:30 zwiedzanie miejsc G i H, 14:30 lunch, potem powrót do hotelu, zabieramy bagaże i jedziemy na lotnisko.

Oczywiście to tylko moja propozycja, jestem otwarta na ich sugestie, jeśli coś chcą zmienić, z czegoś zrezygnować, coś dodać i tak dalej. Jeśli chodzi o kasę, będziemy potrzebować: 20€ na bilet z lotniska i z powrotem, 22€ na rejs statkiem, 18€ bilety do muzeum. Kolacja w piątek i sobotę po 30€, lunch około 15-20€, kawa i ciastko około 10€. Komuś coś nie pasuje (za intensywnie, zbyt nudno, za drogo, za tanio) - dać znać, jestem otwarta na dyskusję, dostosujemy plan.

Ponieważ najkorzystniej cenowo wychodziło kupno biletów grupowych, stanęło na tym, że każda kupuje bilety na jedną rzecz dla całej trójki (te 2-eurowe różnice sobie jakoś wyrównamy). Ja wzięłam na siebie najbardziej skomplikowane kupno biletów na pociąg, koleżanka z Monachium bilety na statek, znajoma z Polski bilety do muzeum.

Wszystko uzgodnione, zaklepane, jedziemy.

Pierwszy zgrzyt nastąpił w sobotę rano, kiedy okazało się, że znajoma z Polski nie wykupiła sobie śniadania w hotelu "bo było drogo", nie wyszła tez kupić sobie czegoś do jedzenia podczas gdy my jadłyśmy śniadanie, tylko zwiedzanie miasta trzeba było zacząć od szukania sklepu spożywczego i czekania aż znajoma zrobi sobie na ławce kanapki. Ze względu na 40-minutowy poślizg pierwsza część zwiedzania odbyła się biegiem. Podczas zaplanowanej przerwy na kawę znajoma stwierdziła, że nie będzie wchodzić z nami do kawiarni, tylko poczeka na zewnątrz, bo w sumie najadła się bułkami, więc nie będzie bez sensu wydawać pieniędzy, zwłaszcza że tam jest drogo. Kawę i ciastko przełknęłyśmy prawie w biegu, bo tamta czekała na zewnątrz i wysyłała nam smsy, żebyśmy się pospieszyły.

Idziemy na statek. Znajoma pyta, czy jest możliwość, żeby jej bilet jednak zwrócić, bo ona jednak nie jest do tej atrakcji przekonana, bo jednak drogo i ona wolałaby zrezygnować. No niestety w tej chwili nie ma już takiej opcji. Dlaczego nie powiedziała o tym wcześniej, w momencie rezerwacji? "Bo nie chciała psuć atmosfery". Po rejsie idziemy na kolację, siadamy w restauracji, kelner przyjmuje zamówienie. Znajoma nie będzie nic jeść, "bo drogo". A mnie powoli zaczyna trafiać szlag. Kelner wyraża pretensje, że blokujemy 3-osobowy stolik w sobotę wieczorem, w momencie największego obłożenia, podczas gdy jedna osoba rezygnuje z konsumpcji. Znajoma z fochem opuszcza restaurację i idzie szukać jakiegoś McDonalda (czy sklepu z bułkami), my przesiadamy się do 2-osobowego stolika i mając ją z głowy, jemy w spokoju posiłek.

W drodze powrotnej do hotelu informujemy jeszcze znajomą, że następnego dnia rano z kupnem bułek musi się wyrobić zanim skończymy śniadanie, gdyż nie możemy pozwolić sobie na poślizg, bo mamy ograniczony czas i nie chcemy z jej powodu z niczego rezygnować, ani spóźnić się na lotnisko.

O 10:30 spotykamy się w hotelowym lobby z zamiarem pójścia do muzeum. W tym momencie okazuje się, że znajoma, która miała kupić bilety wstępu, jednak ich nie kupiła. Bo drogo. Doszło do sprzeczki. Wygarnęłyśmy jej, że było mnóstwo czasu na uzgodnienie planów i budżetu, jeżeli cokolwiek jej nie pasowało, mogła powiedzieć wcześniej. Rozumiemy, że ktoś może mieć gorszą sytuację finansową i nie móc sobie pozwolić na pewne rzeczy (chociaż z tego, co kojarzę, ta osoba sytuację finansową ma wręcz więcej niż dobrą), ale trzeba mówić o takich rzeczach zawczasu, kiedy można zmodyfikować plany, a nie na wszystko się zgadzać, a potem stawać okoniem i dezorganizować cały wyjazd.

Odpowiedź znajomej: "mnie ten wasz plan w ogóle nie pasował, ale nie chciałam się wtrącać i psuć atmosfery. Poza tym śmiać mi się z was chce, jak wy żałośnie szastacie pieniędzmi. Ja każdą złotówkę kilka razy oglądam z nim ją wydam i dzięki temu wybudowaliśmy już z mężem 3 domy (to akurat prawda: swój własny plus 2 letniskowe w górach i na Mazurach), a wy się do końca życia będziecie gnieździć w mieszkaniach, bo musicie jak jakieś paniusie do muzeów chodzić!" Tutaj nie wytrzymała druga koleżanka i odparła tamtej, że każdy ma inne priorytety i skoro sensem jej życia są trzy domy, to niech siedzi na dupie najlepiej we wszystkich trzech naraz i nie psuje innym wyjazdu, zwłaszcza że sama się na niego wprosiła.

Bilety do muzeum udało się dostać w kasie, znajomą zostawiłyśmy w hotelu, spotkałyśmy się z nią ponownie w drodze na lotnisko. Kasę za bilety, za które my zapłaciłyśmy, na szczęście oddała. Z fochem bo z fochem, ale oddała. Od tego czasu kontakt się urwał, a ja mam nauczkę, żeby nie zabierać na wyjazdy niesprawdzonych ludzi.

wyjazd

by Crannberry
Dodaj nowy komentarz
avatar HelikopterAugusto
19 19

Koleżanka i tak jej bardzo grzecznie powiedziała. Mnie się nóż w kieszeni otwiera od samego czytania.

Odpowiedz
avatar Crannberry
11 21

@kudlata111: na tym portalu jest prawie 90 tys historii. Jak najbardziej możliwe, że ktoś kiedyś opisał podobną sytuację.

Odpowiedz
avatar Crannberry
14 20

@kudlata111: Ale co próbujesz przez to powiedzieć? Jeżeli zarzucasz mi plagiat, to przytocz tę inną historię, to porównamy.

Odpowiedz
avatar Cut_a_phone
12 14

@kudlata111: jest takie powiedzenie w internetach: Niechaj kałem natrze ryło, kto bez linku krzyczy "było".

Odpowiedz
avatar Ohboy
1 17

Kelner cham, że narzekał Wam na stolik. A ja ogólnie zniechęciłam się do wyjazdów z innymi, bo albo sama muszę wszystko organizować, albo jest więcej szkody niż pożytku z obecności drugiej osoby (jak tutaj brak kupna biletu, lub wybór najgorszej opcji bez konsultacji). Niby fajnie jest mieć towarzystwo, ale bywa ciężko, gdy chodzi o konkretne zwiedzanie, a nie tylko łażenie bez celu.

Odpowiedz
avatar Crannberry
11 17

@Ohboy: kelner bardzo grzecznie zwrócił uwagę, że jeżeli przychodzi się do restauracji, zwłaszcza w godzinach szczytu, gdzie każde miejsce jest na wagę złota, to wypada coś zamówić, a nie blokować stolik. Znajoma zaczęła się stawiać, że nic nie zamówi, bo jest za drogo, strzeliła focha i wyszła. Mnie w samotnych wojażach doskwiera brak towarzystwa podczas posiłków oraz wieczorami, że nie ma do kogo gęby otworzyć. Mam szczęście znać kilka osób, z którymi się świetnie podróżuje, bo mamy podobne preferencje, ale nawet jeśli są różnice, to przecież można się dogadać. Można zrobić tak, że każdy zwiedza w swoim tempie, a spotykamy się na posiłki, albo zwiedzamy razem, a jemy osobno, bo jeden chce bazować na chińskich zupkach a drugi stołować się restauracjach z gwiazdką Michelin. Wszystko się da zorganizować, potrzeba tylko dobrej woli i komunikacji. A jeżeli ktoś organizuje wyjazd, na które mnie ewidentnie nie stać, albo stać, ale szkoda mi pieniędzy, to na niego nie jadę.

Odpowiedz
avatar Ohboy
7 19

@Crannberry: To nie jest grzeczne. Niezależnie od tego, jak mile to powiedział, to cały czas jest absolutnie nie na miejscu i świadczy o niskim poziomie knajpy/kelnera. Poza tym mogą zamówić wszystkie 3 osoby i nadal zapłacić mniej niż gdyby zamawiały tylko 2, to nie ma nic do rzeczy. Mi tam akurat samotne jedzenie posiłków nie przeszkadza, a że nie zależy mi na hotelach, to w jadalni czy kuchni zawsze znajdzie się ktoś do pogadania w razie czego ;)

Odpowiedz
avatar monikamaria
3 17

@Ohboy: jak najbardziej masz rację, zachowanie kelnera było chamskie, a restauracja najwyraźniej droga, ale bez klasy. Mogło być tysiąc powodów, dla których jedna z trzech osób nie chciała jeść - może brzuch boli, może jest w ciąży, może ma specjalną dietę, a może kurna po prostu nie chce i zdecydowała się wejść z koleżankami dla towarzystwa jedynie. A one zamiast bronić jej przed nieuprzejmym kelnerem, zasugerowały,aby sobie poszła. Śmiało można powiedzieć, że wszyscy wymienieni w tej historii byli piekielni.

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 11

@monikamaria: czepiasz się rzeczy, które sobie właśnie sama wymyślasz. 1. Nikt jej nie wyrzucał z lokalu, sama obraziła się na cały świat i ostentacyjnie wyszła, rzucając, że "idzie poszukać tańszego jedzenia, bo nie będzie siedzieć i patrzeć jak inni jedzą". Fakt, że nie rzucałyśmy się w progu jak Rejtan i nie próbowałyśmy jej zatrzymać. Jest dorosła, jej decyzja. Poza tym, swoim zachowaniem zdążyła nas już tak wk...wić, że same najchętniej wywaliłybyśmy ją stamtąd na kopach. 2. Tam nie było miejsca na domysły na temat ewentualnych restrykcji dietetycznych, znajoma powiedziała wprost, z czym ma problem. Zresztą jest ogromna różnica między powiedzeniem "przepraszam, ale ze względu na restrykcje dietetyczne niestety nie jestem w stanie nic zamówić, jednak, jeśli to możliwe, chciałabym posiedzieć z koleżankami" a burknięciem "nic nie zamówię, bo macie drogo i mi szkoda pieniędzy". Bronić jej nie było przed czym, bo jedyną nieuprzejmą osobą była ona sama. To wręcz obsługę wypadało przeprosić za jej burackie zachowanie. Ceny, wcale nie wygórowane (niecałe 30€ za 3-daniową kolację to naprawdę nie jest dużo), znała dużo wcześniej, więc wiedziała, na co się pisze. 3. Gdyby nawet obsługa poprosiła ją o opuszczenie lokalu (czego, jeszcze raz podkreślam, nie zrobiła) miałaby do tego pewne prawo. Restauracja nie jest dworcową poczekalnią ani ławką w parku, tylko miejscem, które odwiedza się w konkretnym celu. Podobnie jak salon fryzjerski czy gabinet lekarski. To tak jakby ktoś przyszedł do dentysty, usiadł na fotelu i powiedział, że nie skorzysta z usługi, bo mu za drogo, ale będzie sobie 2 godziny siedział i blokował fotel. Już widzę, jak mu ten dentysta na to pozwala. Na lotniskach byłam wielokrotnie świadkiem sytuacji, że podróżni pod gejtem z braku innych wolnych miejsc siedzących zajmowali miejsca przy stolikach należących do pukntów gastronomiczych i za każdym zarem obsługa zwracała im uwagę, że muszą albo coś zamówić, albo opuścić miejsce. Zupełnie normalna rzecz, nie widzę w tym nic "chamskiego".

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 sierpnia 2021 o 10:30

avatar monikamaria
1 11

@Crannberry: 1. Sama napisałaś, że kelner podszedł z pretensjami. Jest to forma wywierania nacisku "zamów coś albo wypad". Gdyby żadna z osób przy stoliku niczego nie zamówiła, to jego zachowanie byłoby w jakiś sposób uzasadnione, natomiast w momencie, gdy tylko jedna osoba rezygnuje z posiłku, tego rodzaju uwagi to zwyczajne chamstwo i jak najbardziej foch słuszny. 2. Zrozumiałam, że ona to powiedziała wam, a nie kelnerowi. W związku z czym jego pretensje są, jak wspomniałam wcześniej, chamskie. Natomiast knajpa, w której za 30 euro zjesz trzydaniowy obiad to w samej rzeczy nie jest jakieś luksusowe miejsce, stąd też zapewne i standard obsługi niewygórowany. 3. Fryzjer czy dentysta - porównanie kompletnie od czapy. W różnych restauracjach bywałam i w różnym towarzystwie, ale nie zdarzyło mi się, aby ktoś miał pretensje do kogoś z moich przyjaciół czy znajomych, że blokuje miejsce. Skoro przy stoliku siedzą osoby jedzące, to nie jest to wizyta na krzywy ryj.

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 8

@Crannberry: To chyba jednak nie bywasz w dobrych restauracjach, skoro nie widzisz nic chamskiego w, jak zauważyła monikamaria, wywieraniu presji na kimś, żeby sobie poszedł. Nie wiem, czemu się upierasz przy obronie chamstwa, bo to nie umniejsza piekielności Twojej koleżanki. Chyba nie możesz przeżyć tego, że nie byłaś w tej historii krystalicznie czysta.

Odpowiedz
avatar Jorn
1 1

@Ohboy: Pełna zgoda. Pracowałem kiedyś w najbardziej luksusowym hotelu w Polsce, a raz kelner w hotelowej restauracji wyleciał z roboty za podobne uwagi wobec klientów (wiem, że koropomowa w tego typu przybytkach nakazuje nazywanie klientów "gośćmi", ale mi to nie odpowiada). @monikamaria Bez przesady. Trzydaniowy obiad za 30€ w zachodniej Europie, to rzeczywiście żaden luksus, ale już taka półka, że należy się dobrego standardu obsługi spodziewać.

Odpowiedz
avatar Madeline
10 10

Następnym razem zabierz mnie :D Zawsze to ja jestem tą planującą, fajnie byłoby raz pojechać i mieć wszystko ogarnięte. Obiecuję, że narzekać będę tylko na to, że pobyt za szybko zleciał ;)

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 9

@Madeline: to dokąd? Rzym, Bergen, Amsterdam czy Helsinki? ;)

Odpowiedz
avatar Zyrafka
3 3

@Crannberry: też się podpinam, WSZYSTKO zwiedzam i planuję. Do wszystkich miast mogę :D

Odpowiedz
avatar Xynthia
3 3

@Madeline: @Crannberry: @Zyrafka: Jadę z wami!!!

Odpowiedz
avatar Krowiszcze
1 3

@Crannberry @Madeline @Zyrafka @Xynthia ja też! Jedyną europejską stolicę, po której mogę oprowadzić w ramach rewanżu jest Dublin, a tak to chętnie podążam za stadem :D

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 0

@Crannberry W Helsinkach nigdy nie byłam, chętnie pojadę :) W ramach rewanżu mogę oprowadzić po Paryżu, bo byłam kilkukrotnie (ale pewnie każdy już był...)

Odpowiedz
avatar Madeline
0 0

@Crannberry: Biorę wszystko :D

Odpowiedz
avatar Amitoloto
0 0

@Krowiszcze jesli jestes z Dublina to moze zrobimy wspolny wypad? Ja zyje wyjazdami, tylko w obecnych czasach chetnych do wyjazdow brak...

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 0

@Amitoloto: A jak wygląda sytuacja w Dublinie z restrykcjami? Bo się wybieram od początku 2020 i już trzy razy musiałam przekładać

Odpowiedz
avatar digi51
15 15

A selfie w rozpoznawalnym punkcie na fejsika było? No, to wystarczy. A wy tam jakieś fanaberie wymyślacie...

Odpowiedz
avatar Crannberry
12 20

@digi51: a wiesz, że jak potem weszłam na jej fejsika, to zdjęcia z podróży właśnie tak wyglądały? Pełno selfików na ulicach, ale żeby gdzieś wejść, coś więcej zobaczyć, z czegoś skorzystać to już nie. Ale za to ma 3 domy, a ja nie ;)

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
16 16

Ujmę to tak. Twój sposób zwiedzania, z tak dokładnym harmonogramem, mi się nie podoba. Wolę ogólnie mieć listę miejsc, które warto zobaczyć, a poza tym włoczyć się po mieście i zobaczyć, na co się natknę. Tyle że od razu bym wam powiedział, że to nie dla mnie i bym wam głowy nie zawracał.

Odpowiedz
avatar Crannberry
12 16

@pasjonatpl: albo byś powiedział „wywal babo ten harmonogram, powłóczmy się po prostu po ulicach” i tez by było fajnie. Po to był ten brainstorming miesiąc przed wyjazdem, żeby każdy przedstawił swoją wizję i coś wspólnie wypracować. Ja wiem, że mam zapędy prodżektmenedżerakontrolfrika i trzeba mnie hamować, dlatego byłam otwarta na komentarze koleżanek. Moglibyśmy się też zgodzić, że każdy ma inny system zwiedzania, więc spotykamy się o 16 pod muzeum albo o 19 w restauracji, albo dopiero w hotelu przy flaszce, gdzie opowiemy sobie nawzajem, co kto widział i powymieniamy się wrażeniami. Wszystko jest kwestią dogadania się

Odpowiedz
avatar logray
0 0

@pasjonatpl Problemem są muzea w "turystycznych" miastach. Przed Covid co popularniejsze miały obłożenie na 3-4 miesiące do przodu i nikogo dodatkowego nie wpuszczały. A nawet jak już wpuszczały to kolejka była na x godzin stania. A tak masz grupę na godzinę y i omijasz tę kolejkę. No i co w sumie ważniejsze nie odbijasz się od kas.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
1 3

@Crannberry Ja dokładnie tak samo jak ty planuje wakacje, w dodatku w excelu :p Dla moich rodziców to normalne, dla mojego męża lekkie zdziwienie, ale w sumie jest zadowolony, bo ktoś go zabierze i wszystko pokaże. Za to moi teściowie uważają, że jestem nienormalna. A ja po prostu nie lubię takich sytuacji, że jadę na city break, kilka dni zwiedzania, ostatniego dnia idę zobaczyć muzeum i się okazuje, że akurat dzisiaj zamknięte i trzeba było inaczej zaplanować wyjazd. Ktoś powie trudno i pójdzie oglądać coś innego, a mi by było smutno

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
4 4

@pasjonatpl: Ha, jak autorka przedstawiła ten harmonogram to dostałam flashback'ów z czasów szkolnych i wycieczek gdzie nogi wchodziły w d*pę a dzieciak był znudzony do reszty. Nigdy więcej takich wycieczek. Tylko będąc osobą dorosłą mogę powiedzieć "Nie" albo stwierdzić, że ten czas sobie zorganizuję inaczej i by się mną nie przejmować. Takie piekielne jak z historii są chyba istną plagą, bo też przy wypadach ze znajomymi zawsze musiała się znaleźć jedna osoba, której wszystko pasuje, na wszystko się zgadza a jak przychodzi co do czego to nagle wszystko jest źle.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
2 2

@Crannberry: Oczywiście, że można się dogadać. W mojej grupie znajomych są ludzie co uwielbiają mieć grafik jak na wycieczce szkolnej i tacy co wolą się włóczyć. Często jechaliśmy wszyscy razem i jakoś zgrzytów nie było. Da się, tylko trzeba umieć gębę otworzyć do czegoś innego niż marudzenie. Też na takie osoby trafialiśmy niestety i po kilku takich akcjach przyjmowaliśmy "no nonsense policy" - nie podoba się? Miałeś/aś możliwość dogadania się. Teraz ogarnij się sam/a. Szkoda czasu i pieniędzy, żeby pozwolić jednej osobie zepsuć wyjazd.

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

@logray: Bez przesady. Właśnie tydzień temu ogarniałem Rzym na początek września i nie było większych problemów. Naprawdę wcześnie trzeba ogarniać Japonię. Porezerwowaliśmy wszystko z sześciomiesięcznym wyprzedzaniem i dzięki temu mieliśmy noclegi w dobrym standardzie za równowartość 70+€ za noc. Miesiąc później te same hotele chodziły po 200+€. Ale to był wyjazd w szczycie sezonu (kwiecień).

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
0 4

trzeba było to zebrać w spójna ofertę, all inclusive, ale wersja ekonomiczna, i skasować z góry. Niestety tak dział psychika że jak ciągle łapią cię za portfel na każdym kroku i to po cenach pomnożonych przez 5, to się łatwiej zniechęcić, niż przy tym jak raz już jest zapłacone przebolanie, i można się już tylko cieszyć i czerpać wrażenia.

Odpowiedz
avatar Balbina
8 14

@Honkastonka: Ale Cię skręca.

Odpowiedz
avatar KaroKarolina
10 12

Miałam bardzo podobna sytuacje. Jeden dziewczyna co chwile wydziwiała ze za drogo , musieliśmy chodzic na pieszo bo szkoda kasy na metro, o restauracjach zapomnij jedynie jakieś kanapki. Nigdy więcej

Odpowiedz
avatar VAGINEER
2 2

@KaroKarolina: dlaczego się dostosowałyście?

Odpowiedz
avatar Samoyed
8 12

Podobno kazdy ma swoj rodzaj piekla. Co jest dla niego najkoszmarniejsze, tak bedzie jego pieklo wygladalo. Moje pieklo polegaloby na zwiedzaniu miejsc wg harmonogramu. Poznawanie nowych miast, wsi, terytoriow stanowi tresc mojego zycia i podstawe mojej egzystencji, w ten sposob sie relaksuje i nabieram sil na pozniej. Ale zwiedzanie pod wykresik? KOSZMAR. Co nie oznacza, ze kiedykolwiek komukolwiek narzekalam, ze takie cos uprawiac chce :) A juz na pewno wolalabym sobie oczy wydlubac niz na cos takiego wprosic. Co kto lubi!

Odpowiedz
avatar Crannberry
5 11

@Samoyed: harmonogram był propozycją bardziej pod tę koleżankę z Monachium, której zależało, żeby w tym krótkim czasie jak najwięcej zobaczyć. Można go też było dostosować do preferencji uczestników albo całkiem wyrzucić. Ja to miasto już dobrze znałam, więc jeśli o mnie chodzi, mogłyśmy spędzić czas nawet siedząc w jacuzzi i pijąc szampana :) Tylko trzeba powiedzieć, a nie najpierw reagowac entuzjastycznie, a potem żądać dostosowania się do własnych widzimisiów. Zwłaszcza jeżeli samemu wprosiło się na gotową imprezę. Generalnie system zwiedzania zależy u mnie od tego, na czym mi zależy. Mam mało czasu i długą listę rzeczy, które chce zobaczyć - robię listę i biegam z wywieszonym językiem. Znam już miasto albo nie zależy mi na oglądaniu żadnych konkretnych rzeczy - chodzę na luzaku po ulicach i podziwiam to, na co się natknę. Każdy ma jakiś swój system i grunt, żeby się dobrać i dogadać, na czym komu zależy. Ale miałam też sytuację, że oglądamy miasto na luzie, bez konkretnych planów, a towarzystwo ma pretensje, że "kręcimy się w kółko i nic konkretnego nie widzieliśmy". Nie dogodzisz ;)

Odpowiedz
avatar Samoyed
6 8

@Crannberry: Zawsze ogladam miasto (albo miejsce) bez planu, bez konkretow zaplanowanych. Ale inna sprawa, ze nie jestem fanka muzeow, wystaw i innych must have... Jak sie na takie napatocze w wedrowce to owszem, obejrze, ale celowo nie bede szukala. Niemniej to powoduje, ze najczesciej zwiedzam sama. Tak zreszta wole, wiec nie ma problemu, ale faktycznie przed wyjazdem trzeba by sie dowiedziec na co sie piszemy. Nie probuj dogadzac ludziom, nikt nigdy dobrze na tym nie wyszedl...

Odpowiedz
avatar VAGINEER
3 3

Swoją drogą niezły burak z tego kelnera, nie jego sprawa czy jedzą przy stoliku dwie osoby czy trzy.

Odpowiedz
avatar Kaskarzyna
0 0

Najlepiej zwiedza mi sie w 2 góra3 osoby. I zawsze lojalnie uprzedzam, że jestem maniaczką muzeów, lokalnego jedzenia i pchlich targów. Często kończy się na tym, że zawieszam się na pół dnia na jakiejś wystawie a potem dołączam do pozostałej ekipy

Odpowiedz
Udostępnij