Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Na fali zeszłotygodniowych historii o rekrutacjach, przypomniały mi się przejścia z pewną…

Na fali zeszłotygodniowych historii o rekrutacjach, przypomniały mi się przejścia z pewną agencją tłumaczeń. Rzecz dzieje sie w Irlandii początkiem 2007 roku.

Po 2 latach pracy w liniach lotniczych miałam powoli dość i postanowiłam poszukać pracy "bardziej w zawodzie". Wybór padł na tłumaczenia. Na początek jako dodatkowe zajęcie, które stanowiłoby jakieś wyzwanie intelektualne i odskocznię od roli uśmiechniętego manekina, z perspektywą na podjęcie się tego w pełnym wymiarze (przy wystarczającej liczbie zleceń).

Kolega odkrył, że w Dublinie jest jakaś agencja tłumaczeń prowadzona przez 2 Polki, które w tej chwili poszukują nowych pracowników. Wysłałam CV, bardzo szybko do mnie zadzwoniono i zostałam zaproszona na rozmowę. Rozmowa z właścicielkami agencji przebiegła pomyślnie, usłyszałam, że chcą mnie jak najszybciej zatrudnić, gdyż mają w tej chwili tyle zleceń, że się nie wyrabiają i każda para rąk jest na wagę złota. Zanim podpiszemy umowę poprosiłyby mnie jednak o przetłumaczenie "próbnego tekściku", żeby mogły poznac mój styl pisania i zobaczyć, jak radzę sobie z tłumaczeniem różnych form. "Tekścicki" były cztery: broszura informacyjna jakiegoś banku, regulamin BHP jakiejś instytucji, artykuł z jakiejś irlandzkiej gazety oraz jakiś tekst medyczny (nie pamiętam już, co to było) - w każdym z nich wyszły 3-4 strony A4 tłumaczenia, czyli łącznie kilkanaście stron. Dostałam na to 48 godzin.

Pisząc niemalże z językiem wywieszonym na brodzie, dałam jakoś radę wyrobić się w terminie i odesłałam gotowe teksty. Właścicielki potwierdziły, że je otrzymały i powiedziały, że teraz je szybko sprawdzą i możemy podpisywać umowę. I zapadła cisza.

Po 2 tygodniach zadzwoniłam z pytaniem, czy już może sprawdziły moje tłumaczenie. Odpowiedź padła, że niestety jeszcze nie, takie są zawalone robotą, że nie mogą znaleźć na to czasu (skoro jest taki nawał pracy, to chyba tym bardziej powinno im zależeć na zatrudneniu dodatkowej osoby), ale że za parę dni postarają się sprawdzić i wtedy na pewno będą się kontaktować.

Oczywiście nikt sie nie skontaktował. Próbowałam dzwonić co 2 tygodnie jeszcze przez jakieś 2 miesiące, w końcu sobie odpuściłam. Nie, to nie. W międzyczasie aplikowałam do 2 innych agencji (jednej irlandzkiej i drugiej, prowadzonej przez Rosjankę), w obydwu dostałam do przetłumaczenia 1 krótki akapit tekstu i po kilku dniach podpisano ze mną umowę. Z agencji prowadzonej przez Rosjankę miałam mnóstwo zleceń i współpracowałam z nimi aż do końca mojego pobytu w Irlandii.

Jakieś półtora roku później (wczesna jesień 2008) weszłam z moim ówczesnym partnerem do jego banku, w którym musiał załatwić jakąś sprawę przy okienku. On załatwiał swoją sprawę, ja, czekając na niego rozglądałam się dookoła. W pewnym momencie wzrok mój padł na broszurę informacyjną w języku polskim. Wzięłam ja do ręki i zaczęłam przeglądać. Tekst wyglądał dziwnie znajomo. Było to kropka w kropkę moje tłumaczenie, które wysłałam jako próbny tekst do tej polskiej agencji i którego panie "nie miały czasu sprawdzić".

Panie znalazły sobie fajny sposób na biznes - udawać prowadzenie rekrutacji, rozdysponowywać zlecenia między kandydatów, którzy wykonają pracę za darmo i zgarniać całość honorarium od klienta samemu.

agencja tłumaczeń

by Crannberry
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
11 13

Zakładam, że byłaś młoda i bardzo naiwna, że zgodziłaś się na taki test ;)

Odpowiedz
avatar Crannberry
16 20

@Ohboy: Tak. Miałam 25 lat i było to moje pierwsze podejście do szukania pracy w tym zawodzie. Że tamte babki zrobiły mnie w wała zorientowałam się, kiedy kolejne agencje przysłały mi próbki tekstu, które miały góra 10 wersów.

Odpowiedz
avatar Pantagruel
17 17

Identycznie robią janusze z agencji reklamowych. Nie chce im się wymyślać projektu dla klienta więc ogłaszają rekrutację, jako "zadanie rekrutacyjne" wysyłają do zrobienia logo oraz całą identyfikację wizualną jakieś marki albo projekt ulotki, baneru, plakatu itp. Kandydatów-jeleni złapią kilku, każdemu dają to samo i potem moga przebierać w projektach i wysyłać je klientowi.

Odpowiedz
avatar iks
8 10

Jeśli masz dowody że to twoje tłumaczenie jest użyte to przyciśnij ich o $ i problem z głowy.

Odpowiedz
avatar Error505
6 6

@iks: Też tak chciałem napisać zanim zobaczyłem, ze to 2007.

Odpowiedz
avatar Crannberry
5 9

@iks: nawet mi wówczas przez chwilę taki pomysł zaświtał, ale gra nie była warta świeczki. Honorarium za 3-4 strony tłumaczenia wynosiłoby, zgaduję, jakieś 60€ (Stawki za pisemne tłumaczenia nie powalały, znacznie lepiej płatne były ustne). Już sama porada adwokata kosztowałaby co najmniej dwa razy tyle. Mogłabym próbować wytoczyć im pozew cywilny, ale po pierwsze, żaden sąd nie zajmowałby się pozwem o 60€, a po drugie, podstawa do tego byłaby dość marna. Umowy żadnej z tymi paniami nie miałam, a tłumaczenie wysłałam im dobrowolnie. Panie znalazły lukę w prawie i żerowały.

Odpowiedz
avatar Error505
7 7

@Crannberry: Podstawa była jak najbardziej solidna. Do sądu może wcale by nie doszło. Można było im wysłać pismo z żądaniem zapłaty. Dowody były. Przesłane materiały i ulotka z banku. Takie pismo to pewnie jakieś pół godziny roboty. Jeśli by olali to może być sąd. Przy odrobinie inteligencji do prostych sprawa żaden prawnik nie jest potrzebny. Nie wiem jak tam jest ale w PL jest tryb uproszczony. Tak pewnie jest cos podobnego. Pozew pisze się na formularzu i pewnie brzmiał by mniej więcej tak. Pozew o: zapłatę x€. uzasadnienie: wtedy i wtedy zdobiłam tłumaczenie w ramach weryfikacji umiejętności. Tłumaczenie zostało wykorzystane do innych celów i były to cele zarobkowe. Dołączasz dowody it tyle. Sąd mam prawo wezwać na rozprawę ale tak prostych sprawach wydaje nakaz bez stawiennictwa stron. Pozwana może albo się podporządkować albo zaskarżyć. W wielu przypadkach się podporządkowuje. I to druga możliwość odzyskania kasy bez nadmiernych środków. Jak zaskarży to sprawa zamknie się na jednym posiedzeniu.

Odpowiedz
avatar Jorn
5 5

@Error505: Teraz już za późno, ale wtedy można było też spróbować od strony karnej: podejrzewam, że wyłudzenie jest przestępstwem również w Irlandii.

Odpowiedz
avatar Librariana
8 8

Podobnie robią wydawnictwa z korektą: każdy chętny na stanowisko korektora dostaje 10 stron na próbę. Potem wystarczy przejrzeć całość i gotowe.

Odpowiedz
Udostępnij