Nie wiedziałam, że uznanie reklamacji, która jest oczywiście bezzasadna, pełna błędów logicznych (jeden argument kłóci się z drugim) i wyssanych z palca zarzutów - zrobiłam to tylko dla świętego spokoju, gdyby ktoś pytał - jest "brakiem szacunku do klienta".
Bo mimo że uznałam reklamację (z myślą: wyp*******j jak najdalej, chcę cię mieć z głowy), to kulturalnie i profesjonalnie wytknęłam szanownej pani błędy logiczne w jej reklamacji i uzasadniłam, dlaczego nie ma racji. Uzasadnienie zajęło cztery strony i nie było laniem wody.
Usłyszałam, że jesteśmy bezczelni i nie mamy za grosz szacunku do Klienta. Tak, oczywiście "Klienta" wielką literą.
kurs online
I znowu to punkt widzenia jednej strony, niepoparty żadnymi dowodami. Tylko własna opinia (szczególnie lubię te "profesjonalne"). Nawet na Aliexpress nie uznają czegoś takiego za dowód.
Odpowiedz@jo73: a to przepraszam, mam wkleić całość czy co? Chyba taka jest idea piekielnych, że chcąc nie chcąc wszystko jest poniekąd subiektywne...
Odpowiedz@jo73: tzn, jakie dowody byś tu chciał?
Odpowiedz@krogulec: Obiektywne, a jakie? Każdy może tu sobie napisać: klient(ka) był(a) idiot(k)ą, tylko ja się znam i jestem najlepszy(a). A kto tak o sobie nie myśli?
Odpowiedz@WstretnaKrowa: Czyli po prostu się żalisz subiektywnie, że jakiś tam klient nie myślał o Tobie jako o aniele? A to nowość.
Odpowiedz@WstretnaKrowa: Dowody to może za dużo powiedziane, ale jakieś szczegóły? Tak, żeby np. można było ocenić, czy faktycznie reklamacja była bezzasadna a argumenty bez sensu?
OdpowiedzJeśli uznajesz reklamację, to przyznajesz że klient ma rację. Skoro ma rację, to cztery strony udowadniania czegoś innego służą... czemu, właściwie?
Odpowiedz@bloodcarver: Musiała przyznać rację klientowi, ale żeby poczuć się lepiej, pisze, że to wszystko, żeby "się odp..ił" a potem pisze tu, żeby już całkowicie się wybielić. Mechanizm stary jak świat.
Odpowiedz@bloodcarver: No nie wiem. Ja kiedyś złożyłem w banku reklamację, bo system przyjął do realizacji zlecenie, którego nie dopuszczał regulamin. Zlecenie nie zostało zrealizowane, a ja na realizację czekałem, przez co straciłem pieniądze, gdyż gdyby zostało na samym początku odrzucone, zleciłbym coś innego i na tym zarobił. Wina w sumie moja, bo powinienem doczytać regulamin, ale też system transakcyjny nie powinien zlecenia przyjąć. Bank mi odpisał, że w zasadzie nie mam racji, ale w uznaniu długoletniej współpracy mi tę stratę wyrówna. I wyrównał.
OdpowiedzWiesz co ja tu jedyną piekielność jaką widzę to twój olewawczy sposób napisania historii. Ot kilka zdań, żeby się no nie wiem, wybielić, poczuć lepiej. Możemy przeczytać kilka ogólników i to wszystko. Historia, która właściwie nie jest historią, bo nie ma w niej treści.
OdpowiedzJeśli reklamacja jest bezzasadna, to się jej nie uznaje. Jeśli się reklamację uznaje, niezależnie z jakiego powodu, to profesjonalista nie udowadnia za wszelką cenę klientowi, jaką to "łachę" niniejszym mu zrobił. "Janusz biznesu" robi to, co ty. Gratulacje. No i tak, to co robisz to brak szacunku do klienta. 4 strony "kulturalnego i profesjonalnego" udowadniania jakim jest idiotą? Kurcze, albo masz za dużo wolnego czasu, albo jesteś niezłą furiatką.
OdpowiedzHistoria nie jest dobrze napisana. Właściwie nie wiadomo o co chodzi i nie możemy stwierdzić piekielnosci. Zbyt ogólnie. Trochę jakby napisać "Kolega był dla mnie bardzo niemily, wygarnęłam mu i się obraził". Nie wiadomo jaka byla wada obuwia, nie wiadomo co napisalaś na tych 4 stronach.
Odpowiedz@kurzajka: "Trochę jakby napisać "Kolega był dla mnie bardzo niemily, wygarnęłam mu i się obraził"." To raczej bylo "Kolega byl dla mnie niemily, przyznalam mu racje ale jednak mu wygarnelam, a on smial sie obrazic"
OdpowiedzJedyna piekielnosc jaką udało się wywnioskować z tej treści, to Twój ogromny brak profesjonalizmu. Na miejscu tej kobiety zgłosiłabym reklamację na reklamację.
OdpowiedzNiekoniecznie wierzę w bezzasadność reklamacji - ile to razy można przeczytać/usłyszeć, że komuś nie uznano reklamacji na buty, bo firma stwierdziła, że buty nie służą do chodzenia? I sama miałam podobnie z pierścionkiem zaręczynowym - był taki większy kamień na środku i dookoła malutkie diamenty i też trochę diamentów na samej "obrączce" (szynie). Jako, że uważam, iż biżuterię, a szczególnie taką specjalną się nosi, to ją nosiłam. I stało się - złoto jest kowalne, więc się wygięło i wypadł diamencik. Złożyłam reklamację i też niby nie mam racji, ale jednak zrobią mi łaskę i naprawią w ramach gwarancji. Skończyło się to tak, że pierścionka już nie noszę, a sklep omijam szerokim łukiem. I nie wiem, może ktoś też uznał, że nie znam się, zawracam tyłek i wyłudzam darmową naprawę.
Odpowiedz