Historia numer #88159 a w zasadzie komentarze pod nią, zwłaszcza ten o obsesji ekspedientek w sklepach Sephory, przypomniały mi moją własną historię, początkowo zamierzałam dodać ją tam, w komentarzu, ale uświadomiłam sobie, że przecież mogę ją wpisać jako osobną (BTW to będzie moja pierwsza historia tutaj).
Zdarzenie pochodzi z czasów, kiedy coś takiego jak polar było jeszcze nowością znaną tylko w kręgach różnych włóczykijów, trekkingowców czy wspinaczy. Ale kto raz coś polarowego na siebie włożył - zakochiwał się w tej tkaninie, bo genialnie się sprawdzała czy to na wycieczce czy na ścianie.
Uskładałam więc sobie (to wtedy nie były tanie rzeczy) na fajną polarową kurtkę z Alpinusa. Łapacz śniegu w rękawie, dupochron, kaptur z daszkiem, idealna na wszelkie warunki, nic więc dziwnego, że chodziłam w niej w piątek, świątek i niedzielę, choć trudno jej fason uznać za szczyt elegancji.
Do tego nie noszę torebek, wolę plecaki. I jakby tego było mało, mam w nosie, co ludzie powiedzą, przywiązuję się do rzeczy, które mi dobrze służą, w eleganckie ciuchy wskakuję tylko kiedy naprawdę muszę, na przykład w czasach studenckich - na egzamin, a na co dzień chodziłam na sportowo.
Tak "wystrojona", w polarowej kurtce i z przewieszonym przez ramię sfatygowanym plecakiem pełnym książek i zeszytów (wiadomo, wykłady, ćwiczenia, biblioteka) wracając z uczelni weszłam sobie pewnego dnia do samoobsługowej drogerii-AGD, nie wiem, jak to nazwać, to były czasy przed-Sephorowe i przed-galeriowe, ba, nawet przed-Rossmanowe i w takiej drogerii można było nabyć zarówno kosmetyki, jak i zastawę stołową albo sitko, tłuczek czy deseczkę do krojenia.
Chodzę więc sobie między półkami, szukając czegoś ładnego na prezent dla mamy z okazji zbliżających się jej urodzin i nie mając pomysłu czy bardziej by się jej spodobał płyn do kąpieli czy może fajny talerzyk, wazonik itp., (kosmetyki wolała kupować sobie sama) i nawet nie będąc pewna czy w tym akurat sklepie znajdę prezent, bardziej szukałam inspiracji.
Snuję się, oglądam i nagle usłyszałam słowo "ukraść", które wyrwało mnie z zamyślenia. Dotarło do mnie, że ekspedientki oddzielone ode mnie regałem, naradzają się zduszonym szeptem czy powinny kogoś wyprosić czy tylko obserwować.
A potem złowiłam bazyliszkowy wzrok jednej z ekspedientek, która stanęła w alejce i ostentacyjnie pilnowała sitek, tłuczków i wyciskarek do cytryny, na które mogłaby się połaszczyć osoba odziana w kurtkę, za którą tych sitek mogłaby pewnie mieć ze sto i z plecakiem wspinaczkowym wartym drugie tyle :)
Wiesz co, myślę, że następnym razem powinnaś napisać książkę o tej historii. Bo 50 tysięcy linijek o Twoim stylu ubierania to za mało.
Odpowiedz@Honkastonka: już policzyłem - wstęp to 65%, a jak łatwo wyliczyć, "historia właściwa" to 35%. Czuwaj :)
OdpowiedzJa z kolei jestem z tych, co w życiu by nie odróżnił eleganckich ciuchów od topowych projektantów od zwykłych najtańszych szmat, ale właśnie na takich ciuchach i sprzęcie poznałbym się od razu. Nie jestem jakimś ekspertem, nie znam się za bardzo na danych technicznych, ale markę i rodzaj ciuchów czy sprzętu poznam od razu.
Odpowiedz@pasjonatpl To chyba nie takie trudne, ja też potrafię przeczytać nazwę firmy lub rozpoznać logo...
Odpowiedz@black_lemons Oczywiście że to nie jest trudne, tylko nie każdy będzie wiedział, co to za marka i ile kosztują produkty z tym logo. Założę się, że jest sporo ludzi, którzy nie widzieliby różnicy między firmami "Regatta" czy "North Face" (podaję przykład z Irlandii; w Polsce to mogą być inne marki) albo membraną gore-tex a jakąś inną. A po tym można dość szybko określić przedział cenowy.
OdpowiedzKiedyś weszliśmy w pięciu do eleganckich delikatesów zrobić zakupy na imprezę. Dwóch ochroniarzy chodziło za nami krok w krok. Wkurzyliśmy się i postanowiliśmy ich strollować. Rozdzieliliśmy się i każdy poszedł w inną stronę. Cała załoga sklepu się zmobilizowała i po chwili każdy miał już ogon w postaci ochroniarzy albo kasjerek. No a nie wyglądaliśmy jak lumpy.
Odpowiedz@HelikopterAugusto: To ja kiedys weszlam z mama do zwyklego butiku no brand z torebkami, rekawiczkami i innymi dodatkami. To małe miasto, wszyscy sie znaja, ale ekspedientka musiala byc z wiekiego miasta bo strasznie wczula sie w swoja role i chodzila za moja mama krok w krok jak przymierzala rekawiczki :) bylo to komiczne
OdpowiedzBazyliszkowy wzrok i ostentacyjne patrzenie się na sitka są odbierane przez ciebie jako piekielnosc ?
Odpowiedz@shpack: Miłe to nie jest, chyba nikt nie lubi być traktowany jak potencjalny złodziej...
Odpowiedz@minutka Poważnie? A może ktoś jest wqwiony, bo przed chwilą pytał o podwyżkę i ja nie dostał? Albo zjebka od szefowej za brudna toaletę.... Nikt jej nie zwrócił uwagi, czy chodził za nią.
Odpowiedz@minutka: niestety z plecakiem i kurtką JESTEŚ potencjalnym złodziejem dla każdego pracownika sklepu, czy to sephory czy polomarketu. to jest ICH praca, pilnować, żebyś nie włożyła sobie perfum do plecaka i cieni pod kurtkę. nie masz napisane na czole "jestem uczciwa", a kradzieże to jest plaga, zwłaszcza właśnie w drogeriach. dziennie to tysiące złotych. wszystkie te niesamowicie fajne promki na allegro czy na targach na oryginalne produkty od prywatnych sprzedawców to właśnie pozbywanie się produktów, które się ukradło
OdpowiedzA wystarczyłoby: poszłam do drogerii ubrana w polar i ekspedientki myślały że coś ukradnę bo wyglądałam niebogato. The end.
OdpowiedzWiększość ekspedientek nie odróżni sportowej kurtki z bazarku od takiej za kilka tysięcy. Miałam podobną sytuację, w regionie typowo turystycznym, w sklepie odzieżowym tuż obok szwalni (część ubrań można było zamówić na miarę), gdzie ceny były co najmniej zaporowe. Wiele klientek przychodziło w drogim, turystycznym rynsztunku i były ignorowane, natomiast ubranie się w zwykłą kieckę z sieciówki i czółenka zmieniało podejście o 180 stopni. W regionie, który żyje głównie z turystyki leśno-wędrownej.
Odpowiedz