Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia miała miejsce już dawno, bo lekko licząc około 10 lat temu,…

Historia miała miejsce już dawno, bo lekko licząc około 10 lat temu, ale i tak były to wystarczająco współczesne czasy, żeby jej poziom absurdu miał prawo szokować.
I tak siedząc w upalnym dzień w pracy, właśnie sobie o niej przypomniałam.

Pewna osoba z mojej rodziny ma córkę, którą nazwę Hanią, na potrzeby historii. Hania miała wtedy 12 lat i jak nie trudno obliczyć, chodziła do podstawówki.

Szkoła była raczej nowszego budownictwa, więc przez cienkie ściany, latem, szczególnie na poddaszu, potrafiło być niesamowicie gorąco.

Mama Hani wpadła, więc na pomysł żeby kupić córce, mały plastikowy wiatraczek, który działa na baterie.

Następnego dnia rodzice Hani zostali wezwani do szkoły z zarzutem takim, że "nie można przynosić własnych wiatraczków, ponieważ szkoła walczy z dyskryminacją dzieci z biednych rodzin, a nie wszyscy mogą zakupić takowy dzieciom, więc tym samym nie jest to zgodne z założeniem równych szans w szkole."

Zrozumiałabym jeszcze argument ze względu na bezpieczeństwo, czy zasady BHP (choć też nie do końca bo w szkole jest mnóstwo przedmiotów, którymi można zrobić sobie potencjalnie krzywdę), ale czy tylko mnie zasada typu "jeśli ma być koszmarnie gorąco, to każdemu", wydaje się być lekko idiotyczna?

by Angel_Sue
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Crannberry
15 25

Brzmi jak Szwecja :) Znajomi opowiadali parę „kwiatków” że szkoły, do której chodzi ich córka, tez dwunastolatka. - zakaz zadawania dzieciom zadań domowych. Dzieciom nie wolno nawet zabrać do domu podręczników, żeby w domu powtórzyć materiał, bo „niektórym dzieciom w zadaniach domowych czy w nauce pomaga ją rodzice, a to jest nie fair wobec dzieci, których rodzice nie są w stanie intelektualnie podołać pomocy dzieciom w nauce” - szkolna stołówka ma zakaz podawania potraw mięsnych, gdyż jest to nie w porządku wobec dzieci, które z powodów religijnych nie mogę jeść mięsa. Dzieci mają również zakaz przynoszenia własnego jedzenia, które zawiera mięso, z tych samych powodów. Czyli jak jedna grupka nie może jeść mięsa, to nikt nie będzie jadł, żeby było sprawiedliwie. Potrawy serwowane na stołówce nie są to bynajmniej pełnowartościowe zamienniki mięsa, tylko jakieś ziemniaczano-warzywne paciajki. Znajomi tych znajomych, których syn z powodu niedoboru białka przestał się prawidłowo rozwijać, poszli z interwencją do dyrekcji i usłyszeli, że mają synowi podawać suplementy. Ale mięsa w ramach sprawiedliwości społecznej nie wolno.

Odpowiedz
avatar iks
19 25

@Crannberry: Odnośnie mięsa to bardzo prosta sprawa. Zgłosić dyrekcję o przejaw rasizmu wobec osób które potrzebują jeść mięso i dodać przykład problemów z rozwojem. Jak będą prosić to nigdy nie dostaną.

Odpowiedz
avatar StaraLadyPank
-3 19

@Crannberry: Ten szkolny obiad to był jedyny posiłek w ciągu dnia? Tak to odebrałam,skoro mowa o niedoborze białka. Kolejna twoja fantazja cherie

Odpowiedz
avatar Crannberry
13 19

@StaraLadyPank: nie jedyny, ale podejrzewam, że główny. W szkole dzieciaki są od 8 do 16, więc zakładam, że tam jadł drugie śniadanie i obiad. Wieczorem na kolację Szwedzi jedzą kanapki, tak więc głównym posiłkiem powinien być obiad zjedzony w szkole. Dlaczego rodzice nie dawali dziecku wysokobiałkowych śniadań i kolacji, to ci nie powiem, bo ani nie znam ludzi, ani w to nie wnikalam. Tematem rozmowy była polityka szkoły. A to że w Szwecji „egalitaryzm” i poprawność polityczna weszły trochę za mocno, co doprowadza do patologicznych sytuacji (są nawet głosy, że nauka szwedzkiego w ośrodkach dla uchodźców jest przejawem rasizmu i że to Szwedzi powinni się uczyć języków uchodźców), potwierdzi ci każdy, kto miał do czynienia z tym krajem i nie jest to żadna wiedza tajemna.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 czerwca 2021 o 14:23

avatar Lostsoul
-2 16

@Crannberry: Brzmi jakby dzieciaki miałyby tylko na tym skorzystać. Sama dostawałam chorą ilość prac domowych nad którymi siedziałam dość długo (A byłam z tych bardziej ogarniętych więc jak ktoś był mniej kumaty to pewnie siedział dwa razy tyle) więc zostawianie nauki w szkole jest dla mnie spoko. Jeśli chodzi o mięso to ogólnie powinno się go jeść dość mało bo super zdrowe nie jest, ale prawda jest częścią diety, tylko czemu rodzice wolą robić imbę w szkole zamiast zrobić dziecku wysoko białkową kolację? Albo i śniadanie bo można je zjeść przed szkołą.

Odpowiedz
avatar Crannberry
14 16

@Lostsoul: żadna skrajnośc nie jest dobra. Bez sensu jest zawalać dzieciaki szaloną ilością pracy domowej, bo tylko je zniechęcisz do nauki, ale nie mając żadnej pracy domowe, do tego nie mogąc zabrać podręcznika do domu, nie są w stanie utrwalić sobie przerobionego materiału, co skutkuje tym, że na kolejnej lekcji dziecko nie pamięta materiału z poprzedniej. Zwłaszcza że w publicznej szkole w prowadzeniu lekcji bardzo skutecznie przeszkadza trzech Mokebe i pięciu Abdullahów. Co do kwestii mięsa - odnośnie tej konkretnej rodziny się nie wypowiem, bo nie znam ludzi i nie wiem, co ostatecznie zrobili. Ale czysto teoretycznie, możnaby powalczyć ich własną bronią - to "generuje klasizm", gdyż jednych rodziców stać, żeby zrobić dzieciom wysokobiałkowe śniadania i kolacje, a innych nie. A w końcu idea jest taka, żeby wszyscy mieli tak samo... G...no, ale po równo ;)

Odpowiedz
avatar este1
12 12

@Crannberry: czyli... Jeśli moje dziecko nie może jeść glutenu to cała szkoła nie będzie jadła glutenu?

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 8

@este1: dobre pytanie, aż poczytałam :) Albo są warianty bezglutenowe, czyli np 2 rodzaje makaronu, jeden z glutenem, jeden bez, albo w ogóle gotują bezglutenowo. Mleko jest w wersji z laktozą i bez laktozy

Odpowiedz
avatar Felina
10 12

Crannberry, ale żeby nawet do porządnego jedzenia się dowalić? Żeby przynieść nie było można? W sumie to byłoby zabawne, gdyby dla chorych był tylko wariant bezglutenowy, ale z powodu widzimisię jakiejś grupki cała szkoła ma jeść niepełnowartościowe paćki.

Odpowiedz
avatar este1
6 8

@Crannberry: to momeeeeent. Czyli są dwa warianty i moje dziecko może wybrać tylko jeden - bezglutenowy. Czyli to jest rasizm! Nierówne traktowanie! Czemu Ci niejedzacy mięsa nie mogą wybrać warianty bezmięsnego? A inny wariant mięsny? Heeelooooł! Niedopuszczalne! A tak serio to uważam że mniejszość powinna się dostosować do większości. Tak samo jak emigranci powinni się dostosować do kraju w którym przebywają. Ale co ja tam wiem. Polska dla Polaków, Niemcy też fajne dla Polaków

Odpowiedz
avatar gawronek
4 4

@Crannberry: To Portugalczycy poszli w drugą skrajność - budują szkoły tak że owszem, w lecie jest przyjemnie chłodno, tak ich "zimą" - a jednak potrafi tam zawiać od oceanu - dzieciaki siedzą w kurtkach i czapkach bo nikt na 1 zimny miesiąc nie będzie instalował ogrzewania.

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 7

@este1: Jeżeli Twoje dziecko ma na imię Lasse lub Sven, albo nawet Piotruś i jest na diecie bezglutenowej, to wtedy nie ma dyskryminacji i może sobie wziąć wersję bezglutenową lub nie jeść wcale, jeśli mu nie pasuje. Jeżeli natomiast ma na imię Mohamed lub Abdullah i może jeść tylko mięsko halal, to wtedy jest dyskryminacja i albo cała szkoła będzie jeść halal (ale tu wchodzi nam Greta oraz obrońcy zwierząt) albo nikt nie będzie jadł mięsa. Czego nie rozumiesz? ;) A na poważnie, zgadzam się w pełni. Przyjezdni powinni dostosować się do gospodarzy. To znaczy jak najbardziej niech mają swoją kulturę i tradycje i niech je pielęgnują, pod warunkiem, że ta kultura i tradycje nie łamią obowiązującego prawa, ani ogólnie praw człowieka. Odmowa przestrzegania obowiązującego prawa powinna kończyć się bezwarunkową deportacją. I to zarówno w przypadku uchodźców w Szwecji, jak i naszych Sebixów w Niemczech czy UK. Nikt nikogo nigdzie siłą nie trzyma, jak się komuś nie podoba kultura kraju, który sobie wybrał do życia, to niech wraca do siebie. A sytuacja, w krórej gospodarz wymaga od swoich obywateli dostosowania wszystkiego do widzimisię przyjezdnych, którzy dodatkowo mają specjalne prawa, jest chora i patologiczna.

Odpowiedz
avatar EvenClan
5 5

@Crannberry: Warto czasami weryfikować historię zasłyszane od innych, zamiast bezmyślnie je powielać. W każdej szkole w jakiej byłem podają mięso, nie ważne czy jest ramadan, czy nie. Mam też pełno znajomych i w Sztokholmie nigdy nie słyszałem, by takie coś miało miejsce. Nie twierdzę, że jakaś mniejsza szkółka tak nie robiła, bo absurdy gonią absurd na całym świecie, ale wydaje się to niezbyt realne (tym bardziej gdy piszesz, że to historia zasłyszana z drugiej ręki. Co do prac domowych, to do 6 klasy podstawówki faktycznie nie daje się prac domowych do domu, ale to dlatego, że do tego etapu nauki szkoły starają się przekazać inne wartości, niż tylko zakuwać do wszystkiego, bo tak. W tym czasie kładzie się nacisk na rozwój socjalny oraz umiejętności manualne (szycie, gotowanie, obróbki drewna i tak dalej). Czy to dobre podejście - nie mnie oceniać. Ale od 7 klasy już normalnie są prace domowe, także historia "bo ktoś może nie mieć rodziców" wydaje się wyssana z palca. Ale po raz kolejny - W jakiejś szkole (choć mało realne) to faktycznie mogło mieć miejsce

Odpowiedz
avatar timka
2 2

@iks: dyskryminacji a nie rasizmu, rasizm to dyskryminacja na tle rasy...

Odpowiedz
avatar bazienka
1 3

@Crannberry: a co z szabasem czy ramadanem? w ramadan przez miesiac dzieci nie jedza by kolegom nie bylo przykro?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@Crannberry: Rodzina mojego partnera pracuje w szkołach i przedszkolach w Szwecji, z informacji od nich to dzieci mają dostęp do normalnego jedzenia, nie ma problemów z mięsem, nie ma problemów z dietą bezglutenową. Za to na obozach czy koloniach unika się używania orzeszków ziemnych jako jednego z najczęstszych alergenów, by nie ryzykować wstrząsu anafilaktycznego u dzieci (wiadomo, kolonie to dużo dzieci, a tu wystarczy odrobina w jedzeniu i wycieczka do szpitala gotowa). Co do pracy domowej i dostępu do książek - prace domowe w Szwecji istnieją, choć stara się je minimalizować, by jak najwięcej nauczania odbywało się w szkole, w godzinach lekcyjnych. Więc by wykonać te prace domowe muszą móc zabrać książki ze sobą. To Finlandia zrezygnowała w całości z prac domowych. Ta sama Finlandia, której system szkolnictwa jest uważany za jeden z najlepszych na świecie. W Szwecji na przykład studentom na uczelniach "płaci się", by mieli równy dostęp do materiałów edukacyjnych, mogli kupić zeszyty itp. Po prostu studenci dostają pewną kwotę koron przez sam fakt studiowania. Więc owszem, starają się wyrównać wszystkim szanse w edukacji, ale nie ciągnąć w dół. Co więcej, jeśli dziecko ma rodziców nie-Szwedów (przynajmniej jednego) w ramach dodatkowych lekcji może uczyć się języka ojczystego w szkole. Nie zwalnia go to z nauki szwedzkiego, ot, dodatek.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 czerwca 2021 o 21:27

avatar Crannberry
-2 2

@EvenClan: znajomi nie należą do ludzi, którzy lubią koloryzować, ale wariografem ich nie badałam. Jeśli masz ochotę weryfikować ich słowa, to szkoła mieści się w miejscowości Lomma, koło Malmö. Zadzwoń do sekretariatu i zweryfikuj. Wybacz, ale ja nie będę sobie tym zawracać głowy. Nie mam aż tak upierdliwej natury. Jeśli chodzi o pracę domową, to @Atria wyjaśniła, że pomyliłeś Szwecję z Finlandią. @Atria: nie pisałam o całym systemie szkolnictwa, tylko o jednej szkole. Absolutnie nie przeczę, że w innych szkołach jest inaczej. To że daje się szanse na edukację wszystkim jest oczywiście dobre. Tak samo fajne jest, że obiady w szkole, jakie by nie były, są darmowe dla wszystkich. Ale coś, czego brakuje (na to też zwrócili uwagę ci znajomi) jest bardzo mała dostępność elitarnych szkół dla szczególnie uzdolnionej młodzieży. Owszem jest „English School”, ale to jest kropla w morzu w porównaniu z taką na przykład Szwajcarią, gdzie „lepsze” szkoły są na każdym kroku.

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

@Crannberry: Albo jak w Belgii: początkowo rząd nie chciał się zgodzić na złagodzenie restrykcji wobec zaszczepionych, żeby foliarzom nie było przykro. Dopiero Komisja Europejska wymusiła zmianę podejścia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 10

Własnych kanapek pewnie też nie wolno było przynosić do szkoły, żeby nie sprawiać przykrości innym dzieciom, których rodzice woleli przepijać pieniądze zamiast wydawać je na jedzenie dla dzieci?

Odpowiedz
avatar rodzynek2
8 12

Zabrońmy kupowanie nowych samochodów z salonu, bo nie każdego stać na kupno, nawet kredycie, czy leasingu, nowego samochodu.

Odpowiedz
avatar Gelata
11 13

A zamiast na kwiaty dla nauczycieli co roku możnaby kupić po wiatraku na klasę...

Odpowiedz
avatar Shi
2 4

Ja bym bardziej zrozumiała że wiatraczek hałasuje i gdyby każdy swój przyniósł to by było głośno. Sama właśnie z tego powodu nie mogłam zabrać wiatraczka do szkoły. Nie wiem jak biednym by trzeba było być by nie było stać na wiatraczek za kilkanascie zł nawet 10 lat temu. Nawet moi rodzice nie chcieli nie raz kupić paczki "droższych" chipsów (pringlersy), bo nie było kasy, ale na wiatraczek na baterie z piankowymi skrzydełkami kasę znaleźli, a to było bardziej 20 lat temu niż 10... W dodatku nie wiem czy równowartość obecnej minimalnej wtedy zarabiali (najprawdopodobniej nie, a mieli więcej niż jedno dziecko i jedno bardziej chorowite niż drugie...)

Odpowiedz
avatar timka
3 5

@Shi: Jeśli twoi rodzice mieli do wyboru lepsze pringelsy albo wiatraczek to rzeczywiście nie wiesz kompletnie co to jest bieda

Odpowiedz
avatar Shi
0 2

@timka: bo wydać 10 zł to taka wielka kwota? Albo 7 zł na chipsy? I nie, ze "do wyboru", bo przecież nie kupowali nowego wiatraczka co tydzień, tak samo jak o chipsy nie prosiłam co tydzień bo na wsi w sklepie nawet nie było. Tak, to dla mnie bieda skoro nie da się/ciężko odłożyć 7 zł czy 10 zł by raz w roku (!) kupić głupie chipsy czy wiatraczek albo baterie. Gdt przez 12 miesięcy ciężko odłożyć złotówkę miesięcznie to co to jak nie bieda? Ja nie mówię o "klasycznej" patologii, gdzie rodzice wolą przepijac pieniądze niż kupić jedzenie. Tylko o rodzinie z więcej niż jednym dzieckiem, gdzie rodzice pracują w zawodzie, którego praca minimalna nie dotyczy, do tego uprawiają pole by było co jeść (nie na skalę handlową, ale by było co pomrozić na cały rok do jedzenia. Po 100 krzaków pomidorów, fasolki, ogórków, itd.). Więc w takich warunkach, gdy oboje rodziców pracują, większość jedzenia jest z pola lub kupiona po znajomości od sąsiadów/handlem wymiennym to musiałaby być "klasyczna" patologia by przez rok kilku złotych nie odłożyć, nawet jeśli rodzice wynajmowali mieszkanie (tak, na wsiach też budowano/przerabiano stare budynki na domy wielorodzinne). Bieda =/= "klasyczna" patologia, gdzie do garnka nie ma co włożyć... Gdy się mieszka na wsi to trzeba się postarać by nie mieć co jeść, jak każdy ma własną działkę/kawałek pola i miejsce by coś uprawiać lub by dorobić u rolików u których zawsze rąk do pracy mało. Jednego moim rodzicom odmówić nie można było - byli pracowici. Praca na minimum 1 etat + pole, a do tego nie wydawali na własne nałogi. Jeśli rodzic woli karmić swój nałóg niż dzieci to czysta, "klasyczna" patola... Jeśli rodzic jest totalnie niezaradny, nie potrafi znaleźć jakiekolwiek pracy to też rodzaj "klasycznej" patologii, szczególnie, że to dziecko spłodził i wydał na świat to powinien postawić jego wszystkie podstawowe potrzeby na pierwszym miejscu, inaczej mamy do czynienia z jakimś rodzajem patologii (alkohol czy papierosy to tylko jeden z wielu rodzajów, najbardziej znany, "klasyczny", ale nie jedyny).

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 czerwca 2021 o 22:11

avatar timka
-1 1

@Shi: dla moich rodziców byłoby wielka sprawą wydać 10zł na głupi wiatraczek, ale Ty widać, że nie wiesz co to jest bieda, moi rodzice nigdy nie kupili Pringelsów.

Odpowiedz
avatar timka
-1 1

@Shi:Moi rodzice pracowali ale nie, nie stac ich było na wiatraczek za 10zł i bardzo wątpie by ktos kiedys komus kupował taką rzecz w latach 90/00.. Chyba żyjesz w oderwaniu od rzeczywistości, że myślisz, że ktokolwiek przejmował sie wtedy czy dziecku będzie za ciepło w szkole. Nie życzę sobie nazywania moich rodziców patologia tylko dlatego, że nie było ich stać lub po prostu nie chcieli wydawać pieniędzy na takie bzdury.

Odpowiedz
avatar gawronek
7 11

Mam wrażenie że w Polsce klimatyzacja jest uznawana ciągle za burżuazyjny dodatek i niepotrzebną wygodę. A prawda jest taka że przy tych temperaturach które są już w Polsce od czerwca do sierpnia klimatyzacja powinna być montowana we wszystkich budynkach publicznych. No ale jest jak jest i efekt jest taki że czasem człowiek wygląda jak z amerykańskiego filmu o Wietnamie - mokre zakola pod pachami i na plecach.

Odpowiedz
avatar majkaf
-3 5

@gawronek a ja nie rozumiem jak to jest, że coraz głośniej krzyczy się o zmianach klimatu, a wymagania są, żeby była klimatyzacja w każdym budynku publicznym, najnowszy telefonów ręku, meble i ciuchy tylko nowe itp. Itd.

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
2 4

@majkaf: krzyczą hipokryci albo ludzie przez nich zmanipulowani. Policy, celebryci i inni ludzie, którzy mają po kilka domów, kilkanaście samochodów i prywatne odrzutowce, którymi latają po świecie produkując przez jeden lot więcej CO2 niż człowiek wyprodukuje przez rok jeżdżąć samochodem do pracy. No, ale ty masz się pozbyć samochodu i jeździć do pracy rowerem, a taki aktywista-celebryta będzie dalej latał po świecie prywatnym odrzutowcem i opowiadał jak to trzeba ratować Ziemię. Polityka będą dowozić do pracy samochodem, a kilkadziesiąt metrów przed będzie wyciągał z bagażnika rower by pokazać jaki jest eko. https://www.donald.pl/artykuly/dMWKuCUs/sekretarz-transportu-bidena-przylapany-na-udawaniu-ze-przyjezdza-do-pracy-rowerem Hołota (czyli my, zwykli ludzie) ma się cisnąć w autobusach albo pedałować, a elita będzie wozić dupy w komfortowych warunkach i się śmiać z głupiej hołoty. O to chodzi w tej całej rzekomej ochronie klimatu.

Odpowiedz
avatar gawronek
3 3

@majkaf akurat klimatyzacja może uratować życie. Mało osób, szczególnie starszych, umiera w lecie że względu na upały? I nie wiem co to za porównanie z meblami czy ubraniami. One jakoś szczególnie poprawiają warunki bytowania? Nie wydaje mi się. Jak tak nie lubisz klimy to polecam popracować w lecie w starym budynku z drewnianymi, wysokimi oknami. W lecie. Masz w pomieszczeniu wtedy około 35 stopni. Mój ojciec tak pracował kilkanaście lat. Znaczy nie pracował bo w takich temperaturach pracownicy solidarnie robili strajk i zabierali się z pracą do domu. A jak musiał być te 4h na miejscu - to wracał do domu półżywy i zmęczony jak po nocy w fabryce. Także tak, dalej latajmy na wakacje samolotami, ale narzekajmy ze klima to zło.

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
4 4

To jest socjalistyczna logika. Wszyscy równo, każdemu gówno. Socjalizm to najgorszy rak toczący społeczeństwo.

Odpowiedz
avatar kKKKK
2 4

No dobra - czy tylko mi się wydaje, że wizja, w której każdy uczeń ma na ławce własny wiatrak, który hałasuje, rozrzuca kartki i papiery i wieje także na osoby obok jest lekko absurdalna? I czy tylko ja dostrzegam, że godząc się na to, że rodzice Hani po swojemu problemy Hani rozwiązują szkoła może spodziewać się, że inni rodzice też będą chcieli problemy swoich dzieci rozwiązać? Może Marcina rodzice kupią mu ładniejsze krzesło, żeby sobie z nim chodził od klasy do klasy, rodzice Henryka - tablicę na flamastry, żeby Henryk nie musiał brudzić palców kredą jak inne dzieci a rodzice Józi uznają, że nauczyciel od matematyki źle tłumaczy i Józia będzie na lekcje przychodzić z korepetytorem, który jej szepce do ucha lepsze wyjaśnienia niż pani? Moim zdaniem te problemy to problemy całej klasy i cała klasa powinna je rozwiązać. Rozwiązanie że Hani chłodno ale reszta nie słyszy lekcji bo Hani wiatraczek hałasuje to nie kwestia tego, że zazdroszczą rodzicom Hani majątku, to kwestia tego, że wkurzają się o ich egoizm. Na pewno gdyby rodzice w porozumieniu z nauczycielem złożyli się na kilka cichych wiatraków ustawionych tak, żeby nikomu nie przeszkadzały a wszystkich chłodziły Byłoby rozsądniejsze.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
-1 1

@kKKKK Od niesłyszenia lekcji jeszcze nikt nie umarł. Od przegrzania wielu. Taka różnica.

Odpowiedz
Udostępnij