Kiosk Ruchu.
Moja babcia, pracująca onegdaj w tym przybytku, pewnego dnia sprzedała klientowi kartę doładowująca za pięćdziesiąt złotych. Po kilku minutach facet wraca.
-Proszę mi wymienić. Doładowanie nie działa.
-Słucham?
-Wklepałem kod i nie mam doładowania ciągle. Proszę mi dać drugą kartę.
-Nie mogę, skoro tę już Pan rozpakował i zdrapał sreberko. Najwyżej mogę sprzedać drugą, a Pan tę może aktywować w salonie operatora.
Klient oczywiście rozpoczął litanię wyzwisk i oskarżeń, m.in. grożąc "rozwaleniem tej budy", bo "pani nie wie, kim ja jestem!". Babcia w końcu zaproponowała, że może skontaktować się z dystrybutorem i aktywować kartę po jej numerze seryjnym. Facet podał jej kartonik... z wytartymi monetą wszystkimi numerami i kodem kreskowym. Absolutnie każda cyfra (łącznie z kodem doładowującym),została siłą zdarta niemal na wylot, uniemożliwiając jakąkolwiek identyfikację doładowania.
Babcia, tknięta przeczuciem, podczas gdy klient wciąż się pieklił, zadzwoniła na policję. Na widok radiowozu, parkującego pod kioskiem, facet rzucił:
-Dobra, niech pani będzie! Nigdy więcej tu nie kupię! - I ruszył prawie biegiem przed siebie, ale policjanci byli szybsi. Jak się okazało, miał na koncie parę aresztowań za wyłudzenia, oszustwa i groźby karalne.
Kiosk
Stary numer, ale babcia bystry umysł ma to się nie dała ;)
OdpowiedzTeż byłem świadkiem jak ktoś taki tekst do sprzedawczyni w kiosku rzucał. Widzę, że pospolity numer niestety. Z tym, że "mój" piekielny powiedział "a niech pani wzywa Policję". Nie wiem czy dla picu tak powiedział czy serio było coś nie tak.
Odpowiedz@bukimi: To też się zdarza. Stary numer - policja przyjeżdża, koleś tłumaczy, że ma święte prawo zdrapać, co mu się żywnie podoba, a ponieważ przyjęcie takiego zgłoszenia wiąże się z mnóstwem papierkowej roboty, najczęściej policjanci przekonują sprzedawcę, by dał spokój, bo więcej pieniędzy i nerwów straci dochodząc prawdy, a delikwent odchodzi wolny. Tyle że musi posiadać twarz, której nie kojarzy większość załogi posterunku :)
OdpowiedzA to nie kupujący musi udowodnić, że coś jest nie tak? Sprzedawcę nic nie powinno interesować. Sam niech sobie wzywa policję, a potem niech do sądu z tym idzie - jestem niewinny dopóki sąd nie postanowi inaczej.
Odpowiedz@bukimi: Oczywiście, że tak, ale naciągacze wiedzą dobrze, że wezwana policja/straż miejska zawsze będzie orędownikiem świętego spokoju (pomijam służbistów i funkcjonariuszy "z misją"), więc są zawsze pierwsi do składania zeznań i zmuszania mundurowych do działania. Zamknąć ich za te "chęci" nie można, a stróże prawa, przerażeni wizją spisywania dokumentacji o taką (przepraszam za moją łacinę) pierdołę skłaniają do ugody. Dlatego tak często naciągacze wygrywają.
OdpowiedzJedna uwaga nie na temat: "Onegdaj" wbrew pozorom nie znaczy "kiedyś tam" czy "dawno, dawno temu". "Onegdaj" to "przedwczoraj". Serio-serio.
OdpowiedzStandard. Też mi się zdarzały panie z taaaakimi paznokciami, które zdzierały zdrapki do zera i potem przychodziły z płaczem, że nie mogą telefonu doładować. Dlatego zawsze dodaję paragon (w razie "W"), a jak stanie się buba, to odsyłam do salonu. gdzie to załatwiają od ręki. Ale do łba by mi nie przyszło, żeby policję wzywać O_o
Odpowiedz