Fryzjer. Postanowiłam iść do fryzjera, pierwszy raz od dłuższego czasu (pandemią, lockdowny sprawiły, że włosami zajmowałam się w domu). Niestety, moja fryzjerka zamknęła salon przez covid, więc pozostało mi szukanie nowego salonu.
Umówiłam się na sobotę, na godzinę 12.00 na podcięcie i koloryzację + zabieg pielęgnacyjny. Salon w centrum handlowym, część jakieś większej sieciówki, ceny w miarę wysokie (ale zasłużyłam sobie na odrobinę luksusu). Zaproszono mnie też na darmową konsultację, żeby ustalić, co zrobimy, na którą udałam się w środę - 4 dni przed planowaną wizytą.
Przyszłam ubrana prosto, w rybaczki i luźną koszulkę, bez makijażu. Pani fryzjerka zaczęła oglądać moje włosy (długie, jasny odrost + reszta ciemna) i w trakcie ustalania co byłoby do zrobienia, spojrzała na mnie i stwierdziła, że "byłoby dużo taniej, jakbym odrost zrobiła w domu, a ona rozjaśniłaby mi resztę". Zdziwiło mnie to i lekko zirytowało, bo nie po to idę do fryzjera, aby samej robić sobie odrost. Wtedy, zaczęła wyliczać różnice w cenie, jaką byłaby, gdybym przyszła do niej ze zrobionymi już odrostami. Szczerze mówiąc, poczułam się traktowana trochę, jak jakiś żebrak.
W końcu, po ustaleniu, co można zrobić na mojej głowie, powiedziałam, że się zastanowię nad opcjami i dam znać. Wtedy, nagle padło "Nie będę ukrywać, że w soboty mamy dużo pracy i osoby pytają o ten termin. Proszę dziś zdecydować, co by ani chciała, albo zwolnić termin, bo mamy dużo chętnych". Szczerze mówiąc, odebrało mi na chwilę mowę, po czym odparłam, że w takim wypadku, proszę mnie wypisać z sobotniego terminu, a ja skorzystam z innych usług. Pani fryzjerka była zdziwiona, ale rozmowy nie kontynuowałam, ponieważ pożegnałam się i wyszłam.
Nie wiem, czy to kwestia mojego nieformalnego wyglądu, ale tak jasno dano mi do zrozumienia, że "mnie nie stać", że więcej do tego miejsca nie wrócę.
Nie wiem, czy salon Salon Expert K&L w Gdańsku jest dobry, czy nie, ale jeśli chcecie iść na konsultację tam, włóżcie Gucciego albo Chanel ;)
Fryzjer
Miałem taką samą akcję w serwisie koło domu. Chciałem zrobić geometrię, a że nie miałem gotówki, to zapytałem właściciela ile to będzie kosztowało - z zamysłem, że w trakcie jak będą robić, przejdę się do najbliższego bankomatu, wyciągnę gotówkę i będę przygotowany. Doświadczenie życiowe mnie nauczyło, że znakomita większość warsztatów po prostu nie ma terminala do kart. Gość na to spojrzał na mnie z lekką pogardą i rzucił kwotę z komentarzem "wie pan, ja nie mam ambicji być najtańszym warsztatem w okolicy". Potem jeszcze się okazało, że na umówioną na 10 rano usługę muszę czekać, aż kanał będzie wolny, bo warsztat był połączony z SKP i diagnosta miał pierwszeństwo. Koło południa skapitulowałem, pojechałem do domu i zadzowniłem się umówić do innego warsztatu. Więcej tam moja noga nie stanęła.
Odpowiedz@Grav: ja w takich wypadkach odpowiadam coś w stylu "nie interesują mnie pańskie ambicje tylko cena". Zazwyczaj traktują mnie wtedy poważnie. W ogóle nie rozumiem tego, jakie obruszenie wywołuje to kiedy pytam o cenę towaru bądź usługi zanim zdecyduję się na jej zlecenie i nie rozumiem też ludzi którzy nie pytają o toprzed usługa a potem jecza jak to strasznie drogo.
OdpowiedzJa często mam odwrotnie. Ludzie widzą niektóre marki i od razu myślą, że trafili frajera, którego można przyciąć na hajs, bo pewnie sra pieniędzmi i nie liczy.
Odpowiedz@Puszczyk: zastanawiam się, jaki w sklepach czy punktach usługowych obowiązuje dress code, żeby zostać obsłużonym "normalnie". Pójdziesz "po domowemu" (albo nawet ubrany w markowe rzeczy, ale bez wielkiego logo, więc sprzedawca nie rozpozna), to się nie doprosisz o obsługę, a jak się ubierzesz bardziej wyjściowo, stajesz się frajerem, którego można wydymać. Fajnie byłoby wiedzieć, jak trafić w środek
OdpowiedzNiestety mam podobnie.... plus długie wlosy , długie paznokcie, solarium, elegancki makijaż, marki... i tu mam dwie opcje : - dostaje pełno drogich gratisów / upustów o nie nie prosząc, ( zawsze jestem uśmiechnięta, miła, pogawędka w międzyczasie i sami mi dają ) - traktują mnie jak idiotkę która o niczym nie ma pojęcia i chcą wcisnąć największy chłam za jak najwyższa cenę
Odpowiedz@anetqueen: solara i marki - nie ma to wiele wspólnego z elegancją ;)
OdpowiedzLegenda miejska głosi, że był kiedyś rolnik, który chciał kupić córce samochód. Wybrali się do markowego salonu. A że był ubrany w ciuchy raczej robocze, to go stamtąd wyprosili ("nie stać Pana"). Poszedł do drugiego (budynek obok), innej marki, i tam przyjęli go jak normalnego klienta. Tak mu się obsługa (i samochody) spodobała, że kupił tam od ręki nie tylko samochód dla córki, ale też dla siebie. Za gotówkę.
Odpowiedz@kartezjusz2009: legenda, nie legenda, faktem jest, że ciągniki rolnicze kosztują często nie mniej niż dobre Lamborgini. :)
Odpowiedz@ewunian: na przykład ciągniki firmy Lamborghini :D
Odpowiedz@ewunian: Dobrze o tym wiem. Nawet znajomy - znajomego jest takim rolnikiem, co go stać na taki ciągnik. :) Ale legenda jest dla mnie legendą, bo nawet nie wiem w jakim mieście to było i ile lat temu to się miało wydarzyć.
Odpowiedz@kartezjusz2009 To samo przydarzyło się rolników w Suchym Lesie w Volkswagenie. Aby go ośmieszyć wysłali praktykanta. Ten sprzedał jeden z dalszych modeli za gotówkę a prawie bez rabatu. Mina pozostałych handlowców bezcenna.
Odpowiedz@kartezjusz2009: Miało się wydarzyć w pierwszym otwartym, warszawskim salonie mercedesa. Czyli wychodzi na to że lata 90. Taką wersję znam
Odpowiedz@kartezjusz2009 Kiedyś dziennikarze jakiegoś czasopisma zrobili taki mały eksperyment. Ktoś wchodził do salonu samochodowego ubrany w zwykłe tanie ciuchy i z reklamówką. Tyle że ta reklamówka była pełna pieniędzy. Niestety nikt w salonie nie zainteresował się klientem.
Odpowiedz@pasjonatpl: Ja tak miałam nie raz w Sephorze. Jak wchodziłam zimą w kurtce i butach trekkingowych, takich z wyższej półki cenowej, i bez makijażu, to sprzedawczynie patrzyły na mnie jak na menelkę, co chce coś ukraść, i nawet robiły aluzje w kwestii cen i moich możliwości finansowych. A jak weszłam wiosną w płaszczyku i półbutkach z sieciówki, co to łącznie kosztowały ze dwieście złotych (ładnych parę lat temu), plus miałam szminkę na ustach i tusz na rzęsach, to skakały koło mnie.
Odpowiedz@didja: Sephora ma takie zachowanie personelu chyba wpisane w politykę firmy, bo słynie z tego. Jeśeli chcesz w spokoju pooglądać produkty, nie będąc nagabywaną przez sprzedawczynie, idź w tshircie i legginsach, bez makijażu. Pies z kulawą noga się tobą nie zainteresuje, tyle tylko, że ochroniarz będzie za tobą łaził i patrzył na ręce. Gorzej jeżeli będziesz potrzebować porady w kwestii wyboru produktu, to się nie doczekasz na obsługę. Wtedy musisz pójść ubrana "na bogato", do tego obwieszona biżuterią, to się sprzedawczynie zlecą. Dodatkowo zrobią ci darmowy makijaż, a jeśli coś kupisz, dostaniesz kilka gratisów. Wada - będą ci wciskać mnóstwo najdroższego chłamu
Odpowiedz@didja: u mnie podobnie w Douglas, pomykalam w Salomonach, softshellu HiMountain, plecaku George, chcialam kupic szczoteczke Foreo i wprost spytaly czy aby na pewno mnie stac (ciuchy, kt mialam na sobie kosztowaly 2 razy tyle, co szczoteczka...) od tego czasu jesli cos jest tylko w Douglasie, kupuje wysylkowo, by premii tym babom nie nabbijac
OdpowiedzPozory mylą. Miałam w sklepie dwa różne "przypadki" klientek. Było to w czasach kiedy dopiero na polski rynek wchodziły drogie importowane firanki.No,naprawdę drogie w porównaniu do cen naszych krajowych. Jedna pani obwieszona złotem,wszystkie palce zajęte,z uszu dyndały kolczyki,dobrze ubrana a jeczała widząc cenę na cały sklep.Ze zdzierstwo i złodziejstwo w biały dzień. Druga w japonkach w trykotowej bluzeczce i perkalowej spódniczce przyglądała się firankom i po 5 minutach poprosiła o 15 metrów. I to w czasach kiedy czytników jeszcze w sklepach nie było. Gotóweczka na ladę i zrobiła w parę mniut utarg jak z całego dnia.
Odpowiedz@Balbina: Prawda, prawda. Najgorszy typ klienta to właśnie przedstawiciel klasy średniej - z jednej strony za wszelką cenę próbuje pokazać, jaki jest bogaty, więc wszelkie wyjścia tylko w markowych ciuchach i z drogą biżuterią, z drugiej kłóci się o każdy grosz, bo jednak nie jest aż tak bogaty jakby chciał ;). Naprawdę bogaci ludzie ani nie czują potrzeby afiszowania się bogactwem ani nie będą się kłócić o zniżki. Oczywiście wiadomo, że nie każdy przedstawiciel klasy średniej taki jest, ale z mojego doświadczenia najwięcej buców jest właśnie w tym otoczeniu.
Odpowiedz@szafa to nie jest klasa srednia tylko nowobogacki
OdpowiedzJezuuu, to już nawet do fryzjera nie można pójść bez bycia ocenianym...
Odpowiedz@Ohboy: miejsca spod szyldu "beauty" to przecież pierwsze, które oceniają po wyglądzie :)
Odpowiedz@Puszczyk: No właśnie u fryzjera czy kosmetologa/dermatologa nigdy mi się nie zdarzyło. W sklepach "beauty" - owszem, ale nie u fryzjera T_T
OdpowiedzFirma, w której pracuję, szyje stroje ludowe na zamówienie dla indywidualnego klienta (do tego trzeba mieć srebrną biżuterię, skórzane buty). Ceny idą w tysiące koron norweskich. Zamówienia mamy przez cały rok. Nauczyłam się, że każdego klienta należy traktować poważnie, odpowiedzieć na każde pytanie, doradzić. Jak trzeba to nawet odesłać do konkurencji bo my nie możemy pomóc. Taki klient wróci. Bo będzie zadowolony z pomocy. Zadowolony klient rozbuduje swoje zamowienie, poleci nas rodzinie, znajomym. My nie mamy promocji, rabatów. Ludzie wracaja, bo są zadowoleni z obsługi.
Odpowiedz@Heksa: tylko szkoda, że musiałaś się tego nauczyć a nie po prostu wiedziałaś
Odpowiedz@timka: a ja właśnie bardziej szanuję ludzi, którzy potrafią się czegoś nauczyć, zmienić swoje wady niż takich co ich rodzice nauczyli wszystkiego w dzieciństwie i mają się za lepszych od wszystkich naokoło. O wiele trudniej jest wyjść z jakichś negatywnych nawyków czy zachowań niż całe życie być miłym, empatycznym i grzecznym.
OdpowiedzMialem taka sytuacje jak bylismy w Polsce na swieta wielkanocne. Poszlismy sobie na spacer, a jak spacer to w dresach. Po drodze przechodzilismy obok sklepu plastycznego (a chcieliamy mlodej na swieta kupic kredki polichromowe Faber-Castell). Weszlismy, zapytalismy, nie mieli na miejscu, mozna zamowic ale koszt to byl ok1500zl. Coz, sprzedawczyni stwierdzila ze nie zamowi bo nie wie czy odbierzemy a co ona na sklepie bedzie robila z takimi kredkami, przeciez nikt nie kupi. Coz zamowilismy w galerii handlowej, tam nas potraktowali powaznie mimo dresow. Jak odbieralismy to specjalnie podjechalismy do tego poprzedniego sklepu uswiadomic tej przemilej Pani jaki ladny utarg przeszedl jej kolo nosa.
Odpowiedz@Nasher: Galeria to nie to samo co mały sklepik. W galerii pracownik nie jest właścicielem i nawet jak byś nie odebrał to one by się sprzedały(prędzej czy pózniej) a w sklepiku gdzie każdy grosz jest oglądany z każdej strony to pani mogła się obawiać straty. Może miała juz takie przypadki.Wyjściem z takiej strony jest zadatek na zamówiony towar.Czy ci coś takiego zaproponowała? Nie sądzę że dresy były przyczyną. Jak u mnie ktoś chce kupić konkretna firankę(np drogą) to daje zadatek a ja specjalnie dla niego zamawiam. Bo np wiem że ten konkretny wzór się u mnie nie sprzedaje.
Odpowiedz@Balbina: Dokładnie, robię biżuterię handmade i tak jak za rzeczy, które wiem że sprzedam bez problemu nawet jak klient się rozmyśli nie biorę zwykle nic z góry, ale za takie, którą są specyficzne/wymagają zakupu drogich materiałów/wpadają w okresie kiedy jestem bardzo zapracowana biorę albo zadatek, albo w ogóle całą kwotę z góry. W opisanej sytuacji zdecydowanie nie zakładałabym, że to dresy miały wpływ na zachowanie sprzedawczyni, a właśnie fakt, że nie uśmiechało jej się wtopienie półtora tysiąca w coś, czego później może nie dać rady sprzedać.
Odpowiedz@jass: Potwierdzam, my już tyle razy wtopiliśmy, bo ktoś miał "na pewno kupić", że już nic nie zamawiamy pod nikogo. Zwłaszcza że u nas jest zakaz zadatków. Miałam nawet raz kobietę, która przyszła do mnie powiedzmy w poniedziałek, że chce coś na wtorek. Zamówione, odłożone, ona przychodzi we wtorek na zakupy i mi wciska na bezczelnego, że to nie ona była! A stała klientka, która wszyscy znają :D. A swoją drogą jeśli serio wróciliście do tego sklepu powiedzieć pani, ile to kasy przez was straciła, to chyba trochę coś z wami jest nie tak.
Odpowiedz@szafa: Dokładnie. Na fochy klientów odpowiadam,że to ludzie mnie tego nauczyli. Rola w Pretty Woman się Nasherowi zamarzyła.
Odpowiedz@Balbina My zaproponowalismy, ze mozemy zrobic wplate ale nic z tego. Uparla sie, ze nie zamowi i tyle. Sam pracowalem z 15lat w handlu wiec nalegac nie mialem zamiaru. Coz, ostatecznie nic stratny nie bylem a Pani po prostu nie zarobila. I wydaje mi sie, ze nie byl to jej prywatny sklepik bo przynalezal on po poznanskiego ASP.
Odpowiedz@szafa Wiesz, gdybym nigdy w zyciu nie pracowal w handlu to pewnie bym uwierzyl, ze towar lezalby dlugo jakbysmy go nie odebrali. Podejrzewam, ze telefon do przedtawiciela i moglaby zwrocic tak droga rzecz w przypadku nieodebrania przez klienta. W wiekszosci tak dzialaja firmy jesli wiedza, ze produkt jest dosc drogi. A czy z nami jest cos nie tak, ze wrocilismy do tego sklepu. Masz prawo tak myslec. Nie wparowalismy tam i jej nie zwyzywalismy. Po prostu dalismy jej w spokojny sposob do zroumienia, ze przez takie a nie inne podejscie sklep nie zarobil. I tyle.
Odpowiedzha ha, ta historia mi przypomniała inną, sprzed kilku lat. Otóż w pewnym mieście na Podkarpaciu otworzono klub. Klub aspirujący do miana luksusowego, prestiżowego, ę, ą. No a jeśli tak, to musi być "door selection". Selekcją w praktyce zajmowali się ochroniarze, którzy wpuszczali ludzi wg swojego widzimisię. Laski w krótkich kieckach za parę złotych z bazaru wchodziły bez problemu, a wybuchła afera, bo ochroniarze nie chcieli wpuścić grupki ludzi... jak się potem okazało, dzianych ludzi... ze względu na ubiór. A ubrani byli w markowe ciuchy, od jednego ze znanych polskich projektantów (w charakterystycznym dla niego stylu "jak krowie z gardła" plus kilka modnych naddarć i dziur :D ) No i zrobiła się afera, o której nawet lokalne media pisały :D i żeby nie było - nie mam nic do kiecek z bazaru ani do ubrań od projektantów, niech każdy nosi co lubi - ale o ile może faktycznie klub mógłby wprowadzić jakiś dress code, o tyle ocenianie kogoś czy wygląda "na bogato" prowadzi do kuriozalnych sytuacji.
Odpowiedz@marcelka Hah, wiem o jaki klub chodzi. A historię znam, studiowałam w podkarpackim. Takich sytuacji było mnóstwo, ochrona wpuszczała kogo chciała, ponoć według wytycznych z góry. A bo nie można w sportowych butach, a to dresowe spodnie nie pasują.
OdpowiedzStandard. Z racji tego, że ja i mój chłopak mamy specyficzny styl ubierania się, w "lepszych" restauracjach i "lepszych" miejscach usługowych jesteśmy traktowani, jakbyśmy przyszli przypadkiem, albo coś wysępić. Nie zliczę ile razy płaciliśmy od razu po zamówieniu, podczas gdy inni goście dostawali rachunki po konsumpcji (w każdym z tych miejsc byliśmy pierwszy raz), często byliśmy sadzani w nieprzyjemnych miejscach, np. Podczas mrozu przy samych drzwiach, albo kelnerzy udawali, że nas nie widzą w pustej sali. Ludzie są niestety ograbiczeni.
Odpowiedz@Sanrejs: kelnerzy to w ogóle temat rzeka. dlatego bardzo doceniam restauracje z miłą obsługą. Pamiętam, jak wybrałam się w Szczecinie do drogiej restauracji, a przyszłam ubrana jak typowy turysta - jakieś sandały, wygodne spodnie i t-shirt. A kelner i tak mnie traktował jak tych wszystkich businessmanów w garniturach, co tam jedli. Szanuję.
OdpowiedzJa zwróciłam jednak uwagę na cos innego. Autorka sama napisała ze przez jakiś czas robiła włosy sama. Dla fryzjerki wyłapanie braku fachowca jest proste. Moze wiec niesłusznie oceniła ze klientka robi włosy w domu ze względu na niższa cenę. I bez złośliwego podtekstu zaproponowała tańsze rozwiązanie.
Odpowiedz@wiolczyk: Jak były zamknięte zakłady to sobie sama podcinałam włosy. Co załapałam to moje. Ale moja fryzjerka zna mnie od tej strony,to nawet nie komentuje tylko wyrównuje moją radosna twórczość.
Odpowiedz