Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Nieistotny dla tej opowieści ciąg myślowy, skłonił mnie do opisania Wam historii,…

Nieistotny dla tej opowieści ciąg myślowy, skłonił mnie do opisania Wam historii, która wydarzyła się w moim otoczeniu niemal dekadę temu.
Będzie długo, i nieprzyjemnie, ostrzegam od razu (sama czuję się niekomfortowo przypominając sobie ten okres, i zastanawiając się, czy mogłam jakoś skuteczniej wpłynąć na przebieg tych przykrych wydarzeń).

Jeden z najdawniejszych kolegów mojego męża wpadł w młodości w dragi, w trakcie opisywanych wydarzeń miał ok. 27 lat, ćpał z przerwami od co najmniej 9-10 lat, czyli gdzieś tak od połowy liceum. Ja poznałam go w trakcie jego najdłuższego okresu abstynencji, trwającego ok. 3 lata, niedługo przed ślubem z moim mężem, ponad 13 lat temu. Staraliśmy się utrzymywać z nim kontakt także później, zwłaszcza w okresach kiedy nie ćpał, ale po historii, którą opiszę poniżej, widywaliśmy go w miarę regularnie jeszcze tylko kilka miesięcy, i w tej chwili praktycznie nie mamy z nim kontaktu, poza sporadycznymi, przypadkowymi spotkaniami - nie żebyśmy nie chcieli, w końcu to jeden z najdawniejszych kolegów mojego męża, i naprawdę go lubiliśmy, ale staczając się po równi pochyłej doszedł do takiego momentu, że sam obciął wszelkie dawne znajomości, zwłaszcza z ludźmi, którzy chcieli, i mogli mu jakoś pomóc.

W pewnym momencie życia, kiedy nie widzieliśmy się z nim od około roku, kolega związał się z kobietą, która ćpała to co on. Zaczęliśmy widywać jego, lub ich oboje w miarę regularnie. Po jakimś czasie babeczka zaszła w ciążę. Kolega cieszył się bardzo (miał zostać ojcem po raz pierwszy, ona miała już kilkuletniego syna), tak bardzo, że znów przestał ćpać, i do tego samego namawiał partnerkę.
Tu niestety trafił na niesamowity opór. To znaczy kobieta >mówiła< że chciałaby przestać brać, ale nie robiła w tym kierunku absolutnie nic.

Na detoks nie pójdzie, bo to za trudne - nie dość, że na "zgięciach" (objawy odstawienne) będzie się bardzo źle czuła, a ze względu na ciążę nikt by jej raczej nie podał silnych środków, stosowanych zazwyczaj w trakcie szpitalnego odtruwania, to wg. niej, takie nagłe odstawienie dragów "może przecież zaszkodzić dziecku" (tak, na pewno zaszkodziłoby mu bardziej niż ciągłe ćpanie, a dodać muszę, że nie palili trawki, tylko heroinę...).

Na metadon się nie zapisze (mimo, że w tej sytuacji byłoby to najlepsze wyjście) bo "to świństwo uzależnia bardziej niż heroina, potem będę latami musiała to pić" - od razu wyjaśniam: lek w formie syropu, o nazwie methadone, jest stosowany jako substytut opiatów w leczeniu uzależnień od lat 80', w Polsce program substytucyjny jest dostępny od 1992r. Działa naprawdę dobrze, ale niestety powoduje znacznie dłuższe objawy odstawienne od samej heroiny, dodatkowo spotkałam się z opiniami jakoby były one bardziej uciążliwe. Część pacjentów będzie musiała zażywać go do końca życia, część pije go bardzo długo, po kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt lat, a (niezbyt dużej) części udaje się po jakimś, względnie krótkim czasie, zredukować dawkę, i ostatecznie odstawić substytut. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet konieczność codziennego zażywania leku jest, moim zdaniem, lepsza niż tkwienie w uzależnieniu, zwłaszcza w takiej sytuacji, a przyszły ojciec próbował nawet "kompromisu", mówiąc, że teraz ona przejdzie na metadon, on właśnie kończy wychodzić "na czysto", a kiedy dziecko się urodzi, to jeśli będzie chciała, zrezygnuje z syropu, i zacznie znów ćpać (po cichu miał nadzieję, że jeśli już jego kobieta przestanie brać, w jakikolwiek sposób, to później sama nie będzie chciała do tego wracać). Nawet udała, że "próbowała, ale nie da rady na metadonie". Doskonale wiedziała, że ustalenie dawki trwa kilka dni, zwykle 3 do 7, ale już pierwszego dnia cały dzień twierdziła, może i nawet zgodnie z prawdą, że bardzo źle się czuje, a drugiego dnia popołudniu wyciągnęła swój zapas narkotyku, mówiąc, że na syropie na pewno nie da rady, bo zbyt źle się czuje, etc. (nie zapisała się na program, tylko kupili zapas syropu "na lewo"). Stopniowe zmniejszanie dawki w domu także jej się nie podobało, poza tym uważała taki pomysł za bezsensowny, bo: "to by trwało za wolno, i tak bym ćpała pewnie całą ciążę"...

No to może choć bierz mniej, tylko tyle żeby nie czuć się źle, ale żebyś do cholery nie zasypiała z folią w ręce? Też nie bardzo wychodziło, a wręcz z czasem paliła więcej, bo "przecież więcej ważę, to i tolerancja mi wzrosła" (a i tak ważyła sporo więcej niż powinna, więc i paliła sporo więcej niż przeciętna).

Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia czy ona chciała tego dziecka, czy chciała się go pozbyć, albo nie mogła się zdecydować, czy może po prostu była głupia? Raczej się nie dowiem. Poza ćpaniem dziewczyna także niemal całkowicie olała prowadzenie ciąży. Tzn. w ogóle była u ginekologa, z tym, że tylko raz, na samym początku, jej kolejny kontakt z opieką medyczną stanowi zakończenie tej opowieści.

W trakcie ciąży, kiedy kolega napomykał, że chciałby z nią iść na USG, to zawsze "wizyta" wypadała akurat kiedy naprawdę nie mógł (praca z wyjazdami, porządkowanie różnych spraw w sądzie i urzędach, zapowiedziana wizyta kuratora, itd.), zawsze wybierała taki moment na fikcyjną wizytę, żeby on na pewno nie poszedł z nią. Oczywiście ciążę "prowadziła" prywatnie, więc każde wyjście do ginekologa odpowiednio kosztowało, kolega płacił chętnie, w końcu o zdrowie jego potomka się rozchodziło. O tym wszystkim dowiedzieliśmy się dopiero później, bo w trakcie ciąży partnerki, kolega poza żalami na problemy z jej uzależnieniem, nie mówił na nią złego słowa (on był czysty praktycznie od chwili w której dowiedział się, że spodziewają się dziecka, zaczął ćpać dwa razy więcej niż wcześniej po "rozwiązaniu"...).

Pewnego dnia, jakoś w pierwszej połowie dziewiątego miesiąca ciąży, kobietę zaczął potwornie boleć brzuch. Tak bardzo, że wezwali pogotowie, bo nie była nawet w stanie przejść samodzielnie do windy.

Zawieziono ją do szpitala położniczego, na jeden z lepszych w mieście oddziałów patologii ciąży, niestety dla dziecka było już zdecydowanie za późno, choć w sumie od początku nie miało zbyt dużych szans. Na miejscu okazało się, że dziecko zmarło niemal miesiąc wcześniej. Matka mniej więcej w tym okresie zauważyła, że ruchów jest "mniej" (nie było żadnych, ale spora nadwaga + ćpanie = problemy z układem trawiennym, czyli różne rewolucje żołądkowo-jelitowe, które brała za "spokojne ruchy dziecka", twierdząc, że jej pierwszy syn także pod koniec ciąży prawie się nie ruszał, dodatkowo była otyła, co utrudniało wyczucie ruchów przez kogoś z zewnątrz, zwłaszcza, jeśli wcześniej nie miał zbyt blisko do czynienia z żadną ciężarną kobietą, jak jej partner).

Ona w sumie miała farta, że brzuch zaczął ją tak boleć, bo jeszcze z tydzień/dwa by tak pochodziła, i mogłoby dojść do niezłego zakażenia, lub/i krwotoku, zresztą nawet w tamtej chwili nie było ciekawie, ale jej życiu jeszcze nic mocno nie zagrażało. Zaraz po otrzymaniu ostatnich wyników badań, lekarze sztucznie wywołali poród, po którym matka została na oddziale kilka dni. Kolega w tym czasie zorganizował pogrzeb. Chcieliśmy na nim być, ale nikogo nie poinformował o dacie i miejscu, tak, że na pogrzebie obecni byli tylko rodzice dziecka, matka jego partnerki, oraz jej pierwszy syn.

O przyczynach takiej decyzji dowiedzieliśmy się później, kiedy kolega opowiedział nam, co zaszło, i czego dowiedział się w szpitalu. Lekarze poinformowali ich, że nawet gdyby dziecko dożyło do porodu, to zmarłoby niedługo po nim, ponieważ było na tyle zdeformowane, że nie byłoby w stanie przeżyć nawet przy pomocy szpitalnej aparatury. Niedoszły ojciec powiedział nam, że bardzo chciał tego dziecka, ale żałuje, że na nie spojrzał kiedy się urodziło. Nie rozwodził się bardziej nad tą kwestią, więc nie wiem na pewno czy była to jakaś wada genetyczna, czy rozwojowa, aczkolwiek mogę przypuszczać, bo mówił, że słyszał jak dwóch lekarzy rozmawiało ze sobą na ten temat, i jeden sugerował zrobienie sekcji, i ewentualne pociągnięcie matki do odpowiedzialności, a drugi mówił, że to bezcelowe, bo nie ma paragrafu na coś takiego.

Myślę, że żadna puenta nie jest potrzebna...

by PsychopathicCountess
Dodaj nowy komentarz
avatar helgenn
8 16

Czyli za aborcję jest paragraf, ale na bezpośrednie zagrożenie życia już nie ma?...

Odpowiedz
avatar PsychopathicCountess
7 9

@helgenn: Za aborcję jest ( a przynajmniej wtedy był) paragraf, ale nie na matkę, a na osoby, które w jakiś sposób jej pomogły - lekarz, partner który sprowadził tabletki, pomógł "pozbyć się" płodu, itd.,itp., lub te, które ją do tego namawiały, zmuszały, itd. Jeśli kobieta np. samodzielnie dokonałaby aborcji farmakologicznej w domu, i zgłosiła się do szpitala z krwawieniem kilka dni później, to ewentualne udowodnienie jej, że to ona spowodowała poronienie, a nie nastąpiło samoistnie, jest raczej trudne do udowodnienia, zwłaszcza, że i tak nikt wtedy nie miał "interesu" w udowadnianiu takich rzeczy. Teraz podobno rzecz ma się ciut inaczej, i usłyszenie o tym przywołało w mojej pamięci tamto wydarzenie. Z tego co się orientuję (a mogę się oczywiście mylić co do stanu prawnego, bo z własnego doświadczenia znam tylko dwie takie sytuacje), nie ma prawa, które nakazywałoby kobiecie chodzenie do lekarza w czasie ciąży. Jeden, to ten opisany powyżej, a drugi, to kobieta z którą leżałam na jednej sali po urodzeniu drugiej córki - miała kilkoro dzieci, ale tylko w pierwszej ciąży chodziła normalnie do lekarza, nigdy nie poniosła żadnych konsekwencji z tego tytułu, poza tym, że jeśli ciąża nie jest prowadzona przez lekarza od najpóźniej bodajże 10 tygodnia, to matka nie może ubiegać się o becikowe. Przyznaję, że nie wiem czy w naszym kraju w ogóle istnieją jakieś karne konsekwencje za to co opisałam w historii, a tym bardziej czy istniały te 10 lat temu, ale nigdy o czymś takim nie słyszałam. @Xynthia: Pozwól, że odpowiem od razu tu. Sama jestem ciekawa co wydaje Ci się tak nieprawdopodobne, więc będę wdzięczna jeśli rozwiniesz swoją wypowiedź. Co do szczegółów, to mogłam oczywiście coś przekręcić (działo się to dawno, nie dotyczyło mnie osobiście, kolega w trakcie także różne rzeczy przemilczał, lub nie dopowiedział, a część tej historii znam tylko od niego) ale nie wydaje mi się, żebym palnęła jakąś bzdurę tego kalibru, żeby stawiała ona całą opowieść pod znakiem zapytania. Dlatego jestem ciekawa co Ci tu zgrzyta, żebym mogła się jakoś do tego odnieść. Jeśli oczywiście chcesz żebym się jakkolwiek do tego odnosiła :)

Odpowiedz
avatar Xynthia
-5 17

Myślę, że naprawdę dużo osób się nabierze na prawdziwość tej historii, bo "wysypałaś się" tylko na szczegółach... Jeden z nich jest mało prawdopodobny, drugi absolutnie niemożliwy. Ale poza tym fajna historyjka ;)

Odpowiedz
avatar Kitty24
11 11

@Xynthia: rozwiń, pliz ;)

Odpowiedz
avatar Balbina
12 12

@Kitty24: Ja tez sie podpinam pod prośbę. Jezeli "siedzisz' w tym temacie to oświeć nas pani.

Odpowiedz
avatar Samoyed
16 16

@Xynthia: Heroina moze powodowac nieplodnosc, ale nie musi. Calkiem sporo kobiet ualeznionych od roznych opioidow ma dzieci i to o dziwo zdrowe, a nie przestaja cpac nawet na chwile. To staly problem u prostytutek. Nie sa trzezwe wystarczajaco dlugo, zeby sie zabezpieczac. Niejaki Sedon - gwiazda czerwonej dzielnicy w Amsterdamie byl cale zycie uzalezniony od heroiny (opowiadal rowniez, ze sie nacpany urodzil co wykluczone nie jest, on sie chyba w tej dzielnicy urodzil). Mial 30 lat kiedy umarl (wcale nie przez narkotyki) i wazyl na oko jakies 150 kg. Tylko on heroine palil (no i nia handlowal), tak jak zdaje sie bohaterka opowiesci. Ja nie twierdze, ze ta opowiesc jest prawdziwa, bo nie wiem, ale jest mozliwa. I to niestety bardzo.

Odpowiedz
avatar niemoja
15 15

@Xynthia: Mieszasz przyczyny i skutki. To nie heroina powoduje zatrzymanie miesiączki tylko wyniszczenie organizmu (które MOŻE być efektem długiego/intensywnego zażywania narkotyków). To samo dotyczy otyłości - nie tyje się od heroiny tylko od jedzenia. Jeśli otyły zacznie zażywać heroinę, to długie lata upłyną nim się wyniszczy do tego stopnia, że przestanie być otyły (vide John Belushi).

Odpowiedz
avatar misiafaraona
8 8

@Xynthia: Ja swego czasu byłam grubą heroinistką a nawet kompociarą. Aż się w Monarze dziwili

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 maja 2021 o 19:26

avatar misiafaraona
9 9

@Xynthia: Nieprawdopodobne jest to, że partner sam zaleczony ćpun nabierał się na gadkę swojej kobiety. Bardziej mi tu wygląda na to że konfabulował autorce opowieści a ona nie obeznana w temacie uwierzyla

Odpowiedz
avatar PsychopathicCountess
8 8

@Xynthia: Co do dwóch głównych zarzutów: jeśli opierasz się tylko na dowodach anegdotycznych (tak jak i ja, bo nie studiowałam szczegółowo korelacji uzależnienia z poruszonymi aspektami), to sama mogę dostarczyć Ci całkiem sporo dowodów tego rodzaju, tylko potwierdzających moją relację, bo z różnych względów miałam przez pewien czas do czynienia z wieloma osobami uzależnionymi. Owszem, zdecydowana większość szybko traci na wadze, ale znam przynajmniej ze dwadzieścia osób, które wyglądały zupełnie przeciętnie, i kolejnych kilka, może nawet kilkanaście, które miały nadwagę, lub wręcz były otyłe, mimo zażywania heroiny. Bohaterka historii była naprawdę duża na długo zanim zaczęła brać, widziałam kiedyś jej zdjęcia z dzieciństwa, i nie było żadnego na którym nie byłaby "za duża", a po pierwszej ciąży urosła jeszcze bardziej (wtedy nie ćpała). Heroina przyczyniła się u niej do zrzucenia dobrych 20kg w ciągu dwóch lat, ale nadmiaru miała tyle, że nadal była otyła, choć najszczuplejsza w całym dorosłym życiu. Poza tym większość narkomanów, którzy naprawdę wyglądają jak szkielety, to ludzie, którzy cały dzień biegają za pieniędzmi na dragi, nie odżywiają się jak należy, nie wysypiają się wystarczająco, ogólnie prowadzą bardzo nie zdrowy, nie higieniczny tryb życia (w dodatku mocno stresujący). Uzależnieni, którzy nie muszą kombinować pieniędzy na każdą kolejną działkę, mają normalny dom, w którym jest normalne jedzenie, i mają stosunkowo regularny rytm dobowy, potrafią maskować się całymi latami. Jestem w 100% pewna, że także wśród ludzi, których widujesz na co dzień, jest co najmniej jeden czynny narkoman (nie koniecznie heroinista), którego w życiu byś o to nie podejrzewała (o ile oczywiście na co dzień widujesz więcej niż 3 osoby, a w ostatnim czasie trochę się to pozmieniało;) ) Znam gościa, który po zatrzymaniu go w związku z posiadaniem heroiny, i handlem nią, w czasie kiedy był przewożony z aresztu śledczego do prokuratury, trafił na policjanta, który znał go od dawna, i traktował trochę jak niesfornego bratanka (nawet żartobliwie tak się do niego zwracał), więc nie tylko go nie skuwał, ale gdy wracali, zatrzymali się na dziedzińcu AS, i wspólnie palili papierosa. W tym czasie z budynku wyszedł inny policjant, przywitał się z kolegą po fachu, i podał rękę także przewożonemu gościowi, bo wziął go za policjanta. Kiedy wyjaśniono mu pomyłkę, i usłyszał co sprowadza tam tego chłopaka, to też stwierdził coś w rodzaju "ale jak to ćpasz herbatę - przecież jesteś gruby?!" :D Ha! Znam nawet chłopaka, który na początku wręcz przytył ćpając heroinę! W szkole był sportowcem, wiecznie zabiegany, treningi, itd., a jak zaczął ćpać, to siadł na dupie, nie ruszał się praktycznie wcale, ze sportu zrezygnował całkowicie, a mama nadal karmiła go tak, jak wtedy, gdy całe dnie ćwiczył... Kolejny człowiek - kolejna historia, i choć w zarysach mogą być podobne, to nie ma dwóch identycznych przypadków. Co do braku miesiączki u narkomanki - serio? Może i tak się zdarza, ale osobiście chyba nie znam takiego przypadku (albo znam, ale o tym nie wiem - w końcu cudze zaburzenia menstruacji przez ćpanie, to nie jest pierwszy temat do rozmowy jaki przychodzi człowiekowi do głowy..), znam za to całkiem sporo kobiet, które ćpając zachodziły w ciążę, i rodziły dzieci. Znam jedną dziewczynę z mojej okolicy, której zabrano dwoje dzieci, bo kiedy rodziła drugie, lekarze zauważyli ślady po wkłuciach na jej stopach, i zawiadomili odpowiednie organy (przy pierwszej ciąży jeszcze tylko paliła). Swoją drogą, gdyby nie było możliwe zajście w ciążę w takim stanie, to nikt by nie kombinował nad skutecznym i (w miarę) bezpiecznym sposobem odtruwania noworodków, bo po co, skoro nie dałoby się zajść w ciążę (odsetek kobiet, które zaczynają brać już będąc w ciąży jest chyba na tyle znikomy, że nie byłoby nawet jak za bardzo przeprowadzać testów (a przynajmniej mam nadzieję, że jest ich tak mało...)). @misiafaraona: W sumie jedyne na co się nabrał, to fikcyjne prowadzeni

Odpowiedz
avatar PsychopathicCountess
4 4

Obcięło mi komentarz... @misiafaraona: W sumie jedyne na co się nabrał, to fikcyjne prowadzenie ciąży u lekarza, sam się potem sobie dziwił, jak mógł być tak durny, i nie zauważyć, że coś było grubo nie tak... Ona >raczej< nie dawała mu podstaw do wiary, że naprawdę spróbuje przestać brać, akcja z syropem była bardziej żeby się odczepił (w sumie nie tylko on, bo i my jej "truliśmy", i jej matka, i najlepsza przyjaciółka (też narkomanka zresztą...)), on jej nie wierzył (co nieco też napewno przemilczał zwierzając się nam), ale nie bardzo miał jak działać - raz w desperacji zagroził, że zgłosi ją do opieki społecznej, i postara się zamknąć na przymusowym odwyku (nawet nie wiem czy tak się da w takiej sytuacji, ale dobry blef nie jest zły), to usłyszał, że w takim razie może już w tej chwili znikać z jej życia, a jeśli jeszcze miałaby przez to mieć problemy ze starszym synem, to ona dopilnuje, żeby nigdy nie zobaczył ich wspólnego dziecka (a facetowi naprawdę zależało). Mógł też zamknąć ją siłą w domu, ale taki odwyk praktycznie nigdy nie kończy się powodzeniem, a tylko wzmaga poziom agresji u "leczonego". Sama chyba orientujesz się wystarczająco, żeby wiedzieć, że bez woli uzależnionego, każda metoda raczej zakończy się fiaskiem, a sam uzależniony będzie śmiertelnie obrażony na cały świat, zwłaszcza na tych, którzy najbardziej chcą mu pomóc. Zatem, uspokajany przez jej barwne relacje z wizyt u ginekologa, utwierdzające go w przekonaniu, że mimo wszystko z dzieckiem jest wszystko ok, wolał odpuszczać, zamiast naciskać. @Ohboy: Może to i okrutne, ale w sumie zgadzam się, że dla tego dziecka chyba lepiej było się nie urodzić, bo nawet gdyby kolega rzeczywiście rzucił dragi na dobre (w co jestem skłonna uwierzyć, choć wiadomo, że nigdy nic nie wiadomo), to i tak pewnie nie miałoby kolorowo - kolega poniekąd tradycjonalista, gdyby mieli dziecko, to nie zostawiłby tej kobiety za Chiny Ludowe, choćby była najgorszą matką pod słońcem, tylko "rodzicowałby" za dwoje, i pracował na całą piątkę ("teściowa" miaszkała z nimi), co pewnie szybko albo by go wykończyło, albo wpędziło z powrotem w "czułe ramiona uzależnienia"... Ogólnie to przykra historia, i zdecydowanie wolałabym żeby się nie wydarzyła. @minutka: Masz rację, nie powinno się nosić martwego płodu zbyt długo, może to zagrażać życiu matki. Tu czas już się kończył, dlatego lekarze naprawdę spieszyli się z wywołaniem porodu, bo o ile przy obumarciu wczesnej ciąży zwykle macica sama się oczyszcza, o tyle w tak zaawansowanej nie ma na to szans. Nie ma jakiejś sztywnej granicy czasowej, ale za moment w którym robi się naprawdę niebezpiecznie dla matki przyjmuje się okres 4 tygodni - po tym czasie ryzyko drastycznie wzrasta (choć są i bardzo rzadkie przypadki, takie jak szeroko opisywana jakiś czas temu kobieta, bodajże z Indii, która chodziła z martwym płodem 15 lat! Organizm nie mogąc pozbyć się obcego ciała, otoczył je wapienną skorupą, więc w czasie operacji lekarze wyciągnęli z niej skamieniały, kilkumiesięczny płód...), a ogólnie im starsza ciąża, tym szybciej powinno się ją zakończyć jeśli obumrze (już nawet nie z samych pobudek medycznych, ale też dlatego, że to musi być straszne dla każdej normalnej kobiety, wiedzieć, że dziecko które nadal ma w sobie, już nie żyje...).

Odpowiedz
avatar Ohboy
8 10

"czy ona chciała tego dziecka, czy chciała się go pozbyć, albo nie mogła się zdecydować, czy może po prostu była głupia" Po prostu była uzależniona. Nie trzeba doszukiwać się głębszego dna. Spójrz na statystyki - większość narkomanów wraca do nałogu (choćby na chwilę) po zakończeniu leczenia, co pokazuje, jak trudne jest wyrwanie się z niego. Przy pierwszym dziecku albo ćpała mniej, albo była jeszcze mniej uzależniona. Ale, ostatecznie, dla tego dziecka lepiej, że się nie urodziło. Narkomanom nie można ufać i Twojemu znajomemu też bym nie ufała w kwestii wychowania dziecka. Może porzuciłby ćpanie, a może jednak by do niego wrócił i razem z partnerką zrobił dziecku piekło.

Odpowiedz
avatar minutka
4 4

A to w ogóle jest możliwe, żeby matka tyle czasu chodziła ze zmarłym dzieckiem? Czy ono nie powinno było się zacząć, za przeproszeniem, rozkładać?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 maja 2021 o 19:29

avatar Ohboy
2 4

@minutka: Internet mówi, że powinno się usunąć płód w ciągu dwóch tygodni, potem zaczynają się pojawiać komplikacje - tutaj mowa o niecałym miesiącu, więc wszystko się zgadza pod tym względem.

Odpowiedz
avatar singri
4 6

@minutka: Ja w swojej drugiej ciąży nosiłam martwy płód przez 3-4 tygodnie, z czego w ostatnim tygodniu się naprawdę źle czułam - ogólna słabość, bóle głowy, mdłości, brak apetytu. Z jednej strony były to pierwsze objawy zatrucia, z drugiej jednak nie były to objawy na tyle silne, by kogokolwiek zaniepokoić. Składałam je na karb ciąży. Dopiero gdy w 14 tygodniu zaczęłam krwawić, dowiedziałam się, że płód jest martwy od mniej więcej 11 tygodnia ciąży.

Odpowiedz
avatar timka
-2 2

@singri: to dlaczego wczesniej nie byłas u lekarza jak czułas, że cos jest nie tak?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-4 10

"... słyszał jak dwóch lekarzy rozmawiało ze sobą na ten temat, i jeden sugerował zrobienie sekcji, i ewentualne pociągnięcie matki do odpowiedzialności" - następna która zapędów bajkopisarkich nie potrafi wstrzymać w porę..

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
-3 5

Jak już raz się to gówno tknie, to zostaje się żywym trupem i nie ma ratunku.

Odpowiedz
avatar timka
0 0

Nie wiem czy to prawdziwa historia ale co z pierwszym jej synem? Czy osoba, która ćpa może wychowywać dziecko? Bardzo wątpię. W domu gdzie jest alkohol zabierają dzieci więc może tu też mogliby zadziałać.

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
3 3

Znam bardzo podobną historię. Brat mojego znajomego poznał pannę-ostrą-imprezowiczkę. Zaszła z nim w ciążę, ale kategorycznie odmówiła zaprzestania picia i ćpania. Dziecko urodziło się zdeformowane i z bezmózgowiem, jeszcze chwilę pożyło. On chodził do córki do szpitala, ona miała wywalone. Po tym wszystkim facet się załamał.

Odpowiedz
Udostępnij