Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Cóż, to chyba będzie już ostatni wpis o piekielnościach mojego dziadka, ostatnich…

Cóż, to chyba będzie już ostatni wpis o piekielnościach mojego dziadka, ostatnich trzech, których połączenie w końcu doprowadziło do jego śmierci.

Pierwszym z nich było dziadkowe nudzenie się. Dziadek wiecznie nudził się na emeryturze, a nudę zabijał przede wszystkim pracą, bo ją uwielbiał.

Problem w tym, że zabijał ją czyjąś pracą (zazwyczaj moją), a uwielbiał ją w sensie, że mógłby patrzeć na nią bez końca. Non stop musiałem zapierniczać z kolejnymi dziadkowymi pomysłami:

- Trzeba wylać cement pod bramą, bo pies ucieknie. Jak to nie ucieknie bo szczelina za mała, a jakby chciał to pełno dziur jest w siatce? Eee głupoty gadasz!

- Trzeba wybetonować kojec, 2 razy co najmniej bo pies kopie. Jak to "No i co z tego, kojec ma podmurówkę na 30 cm w głąb"? Nie może kopać i tyle!

- Przestaw mi ten samochód ojca bo mi się światło odbija, i nie piernicz że trzeba koc położyć na szybę bo i tak się będzie obijać. (Dodam że przestawianie pchaniem)

- Weź mi tutaj przerzuć ziemię tam w jedno miejsce bo dołek jest. A potem z następnego w to poprzednie itd itd

- Obetnij mi tu gałęzie z tego drzewa bo mi zasłaniają z łazienki widok na deski w płocie.

Osobną kategorią roboty było koszenie trawy na punkcie czego dziadek miał istną manię. Trawa musiała być koszona co najmniej 2-3 razy na tydzień, nawet jak była susza i nawet nie urosła. I nie przekonasz że kosiarka chodzi tylko po próżnicy, trzeba skosić bo trawa za duża i zaraz się nie będzie dało. A jego ulubionym "teatrem" koszenia był sad.

Można było nie kosić podwórka, ale sad do którego nikt nie chodził i nikt go nie widział musiał być pokoszony non stop. Nerwy mi pękły jak w sobotę późnym wieczorem skończyłem go kosić, a w poniedziałek przed 7-mą rano dziadek mnie budzi dzwonieniem, że trzeba pokosić sad bo trawa urosła za wysoka. Jak można się domyślić, odmówiłem dość kategorycznie bo nie będę zapierniczał z samego rana jeżdżąc minimum 3 godziny kosiarką po próżnicy, żeby dziadek mógł popatrzeć jak ktoś pracuje.

W końcu to zaakceptował lecz był święcie obrażony.
Gdy próbowaliśmy znaleźć mu jakieś zajęcie - czy to nordic walking, kluby zainteresowań, dokarmianie kaczek, literaturę, puzzle, wędkarstwo, nawet oferowaliśmy że kupimy mu komputer i internet i nauczymy go używać to dziadek okazywał się wręcz betonem, i na wszystko była odpowiedź "Nie, ja nie chcę, ja nie będę, dajcie mi spokój".

Drugą piekielnością, jaką ktoś mógł już wywnioskować, było to, że dziadek był piekielnie uparty. A łączyło się to z piekielnością 3-cią, czyli świętym przekonaniem o własnej nieomylności i byciu ekspertem we wszystkim.

Jak sobie wyrobił opinię czy zaczął coś robić, to niczym nie dawało się go odciągnąć od tego. Jak chce żeby zrobić mu jakąś robotę, to będzie marudził aż do skutku i nie odpuści. Gdy zbierał wszystkie swoje złomy i śmieci, nie dało się mu wytłumaczyć że to jest niepotrzebne. "Nie, mi to będzie potrzebne i koniec, ja wiem lepiej!".

Innym przykładem niech będzie to, że do końca życia uważał, że Pogrom Kielecki to była wina Żydów i że Żydzi dzieci na macę przerabiali, i nie dotrzesz i nie wytłumaczysz że to wierutna bzdura i wiadomo to od parudziesięciu lat. "Ja wiem lepiej i koniec".

Również w budowlance stosował tą zasadę. Np. dach w kurniku zrobił zbrojony, ale pręty wpuścił tylko w jedną ścianę. Gdy był wymieniany dach (kurnik jest częścią budynku który ma być przerobiony na mieszkanie) robotnicy chcieli usunąć stary po kawałku, bezpiecznie, ale jak tylko zaczęli kuć to wszystko się zawaliło. Cudem jest, że jedyną ofiarą była jedna kura która była z innymi w środku, i nawet nie zmarła od przygniecenia tylko najwyraźniej na zawał.

Inny przykład to "naprawienie" światła w samochodzie mojej mamy. Dziadek uznał że jedno mu za słabo świeci (świeciły jednakowo, ale jak się możecie domyślić- dziadek się uparł i już) więc jako że on zna się na elektryce, to postanowił je naprawić. Gdy je naprawił, matka pojechała parę minut po czym wszystko co elektryczne zgasło, więc trzeba było jechać do elektryka. Ten ledwo otworzył auto, od razu zauważył co się stało.

- A kto to te blaszki tu wsadził?
- Ja wsadziłem żeby naprawić, bo jedno światło za słabo świeciło!
- Proszę pana, zrobił pan zwarcie i wszystkie bezpieczniki wywaliło. Tak się nie naprawia świateł! (potem się okazało że ze światłami wszystko jest w porządku)
- A idź pan, nie znasz się kompletnie!

Natomiast jeśli chodzi o dom w którym obecnie mieszkam, to gdy moi rodzice go budowali dziadek przejął dowództwo nad budową i mój ojciec w swojej głupocie uległ i go posłuchał.

"Weź wywal ten taras, ten ganek też wywal, tutaj okna poprzestawiaj, dobuduj takie jedno okno tam, jedne drzwi wywal i dobuduj garaż, się nie bój ja mam jednego znajomego w gminie i mi to przyklepie". Cóż, już samo budowanie metodą "W dupie mam przepisy bo piłem wódkę z jednym facetem" jest głupotą, ale to co nastąpiło potem, to skrajny idiotyzm.

Otóż dziadek nie poszedł z papierami od razu, tylko non stop to odkładał. "Zaraz pójdę, w następnym miesiącu, a po świętach, no już że zaraz pójdę, albo pójdę po nowym roku". Ciągnął to "zarazowanie" kilka lat, aż zmieniły się przepisy i te papiery zaczęto załatwiać w starostwie powiatowym, a nie w gminie, a tam dziadek już znajomości nie miał.

W wyniku tego dom do dziś nie jest odebrany. Mój ojciec jednak nie widzi problemu, "Bo kto Ci to sprawdzi?". Na wszelki wypadek zamierzam się zrzec spadku, bo nie chcę potem przejmować wszystkich jego długów, a potem jeszcze kary za nieodebrane mieszkanie.

No i tu docieramy do finału naszej opowieści. Bardziej smutnego niż piekielnego. Z połączenia owych trzech rzeczy wyszła dziadka ostatnia akcja. Od jakiegoś czasu nudę zabijał również wszelakimi operacjami i rehabilitacjami, i tak było w tym przypadku. Chciał, aby lekarz zrobił mu operację na oponiaku mózgu.

Lekarz odmówił- oponiak był mały, nie rozrastał się, na nic nie wpływał, więc jego usunięcie nie dałoby żadnej korzyści natomiast niezależnie od wyniku operacji było 50% szans że dziadek wyląduje na wózku.

No ale dziadek musiał mieć jakąś operacje i już. W końcu lekarz powiedział, że można zrobić jakąś operację na kręgosłupie. (Nie wiem dokładnie jaką, ale dziadek się skarżył że musi ją mieć bo mu już ciężej chodzić. Dziwić się przy grubo ponad 70 latami na karku i sporej nadwadze). Każdy mu to odradzał, takie operacje są zawsze ryzykowne, zwłaszcza w podeszłym wieku. Ale nie. On musi mieć operację, zdania nie zmieni. No i to był fatalny błąd. Jak się okazało, dziadek za późno odstawił leki rozrzedzające krew, i podczas operacji doszło do dużego krwawienia i udaru krwotocznego mózgu. Po tym dziadek miał sparaliżowaną całą prawą połowę ciała i przez kilka miesięcy dochodził do siebie na rehabilitacji zanim mógł nią znów ruszać.

Gdy w końcu w marcu wypisany został ze szpitala, ja byłem na wymianie na Słowacji. Gdy wrócił, mama z babcią zauważyły że dzieje się z nim coś dziwnego- miał zaniki pamięci, zdarzało mu się mówić bez sensu czy dziwnie chichotać. Gdy zabrano go do lekarza i na rezonans, okazało się że ten udar spowodował szybko postępujące zwapnienia mózgu. Stan dziadka z miesiąca na miesiąc się pogarszał, zapominał coraz bardziej, po kilku miesiącach już nie chodził, po kolejnych kilku nie mówił już ani słowa.

Pod sam koniec życia, w lato 2020 roku zanikł mu nawet odruch przełykania i trzeba go było karmić przez specjalną rurkę. Zmarł we wrześniu 2020, najprawdopodobniej przez doktora który odmówił przyjazdu, i o którym również tu pisałem.

Pomimo całej piekielności dziadka jednak kochałem go i nie jestem obecnie w stanie być na niego zły, a jedynie mi go szkoda. A zwłaszcza tego, jak odszedł - takiego losu nie życzę nikomu, a gdyby ktoś zobaczył jak dziadek "żył" po tej operacji, zrozumiałby dlaczego tak wielu sądzi, że eutanazja powinna być legalna.

dom

by GrumpyMatt
Dodaj nowy komentarz
avatar Ata11
12 12

GrumpyMatt Współczuję piekielnych rodziców. Zwłaszcza córki/syna dziadka. Dziadek może i był piekielny, ale wg mnie bardziej "rozpuszczony" przez dzieci. Jakim prawem matka/ojciec pozwalał na takie bezsensowne wykorzystywanie wnuka? Nie mylmy tego z pomocą dziadkowi. Jakoś niewielu (aby nie napisać nikt) pozwala na tresowanie ich własnych psów. Ale rodzina może "tresować" dzieci? A rodzice co? Szczęśliwi, że dziadek im odpuścił i "tresuje" wnuka? Znam to trochę w innej formie, ze swojego życia. Skutkuje na całe życie i "rzeczywistość".

Odpowiedz
avatar Cyraneczka
9 9

@Ata11 Nie bardzo wiedziałam, jak ubrać w słowa uczucia po przeczytaniu tego, ale ten komentarz pomógł. Wszyscy tu są piekielni, dziadek, bo był zapatrzonym w siebie bubkiem, rodzice, bo nic z tym nie robili, wnuczek, bo jeździł i robił zamiast od razu popukać się w głowę. A taka śmierć jest piekielna sama w sobie niestety.

Odpowiedz
avatar GrumpyMatt
8 10

@Cyraneczka: Jeździć to słowo na wyrost, przynajmniej o tyle jest dobrze że dziadek mieszkał po sąsiedzku, więc miałem do niego tak ze 20 metrów. No ale niestety, gdy mówiłem żeby dziadka trochę z tym utemperować to było "Ale zrób, bo będzie mu przykro itd itp." No i ja sam nie miałem zbytnio ochoty na fochy i wyrzuty dziadka każdego dnia, i jednak odmawiałem najbardziej absurdalnych wymysłów. Owszem, jak trzeba było zrobić coś konkretnego i przydatnego z rzadka, np podsypać drobnym gruzem drogę bo robiło się błoto, czy np pozbierać jabłek albo popsikać chwasty lub kostkę to robiłem to chętnie, bo była to sensowna robota ale takie zdarzały się rzadko. Z rodziców natomiast piekielny jest ojciec, o którym swego czasu napiszę. Matka oprócz manii sprzątania i pracoholizmu jest akurat normalna, i tak naprawdę to ona utrzymywała mnie i brata przez wszystkie lata.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

Wspólczuję Myślę, że dziadek nikogo w gminie tez nie znal, dlatego tak zwlekał

Odpowiedz
avatar GrumpyMatt
2 4

@maat_: Akurat w gminie faktycznie znał faceta, ale jednak niestety z moim dziadkiem było, jak to się mówi, "Siwrót na wywrót". Gdy trzeba było załatwić coś ważnego, czy to papiery czy jakąś sprawę to zaraz, to może poczekać, nic się nie pali. Ale jak była jakaś totalna pierdoła typu koszenie trawy czy kolejne wylewanie betonu do psiego kojca, to trzeba to już teraz, zaraz jak najszybciej bo się świat zawali, nastąpi armageddon i wszyscy zginiemy. Swoją drogą, z tym kojcem mnie teraz szlag trafia, bo najpierw się męczyłem z betonowaniem tego, co było kompletnie bezsensowną i niepotrzebną rzeczą, a teraz znowu będę się musiał męczyć ze skuwaniem tego, bo przesuwamy płot przy okazji robienia nowego. Dziadek przesunął go dalej niż na planie, bo chciał mieć metr podwórka więcej. Efektem tego jest to, że płot stoi niezgodnie z planem i nawet zwykły samochód ma nieraz problem wjechać, a wjechanie czymś większym, np szambiarką czy karetką jest albo niemożliwe albo to mordręga, gdyż droga jest pomiędzy płotem a domem sąsiadów..

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@GrumpyMatt: To, że znasz kogoś gdzies nie znaczy, że ta osoba moze cokolwiek w danej sprawie

Odpowiedz
avatar jan_usz
2 2

@maat_: Oj ździwisz się, sąsiadka próbowała załatwić coś w urzędzie i skończyło się na klasycznym "nie-da-się", ale okazało się że jej znajoma pracuje w tym urzędzie na jakimś pomniejszym stanowisku. Przy następnej próbie złożeniach tych samych papierów weszła wprowadzona przez znajomą. Jakoś tym razem obeszło się bez problemów, panie zaproponowały krzesło, kawkę i że one same tak skorygują papiery żeby się jednak dało.

Odpowiedz
avatar eeee25
1 3

Trochę jakbym o moim teściu słuchała. Gdy zamieszkaliśmy z mężem, ojciec nie rozumiał ze nie ma już syna pod nosem, tylko na drugim końcu miasta. I tak dzwonił bo np. przyszła faktura za tv, przyjedź wydrukuj. Przyjadę za 3 dni, masz 14 dni na zapłacenie. Oczywiście nie, dupę zawracał aż pojechał. Znowu telefon przyszedł do Ciebie list. Jaki list? No z banku. Dobra, to tylko reklama, odbiorę przy okazji. Nie, znowu telefon co godz aż pojechał

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@eeee25: To wasza wina, nauczyliście, ze pod presją mendzenia uginacie się, więc mendzi. A od mendzenia bardziej usztywniam stanowisko i ludzie szybko się uczą, ze nie warto

Odpowiedz
avatar Krzysztof
0 4

@maat_: Tacy osobnicy są absurdalnie toksyczni. Dobrze, że w końcu umarł, bo by Was wszystkich powykańczał. Szkoda, że tak późno, no, i że musieliście się z nim mordować, jak już sobie tak narobił, że był kukłą.

Odpowiedz
avatar eeee25
-1 1

@maat_ taak nasza wina

Odpowiedz
avatar irulax
3 3

Doskonale wiem o czym piszesz. Ja mam ciekawiej: pewna osoba nigdy nie wykonała sama żadnej kreatywnej pracy w domu, nigdy nie wyszła z inicjatywą, zawsze i we wszystkim byłą przeciw. Zawsze jednak kiedy się za coś biorę, chodzi mi u tyłk@ i gada: oooo nie da się, zepsujesz, nie umisz... Gdziekolwiek się ruszę zaraz mam na łbie i słyszę gdakanie. Wszystko źle, cokolwiek zrobię/cokolwiek kupię - zawsze jest źle. Np. drzewa w naszym mikro-sadzie przez dziesiątki lat rosły bez opieki, jak miotły - zagrzybione, nieprzycinane, jałowe. Wiosną wziąłem się za nie, przyciąłem, opryskałem. Ale się zapienił - tak sp*ć robotę?! Potem z sekatorem biegał dookoła i tak po mnie poprawiał. Żeby wszyscy sąsiedzi widzieli, że to ON. ON jest takim wspaniałym gospodarzem. Niby błahostka, niby ludzie mają dużo większe problemy życiowe, ale w moim małym mikroświecie odechciewa się robienia czegokolwiek w domu.

Odpowiedz
Udostępnij