Pojawiła się tutaj ostatnio historia osoby, która jest gruba, wie o tym, ale nie chce nic z tym robić. Oczywiście pod spodem było mnóstwo komentarzy o tym, że bycie grubym jest niezdrowe itp., mimo że autorka w historii napisała, że to dla niej piekielne ciągle coś takiego wysłuchiwać. Natknęło mnie to do opisania swojej historii i tego co ja uważam za piekielne.
Otóż też jestem gruba. Na chwilę obecną ważę ok. 100kg przy wzroście ok. 170cm. Noszę rozmiar 3XL bądź 4XL (zależnie od rozmiarówki w sklepie). W przeciwieństwie do autorki tamtego wyznania przeszkadza mi ten fakt. Przeszkadza mi fakt, że jestem gruba. I tu nawet nie chodzi o zdrowie, ok, niby zdrowie jest najważniejsze, ale mało osób zwraca na nie tak naprawdę uwagę. Palacz jak pali to też nie myśli o zdrowiu. Ale po prostu chciałabym być ładna. A czuję, że mój bebech mi odbiera urody.
W internecie często można się spotkać z komentarzami, że jak ktoś jest gruby to niech pójdzie ćwiczyć i zacznie zdrowiej jeść i po kłopocie. A jak jesteś gruby to na pewno znaczy, że tylko cały dzień leżysz przed TV i podjadasz chipsy. Tymczasem ja naprawdę staram się tak nie robić. Pilnuję kalorii (kiedyś jadałam nawet po 1500kcal, ale bardzo się źle czułam, więc przeszłam na 1900), staram się codziennie jeść warzywa, ograniczam słodycze i słone przekąski. Staram się dwa-trzy razy w tygodniu iść biegać. Biegam bardzo wolno, bo mi ciężko z moim balastem. Ale naprawdę próbuję.
Tylko że... Bardzo mało to daje. Często moja waga po prostu stoi w miejscu. Albo np. schudnę 1kg, pójdę na jakąś imprezę, gdzie wypiję trochę alkoholu i podjem więcej chipsów i ten kilogram wraca i to z nawiązką.
Badałam się, czy nie jestem na coś chora. Robiłam badania na tarczycę - wszystko w porządku. Na cukrzycę - nie mam. Więc to nie kwestia choroby.
I teraz przechodzimy do tego, co najważniejsze. Wiem, że na pewno moje postępy w zrzucaniu kilogramów byłyby o wiele większe, gdyby moja dieta była bardziej rygorystyczna. Gdybym nie ograniczała słodyczy i przekąsek, tylko zupełnie je rzuciła. Gdybym przestała jeść pizzę czy burgery i jadła zamiast tego kurczaka czy rybę z warzywami. Parę lat temu miałam operację, po której przez miesiąc byłam na ścisłej diecie. Schudłam 5kg w miesiąc, a w ogóle się wtedy nie ruszałam. Więc wiem, że bym mogła, gdybym znów wprowadziła sobie rygor.
Tylko że nie chcę. Jedzenie jest dla mnie ważną częścią życia. Zjedzenie dobrej pizzy czy czekolady sprawia mi radość i sprawia, że życie jest po prostu przyjemniejsze. Chcę być szczuplejsza, ale nie kosztem tego, że moje życie byłoby przez to smutniejsze.
Podobnie z ruchem. Mogłabym się ruszać jeszcze więcej, np. ćwiczyć codziennie. Ale potrzebuję też odpoczynku. Potrzebuję czasem wieczoru na kanapie z Netflixem albo grą komputerową.
Dlatego takie gadanie "jesteś gruby? Jedz mniej i ćwicz więcej" mnie niezmiernie irytuje. Mogłabym jeść mniej i ćwiczyć więcej, ale nie chcę. Chcę mieć też coś z życia, a nie ciągły rygor.
Oczywiście moja rodzinka to też ludzie z tego gatunku, co jak mnie widzą to tylko narzekają, że jestem gruba. Mam prawie 30 lat, a mój ojciec potrafi zadzwonić i robić mi wykłady o tym, że mam przestać tyle jeść. To dobijające i frustrujące. A najgorsze w tym, że jak się tak nasłucham to już mi się nie chce nawet ograniczać jedzonych rzeczy, bo skoro i tak nie ma efektów to po co...
Dom
Czyli chcesz zjeść ciastko i mieć ciastko. To tak nie działa. Idź do dietetyka.
Odpowiedz@babubabu89: raczej psychologa....
Odpowiedz@babubabu89: a co jej dietetyk da? Musiałaby się stosować do diety.
Odpowiedz@Izura: Dokładnie, a słabi ludzie raczej nie mają szans na diety
OdpowiedzCzyli znów - "Jestem gruba, chcę być chuda, ale nie chcę nic w tym kierunku robić". No niestety, samo się nie schudnie, chyba że tyrasz na budowie po 14 godzin na dwóch kanapkach. Nikt nie powiedział, że zrzucanie wagi jest przyjemne. Chcesz schudnąć? Rygor, dieta, ruch i mnóstwo czasu. Przy czym średnio kieruj się wagą, raczej obwodem. Ćwiczenia rozwijają mięśnie, a te są ciężkie. Możesz więc spalić 5 kg tłuszczu, ale zyskać 3 kg mięśni. Wg wagi - zrzucisz 2 kilo. Wg metra - 5
Odpowiedz@Fahren: Raczej "jestem gruba, chcę być szczupła, ale nie chcę rezygnować ze słodyczy i siedzenia przed TV i irytuje mnie jak ludzie stwierdzają, że jestem gruba i niezdrowo się odżywiam"...fuck logic. A tak na serio to bieganie przy wadze 100kg to czysty masochizm i zabójstwo dla stawów.
Odpowiedz@Fahren Eh, myślałam, że nie będę musiała na nic odpisywać i dlatego nie założyłam konta od razu, ale widzę, że ludzie jednak nie czytają ze zrozumieniem. "Jestem gruba, chcę być chuda, ale nie chcę nic w tym kierunku robić" Wyraźnie napisałam, że staram się coś robić w tym kierunku, ale nie chcę wprowadzać jeszcze większego rygoru do swojego życia. Co z tego, że bym schudła, skoro ucierpiałaby na tym moja psychika? Więc to nie jest tak, że (jak napisał ktoś na górze) chcę mieć ciastko i zjeść ciastko. Jeśli mam wybór - wprowadzić większy rygor i być szczuplejsza, albo żyć tak jak żyję i być gruba - to wybieram drugą opcję. Napisałam, że chciałabym być ładniejsza, ale jeszcze bardziej chciałabym być szczęśliwa, a jedząc jeszcze mniej i ćwicząc częściej nie byłabym szczęśliwa.
Odpowiedz@Bryanka Biegam wolnym tempem, nie na szybkość, tylko na czas. To najlepsza aktywność dla mnie, bo mogę w trakcie robić hobby, np. słuchać audiobooków. Nic mi się ze zdrowiem nie dzieje. Mąż, który waży trochę więcej niż ja, też biega i też nic mu się nie dzieje. Skąd takie głupoty?
Odpowiedz@Bryanka: Przecież nie mówię o bieganiu. Pisałem o ogólnym ruchu - spacery, rower, ćwiczenia
Odpowiedz@Fahren: ale autorka historii mówiła o bieganiu. Też jestem tego samego zdania: sport tak, bieganie absolutnie nie.
Odpowiedz@clockworkbeast: Taa, ciekawe jaki inny sport miałabym uprawiać, iść na siłownię, która jest zamknięta?
Odpowiedz@TaGruba przede wszystkim nie chodzi tylko o ograniczenie słodyczy i słonych przekąsek. Trzeba zacząć się zdrowo odżywiać! I jeść regularnie. U mnie zmiany nie były bardzo drastyczne, więc i tak jedzenie było przyjemnością, a w mc schudłam około 10kg, w obwodach około 50cm. Ćwiczenia 10minut dziennie, ale takie które przyspieszają metabolizm. Posiłek co trzy godziny, choćby jabłko czy batonik proteinowy. I właśnie - dużo protein, dużo warzyw, mało węglowodanów k mnóstwo wody!
Odpowiedz@TaGruba: Wymówki... Sporo siłowni jest pootwieranych. Jeśli boisz się pandemii to zawsze możesz kupić podstawowy sprzęt do ćwiczeń, który nie zajmuje dużo miejsca (jakiś catelbell, mata do ćwiczeń albo gumy do ćwiczeń) na pewno wystarczy Ci na długo. Są to w miarę tanie rzeczy i dodatkowo mogą pomóc uniknąć nieprzyjemnych spojrzeń na siłowni. Tylko ważne żeby z tego korzystać regularnie. Lato idzie to można też pomyśleć o rowerze, pływaniu w jakimś okolicznym akwenie itp. opcji jest dużo
Odpowiedz@krecius: W tym wypadku problem jest lekko inny: "Chciałabym, ale mi się nie chce..."
Odpowiedz@TaGruba: Ujmę to w ten sposób. Masz dwie opcje albo przestaniesz narzekać i zaciśniesz zęby, albo sobie odpuść. Ja sam ważę 84kg przy wzroście 176cm. I tak wiem, mam nadwagę, ale przynajmniej coś robię i to porządnie. Zaczynałem z wagą 91kg
Odpowiedz@SirChmiel no i tu jest pies pogrzebany. Z doświadczenia wiem, że trzeba naprawdę niewiele, żeby osiągnąć cel - ja np. zamieniłam biały chleb na orkiszowy, podobnie z mąką czy makaronami. Zamiast oleju słonecznikowego używam rzepakowy albo kokosowy. Zamiast słodkich napojów - woda. To naprawdę niewielkie zmiany, bo jem to co zawsze tylko ze zdrowszych produktów. I są efekty. Ale autorce się po chce tylko mówić o schudnięciu, a nie coś zrobić, żeby to osiągnąć.
Odpowiedz@krecius: Błąd w rozumowaniu. Twoje doświadczenie mówi jedynie o tym, że niewiele potrzeba było w twoim przypadku. I może jeszcze w paru innych. Ale to nie zadziała u wszystkich.
Odpowiedz@Zunrin w tym "fit wyzwaniu", w którym brałam udzial, było już setki uczestników. U każdego podobne efekty. Jasne, że na kogoś może nie zadziałać zdrowe odżywianie i ruch - lepiej nie próbować i dalej wpieprzac chipsy na kanapie przed tv.
Odpowiedz@krecius Ja jem jasne pieczywo, bo to super zdrowe pełnoziarniste mi szkodzi na układ pokarmowy, warzywa psiankowate też. Ważny jest deficyt kaloryczny, ruch i dostarczanie zarówno węglowodanów, białek i tłuszczy.
Odpowiedz@TaGruba: możesz kupić stepper i dreptać na nim albo orbitrek. Słuchawki dalej można przy tym mieć, nawet serial oglądać.
Odpowiedz@Bryanka: No to gruba pozostaniesz. Słabi ludzie nie mają szans z dietą. Dlatego se odpuść i wracaj przed netflixa z paczką chipsów czy jakichś cukierków. I skończ nam tutaj narzekać
Odpowiedz@TaGruba: Sama sobie odpowiedziałaś. Po co się tu żalisz? Wracaj do serialu i przekąsek. Słabi ludzie szans nie mają z dietami.
Odpowiedz@TaGruba: jest od metra cwiczen do wykonywania w domu, bez specjalistycznego sprzętu, dostosowanych dla ludzi, którzy nie powinni jeszcze bardziej nadwyrężać stawów, itp. Mnie bardzo podpasowala grupa z Australii (the body project), co najmniej połowa ich filmików jest dostępna na YT za darmo. Każda sesja ok.pol godziny, a jeśli nawet podają, że uzywamy ciężarków, to można użyć butelek wypełnionych woda czy toreb cukru. To jeden z multum przykładów - najważniejszym składnikiem jest tutaj chęć.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 maja 2021 o 13:22
Jedynym sposobem, żeby schudnąć, jest ujemny bilans energetyczny. Licz więc dokładnie kcal i ogranicz do np 1700 a na pewno waga zacznie spadać. A przy 1700 można też sobie pozwolić inna trochę pizzy, i słodyczy. A idąc na imprezę też da się przeliczyc mniej więcej ile kcal wypijesz i zjesz. I odjąć je sobie z wcześniejszych posiłków. Takie rozwiązanie też jest pewnego rodzaju rygorem, ale całkowicie bez niego niektórzy po prostu nie schudną w ogóle i tyle. A ten rygor wydaje się całkiem łagodny, biorąc pod uwagę nornlane życie bez wielu poświęceń.
Odpowiedz@Anexoza: Teoretycznie ujemny bilans powinien pomóc. Ale w praktyce czasem się zdarza, że to nic nie daje.
Odpowiedzwyszukaj sobie "miazga" lub "fit matka wariatka" - wiem, poleci milion minusów za reklamę, ale może autorce pomoże (znam 3 osoby, które zrobiły może nie ogromne postępy, ale różnicę widać gołym okiem, bez diety)
Odpowiedz@fury: Weszłam w komentarze, żeby dokładnie to samo zaproponować. Sama właśnie ćwiczę z aplikacją
Odpowiedzopcjonalnie kursy Jillian Michaels, np na DVD. To specjalistka od zrzucania wagi nawet z 200 kilo. Do tego bardzo optymistyczna babka i potrafi zmotywować.
Odpowiedz@fury ja z kolei polecam Fit Wyzwania Herbalife. Niestety, żeby do niego przystąpić trzeba zakupić szejka, ale w zamian masz opiekę trenera żywienia, cykl wykładów, propozycje przygotowywania posiłków, codzienne wideo z ćwiczeniami (10minutowe) i najważniejsze - są efekty. W mc straciłam 10kg i 50cm w obwodach właściwie bez wyrzeczeń (trzeba tylko zwracać uwagę na dobór odpowiednich zdrowych produktów). I przede wszystkim - po zmianie nawyków i wprowadzeniu regularnego żywienia dostalam mnóstwo energii i np. wcześniej konieczna drzemka w ciągu dnia nie była już potrzebna.
OdpowiedzDoskonale rozumiem Twoje rozterki. Problem leży bardzo mocno po stronie producentów żywności, którzy serwują nam śmieci nawet w rzeczach, które powinny/wydają się zdrowe, a do wszystkiego (np chleba) dodają cukru. Kochanie jedzenia to nic złego (wyrzuty sumienia już są czymś złym,bo negatywne myśli jednak przeszkadzają w utrzymywaniu drogi do jakiegokolwiek celu), to naturalne. Człowiek jest zaprogramowany do tego, że jak na dostęp do czegoś słodkiego lub tłustego to chce tego zjeść jak najwięcej. Dzięki temu instynktowi nie wymarlismy. Problem pojawił się niedawno, z masową produkcją żywności, kiedy mamy praktycznie stały dostęp do nieograniczonej ilości jedzenia, któremu nie możemy się oprzeć. Osobiście borykam się z codziennymi wyborami dietetycznymi, ale pomogły mi rady, którymi się podzielę, może komuś też pomogą: -zakupy spożywcze tylko z listą (i najlepiej omijać alejki z produktami, do których mamy słabość - u mnie czekolada), głównie rzeczy "z peryferii" sklepu tj. nieprzetworzone. Na koniec zakupów,kiedy nasz wózek jest pięknie wypełniony zdrowymi rzeczami trzeba zwalczyć pokusę "nagrodzenia" się jakimś np batonem przy kasie. Cała filozofia tej rady polega na tym, że jeśli w domu nie mamy "kuszących" rzeczy, to nie musimy męczyć swojej "silnej woli" - jemy to, co mamy pod ręką. -zamienniki - u mnie warzywne i owocowe (z wyjątkiem suszonych owoców, bo to też sam cukier) zamienniki typowych słodyczy okazały się hitem. I tutaj też zasada dostępności. Jeśli chce mi się czegoś słodkiego, ale mam tylko jabłko, to zjem to jabłko i już mi się odechce podjadania (a jak się nie odechce to zjem drugie jabłko, a co!). - wyrzucenie z diety glutenu i nabiału, ograniczenie mięsa - z tym punktem nie każdy musi się zgodzić, ale też nie każdy ma te same potrzeby. Mi pomogło, piszę o mnie. Generalnie większości tego co jem codziennie stanowią warzywa i owoce w różnych formach (polecam eksperymentować z przepisami - u mnie hitem są mieszanki warzyw robione na patelni - szybkie, łatwe, tanie, pyszne) -ruch - dziękuję mojemu psu za to, że jest, bo to idealny motywator i wymówka do codziennego ruchu. Nie, nie biegam, bo nie lubię biegać, po prostu chodzę. Czasem szybciej czasem wolniej, ale sumarycznie codziennie wpada przynajmniej godzina ruchu (w dni wolne od pracy więcej). Chodzenie jest dla człowieka duża naturalniejszą i łatwiejszą formą ruchu. Nie doznamy kontuzji jak przy sportach i możemy chodzić naprawdę godzinami bez odczuwania zmęczenia. Ogólnie najlepszą radą jest wprowadzanie do swojego życia takich zmian, które można utrzymać na zawsze. Ekstremalne diety są męczące i gwarantują efekt jojo, codzienny poranny jogging trwa do pierwszego deszczu itp.
Odpowiedz@Lucka: Pies to jest dobry pomysł. Bo z psem po prostu musisz wyjść, codziennie, niezależnie od pogody. A co do diety, proponowałbym bardziej rygorystyczną, ale z jednym dniem przerwy w tygodniu. Jak jak mam straszną ochotę na kawałek tortu czy coś, to łatwiej się powstrzymać wiedząc że w sobotę mogę go zjeść.
Odpowiedz@JanMariaWyborow: "nie chce ci się ruszać - weź sobie psa" to rada na poziomie "czujesz się samotny, zrób sobie dziecko". Mało jest osób, które mają psy, z którymi wychodzą na 5 min, bo dłużej się nie chce? Zresztą miałam taką znajomą, która potwornie przytyła w ciąży. Twierdziła, że mimo, że nigdy nie wychodziła nawet na krótkie spacery, to na pewno schudnie na spacerach z dzieckiem. Jak dziecko było niemowlakiem to wychodziła z nim pod blok, siadała na ławce i jeździła wózkiem w miejscu, Teraz dziecko starsze, chodzi z nim na plac zabaw, siada na ławce i gapi się w telefon. Nie, nie schudła. Zupełnie serio, z perspektywy osoby, która z racji tzw tendencji do tycia często bywała na dietach, ani pies ani dziecko ani partner lub chęć znalezienia go nigdy samo w sobie nie będzie dostateczną motywacją do schudnięcia. Trzeba zdiagnozować problem (samemu lub z pomocą specjalisty) i chcieć to zmienić dla samego siebie, czy to ze względu na zdrowie czy urodą, a nie sztucznie wymuszać zmianę tego stanu czynnikami zewznętrzymi. Jak alkoholik stwierdzi, że nie pije, bo szef się czepia, że ciągle zawiany przychodzi, to jest zajebiście duża szansa, że za jakiś czas dojdzie do wniosku, że na tej pracy to w sumie aż tak mu nie zależy.
Odpowiedz@Lucka Pies odpada, mam koty.
Odpowiedz@digi51: Nie udawajcie, że Was obchodzi moje zdrowie. Macie je gdzieś. Po prostu chcecie się poczuć lepsi w internetach.
Odpowiedz@digi51: świetny komentarz. Ja też nie wiem, co to w ogóle za pomysł, brać sobie psa. To nie zabawka. Przecież tylko zwierzak będzie się męczył.
Odpowiedz@clockworkbeast, @digi51, @JanMariaWyborow psa adoptowałam, bo od dziecka w domu był pies i "na swoim" czułam potrzebę futrzego przyjaciela. Codziennie mnie motywuje do ruchu, to prawda, ale nie dlatego mam psa i nikogo nie namawiam, żeby zwierzaka miał tylko z takiego powodu. To po pierwsze przyjaciel, towarzysz i odpowiedzialność. Co do bardziej rygorystycznej diety i ustawiania sobie dnia "oszukiwania" to u mnie się to nie sprawdziło - oczekiwanie żeby się najeść rzeczy po których tylko wyrzuty sumienia i ból brzucha, a jednoczesne pilnowanie się cały tydzień, żeby zupełnie nic "niezdrowego" nie zjeść dla mnie było za trudne (silna wola to coś, co lepiej oszczędzać niż nadwyrężać). Nie mówię, że to niewykonalne, ale dla mnie łatwiej jest oceniać/ planować swoją dietę dla każdego dnia z osobna.
Odpowiedz@Lucka: Bo pies to fajny towarzysy spacerów i wyprowadzanie go na dwór może pomóc schudnąć, ale warunkiem jest to, aby w ogóle wychodzenie na spacer lubić, fakt, samemu spacerować trochę nudno i w tym sensie pies jest motywacją. W przypadku osób, które w ogóle nie lubią wychodzić na dwór może to zadziałać, ale nie musi - równie dobrze może się skończyć tak, że pies będzie na dworze 20 min dziennie albo w ogóle zostanie oddany, bo właściciel wykaże się słomianym zapałem.
Odpowiedz@Lucka: Nie rezygnujemy z glutenu "dla schudnięcia", bo to tak nie działa. Gluten według standardów medycznych wykluczamy, jeśli mamy do czynienia np. z celiakią. Co możemy wykluczyć to białe pieczywo (ciemne pieczywo czy owsianka zawierają masę witamin, składników mineralnych i niezbędnego nam błonnika), a to jednak nie to samo co gluten. Gluten jest tym, co w produktach mącznych jak chleb, wypieki czy naleśniki je spaja - podobne produkty bezglutenowe wcale nie muszą być mniej kaloryczne, za to są zwykle bardziej suche i kruszące się.
Odpowiedz@Lucka: Problem leży w jej głowie a nie u producentów. Czy ktoś jej wkłada to do buzi na siłę z przystawionym pistoletem? Ludzie obwiniają wszystko tylko nie siebie.
Odpowiedz@Lucka: ekstremalne diety odpadają bo efekt jojo gwarantowany? Nie wrzucaj całego świata do jednego wora, to że TY nie dałaś rady na czymś, to nie znaczy że każdy nie da i będzie miał efekt jojo! Słabi nie mają szans i tyle w temacie
OdpowiedzSprawdzalas insulinoopornosc? Czy jakos tak xD Dwie znajome to maja. Jedna byla szczupla, zawsze zarlysmy na potege i nagle duzo zaczela tyc. Chyba ze 2lata robila badania i po lekarzach lazila nim doszli do insulinoopornosci. Potem rok zabawy z lekami, zle sie czula itd. I teraz wyglada jak dawniej :) super szczupla:) Nie ogranicza sie jakos. Je normalnie:) Wspolczuje z osoba z takimi problemami. Niestety kazdy z nas jest inny
Odpowiedz@AnitaBlake Tak, sprawdzałam, nie mam.
Odpowiedz@AnitaBlake: zwłaszcza, że do zdiagnozowania IO wystarczy krzywa insulinowa 3-punktowa, prywatnie kosztuje stówkę i od razu wiadomo o co chodzi :) A bieganiem przy wadze 100 kg można sobie rozwalić stawy kolanowe. Lepiej poszukać innej aktywności fizycznej (choćby rower).
Odpowiedz@Librariana: Nie mam roweru i póki mieszkam na wynajmie to nie mogę mieć, bo nie mam na niego miejsca. Jeździłam jak były rowery miejskie, ale w moim mieście zlikwidowały się na koniec 2019.
Odpowiedz@AnitaBlake: Sama otyłość również napędza insulinooporoność (a przez to cukrzycę). Tkanka tłuszczowa żółta to organ produkujący hormony i inne cząsteczki regulujące pracę naszego organizmu. Sytuacja, kiedy to insulinooporność pojawia się pierwsza (konkretne mutacje genetyczne na przykład) jest znacznie rzadsza niż wtedy, kiedy to otyłość jest pierwsza. Aczkolwiek warto trzymać rękę na pulsie, zwłaszcza przy nadmiernych kilogramach, cukrzyca to nic zabawnego. Regularne badanie się się chwali!
Odpowiedz@TaGruba: Polecam Ci marsz. I przestac stresowac sie dieta. A przede wszystkim przestan narzekac. Poza rodzina malo kto Ci powie "o jestes gruba! schudnij!" - musialby byc totalnym chamem. Nie jest przypadkiem tak, ze narzekasz na to a ludzie proponuja Ci rozwiazania w postaci "mniej zrec, wiecej cwiczyc"? Zastap bieganie codziennym marszem kilka kilometrow - sciagnij aplikacje z krokami i rob minimum 10000. Ja tez lubie jesc wiec albo zmniejszam porcje albo liczbe posilkow (to ostatnie jest dla mnie przktyczniejsze, ale wiem ze niezbyt zdrowe). Dla tych co tak jak my lubia jesc, sport jest wybawieniem - pozwala spalic nadmierne kalorie a nie musi byc nieprzyjemny. Inny sposob, ktory polecam to dieta 8/16 - ustalasz okres 8 godzin na dzien, w ktorych bedziesz jesc, a 16h godzin utrzymujesz glodowke (tylko czarna kawa lub herbata bez cukru). to fajny sposob na motywacje i mozna sobie pomoc aplikacjami, ale wiem ze nie jest dla wszystkich i nie wiem czy to zdrowy sposob. I jeszcze jedno - nie jest tak ze malo jesz, sporo cwiczysz, jestes zdrowa a i tak nie chudniesz - musisz ewidentnie cos robic zle
OdpowiedzPewnie mój komentarz cię zirytuje. Pewnie się ze mną nie zgodzisz. Może nawet założysz konto, żeby wlepić mi minusa. Ale i tak to napiszę. Prezentujesz wręcz kanon zachowań typowej osoby uzależnionej. Niby zdajesz sobie sprawę z problemu, ale przecież nie rozwiążesz go ostatecznie, bo też "chcesz mieć coś z życia". Stawiasz sobie "granice", które kompletnie niczego nie wnoszą, ale za to świetnie uspokajają sumienie, no bo "przecież się ograniczasz". Szukasz sobie wymówek, tłumaczysz sobie jakie to ważne, jaką przyjemność to sprawia. Warunkujesz swoje szczęście tym, czy będziesz jadła niezdrowe rzeczy. Chciałabyś się zmienić, ale najlepiej beż żadnego większego wysiłku. Nie, kilkanaście minut truchtania dwa razy w tygodniu to nie jest wysiłek. Denerwujesz się na rodziców, którzy ci to wytykają, bo to przecież nieprawda, przecież chcesz i się starasz. Jak alkoholik, który twierdzi, że przecież jest dobrze, bo upija się na umór tylko raz w miesiącu, a na co dzień to tylko czteropaczek piwka, bo przecież mu się należy, a wszyscy i tak się czepiają. Z drugiej strony drakońskie pomysły pokroju diety 1500kcal, czy tego nieszczęsnego biegania. Jeśli naprawdę chcesz coś ze sobą zrobić, to idź do terapeuty. I do dietetyka. Najlepiej w tej właśnie kolejności. https://www.uzaleznieniabehawioralne.pl/zaburzenia-odzywiania/czy-jestes-jedzenioholikiem/
Odpowiedz@Meliana Ale właśnie o tym jest ta historia, że ja nie chcę schudnąć - nie takim kosztem, jakim mi tu proponujesz. Nie chcę postawić sobie większych granic. Nie chcę jeszcze więcej ćwiczyć. Jeśli przy obecnych ograniczeniach nie jestem w stanie schudnąć - to wolę nie chudnąć. To inni chcą, bym schudła. Zaczynając od rodziców, a kończąc na osobach takich jak Ty, piszących niepotrzebne komentarze w internecie.
Odpowiedz@Meliana A jeszcze z ciekawości zetknęłam na ten link i tylko na jedno pytanie (nr 3) odpowiedziałam "tak". To że przyznaję, że lubię jeść i że to jest dla mnie ważne, nie znaczy, że napycham się jak wieprz i to jeszcze na skitraniu np. przed mężem.
Odpowiedz@Meliana: Nie wiem za co masz minusy, bo akurat ten komentarz jest najbardziej merytoryczny ze wszystkich. W bardzo wielu przypadkach otyłość jest skutkiem problemów z osobowością i psychiką. Ludzie różnie sobie z tym radzą. Jedni piją, drudzy się głodzą, a inni swoje stresy "zajadają". Poprawiają sobie humor - i od razu im lepiej. Waga rośnie, co jest powodem do kolejnych stresów i kolejnego podjadania. Koło się zamyka. I żadne pozorowane działania mające na celu okłamanie samego siebie -niczego tu raczej nie zmienią.
Odpowiedz@Armagedon: "Nie wiem za co masz minusy, bo akurat ten komentarz jest najbardziej merytoryczny ze wszystkich." od leniwych grubasów oczywiście :D Teraz czekam na moje minuski :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 kwietnia 2021 o 8:05
@Meliana: Racja. Jedzenie uzależnia, cukier uzależnia i to bardzo. To najprostsza metoda nagradzania się i w tym problem. Ja miałam szczęście do pan trener, która sama ma problem z podejściem do jedzenia, czego co prawda po niej nie widać, ale doskonale rozumiała, że czasem naprawdę cię ssie na coś słodkiego. Małymi krokami pokazywała,co można robić, żeby jeść zdrowiej, tracić wagę, a jednocześnie nie wpadać w skrajności. Lubisz czekoladę - jak raz w tygodniu zjesz MALEGO batonika albo jeden rządek z tabliczki czekolady, to tragedia się nie stanie. Ważne,żeby to było w małych ilościach i z głową. Jeśli sięgasz po czekoladę/pizzę/chipsy, bo chcesz się nagrodzić, chcesz sobie poprawić dzień etc to niestety długofalowo każda dieta padnie, bo nastawienie jest złe. W moim wypadku to było myślenie: "Przebiegłam 5 km, spaliłam 300 kalorii, to mogę się nagrodzić i zjeść CAŁĄ wielką pizzę". Efekt był do przewidzenia. Tak jak piszesz, czasem naprawdę pomoc specjalisty jest potrzebna. Bardzo ciężko jest rzucić się na tak ogromny projekt samemu, nie mając wiedzy, doświadczenia i jednak wsparcia na co dzień.
Odpowiedz@Meliana: Też nie wiem skąd minusy. Natomiast brakuje jeszcze jednego elementu. Tak naprawdę nie wiemy jaki jest jej bilans energetyczny. Możliwe też jest, że jej otyłość to efekt choroby. Dawno temu czytałem (możliwe, że na piekielnych) historię dziewczyny, która tyła "on powietrza". Szukała choroby ale niby była zdrowa jak ryba. I po jakiś czasie usłyszała o jakieś rzadkiej przypadłości (za cholerę nie pamietam jakiej), która tak może się objawiać i o lekarzu, który się na tym zna. Jak ten lekarz zobaczył ją w drzwiach gabinety powiedział " Co? Masz problem ze schudnięciem?" @Kestrel: Cukier ponoś mocno uzależnia. Są teorie mówiące, ze nadmierne spożycie cukru w młodym wieku może skutkować alkoholizmem w późniejszym. I rzeczywiście jest w najmniej spodziewanych produktach. A jak nie ma cukru to jest mąka.
Odpowiedz@Error505: Chodzi ci zapewne o załamanie metaboliczne, kiedy nawet przy ujemnym bilansie kalorycznym organizm spożyte kalorie odkłada w tkankę tłuszczową, a pozbawia się masy mięśniowej, kostnej i organów. Otyli ludzie wykazują wtedy taki sam poziom wyniszczenia organizmu co osoby długotrwale głodujące. Ogólnie też tego wszystkiego nie rozumiem. Z opisu historii wynika, że ruch autorki jest wciąż poniżej minimalnej zaleconej dawki dziennej niezbędnej do prawidłowego funkcjonowania ciała. Niby chce schudnąć, ale nie chce włożyć w to żadnego wysiłku. Niby jest jej dobrze, ale jednak źle. Powinna chyba udać się do psychologa z takim rozdwojeniem.
Odpowiedz@Puszczyk: Generalnie to irytują mnie kategoryczne sądy na podstawie niewystarczających danych. I to, że wszyto co dotyczy innych ma być zero jedynkowe. Ale w naszym przypadku to pełna skala szarości. Pewnie, że najbardziej prawdopodobny jest scenariusz, że dziewczyna ma po prostu dodatni bilans energetyczny. Ale to nie jest pewne. A ludzie tutaj, ale nie tylko tutaj, wypowiadają się po to, żeby podnieść swoją samoocenę a nie po to, żeby komuś pomóc. Inna sprawa, że szukanie pomocy na piekielnych to nie jest raczej dobry pomysł.
OdpowiedzOdpisałam tutaj w komentarzach paru osobom, ale moje odpowiedzi w ogóle mi się nie pokazują. W swoim profilu je widzę. Nie wiem co to za dziwny błąd.
OdpowiedzGościówy z obu historii piszą, że mają dosyć słuchania od innych, że mają schudnąć to co robią piekielni? Piszą im, że mają schudnąć. XD Ej, mam pomysł, może wszyscy skupimy się na swoich wagach, a nie na innych ludziach?
Odpowiedz@BananaJuice: Chyba jednak czegoś nie rozumiesz. "Gościówy" CHCĄ schudnąć. Jedynie nie akceptują wysiłku, jaki miałyby w to włożyć. A "piekielni" nikomu nie piszą, że "MA schudnąć". Starają się tylko udzielić jakiejś porady, żeby owo chudnięcie było jak najmniej uciążliwe i jak najbardziej efektywne. Czy "gościówy" zechcą skorzystać z tych porad - to już jest ich problem.
Odpowiedz@Armagedon Czemu moich komentarzy nie widać? Ile razy jeszcze mam powtarzać, że nie chcę schudnąć, jeśli jedynym sposobem na to jest większy rygor? I że nie napisałam tej historii z prośbą o rady! Odczepcie się od cudzej wagi!!!
Odpowiedz@Armagedon: No i zminusowały cię grubasy (w obu komentarzach), co to "nie chcą schudnąć", ale chcą. Jeszcze nie spotkałam grubej baby, co by nie chciała być Claudią Schiffer, bo tak się sobie podoba w zwałach sadła. Tylko że te bidule nie po krytykę na piekielnych przychodzą, tylko po pociechę, wsparcie i pogłaskanie po główce.
Odpowiedz@BananaJuice: wychodzisz ze swoim życiem do internetu, to licz się z tym, że każdy będzie mógł dorzucić swoje trzy grosze. Po drugie to brzmi mniej więcej tak: "Jestem z moim facetem od dawna, bije mnie i poniża, staram się temu przeciwdziałać, już nie bije mnie kijem, tylko ręką. Wiem, że nie powinno tak być, ale nie jestem w stanie z dnia na dzień od niego odejść, będę wynosić po jednej rzeczy co tydzień, to w końcu kiedyś się wyprowadzę. Mam dość tego, że rodzice mówią, że powinnam od niego odejść, tak jakbym o tym nie wiedziała, ale to nie jest takie proste" Ludzie w necie: "Kobieto, opamiętaj się i zostaw go! BananaJuice: "Lol, gościówa ma dosyć tego, że ludzie jej mówią, że powinna odejść od gościa, który ją leje, a co robią piekielni? Piszą, że ma od niego odejść XD
Odpowiedz@Bedrana: A ja nie spotkałam jeszcze grubej osoby, która by mnie nie zwyzywała od anorektyczek. Niestety.
OdpowiedzNajwięcej schudłam jedząc pizzę i popijąc pepsi. Rzadko jadłam śniadanie, bo nie miałam czasu. W pracy byłam o 12. O 14 dostawałam pyszną pizzę. Pracowałam po 11-15 h dziennie. Pizza starczała na cały dzień. Jeśli nie, zagryzałam chipsami albo kolejną pizzą. Piłam wyłącznie pepsi. Ale moja praca to był czysty zapierdziel. Bieganie, dźwiganie (czasem trzeba było wtargać kilka kegów na drugie piętro, a każdy 40kg), w godzinę wysprzątać na błysk 250 m2. Nie chcesz być gruba, to niestety. Trzeba zapier niczać. Diety może są fajne, ale nie dla każdego. Jak przestanę pracować pewnie szybko dojdę do 100, ale w życiu nie przestawię się na żarcie sałaty. Nie znoszę zdrowego jedzenia. Do tego jest czasochłonne, kto ma na to czas?
Odpowiedz@marudak: to zabawne, że nie widzisz nic pomiędzy pizzą z pepsi a "żarciem sałaty"... Ale zdajesz sobie sprawę, że to, co jesz wpływa nie tylko na sylwetkę, ale i zdrowie? I że będąc szczupłym można mieć różne niedobory i zaburzenia hormonalne właśnie przez kiepskie odżywanie?
OdpowiedzOd takich problemów jest psycholog. Jedzenie jako główne narzędzie aktywacji "ośrodka nagrody" to zrozumiałe, ale i patologiczne zjawisko. To kompensowanie pewnych problemów. Pierwotnym problemem nie jest więc obżarstwo samo w sobie, tylko ten obszar (nie wiemy jaki, ale możliwe, że autor wie) którego dysfunkcja jest kompensowana nagradzaniem się za pomocą jedzenia.
Odpowiedz@zupak: Moja psycholożka, u której leczę się na zaburzenia lękowe, poparła mnie, jak powiedziałam, że nie chcę schudnąć kosztem bycia nieszczęśliwą!
Odpowiedz@zupak: Świetny komentarz, nie wiem, dlaczego cię zminusowali. Alkoholik sięga po kolejne piwo mimo,że wie,że mu to szkodzi. Jak to się różni od sięgania po kolejną czekoladę zagryzana pizzą, kiedy obiektywnie wie się, że to nie jest dobry pomysł?
Odpowiedz@TaGruba: Bardzo podkreslasz w komentarzach, ze nie chcesz schudnac. W tym samym momencie Twoja historia zaczyna sie od "chce schudnac, moj brzuch mi przeszkadza". Jesli nie chcesz chudnac to sie zaakceptuj, "pokochaj" ten brzuch i nie wmawiaj sobie ze sie starasz, bo to tylko bardziej Cie stresuje i unieszczesliwia. A jak sie zaakceptujesz to zadne komentarze nie beda Ci przeszkadzac
OdpowiedzJeżeli masz siedzący tryb pracy to życzę powodzenia w odchudzaniu na diecie 1900 kcal, wolnym bieganiu 2 razy w tygodniu i "staraniu" się jeść warzywa codziennie. "Chcę być szczuplejsza, ale nie kosztem tego, że moje życie byłoby przez to smutniejsze." - Spoko, rób co chcesz, tylko za 10 lat nie narzekaj, że Twoje kolana są w tragicznym stanie i Twoje serce nie wyrabia pompować krwi. Zapewne twoje życie będzie wtedy bardzo wesołe, bo przez ostatnie 40 lat mogłaś jeść pizzę bez ograniczeń. Rób sobie co chcesz, jak dla mnie to możesz ważyć nawet 300 kg i złego słowa nie powiem, nigdy nie mówię grubym ludziom, że mają się odchudzać, bo mało mnie interesuje co kto robi ze swoim życiem. Po prostu nie ma logiki w twoim postępowaniu i to jest jedyne co chciałam napisać.
OdpowiedzWszystko w życiu sprowadza się do dążenia do bycia szczęśliwym. Zdrowie i długie życie nie dadzą szczęścia, jeśli są okupione codziennymi wyrzeczeniami. Innymi słowy, jeżeli chciałabyś być zdrowa bo tak trzeba, ale wymaga to nieustannej kontroli, to bedziesz sobie żyła 80 lat, ale w smutku i frustracji. Tak naprawdę w przypadku osób otyłych czerpiących radość z jedzenia są tylko dwie opcje: albo trzyma sie diety fit i zmienia przy pomocy terapeuty i ćwiczeń sposób myślenia i "źródło" pozytywnych doznań, albo ma to gdzieś i żyje krócej ale na własnych zasadach. Jak dla mnie obie opcje są dobre, jeśli wybiera się świadomie. Koniec końców i tak umrzemy wszyscy.
OdpowiedzTylko chyba nie zwróciłaś uwagi jaki tryb życia ma autorka tamtej historii. Nieważne czy będziesz miała nadwagę czy niedowagę - spędzanie większości doby przed komputerem jest zwyczajnie niezdrowe i tyle. Zdecydowanie nie wpływa to też dobrze na utrzymanie właściwej wagi ciała. Teraz osoby jak autorka mogą sobie mówić, że się tym nie przejmują, ale po latach taki tryb życia się po prostu na nich zemści, a nieprawidłowa waga jeszcze do tego swoje dołoży. I będą żałować, że jednak nie widzieli sensu w pójściu na spacer od czasu do czasu...
OdpowiedzBieganie nie działa na schudnięcie. Tylko ćwiczenia siłowe
Odpowiedz@misiafaraona: No bardzo ciekawe, bo jak mój mąż biegał zanim mnie poznał, to schudł 20 kg.
Odpowiedz@misiafaraona: ośmielę się nie zgodzić, spalanie tkanki tłuszczowej właśnie przy bieganiu jest najbardziej wydajne. Istnieją tylko dwa małe ale. Po pierwsze takie spektakularne spalanie występuje dopiero jeśli biega się dłużej niż dwie godziny (wcześniej oczywiście też się spala tłuszcz, ale w mniejszej ilości), a po drugie przy pewnej wadze bieganie jest niewskazane przez nadmierne obciążenie stawów. Dlatego bieganie tak, ale lepiej zacząć od roweru, basenu czy chodzenia z kijkami. No i jakikolwiek wysiłek powinien trwać co najmniej pół godziny, bo wcześniej bazujemy na węglowodanach.
Odpowiedz@Brzeginka: zamiast dwóch godzin biegania wystarczy 15 minut ćwiczeń z ciężarkami
Odpowiedz@misiafaraona: Że niby 15 min ćwiczeń z ciężarkami spali tyle samo/więcej kalorii niż dwie godziny biegania?
Odpowiedz@Austenityzacja: że niby łatwiej grubasów i zebrać się na 15 minut statycznych ćwiczeń w domu. I krzywdy sobie nie zrobi na stawy jak tym bieganiem. Mit o spalaniu tłuszczu był popularny w latach 90 ubiegłego wieku i już dawno obalony.
Odpowiedz@misiafaraona: Chyba nie rozumiem o jakim micie mówisz. Szlaki metaboliczne opierające się na rozkładzie tłuszczu i pozyskiwaniu z niego energii są dość jasno opisane i udokumentowane. I zamienianie dwóch godzin wysiłku na kwadrans jest dość... nieskuteczne. Oczywiście, że im krócej tym łatwej kogoś zmobilizować, ale nie oznacza to, że przyniesie to jakieś spektakularne efekty. Już lepiej wysłać taką osobę na półgodzinny spacer szybkim tempem, zaangażowanych będzie wtedy więcej partii mięśni.
Odpowiedz@Brzeginka: a jednak takie "czary" w 15 się dzieją
Odpowiedz@misiafaraona: Przy treningu silowym nie mozna zrobic sobie krzywdy? niebezpieczna bujda. Wystarczy, ze przy przysiadach kolana ida do srodka, a przy brzuszkach nie napinasz brzucha. Juz nie mowie o nieumiejetnym uzywaniu obciazenia
OdpowiedzTest pisania komentarzy.
OdpowiedzSprobuj intermittent fasting, post przeyrywany, na mnie dziala a zaczelam od pulapu identycznego jak ty
OdpowiedzKolejny wątek, kolejne komentarze - i znowu nie na temat. Przypomina mi się historia ze studenckich czasów, gdy dziewczyna z roku wracała z zajęć z wielką kartką na plecach, a na tejże kartce napisane było równie wielkimi literami: "WIEM, ŻE MAM BRUDNĄ KURTKĘ". Rzeczywiście, miała na plecach brudną smugę (widocznie gdzieś się otarła), o czym ją każdy - w jak najlepszej wierze - informował. W końcu miała dość powtarzania "tak, wiem" i przykleiła sobie wspomnianą kartkę. No to teraz wyobraźcie sobie sytuację, że nie tylko każdy jej zwraca uwagę, że ma brudną kurtkę, ale jeszcze daje instrukcje, jak ma tę kurkę wyczyścić. I o tym piszą autorki obu wątków: one WIEDZĄ, że są grube! Nie utyły w ciągu godziny, nie utyły w ciągu tygodnia; nie utyły "z tyłu na kurtce". Czy coś z tą otyłością robią czy nie robią - nie ma w danym momencie znaczenia; W I E D Z Ą!!! Jak będą chciały porad i pouczeń, to o nie poproszą; ale póki co, nie mają ochoty na wysłuchiwanie kolejnych porcji "smrodku dydaktycznego".
Odpowiedz@niemoja: To powiedz mi, co ma na celu ta historia i tym podobne? Meritum piekielności zamyka się w "jestem gruba, wiem o tym, mam lustro, ludzie czuja się w obowiązku mówić mi, że jestem gruba". A autorki tych historii opisują swój niezdrowy styl życia ze szczegółami, jęczą, że próbują diet, ale nie działają, w sumie chcą schudnąć, ale nie wiedzą jak, ale jak to inni ośmielają się dawać im rady. To po co się rozpisywać o swoim życiu i historii wagi i nieudanych diet?
Odpowiedz@digi51: Zapewne ma na celu, żebyście nie robili dokładnie tego co cały czas robicie w komentarzach...
Odpowiedz@ElleS: aha, czyli opowiadanie ludziom ze szczegółami o swoim problemie i tym.że nie potrafi tego zmienić, żeby zakomunikować, że nie chce słuchać o tym, że ma problwm i rad jak go rozwiązać. Ok.
Odpowiedz@digi51: @TaGruba wyjaśniła: "Mogłabym jeść mniej i ćwiczyć więcej, ale NIE CHCĘ, bo chce mieć coś z życia". Czyli WIE, że ma problem i WIE, jakie jest rozwiązanie tego problemu, ale - póki co - nie chce się aż tak poświęcać. Uwagi ze strony rodziny irytują ją i zniechęcają do kontynuowania rygorów, które aktualnie sobie wyznaczyła.
Odpowiedz@digi51: Ale mnie frustruje, że nie widzicie moich odpowiedzi!!! NIE CHCĘ OD WAS ŻADNYCH RAD!!! MOJA HISTORIA JEST O TYM, ŻE MAM DOSYĆ "ZŁOTYCH RAD" OD WSZYSTKICH NAOKOŁO!!!
Odpowiedz@TaGruba: to na ch**** piszesz? Siedzisz, jeczysz jak to Ci dobrze. Skoro piszesz cos w necie licz sie z komentarzami, a jak nie chcesz to zamknij buzie
Odpowiedz@niemoja: problem jest w tym, że ona mówi, że "nie może" schudnąć. Niech powie, że nie chce i woli jeść, i leżeć na kanapie.
OdpowiedzHej, a jak twoje wyniki krwi i tak dalej? Jeżeli wszystko jest w porządku, to nie widzę potrzeby wprowadzania jakiejś rygorystycznej diety. 1900 kcal wydaje się być bardzo spoko wartością. Ważne, żebyś dobrze liczyła. Szczerze odradzam bieganie, łatwiej sobie zrobić krzywdę, niż pożytek. Może jest jakiś sport, który lubisz? Najważniejsze to po prostu się ruszać, nie trzeba być wyczynowcem, jak niektórzy twierdzą. No i jeszcze bardzo ważna rada - po prostu siebie polub. Najłatwiej dba się o to, co kochamy i co jest dla nas ważne. Trzymaj się cieplutko :)
Odpowiedz@Gelata: Właśnie sęk w tym, że nie lubię sportu. Bieganie jest ok, bo mogę jednocześnie robić inne hobby.
OdpowiedzJedzenie czekolady powoduje produkcje dopaminy, hormonu szczescia. Problem w tym, ze co innego zjedzenie jednego kawalka czekolady, a co innego zezarcie calej tabliczki. W tym ostatnim przypadku poziom dopaminy gwaltownie rosnie, po czym rownie szybko leci na ryj, wpedzajac w epizody depresyjne. Do tego dochodzi zle samopoczucie zwiazane z otyloscia i problem gotowy. Moze spojrz na to, jak na narkotyki - nie stanie sie nic zlego od zapalenia jednego skreta raz na tydzien, ale juz dawanie w sobie w zyle zabije predzej czy pozniej. A ty sobie dajesz te slodycze i fast foody w zyle. Wierz lub nie, ale regularne i na miare mozliwosci intensywne uprawianie sportu daje takiego samego kopa dopaminy jak czekolada. Zreszta po dobrej sesji sportowej mozna sie nagrodzic czyms smacznym i niezdrowym, ale w malej ilosci, a nie na kopy. A rzecz siedzi w psychice. Kiedy rzucalam palenie najgorszy nie byl brak nikotyny, tylko to, ze nie moglam sobie siebie wyobrazic bez papierosa, chodzilo o rytualy. To kwestia zmiany myslenia. Moze pomysl sobie co ci da zjedzenie nie jednego kawalka a tabliczki czekolady. Tabliczka tez sie kiedys skonczy i tez bedzie przykro, ale jeden kawalek nie zrobi takiego spustoszenia.
Odpowiedz@Samoyed: Ale ja nie jem tabliczki dziennie... Kiedyś tak jadłam, dlatego m.in. przytyłam. Teraz jem jeden pasek na dzień.
Odpowiedz@TaGruba: jeden na dzień to i tak dużo xD
OdpowiedzTest komentarza
OdpowiedzTest test
OdpowiedzNo nie da się tak, że nic z siebie nie dam, a i tak schudnę. To nie tak działa. Poza tym... naprawdę sądzisz, że jak poćwiczysz tą godzinę 3 razy w tygodniu to nie będziesz miała czasu na nic innego? Przecież to tylko godzina z powrotem i prysznicem dwie i reszta wieczoru wolna - i 4 pozostałe wieczory też, tydzień ma siedem dni! Możesz też kupić rowerek stacjonarny i pedałować oglądając serial - sama tak robię. Może skorzystaj z wiedzy trenera personalnego i dobrego dietetyka? Uwierz mi z moim dietetykiem mam tak dobry jadłospis, że i na pizzę (oczywiście nie całą) i na czekoladę (2 rządki nie cała tabliczka i nie codziennie a dwa razy w tygodniu) znalazło się miejsce. A chudnę :)
OdpowiedzMoże problemów z wagą nie mam, ale doskonale wiem co to rygorystyczna dieta, która odbiera radość z jedzenia. Ja byłam na takiej ponad 2 lata ze względów zdrowotnych. Ponad rok bez cukrów prostych i slodzikow, a teraz pół roku już mogę cukier, słodziki nadal nie (i dobrze, są gorsze niż cukier), ale za to już nie mogę tłustego, orzechów i innych rzeczy ciężkostrawnych. Z racji tego, że kocham owoce, to wręcz podstawa mojej diety, to ten ponad rok bez cukru to była katorga, bo nie mogłam jeść owoców, pić soków, mleka, jeść jogurtów, śmietany, itd. Po prostu cała dieta mi się wywróciła do góry nogami i po kilku miesiącach miałam wręcz załamania nerwowe, bo za warzywami nie przepadam, a to one stały się podstawą mojej diety. Ponad rok jedzenia głównie rzeczy, których się nie lubi siada trochę na psychę, ale jednak zdrowie było najważniejsze. Czasem "zgrzeszyłam" i zjadłam coś słodkiego, np. miseczkę malin czy trochę czekolady by całkiem psychika nie siadła. Wiem też co to znaczy gdy jedzenie jest praktycznie jedyną przyjemnością w życiu (przez zdrowie "tani" ruch był i jest dla mnie zakazany, na basen i dojazdy nie było mnie stać, nadal nie stać, a do tego pandemia... Dobre tyle że mamie kupilismy rowerek na spółkę i mogłam pożyczać... Aktywność fizyczna w postaci seksu też odpadała, fajnej gry, książki, serialu czy czegokolwiek nie mogłam znaleźć, a jak już znalazłam to nie było mnie na to stać) i nawet ta przyjemność jest zabierana. Jednak jako osoba, która się niesamowicie męczyła prawie 1,5 roku i nadal nie może jeść wszystkiego, co chce, powiem że warto było się przemeczyc te 1,5 roku. Mocno siadalo na psychikę, ale zdrowie się polepszylo (nawet insulunoopornosc zaleczyłam dietą i od ponad roku nie biorę leków) i teraz mogę poluzowac pasa bez dużych szkód na zdrowiu. Może to banał, ale trzeba przede wszystkim szanować swoje zdrowie, bo bez niego nie ma przyjemności z życia, są tylko ograniczenia. "[...] Że nic nad zdrowie Ani lepszego, Ani droższego; Bo dobre mienie, Perły, kamienie, Także wiek młody I dar urody, Mieśca wysokie, Władze szerokie Dobre są, ale — Gdy zdrowie w cale [...]" Sama prawda, niestety.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 kwietnia 2021 o 16:44
"Moje auto pali 12 przy 90, 20 przy 220. Pali dużo, jest mi z tym źle, bo mnie nie stać. Lubię jeździć 220, więc tak jeżdżę." Tak mi to wygląda.
OdpowiedzBardzo dobrze cię rozumiem. Też jestem za gruba, też chciałabym schudnąć, też lubię jedzenie. Nie jem żadnych fast foodów, przetworzonych produktów, nie jem w ogóle słodyczy. Jem za to dużo warzyw (owoców nie, bo nie lubię i to też sam cukier). Wszystkie wyniki badań w normie. Nie jeżdżę autem, chodzę wszędzie pieszo. I dupa. Jak było tak jest, z biegiem lat tylko gorzej.. Jedyne co mi pomogło to apka typu "Fitatu", liczenie kalorii i ujemny bilans, ale tak się nie da żyć cały czas. Mimo wszystko trzymam kciuki, że kiedyś damy radę :)
OdpowiedzRównież borykam się z podobnym problemem, ale udało mi się już zrzucić 20 kg, kolejne 10 przede mną. Sekret polega na tym, żeby znaleźć sobie na to taki sposób, jaki będzie Ci odpowiadał. Polecam aplikację fat secret - fajny sposób na liczenie kalorii. Po miesiącu stosowania nauczyłam się ile mogę dziennie jeść, zapotrzebowanie również mocno mi spadło. Tylko przez ten miesiąc musisz naprawdę skrupulatnie wszystko spisywać. Obecnie wiem, że jeśli zjadłam pizze za 1000 kcal, to zostaje mi już tylko jogurcik z musli. Mam na tyle fajne efekty, że przeszłam też do trzymania się deficytu tylko od poniedziałku do piątku, a w weekendy, na imprezie itp pozwalam sobie na więcej. Natomiast to więcej, to już i tak dużo mniej, niż dawniej, bo mniej potrzebuje do szczęścia :) Kolejna rada - basen. Są słuchawki, z których możesz korzystać pływając, więc możesz dalej słuchać audiobooków. Pływanie nie obciąży tak stawów, da też szybsze i bardziej widoczne efekty. Kolejna super rzecz - hula hop. I znów, odpalasz audiobooka i kręcisz 20 minut dziennie. Myślę, że 20 minut dziennie nie sprawi, że będziesz mniej szczęśliwa. Tylko pamiętaj, żeby kręcić po 10 min w każdą stronę, inaczej zrobisz się asymetryczna! Serio, zrobiłam tak
OdpowiedzTo kwestia priorytetów. Dla Ciebie wyższym priorytetem jest smacznie jeść, niż dobrze się czuć. Więc nie schudniesz i nie ma co się oszukiwać. Wiem o czym mówię.
OdpowiedzIMHO masz jeszcze inne wyjście. Nie każdy chudnie na bieganiu i ograniczaniu kalorii. Owszem deficyt ma duże znaczenie, ale rolę odgrywają też proporcje. Jeśli jesz mało ale same węglowodany to może być problem z utratą wagi, to taka pułapka. Miałam podobnie, biegałam i jadłam warzywa, zupki i kurczaka i nie chudłam zastanawiając się - ale czemu. Zadbaj o odpowiednią podaż białka oraz tłuszczy + spróbuj włączyć ćwiczenia siłowe. Trochę czekolady czy pizzy w formie cheat meala raz na jakiś czas też nie zaszkodzi. Wszystko trzeba robić z głową, wystarczy chcieć.
OdpowiedzJestem na diecie od 2 miesięcy (pn-pt dieta pudełkowa, w weekendy robię sobie posiłki sama) i można schudnąć. Raz, że to nie jest tak, że albo coś jest dobre, albo zdrowe. Dwa, że jak się ograniczy ten paskudny cukier to też smak się zmienia. Większość batonów, które mi kiedyś smakowały teraz są kompletnie paskudne, bo tylko słodkie i żadnego innego smaku. Na chipsy kompletnie nie mam też już ochoty, bo to w sumie tłuste, słone i nic poza tym. Nie twierdzę, że trzymam jakiś rygor, bo chętnie w weekend wyskoczę na burgera, czasem zjem kebab, w tym tygodniu planuję w niedzielę pizzę. Tylko, że jak kiedyś jadłam burgera z frytkami, tak i teraz już samą kanapką się tak najem, że frytek nie potrzeba. I zamiast słodyczy wolę np. zjeść własnoręcznie zrobione ciasto, bo sobie zbilansuję smak tak, że coś poza cukrem tam jednak jeszcze czuć. W sumie polecam te diety pudełkowe, bo nie ma co się oszukiwać, samemu by się nie chciało tego wszystkiego przyrządzać + faktycznie próbuje się nowych smaków. I nawet w tych dietach bywają jakieś ciasta, naleśniki na słodko itd. :) Uczucie głodu zmniejszyło, jak dostanę jakiś ogromny obiad to połowy nie zjem, bo już po prostu nie mogę, przyzwyczaiłam się, że na obiad to garść ryżu, mały kotlecik i sałatka, a nie talerz zawalony jedzeniem. Wziąć się za siebie nie jest aż tak trudno.
Odpowiedzbadalas moze tarczyce usg? moja mama ma guzki, a wyniki krwi wzorcowe albo insulinoopornosc? co do telefonow z wykladami i komentarzy asertywnie mow, ze ich sobie nie zyczysz i stosuj konsekwencje- wychodz jak padna lub odkladaj sluchawke, do skutku
OdpowiedzA nie wydaje ci się że gdybyś nie miała z tyłu głowy cały czas tej myśli że źle się czujesz w swoim ciele to żyłoby ci się lepiej? Tak o, po prostu, bez przekąsek i czekolady. Najtrudniej zacząć, jak przeżyjesz miesiąc-dwa to będzie łatwiej A, i nie biegaj. Serio, rozwalisz sobie kolana - sam swoje rozwaliłem w podobny sposób. Nie widać od razu, jak cię zaczną boleć tak, że zwrócisz na to uwagę to w sumie trochę za późno. Rower/basen są lepszymi alternatywami
OdpowiedzPodrzucę Ci coś. W ciąży przytyłam koszmarnie. Z rozmiaru L utyłam do XXXL. Nie mogłam na siebie patrzeć. Jestem klasyczną klepsydrą, nawet jako gruba, miałam tyle samo w biodrach i cyckach, a w pasie 35 cm mniej. Wieczorem, kiedy Młoda spała lub tkwiła przy cycku - oglądałam seriale. Wypompowana byłam koszmarnie, a korzonki błagały o pozycję horyzontalną.. I tak sobie pomyślałam - "hej, wymyśl coś, żebyś mogła leżeć, ewentualnie mawet karmić, oglądać i ćwiczyć, biologiem jesteś, ćwiczyłaś kick-boxing i combat kalaki". No i wymyśliłam. Kładziesz się na plecach, nogi zginasz w kolanach, stopy i kolana muszą być złączone. Ręce opuszczone (w miarę możliwości) wzdłuż tułowia. Zginasz nogi w lewo, aż poczujesz opór. Powinnaś wtedy poczuć napięcie wszystkich mięśni od szyi po kolana. Robisz kilka "odbitek", czyli odrobinę podnosisz kolana i wracasz do punktu oporu. Powtarzasz na drugą stronę. I tak przez 45 minut CODZIENNIE (ja sobie dałam 1 wolny dzień w tygodniu). Możesz to robić oglądając netflixa. Minusem dla Ciebie może być to, że powinno się ćwiczyć 2h po jedzeniu. Zjechałam w 2 msc o rozmiar. Dziś noszę 40/42 i dalej jadę. Nie patrz na wagę. Nosiłam kiedyś rozmiar 38 (175 cm wzrostu), a ważyłam 78 kg. Dziś ważę 85, ale ciężko się domyślić. Mam nadzieję, że pomogłam choć trochę. Wypróbuj. PS...jadłam normalnie.
OdpowiedzAlbo rybki, albo akwarium. Ale w sumie Ci zazdroszczę, nie miałabyś problemów większych niż brak chęci do schudnięcia. W półtora roku przytyłam 20kg nie zmieniając trybu życia. Trzustka stwierdziła, że jaja sobie ze mnie zrobi. Czuję się w chu źle w grubym ciele ale chociaż próbuje i powoli zaczęło drgać od kiedy wiem, co mnie ogranicza i jak z tym walczyć.
OdpowiedzA ja polecam Tobie dobrego dietetyka. Tak jak Ty uwielbiam jeść, lubię zjeść dobrze i smacznie. Uwielbiam chodzić z mężem do nowych restauracji itp. Niestety, siedzący tryb pracy, sterydy, które biorę na codzień, spowodowały ze sporo przytyłam. Trafiłam na super dietetyka. Jedzenie miałam pyszne. Naprawdę, jadłam z apetytem
OdpowiedzI wszystko fajnie tylko nie gadaj, że nie możesz schudnąć. Bo po prostu ci się nie chce. Jak następnym razem ktoś ci powie, że jesteś gruba to odpowiedz mu zgodnie z prawdą, że twoje hobby to leżenie na kanapie i oglądanie Netflixa oraz jedzenie. I że wolisz być gruba, jeść i nic nie robić, niż postarać się być szczupła. To jest twój wybór, ale nie pierd*l, że "nie możesz" schudnąć. Nie chcesz i tyle
Odpowiedzweź się za siebie a nie narzekaj w internecie. Walisz alko i chipsy na melanżach i się dziwisz, że jesteś gruba? Nie chcesz rygoru bo psychika ucierpi? Tacy ludzie do niczego nie dochodzą
Odpowiedz