Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jestem samotną matką 10-letniego chłopca, choć uważam, że słowo "samotna" brzmi bardzo…

Jestem samotną matką 10-letniego chłopca, choć uważam, że słowo "samotna" brzmi bardzo smutno, a ja swojego życia nie uważam za smutne. Mój były partner jest świetnym ojcem, widuje się synem kilka razy w tygodniu, nigdy nie musieliśmy wykłócać się o alimenty. Mam fajną pracę, całkiem fajne mieszkanie, grupę dobrych przyjaciół i przekochanych rodziców.

"Samotna" jestem od 5 lat. W tym czasie spotykałam się z dwoma mężczyznami. Z jednym przez kilka miesięcy, a relację zakończyliśmy, ponieważ narzucał zbyt szybkie tempo i już po 6 miesiącach sugerował, że się do mnie wprowadzi. Gdy nie odpuszczał tematu przez kolejne tygodnie po prostu powiedziałam, że nie bardzo mi pasuje tak szybkie przeniesienia związku na wyższy level, nie tylko ze względu na syna, ale też na względu na to, że byłam gotowa wpuszczać póki co nikogo w moją strefę komfortu.

Z drugim mężczyzną spotykałam się krócej, gdyż szybko zauważyłam, że jest źle nastawiony do mojego syna. Nie oczekiwałam, że pokocha go jak swoje dziecko albo będzie łaknął jego towarzystwa na naszych randkach, ale on nie potrafił nawet przez kilka minut ukryć swojej niechęci do mojego syna. Postanowiłam to skończyć, bo nie ukrywajmy, dziecko jest dla mnie najważniejsze, więc dłuższa relacja z kimś, kto nie potrafi go zaakceptować jest bez sensu. Obecnie do roku się z nikim nie spotykam. Nie szukam faceta, ale nie wykluczam związania się z kimś, jeśli spotkałabym odpowiednią osobę na swojej drodze.

Zapytacie pewnie, co w tym piekielnego? Otóż w zasadzie dwie sytuacje z ostatnich kilku miesięcy. Pierwsza to moja koleżanka z pracy, która usilnie próbuje mnie swatać z kim popadnie. Gdy okazuję brak zainteresowania jej starszym ode mnie o 20 lat zaniedbanym wujkiem, bucowatym i wulgarnym kolegą z pracy, jej sąsiadem, który jest w trakcie rozwodu i do określenia kobiet używa głównie dwóch słów - k...rwy lub niunie - lub bezrobotnym bratem, który w wieku 35 lat mieszka z rodzicami, to słyszę, że jestem zbyt wybredna i bo w mojej sytuacji jak "nie wezmę, tego co jest" to zestarzeję się w samotności.

Druga piekielność to teksty, które kilkakrotnie słyszałam od facetów, z którymi byłam na jednej randce. Dlaczego na jednej?
Przykładowo, facet usiłował się wprosić do mnie do mieszkania po skończonej randce. Gdy odmówiłam go mu wejścia na górę, zrobił zniesmaczoną minę i się pożegnał, a potem napisał mi smsa, żebym nie zgrywała takiej świętej, bo wiatropylna chyba nie jestem. Edukacja seksualna chyba naprawdę u nas kuluje, skoro niektórzy żyją w przekonaniu, że w ciążę zachodzi się tylko na pierwsze rance ;).

Inna sytuacja - byłam na swego rodzaju podwójnej randce. Moja przyjaciółka, jej mąż, jego kolega i ja. Niby nie randka, ale przyjaciółka zapewniała, że na pewno miło spędzimy czas, a ten kolega to singiel itd...
Nie oceniam ludzi po wyglądzie, ale pomijając, że moja "randka" pojawiła się na spotkaniu w zabrudzonej koszuli, za krótkich spodniach, cały śmierdzący tanimi perfumami. Cały wieczór wypowiadał się na każdy temat na zasadzie "eeee...nie wiem" "yyy nie interesuję się" "a kogo to obchodzi".

W dodatku o swojej pracy kierownika supermarketu wypowiadał się niczym pan życia, któremu plebs powinien buty lizać. Gdy w rozmowie padł temat związkowy (a ja kilka miesięcy wcześniej rozstałam się z facetem - tym, który usilnie chciał ze mną zamieszkać) to dowiedziałam się, że jako samotna matka chyba na głowę upadłam, że pogoniłam faceta, który chciał się do mnie wprowadzić, bo jako samotnej matce trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno. Gdy mąż przyjaciółki "wywlekł" temat drugiego faceta, który okazywał mojemu dziecku jawną wrogość, kolega dorzucił jeszcze, że tak to jest jak odpieluszkowe zapalenie mózgu staje się stanem pernamentnym. Sam nie czuł żadnej żenady opowiadając o tym, że w ramach rozstaniowych złośliwości wywalił wszystkie ciuchy swojej byłej dziewczyny na śmietnik, a kandydatka na żonę musiałaby dobrze dogadywać się z jego mamusią i dostać jej namaszczenie. Mało tego - kolega był na tyle bezczelny, że pod koniec spotkania poprosił mnie o numer, bo chciałby się ze mną jeszcze spotkać albo chociaż "poklikać" (tak, właśnie tego określenia użył).

Powiedziałam, że niestety, ja nie odczuwam podobnej chęci do spotkań z nim. Oczywiście, zareagował tak jak się spodziewałam, stwierdził, że mi się w dupie poprzewracało, zachowuje się jak księżniczka, on jest młody, ma pracę i nie ma dzieci, więc czego ja jeszcze więcej oczekuję?
Dodatkowy smaczek - później przyjaciółka przyznała, że ten "kolega męża" to bardziej dalszy znajomy, zdesperowany, żeby znaleźć kobietę, więc pomyśleli o mnie. Dzięki...

I ostatni kandydat, facet, który zaprosił mnie na kolację. I podkreślam słowo "zaprosił", bo to było jednoznaczne zaproszenie. Wybaczcie, ale wydaje mi się, że jeśli ktoś kogoś gdzieś zaprasza, to oznacza, że rachunek bierze na siebie. Wieczór przebiegał w bardzo miłej atmosferze i byłam przekonana, że chciałabym się z nim ponownie spotkać. On też zapewniał, że ma nadzieję, że niebawem to powtórzymy. Gdy przyszło do płacenia rachunku, poprosił kelnera o dwa osobne. Trochę się zdziwiłam, ale cóż, może coś źle zrozumiałam, nie ma problemu, zapłacę za siebie. Gorzej, że kelner poprosił o przypomnienie, co kto konsumował i do czyjego rachunku dopisać np. butelkę wina. Facet nie dość, że butelkę wina, którą w większości wypił on, próbował wpisać na mój rachunek, to jeszcze usiłował wmówić, że ja zjadłam deser, który on zamówił. Gdy czekaliśmy już w nieco oklapłej atmosferze na rachunki, rzucił jeszcze przepraszającym tonem:

- Wybacz, że nie zapłacę za ciebie, ale nie będę sponsorował cudych dzieciaków, rozumiesz, prawda?

samotne macierzynstwo

by ~samotnamatkapolkaidolka
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
15 19

Ale, ze gdy ty coś zjadłaś to jest sponsorowanie cudzego dziecka? Ciekawa biologia, on nie wie, że pępowinę przecina sie przy porodzie

Odpowiedz
avatar Michail
9 9

Przynajmniej od razu wiesz, że palant ;)

Odpowiedz
avatar digi51
16 18

@yakhub: chyba nie kumam? Po kolei. Gość próbuje po pierwszej randce wbić się lasce na chatę. A odmowě chamsko komentuje. Ma rację, bo skoro przed randką nie wiedział, że ma dziecko. Więc w ramach przeprosin za zmarnowany czas ma mu chociaż dupy dać? Drugi, randka w ciemno, gość zachowuje siě jak burak w towarzystwie, jest usprawiedliwiony, bo musi wylać frustrację, że jego randka okazała siě być dzieciata. Trzecia. Facet zaprasza kobietę do restauracji. Dowiaduje siě, że ma dziecko, to też postanawia mało elegancko wycofać się z zaproszenia i traktuje kobietę jak słabą lokatě, z której jal najszybciej trzeba zabrać pieniądze. Ty tak na serio?

Odpowiedz
avatar BORCH
10 10

@yakhub: Co to za czasy nastały, że tylu palantów łazi na randki ?? Bywało kiedyś tak, że jeśli facet szedł na randkę to był przygotowany na to, że to on będzie płacił. Szczególnie gdy to ten facet inicjował spotkanie. I nie było to negocjowalne tylko oczywiste. Tyle, że do takiego podejścia trzeba było być mężczyzną a nie chłoptasiem.

Odpowiedz
avatar siderius93
-4 4

@BORCH: No cóż panie chciały równouprawnienia to je mają.

Odpowiedz
avatar Trepcio
0 0

@siderius93: Dla mnie jest oczywiste - kto zaprasza na spotkanie i wybiera miejsce - to i płaci. Tak, zdarzyło mi się ze 3 razy, że zaprosiła mnie kobieta. I jak chciałem zapłacić (powodowany wpojonymi mi zasadami) to piłka była krótka - "Zapraszałam to płacę. Jak będziesz chciał, to też możesz zaprosić". Jak dla mnie to jest właśnie równouprawnienie.

Odpowiedz
avatar barwi
10 10

@Morog: często miewasz gości skoro zapraszając kogoś każesz mu zapłacić za posiłek?

Odpowiedz
avatar digi51
12 14

@Morog: ja tam oczekuje, że ktoś za mnie zapłaci jak mnie zaprasza. Nie tylko facet, ale też koleżnka, szef albo mama.

Odpowiedz
avatar bazienka
10 10

@digi51: ba, ja place za osoby, ktore zapraszam ja- i to niewazne, kolezanka, mama, facet @morog, co incelstwo sie odpalilo, zadna cie nie chce, to musisz sobie ponarzekac? czekam na teksty o betabankomatach

Odpowiedz
avatar Trepcio
0 0

@digi51: O, to, to!

Odpowiedz
avatar BORCH
6 16

@VAGINEER: A od kiedy to stosunki międzyludzkie wycenia się na jakimś RYNKU. Co to kurde jest ?? Istnieje jakiś sposób wyceny, ranking a może giełda, na której sprawdza się wartość kobiety?

Odpowiedz
avatar Plastek
5 7

Dla jednych 6 miesięcy to krótko, dla innych wystarczająco i akurat tego mężczyzny nie uważam za piekielnego. Ja ze swoją obecną żoną zamieszkałem po 2 miesiącach znajomości. Tylko że w naszym przypadku oboje wyszliśmy z założenia, że to będzie dobre rozwiązanie, szybko przekonamy się, jak to jest być razem w codziennym życiu, bo to jednak powie nam o drugiej osobie więcej, niż sporadyczne spotykanie się. No, chyba że na jasny sygnał, że nie jesteś jeszcze na taki ruch gotowa, dalej natrętnie naciskał.

Odpowiedz
avatar bazienka
3 3

@Plastek: nom ja rowniez uwazam, ze to wlasciwy czas, lepiej miec zmarnowane pol roku niz np. 2 lata chodzenia na randeczki zwlaszcza, ze musialby sie dogadywac w tym mieszkaniu rowniez z jej dzieckiem- im szybciej sie okaze tym lepiej, bo wspolne mieszkanie weryfikuje bardzo wiele rzeczy a jesli autorka potrzebowala czasu, to mogla mu po prostu o tym powiedziec wprost gorzej jak powiedziala, a on uparcie nalegal...

Odpowiedz
avatar digi51
11 11

@bazienka: A dla mnie pół rok to za krótko. Ale ja zawsze sobie ceniłam ten czas randkowania taki, kiedy nie widujemy się dzień w dzień i można za sobą zatęsknić. Myślę, że mając dziecko podchodzi się do sprowadzania kogoś pod swój dach tym ostrożniej, bo ewentualne zgrzyty będą oddziaływać także na nie.

Odpowiedz
avatar Plastek
5 5

@digi51: Ale z drugiej strony też można przekonać się, jaki będzie stosunek do dziecka i akceptacja partnera przez dziecko w codziennym życiu. Masz jednak rację, co dla jednych jest krótkim czasem, dla innych będzie niepotrzebnym przeciąganiem sprawy. Myślę, że to też trochę sprawa wieku. My na randkowanie nie chcieliśmy już tracić czasu, ale nam już bliżej do 50 niż do 40 (kurcze, stary już jestem

Odpowiedz
avatar digi51
5 5

@Plastek: Niby tak, ale to jest swoisty rodzaj eksperyment, rodzice chyba jednak niechętnie eksperymentują na dzieciach. Problem jest zawsze kiedy dwie osoby wyobrażają sobie zupełnie różne tempo rozwoju związku i nie są w stanie pójść na kompromis. Aczkolwiek apropos Twojego pierwszego komentarza nie wydaje mi się, aby autorka pisała, że samo w sobie było to piekielne, tylko potraktowała jako wstęp. W końcu napisała Zapytacie pewnie, co w tym piekielnego?", czyli zdaje sobie sprawę, że te dwie sytuacje to nic piekielnego.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

@Plastek: ja mam takie przekonanie od ok 30 i po moim patomagnesie- lepiej wczesniej niz pozniej dowiedziec sie,ze facet sie do zwiazku nie nadaje @digi51: kazdy ma inaczej i nie ma uniwersalnego czasu, sa pary zyjace na stale osobno i odwiedzajace sie w mieszkaniach latami tylko pytanie jak wygladala ich rozmowa na ten temat

Odpowiedz
avatar Jorn
7 7

@Plastek: Ale tu chyba nie chodziło o to, że chciał za szybko, lecz że nie przyjmował do wiadomości, że ona chciała wolniej.

Odpowiedz
avatar Plastek
1 1

@Jorn: Być może. Ale z treści opowiadania to nie wynika jednoznacznie, więc stąd mój komentarz.

Odpowiedz
avatar Plastek
1 1

@digi51: Tyle że ten, jak to nazwałaś eksperyment, będzie również wtedy, gdy zamieszka się ze sobą po kilku latach znajomości. Rzeczy, które wydają się nieistotne przy sporadycznym, albo nawet częstym spotykaniu się, w codziennym wspólnym życiu mogą stać się irytujące. Też teraz się wkurzam na syna mojej żony z pierwszego małżeństwa i na rzeczy, na które wcześniej nie zwracałem uwagi. I podejrzewam, ba, mam nawet pewność, że ja też czasami go denerwuję, chociaż ogólnie mamy dobry kontakt. No i w momencie naszego wspólnego zamieszkania Kuba był jednak trochę starzy, niż syn bohaterki opowiadania. Co do drugiej sprawy, masz chyba trochę racji, może rzeczywiście nie uważa dwóch pierwszych za piekielnych, ale wyszła z tego całkiem ciekawa dyskusja.

Odpowiedz
avatar yfa
1 7

Statystyka jest nieubłagana - w miarę wzrostu wieku szanse na spotkanie kogoś normalnego i wolnego drastycznie maleją. Lepsze partie są już dawno odsiane. Wybierasz z rozwodników (abstrahując od formalizacji związku) - przyjmując optymistycznie, że jedna połowa jest w porządku, a druga nie (choć znowu zapewne należałoby przyjąć, że obie strony w porządku, a rozwodzące się z przyczyn innych, będzie sytuacją statystycznie rzadszą, niż obie strony z jakimiś ułomnościami) i zapewne jakiejś niewielkiej grupy ludzi, którym przez długie lata nie udało się tak najzwyczajniej nikogo spotkać (ale jednocześnie nie mają jakichś głębszych problemów ze sobą). No, w grę wchodzi jeszcze owdowienie, ale to jeszcze mniejsze liczby. Więc jak to ktoś już napisał - przyzwyczajaj się. Przebierasz w odpadach. Na pewno są wśród nich perełki, ale ile łajna musisz przerzucić, żeby jakąś znaleźć, to szkoda zgadywać.

Odpowiedz
avatar szafa
3 3

@yfa: chciałabym zobaczyć te statystyki ;). z tego, co się orientuję to jest tak, że owszem, w miarę upływu lat szanse maleją... ale tylko do pewnego momentu. później znowu zaczynają rosnąć - właśnie dlatego, że zaczynają się rozwody (których jest coraz więcej), niestety zdarzają się śmierci... wiadomo, że nigdy to nie jest taki wybór, jak na początku, ale jak się minie czterdziechę, to się robi coraz lepiej. czasem się znacznie lepiej trafi niż w młodych latach, bo ludzie są już doświadczeni i w miarę ogarnięci (wiadomo, nie wszyscy, ale jednak większość coś tam po 40tce już ogarnia)

Odpowiedz
avatar digi51
7 7

@szafa: Tu się zgadzam. Wydaje mi się, że najgorszy wiek na szukanie partnera to tak ok.28-35 lat (z perspektywy kobiety). Niektórzy zdążyli się już pożenić i odziedzić, inni są przynajmniej w stałych związkach i śluby planują. Zostają ci baaaardzo nieatrakcyjni, chamy i prostaki, nieogarnięci (bezrobotni, na garnuszku rodziców, niebieskie ptaki) i wieczni chłopcy zainteresowani tylko szybkim bzykankiem. Potem, w okolicach 35-40, ci co się młodo ożenili zdążyli się już po części rozwieść, wieczni chłopcy powoli jednak zaczynają się zastanawiać nad stabilizacją, no i wygląd przestaje grać, aż taką rolę, a że niektórzy faceci jak wino, to bardziej atrakcyjni są w wieku 40 lat niż 20. Tylko chamy i prostaki się nie zmieniają ;)

Odpowiedz
avatar bazienka
-2 4

@digi51: problem zaczyna sie, kiedy nie podobaja ci sie podstarzali po 40, mnie osobiscie tacy brzydza i co innego jak poznajemy sie wczesniej i sobie razem grubniemy i sie marszczymy- wtedy ok, bo to TA, kochana osoba ale taki na wstepie "statusialy" kandydat mnie odrzuca :/ pozostaje liczyc na te nieliczne przypadki rozstan po dlugich zwiazkach albo majacych pecha co do partnerow jak ja

Odpowiedz
avatar szafa
9 9

Dałabym parę plusów, gdyby się dało. Facet, który uważa, że samotna matka = laska, co daje du8y na prawo i lewo i w końcu wpadła, to niestety standard w pewnym gronie (tzn. gronie nieogarniętych debili). Kierownik marketu, który ma się za nie wiadomo kogo? Też standard. To efekt prania mózgu w marketach. Pracuję od kilku lat w markecie, jeszcze dłużej w handlu w ogóle i widzę, jak się tam pierze mózgi ludziom, żeby im się wydawało, że awans to już nie wiadomo co, a awans na kierownika to już w ogóle szczytowe osiągnięcie życiowe i finansowe, co wynika z tego, że od tak przygotowanego mentalnie petenta można wymagać później cudów w robocie, bo skoro płacimy ci niebotyczne cztery na rękę i ty wierzysz, że to jest niebotyczne, to będziesz skakał, jak ci zagramy. Jedyne, do czego bym się przyczepiła to a) jeśli Twój były dba o dzieciaka, to jednak nie nazwałabym Cię samotną matką. samotna matka to, moim zdaniem, osoba, na której barki spadł całokształt zajmowania się dzieckiem - wdowa, osoba z nieznanym ojcem dziecka, partnerka faceta, który zwiał i nie płaci alimentów... b) ja, nawet zaproszona, zawsze zakładam, że będę płacić za siebie. zawsze. aczkolwiek próbowanie wciśnięcia ci deseru i wina, to żenada jakaś. a, i miło usłyszeć kogoś o podobnym tempie związku :). Czasem czuję się dziwna, że seks na pierwszych kilku randkach dla mnie absolutnie odpada, a i do zamieszkania się nie spieszę :)

Odpowiedz
avatar digi51
4 6

@szafa: Tylko z jednym się w sumie (połownicznie) nie zgodzę. Zawsze wolę przy sobie mieć tyle pieniędzy, aby zapłacić za siebie. Ale jednak wychodzę z założenia, że zapraszająca osoba pokryje rachunek. Uważam, że będąc zaproszonym naciskanie na to, że zapłaci się za siebie jest lekko niegrzeczne i może mieć dwojaki wydźwięk. 1. nie chcę mieć u ciebie żadnego długu wdzięczności - wolę się z tobą więcej nie spotykać (to jest jeszcze ok) 2. uważam cię za osobę ubogą, której nie stać na zaproszenie mnie na kolację (to nie jest ok).

Odpowiedz
avatar helgenn
6 6

@doflamingo1993: na pierwszą randkę rzeczywiście byłam zaproszona przez obecnego męża, nastomiast był to wydatek rzędu kawy i ciastka a nie wystawnej kolacji. Później mniej więcej po równo się zapraszaliśmy (czyli ja nieraz płaciłam za całość). Bywało też tak, że jedno płaciło za obiad a drugie za jakąś kawę na spacerze (albo płaciło napiwek)

Odpowiedz
avatar digi51
9 9

@doflamingo1993: Coś Cię zabolało, że taki napastliwy jesteś? Obrażaj się na cały świat, że niestety fukcjonuje on w taki sposób, że faceci starają się o kobiety, a nie na odwrót. Chociaż w dzisiejszych to bym polemizowała. Tak, zapraszałam facetów na randki. Ba, dostawałam nawet odmowy! A ile się na te zaproszenia czasem naczekałam i nigdy nie doczekałam... ;) Coś za coś, kolego. O ile faceci częściej wychodzą z inicjatywą, co uważasz za strasznie niesprawiedliwe, to wyobraź sobie, że kobiety często z tą inicjatywą nie wychodzą, bo boją się oskarżeń o to, że się narzucają, że są bezczelne i wychodzą przed szereg. Rozumiem, że w Twoim idealnym świecie najlepiej by było gdyby zapraszanie kogoś gdzieś nikogo nie zobowiązywało to płacenia za tą osobę. Np. jak kolega zaprosi Cię na urodziny, a potem kazał za siebie zapłacić, bo przecież on na Twoich mniej wypił - niesprawiedliwe w wuj. Mam dla Ciebie mega radę, która rozwiąże wszystkie Twoje problemy - nie masz hajsu, jesteś skąpy albo zwyczajnie nie inwestujesz w lokaty bez pewnego zysku to zaproś kobietę na spacer. Jeśli będzie zainteresowana TOBĄ to się zgodzi. Albo czekaj na zaproszenie. Zmień myślenie kobiet. Bo póki co Twoja marudzenie sprowadza się do jednego - chciałbyś, aby kobieta się z Tobą umówiła, więc ją zapraszasz, ale że uważasz, że świat jest niesprawiedliwy nie zapłacisz za nią. To trochę burackie, wiesz?

Odpowiedz
avatar bazienka
5 5

@doflamingo1993: no troche tego bylo ba nawet pare razy facetowi karta nie wchodzila i ja zaplacilam bedac osoba zaproszona (to juz bylo przy dluzszym spotykaniu sie, na pierwszej randce wysmialabym za taki numer) jacy wy wszyscy jesescie wszechwiedzacy, pozazdroscic... numery totolotka bys mi podal, jakis pozytek by z tego byl ;p @murlok555: ta, zwlaszcza np. wypadek samochodowy meza jadacego samotnie to wina zony -.-''' pewnie zadna cie nie chce, stad ta frustracja

Odpowiedz
avatar helgenn
4 4

@bazienka: aaa przypomniałaś mi historię, jake w klubie jakiś chłopak zaprosil mnie do baru na szota, ale jak już zamówił to okazało się, że jemu braknie kasy, więc ja musiałam zapłacić za obad. Okazało się, że był studentem zaocznym, który nie miał kasy na nocleg, więc wymyślił sobie wyrywać panny w piątkowy wieczór i wprosić się komuś na hacjendę

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@helgenn: Ile razy jakiś facet mnie zapraszał, z wyraźnym zastrzeżeniem, że on płaci, nazamawiał jak sku8wysyn wszystkiego, a później jak przychodził rachunek, to mu mina rzedła, bo liczenie jest trudne i trzeba było jednak na pół :D

Odpowiedz
avatar niki1990
4 4

Też jestem samotną matką, ale zbyt cenię sobie święty spokój i wolność osobistą, żebym się zainteresowała jakimkolwiek facetem.

Odpowiedz
avatar jakitaki
6 6

Zwiazałem się z kobietą w sytuacji podobnej do Twojej. Kilka znajomości trzeba było zakończyć bo: - po co Ci baba z bagażem, - to nie Twoje dziecko, po co się nim zajmujesz, - tylko taka Cię chciała Itd...

Odpowiedz
Udostępnij