Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jesienią zeszłego roku wynajęłam mieszkanie. To moje drugie mieszkanie, wcześniej wynajmowałam po…

Jesienią zeszłego roku wynajęłam mieszkanie. To moje drugie mieszkanie, wcześniej wynajmowałam po znajomości i jedyne co było dla mnie ważne to ciśnienie wody w łazience oraz układ mieszkania a także lokalizacja. Nie znam się jeszcze na wszystkim i nie wiedziałam co poza tym sprawdzić, ale na niektóre rzeczy, które wyszły w trakcie wynajmu chyba najbardziej wprawiony najemca by nie wpadł. Mieszkanie, które wynajęłam na pierwszy rzut oka okazało się być świetne.

Po niewielkim remoncie (wcześniej w mieszkaniu było biuro męża właścicielki), z najtańszymi, choć nowymi meblami i z wyremontowane po taniości, np. z niewymienionymi parapetami i framugami, starymi drzwiami wejściowymi, ale z tym wszystkim można przecież żyć. Mimo to mieszkanie było ładne, miałam blisko do pracy i mogłam wynająć ze zwierzętami więc podpisałam umowę na rok. I to był mój błąd.

Już przy podpisywaniu umowy wyszły dwie nieścisłości. W ogłoszeniu było napisane, że do mieszkania przynależy miejsce postojowe, ale właścicielka nie wie gdzie ono jest („gdzieś tam dalej”) więc umowa o nim nie wspomina. A 48 metrów zadeklarowane w ogłoszeniu okazuje się być tak naprawdę 44,1 metrami. Niby drobnostka, więc zdecydowałam się podpisać umowę.

Pierwszy większy zgrzyt nastąpił przy przeprowadzce. Odsuwając zasłonę cały karnisz spadł ze ściany. Okazało się, że wszystkie karnisze zamontowane są na jeden kołek zamiast 3. Właścicielka po 3 tygodniach podesłała „fachowca”. Fachowiec robił dwa podejścia do zamontowania 4 karniszy bo zabrakło mu kołków. A jego pierwszym pytaniem było to, czy wystarczy mi jak dołoży wszędzie po jednej śrubce... takich bubli powychodziło więcej. Klamki w drzwiach zostały zamontowane na 1 z 5 śrubek. Reling na zasłonę prysznicową również na 1, więc po prostu jej nie używam, a śrubki w klamkach domontowałam sama zamiast tracić kolejne tygodnie na dopominanie się. Im dłużej tu mieszkam tym więcej bubli wychodzi.

Listwy przypodłogowe okazały się być plastikowe i odpadają przy każdym uderzeniu odkurzaczem, kanapa po pierwszym weekendzie „puściła” i jej oparcie odchyla się do tyłu (więc podłożyłam pod spód jakiś klocek), a odpływ w prysznicu jest niezabezpieczony i może spowodować zalanie sąsiadów. Właścicielka chciała, żebym samodzielnie użyła silikonu i się tym zajęła, ale odmówiłam, bo się na tym nie znam, więc odpływ jaki był taki jest do dziś. Moim błędem było to, że nie zwróciłam uwagi na kaloryfery.

Na 44 metrach są tylko 3 wąskie kaloryfery i w mieszkaniu jest po prostu zimno pomimo opłat w wysokości ok. 700 złotych za miesiąc. Jeszcze jeden kaloryfer powinien być w łazience, ale od listopada nie pojawił się nikt, kto miałby go zamontować, a ja złośliwie zastanawiam się czy nie zgłosić samowolnego zdjęcia kaloryfera do administracji budynku. Nie wspomnę już o tym co „miało być”. Miała być szafka w łazience, miały być rolety, miały być cokoły pod szafkami w kuchni. Oczywiście niczego się nie doczekałam.

To małe piekielności, które staram się ignorować. Są jednak dwie większe, które skutecznie napsuły mi krwi. Pierwsza jest już na szczęście załatwiona, ale zajęło to prawie dwa miesiące. Otóż okazało się, że drzwi balkonowe są nieszczelne. Pisałam do właścicielki w tej sprawie średnio co drugi dzień ale ona zawsze znajdowała jakąś wymówkę. Wreszcie przyszła z jakimś fachowcem, który wytłumaczył jej, że obejma drzwi jest pęknięta i trzeba ją wymienić. Właścicielka upierała się, że wystarczy coś przestawić (przesunąć jakąś zapadkę) i wszystko będzie dobrze. Na szczęście po godzinie tłumaczeń udało się fachowcowi ją przekonać. Dwa tygodnie później przybył inny fachowiec, tym razem spec od okien. Taki stary dziadzio. Miło mi się z nim rozmawiało i chyba dziadzio również poczuł do mnie sympatię, bo zdradził mi, że właścicielka chciała, by udowodnił, że to ja zepsułam okno. Na szczęście byłam na tyle przytomna, by zawrzeć ten fakt w protokole zdawczo-odbiorczym mieszkania, ale ten fakt udowodnił mi, że kobiecie nie należy ufać.

Ostatnia piekielność jest bezpośrednim powodem powstania tej historyjki. Otóż w umowie jest zapis, że „Lokal ten wraz z prawem do korzystania z pomieszczenia gospodarczego nr 4 stanowi przedmiot najmu, w dalszej części umowy zwany jest Lokalem”, a potem, że „Wynajmujący oddaje w najem Lokal składający się z dwóch pokoi, aneksu kuchennego, przedpokoju, łazienki razem z toaletą”. Właścicielka interpretuje ten zapis w taki sposób, że nie należy mi się dostęp do piwnicy i ignoruje zupełnie pierwszy z zacytowanych fragmentów. Od 4 miesięcy proszę ją o udostępnienie mi piwnicy z zerowym skutkiem.

Najpierw próbowała mnie okłamać mówiąc, że nie ma klucza do wejścia do piwnic, a administracja budynku też go nie ma, więc nie może go dorobić. Wkurzona zadzwoniłam sama do administracji, a pani się bardzo zdziwiła, powiedziała że wystarczy przecież tylko napisać maila. W końcu dorobiłam klucz od sąsiada, a kiedy poinformowałam o tym właścicielkę zaczęła ona dictum o tym, że piwnica nie jest przedmiotem umowy. Wcześniej oczywiście mówiła, że jak tylko będzie miała klucz to udostępni mi piwnicę.

Przestała odpisywać na maile i smsy, wysyła tylko rachunki i nic więcej. Jestem w kropce, bo od 4 miesięcy płacę czynsz za coś, za co nie mam dostępu, a kobieta ma mnie gdzieś. Zastanawiam się czy nie przestać płacić czynszu dopóki nie udostępni mi piwnicy, ale nie chcę żeby wypowiedziała mi z tego powodu umowę, bo nie mam teraz psychicznie przestrzeni na kolejną przeprowadzkę. Drugie rozwiązanie na jakie wpadłam to zerwanie kłódki i samodzielnie opróżnienie piwnicy z jej śmieci, oczywiście po poprzednim pisemnym wezwaniu do jej opróżnienia. Innych pomysłów nie mam, natomiast wiem jedno: trafiłam na piekielną właścicielkę-oszustkę i nie mogę się już doczekać aż będę miała zdolność kredytową i pójdę na swoje. Umowy też na pewno nie przedłużę, co więcej nie zamierzam zapłacić ostatniego czynszu, bo wiem że kaucji od tej oszustki nie odzyskam. Moja smutna refleksja jest taka, że nie ważne czy człowiek jest uczciwy, zawsze trafi na złych ludzi wokół siebie i bez złamania prawa nie będzie mógł nic z tym zrobić.

by 2night
Dodaj nowy komentarz
avatar niepodam
16 16

Z perspektywy wynajmującego - nie udostępniam piwnicy najemcom. Ale informuję o tym przed podpisaniem umowy. A dlaczego? Bo nie mam ochoty później opróżniać rzeczonej piwnicy z gratów najemcy jak kilku moich znajomych. Nie radzę się wbijać na dziko do piwnicy, bo potem może się okazać, że pani miała tam klejnoty koronne książąt piastowskich i udowodnij jej, że nie. Poza tym - umowa na rok przewiduje chyba wcześniejsze wypowiedzenie. Obecnie przez pandemię mamy rynek najemcy, trochę mieszkań stoi pustych. Ja wiem, że przeprowadzka to stres - ale może warto?

Odpowiedz
avatar niepodam
12 16

@2night: jak Bloodcarver napisał - jeśli nie dostałaś klucza to jest to po prostu włamanie. Więc jak baba będzie cwana to tłumacz się potem przed sądem. Chce ci się? Akurat "standard prl" potrafi być solidniejszy niż "standard bodzio/ikea", więc jeśli oczywiście nie chodzi o 30 letnie tapczany na których spały ze 3 pokolenia w połączeniu z zardzewiałą wanną i zapyziałymi kaflami to nie odrzucałbym na starcie :) Tak btw - do mojego własnego mieszkania polowałem kilka miesięcy na konkretną komodę z PRL i cieszyłem się jak dziecko, gdy ją dorwałem ;)

Odpowiedz
avatar Ohboy
6 6

@niepodam: Nie mów, że nie wiesz, co w mowie potocznej oznacza "standard PRL" :P To są te wszystkie zatęchłe mieszkania, które wyglądają, jakby czas się w nich zatrzymał.

Odpowiedz
avatar Puszczyk
4 4

@niepodam z perspektywy również wynajmującego - skoro w umowie jest lokal wraz pomieszczeniem gospodarskim, a protokół zdawczo-odbiorczy nic o nim nie wspomina, to z punktu widzenia prawa pozostaje on pusty. Gdyby nic nie wspominała do właścicielki o opróżnieniu, to nikt by jej nie udowodnił, że cokolwiek tam było. Prawo lokatorskie jest po stronie najemcy. Nie wynajmującego. Najemca może wymienić legalnie wszystkie zamki, ściąć stare kłódki i założyć własne. Jedyny warunek - po ustaniu umowy ma albo przywrócić stan poprzedni, albo dać klucze zapewniając tym samym dostęp. W swojej umowie z najemcami mam taki zapis, że najemcy mogą zmienić zamki i kłódki o ile dadzą mi klucze na rzecz awaryjnego dostępu na potrzeby kontroli technicznej/inspekcji ppoż lub innych kontroli technicznych niezbędnych dla sprawdzenia stanu budynku/lokalu wynikającego z przepisów prawa. Oczywiście za wiedzą i zgodą najemcy. W innym wypadku konsekwencje braku dostępu biorą na siebie najemcy (czyt. koszty poza terminowego sprawdzenia wentylacji, gazu i innych takich). Niektórzy biorą to na siebie, a inni zostawiają klucze. Zdarzało się, że niektórzy też prosili o podlewanie kwiatków w czasie urlopów lub delegacji.

Odpowiedz
avatar LRLogan
1 1

@niepodam: Z tym opróżnianiem piwnicy to nie do końca prawda. Jeżeli właścicielka stwierdzi, że miała tam coś cennego to najpierw ona musi udowodnić np. fakturą lub innym dokumentem. Jeżeli nie jest w stanie udowodnić co miała w piwnicy to nie dostanie nawet małego odszkodowania (zakładam, że wcześniej było wezwanie do opróżnienia na podstawie zawartej umowy)

Odpowiedz
avatar bloodcarver
14 16

Włamanie do piwnicy byłoby włamaniem, po prostu. Z całymi konsekwencjami. Wyślij pismo w którym żądasz obniżenia czynszu z powodu nie wywiązywania się z umowy i zwrotu nadpłaty. A, i napisz do pani że skoro jest pandemia to i tak nie może cię eksmitować choćby nie wiem co, płacisz czy nie płacisz, więc radzisz jej nie unikać kontaktu i nie odstawiać maniany ;)

Odpowiedz
avatar 2night
-4 6

@bloodcarver: dzięki za radę! Zapomniałam o tym, że nie można nikogo eksmitować. Ale obawiam się, że pismo o obniżeniu czynszu by olała. Natomiast jesteś pewny, że to byłoby włamanie? W końcu zgodnie z umową piwnica jest moja?

Odpowiedz
avatar bloodcarver
9 11

@2night: Jest twoja, ale nie została ci jeszcze przekazana w użytkowanie. Może sąd by się nad tobą zlitował, ale liczyć to na to nie możesz. A pisma nie zignoruje jak jej nie zapłacisz jednego czynszu w ramach rozliczenia nadpłaty wynikającej z niższego czynszu za brak piwnicy, a potem zaczniesz płacić mniej ;)

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 6

@2night: "W końcu zgodnie z umową piwnica jest moja?" Twoja to ona będzie jak ją sobie kupisz. Chwilowo to ją wynajmujesz. A i to nie jest do końca pewne. Bo w umowie "stoi", że na dwoje babka wróżyła. Można ją (umowę, nie babkę) zinterpretować na przykład tak, że masz prawo KORZYSTAĆ z piwnicy, natomiast nie stanowi ona pomieszczenia objętego najmem. Czyli, gdybyś chciała zwalić tam jakieś stare klamoty - to proszę bardzo, ale gdybyś zapragnęła uprawiać w niej zioło - to już niekoniecznie. Coś czuję, że przed oddaniem ci do dyspozycji piwnicy ktoś właścicielkę przestrzegł. Nie chodzi o uprawę maryśki, oczywiście, ale o ewentualne koszty usuwania z piwnicy cudzego badziewia. Być może kobita zrobiła się czujna, bo tak się upierasz przy tej piwnicy? A z ciekawości... do czego ci jest potrzebna piwnica, tak naprawdę? Chcesz tam trzymać ziemniaki, cebulę i kapuchę na zimę?

Odpowiedz
avatar 2night
1 5

@Armagedon: mam aktualnie w przedpokoju rzeczy, które chciałabym tam umieścić: opony na zmianę, pudła ze spakowanymi już kurtkami zimowymi i ubraniami z innych sezonów, transporter dla kota, walizki- wszystko to co mieć trzeba a co na 44 metrach się nie mieści. Ot, piwniczne rzeczy :)

Odpowiedz
avatar Jorn
5 5

@2night: Tylko w piśmie nie pisz, że karnisze odsuwają zasłony.

Odpowiedz
avatar Puszczyk
-4 6

@bloodcarver:. Był protokół zdawczo-odbiorczy. To że nie ma w nim piwnicy oznacza w domyśle, że była ona pusta, bo umowa jest na mieszkanie z piwnicą jako nierozłączną całość najętej nieruchomości. :) W takim protokole ujmujesz tylko to co jest, a nie to czego nie ma. Więc jeśli w takim protokole masz "fortepian" jako jedyną pozycję, to oznacza, że nic więcej w nim nie było. Skoro w umowie jest lokal wraz z miejscem (...) zwanym dalej "lokalem" to jest to nierozłączne. Tak jak nierozłączną częścią mieszkania jest przedpokój czy toaleta lub kuchnia. Prawnie jest to tak samo traktowane jak każde pomieszczenie lokalu. Protokół jest jeden dla całego przedmiotu najmu, a nie dla każdego fragmentu z osobna. Inaczej potrzebowałbyś umowy dla każdego pokoju, kuchni, łazienki, korytarza i dla każdego pomieszczenia/części łączącej lub wspólnej osobny protokół. Takie niuanse prawa. Niekiedy debilne, ale cóż począć. Prawo lokatorskie ZAWSZE działa na korzyść najemcy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 11

"Odsuwając zasłonę cały karnisz spadł ze ściany". A idąc do pracy padał deszcz.

Odpowiedz
avatar Armagedon
6 8

@cn77: No i dobrze mu tak, że spadł. Kazał mu kto z zasłoną się szarpać? Gdyby grzecznie wisiał na ścianie - to by nie spadł. Zaś co do deszczu... Deszcz chodzi do pracy również nie padając. Więc jeśli akurat pada - należy o tym wspomnieć.

Odpowiedz
avatar Gbursson
3 3

@Gelata: oj chyba Ty nie zajarzyłeś(aś) :)

Odpowiedz
avatar bazienka
0 4

karnisz odsuwal zaslone? i masz, bo pogubilas ,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,

Odpowiedz
Udostępnij