Witam
Na fali historii samochodowych - okiem kupującego.
W latach zamierzchłych-bodaj 2005 rok to był-wybrałem ja się z kumplem po samochód dla mnie. Młody byłem, kasy mało to i wybór był niewielki... Padło na oddalone ode mnie jakieś 400km Suzuki Swift - na zdjęciach cud miód i inne duperele, wszystko sprawne, czysty i zadbany, nic tylko brać. Po rozmowie ze sprzedającym i upewnieniu się że wszystko jest tip top i auto stoi i czeka, zapakowaliśmy nasze szanowne tyłki w pociąg i ruszyliśmy w drogę.
Po dotarciu na miejsce okazało się, w telegraficznym skrócie: blacharsko - kompletny trup, w nadkolu dziura, przez którą do środka mógłby wejść duży kot, przez dziurę w tylnej klapie duży szczur... W środku 6 kg sierści - pan stwierdził radośnie - aaa bo psa woziłem ostatnio... Na moje pytanie czy możemy poczekać aż się silnik rozgrzeje stwierdził że absolutnie, bo on nie ma paliwa i jeździ na oparach z półtoralitrową butelką za siedzeniem, bo po co ma komuś auto tankować.
Po czym stwierdził, że mamy się decydować i brać, albo nie zawracać mu głowy. Na propozycję negocjacji ceny dostał niemalże apopleksji, po czym, po niezbyt uprzejmym pożegnaniu z naszej strony odjechał z fochem. A wystarczyło nie kłamać...
Strg.szcz
No kiepska sytuacja, ale straciłeś ty - 400km to 4/5 Polski.
OdpowiedzCzłowiek jest szczęśliwy dwa razy. Pierwszy,jak kupuje auto. Drugi,jak go sprzedaje.
Odpowiedz@Balbina: Po pierwsze: "gdy", nie "jak". Po drugie, "auto" jest rodzaju nijakiego.
Odpowiedz@whateva: cyt Potocznie słowa "jak używamy w takim znaczeniu, jakie mają wyrazy gdy i kiedy używane do łączenia zdań. Wszystkie trzy przytoczone wypowiedzi są więc poprawne, ale pierwsza jest potoczna,
OdpowiedzCzysto teoretycznie, przepisy konsumenckie chronią przed takimi sytuacjami i można dochodzić od nieuczciwego sprzedającego zwrotu kosztów poniesionych na próbę zakupu, jeśli przedmiot jest rażąco niezgodny z opisem. Czyli jeśli ktoś mówił, że silnika sprawny, blacharsko w dobrym stanie i bez wad prawnych, a na miejscu dowiadujemy się, że kupujemy strucla kulejącego na jednym garze, z dziurami w karoserii, bez progów i bez podbitego przeglądu, to czysto teoretycznie można wezwać policję, sporządzić protokół i typa pozywać. No tylko to więcej zachodu, niż się na tym odzyska, więc nikomu się nie chce :P
Odpowiedz@Grav: No wiesz, 800 km (obie strony) x 2 (osoby) POCIĄGIEM, to - moim zdaniem - autor nieźle po kieszeni oberwał. Nawet, jeśli to było 15 lat temu. Cóż, istnieje szansa, że jakiś bardziej nerwowy reflektant "zapłacił" kłamczuchowi hurtem za wszystkich oszukanych. Wcześniej i później. Znaczy, no po prostu, po ryju mu nakładł.
Odpowiedz@Grav Przepisy konsumenckie regulują relacje między przedsiębiorcami i konsumentami, więc w tym przypadku nie mają zastosowania.
Odpowiedz@Jorn: Nie jestem przygotowany do tej dyskusji, ale z tego co wiem, to na przykład taka rękojmia wynika z przepisów konsumenckich i jak najbardziej ma zastosowanie przy sprzedaży samochodu przez osobę prywatną.
OdpowiedzPrzepraszam, ale czy on naprawdę myślał, że ktoś mu kupi takiego szrota i to bez odpalania silnika?
OdpowiedzA ja się zastanawiam, czy naprawdę trzeba było śmigać 400km żeby znaleźć auto w tym budżecie? Przecież pierwszy lepszy komis ma takie wozidła do zajeżdżenia, bo tak trzeba nazwać auto za 4 koła...
Odpowiedz@ZiutaMamuta: Samochodu trzeba szukać w takiej odległości, żeby nie żałować, że się pojechało jak się okaże, że to oszustwo. Tyle, że najpierw do takiego wniosku trzeba dojść.
Odpowiedz