Na fali historii o sprzedaży (co prawda nie samochodu, ale miałam klienta wypisz wymaluj, jak ten z opowieści TajgaNaMorzu).
Sprzedawaliśmy wózek i fotelik z bazą. Wózek po dwójce dzieci, codzienne spacery, dużo jeździliśmy samochodem, więc stelaż swoje przeżył, co było po nim widać. Zdjęcia wszystkich rys były bardzo wyraźne, dodatkowo to opisałam. Fotelik po dwójce dzieci (Cybex Aton, więc nie gunwo z zestawu 3w1) i baza kupiona w sierpniu 2019, więc jeszcze na gwarancji. Za wózek (samą gondolę, ale dodatkowo miała torbę, mufki i cupholder) chcieliśmy 400 zł, za fotelik z bazą 600 zł. W komplecie 800 zł.
Zadzwonił facet, że daje 700 i jest wieczorem. Jako że ogłoszenie wisiało już pół roku, a wózek stał na klatce i lekko przeszkadzał, zgodziliśmy się.
No i przyjechali. Facet pierwsze co, ruszył do tych rys (z lewej strony były zdecydowanie większe) i z tekstem: „On jest porysowany!”. Odpowiedziałam, że wiem i że te rysy były dobrze obzdjęciowane, więc widział, co bierze. Zaczął kręcić nosem, że mufki mu niepotrzebne, bo żona rodzi w marcu, że zaciągnięcia na osłonce i torbie (owszem - materiał taki, że tylko się dotknie rzepem i już się zaciąga, ale to też było opisane w ogłoszeniu). W końcu, po pół godzinie, wyskakuje, żebyśmy obniżyli cenę, to on weźmie. 650 nam da. Mąż (do tego momentu bardzo spokojny) odparował, że już na samo wejście, bez oglądania utargował stówę i to i tak jest duża okazja i niech nie przesadza. On daje 650 i koniec.
Najśmieszniejsze było to, że było widać, że im zależy na tym wózku, bo niby się targowali, ale do wyjścia bez sprzętów spieszno im nie było. W końcu mówię, że krakowskim targiem niech da 675 i zabiera wszystko. Z lekkim fochem, ale się zgodzili, bo widzieli, że już więcej nic nie ugrają.
No i teraz najlepsze - czy my mamy wydać, bo on ma 50, a żona całe 100. Rozbroiliśmy skarbonki dzieciaków i mieliśmy wydać, co wprawiło ich w osłupienie. Ale zapłacili, zabrali, poszli.
Tylko zamknęły się za nimi drzwi i razem z mężem zaczęliśmy się śmiać przez łzy - pieniądze, które mieli przy sobie ewidentnie przecież świadczyły o tym, że od początku planowali utargować jeszcze te 50 zł. Nie spodziewali się mojej propozycji, a jeszcze bardziej byli zdziwieni, że mieliśmy wydać.
Wiem, że z pieniędzmi jest zawsze ciężko, mamy dwójkę dzieci, ja nie mogę znaleźć pracy. Jednak wózek dobrej firmy (no, dobra, porysowany, ale dla chcącego nic trudnego - jeśli aż tak mu to przeszkadza, to sprej i już) i dobry fotelik z nową bazą za 700 zł, to naprawdę grosze, a dziewczyna w ciąży była nie od wczoraj.
Facet przyjechał, potargował się (pierwszej stówy bym w ogóle nie liczył, to, że ogłoszenie stało pół roku, sugeruje, że 800 było mocno zawyżone), ubiliście targu i się rozeszliście. Liczba wykrytych piekielności: 0.
Odpowiedz@Lypa uważam inaczej - wózek był duży (mój syn jeździł w nim przy rozmiarze 80 i jeszcze był zapas), dodatkowo była to sama gondola. Nie każdemu takie coś pasuje. No i przede wszystkim nie braliśmy pod uwagę wysyłki ze względów wiadomych, a mimo to kilka osób o wysyłkę pytało.
OdpowiedzTo akurat norma, że kupujący wysmradzają by jeszcze trochę utargować. Niemniej te pół roku sugeruje, że cena mimo wszystko była za wysoko.
OdpowiedzA wiesz, że duża część bankomatów wypłaca banknoty 100 i 50zł? Więc twój dowód na to, że od początku chcieli urwać jeszcze 50zł jest z miejsca, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Poza tym skoro wózek stał pół roku - cena najwidoczniej nie była okazyjna.
OdpowiedzBy bez atom to akurat jest tani szmeks...
OdpowiedzSzczerze mówiąc to nie była jakaś super okazja i nie dziwię się, ze ktoś się targował. Po pierwsze, wysoka cena jak na wózek po dwójce dzieci z licznymi rysami. Anton to tez nie jest fotelik z super wysokiej półki. Poza tym nie wiem co jest złego w targowaniu... Mogliście się nie zgodzić.
Odpowiedz