Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jak już zaczęłam rozpamiętywać nieudane związki z odległej przeszłości, myślę, że nada…

Jak już zaczęłam rozpamiętywać nieudane związki z odległej przeszłości, myślę, że nada się jeszcze jeden, z początku mojego pobytu w Irlandii. Z Eamonnem skąpcem.  
 
Eamonna poznałam w  pracy. Obydwoje pracowaliśmy wówczas w irlandzkich narodowych liniach lotniczych. Był ode mnie ponad 10 lat starszy i wydawał się mieć poważniejsze podejście do życia i związków niż moi rówieśnicy. Wychowany w konserwatywnej, katolickiej rodzinie, mówił, że zależy mu na stworzeniu stałego związku, z perspektywami na przyszłość, na ułożeniu sobie życia, założeniu rodziny i tak dalej. Swoim zachowaniem też pokazywał, że ma wobec mnie poważne zamiary. Spotykaliśmy się prawie codziennie (jeśli tylko grafiki na to pozwalały), kiedy tylko mógł, woził mnie i odbierał z pracy (nawet jeśli ja kończyłam pracę koło północy, a on miał następnego dnia na 5 rano, to wstawał w nocy i po mnie wyjeżdżał), gotował rosół i jeździł do apteki, kiedy byłam chora; szybko przedstawił mnie swojej rodzinie, moją też chętnie odwiedzał, wszem wobec opowiadając chęci spędzenia ze mną życia.  
 
Ponieważ, jak wspomniałam, pochodził z bardzo tradycyjnej, katolickiej rodziny, wspólnie mieszkanie nie wchodziło w grę. Owszem, nocował czasem u mnie, nie zdarzało się to jednak często. Spędzaliśmy raczej czas na "klasycznych" randkach: to poszliśmy na spacer, to pojechaliśmy na wycieczkę, to przyjechał do mnie do domu, to ja do niego (chociaż głównie to on przyjeżdżał do mnie - u niego nie bardzo było warunki, gdyż wszystkie pokoje w domu wynajmował lokatorom, samemu śpiąc na kanapie w salonie), to jechaliśmy na weekend do jego rodziców, to lecieliśmy do Polski do moich. Wspólne wyjścia na kolację czy drinka były bardzo utrudnione ze względu na nieregularne godziny pracy - albo zaczynało się prace o 5 rano, albo kończyło około 23, rzadko kiedy mieliśmy też wolne w ten sam dzień (jedna z wad pracy w tej branży - życie towarzyskie ograniczone jest do kolegów, z którymi akurat masz kompatybilny grafik). A jak już udało się coś zaplanować, jemu zawsze zmieniał się grafik i musiał iść do pracy.   
  
Z tego względu, że nie mieliśmy za bardzo warunków na "zabawę w dom" i wspólne wykonywanie codziennych czynności, do tego miałam w głowie stereotyp "polskiej dziwki lecącej na kasę" i bardzo starałam się tego unikać, pewna kwestia nie rzuciła mi się w oczy od razu, tylko zdałam sobie z niej sprawę dopiero po kilku miesiącach (tyle mniej więcej trwała nasza znajomość). Eamonn był skąpy. Nie oszczędny, skąpy. I nie piszę tego z perspektywy obrażonej Karyny, której facet odmawia sponsoringu. Mam na myśli ten rodzaj skąpstwa, o którym brzydko mówi się, że ktoś by "gó…no spod siebie zjadł i szkłem dupę podtarł", byle tylko zaoszczędzić. Taki, co odmawia sobie dosłownie wszystkiego, łącznie z myciem w ciepłej wodzie (jeśli sam musi za nią zapłacić - jeśli płaci ktoś inny, będzie godzinę siedział w wannie). Nie wiem, skąd mu się to brało, rodzina, z której pochodził, finansowo zawsze radziła sobie bardzo dobrze i nigdy nie musieli na niczym oszczędzać (siostry kilka razy w roku latały do Nowego Jorku na zakupy), jemu samemu też nigdy niczego nie brakowało. 
 
Dwa przykłady. Bywając u niego w domu, zauważyłam ze na bardzo długo starcza mu butelka żelu pod prysznic. Zagadnęłam go o to z ciekawości, jak on to robi, ponieważ mój kończy się zawsze trzy razy szybciej. On na to, że oszczędza. Żelu pod prysznic używa co drugi, czasami nawet trzeci dzień (zależnie od potrzeb), w pozostałe dni myjąc się samą wodą. Kiedy zdarzało nam się jeść razem kolację, jedliśmy u mnie. Ja robiłam zakupy i gotowałam. Któregoś dnia postanowił się zrewanżować i zaprosić mnie na kolację do siebie.  Kolacją okazało się być kilka kromek najtańszego chleba tostowego. Do tego masełka, dżemiki i herbata torebkowa, które wyniósł z pracy. "Frykasów" w postaci sera, wędliny czy jakichś warzyw nie miał, że o czymś na ciepło nawet nie wspomnę, bo to, jak stwierdził, fanaberie i niepotrzebne trwonienie pieniędzy. Chlebem też się można najeść.  
 
Okazało się, że z własnym wyżywieniem Eamonn bazował na darmowych posiłkach, które dostawaliśmy w pracy i wałówce, którą dostawał od rodziców, a jak miał wolne, to albo przyjeżdżał jeść do mnie, albo dopychał się chlebem tostowym. Zanim mnie poznał, w dni wolne albo jeździł do rodziców, albo brał nadgodziny, żeby móc zjeść w pracy (i przy okazji sobie dorobić). I nie robił tego z biedy. Mieliśmy jeszcze tzw. "stare kontrakty" z czasów, kiedy liniom lotniczym świetnie się powodziło i sowicie wynagradzały pracowników. Ze wszystkimi obrywami, typu dodatki za pracę w uciążliwych godzinach, diety czy prowizje, dostawaliśmy na rękę w okolicach 4000eur. No więc, naprawdę nie było potrzeby oszczędzania na środkach higieny osobistej czy podstawowych produktach spożywczych. Aha, a te nagłe zmiany w grafiku za każdym razem, kiedy mieliśmy w planach iść do restauracji, okazało się później, że sam sobie ustawiał, żeby tylko nie musieć wydawać pieniędzy. 
 
O ile na samym początku, przez to, że na siłę próbowałam unikać bycia posądzoną o "lecenie na kasę", nie zwracałam uwagi na to, że facet nigdy nie wydaje na nic pieniędzy, oszczędzanie na sobie samym traktowałam może jak nieszkodliwe dziwactwo, to jego późniejsze zachowania skłoniły mnie jednak do zrewidowania tej znajomości. 
 
Ponieważ moja pierwsza praca w Irlandii, w cieszących się najgorszą sławą tanich liniach, nie należała do dobrze płatnych, moim pierwszym lokum był pokój wynajęty w sporym domu, zamieszkałym przez innych lokatorów, delikatnie mówiąc niezbyt ciekawych. Po kilku miesiącach pracy w tych "normalnych" liniach, zebrałam się w końcu, żeby zmienić miejsce zamieszkania i wspólnie z jedną przyjaciółką wynająć trzypokojowe mieszkanie. Miałyśmy trudności ze znalezieniem pasującego nam lokum. Boom budowlany z czasów tygrysa celtyckiego jeszcze się nie zaczął, nowych budynków było bardzo mało, a w tych starszych panował brytyjski standard, czyli grzyb i pleśń. Ale… wiedziałam, że oprócz domu, w którym mieszkał, Eamonn miał jeszcze mieszkanie, w nowo wybudowanym apartamentowcu, do tego 3km od lotniska, więc w idealnej lokalizacji. Mieszkanie kupił rok wcześniej, na wynajem. Było ono co prawda na tamta chwilę wynajęte, ale zwolnienie go było kwestą wręczenia lokatorce 4-tygodniowego wypowiedzenia. Spytałam Eamonna, czy byłaby taka opcja, żeby wymówił lokatorce i wynajął nam. Jej czynsz płaciła opieka społeczna w wysokości 600 euro miesięcznie (to też była osobna piekielność - dziewczyna z Mołdawii, żyła z zasiłków dla samotnej, niepracującej matki, opieka społeczna płaciła jej za wszystko, podczas gdy dziecko było w Mołdawii u jej rodziców, a ona mieszkała sama z kochasiem, również bezrobotnym, do tego oboje powtarzali, ze w tym kraju tylko frajerzy pracują), my byłyśmy gotowe płacić powiedzmy 1000 euro. Więc wywalając patusów i wynajmując nam, wyszedłby finansowo na plus. Ku mojemu zaskoczeniu Eamonn odmówił. A dlaczego? Jak to tłumaczył, lokatorce płaci czynsz opieka społeczna. Może jest niski, ale za to gwarantowany. Natomiast co w sytuacji jeśli ja stracę pracę lub zachoruję, lub przydarzy mi się inne nieszczęście i nie będę w stanie płacić mu czynszu? On nie chce być stratny, więc nic z tego. No cóż… Niby jego mieszkanie i może je wynajmować, komu chce, ale nastąpił pierwszy zgrzyt. Miłe z jego strony to nie było. Na szczęście tydzień później znalazłyśmy inne, fajne mieszkanie, a Eamonn pomógł w przeprowadzce.   
 
Kiedy już mieszkałam w nowym mieszkaniu, na kilka dni przyjechali moi rodzice. Ponieważ oboje z Eamonnem mieliśmy wtedy wolne, postanowiliśmy zabrać ich na dwudniową wycieczkę do Galway na zachodzie kraju. W tamtych okolicach mieszkała rodzina Eamonna, a jego przemiła siostra Olivia, która miała tam swój dom (w którym nie mieszkała i stał pusty), zaproponowała, żebyśmy tam w czwórkę przenocowali. Obiecała również zostawić nam w lodówce produkty na śniadanie, żebyśmy nie musieli rano szukać sklepu.  
 
Kiedy rano zeszliśmy do kuchni, chcąc zrobić śniadanie, lodówka okazała się jednak być pusta. Nie było nawet butelki wody. Byłam zaskoczona, no ale może Olivia nie zdążyła zrobić zakupów. Na szczęście moja mama przezornie zabrała ze sobą jakieś pieczywo, herbatę, kawę i coś do chleba, więc mieliśmy co jeść. Eamonn też chętnie się częstował.  
 
Po powrocie zdzwoniłyśmy się z Olivią, podziękowałam za możliwość noclegu, a ona spytała, jak rodzicom smakowało typowe irlandzkie śniadanie. I wtedy się wydało. Olivia przygotowała dla nas wszystkie produkty na irlandzki "fry-up", czyli kiełbaski, bekon, jajka, black pudding, fasolkę, pomidory.  Do tego tosty, masło, dżem, owoce, mleko, kawę, herbatę i sok pomarańczowy. Produkty potajemnie pozbierał jednak Eamonn, który wstał zanim inni się obudzili, spakował je do swojej torby i miał prowiant na następne dni. Kolejne brzydkie zachowanie, które dało mi do myślenia.  
 
Czarę goryczy przelała jednak inna sytuacja, która nastąpiła jakieś 2 tygodnie później. Mieliśmy jechać na pierwsze wspólne wakacje.  Może wakacje to za dużo powiedziane, ot, przedłużony weekend. 4 dni w Hiszpanii, odskocznia od irlandzkiej deszczowej aury. Eamonn miał wtedy wolne, mnie udało się pozamieniać z koleżankami i wreszcie nadarzyła się okazja, żeby wspólnie spędzić kilka dni poza domem. Bardzo się na ten wyjazd cieszyłam. Bilety na samolot mieliśmy pracownicze, hotel Eamonn zarezerwował używając swojej karty kredytowej, moją część miałam mu zwrócić w dzień wylotu, w gotówce.  
 
Wylot miał nastąpić w piątek o 5 rano. W czwartek wieczorem, kiedy kończyłam się pakować, zadzwonił Eamonn. Nici z wyjazdu. W pracy pojawiła się oferta nadgodzin i szukali ochotnika na weekend. Eamonn się entuzjastycznie zgłosił i, nie konsultując tego ze mną, odwołał rezerwację. Jak to tłumaczył, wakacje nie są niezbędne do życia, a na koncie zawsze lepiej jest mieć więcej kasy niż mniej.  
 
W tym momencie stwierdziłam, że wystarczy. To nie ma dłużej sensu, gość będzie ewidentnie szczęśliwszy w związku ze swoim kontem bankowym i ja nie będę mu stać na drodze. Opie*doliłam go z góry na dół, wykrzyczałam całą zbierającą się od jakiegoś czasu frustrację i zakończyłam znajomość.  Jemu nie było to w smak (nie wiem, czy ze względu na uczucia, czy darmowe obiadki), najpierw nie rozumiał, o co mi chodzi, potem prosił, żebym przemyślała swoją decyzję, on się zmieni i tak dalej. Pisał, wydzwaniał, prosił o spotkanie, nachodził mnie w domu. Kiedy to nie przyniosło efektu, przedstawił mi wyciągi ze swojej karty kredytowej, na której pozaznaczał różowym markerem wszystkie wydatki, które poniósł na mnie (kwoty w przybliżeniu): 
Kolacja na naszej pierwszej randce - 50 euro (kwota za 2 osoby) 
Prezent, który dał mi na urodziny - 30 euro (na 24 urodziny dał mi krem przeciwzmarszczkowy do cery dojrzałej, ale był akurat w promocji na lotnisku)  
Kwiaty, które kupił mojej mamie przy pierwszej wizycie u moich rodziców - 20 euro 
Hotel w Hiszpanii, w którym mieliśmy się zatrzymać - 300 euro 
Do tego zażądał zwrotu prezentów, które dostałam na urodziny od jego sióstr, czyli balsamu do ciała i świeczki zapachowej (on zażądał zwrotu, nie siostry). 
 
Odnośnie hotelu zwróciłam mu uwagę, że anulując rezerwację, całą kwotę odzyskał, co zresztą widnieje jako następna pozycja na wyciągu z karty. Resztę roszczeń wyśmiałam. Myślałam, ze to zakończyło temat. Ale nie... 
 
Jakieś dwa tygodnie później moja mama dostała od niego list, w którym skarżył się, że nie dość, że zabawiłam się jego kosztem i złamałam mu serce, to jeszcze zrujnowałam go finansowo, że poniosła porażkę, wychowując mnie na pasożyta i parę innych ciepłych słów. Do listu dołączony był wspomniany wyciąg z karty z zaznaczonymi pozycjami (tym razem odpuścił jednak hotel w Hiszpanii), domagając się zwrotu kosztów od mojej mamy, bo skoro ja się nie poczuwam, to niech ona przynajmniej będzie honorowa. Pozbierawszy szczękę z podłogi, mama do niego zadzwoniła z propozycją, żebyśmy rozliczyli się wzajemnie. Ona też bardzo chętnie wystawi jemu rachunek za jego wizyty w Polsce, wożenie go z lotniska i na wycieczki, gotowanie dla niego, zapraszanie go do restauracji i może jeszcze za ciepłą wodę i prąd, które zużył, nocując u niej w domu. I zapewnia go, że kwota wyjdzie znacznie wyższa niż 100 euro. Eamonn nie skorzystał z propozycji i odpuścił temat rozliczeń.

Irlandia

by Crannberry
Dodaj nowy komentarz
avatar Bryanka
13 15

Jakoś tak mi się zebrało na przemyślenia i z własnych "wrażeń" i doświadczeń stwierdzam, że Wyspy Brytyjskie, to bardzo specyficzne miejsce. Można tu spotkać wielu, z pozoru normalnych i wyględnych ludzi, którzy potem wyciągają z zanadrza jakąś patologię :D Mogłaś trafić tak jak ja. Anglik, z którym się spotykałam okazał się mieć trójkę nieślubnych dzieci. Każde z inną panią. Jakoś tak "zapomniał" mi powiedzieć.

Odpowiedz
avatar Crannberry
10 10

@Bryanka: trójka nieślubnych dzieci, każde z inną to musi być jakaś moda na Wyspach. W Irlandii też to było popularne, tylko ich częściowo tłumaczy fakt braku dostępu do antykoncepcji do połowy lat 90 :) Ale co do specyfiki Wyspiarzy (i też Niemców bym dodała) to się zgadza. Na początku wszystko pięknie ładnie, a tu cię znienacka trzepnie w pysk jakąś patologią ;)

Odpowiedz
avatar m_m_m
12 14

@Crannberry: Bo to jak z seksem z transwestytą - wszystko pięknie, ładnie a tu nagle ch...

Odpowiedz
avatar Bryanka
5 5

@Crannberry: Znajomy z pracy dorobił się tak piątki. Z trzema różnymi paniami. Ponieważ mieliśmy przyjacielskie relacje, to spytałam się pół żartem, czy nie wie co to kondom. On mi na to, że owszem wie, ale "to złe kobiety były i wrobiły go w dzieci". A żeby było śmieszniej, to mój "angielski amant", też obwiniał swoje byłe partnerki, więc albo nie wiedzą skąd się biorą dzieci, albo nie wiedzą gdzie wkładają. :D

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
7 7

@Bryanka: Nie wiem, czy poziom ukrytej patologii jest tu wyższy. Oni po prostu są uprzejmi na pokaz, a jak się kogoś pozna lepiej, to wtedy się człowiek dowiaduje o jego ciemniejszych stronach. W Polsce z kolei coś się zmienia, ale kiedyś uprzejmość nie była mocną stroną, także często najpierw poznawało się kogoś od mniej przyjemnej strony, a jak się poznało lepiej, to wtedy można się było dowiedzieć, jakie ma pozytywne cechy. A co do łapania na dzieci, to w niektórych wypadkach może być prawda. Wiadomo, że bez kondoma przyjemniej. Dziewczyna może takiemu wmówić, że bierze pigułki, więc gumka nie będzie potrzebna, ten uwierzy i wiadomo, co dalej. Aczkolwiek najprawdopodobniej to po prostu ludzka głupota. Ot, chcieli zaliczyć, zapomnieli o zabezpieczeniu, zaszła w ciążę, oboje są z tego mało zadowoleni, więc trzeba to sobie jakoś wytłumaczyć. Przecież nie przyzna przed samym sobą, że jest kompletnym debilem i wypadałoby wyciągnąć jakieś wnioski i zmądrzeć. Lepiej zwalić na kobietę, która pewnie była tak samo głupia.

Odpowiedz
avatar Crannberry
8 8

@pasjonatpl: idelnie to ująłeś. Oczywiście są wyjątki oraz, jak zauważyłeś, w Polsce już do powoli idzie w kierunku zachodniego modelu, ale generalnie w kulturach "co w sercu to na języku" czyli środkowo-wschodnio- oraz południowoeuropejskiej jeśli masz do czynienia np. z chamskim bucem, mizoginem czy kim tam jeszcze, bardzo szybko się o tym dowiesz, bo on nie ma zamiaru tego ukrywać. W kulturze zachodnio- i północnoeuropejskiej negatywne cechy są schowane pod maską sztucznej uprzejmości i ujawniają się dopiero przy bliższym poznaniu, kiedy osobnik poczuje się na tyle wygodnie, żeby tę maskę zrzucić. A to często "trwa mać"

Odpowiedz
avatar digi51
4 6

@pasjonatpl: "Nie wiem, czy poziom ukrytej patologii jest tu wyższy" - poziom ukrytej patologii jest zawsze wyższy tam, gdzie człowiekowi wydaje się, że jest tak super. Mam całkiem sporo znajomych, którzy po spędzeniu paru lat w jakimś kraju nagle byli zszokowani, co tam się potrafi odjaniepawlić.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

@Crannberry: Z tym "co z oczu to z serca" to bym nie przesadzał. Tzn w kwestii wyrażenia negatywnych emocji, czyli po prostu bycia wkur...m, to jak najbardziej. W drugą stronę już gorzej. Np. ktoś akurat, bez wyraźnego powodu, jest w dobrym nastroju, przychodzi do pracy uśmiechnięty od ucha do ucha i próbuje zarazić innych swoim entuzjazmem. Niby się tego w Polsce nie potępia, ale uważa za dziwne. Oczywiście ma to swoje dobre i złe strony, bo czasami rzeczywiście lepiej wyrzucić z siebie co nieco niż w sobie dusić. Z drugiej w takich powierzchownych kontaktach uprzejmość na pokaz jednak ułatwia życie, zwłaszcza jak się coś załatwia w jakichś urzędach. Prywatnie ten urzędnik może być prawdziwą mendą, ale jednak w pracy będzie się uśmiechał do petenta i bez problemu załatwi, co trzeba. A mi, jako petentowi, niczego więcej nie trzeba. @digi51: Cały czas nie jestem pewien, czy poziom ukrytej patologii w takich krajach jest wyższy czy po prostu chodzi o zaskoczenie tym, co zobaczyli, w porównaniu z tym, czego się spodziewali.

Odpowiedz
avatar bazienka
4 4

@Bryanka: trzeba byc ostatnim dzbanem, by po jednym "wrobieniu w dziecko" nie pilnowac samodzielnie antykoncepcji do konca zycia

Odpowiedz
avatar Dominik
8 20

Marnujesz się tutaj. Wydaj pamiętniki, potem Netflix nakręci serial z kilkoma sezonami. Wtedy sobie kup cygaro za 100 Jewro, nakręć film jak sobie je wypalasz i zadedykuj Cynamonowi, czy jak się on tam nazywa.

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 7

@Dominik: haha :) Zamienię tylko cygaro na lampkę rocznikowego Dom Perignon i serial zadedykuję wszystkim swoim byłym. A potem byli się rozpoznają i posypią się pozwy :D

Odpowiedz
avatar PsychopathicCountess
15 15

Podmienili go rodzicom na porodówce - tak naprawdę to nie był Irlandczyk, tylko czystej krwi Szkot :D

Odpowiedz
avatar Crannberry
10 12

@PsychopathicCountess: hmm... w sumie jako jedyny z rodzeństwa był rudy ;)

Odpowiedz
avatar Habiel
17 17

Przyczepię się do jednego. W kontekście całej historii widać, że nie traktował cię jako potencjalnej partnerki, a bardziej jako dodatkowe źródło jedzenia i darmowej rozrywki. Dlatego nie wymówił pokoju swojej lokatorce. Zapewnie liczył się z rozstaniem, a wtedy co by zrobił z tym pokojem, zajętym przez ex? Tak miał pewna lokatorkę, która ktoś mu opłacał bez ewentualnego ryzyka strat, bo ex chce się odegrać i nabija rachunki, czy niszczy rzeczy. To akurat według mnie było racjonalne, jeśli tak jak mówiłam, nie miał wobec ciebie poważnych planów.

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 13

@Habiel: tak, masz rację. Z perspektywy zdrowo myślącej osoby zachowywał się jakby trakrował mnie wyłącznie jako źródło darmowej szamy (bo nawet na seks przesadnie nie leciał). Tylko że jednocześnie robił totalną szopkę przy swojej rodzinie, przedstawiał mnie jako swoją przyszłą żonę, opowiadał o swoich poważnych planach względem mnie, uzgadniał z wujkiem księdzem, czy odprawiłby kiedyś w przyszłości naszą mszę ślubną. Podobnie obnosił się z tym związkiem przy kolegach z pracy. Kiedy z nim zerwałam, wydawał się autentycznie wstrząśnięty i zarzucał mi, ze się nim zabawiłam, bo on liczył, że ten swiązek będzie do końca życia. To o co tu kurczę chodzi i na co on liczył?

Odpowiedz
avatar Crannberry
8 12

Odnośnie samego nmieszkania, ostatecznie dobrze, że tak się stało. Przynajmniej mogłam z nim zerwać nie musząc jednocześnie szukać na gwałt dachu nad głową. Ale z tą Mołdawką łączyła go jakaś dziwna relacja (ona dzwoniła do niego w środku nocy z jakąś pierdołą, a on się zrywał i leciał), że gdyby nie jego "katolickie" podejście do seksu, pomyślałabym, że ją rucha na boku

Odpowiedz
avatar Jorn
2 4

@Crannberry: Bo Ty zła kobieta jesteś! On w Ciebie zainwestował stówę, a Ty go zostawiłaś:)

Odpowiedz
avatar bazienka
2 4

@Crannberry: oj zdziwilabys sie kochana, ilu takich "katoli" r*cha na boku... a potem sie spowiada i wymazane, i do nastepnego razu

Odpowiedz
avatar r1979
9 11

Nie jestem lekarzem, ale takie zachowanie to już tylko do psychiatry się nadaje. Zabierać jedzenie z lodówki na wspólne śniadanie? Mam wrażenie, że za kilka lat objawy tylko się zaostrzą i nie kupi dla siebie nic. Jestem ciekawa co robi z tymi pieniędzmi, które tak mocno oszczędza. Dużo musiało się już uzbierać, tylko po co?

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 9

@r1979: mój ojciec to podsumował, że zdecydowanie wolałby być jego spadkobiercą niż nim samym. Rodziny ostatecznie nigdy nie założył (wiem od wspólnych znajomych), jak umrze wszystko odziedziczą jego siostry i ich dzieci. Siostry z kolei nie miały najmniejszego problemu z wydaniem każdej sumy pieniędzy

Odpowiedz
avatar m_m_m
4 6

@Crannberry: Czyli bilans w rodzinie wychodził na zero ;)

Odpowiedz
avatar r1979
6 8

@Crannberry: No tak, historia sprzed lat, więc wszystko się już wyjaśniło. Jak widać inne kobiety też nie dały się nabrać na taki "związek". Ja pamiętam dawną koleżankę mojej cioci. Chodziłam do niej w odwiedziny jako mała dziewczynka i wtedy wszystko wydawało mi się z nią OK. Potem się dowiedziałam, że w późniejszych latach nie pozwalała położyć talerza z jedzeniem na stole, tylko trzeba było go trzymać w powietrzu i tak jeść. Tak było zafiksowana na punkcie porządku. Bała się, że obrus pobrudzą. Potem była informacja, że jest w szpitalu psychiatrycznym. Tak się to skończyło

Odpowiedz
avatar Crannberry
8 8

@m_m_m: tak :D Siostry potrafiły wydać 1000 euro na spontanicznych zakupach ciuchowych w drodze z pracy.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 2

@r1979: to jest ostre ocd babcia przyjaciolki spuszczala wode tylko po "2", goscie przychodzili do niej z wlasnymi kubkami i herbata, bo mycie kosztuje ( zeby bylo smieszniej w domu nie brakowalo nigdy jedzenia, dziewczyna dokarmiala biedniejsza kolezanke w szkole) inna kolezanka znoszac naczynia ze stolu brala tylko po jednym talerzu i stawiala obok siebie, nie jeden na drugi w zlewie, by myc tylko z jednej strony

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
10 10

Mi wystarczy tylko to: " wszystkie pokoje w domu wynajmował lokatorom, samemu śpiąc na kanapie w salonie". O ile nie ma dużego kredytu do spłacenia, długów czy jakichś naprawdę poważnych wydatków, np. kosztowne leczenie, to naprawdę jest z nim coś nie tak, skoro ma swoją chatę i wynajmuje komuś pokoje. Ale on naprawdę dobrze zarabiał, więc nawet jak dom i mieszkanie ma na kredyt, to bez problemu może je spłacić. Zwłaszcza że w jednym by normalnie mieszkał, a drugie wynajmował. Tym bardziej teraz, kiedy czynsze w Irlandii są astronomiczne. O ile jeszcze nie spłacił kredytu, to z czynszu za jedno lokum spokojnie mógłby spłacać miesięczne raty za oba, skoro kredyt wziął dawno temu, kiedy ceny domów i raty kredytów były zdecydowanie niższe.

Odpowiedz
avatar Crannberry
8 10

@pasjonatpl: zwyczajne chorobliwe skąpstwo. Kiedy go poznałam miał 36 lat. 10 lat wcześniej pracował w Moskwie w Aeroflot, a potem w jakichś liniach uzbeckich albo kazachskich (nie pamiętam). Zatrudniony był tam na warunkach, jako pracownik irlandzki, delegowany do pracy za granicą, więc linie opłacały mu zakwaterowanie i jakieś diety, oprócz tego dostawał normalną pensję. Dorobił się tak, że po powrocie kupił 5-pokojowy dom na jakiś nieduzy kredyt, bo większość kasy już miał. Kiedy go poznałam, zostało mu jeszcze 10 lat spłaty po 500 euro miesięcznie, więc bardzo niedużo. Spory kredyt miał na to drugie mieszkanie, ale ono było kupione pod wynajem. W domu wynajmował 4 sypialnie, za łączną kwotę ponad 1000 euro. Mimo że naprawdę nie musiał. Po prostu obsesja na punkcie chomikowania kasy

Odpowiedz
avatar hulakula
1 1

@pasjonatpl: hm, dla mnie nie ma nic strasznego w tym, że wynajmuje pokoje w chacie, o ILE właśnie sam nie śpi w salonie ;-) no i fakt posiadania drugiego mieszkania. ale sam podnajem pokojów?pełen luz.

Odpowiedz
avatar Crannberry
5 5

@hulakula: sam podnajem pokojów jest zupełnie spoko, zwłąszcza jeśli jestes młodym singlem i spłacasz kredyt. Tak robiło mnóstwo Irlandczyków. Nawet jeśli sam śpisz w salonie - do wybaczenia jeśli masz finansowo nóż na gardle. Ale, jeśli nie masz tego noża, a do tego chcesz zakładać rodzinę, a sprawę stawiasz, że lokatorzy zostają, a partnerka (a potem może jeszcze dziecko) będzie dzielić z tobą tę kanapę, to mamy problem...

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 3

@hulakula: A wynajmowałeś/aś kiedyś pokój? Ja tak mieszkam ładnych parę lat. Nie żebym narzekał, bo miałem i teraz też mam naprawdę super współlokatorów, ale większość tych, którzy tak mieszkają, po prostu nie ma kasy na samodzielny wynajem czy własne mieszkanie albo dom. Także jak miałbym wystarczająco dużo kasy, żeby spokojnie spłacać kredyt na dom albo mieszkanie i żyć na przyzwoitym poziomie, to bym się nie zastanawiał. Moi znajomi też nie. Dlatego uważam, że jak ktoś ma swój dom i swoje mieszkanie, zarabia wystarczająco dużo, żeby spłacać kredyt z wypłaty i wynajmu jednego lokalu i żyć na naprawdę przyzwoitym poziomie, to coś jest z nim nie tak. Chyba że mieszka ze znajomymi, lubią się, razem spędzają czas itp. Ale jeśli wynajmuje obcym ludziom... A jak jeszcze myślisz o zakładaniu rodziny, jak napisała Cranberry, to naprawdę trzeba mieć coś z głową. Ja osobiście nigdy nie wynająłbym pokoju w domu, gdzie mieszka jakaś rodzina. Chyba że miałbym do wyboru bezdomność albo mieszkanie z patologią.

Odpowiedz
avatar Puszczyk
8 8

Jak cię czytam to się zastanawiam: to jeszcze cierpliwość? Czy już masochizm?

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 11

@Puszczyk: pierwszy związek w dorosłym życiu (po studiach). Zwalę na nieopierzenie

Odpowiedz
avatar m_m_m
12 12

Wydawało mi się że jestem skąpy, jednak musze jeszcze poćwiczyć ;)

Odpowiedz
avatar Puszczyk
9 9

@m_m_m: miałem taki przypadek w rodzinie. Brat mojego ojca. Żył oszczędnie. Z żoną dzieci nie doczekał. Po jej śmierci (miała guza mózgu, poroniła w 4m-cu i po kilku dniach sama w szpitalu zmarła) jego oszczędność zamieniła się w skąpstwo, a skąpstwo stawało co raz bardziej chorobliwe i po latach stało się swoistą mieszanką freeganizmu i schizofrenii.

Odpowiedz
avatar krzycz
4 8

ile Ty miałaś tych związków? :O

Odpowiedz
avatar Crannberry
2 8

@krzycz: w dorosłym życiu, takich, które trwały kilka miesięcy lub dłużej (gdzie znajomość nie kończyła się po kilku randkach) to 6. Albo 5, bo jeden to bardziej romans

Odpowiedz
avatar Morog
1 3

@krzycz: Przecież to bajkopisarka

Odpowiedz
avatar Nasher
-4 10

Patrzac na liczbe Twoich historii, to albo masz niebywalego farta do piekielnych ludzi albo masz juz cos pod 200 lat bo nikt normalny w nie ogarnalby tego wszystkiego w normalnym zyciu :)

Odpowiedz
avatar Balbina
11 13

@Nasher: Proszę cie,autorka ma około 35-40 lat. Zaczynając bliższe relacje w wieku lat 20 to np 6x2(lata)=12 Jedne mogły trwać pół roku drugie trzy lata więc spoko. Każdy szuka swojej połówki do usioru. Jeden pozna w liceum,drugi na studiach a trzeci po wielu wielu latach.Pani już szczęsliwa i pewnie juz tak zostanie.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 2

@Nasher: sama mam w kolekcji takich cudownych facetow 1. narkoman (dowiedzialam sie parenascie lat pozniej), udawal schozofrenie by wydac sie mroczniejszym 2. paranoiczny zazdrosnik 3. zdradzacz 4. niezdecydowany, po 4 miesiacach nieodzywania sie do mnie myslal, ze jestesmy w zwiazku 5. pasozyt, wyladowalam w skrzyzowaniu roli matki ze sponsorka 6. przemocowiec psychiczny (to zwiazki, bylo jeszcze kilkunastu adoratorow, np...) - zonaci - zonaty szukajacy z zona do trojkata ( co zostalo mi zakomunikowane bez zenady na balkonie podczas imprezy przy owej zonie) - typ co po pol roku stwierdzil, ze on "nie moze mi nic obiecac" - koles, ktory po 3miesiecznym bajerowaniu mnie i namawianiu, jak mu ie udalo, stwierdzil, ze "jak mowil, z emu na mnie zalezy, to chodzilo mu o to, ze jak na znajomej" (sic!) - kolo z portalu randkowego mielismy sie spotkac, ale zachorowalam, on znalazl i nna i po kilku miesiacach zali mi sie, ze nie dosc ze gruba i brzydka to jeszcze glupia, i z eon specjalnie wsrod brzydszych szukal (no dzieki) - kilku mistrzow komplement typu "masz ladne zmarszczki", "po ciemku nie wygladasz staro", "masturbuje sie w pracy myslac o tobie" - adorator kt potrafil wypic 11 piw w 2 godziny, zgubic telefon i nawet nie bylo mu specjalnie wstyd - typeczek, z ktorym mialam sie zobaczyc wieczorem i info, ze wroci do domu i potwierdzi moja wizyte bylo ostatnim, co do mnie napisal, potem urwal kontakt ( zwykly ghosting, nie poklocilismy sie ani nic) - ostatni powypisywal do moich znajomycn, z eim dupe obrabiam ( bo w ramach odp na "co slychac" powiedzialam,z eide z kolega do kina, albo z ekolezanka zawsze powtarza...), normalnie dziad naisal do wszystkich znajomych na moim fejsie o imieniu wspomnianym w rozmowie, a ja sie potem musialam tlumaczyc mam 35 lat tez mam patomagnes, wiec jestem w stanie zrosumiec przygody Cranberry ;)

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 5

@bazienka: to, co stosowali ci mistrzowie komplementu nazywa się negging i jest świadomie stosowaną techniką manipulacji emocjonalnej. Pod pozorem niefortunnie sformułowanego komplementu rzuca się poniżającą uwagę, Która ma na celu obniżyć samoocenę ofiary i sprawić, że będzie ona bardziej pragnąć akceptacji tej osoby. Technika ta uczona jest na kursach i w podręcznikach o sztuce uwodzenia

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 1

@Crannberry: istota neggingu jest to, zebys sie poczula zmotywowana do udowadniania facetowi czegos wrecz przeciwnego i zaczela "starac bardziej" oni po prostu byli nieogarami i nie umieli w relacje z kobietami, ten od masturbacji mowil to z miloscia woczach i ponad rok sie o mnie staral, nie bylo przemocy psychicznej w tej relacji, po prostu zero chemii on po prostu byl czlowiekiem do trzymania w piwnicy np. kiedys na imprezie wpadly wspollokatorki gospodarza a typ zamiast czesc to wypalil "ale masz halluksy", impreza zwarzyla sie w 3 sekundy a i tak chyba z nim dogadyalam sie najlepiej ze wszystkich natomiast dobrze, ze podnosisz ten temat, sporo kobiet nie zdaje sobie sprawy z tego zjawiska w ogole polecam podcasty Tatiany Mitkovej/Kostyry o pickuperach oraz zwiazkach z brakiem rownowagi znaczenia jak rowniez Okuniewska i Moje przyjaciolki Idiotki :)

Odpowiedz
avatar Librariana
8 8

A mnie tylko jedna rzecz nie daje spokoju - czy powiedziałaś Olivii o tej pustej lodówce czy udawałaś, że wszystko było tak, jak zostawiła? Zastanawia mnie, czy jego rodzina zdawała sobie sprawę z tego chorobliwego skąpstwa...

Odpowiedz
avatar Crannberry
6 8

@Librariana: Tak, to wyszło zaraz w rozmowie. Ona spytała o śniadanie, ja nie wiedziałam, o czym ona mówi i od słowa do słowa wydało się, że prowiant tajemniczo wyparował. Rodzina zdawała sobie sprawę, że on jest skąpy (nie wiem, czy zdawali sobie sprawę do jakiego stopnia), ale traktowali to jako upierdliwe, ale nieszkodliwe dziwactwo. Z tym że rodzinę miał naprawdę spoko. Mnie przyjęli bardzo serdecznie. Kilkakrotnie mi nawet powtarzali, że liczą na mnie, że go "wyprowadzę na ludzi" i że przy mnie znormalnieje. Podejrzewam, że gdybym zamiast kończyć znajomość przedstawiła problem jego rodzinie i poprosiła o interwencję, nieźle zmyliby mu głowę i może to by na jakiś czas coś dało. Ale mnie nie chciało się już z nim szarpać.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
6 6

Już po tej kradzieży jedzenia z lodówki wymiękłem i przestałem czytać dalej. Po takiej akcji trzeba było mu nakopać do dupy i papa.

Odpowiedz
avatar hulakula
5 5

kiedyś spotykałam się z podobnym kolesiem: wiadomo, jak był u mnie, to ja gotowałam/robiłam zakupy jedzeniowe. potrafił komentować, np. że za tanią szynkę kupiłam. (ja wtedy studiowałam, gość już pracował i zarabiał na całkiem niezłym poziomie, ale luz). w trakcie mniej więcej rocznego związku w knajpie byliśmy słownie RAZ, ja zamówiłam jakiś zestaw dziecięcy, bo słyszałam te komentarze nad kartą, że olaboga tyle hajsu. ofc zabierał ode mnie jedzenie: kanapeczki na przejazd autobusem itd itp. właściwie czarę goryczy przelało jedno: zrywami sobie dorabiałam w weekendy, w piątki bardzo późno kończyłam pracę, on o tym wiedział. i jak na mnie wtedy czekał: to po drodze kupował sobie jakieś smakołyki/przekąski/słodycze. i potrafił WSZYSTKO zjeść na raz przed moim przyjściem, żeby nawet nie poczęstować mnie chipsem/czekoladką/cukierkiem, bo to było kupione za jego PINIONDZE. no wiecie o co chodzi- nie jestem fanką słodyczy, ale kurde, naprawdę taki zwykły gest uprzejmości. na koniec powiedział, że zasadniczo moglibyśmy być razem, ale musiałabym mu pokazać swój stan konta i oszczędzności. :D

Odpowiedz
avatar Crannberry
6 6

@hulakula: łojezu... Mnie się też już niejednokrotnie zdarzyło, że jakiś facet zaprasza do restauracji, a potem ostentacyjnie sapie nad menu "łooopanie jak tu drogo". Najgorsze, że człowiek się na to łapał i z grzeczności zamawiał jakąś sałatkę czy menu dziecięce, zamiast ze złośliwym uśmieszkiem zamówić najdroższą rzecz z karty :D

Odpowiedz
avatar hulakula
4 4

@Crannberry: teraz tego żałuję! powinnam była zamówić dwa dania, deser, przystawkę i butelkę wina!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@hulakula: a potem on by sie szybciutko zmył, a Ty zostałabys z rachunkiem, chyba, że mialas ochote na dyskusje z kelnerem :)

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 4

@nursetka: nie nie, wtedy trzeba się pilnować, żeby zmyć się przed nim ;)

Odpowiedz
avatar Morog
2 12

Nawet wierzyłem w tą historię a potem zobaczyłem kto jest autorem......

Odpowiedz
avatar miramakota
5 7

@Morog Prawda, czy nie, ale przynajmniej dobrze napisane. Jak zwykle zreszta. Crannberry, pisz, masz talent!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 4

@Morog: Tak wiem Cranberry spotkala juz kazdy typ, ale w ten w 100% wierze bo w roznym stopniu jest czesto spotykany, a moj facet jest bardzo podobny z drobnymi roznicami na korzysc mojego faceta.

Odpowiedz
avatar black_lemons
2 6

@Morog: haha, dokładnie... Coś za bardzo "idealnie okropnie" było, patrzę, a to cranberry... I wszystko jasne :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Mój jeszcze facet (jeszcze bo probuje sie rozstac ale on nie akceptuja) jest podobny. Tez moglabym napisac historie o nim np. jedzeniu tylko z przecen (zolte naklejki z Tesco), obsesyjne kolekcjonowanie paragonow itd ale chyba sobie odpuszcze bo mnie to boli. Wiele razy z nim rozmawialam po co to robi, bo chce kupic dom, dom kupil i co? Wynajal polowe i dalej oszczedza bo obniza raty. Tacy ludzie sie nie zmieniaja.

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 4

@nursetka: to jest styl życia, nie oszczędzanie na coś konkretnego. Takie ciułanie dla samego ciułania. Moim zdaniem człowiek, który ostentacyjnie chodzi w dziurawych butach, żeby pokazać jaki to on oszczędny jest zwyczajnie śmieszny. Oczywiście, nie znam was, więc trudno mi udzielać Ci rad, czy go skreślić, czy próbować go naprostować. Ale Ty już chyba podjęłas decyzję. W związku w momencie kiedy obydwie osoby zarabiają, to można takiego olać i samej żyć po swojemu. On jak chce jeść przeterminowany szajs, niech je, jego ewentualna sraczka jego sprawa. Wtedy jest to tylko zwyczajnie męczące. Ale problem pojawi się, jeśli pojawi się dziecko i idziesz na macierzyński, podczas którego masz tylko jakiś groszowy dochód i jesteś od niego uzależniona finansowo. Nie wyobrażam sobie musieć się prosić o pieniądze na pieluchy, a ten będzie rozkminiał, czy to na pewno potrzebny wydatek

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@Crannberry: masz racje styl życia, tylko po co zapieprzal, inwestowal w nieruchomosci jak prawie z tego nie korzysta. Nawet nie chodzi o mnie bo s woja kase mam ale nawet sobie niczego nie kupi! Chodzi w starych rzeczach albo w tym co mu ktos kupi w prezencie. Jestemy już razem 4 lata i chociaz sie czesciowo zmienil to jednak pewne zachowania sa dla mnie nie do zaakceptowania a on nie do konca rozumie o co mi chodzi a mi sie tylko zbiera coraz wiecej frustracji. Sprawa jest trudna bo mimo wszystko ma wiele zalet i dlatego nie potrafie tak calkiem sie odciac. w tym wszystkim wlasnie chodzi mi to co napisalas, wizja macierzynskiego i finansowego uzaleznienia od niego mnie przerasta a czas ucieka i zegar biologiczny tyka. I tak jako ciekawostka, jego mama jest najbardziej normalna na swiecie pod wzgledem finansow, jego siostra podobno rozrzutna, ale nie mam dowodow bo mam z nia ograniczony kontakt a on skapiec.

Odpowiedz
avatar KasiaPelasia
1 1

@Crannberry: Z moim mężem dokładnie tak to wyglądało. Mieliśmy zamiar zacząć się starać o dziecko po tym jak skończę studia, ale zaszłam na ostatnim roku i przez 1,5 roku siedzenia z dzieckiem w domu nie miałam żadnych "swoich" pieniędzy (nie było wtedy 500+). Wyliczał mi 100 zł tygodniowo na zakupy. Kiedyś musiałam oddawać przy kasie banany, bo zabrakło. Krem do twarzy mogłam kupić raz w roku. Nie zgodził się na kupienie osłonki przeciwsłonecznej do wózka za 40 zł, mimo że córka dostawała histerii od słońca. Interweniowały jego mama, moja mama i po długiej, długiej walce oddał jedną ze swoich kart. Poszłam do pracy jak córka miała 1,5 roku, ona chodziła do żłobka i codziennie przez kolejne 1,5 roku dzień w dzień płakała, bo tak źle znosiła rozstania. Nie spała też normalnie do 3 roku życia, więc ja często chodziłam do pracy po 4 godzinach snu. Mąż tłumaczył, że on zbiera na wkład własny do kupna domu. Kiedyś musiał mieć 1000 zł zabezpieczenia finansowego na koncie, potem 10 tys, których nie można ruszyć, teraz to jest 100 tys, bo zarabia już naprawdę dużo i pracuje na 2 etaty. Ja oczywiście muszę i tak pracować żeby mieć swoje pieniądze, bo on bez problemu wydaje pieniądze na nowy samochód albo piąty telewizor, ale dosłownie wczoraj zrobił mi aferę, bo wydał 300 zł na zakupy w Rossmanie i aptece (jestem na kwarantannie i chciałam mieć zapas słoiczków dla drugiej córki oraz leków). Potrafi wydać górę pieniędzy na np. leczenie (mam różne problemy zdrowotne), chętnie wydaje pieniądze na elektronikę też dla mnie, ale te drobne wydatki lub coś, co przekroczy limit wydatków, który on sobie na dany miesiąc ustalił doprowadzają go do szewskiej pasji. Oczywiście co miesiąc nie wydajemy nawet połowy zarobionych pieniędzy, bo on chce wcześniej dom spłacić.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 3

juz jak czytalam o tych "naglych", ale zdumiewajaco powtarzalnych zmianach w pracy, gdy planowaliscie randke, zapalila mi sie czerwona lampka no ok, raz czy dwa moglo sie zdarzyc, ale za kazdym razem? tez mialam takiego przyjemniaczka, ktory po zerwaniu chcial odzyskac prezent, ktory dal mi na urodziny mina mu zrzedla, jak podliczylam pana za polowe czynszu, ktory placilam sama za nas oboje dopoki on nie znalazla sobie pracy (przyjechal z innego miasta) po przekalkulowaniu, ze 3-4 miesiace x ok 600 zl + koszt jedzenia to jednak ciut wiecej niz 2 stowki roszczenia sie skonczyly ;p

Odpowiedz
avatar Mufasa
2 2

O rany. Odpuscilabym w momencie gdy odmowil wynajecia swojego mieszkania :D moj radar debili pokazuje maks na skali

Odpowiedz
avatar refael72
0 2

<i>masełka, dżemiki i herbata torebkowa, które <b>wyniósł z pracy </b>. </i> Sprawdzałaś czy ma polskie korzenie?

Odpowiedz
avatar ArtiP
2 2

Takie pasożyty istnieją. Mieszkam wiele lat na emigracji, przewijałem się przez rożne domy, jakich to ludzi nazapoznawalem to długo by pisać. Ludzie co to chwalili się w Polsce znajomym i na FB jakie super życie za granica maja, jakim to BMW jeżdżą(notabene co lewe przeglądy techniczne im załatwiali i na przegląd zmieniali wszystkie kola, a po powrocie z przeglądu znów przekładanie kol do cudzego samochodu) a jedli z ograbiania cudzych lodówek, myli się cudzym mydłem, szamponem, pasta do zębów, korzystali otwarcie z cudzych garnków i talerzy i jeszcze otwarcie głosili ze oni nic do domu nie kupią, nawet foliowych toreb na śmieci, które grosze kosztują. Jednoczesne w Polsce robili za wielkie jaśniepaństwo, a po powrocie z Polski a weź pożycz mi na bilet tygodniowy bo się w Polsce mi kasa rozeszła, a teraz zanim mi agencja robotę znajdzie i zapłaci to potrwa. Miałem znajomego co wiecznie dziadował, żył z pożyczania pieniędzy i z cudzej lodówki, jak mu raz pożyczyłem pieniędzy bo płakał ze na bilet tygodniowy nie ma i jedzenie, to nakupił piwa, czekolady, czipsów wszelakich... a jeszcze rób dla niego za darmowa taksówkę, bo go trzeba podwieźć. Nie miał oporu z wyjmowaniem z cudzej lodówki...a do roboty...jemu wiecznie wiatr w plecy i pod górkę. Jeden taki co jeździł za granica BMW co to lewe przeglądy załatwiał bo w takim stanie było ze by nie przeszło przeglądu, a chwalił się nim na FB, to nawet od domu nie jeździł nim dalej bo ubezpieczenia nie miał, a od innego znajomego pożyczył pieniędzy na żywność i rachunki, a kupił sobie ekskluzywne salami, w cenie po przeliczeniu ponad 500 pln/kg bo „on byle gówna nie jada”, oczywiście ze zwrotem kasy miał problem. Tacy ludzie niestety są. Znalem takich bezrobotnych, bez pieniędzy na podstawowe artykuły podjeżdżali za pożyczone pieniądze taksówkami

Odpowiedz
avatar yfa
2 2

W "Ojcu Mateuszu" zabrakło ludzi w Sandomierzu, żeby być ofiarami zabójstw. W "Związkach Crannberry" powoli kończą się faceci na wyspach.

Odpowiedz
Udostępnij