Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Na fali historii o związkach i podejściu rodziny do partnera. Po studiach…

Na fali historii o związkach i podejściu rodziny do partnera.

Po studiach poznałam mojego byłego, Marcina. Marcin był Polakiem urodzonym w UK, do Polski przyjechał na studia, a po ich skończeniu tu został. Był informatykiem, miał dobrą pracę, był dość przystojny, inteligentny, miły, szarmancki. Przez około rok byliśmy razem, w tym czasie był w częstych rozjazdach związanych z pracą. Byłam z nim zakochana po uszy i szczerze przekonana, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Moi rodzice byli nim zachwyceni, po cichu już planowali nasz ślub i przyszłość. Po roku Marcin podczas romantycznej kolacji rzucił jakby od niechcenia, że dostał świetną ofertę pracy w UK i chyba ją przyjmie.

Zapytałam więc, co w takim razie z nami, mając nadzieję, że poprosi, abym z nim wyjechała, bo oczywiście byłabym na to gotowa. Bo dla niego byłam gotowa na wszystko. Odparł, że się nie zastanawiał, bo nasz związek nie jest dla niego sprawą priorytetową. Tak po prostu. Od słowa do słowa zerwaliśmy ze sobą w ten wieczór.

Chwytałam się przez tygodnie nadziei, że jednak zmieni zdanie, zechce do mnie wrócić. Ale nic takiego się nie stało. Gdy pomyślę o sobie w tamtym czasie to jest mi nadal źle. Poniżałam się dzwoniąc do niego, próbując wszystko naprawić, wręcz błagając, aby mnie zechciał. W końcu (słusznie) zerwał ze mną wszelki kontakt. Przez miesiące nie mogłam się pozbierać. Jedynie praca pozwalała mi o tym nie myśleć, ale dosłownie minutę po skończeniu pracy wybuchałam płaczem i płakałam aż do zaśnięcia. Nie byłam w stanie spotykać się z ludźmi, słuchać muzyki, żeby nie zalewać się łzami. Rodzice kręcili głową i cmokali, ale zdawało się starają się mnie wspierać. Po roku od zerwania z Marcinem poznałam mojego obecnego męża. Mój mąż edukację skończył na zawodówce, jest spawaczem. Poznałam go kompletnym przypadkiem i przez dłuższy czas kompletnie nie docierało do mnie, że mnie podrywa, bo myślami ciągle byłam przy Marcinie. Ale w końcu wyszliśmy na randkę. Długo zajęło mi przekonanie się niego, ale w końcu zakochałam się z nim. Jest szczerym, uczciwym mężczyzną, który nigdy mnie nie zwodził, nie grał w żadne gierki, nie obiecywał gruszek na wierzbie, ale wiedziałam, że ma wobec mnie szczere zamiary i jestem dla niego na pierwszym miejscu.

Moi rodzice przez długi czas próbowali nie przyjmować do wiadomości, że się z nim spotykam. Zadawali pytania, które sugerowały, że mają nadzieję, że niedługo wybiję go sobie z głowy. Gdy zaczęłam go przyprowadzać na rodzinne spotkania celowo prowadzili pseudointelektualne rozmowy, śmiejąc się pod nosem z tego, że mąż z racji braków w wykształceniu nie jest w stanie się wypowiedzieć. Największą radość sprawiło im chyba gdy zwolniono go z pracy. Z satysfakcją stwierdzili, że to było do przewidzenia, bo spawacz to nie informatyk, aby mógł przebierać w ofertach pracy. Bardzo byli niepocieszeni, gdy niemal natychmiast znalazł nową pracę. Czasem przy nim pytali się, czy wiem, co słychać u Marcina, podobno świetnie radzi sobie w UK, ale nie ma dziewczyny. Odparłam, że nie obchodzi mnie, nie mam z nim kontaktu, ale cieszę się, że mu się dobrze powodzi. Pokręcili głowami mówiąc:

- Oj, że ty takiego chłopaka wypuściłaś...

Wiedzieli też, że mój mąż pochodzi z nieciekawej rodziny. Ojciec lekkoduch, zdradzający matkę, sama matka przemocowa, zdrady męża odreagowywała na dzieciach. Mąż zerwał z nim kontakt zaraz po skończeniu szkoły. Rodzice dowalali mi, że nawet teściów nie będę miał, a z Marcinem to miałabym wielkich państwa z Anglii.

Po ślubie wydawało się, że pogodzili się z losem i zaakceptowali mojego męża. Stosunki mieliśmy poprawne. Ale czara goryczy przelała się całkiem niedawno. Nasz synek skończył właśnie dwa lata. Ostatnio rozmawialiśmy o tym, jakimi zabawkami się interesuje. Żartowaliśmy, że może będzie piłkarzem, a może mechanikiem, bo takie ma ciągotki. Na co mama stwierdziła z zupełną powagę:

- Ale słuchaj, ty lepiej zadbaj o jego wykształcenie, on powinien zostać informatykiem, to jest najlepszy zawód i koniec!

Powiedziałam, że syn sobie sam wybierze kim chce być, a ja będę go w tym wspierać. Mama odparła sucho:

- Tak, tak, najlepiej takim nieudacznikiem jak jego ojciec!

Nie, nie zrobiłam wielkiej awantury, nie wyszłam trzaskając drzwiami. Zrobiło mi się po prostu przykro. Od tego czasu praktycznie nie mam kontaktu z rodzicami, jedynie sporadyczne telefony czy wymiany smsów na święta i urodziny. Wiem od siostry, że oni nadal po cichu liczą, że wrócę kiedyś do Marcina.

Nie wiem, dlaczego życzą mi powrotu do faceta, który mnie nie chciał i przez którego miałam rok z życia wyjęty, a nie chcą zaakceptować mężczyzny, który jest pracowitym, serdecznym człowiekiem i kocha mnie całym sercem.

rodzice

by ~misiakoala
Dodaj nowy komentarz
avatar singri
19 21

Nie wiem, czy mam prawo Ci cokolwiek radzić, bo sama mam problem z toksyczną matką, ale spróbuj postawić sprawę jasno: Chcą, żebyś była szczęśliwa? To niech zaakceptują Twojego męża, twojego syna i przestaną budować zamki na lodzie. Nie chcą, żebyś była szczęśliwa? To co z nich za rodzice? Niech... Idą gdzie indziej.

Odpowiedz
avatar Morog
-3 15

Syn powinien zostać treserem smoków, to dla niego najlepsza droga kariery

Odpowiedz
avatar Balbina
7 11

Trzym się. Nie wszystko złoto co się świeci. Będą starsi i okaże sie że chca Twojej pomocy,wsparcia,kontaktów z wnukiem.Wtedy postaw sprawę jasno. Albo szacunek albo dalej sms i zdawkowa rozmowa przez telefon.

Odpowiedz
avatar Bryanka
14 14

U mnie w sumie było tak samo, aż rok temu mój mąż nie wytrzymał i na tekst mojej matki, że uważa iż on zniszczy mi życie stwierdził wprost "gówno mnie obchodzi twoje zdanie". Jak ręką odjął.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
20 22

Jako informatyk powiem, że czasem żałuję że nie poszedłem na spawacza.

Odpowiedz
avatar KwarcPL
0 0

@bloodcarver: Jako informatyk dziwię się skąd u ludzi taka obsesja na punkcie tego zawodu. Jasne, jest dobrze płatny i tak dalej, ale nie on jeden. Dobry spawacz czy operator wózków widłowych też są w cenie. A nawet jeśli to autorka szukała męża a nie sponsora, więc pieniądze to nie wszystko.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 lutego 2021 o 12:14

avatar Crannberry
12 14

Skoro rodzice żyją w świecie swoich urojeń, dlaczego nie zażądają od Ciebie związania się z Bradem Pittem czy Elonem Muskiem? A co, jak szaleć to szaleć. Mam tylko nadzieję, że jak będą na starość potrzebować pomocy, to zwróca się o nią do twojego "idealnego" byłego i nie będą zawracać głowy temu "nieudacznikowi", z którym się z wiązałaś. Poza tym, niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę, ale czy dobry spawacz przypadkiem nie przebiera w ofertach dobrze płatnej pracy tak samo jak dobry informatyk?

Odpowiedz
avatar digi51
10 10

@Crannberry: Może nie aż tak (ojciec spawacz-ślusarz, ale już na emeryturze), brat informatyk no i rozstrzał jest... Tylko, że też nie pierwszy lepszy programista dostaje super pensję na dzień dobry, no i pewnie jako spawacz też ma się możliwości awansu i zarabiania więcej. Więc oba zawody dobre. Tylko są ludzie, którym nie przetłumaczysz, np. wolą, żeby dziecko jadące na dwójach szło do byle jakiego liceum (byle ogólniak) niż do zawodówki. Albo na studia typu socjologia lub europeistyka zamiast na fryzjerkę czy kosmetyczkę.

Odpowiedz
avatar Crannberry
12 12

@digi51: w takich sytuacjach przypomina mi się fryzjerka Beata Berendowicz. Obecnie jedna z "guru" polskiego fryzjerstwa. Zaczynała w moich czasach licealnych od salonu u mnie na osiedlu. Opowiadała wtedy, że miała konflikt z rodzicami, bo ją pasjonowało fryzjerstwo i chciała iść w tym kierunku, natomiast rodzice pchali ją na studia, na filologię polską, bo gdzie to na fryzjerkę, taki wstyd. Ona postawiła na swoim i zrobiła niesamowita karierę, w swojej branży osiągając w zasadzie wszystko, co możliwe. A gdyby poszła na tę polonistykę, skończyłaby pewnie jako nauczyciel polskiego w jakiejś szkółce, za marne pieniądze. Generalnie, jeśli ktoś jest ogólnie mądry, ambitny i ma pomysł na siebie, to jest w stanie zrobić karierę nawet po "nieprzyszłościowym" kierunku. W liceum podśmiechiwano się z kolegi z klasy, który wybierał się na filozofię, że będzie po tych studiach "frytki smażył", a on jest obecnie jednem z czołowych polskich filozofów młodego pokolenia. Robi (o ile już nie zrobił) habilitację, pisze książki, jest naczelnym czasopisma, często jest zapraszany do telewizji i zyje na lepszym poziomie niż wielu z tych, co z niego pokpiwali

Odpowiedz
avatar marcelka
6 6

@Crannberry: sto procent racji! Ludzie z pokolenia 50, 60+ mają inne pojęcie o wykształceniu. Studia! Informatyka! To brzmi prestiżowo. A realia są takie, że teraz "magistrów jak psów", i jak za tymi trzema magicznymi literkami nie idzie prawdziwa pasja, zaangażowanie, pomysł na siebie - to one nic nie znaczą. A w sensie materialnym, to w ogóle nie ma to żadnego odzwierciedlenia.

Odpowiedz
avatar Balbina
1 1

@Crannberry: Podobnie Gosia Baczewska. Urodziła sie w małej miejscowości. Poczatki trudne(pamiętam ja ze sklepu jak przychodziła z klientkami i wybierały materiały,"kochała"wytłaczane podszewki) A teraz wielki świat,pokazy i to klientki do niej walą tłumnie

Odpowiedz
avatar Balbina
0 0

@Balbina: Baczyńska,się machnęłąm

Odpowiedz
avatar Crannberry
8 8

@marcelka: ale z drugiej strony, w Polsce jest jakieś kompletnie niezrozumiełe ciśnienie na tego magistra. Oferty pracy typu recepcjonista w biurowcu czy sprzedawca w biurze podróży, a w wymaganiach koniecznie dyplom magistra (licencjatów nie przyjmują). Przepraszam, na jaki wuj? Przecież tę pracę można spokojnie po maturze wykonywać

Odpowiedz
avatar digi51
0 0

@Crannberry: Nigdy nie pracowałam w korpo ani w żadnej większej czy międzynarodowej firmie. Kumpela z korpo kiedyś mi wyjaśniła, że te większe firmy zwyczajnie wpisują to sobie w standard, w Niemczech takim odpowiednikiem wymogu magistra jest dla mnie wymóg posiadania Ausbildung, do pracy, w której wykonujesz trzy czynności na krzyż, których średnio ogarnięty człowiek jest w stanie nauczyć się w tydzień. W Polsce Ausbildung nie ma (w sumie szkoda), więc zastępczym papierkiem jest magister. Aczkolwiek mniejsze polskie firmy nie zawsze tego wymagają, czasami wystarczy papierek z jakiegoś kursu i szkolenia w ramach pracy. Z drugiej strony myślę, że magister nie byłby wymagany w wielu wypadach, gdyby nie był tak powszechny. W sensie zdobyć magistra to nie żaden wyczyn, a ludzie z magistrem z "gównokierunków" często biorą byle jaką pracę, byle była "umysłowa". Gdyby pracodawca oferujący za pracę, którą może wykonywać małpa, 2tys na rękę nie miał szans, aby ktoś z magistrem na to spojrzał, bo magister realnie by coś dawał, to by tego nie wymagał.

Odpowiedz
avatar timka
0 0

@digi51: Raczej na studia z dwójami się nie dostanie chyba, że na prywatną uczelnie ale na niej też trzeba się utrzymać. A jak ktoś jest obcykany to i po takich studiach znajdzie sobie pracę.

Odpowiedz
avatar Eruwe
0 0

@timka Niekoniecznie. Sama miałam dość średnie wyniki w nauce, nawet powiedziałabym bardzo słabe. Chciałam od zawsze iść na resocjalizację i się dostałam. Na publiczny Uniwersytet. Wydawało mi się, że jakimś cudem mi się udało dzięki bardzo dobrym wynikom z polskiego i angielskiego, reszta poszła marnie. Kiedy dowiedziałam się, że jestem na którymś z pierwszych miejsc na liście to nie mogłam uwierzyć. Po mnie było z jakieś 60 osób! Jakie oni musieli mieć wyniki, a na uczelnię z 'Uniwersytet' w nazwie się dostali. Pamiętam jak dostaliśmy indeksy. Niektórzy korektorowali kropki po wszelkich skrótach od magistrów i doktorów. Część z tych osób nawet dotrwała i zrobiła tego magistra.

Odpowiedz
avatar Ginsei
1 1

@Crannberry: To mi przypomina jedną rozmowę z moją mamą... No bo w moim domu było proste myślenie - mądrzy ludzie (czyli z dobrymi ocenami w szkole - w końcu pisałam, że "proste myślenie") idą do liceum i na studia, średnio mądrzy - do techników, a ci najmniej mądrzy: do zawodówki (i żeby nie było, nie obrażam osób po zawodówce, czy technikum - taki obraz był w moim domu). Więc ja, jako dobra uczennica, z założenia miałam iść do liceum ogólnokształcącego, a w konsekwencji - na studia. nie było innej opcji. Moja równie zdolna kuzynka poszła do zawodówki i, choć dotąd była mi przedstawiana jako idealna dziewczyna i córka, tak znienacka przestała mi być stawiana za wzór. Ja skończyłam liceum, dostałam się na jedne studia, gdzie sobie nie poradziłam, przeniosłam się na inne, a kuzynka w tym czasie skończyła kosmetologię i zaczęła pracować w zawodzie, z czego była zadowolona i już pieniądze były. I to nie groszowe, bo talent miała. No i wtedy mama stwierdziła, że "szkoda, że i ty nie poszłaś na kosmetologię, miałabyś pracę i byś zarabiała porządnie". A jeszcze kilka lat później twierdziła, że ona nigdy z nikim mnie nie porównywała, bo to złe rodzicielstwo jest ;) No niestety, rodzice uwielbiają wpływać na swoje dzieci, żeby, w ich mniemaniu, działo im się lepiej. Ja straciłam lata na liceum i studia i tylko zazdroszczę, że moja mama nie była dla mnie tak wyrozumiała, jak dla swoich wnuków ;)

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

@digi51: u mnie studia pokonczyly osoby, ktore potrafily zapytac, czy pijawki lecza AIDS albo czy ciaza jest przeciwwskazaniem do leczenia onkologicznego prostaty...

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
3 3

Moi dziadkowie ze strony ojca nie akceptowali mojej matki, bo oni byli inteligencją, ona pochodziła z rodziny robotniczej i uważali małżeństwo z nią jako pewnego rodzaju mezalians. Po kilku nieciekawych akcjach mój ojciec po prostu sam odwiedzał swoich rodziców, oni jednak nie do końca skończyli z obgadywaniem mojej matki, o czym czasem przebąkiwał. Ja bym na Twoim miejscu uświadomiła rodziców, że jeśli nadal będą się tak zachowywać, to stracą wnuka - mój ojciec początkowo próbował mnie zabierać do dziadków, ale jak do mnie doszło, jaki oni mają stosunek do mojej matki, już nie chciałam do nich chodzić ani utrzymywać kontaktu. Zwyczajnie ich nie lubiłam. Pomijając, że moim zdaniem powinnaś też jasno postawić granice, nawet z trzaskaniem drzwiami i awanturą - lepiej późno, niż wcale.

Odpowiedz
avatar jonaszewski
1 1

Niespełnione aspiracje, pozorne lub rzeczywiste braki, których u siebie nie mogą przeboleć, a może zwyczajny snobizm?... Często jest tak, że ktoś próbując podbudować sobie samoocenę, wyżywa się na kimś innym, w jego mniemaniu "gorszym". Spróbuj porozmawiać z rodzicami, tak jak już ktoś tutaj radził - uświadomić ich, że żyją ułudą i robiąc przykrość Tobie i Twojemu mężowi, szkodzą tylko sobie, bo w końcu stracą nie tylko tego "wymarzonego brytyjskiego zięcia", ale i całkiem realną córkę i wnuka.

Odpowiedz
Udostępnij