Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Rok temu dodałem historię o "procedurze" uzyskania żetonów do pralki (https://piekielni.pl/85331), a…

Rok temu dodałem historię o "procedurze" uzyskania żetonów do pralki (https://piekielni.pl/85331), a to był dopiero początek przygód z niemiecką biurokracją. Dziś czas na kolejną historię.

Słowem wstępu: zachciało mi się doktoratu zagranicznego i ostatecznie wylądowałem w Niemczech. Doktorat robię w niezależnym instytucie badawczym. Posiada on własne studium doktoranckie, ale nie ma prawa do nadawania tytułu doktora, to ma tylko uniwersytet. I w związku z tym musiałem się zapisać na dowolny uniwersytet (w domyśle najbliższy). Cóż, łatwiej powiedzieć, niż zrobić.

W ramach procedury zapisu musiałem zaaplikować do stosownego wydziału. Na czym polegała procedura zapisu? Ano na przygotowaniu stosu następujących dokumentów:

1. Formularz aplikacyjny, w którym musiałem podać takie dane jak imię, nazwisko, miejsce i datę urodzin, adres polski, adres niemiecki dane szkoły średniej, dane szkoły wyższej, daty ukończenia itp (nudna wyliczanka, ale podaję nie bez przyczyny).
2. Deklarację Dobrej Praktyki Laboratoryjnej.
3. Krótki opis projektu badawczego.
4. Kopie wszystkich dyplomów od liceum wzwyż poświadczone przez urząd wydający (chodzi o ksera, które mają pieczątkę szkoły, to również informacja ważna dla dalszej części historii) albo ksera wraz z oryginałami, które po obejrzeniu w biurze zostaną przyklepane jako prawdziwe.
5. CV.
6. Certyfikat językowy.
Dokumenty zebrałem, wydział odwiedziłem, po dwóch tygodniach dostałem list z akceptacją.

No to gdzie w tym piekielność, możecie zapytać? Ano w tym, że to jeszcze nie koniec ;).

Uzbrojony w list z akceptacją z wydział umogłem przystąpić do następnego punktu procedury, czyli aplikacji na uniwersytet. W tym celu potrzebowałem następujących dokumentów:

1. Formularz aplikacyjny, w którym musiałem podać takie dane jak imię, nazwisko, miejsce i datę urodzin, adres polski, adres niemiecki dane szkoły średniej, dane szkoły wyższej, daty ukończenia itp. Tak zrobiłem kopiuj-wklej, bo choć formularz wyglądał inaczej, to musiałem podać w nim dokładnie te same dane.
2. Oryginał listu z wydziału.
3. ID studenta (żeby to uzyskać, musiałem m. in. w portalu doktoranckim wklepać te same dane co do formularzy aplikacyjnych oraz wysłać ksero paszportu).
4. Umowę o pracę, potwierdzenie stypendium, czy inny dokument poświadczający, że mam pieniądze.
5. Zdjęcie paszportowe.
6. Ksero paszportu (znowu).
7. Certyfikat językowy (znowu).
8. Certyfikowane kopie dyplomów od liceum w zwyż. I tutaj ważna informacja: to MUSIAŁY być certyfikowane kopie, nie zwykłe ksera, ani oryginały. Nie mogłem też przynieść kser z oryginałami, żeby je sobie przyklepali jako zgodne, wyłącznie certyfikowane kopie. W tamtym momencie covid już szalał w najlepsze, a nie chciałem dłużej przeciągać tego cyrku, więc po prostu wysłałem oryginały. Dostałem maila z opieprzem, że tak nie wolno, bo co jak ktoś zgubi moje dokumenty? Na szczęście oburzona pani zrobiła sobie ksera a oryginały mi odesłała.

Po trzech miesiącach dostałem list akceptacyjny z uniwersytetu. Uff, a więc koniec? NIE! Teraz musiałem dokonać immatrykulacji na uniwersytecie, a do tego potrzeba, a jakże!, stosu dokumentów:

1. Formularza immatrykulacji, w którym musiałem podać DOKŁADNIE te same dane co w dwóch poprzednich.
2. List akceptacyjny z uniwersytetu, ale tym razem koniecznie kopia.
3. Potwiedzenie posiadania ubezpieczenia zdrowotnego na potrzeby uniwersytetu. Dla wyjaśnienia, każda osoba zatrudniona w Niemczech musi posiadać ubezpieczenie zdrowotne i dowodem na nie jest karta ubezpieczenia wraz z ID osoby, więc na chłopski rozum samo ID powinno być wystarczającym dowodem, ale nie. Potrzebowałem specjalnego dokumentu na potrzeby uniwersytetu. Przynajmniej mogłem go uzyskać od ręki.
4. Zdjęcie paszportowe (znowu).
5. Ksero paszportu (po raz trzeci), ale tym razem koniecznie certyfikowane. Na szczęście do certyfikacji wystarczała pieczątka urzędu miejskiego.

I tym razem, na szczęście, to już koniec procedury (ale może jeszcze zostanę czymś zaskoczony ;)).

Niemcy biurokracja uniwersytet

by Nikodem
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar m_m_m
9 9

Ordnung muss sein ;)

Odpowiedz
avatar Ichigo1221
3 5

Jest to piekielne, ale na swój sposób zrozumiałe. Certyfikowane kopie faktycznie mogłyby być zastąpione kopią + oryginał do wglądu, no ale covid. Z 2 strony formularz "imię i adres" jest potrzebny do wszystkiego, a wszystkie te stosy papierów mogą trafiać potem w różne miejsca i ktoś musiałby biegać i szukać, bo jest 1 dokument z danymi i "podzielcie się". Piekielna jest tu nie tyle sama biurokracja co fakt, że nie da się tego zrobić w bardziej przyjazny dla petentów sposób ( bo to samo mają przecież urzędy). Ja osobiście liczę, że w dobie komputeryzacji uda się pogodzić ochronę danych z łatwym do nich dostępem przez struktury państwa i nastaną czasy, gdzie i lekarz i urzędnik sami będą mogli otrzymać niezbędne dane o nas bez konieczności biegania z tonami papierów, ale i bez ryzyka, że ktoś pozna dane kontaktowe, historie chorób i sprawy urzędowe w jednym.

Odpowiedz
avatar Nikodem
8 10

@Ichigo1221: Ale wiesz, ja te wszystkie trzy zestawy dokumentów złożyłem na ten sam uniwersytet. Gdyby to były niezależne instytucje to bym rozumiał.

Odpowiedz
avatar halboot
2 2

@Ichigo1221: Niemcy jako społeczeństwo są "analogowi" - ich ciągłość i sprawność działania urzędów to dziesięciolecia doskonalenia procedur i ich stosowania. Pomimo istnienia i działania komputerów procedura przewiduje taki, a nie inny papierek. Nie ma w nich takiej granicy mentalnej, jaką był dla nas rok 89, gdy wszystko zaczęto na nowo, tutaj jest ciągłość. W firmie gdzie pracuję dalej kartoteka telefonów jest prowadzona na papierze - bo tak pokazuje ostatnie 110 lat. Oczywiście OPRÓCZ tego jest to spięte z systemem komputerowym i telefonami. Ale kartoteka telefonów jest. Nie ma znaczenia, że kierownik jest młodszy niż ja - tak ma być i jest.

Odpowiedz
avatar halboot
0 0

@Nikodem: Ale pewnie poszło do innych kartotek i w inne jednostki organizacyjne.

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 0

@halboot: pięknie opisane. "Bo jak coś od 19 wieku działa, to po co zmieniać". Od 3 lat toczę dyskusję z szefem, że wolę korzystać z kalendarza w Outlooku, w dodatku zsynchronizowanego z telefonem, niż z papierowego brulionu, który musiałabym wszędzie ze soba nosić. Nie chce pojąć

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 grudnia 2020 o 19:05

avatar Crannberry
8 10

Witamy w Niemczech! :D Powiem Ci jeszcze, że jak skończysz doktorat i będziesz się starał o pracę, będziesz musiał dostarczać podobny stosik dokumentów (tzw. Bewerbung Portfolio), gdzie będą wymagać również świadectwa maturalnego, mimo że masz dyplom ukończenia studiów oraz doktorat, zdjęcia portretowego (nie wiem, na co im) oraz wypełnienia formularza, w którym będziesz musiał przepisać swoje cv. Miłej zabawy :)

Odpowiedz
avatar lisica81
-1 1

@Crannberry to chyba zależy od firmy, gdzie aplikujesz. Od listopada mam nowego pracodawcę (Berlin) i w zasadzie nie chcieli ode mnie nic. Aż się zdziwiłam mocno, bo już panikowałam, jak ja wszystkie papiery skompletuje, część w Polsce, część chyba się zapodziała w przeprowadzkach. Nawet świadectwa pracy od poprzedniego pracodawcy niet (też w DE), bo covid, czasu brak itd. Nie planowałam zmiany pracy i nawet nie zdążyłam zebrać tych wszystkich papierów.

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 0

@lisica81: to zależy od pracodawcy i indywidualnych wymagań, od tego, czy jest to stricte niemiecka firma, czy oddział jakiegoś zagranicznego korpo, oraz czy to ty się starsz o pracę u nich, czy też oni starają się o ciebie. Rozstrzał dokumentów jest od "tylko CV" do pełnej teczki mniej lub bardziej racjonalnych zaświadczeń.

Odpowiedz
avatar lisica81
0 0

@Crannberry masz rację, nie staralam się. Sami mnie znaleźli i to im zależało na zatrudnieniu mnie, więc pewnie nie chcieli mnie odstraszyć zbytnią biurokracja

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 0

@lisica81: no właśnie, to zupełnie inna sprawa :) Kiedy pracodawca stara się o Ciebie, nie będzie ryzykował, że się zniechęcisz i poślesz go na drzewo, więc chce tylko cv. Większość, bo są wyjątki, ale takim się mówi, że skoro się wygłupiają, to nie skorzystasz z oferty ;)

Odpowiedz
avatar LechU
3 11

Czyli, że byłeś na uczelni 3 razy. Za każdym razem dokładnie wiedziałeś co masz dostarczyć, z każdego etapu gładko przechodziłeś do następnego. Pomyśl ile razy chodziłbyś na uczelnię w Polsce - nigdy nie wiedząc co tym razem wymyślą w dziekanacie. To ja już wolę takie załatwianie sprawy niż totalne zlewanie studentów.

Odpowiedz
avatar jo73
-1 3

Widać, że nigdy się nie rozliczałeś z polskim urzędem skarbowym jako przedsiębiorca. Podziękuj swoim bogom.

Odpowiedz
avatar halboot
-1 1

@jo73: W Finanzamtach - jesteś klientem a nie kryminalistą. Możesz mieć pytania, możesz się mylić, możesz... A w Polsce - przy identycznej sprawie jednego dnia "proszę" a następnego "ręce na ścianę, nogi szeroko"...

Odpowiedz
avatar yfa
0 0

Po prostu sprawdzali, czy jesteś wystarczająco zdyscyplinowany. Ale zapewne na każdym etapie dostałeś konkretną instrukcję, co, gdzie i w jakim terminie złożyć. U nas jedziesz 200 km tylko po to, żeby na miejscu się dowiedzieć, że "dzisiaj to my sobie zamknęliśmy, bo nam rolety zakładają", albo "potrzeba jeszcze podpisu proboszcza".

Odpowiedz
Udostępnij