Przyjaciel od dawna leczy się jedną substancją, więc jej wpływ na swój organizm zdążył już doskonale poznać - i to w bardzo wielu wymiarach. Z tego powodu od razu zauważył, że dobroczynne działanie leku gwałtownie osłabło bez widocznej przyczyny. Ponieważ w piśmiennictwie poświęconym temu lekowi nie udało mu się znaleźć przypadków lekooporności pojawiającej się nagle i z powietrza, a jego lekarz prowadzący, przyparty do muru, przyznał, że też się z tym nigdy nie spotkał (ale uznał, że zmiana substancji załatwi sprawę), ów przyjaciel dał mi napoczęte opakowanie "cobym popaczała".
Z 28 tabletek, czyli całego opakowania dostałam 16. Zbadałam 13 sztuk - w żadnej nie było śladu po substancji czynnej. Podejrzewam, że pozostałe 3 też jej nie zawierają. I to nie tak, że ona tam była i z powodu np. złych warunków przechowywania uległa rozpadowi - wtedy znalazłabym bardzo konkretne pozostałości. Od początku nie było tam nic poza skrobią z przyprawami.
Ktoś qrwa zablistrował placebo i pchnął do hurtowni farmaceutycznej to opakowanie jako pełnowartościowy lek. Hurtownia opchnęła to aptece, a apteka - pacjentowi. I jedynie czysty łut szczęścia sprawił, że kupił je człowiek, który zorientował się, że jego organizm schodzi z prochów mimo ich codziennego łykania jak Bóg i lekarz kazał, i się tym przejął, zamiast uznać, że po prostu ma gorszy moment albo pozwolić uśpić swoją czujność i zacząć brać coś innego, skoro pierwszy lek "przestał działać".
Na szczęście nie chodzi o substancję, w przypadku której pominięcie jednej, pięciu ani nawet 15 dawek prowadzi bezpośrednio do zgonu - ale rozregulowanie organizmu na kilka tygodni, bo tak najczęściej reagują pacjencji na nagłe i całkowite odstawienie, do rzeczy przyjemnych i dobrych dla zdrowia nie należy. Zostaje jeszcze kwestia pieniędzy (w końcu sprzedano chłam w cenie dobrej wódki) i zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości, bo to nie są landrynki, ale, do cholery ciężkiej, leki na receptę mają realnie pomagać chorym.
Producent twierdzi, że to niemożliwe, ale bardzo grzecznie podziękował za wysłanie im wyników analiz i numeru partii, choć mocno zszedł z grzeczności, kiedy stanowczo odmówiłam oddania badanych próbek. Ani do NIL-u, ani do inspektoratu farmaceutycznego od przedwczoraj nie udało mi się dodzwonić, więc zastanawiam się, komu najpierw w poniedziałek zepsuję tydzień na dzień dobry.
Opublikuj to sie przejmą, inaczej zamiotą pod dywan
OdpowiedzOj, chyba straciłaś samokontrolę, wyobraźnia cię poniosła i tym razem popłynęłaś nieco za daleko. Nawet mi się nie chce punktować słabych miejsc tej historii, niemniej, o jedną rzecz zapytam. Z jakiego powodu chcesz się kontaktować z Jednostką Wojsk Specjalnych NIL, której "podstawowym zadaniem jest realizacja zadań wsparcia informacyjnego, dowodzenia i zabezpieczenia logistycznego operacji specjalnych prowadzonych przez Wojska Specjalne w kraju oraz poza jego granicami"?
Odpowiedz@Armagedon: www.nil.gov.pl Narodowy Instytut Leków
Odpowiedz@geranium: Aaaa... i rozumiem, że każdy użytkownik powinien ten skrót znać i z miejsca rozpoznać. Zresztą, moje pytanie to celowa złośliwość. A NIL - to również Naczelna Izba Lekarska. I pewnie znalazłoby się również kilka innych możliwości. Zawsze mnie wkurza taki brak szacunku i lekceważenie czytelnika. "Och, nie znasz tak popularnego skrótu, kołku? To se wygooglaj."
Odpowiedz@Armagedon: Moja myśl podążyła trasą: historia o lekach - NIL - znaczy coś z lekami, ok...
Odpowiedz@Armagedon: nie bądź złośliwy. Po prostu wyjaśniłam skrót. Bez złych zamiarów czy komentarzy.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 listopada 2020 o 11:30
@Armagedon: A po kiego wafla ma znać wszystkie skróty i jak to mu jest potrzebne do historii? Postanowiłaś się przyczepić do szczegółu, nie pykło a teraz kręcisz dramę.
Odpowiedz@Neomica: No właśnie niekoniecznie. Szczegół - to tylko szczegół, wyszczególniłam go, że tak powiem, przy okazji, z powodu "wredny charakter". Ale generalnie mi to lotto. Czepiam się zaś samej historii, która zdecydowanie nie wygląda na prawdziwą. Choć, istotnie, dla większości pewnie brzmi bardzo wiarygodnie. Jak powiedziałam, nie będę jej rozkminiać punkt po punkcie, bo mi się po prostu nie chce. Powiem jedynie, że niepoparta żadnymi dowodami, PRYWATNA analiza chemiczna, jakiegoś tam leku, rzekomo wykonana przez jakąś tam panią, w jakimś tam laboratorium, nikogo specjalnie nie podnieci. A "próbkę" - znając numer partii - producent może zanalizować sobie sam. Poza tym uważam, że mając taką aferę "na talerzu" maszeruje się prosto do mediów (prasa, telewizja), względnie do prokuratury, a nie handryczy się mailowo, lub telefonicznie z producentem. Bo, właściwie, CO miałoby to mieć na celu?
Odpowiedz@Armagedon: I ze wszystkich punktów mających demaskować tę historie jako fejk postanowiłaś przyczepić się do najmniej istotnej pierdoły? Bo reszty ci się nie chce? A to ci się chciało? Dajże spokój... Oczywiście, że badanie z prywatnego laboratorium są dla producenta istotne bo czemu nie? Lekarz też nie powinien uznawać badań robionych prywatnie bo były robione w prywatnym labie a nie na NFZ? Sama mam znajomych którzy mają lab i mogą analizować co chcą , kiedy i komu chcą a że mają certifikaty ich badania są tak samo wiążące jak w każdym innym przypadku. Nie rozumiem co tu jest dla ciebie niezrozumiałe? A z próbką to chyba nie zrozumiałaś autorki. Producentowi nie spodobało się, że zachowała próbki bo stanowią dowód nieprawidłowości a nie dlatego że nie mogą ich zbadać. Tu DOWODEM są same leki. I nie wiem
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 listopada 2020 o 16:00
@Neomica: Producent ma obowiązek pobrać próbki z KAŻDEJ wyprodukowanej serii każdego leku i przechowywać je tak długo jak produkt jest ważny - m.in. właśnie na potrzeby takich sytuacji. Także twierdzenie że tabletki które ma autorka są dowodem że celowo spakowali sobie placebo zamiast serii leku jest mocno naciągane. Jeśli historia jest prawdziwa to zdecydowanie polecam autorce zgłosić reklamację/sprawę w Inspektoracie Farmaceutycznym - na ich polecenie producent będzie zmuszony do przeprowadzenia działań wyjaśniających. Z takich działań producent jest później rozliczany przez GIF. NIL raczej tu nie pomoże - jest jednostką która nie ma władzy nad producentami.
Odpowiedz@Neomica: Naprawdę sądzisz, że sarkastyczne zdanie dotyczące mało znanego skrótu miałoby mieć na celu ZDEMASKOWANIE historii jako fejk? Przeeestań. Skup się raczej na czymś innym. Przede wszystkim, nie ma znaczenia czy laboratorium jest państwowe, czy prywatne, tylko, że ANALIZA została wykonana nieoficjalnie, na ustną prośbę osoby prywatnej. Gdyby było inaczej, to LABORATORIUM jako jednostka, a nie pani Ursueal osobiście, powinno zawiadomić o nieprawidłowościach URZĘDOWYM pismem odpowiednie instytucje. A to, z kolei, powinno spowodować kontrolę u producenta, powtórne analizy leku, oraz wycofanie wadliwej partii z aptek oraz hurtowni. To, że pani Ursueal trzyma sobie kilka tabletek w szufladzie swojego biurka - nic nie znaczy. Ale autorka postanowiła wystąpić w roli heroiny walczącej w pojedynkę z producentem leków strasząc go "koronnym dowodem", czyli tabletkami, które trzyma pod kluczem i nie zawaha się użyć. Przy czym, nie wiadomo jakiego pochodzenia są te tabletki i skąd je autorka, tak naprawdę, wzięła. PRODUCENT twierdzi, że coś tam, coś tam... A ten producent to niby KTO? Dyrektor generalny? Szef produkcji? Prezes Rady Nadzorczej? Przedstawiciel handlowy? Kierownik PR? Główny technolog? No KTO konkretnie? A wyniki analiz autorka przesłała KOMU? Mailem? Listem poleconym? Kurierem? I na co liczyła, właściwie? Że ktoś tam w "fabryce leków" skontaktuje się z nią natychmiast i przepraszając w ukłonach zapewni, że winni zostaną ukarani i to się już więcej nie powtórzy? Zatem napiszę jeszcze raz. "...uważam, że mając taką aferę "na talerzu" maszeruje się prosto do mediów (prasa, telewizja), względnie do prokuratury, a nie handryczy się mailowo, lub telefonicznie z producentem. Bo, właściwie, CO miałoby to mieć na celu?" No właśnie. CO? A jeszcze mnie zastanawia komu autorka chce zepsuć cały przyszły tydzień? Pracownikom NIL, czy pracownikom IF? I dlaczego? Ja, w każdym razie, czekam aż o sprawie zacznie być głośno w mediach. No bo chyba głównie o to chodzi, nie?
Odpowiedz@Armagedon: kazdy uzytkownik internetu moze wpisac to w google a nie zie glupio wyklocac pod historia
Odpowiedz@Armagedon: Czepiasz się. Oczekujesz, że autor będzie się domyślał, co wiesz, a czego nie wiesz i to wyjaśniał. Jak by wszystko było rozpisane, to padłby argument, że historia rozwlekła i przez to nieczytelna oraz że autor niepotrzebnie tłumaczy oczywistości. @ katasza: A jaką masz gwarancję, że producent nie podmieni próbek z wadliwej partii na inne? W takiej sytuacji, jeśli dopuścili do sprzedaży bezwartościowy produkt, mogą ich czekać sprawy sądowe o odszkodowania. Badanie wykonane prywatnie zawsze mogą podważyć, jeśli nie byłoby tabletek, które można ponownie zbadać.
Odpowiedz@Spektatorka: Mówimy cały czas "producent" ale pod pobraniem takiej próbki z archiwum, przekazaniem do badania i badaniem podpisuje się cała masa szeregowych pracowników więc taki przekręt wbrew pozorom naprawdę ciężko by utrzymać w tajemnicy. Dodatkowo aktualnie jest coś takiego jak "serializacja" w której każde opakowanie ma swój unikalny numer co dodatkowo utrudnia podmiankę. Natomiast oczywiście zostaje ten ułamek procenta szansy że coś takiego jest możliwe. Natomiast jeśli zakładamy że w świat poszła wadliwa partia to przecież jest dostępna cały czas w aptekach, więc jaką różnicę robią akurat 3 tabletki pozostawione przez autorkę skoro z dowolnej apteki można wziąć dowolne inne opakowanie i potwierdzić że nie ma tam substancji? I żebyśmy się dobrze zrozumiały - jestem w stanie uwierzyć że mogła trafić się seria bez substancji, ale to co jest opisane w historii to moim zdaniem trochę za mało żeby twierdzić z całą pewnością że tak właśnie było.
OdpowiedzSłyszałem podobną historię od sadowników z sąsiedniej gminy. Tyle lżejsza, że chodziło o środki ochrony roślin. Też przestały działać i jakoś trafiło to do laboratorium. Wynik podobny, barwiona woda...
OdpowiedzGłówny odpowiedzialny za to powinien dostać dożywocie, a wszyscy zamieszani (którzy o tym wiedzieli) po 25 lat. Nie odpuszczaj sk****synom.
OdpowiedzJako osoba przyjmująca długoterminowo specyficzne leki, do głowy by mi nie przyszło, że można coś takiego zrobić. No teraz to się przestraszyłam.
OdpowiedzJa tak z czystej ciekawości - jaką metodą badała Pani tabletki? I jak udało się Pani odtworzyć metodę badania?
Odpowiedz@katasza Zawartość substancji czynnej jest sprawdzana przy pomocy chromatografii cieczowej w układzie odwróconych faz. Metoda nie musi być identyczna, wystarczy porównać rozdział próbki gdzie na pewno jest dana substancja i tego gdzie powinna być. Nie tylko można zidentyfikować czy w ogóle jest, ale w jakim stężeniu i czy próbka jest dodatkowo zanieczyszczona. Taką analizę przechodzą wszystkie produkowane leki (+ wiele innych fizycznych i chemicznych, np. Chromatografia gazowa sprawdza stężenie pozostałych rozpuszczalników).
Odpowiedz@Something: Dziękuję za info, natomiast wiem mniej więcej jak takie badanie wygląda i ze słyszenia kojarzę z jakimi ograniczeniami się wiąże (chociaż nie jest to dokładnie moja dziedzina). Z tego co wiem to parametry rozdziału na kolumnie (i również samo przygotowanie próbki) opracowuje się w ten sposób żeby zapewnić że substancje z próbki odpowiednio się rozdzielą, więc czy można zapewnić w ciemno "od pierwszego strzału" że "pik" naszej substancji nie pokrywa się z pikiem np. skrobii? I czy jest możliwość przeprowadzenia takiego badania bez wzorca? W normalnym układzie potrzebna jest czysta substancja dla której też przeprowadzana się takie badania i dzięki temu wiadomo gdzie na chromatogramie szukać i jak przeliczyć wynik na ilość substancji. Biorąc pod uwagę te ograniczenia byłam ciekawa czy to co autorka robiła to właśnie HPLC i jak udało jej się poradzić sobie z tymi kwestiami (ot, taka techniczna ciekawość) :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 listopada 2020 o 17:15
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 listopada 2020 o 17:15
To się nazywa homeopatia.
Odpowiedz