Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Nowe i nowoczesne nie zawsze znaczy lepsze. Na przykładzie budownictwa. Mieszkałem przez…

Nowe i nowoczesne nie zawsze znaczy lepsze. Na przykładzie budownictwa.

Mieszkałem przez ponad 20 lat w PRL-owskim, 10-piętrowym bloku z wielkiej płyty. Od 5 lat mieszkam na nowoczesnym osiedlu w 6-piętrowym bloku, takim z ochroną i parkingiem podziemnym.

1. Winda.
W starym bloku nie pamiętam by kiedykolwiek nie działała. W tym psuje się przynajmniej raz w miesiącu, czasem częściej. Szybkość tej windy też pozostawia wiele do życzenia. Wejście po schodach na 5 piętro zajmuje mniej czasu niż wjazd windą. W starym bloku mieszkają rodzice i bywam tam regularnie, więc zmierzyłem czas. Stara winda jedzie na moje (dziewiąte) piętro szybciej niż nowa na piąte.

2. Ogrzewanie.
W starym bloku jak grzeją zimą i jest odkręcony grzejnik na maxa, to nie da się go dotknąć, bo parzy. W nowym jak się odkręci na maxa i położy rękę to jest letni, bo nawet nie ciepły. Nie jest to kwestia zapowietrzenia.

3. Ciśnienie wody.
W starym bloku woda normalnie leci. W tym kapie. Napełnienie 5 litrowego garnka na zupę zajmuje prawie dwie minuty, a w starym bloku kilkanaście sekund. Nie jest to kwestia wysokości ani ilości użytkowników. W starym bloku mieszkałem na dziewiątym piętrze, tutaj na piątym, no i w starym bloku siłą rzeczy jest więcej ludzi, bo jest większy i ma więcej pięter. Musi to więc być kwestia gównianej instalacji.

4. Ściany i wykończenie.
W starym bloku jest cicho, nawet jak ktoś robi imprezę to nic nie słychać przez ściany. W nowym bloku słyszę co sąsiad ogląda w telewizji. Oprócz tego na ścianach pojawiają się coraz to nowsze pęknięcia. Tynkują je, ale ciągle wychodzą nowe. Zupełnie jakby został zrobiony z tandetnych materiałów, na szybko, niedbale i jak najniższym kosztem.

Z czego to wszystko wynika? Mnie przychodzi na myśl tylko to, że jak państwo budowało bloki to robiło to tak, żeby stały jak najdłużej, wymagały jak najmniej konserwacji, a mieszkańcom było jak najwygodniej. Z kolei jak prywatny deweloper stawiał nowe bloki to robił tak, żeby było jak najszybciej i jak najtaniej, frajerzy kupią mieszkania, a potem to już ich problem. To przykre.

budownictwo deweloperzy mieszkania

by ~mcfly
Dodaj nowy komentarz
avatar Habiel
9 9

Ja mam kompletnie różne doświadczenia. Mój rodzinny blok wybudowany był w latach 70. Jest do dzisiaj w dobrym stanie, ale to zasługa remontów, wymian pionów, ocieplenia i ogólnego dbania o blok. Mimo to w łazience słyszałam sąsiada zza ściany, a i często słychać radio sąsiadki z piętra niżej. Windy brak i na 4 piętro (ostatnie) trzeba było wchodzić schodami. Jedyne co na plus to ogródki przed blokiem i to, że był duży plac zabaw (obecnie go zlikwidowano bo "stanowił zagrożenie" i zastąpiono pseudo skalniakiem). Fajne też były obudowane balkony, zwane czasem loggiami, a nie te które obecnie się buduje odstające od budynku, gdzie przy deszczu będzie ci padało. Wynajmowałam mieszkanie w bloku z lat 50-60, tam już była winda, ale szybciej wchodziłam na moje 6 piętro niż nią wjeżdżałam. Dodatkowo winda była taka mała, że weszły do niej maks dwie osoby. Ciśnienie wody na 6 piętrze pozostawiało dużo do życzenia. Koleżanka mieszkająca w wieżowcu z lat 70 przez ściany mogła rozmawiać z sąsiadem, a windę znajdująca się w połowie klatki, słyszała za każdym razem gdy wjeżdżała na górne piętra. Co chwilę też miała awarie windy bo nikt jej nie konserwował, a tylko naprawiał na odczepnego. Teraz mieszkam w nowym bloku, a o tym że sąsiad zza ściany się wprowadził, dowiedziałam się gdy oboje wyszliśmy na swoje ogródki. To wszystko zależy od konstrukcji bloku, tego jakich materiałów użyto i od tego, kto go wykonywał. Są deweloperzy znani wręcz z niedbalstwa i robienia byle jak i byle szybciej, ale są też tacy, którzy robią dobre mieszkania, ale one tez odpowiednio więcej kosztują. A jeśli ktoś kupuje mieszkanie, gdzie termin odbioru jest w ciągu 10 miesięcy od powstania dziury w ziemi, to chyba powinna mu się zapalić czerwona lampka.

Odpowiedz
avatar Etincelle
0 0

@Habiel: ja również mam zupełnie inne doświadczenia. Mam wrażenie, że autor dorobił ogólną teorię do jednego przypadku. Mieszkałam przez jakiś czas w plombie z PRL-u, teraz w nowym bloku. 1. Winda - tutaj śmiga, tam nawet nie było, mimo że blok wysoki. Niby nie musiało być, ale mieszkania co pół piętra i wysoki parter + piwnica... Taka dziwna konstrukcja, że na nasze 2,5 piętra szło się jak normalnie na czwarte. A piętra były 4. 2. Ogrzewanie. Tam było centralne, niby kaloryfery grzały, niby w mieszkaniu nowe okna, a i tak było chłodno, mimo że z każdej strony otaczały nas inne mieszkania. Tutaj gazowe, mieszkamy na parterze (i to tym takim na poziomie gruntu), co chwilę ktoś wychodzi do ogródka, więc wyziębia, a jest ciepło. Grzejemy raz na parę dni, sąsiedzi podobnie, więc to nie tak, że ktoś nas strasznie dogrzewa. 3. Woda. Tu i tu leciała normalnie, ale... Ale tam były jakieś cyrki z instalacją, mieszkanie pod nami ciągle zalewane, z tym że niekoniecznie wtedy, kiedy my z wody korzystaliśmy. Był hydraulik wezwany przez nas, był wezwany przez wspólnotę, nikt nic nie znalazł, u nas sucho i wszystko dobrze, ale cholera wie, co niżej w ścianach. Niewyjaśnione do naszej wyprowadzki, bo mieszkanie pod nami zazwyczaj było puste, rodzice doglądali dzieciom, które wyjechały; czasem zostali na noc, żeby sprawdzić. I np. rano mieli zalaną kuchnię i/lub łazienkę, gdzie my jeszcze spaliśmy, a w nocy nikt wody nie używał. Ot, zagadka. 4. Hałasy. Hm... Tam w łazience słychać było każde słowo sąsiada z góry. Tutaj nie słychać nigdy nikogo, a mamy wyjątkowo hałaśliwą rodzinkę dwa piętra nad nami. Wiemy o tym tylko stąd, że latem, jak się siedzi na zewnątrz, to ich słychać, jeśli mają otwarte okna. A tak - cisza, mimo że w bloku mieszka sporo rodzin z dziećmi. 5. Komórki lokatorskie. Tam standardowe piwnice - takie w połowie poniżej gruntu, w połowie wyżej. Zimne, ciemne, wilgotne; szkoda było tam trzymać cokolwiek. Tutaj na 4. piętrze, gdzie są normalnie jeszcze mieszkania, są osobne pomieszczenia, po kilka komórek każde. Ciepłe, przewiewne, czyste, suche, jasne. Niebo a ziemia.

Odpowiedz
avatar Hatsumimi
12 12

Miałam przyjemność mieszkać w gierkowskim bloku i z tego, co punktujesz, tylko z ogrzewaniem nie było problemów. A jak się wzięliśmy za remont tego, to klękajcie narody... takiej fuszery i jazdy po kosztach ciężko gdziekolwiek uświadczyć. Najbardziej mnie urzekły tapety nakładane na goły, miejscami mocno dziurawy beton (gładź jest dla słabych) i atrapy włączników światła niepodpięte do żadnych kabli.

Odpowiedz
avatar Iras
2 6

przy developerach liczy sie tylko zarobek - gdyby nie normy budowlane, to budowaliby bloki z gówna z piaskiem. Jeśli chodzi o stare budownictwo - to akurat "wygoda" mieszkańców była na ostatnim miejscu, podobnie nikt sie nie zastanawiał nad ilością konserwacji, czy tym by stało jak najdłużej. Różnica leży w materiałach, jednak też nie chodzi o to, że za komuny używali lepszych - bo też jechali po kosztach jak się da. Wtedy po prostu same materiały były porządniejsze, bo nikt nie kombinował, że ściana cieńsza o 5mm będzie tańsza, a gdy się dowali więcej czegostam to jeszcze sie z ceny zjedzie. Rozpadnie się po 5 latach? trudno - damy gwarancje na 4 i spadać. Kiedyś rzeczy miały działać - w miare możliwości długo, sama konstrukcja była prostsza, a i ludzie inteligentniejsi - teraz, co widać szczególnie przy elektronice - szaleje sztuczne postarzanie - gdy konczy sie gwarancja, szlag trafia komponent, którego nie daje sie wymienic, albo wymiana jest koszmarem - tylko po to by konsument musiał kupić nowe. A developerzy - jedne z najbardziej chciwych ścierw jakie istnieją. Trzasna coś, co sie szybko zacznie rozpadać (bo taniej) W ten sposób wpakują się choćby do rezerwatu przyrody, pierdykną blok obok fermy futrzarskiej, czy na terenie zalewowym (pare takich afer już było - najśmieszniejsza, gdy na erenach zalewowych walneli bloki dla powodzian z 97`), albo w miejscu, gdzie plan zagospodarowania przewiduje obwodnice, czy autostrade (oczywiscie opylajac mieszkania jako ciche, w spokojnej okolicy) - skoro opylone - to ich ciąg dalszy już nie obchodzi. I tak na koniec - każdy budynek wymaga konserwacji, a z czasem i wymiany komponentów - gdyby tego nie robiono, to blok z lat 70` aktualnie bylby ruiną, gdzie o cisnieniu w kranie nie byłoby co marzyć (osadzanie sie kamienia w rurach), a odpalenie jednoczesnie pralki, telewizora i kompa, konczyloby sie wywalaniem korkow. I habiel dobrze tu zauważył - jeśli termin odbioru to 10 miesiecy od powstania dziury w ziemi - to czerwona lampa nie tylko powinna sie zapalic, ale wrecz powinna robic za stroboskop. Miałam swego czasu znajomą, która nastawiała się wlasnie na kupienie tego typu mieszkania, tyle że jeszcze zbierała na wkład własny - nie raz jednak opowiadała jak jej nowy blok wyrasta i cieszyła się, że tak szybko. Któregoś razu podzieliła się zachwytem, że budowa leci pełną parą, mimo że ciągle leje, a temperatura waha sie w okolicy 1 stopnia. Chwilę trwało tłumaczenie co sie dzieje z np. betonem, gdy jest wilgotny i złapie go mróz, ale dotarło i zrezygnowała. Ostatecznie - blok nie stał nawet 10 lat - pękniecia w scianach byly tam na porzadku dziennym, pare lat procesowania z powodu fuszerki budowlanej i ostatecznie - zburzenie bloku, po tym jak jedna ze scian pekla na calej długości. Firma oczywiscie oglosila bankructwo i zniknela, mieszkancy odszkodowan na oczy nie zobaczyli

Odpowiedz
avatar digi51
-1 3

No wiesz, akurat jeśli chodzi o ogrzewanie to po pierwsze, nie wiem, komu przy obecnych temperaturach w zimie potrzebny jest rozgrzany do czerwoności grzejnik. Jeśli chodzi o pozostałe punkty - mieszkałam na osiedlu w bloku z lat 90. sąsiadującym z wielką płytą. Ludzie bardzo często skarżyli się na psujące się windy, a w kilku (może kilkunastu?) bramach wymieniano już raz windy. Też nie słyszałam skarg na ciśnienie wody od znajomych mieszkających z nowym budownictwie. Wygląda na to, że trafiłeś na wyjątkowo felerną inwestycję. No, ale też nie jest tak, że wielka płyta to same perełki, a nowe inwestycje to g... Pamiętam, jak kiedyś oglądałam mieszkanie w bloku z lat 70, na ostatnim piętrze. Przeciekał dach, a co za tym idzie sufit w mieszkaniu, ale spółdzielnia niby już zaraz miała naprawiać. Pan, który miał mieszkanie obok stwierdził tylko: "no tak, tak naprawiają od 30 lat, od kiedy pijani budowlańcy krzywo dach położyli"

Odpowiedz
avatar Nari
3 3

Co do pękających ścian - jak z mężem "odbieraliśmy" mieszkanie, to dostaliśmy informację, że przez jakiś czas (nie pamiętam ile dokładnie), mogą pojawiać się pęknięcia, ponieważ budynek osiada.

Odpowiedz
avatar Qaziku
1 1

@Nari: Budynek osiada. To wina dewelopera. Jak najszybciej wybudować i oddać do użytku.

Odpowiedz
avatar Nari
0 0

@Qaziku Trochę inaczej to wygląda. Deweloperzy sprzedają mieszkania zanim jeszcze budynek postawią. Ma to swoje wady i zalety. Myśmy z mężem jeździli na kontrolę, robiliśmy dokładne zdjęcia mieszkania w trakcie budowy (głowie chodzi o ułożenie kabli itp.). Druga sprawa to taka, że kupując tak szybko, powinno wiedzieć się takie rzeczy, jak możliwość pękających ścian. Nas o tym poinformowali, teraz nie pamiętam ile lat dokładnie ale chyba z 2 czy 3 lata się czeka, aż to wyjdzie do końca. Później wystarczy odświeżyć mieszkanie. No i wychodzi kolejna sprawa - skoro kupuję mieszkanie, które jeszcze nawet nie stoi, to nie mam ochoty czekać jeszcze iluś tam lat, aż budynek osiądzie. A jak się nie chce mieć tego minusy o którym pisze, to jest rozwiązanie - kupić mieszkanie z drugiej ręki, które już ma kilka lat. Co do reszty podpunktów się nie wypowiem, bo już inni zaznaczyli, że wszystko zależy od konkretnego budynku.

Odpowiedz
avatar Ohboy
1 3

Źle trafiłeś, jeszcze nie spotkałam się z takimi problemami w nowych blokach, a kilku znajomych w nich mieszka. W jednym winda nie dość, że śmiga, to jeszcze tak gładko, jak w nowoczesnym szpitalu ;)

Odpowiedz
avatar magnetia
3 3

Ja z kolei nie kumam hydrauliki w wielu budynkach. Czas aż do studiów przemieszkałam w dwóch domach jednorodzinnych i nigdy nie zatykało się tam nic, pomimo że za dzieciaka miałam długie włosy, a do zlewu wrzucało się wszystko, co przelazło przez takie standardowe sitko z okrągłymi dziurkami (serio, w domu zawsze na luzie wylewaliśmy fusy po kawie i granulowanej herbacie). Teraz kręcę się po wynajmowanych mieszkaniach (dwa razy blok, raz domek) i Kret, a nawet wizyty hydraulików są na porządku dziennym. A to zatyka się prysznic/wanna, a to zlew, w ostateczności nawet kibel. Też się zastanawiam, co jest nie tak z instalacjami w większości budynków...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 15 listopada 2020 o 18:33

avatar Shi
0 0

@magnetia: węższe rury. Też znam ten problem - w bloku kibel mógł się zatkać od samych efektów przemiany materii przy biegunce (bez papieru czy czegoś). W domu na upartego można nawet rolkę papieru spuścić w całości. Ale to, że w domu mamy rury szersze to widać jak na dłoni (bo w bloku lubią być na wierzchu). Przeraziły mnie raz nowiusieńkie rury kanalizacyjne akurat wymieniane w pionie kuchennym. Masakra jakie wąskie. Tak samo rurki z wodą - cieńsze niż od kaloryferów w domu. Nic dziwnego, że woda leciała jakby chciała, a nie mogła, chociaż ciśnienie nie najgorsze. Ale przynajmniej nie było problemów takich jak mam w domu - jak ktoś na parterze się myje to nie dość, że na piętrze wody praktycznie nie mam to jeszcze jest lodowata. Muszę się przez to myć gdy inni pójdą spać (ale jak na złość zawsze, ale to ZAWSZE, wstaną do łazienki gdy się myję i jak w porę nie usłyszę to mam niemiłą niespodziankę :/ )

Odpowiedz
avatar Orava
0 0

W sumie ciekawe, czy to Ty masz pecha, czy ja szczęście. Dzieciństwo spędziłam w PRLowskim bloku. 4 piętra, windy brak, ściany popękane (przy oknach to wręcz dziury na wylot, w zimie trzeba było zatykać szmatami), sąsiadów słyszałam bez problemu (samochody z dworu również), mieszkałam na parterze, więc ciśnienie wody było ok (ale za to woda czasem pomarańczowa), kaloryfery faktycznie grzały jak szalone (ale co z tego, skoro dogrzewały mieszkanie na max 19 stopni). Teraz nowe mieszkanie: zero pęknięć w ścianach, 2 piętra i niepsująca się winda, ciśnienie wody dobre (+zawsze czysta woda), cichuteńko (nie słychać ani sąsiadów ani samochodów, choć mieszkam przy ruchliwej drodze), kaloryfery ledwo letnie (a mimo to +23 stopnie w mieszkaniu przy -25 na dworze, więc nie ma co narzekać).

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
1 1

... ja już to dawno nazwałem produktem mieszkaniopodobnym... tak jak za plr był produkt czekoladopodobny

Odpowiedz
avatar Puszczyk
5 7

1) winda - to nie kwestia nowoczesności, a wyboru firmy. Ja mam tutaj doświadczenie o 180 stopni inne. Poza tym, nawet w blokach z wielkiej płyty nie ma już oryginalnych wind - wszystkie silniki zostały wymienione od zmiany systemu już dawno temu. 2)ogrzewanie - to samo. Kaloryferowy były policzone na większe straty ciepła, to i teraz grzeją jak szalone. Ale ekonomia w tym żadna. Jeden taki stary kaloryfer ma większą pojemność niż obecnie kaloryfery w całym mieszkaniu. 3)czy mówi ci coś hasło "PERLATOR" ? Zmień końcówkę na baterii jak tu ci za słabo leci. 4)jaki developer - takie wykończenie i materiały. Podsumowanie z dupy. Wielka płyta słynie z solidności, ale pod kątem jakości wykonania to często dno i wodorosty.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
0 0

@Puszczyk: 3) to połowiczne rozwiązanie, bardziej napowietrza i zapobiega rozpryskiwaniu się wody. minimalnie zwiększa ciśnienie strumienia, poprzez ograniczenie przepływu, ale wydajności nie zwiększa ani trochę , a nawet zmniejsza

Odpowiedz
avatar kajcia
3 5

Wypowiem się jako budowlaniec-instalator, bo piszesz totalne bzdury. Temperatura grzejników zależy od tego na jakie parametry instalacja jest projektowana. W chwili obecnej raczej idzie się w kierunku ekonomiczniejszych instalacji niskotemperaturowych. A stwierdzenie, że "grzejnik parzył" działa na niekorzyść instalacji "starej". Temperatura w pokoju w okresie zimowych może dopiero powiedzieć o tym, czy instalacja jest zaprojektowana i wykonana prawidłowo czy też nie- a nie to czy grzejnik parzy czy też nie. Jeśli masz 20st jest ok. Ciśnienie wody również objęte jest przepisami (które zapewne są tutaj spełnione) i zależą również od ciśnienia na sieci- a te od lokalizacji budynku a nie tego czy budynek jest stary czy nowy. (w skrajnym przypadku stosuje się urządzenia do podniesienia ciśnienia w budynku).

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
5 5

Każdy blok z wielkiej płyty był inny. Bo inne bywały stany nieważkości u ekipy budowlanej. ;-) Coś jak w Alternatywy 4, w jednym mieszkaniu wszystko krzywe i odpada, w drugim na wysoki standard zrobione. Bo różnie mogło być, może w jakimś bloku miał mieszkać ktoś wicie-rozumicie ważny? I blok lepiej robili? Widziałem takie. Niby wielka płyta, a nic nie odpadało, wszystko proste, windy działające. A obok w bloku dramat.

Odpowiedz
avatar ILLogic
2 2

To brzmi jak jakieś TBS-y, tam się takie fuszerki odstawia. A w bloku z lat 70-tych to jak położę piłkę pod jrdną ścianą to się turla do ściany zewnętrznej, taki jsst spadek.

Odpowiedz
avatar KasiaPelasia
0 0

Z doświadczenia mogę napisać, że bloki z wielkiej płyty są różne, a te 10 piętrowe są dużo solidniejsze (w końcu większe obciążenia muszą wytrzymać). Mieszkałam w paru niskich, i w wysokim zbudowanym w podobnym okresie PRL-u. W tych niskich słychać było rozmowy sąsiadów, w wysokim kompletnie nic nie dochodziło.

Odpowiedz
Udostępnij