Pierwsze migawki libijskie trafiły na główną, drugie się kiszą w poczekalni, ale obiecałem odcinek o podróżach lotniczych, więc dotrzymuję słowa.
Wielokrotnie latałem przez te trzy lata na trasie Benghazi - Trypolis. Warunkiem wejścia na pokład była wklejka z okejką w bilecie (Internetu wtedy nie było). Skąd wziąć okejkę. Mnie wklejał znajomy dyrektor Libyan Airways w Benghazi, Ale inny znajomy (arab) miał całą furę tych wklejek - nie wiem skąd i znajomym użyczał. To nie koniec.
Wejście na pokład nie oznaczało podróży. Jeśli w ostatniej chwili pojawiała się w pełnym samolocie wycieczka dwudziestu libijskich skautów, to dwudziestu białych wysiadało z samolotu. Biały, to kategoria niższa od Libijczyka. Dyskusji na ogół nie było.
Pewnego razu wracałem z Polski do Libii. Podróż koszmarna - samolot z Warszawy do Wiednia, potem na Maltę i potem 17 godzin promem do Trypolisu. No, ale mieszkałem w Benghazi. Miałem bilet open Tri-Ben. W samolocie z Wiednia poznałem kilku młodych Libijczyków wracających z Chin z tobołami jedwabiu. Ja się nimi zaopiekowałem, a potem oni zaopiekowali się mną. W Trypolisie podjechali ze mną do biura Libyan, gdzie okazało się, że nie ma okejek na loty do Benghazi (sezon pielgrzymek do Mekki). Ale oczywiście nie był to problem. Ich kumpel w Libyan usunął z komputera pasażera z okejką i na jego miejsce wpisał mnie. Na lotnisku słyszałem, jak jakiś facet się potwornie awanturuje. Pewnie to był ten pechowiec.
Lotnisko w Benghazi (jako mniejsze) było jednak bardziej cywilizowane niż wielkie lotnisko w Trypolisie. Regułą było sprzedawanie biletów (z okejkami) na loty krajowe z overbookingiem rzędu 300%. W efekcie po otwarciu malutkich drzwi prowadzących do hali check-in zaczynała się druga bitwa pod Wiedniem. Był tylko jeden sposób. Kiedyś leciałem z żoną i w tym tratującym się tłumie usłyszałem powtarzane przez wszystkich słowo "zouza". Skąd oni mogli o tym wiedzieć - pomyślałem - a poza tym moja żona jest całkiem fajna :) Chodziło o coś innego.
Dotknięcie obcej kobiety mogło "skalać" co bardziej pobożnego Libijczyka, więc zaraz wokół nas zrobiła się pusta przestrzeń (a zouza, to żona). Niestety rzadko mogłem podróżować ze swoją lepszą połową, więc lekko nie było.
I tradycyjnie na koniec słodko-gorzka anegdotka. W czasie naszego pobytu odwiedzili nas (po potwornej biurokratycznej batalii, bo nie istniało pojęcie wizy turystycznej, czyli oparło się o MSZ i badaniach na HIV i gruźlicę) moi rodzice. Przylecieli LOT-em do Trypolisu i tak samo mieli wracać. Termin ich powrotu zbiegał się z zawieszeniem wszystkich lotów do/ i z Libii (taka sankcja ONZ). Znajomy z Libyan, który o tym wiedział zaprosił mnie do siebie do biura i powiedział:
- Yussuf, niech oni nie lecą tym lotem.
- Ale ja im jeszcze chciałem Cyrenę pokazać, a jak polecą wcześniejszym, to nie zdążę.
- To ja ich zawiozę i pokażę (250 km).
- Ale dlaczego?
- Bo wiesz, ma być na lotnisku w TRI spontaniczna manifestacja mieszkańców oburzonych sankcjami i ten samolot nie poleci (do odlotu był tydzień).
- To co robić?
- Ja im przebukuję bilety na Libyan i spokojnie polecą
I tak było. Samolot LOT-u nawet nie wystartował z Warszawy. Moi bliscy wrócili do Warszawy libijskimi liniami. Przy okazji ich bagaż zaginął w całości.
I co z tym bagażem? Przepadł na zawsze czy jakimś cudem się znalazł?
Odpowiedz@Zyrafka: Nie, no oczywiście nie został nawet załadowany do samolotu. Szkoda, bo było tam sporo pierdółek o charakterze pamiątek. Ale dostali odszkodowanie 11$ za kilogram bagażu.
Odpowiedz@jotem02: szkoda pamiątek, ale przynajmniej odszkodowanie dali
Odpowiedz@Zyrafka: Bagaż ważył 24 kg
Odpowiedz@Zyrafka: Spoko, takie cuda to i w „cywilizacji” się zdarzają. Kiedy moja rodzinka leciała z EDI liniami EasyJet w 2006 to też kupy walizek nie załadowali. Jak moi byli w PL bez szczoteczek i majtek to kiedy poszedłem drzeć ryja na lotnisko odzyskałem ich bagaż na zasadzie: a tam są jakieś, wybierz sobie.
Odpowiedz@Dominik: dzięki Bogu udaje mi się latac bez gubienia... raz zgubiłam w Britishu, ale dowieźli do domu
OdpowiedzMyślę, że raczej wszyscy stali bywalcy tej strony mają w szybkim wybieraniu lub zakładkach od razu /poczekalnia, więc opóźnieniem z główną (nieraz kilkudniowym) bym się tu zbytnio nie przejmowała.
OdpowiedzHa ha ha! Świetna historia! Jesli chodzi o kradzieże bagazu, to na trasie Bangkok - Siem Reap (trasa 45 minut lotu, maleńkie sliczne Tajki zdazyły podac nam dwa posiłki: obiad i deser oraz napoje, nie wiem jak one tego dokonały) doradzono nam by w bagazu, który powinien znaleźc się w luku nie było nic, kompletnie nic czego byłoby szkoda. Nic na szczęscie nie zgineło, ale wszystko co wartosciowe mielismy przy sobie. W Bangkoku lotnisko jest jedno z najnowoczesniejszych na świecie, jest ogromne a 1 lat temu robiło tym wieksze wrażenie. A wysiada się w Siem Reap - barak z blachy falistej, i żołnierze z karabinami maszynowymi pilnujący przyjezdnych. Nie wiem czego oni na tym lotnisku tak strzegli, bali się, że im blache ukradniemy czy jak.
Odpowiedz@maat_: Rzeczywiście zdarzają się takie sytuacje z bagażami. Jak lecieliśmy na Bliski Wschód, to też nam to poradzili. Później zobaczyliśmy, że nasze rzeczy wyglądały na przetrzepane, ale nic nie zginęło (bo nic wartościowego oprócz gaci i koszulek tam nie było).
Odpowiedz@Bryanka: W locie do Marsa Allam z bagażu nic mi nie zginęło oprócz kartonu polskich fajek. A było co kraść.
OdpowiedzO tym, co idzie na główną, decyduje moderator.
Odpowiedz@misiafaraona: Pisząc, że się "kisi w poczekalni" nie miałem na myśli nic złego. Rozumiem reguły jakie tym rządzą i nie zamierzam wcale psioczyć. Nawet jak nie trafi na główną, to fajnie że ktoś przeczytał i skomentował.
Odpowiedz