Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielny galimatias, czyli sytuacja polskiego szkolnictwa Sprawę obserwuję niejako z boku (nie…

Piekielny galimatias, czyli sytuacja polskiego szkolnictwa

Sprawę obserwuję niejako z boku (nie mam dzieci ani nie jestem nauczycielką), ale mam wśród znajomych wielu rodziców dzieci w różnym wieku - od przedszkolaków do licealistów, oraz kilkoro nauczycieli.

Rozumiem, że w marcu pandemia zaskoczyła wszystkich - rząd, rodziców, nauczycieli, dyrektorów, dzieci - no wszystkich. I rozwiązania wtedy wprowadzane były tak naprawdę w ciemno, ad hoc, improwizacja.

Ale teraz było pół roku, żeby się jakoś przygotować i przystosować do nowej rzeczywistości.

Opracować jakiś jednolity system edukacji zdalnej.
Dostarczyć szkołom jednolite oprogramowanie do tego systemu.
Pomyśleć o kwestiach sprzętu dla nauczycieli i uczniów.
Zorganizować szkolenia dla nauczycieli i może też rodziców.
Może wziąć pod uwagę jakieś rozwiązania hybrydowe?

Tymczasem wygląda na to, że będzie jak było - jedna wielka improwizacja i "jakoś to będzie". A co, jeśli to jakoś będzie oznaczało powrót do nauki zdalnej?

Z punktu widzenia uczniów: nie każdy uczeń ma warunki do nauki zdalnej (i lokalowe, i psychofizyczne) - tak jak nie każdy pracownik sprawdzi się w pracy zdalnej, niektórzy potrzebują biura/atmosfery biura/rygoru wychodzenia do pracy/współpracowników itd.

Z punktu widzenia rodziców: raz problem pracy/opieki, dwa - nagle musieli się stać nauczycielami i sami tłumaczyć dzieciom to, co powinno być wytłumaczone przez nauczycieli.

Z punktu widzenia nauczycieli: (tu na przykładzie mojej znajomej): szkoła nie zapewniła żadnych programów ani sprzętu. w domu koleżanka ma swojego prywatnego laptopa, ale przecież teoretycznie wcale nie musi go mieć. prowadzenie przez nią lekcji sprowadzało się do wysyłania e-mailem uczniom opracowań lektur/wierszy w wordzie i zadawania zadań. na zarzut jednej z matek, że "nie prowadzi zajęć online" i że "jakby dziecko mogło się wszystkiego z kartek nauczyć, to by mu szkoła była niepotrzebna, wystarczyłaby encyklopedia" odpowiedziała, że ona nie jest informatykiem, nie leży w jej kompetencjach znajomość programów komputerowych, nie ma obowiązku instalować takowych na swoim prywatnym laptopie, a żadnego szkolenia/sprzętu od szkoły nie było.

Taki efekt spychologii.
Ministerstwo spycha obowiązek "jakiej takiej" organizacji na dyrektorów, dyrektorzy wymagają od nauczycieli "macie sobie radzić", a poszkodowani są uczniowie i poniekąd rodzice*.

* Choć rodzice to też temat na osobną historię. Jedna z moich znajomych brała zwolnienie (urlop na żądanie) z pracy, żeby w domu napisać za córkę sprawdzian z chemii.

szkoła edukacja nauka_zdalna

by marcelka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Malibu
-3 13

Co znaczy napisać za córkę sprawdzian z chemii? Może córka powinna sama napisać swój sprawdzian to znajoma nie musiałaby się zwalniać z pracy

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 sierpnia 2020 o 12:47

avatar Wilczyca
15 15

@Malibu: no chyba właśnie chodzi o piekielność takiej matki :)

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
-3 11

@Wilczyca: A nie jestem właśnie pewna. Jeśli dziewczyna nie miała lekcji online, nikt jej nie wytłumaczył przedmiotu to niby jak miała sprawdzian napisać. Nie każdy uczeń umie sam nauczyć się zagadnień z podręcznika - niektórzy potrzebują wytłumaczenia. A nie każdy rodzic musi umieć wytłumaczyć każdy przedmiot. Chemia jest dość trudnym przedmiotem. Chociaż znów z drugiej strony... Jeśli matka umiała napisać sprawdzian to znaczy, że miała wystarczającą wiedzę. Ale może nie potrafiła jej przekazać, nie każdy umie przekazywać wiedzę. Reasumując - łatwo oceniać jak się nie zna całokształtu. Fakt faktem - nauczanie zdalne to jedna wielka pomyłka, totalne nieprzygotowanie i wolna amerykanka.

Odpowiedz
avatar marcelka
7 7

@KatzenKratzen: szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak wyglądały lekcje online chemii w szkole córki tej znajomej, ale podając ten przykład chodziło mi o to, że zauważyłam wśród niektórych znajomych rodziców tendencję do tego, żeby wyręczać dziecko i poprawić mu w ten sposób oceny. tłumaczenie/pomoc to jedno, ale dla mnie było na etapie mojej edukacji niewyobrażalne, żeby rodzic za mnie pisał wypracowanie czy robił zadanie z matmy...

Odpowiedz
avatar jelonek
5 5

Tylko że zebranie podstawowych wymagań, zatrudnienie ludzi, napisanie oprogramowania (najlepiej takiego żeby każdy mógł zrozumieć i nie trzeba by specjalnie szkolić użytkowników) przetestowanie go i dostarczenie to nie jest taka prosta sprawa. Owszem to jest do zrobienia w pół roku, ba, napisać to to można i w 3 m-ce ale to by trzeba zatrudnić dość spory sztab doświadczonych programistów i zapłacić im naprawdę duże pieniądze. A programiści bardzo nie lubią pracować dla firm z budżetówki. Więc jak słyszę hurrrr durrr czy w pół roku nie da się wszędzie dostarczyć jakiegoś oprogramowania to wiem, że pisze to ktoś kto nie ma bladego pojęcia jak powstaje oprogramowanie ;)

Odpowiedz
avatar jelonek
2 4

Dodajmy jeszcze że nawet gdyby takie oprogramowanie powstało to przekonaj do niego Panią Krysie od biologii która nawet nie umie maila wysłać albo zamiast linka przesyła ścieżkę do pliku na jej komputerze :P

Odpowiedz
avatar marcelka
6 6

@jelonek: no ja rozumiem, że poszczególnych szkół nie byłoby stać na zlecanie pisania oprogramowania, ale skoro państwo stać na wydanie choćby 70 mln złotych na wybory, których nie było, to myślę, że na program edukacyjny jakiś milionik tudzież dwa, a nawet dziesięć tym bardziej się powinny znaleźć. A od tego byłoby szkolenie, żeby Pani Krysia od biologii ogarnęła co i jak.

Odpowiedz
avatar KwarcPL
7 7

@jelonek: Ale po co zbierać wymagania i pisać oprogramowanie skoro mamy zatrzęsienie gotowych rozwiązań. Są takie platformy jak Teams, Moodle czy Discord i jak najbardziej nadają się do zorganizowania zdalnych lekcji. Ba, co bardziej ogarnięci nauczyciele prowadzili je z ich wykorzystaniem od samego początku lockdownu. Także problemem nie jest brak narzędzi, tylko spychologia. Według rodziców to nauczyciele powinni sobie zorganizować platformę, według nauczycieli dyrekcja a według dyrekcji ministerstwo i tak oto mamy problem, który nie ma komu rozwiązać. A wystarczyłoby żeby ktoś w tym łańcuszku dał z siebie trochę ponad minimum...

Odpowiedz
avatar jelonek
0 0

@KwarcPL: no jasne że można użyć teamsów do prowadzenia lekcji i maila do przesyłania zadań tylko potem powstają takie problemy jak wspomniana ścieżka do pliku zamiast linka do filmiku czy połączenia przez Skype do USA za setki złotych. Ja raczej odniosłam się do fragmentu tekstu autorki w którym ma pretensje że państwo nie dostarczyło od początku pandemii oprogramowania do szkół.

Odpowiedz
avatar Evergrey
6 6

@KwarcPL: Hmmm.... Dałam z siebie ponad minimum. Nagrywałam i montowałam filmy, zajęcia były na Skypie i na Zoomie. Pliki i prezentacje na dyskach i mailach. Kupowałam pomoce dydaktyczne lub sama je robiłam z rzeczy dostępnych w domu. Wszytsko robiłam na własnym sprzęcie, na własnym internecie i używałam własnego prądu. I to wszytsko za oszałamiające 60% pensji. Myślisz że ktoś mi oddał za prąd czy używanie własnego sprzętu? Teraz od września palcem nie kiwnę ponad minimum, bo zwyczajnie nie widzę powodu dla którego mam dokładać do interesu za mniejsze pieniądze niż zwykle.

Odpowiedz
avatar janhalb
4 4

@jelonek: "Tylko że (…) to nie jest taka prosta sprawa." Wybacz, to jest absolutnie ulubione usprawiedliwienie wszystkich państwowych urzędasów z klubu "SięNieDa". Owszem to jest do zrobienia w pół roku, ba, napisać to to można i w 3 m-ce ale to by trzeba zatrudnić dość spory sztab doświadczonych programistów i zapłacić im naprawdę duże pieniądze. Myślę, że 70 milionów wyrzuconych w błoto na pakiety Sasina starczyłoby na to aż nadto. Albo te ileś tam milionów wydanych na nieistniejące dotąd respiratory. Albo… i tak dalej.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@janhalb: tu nie chodzi o to, żeby się połączyć, bo to jest bał rodem z kanałów IRC i gadu-gadu. Tylko chodzi o to, aby połączenie było odporne na zewnętrzną ingerencję.

Odpowiedz
avatar jelonek
0 0

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 sierpnia 2020 o 21:52

avatar mesing
6 10

Lubię wsadzać kij w mrowisko. Bardzo często się słyszy, że w wielu domach jest dwoje lub nawet troje dzieci i nie każdy ma możliwość skorzystania z komputera ponieważ w domu jest tylko jeden i nie stać rodziców na zakup kolejnego komputera. Każdy z tych płaczących rodziców dostaje w prezencie od podatników ekstra 6000 zł rocznie na każde dziecko. Przeciętny laptop ze średniej półki wystarczający do nauki to wydatek rzędu 2000 zł, czyli jedna trzecia tego co rodzic otrzymuje na dziecko w ramach dofinansowania 500+, które właśnie z definicji powinno być przeznaczone właśnie na takie coś a nie imprezowanie rodziców czy spłacanie raty za samochód. A gadka typu: ale przecież ja musiałam mu kupić nową kurtkę, spodnie czy buty do mnie nie przemawia bo z takiej gadki wynika, że gdyby nie to 500+ to jej dzieciak by chodził w starych zniszczonych butach, przetartych spodniach i zniszczonej kurtce, a nawet jeśli to po zakupie laptopa z dofinansowania 500+ pozostaje jeszcze 4000 zł, które śmiało można przeznaczyć na niejedną parę obuwia i kilkadziesiąt sztuk odzieży.

Odpowiedz
avatar marcelka
2 4

@mesing: zgadzam się w 100%. ale już np. kwestia sprzętu dla nauczycieli dla mnie nie jest taka oczywista, bo dlaczego nauczyciele do nauki mają używać prywatnych laptopów/telefonów itp.

Odpowiedz
avatar singri
3 3

@mesing: To jest śmiech na sali, takie tłumaczenia. Ja za tablet swojej córki (do nauki zdalnej) zapłaciłam 200 zł. To, że go po trzech dniach zepsuła, bo upuściła i teraz działa tylko przy pomocy myszki, to inna sprawa. Do lekcji wideo wystarczał.

Odpowiedz
avatar KwarcPL
2 4

@mesing: Ale po co nowy laptop ze średniej półki skoro solidnego poleasingowca można dostać za jedną transzę 500+? Co dalej? Postulat OP stworzenia jednolitego systemu edukacji zdalnej jest z kosmosu. Po jedno, pół roku to za mało by rozpisać i rozstrzygnąć przetarg a co dopiero by napisać coś tak ambitnego. Po drugie, po co wyważać otwarte drzwi? Gotowych platform jest całe mnóstwo, więc może zamiast uprawiać spychologię to może wykazaliby odrobinę inicjatywy? Heh, znam osobiście przypadek kiedy dyrekcja chciała wprowadzić naukę zdalną przez Teamsy, ale nauczyciele się zaparli rękoma i nogami, przez co temat upadł. W ilu placówkach tak było? Nikt nie wie. Jasne, za sprawą ministerstwa szkoły znalazły się w innej rzeczywistości, ale to nie znaczy, że mają załamywać ręce i czekać na gotowe. Co do rozwiązań hybrydowych to zalecenia dają tutaj autonomię szkołom. Wiadomo, co placówka to inne realia i nie sposób zasugerować uniwersalnego rozwiązania.

Odpowiedz
avatar j3sion
3 3

@KwarcPL problem polega na tym że ten system już powstaje kilka lat a efektów nie widać. W między czasie wydali na to 16 mln zł, ale nikt u nas nie ponosi za nic odpowiedzialności więc można powiedzieć że spalili tą kasę.

Odpowiedz
avatar irulax
4 4

Wg mnie, problem jest taki, że rząd przerzuca na obywateli swoje obowiązki, nadal biorąc za to hajs. To podobnie, gdyby nakazał mieszkańcom jakiejś miejscowości sprzątania terenów publicznych, nadal kasując kasę w podatkach za sprzątanie. Jestem w stanie zrozumieć sytuację awaryjną, ale to zaczyna się robić zwykłe wykorzystywanie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Ale to nie wina ministerstwa, tylko władz poszczególnych szkół. Bo to w ich obowiązkach leży, żeby temat ogarnąć. Na swojej uczelni jakieś 2 lata temu podnosiłem ten temat, bo mieli platformę do e-szkoleń, tylko jej nie używali lub ograniczało się to jedynie do sytuacji podbramkowych (np prowadzący zachorował, zajęć nie ma i nie wiadomo jak i kiedy odrobić) i polegało na wrzuceniu prezentacji do pobrania. A postulowałem o wyrzucenie śmieciowych przedmiotów właśnie na platformę. Tak naprawdę rozwiązań jest bez liku: moodle, dysk google, zoom, teams, tesportal, arkusz googlowski - a to tylko pierwsze z brzegu. Do wyboru - do koloru. A są to narzędzia również dostępne z poziomu urządzeń mobilnych. A nie są to jedyne opcja. Od lat są międzynarodowe platformy do e-edukacji, z których korzystają uczelnie na całym świecie i siedząc w Polsce można sobie zrobić magistra w USA. I są one...interaktywne tz, oferują coś więcej niż prosty filmik/prezentacja.

Odpowiedz
Udostępnij