W nawiązaniu do historii o Niemcach w restauracji.
Było to koło 2012 roku w znanej nadmorskiej miejscowości turystycznej. Nie będę jej wymieniał z nazwy, bo bardzo lubię to miasto (mimo tej jednej sytuacji) i nie chcę mu robić złej sławy.
Lato, wakacje, mnóstwo ludzi na ulicach, stoiska pamiątkami i zabawkami, restauracje, bary, bawiący się ludzie wszędzie, wiadomo jak to wygląda.
Jest to małe miasteczko, w którym nie ma nawet 5000 mieszkańców, ale w sezonie zjeżdżają się tam dziesiątki tysięcy, nawet i do stu. Z tego względu ruch samochodowy odbywa się tam powoli i z zachowaniem szczególnej ostrożności, bo ulice są wąskie, wszędzie jest pełno ludzi, często pijanych, do tego mnóstwo dzieci, co chwilę ktoś przechodzi przez ulicę, a do tego jeżdżą rowery, skutery, gokarty, riksze, melexy i trzeba po prostu uważać.
Pewnego sezonu BMW na niemieckich tablicach przez kilka dni urządzało sobie rajdy ulicami tego miasteczka. Jeżdżenie z prędkością grubo powyżej limitu, ostre hamowanie i ruszanie z piskiem, ścinanie zakrętów, a nawet zawijanie na ręcznym i ciągłe wycie silnikiem, aż było ich słychać z daleka. W środku młodzi, roześmiani ludzie z piwami w rękach i techno na cały regulator.
W tym mieście w sezonie jest dużo policji, bo ściągają policjantów z całej Polski, ale tym razem chyba wzięli z grupą inwalidzką - głuchych i ślepych. Raz na własne oczy widziałem jak patrol ich ordynarnie zignorował jak śmignęli na prostej tak, że ludzie na skraju chodnika aż odskoczyli. Kilka osób, w tym ja, wymownie spojrzało w stronę policjantów, ale to też zignorowali.
Nie wiem jak to się skończyło, jeździli tak przez niecały tydzień i przestali. Przypuszczam, że wyjechali, bo gdyby policja miała zadziałać to by zadziałała już pierwszego dnia. W wiadomościach nic nie było, więc chyba na szczęście nikogo nie zabili.
Ta historia nie ma na celu pokazywać Niemców jako narodu w złym świetle. Ta historia pokazuje ku***stwo lokalnych władz, które bały się podjąć jakiekolwiek działania wobec zakłócających spokój i stwarzających zagrożenie ludzi, bo ci nie daj Boże się obrażą i przestaną przywozić pieniądze.
ponad prawem
Samochód na niemieckich rejestracjach nie musiał koniecznie zawierać Niemców.
OdpowiedzWielka mi tajemnica, na 90 procent Krynica Morska lub okolice .
OdpowiedzJestem w stanie dać sobie rękę i nogę uciąć, że to żadni Niemcy, tylko nasi. Potyrali w Niemczech na budowach/w magazynach, dorobili się beemy i rżną wielkich panów. Po Niemczech tez tacy jeżdżą, też beemami i jest to z reguły Europa Wschodnia/Bałkany/Anatolia
Odpowiedz@Crannberry też o tym pomyślałam. No i z tego co kojarzę to niemiecka patologia raczej woli się alkoholizować się na Ballermann na Majorce zamiast w Mielnie.
OdpowiedzMoże dzielni funkcjonariusze bali się, że się z cudzoziemcami nie dogadają? Niedawno byłem w kraju znanym m. in. z tego, że miejscowa policja lubi się doszukiwać różnych nieprawidłowości tak długo, aż coś znajdzie. Wynająłem samochód i sobie zwiedzam. I pewnego dnia zatrzymuje mnie dzielny stróż prawa. Klimat słoneczny i gorący, więc szyby mocno przyciemnione, więc dopiero po otwarciu okna policmajster zobaczył moją europejską gębę. Uśmiechnął się niepewnie, wydał z siebie odgłos w typie "he-he" i machnięciem ręki pokazał, żeby jechać dalej.
OdpowiedzWymownie spojrzałeś w stronę policjantów? WOW! Dzielny z Ciebie obywatel. Trzeba było zgłosić łamanie prawa albo złożyć skargę na policjantów, że nie reagują.
OdpowiedzCo wy macie z tymi "wymownymi spojrzeniami"? Podchodzi sie do stroza prawa z prosba o interwencje, przy okazji nagrywajac zdarzenie. Jak nie dziala, nagrywasz debili tak by bylo widac numery rejesracyjne i mailowo skladasz zawiadomienie, przy okazji skarge na funkcjonariuszy zaniechujacych obowiazkow sluzbowych. Na to musza zareagowac.
OdpowiedzNiemcy tak nie jeżdżą, zachowanie typowe dla polskiej patoli. Bmw mówi samo za siebie.
Odpowiedz