Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Stare, dobre piekielności w biurze. Zanim wybuchł covid, postanowiłem zmienić pracę na…

Stare, dobre piekielności w biurze.

Zanim wybuchł covid, postanowiłem zmienić pracę na taką, w której będę bardziej doceniony. Poprzedni pracodawca zasługuje na własną historię, jednak dzisiaj będzie o czymś innym.

Trafiłem do biura o wysokim standardzie, które usilnie próbuje wpisać się w „korporacyjne zasady”, mimo że do korporacji im daleko, oraz posiada „rodzinną atmosferę". Sam prędzej opisałbym siebie jako korpo-fretkę aniżeli korpo-szczura, a rodzinę mam w domu, nie w biurze. Atutem jest jednak to, że jest to praca ciekawa, rozwijająca i przede wszystkim dobrze płatna.

Odkąd przybyłem w skromne progi tegoż biura, na każdym kroku można było usłyszeć, jaka to praca w zespole jest ważna. Niby nic złego, prawda? Fajnie mieć zgrany zespół, w którym wszyscy się dogadują, wspólnie pracują, jedzą drugie śniadanie itp. Byłoby świetnie, gdyby nie jedno. Nieważne jak bardzo się człowiek stara, jak mocno się napracuje, wszystko, ale to absolutnie wszystko jest wpisywane w osiągnięcia zespołu, a nie pojedynczego Kowalskiego. Prosty przykład: pracownik A wychodzi z inicjatywą poprawienia czasu pracy, zaoszczędzenia kilkunastu minut dziennie, co tygodniowo da godzinę i tak dalej. Wszyscy zachwyceni, pracownik A jest klepany po plecach z nieśmiertelnymi słowami „świetna robota, oby tak dalej!”, po czym pomysł ten idzie wyżej, ale nie jako z inicjatywy tego pracownika, a całego zespołu.

Nic bardziej człowieka nie ściąga na ziemię, niż takie zachowanie argumentowane dodatkowo tym, że osoby dzielące z tobą biuro są bardziej doświadczone. Tak, zwłaszcza pracownicy, którzy siedzą dłużej na danych stanowiskach i przez cały swój okres pracy nie zrobili nic znacznego, raczej żądając wszystkiego, niczym rozkapryszone gwiazdki. Podczas pierwszego miesiąca pracy zostałem zagłębiony we wszelkie instrukcje, działania programów i ogólne zasady. I, o globie złocisty, takiego bałaganu to nie widziałem od czasów, jak moja córka miała 5 lat i organizowała przyjęcie dla pluszaków. Wszystko musiało być uporządkowane na nowo, wszelkie informacje prawne zaktualizowane (i pytania po co i na co, jakby prawo się nie zmieniało z dnia na dzień, zwłaszcza na całym świecie), a dodatkowe tajniki stanowiska ulepszone. Po wszystkim cały zespół dostał pochwałę, jak to wszystko zostało ogarnięte, a za zamkniętymi drzwiami słyszałem uwagi współpracowników, że niepotrzebnie grzebałem w zmianach, bo teraz będą musieli się interesować wszelkimi informacjami czy upewniać się, że wszystko jest zgodne z danym prawem.

Może i są to wylewy sfrustrowanego człowieka, ale uważam, że za to wszystko jesteśmy odpowiedzialni my. Pracownicy, którzy jak osły zawsze chcą się wykazać, postarać się w imię nieśmiertelnej umowy na czas nieokreślony i bezpiecznego miejsca pracy. A jedyne co z tego mamy, to stare dobre poklepanie po plecach i sztucznie
miłe słowa.

Pokój, dobrobyt, socjalizm, psia mać!

PS Uprzedzając komentarze, tak, cały czas szukam czegoś nowego, jednak aktualna sytuacja na świecie nie pozwala, abym mógł znaleźć coś za te same pieniądze i o równie rozwijającym stanowisku.

biuro; praca; korporacja

by ~norwaibaser
Dodaj nowy komentarz
avatar KwarcPL
3 11

Korpo to taki współczesny kołchoz. Siedzieć cicho, z niczym się nie wychylać a ze wszystkiego rozliczać kolektyw. Dobra opcja... jeśli chcesz przeżyć swoje życie odliczając godziny do fajrantu.

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 12

"...postanowiłem zmienić pracę na taką, w której będę bardziej doceniony." No to udało ci się, nie ma co... Doceniają cię jak jasna cholera. Niestety, muszę cię zmartwić. Dziś są takie czasy, że nikt nie lubi nikogo doceniać. A osobom takim jak ty przypina się łatkę nadgorliwców. Za plecami, oczywiście.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 2

Powiadasz że pracujesz w biurze jakiegoś "wanna be" korpo? Nad oknami w pociągach był pewien napis w czterech językach traktujący o wychylaniu się. Im szybciej się do niego zastosujesz, tym lepiej dla Ciebie. Stare porzekadło mówi również "nie przejmuj się rolą, bo i tak cię...", resztę sobie dokończ. Chcesz czerpać radość z pracy i mieć poczucie że twoje inicjatywy są coś warte? Zacznij pracować na własny rachunek. Innego wyjścia NIE MA. Bo w każdej firmie szefa interesuje tylko efekt końcowy, a nadgorliwi pajace po prostu irytują bo śmią zmieniać coś co on przez długi czas akceptował, nierzadko nawet sam wymyślił. Dlatego uważam wszelkie inicjatywy "dla dobra ogółu" za marnotrawstwo czasu i energii. Rób tak żeby tobie się pracowało dobrze a resztą się nie przejmuj bo pies z kulawą nogą tego nie doceni. Z czasem zrozumiesz, chyba że jesteś pokroju tego nieszczęśnika co wrzucił niegdyś na YT filmik motywujący w którym powtarzał "kim jesteś? jesteś zwycięzcą!"

Odpowiedz
Udostępnij