Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Hej! Przypomniała mi się dość stara historia z czasów, gdy pracowałam w…

Hej! Przypomniała mi się dość stara historia z czasów, gdy pracowałam w sklepie z artykułami dziecięcymi i moja piekielna koleżanka z tamtych czasów. Od razu powiem, że akcja dzieje się zagranicą, stąd pewne szczegóły mogą wydawać wam się mało prawdopodobne, zaręczam jednak, że historię pamiętam dobrze i nic nie przekręcam.

Sklep, w którym pracowałam był bardzo duży, podzielony na kilkanaście działów i często mieliśmy klientów, którzy kupowali większe ilości, na przykład na potrzeby domowego przedszkola, szkoły itd. Zawsze mieliśmy na sklepie kilka dziewczyn, które zajmowały się przede wszystkim doradztwem klientom, ale też uzupełniałem towaru, ustawieniem ekspozycji itd. Była tylko jedna kasa. Dostawałyśmy prowizję, a jej przyznawanie wyglądało tak, że miałyśmy plakietki z imionami i przy kasie klient był pytany, czy ktoś pomógł mu w zakupach.

Klienci mówili wtedy, że pomogła pani Kasia, Eliza czy inna Ania i dostawałyśmy prowizję od całego rachunku. Procent wydawał się niewielki, ale biorąc pod uwagę, że klienci robili czasem na raz zakupy na kilkanaście tysięcy, to można było z prowizji zarobić więcej niż z pensji. Klienci raczej uczciwie przyznawali, że ktoś im pomógł, z grubszymi rybami zazwyczaj szłyśmy razem do kasy, żeby dopilnować nabicia prowizji na nasze subkonto. Jeśli klient nie przyznał się do żadnej z nas prowizja szła na konto osoby na kasie.

Dlatego też bardzo ważne było, żebyśmy na kasie się zmieniały i kierownictwo bardzo pilnowało, aby każdy w miesiącu miał mniej więcej tę samą ilość dni, gdy pracował na kasie, a nie na sklepie, bo każdy chciał przecież prowizję za nic.
Pracowało nam się dobrze i wszystkie traktowałyśmy się uczciwie. No, z jednym wyjątkiem, który dołączył do nas po odejściu długoletniej pracownicy na emeryturę. Nowa koleżanka, powiedzmy Suzy, niestety przy każdej okazji próbowała dorobić się cudzym kosztem.

Po raz pierwszy zwróciłyśmy na to uwagę, gdy jedna z koleżanek złowiła dobrego klienta - jakaś młoda para kupiła u nas od razu całą wyprawkę za grube pieniądze. Koleżanka zaprowadziła ich do kasy, ale nie patrzyła już co Suzy nabija na kasę, tylko wróciła na swój dział.

Następnego dnia logując się na swoje subkonto zauważyła, że nie ma zapisanej dużej transakcji z poprzedniego dnia. Odczekała kilka dni,.. a gdy prowizja nadal nie została zapisana zwróciła się do kierowniczki. Ta kazała czekać do końca miesiąca. Dopiero po wypłacie zaczęła przeglądać prowizje z całego miesiąca i magicznym sposobem prowizja znalazła się na koncie Suzy. Suzy tłumaczyła, że musiała coś pomylić i każdy jej uwierzył, bo była nowa. Podobna sytuacja miała miejsce jeszcze kilka razy, potem każda z nas skrupulatnie kontrolowała czy Suzy poprawnie zapisuje prowizję.


Niestety, gdy oszustwa na kasie nie wypaliły Suzy zaczęła bezczelnie podkradać klientów. Byłyśmy dość luźno rozrzucone po sklepie i teoretycznie każdy miał przydzielone swoje działy na ten dzień, ale jeśli widziałam na przykład, że koleżanka jest zajęta, a na jej dziale pojawili się klienci, to mogłam do nich podejść i doradzić, oczywiście wtedy prowizja należała do mnie. Suzy skakała po całym sklepie i zagadywała wszystkich klientów, nie dając innym szansy.

Kilka razy wykorzystywała moment, że koleżanka poszła po coś do magazynu albo sprawdzała coś w systemie i próbowała wepchać się między wódkę a zakąskę. Jej doradztwo było dość mizerne, bo jak klient po kilku minutach nie zdecydował się na większy zakup to zniecierpliwiona po prostu go zostawiała samego sobie i szła szukać innego.

Potem to już było z grubej rury, bo łowiła klientów, którzy już szli do kasy i prosiła ich, aby powiedzieli, że pomogła im Suzy, opowiadała łzawie, że jest nowa i jej ciężko i musi zapunktować u kierownictwa. Nie wiem, ile osób się na to nabrało, przyłapana na tym procederze wszystkiego się wyparła.

Nie będzie tu spektakularnego zakończenia historii, gdzie karma wraca, Suzy po jakimś czasie zaczęła pracować normalnie bez idiotycznych trików. Oczywiście nie ufałyśmy jej do końca, ale po pewnym czasie nawet się dogadywałyśmy, więc taki w sumie Happy End :D.

sklepy

by ~babywelt
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Armagedon
7 13

Jak dla mnie - świetny, motywacyjny system wynagradzania. Nigdzie się jeszcze z czymś takim nie spotkałam. Niestety, w Polsce by się chyba nie sprawdził. U nas klient, na ogół, nie lubi być nagabywany, bo zaraz ma wrażenie, że mu się usiłuje wcisnąć coś, czego nie potrzebuje, lub nie chce. Albo sądzi, że się go pilnuje i patrzy mu na ręce. A nowa koleżanka może na początku myślała, że w sklepie panuje "prawo dżungli", może też sądziła, że jak ZA MAŁO zarobi - to ją zwolnią, bo to znaczy, że się nie stara. Później, jak się przekonała, że i tak swoje wypracuje bez żadnych wygibasów - proceder zawiesiła.

Odpowiedz
avatar Crannberry
8 10

@Armagedon: w Niemczech jest ten system. Głównie rzucił mi się w oczy w sklepach meblowych, ale w innych pewnie też jest. Tam ma to duży sens, gdyż w sklepach zaobserwować można odwrotny problem niż w Polsce - nikt nie wciska towaru, ale za to pracownicy są nieuchwytni. Możesz prosić o pomoc, chcąc wydać kupę kasy, a pies kulawą nogą się nie zainteresuje. W sklepach, które wprowadziły ten system, pracownik będzie chodził z klientem po sklepie i pomagał mu wybrać towar. Chociaż to też nie do końca. Rok temu kupowaliśmy łóżko. Chcieliśmy box spring, grafitowy, w cenie do pewnej kwoty (kwota trochę wyższa niż miesięczna pensja pracownika sklepu). Na górną półkę nie starczyłoby, ale też nie najtańsze modele. Zaczepiamy pana, mówimy czego szukamy i w jakiej cenie. Pan wzruszył ramionami i powiedział, że mu się nie opłaca tracić na nas czasu i mamy wrócić, jak będziemy mieć „prawdziwe pieniądze”

Odpowiedz
avatar digi51
6 6

@Armagedon: mogę sobie wyobrazić, że w takim sklepie jest opisany ma to sens, ale podobny system jest w Calzedonii w Niemczech, tylko, że nie ma prowizki, a punkty i chyba tylko pracownik z najwyższą liczbą punktów w miesiącu dostaje premię. Tylko, że jest to tam wyjątkowo upierdliwie, bo w sklepie mniej więcej 30-40m2 stoją 3-4 sprzedawczynie i każda zagaduje klientów, bo maą taki obowiązek. Koleżanka tam pracowała, było to niesamowicie upierdliwe dla pracownic i klientek.

Odpowiedz
avatar Jorn
5 5

@Armagedon: System w założeniu fajny, w wykonaniu beznadziejny. Podobne systemy były na Piekielnych już opisywane, ale działały w ten sposób, że pracownik sklepu, który pomagał klientowi, razem z nim podchodzi do kasy, loguje się do systemu i finalizuje transakcję na swoim koncie. Gdy jest to zorganizowane tak, jak tu opisano, nie ma żadnej gwarancji, że nawet gdy nikt nie działa w złej wierze, to klient się nie pomyli przy wskazaniu konsultanta.

Odpowiedz
avatar bazienka
2 4

@digi51: wyszlabym jakby mnie 4 baba zaczepila w sklepie tym bardziej widzac, ze inne juz to zrobily :/ byla mojego bylego miala w Reserved taka opcje, z emusiala naganiac klientow i lazic z nimi do kasy albo samodzielnie kasowac i jak nie nabila minimum tysiaka dziennie na swoj koszyk, to bylo zawstydzenia przy pracownikach

Odpowiedz
avatar bazienka
3 5

@Jorn: tak, jak w salonie sa 2 osoby o tym samym imieniu i jest np. Kasia A i Kasia B a klient nie zapamieta literki albo jest Ania i Anna a klient uogolni, bo dla niego to to samo

Odpowiedz
avatar Bubu2016
0 8

Co to za mania z tym "pracowaniem NA sklepie"... Na dachu, czy co? Pracuje się W sklepie.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
4 12

@Bubu2016: Możliwe, że jest to błąd. Ale potoczne rozumienie rozróżnia dwa przypadki: "W sklepie" oznacza organizację jako taką. Możesz pracować w sklepie, ale na magazynie, na kasie, w biurze czy w innej części. Wtedy też nigdy nie spotkasz się z klientem. "Na sklepie" oznacza konkretnie w tej części, która jest dostępna dla klientów i w której możesz znaleźć towary do kupienia. W pierwszym akapicie masz, że pracowała "w sklepie z artykułami dziecięcymi". A potem rozróżnia pracowanie "na kasie" od tego poza kasą ("na sklepie").

Odpowiedz
avatar Armagedon
6 8

@kartezjusz2009: No właśnie. Może być jeszcze "na stoisku", "na zapleczu", lub "na magazynie".

Odpowiedz
avatar Armagedon
8 12

@Bubu2016: Słuchaj no, Bubu, jak ktoś mówi, że spacerował po sklepie, to znaczy, że wlazł na dach i tam się przechadzał?

Odpowiedz
avatar niemoja
5 9

@Bubu2016: To nie mania tylko precyzyjne określenie. Taka sama zasada, jak "wchodzę NA basen" (cały teren obiektu) lub "wchodzę DO basenu" (część obiektu). Mogę być NA basenie (w basenie) i mogę być NA basenie (w szatni). Klient jest W sklepie (wiadomo, że może być tylko w sali sprzedaży), natomiast pracownik może być "W sklepie" (jest obecny w pracy), ale też "NA sklepie" (albo w innej części obiektu).

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 5

@Armagedon: a mi sie takie mowienie "na sklepie" kojarzy z osobami niskich lotow umyslowych rozumiem, ze jest to uzywane w znaczeniu potocznym typu "na hali sklepowej", ale kojarzy mi sie z takimi Karynkami troche

Odpowiedz
avatar bazienka
0 4

@niemoja: hahaha przeciez mowisz, z ebylas w lidlu czy w biedronce, nie na lidlu czy na biedronce mowi sie prawidlowo "W sklepie" albo "NA hali sklepowej", "W czesci dla klientow", serio "na skepie" brzmi jakby ktos po dachu chodzil

Odpowiedz
avatar szafa
1 3

@bazienka: Hm, ja zawsze tak mówię. Mówię też "se", bo lubię. Skończyłam jeden z najbardziej obleganych i trudnych kierunków na renomowanym uniwerku, dostałam prestiżowe stypendium na zagranicznym uniwerku, które dostaje paręnaście osób rocznie w Polsce, znam dobrze dwa języki, przeciętnie kolejne dwa, oglądam filmy pokroju "Sceny zbrodni" Oppenheimera. który jest dla mnie arcydziełem i uwielbiam Kawabatę Yasunariego. Nie ma miesiąca, żebym nie była na jakiejś wystawie sztuki współczesnej. Słowem, przeciętna Karyna, tak?

Odpowiedz
avatar bazienka
0 2

@szafa: spoko jesli w sytuacjach oficjalnych poslugujesz sie poprawnym slownictwem ja tez w rozmowach z kumpela mowie np. "te" wino/dziecko/krzzeslo, przesmiewczo, ale w pracy czy innych takich jednak wypowiadam sie prawidlowo a spotykane przeze mnie ( znajome i po prostu pracujace np. w lidlu) panie od "na sklepie" i ostatnio wyczytanym gdzies przeze mnie "na mieszkaniu" robia tak nagminnie

Odpowiedz
Udostępnij