Jestem w moim mężem od 11 lat i właśnie zaczynam odkrywać, że chyba jest kimś innym, niż sądziłam.
Rok temu postanowiliśmy starać się o dziecko i jestem obecnie w siódmym miesiącu ciąży. Gdy rozmawialiśmy o dzieciach wcześniej byliśmy zgodni, że nie będziemy rozpieszczać i kupować masy niepotrzebnych bzdur. Mój mąż ma trochę inne wyobrażenie "bzdur" niż ja. Powoli kompletujemy wyprawkę dla dziecka, mam sporo rzeczy od mojej siostry po jej dzieciach, ale jednak brakuje kilku rzeczy, w oczach mojego męża kompletnie zbędnych.
Wanienka? A po co? Można się z dzieckiem myć w dużej wannie. Przewijak? Niepotrzebny. Dziecko można przewijać na podłodze, kanapie, łóżku, pralce. A że przewijak chciałam z komodą na dziecięce ciuchy? Bzdura! Ciuchy dziecka mam sobie upchać w mojej części szafy. Łóżeczko? A po co? Ile mu posłuży? Rok, dwa? Lepiej niech śpi w wózku, a kiedyś kupimy mu normalne łóżko. Jaki wózek najlepszy? Widział na OLX jakiś za darmo. Wygląda to to jak siedem nieszczęść. Ale za darmo.
Mój mąż nigdy wcześniej nie zachowywał się jak skąpiec. Nie jestem ubodzy, nigdy nie oszczędzaliśmy na potrzebnych rzeczach. A mój mąż uważa, że na dobrą sprawę dziecko pierwsze trzy lata nie powinno nic kosztować, skoro moja siostra ma dzieci w wieku przedszkolnym to na pewno ma wszystko, czego potrzebujemy dla noworodka. Zaczynam czarno widzieć naszą przyszłość...
mąż
Nie patrz na starego i kupuj co trzeba, inaczej zostaniesz niemal z niczym. Znane z autopsji. Gdyby nie inwencja własna i pomoc rodziny, dzieci chodziłyby w szmatach a "tatuś" jeździł superfurą.
OdpowiedzA dlaczego "nie" Twojego męża ma być ważniejsze od Twojego "tak"?
Odpowiedz@Etincelle: Bo stawką jest obiektywne dobro i komfort wspólnego dziecka? Dziecko ma prawo żyć na podobnej stopie co rodzic a nie sądzę by stary woził się darmowym złomem z OLXa a tym bardziej w nim spał.
Odpowiedz@Etincelle: Bo jego "nie" jest niebezpieczne i niepraktyczne? Dziecko w pewnym momencie dużo się rusza, wstaje w nocy. Z łóżeczka łatwo nie wypadnie i ma wiecej miejsca by go tam włożyć z zabawkami i na spokojniej wziąć prysznic. Podobnie z szafką na ubranka dziecka- czemu ma je upychać w swojej części? Dziecko nie zasługuje na własną komodę?(zazwyczaj potem można zdemontować przewijak). Nie wiem jak wyglada ten wózek, ale stary i podniszczony wózek też nie jest najbezpieczniejszy. Poza tym nierozpieszczanie, a skąpstwo to dwie różne rzeczy. Skąpiec da dziecku 100 dużych pluszaków wyglądających jak 7 nieszczęść, bo za darmo- osoba nierozpieszczająca da jednego, porządnego.
Odpowiedz@Neomica: Oho... jakiś nerwusek ma do mnie miętę bo śle mi minusy jak kwiaty. Taki afekt to jak komplement. Proszę o więcej! :D
Odpowiedz@Neomica: Dorobiłaś się własnego, prywatnego hejtera! Gratulacje!! Że też komuś się chce... Podziwiam :D
Odpowiedz@Meliana: Musiałam trafić z komentarzem. :) A niech sobie minusuje. co innego ma z życia?
Odpowiedz@Neomica, @livanir, przeczytajcie, proszę, jeszcze raz moje pytanie. DOKŁADNIE. :)
Odpowiedz@Neomica: Minusy pewnie są za to, że odwrotnie zrozumiałaś/eś pytanie Etincelle :)
Odpowiedz@livanir czyli przyznajesz, że "nie" tamtego faceta jest ważniejsze bo jest niebezpieczne? Ciekawa teoria
Odpowiedz@Koralik nie odwrotnie tylko wcale ;)
OdpowiedzMam na to trochę inne spojrzenie ale może dlatego że wychowałam swoje pierwsze w komunie gdzie niczego nie było. Wszystko było zdobyczne a i tak dziecko się zdrowo chowało. Przy drugim a była to już róznica 10 lat tak naprawdę wisiało mi czy będę miała przewijak albo komodę z nim. Zamiast wanienki kupiłam dużą owalną miskę w której sie doskonale kąpało a ona się przydała pózniej. Mam dwa piętra i jak bym z dzieckiem miała latać na górę do przewijania to by mi nogi odpadły więc sofa na dole też była ok. Łożko miał po starszej siostrze(a ona po dwóch bratankach) Więc i używane jest ok(dla mnie) Miałam regał na ciuchy dziecka ze starej biblioteczki pomalowanej na biało.Po roku wylądował w piwnicy bo się nie mieściły.Więc czasami te potrzebne dla dziecka rzeczy służą naprawdę któtko. Co do wózka no to już chyba powinnien być taki "rozwojowy" bo służy dobre 2-3 lata jak i porządny fotelik samochodowy. Na tym raczej nie oszczędzamy.
Odpowiedz@Balbina: sporo rzeczy można kupić tanio albo dostać po rodzinie. Sama całą masę rzeczy dostałam po kimś tam i ok. Kupiłam też całą masę zbędnych rzeczy, bo głupia słuchałam koleżanek i położnej, że jest to absolutnie niezbędne a w praniu wyszło, że jest o dupę rozbić. Ciuchy tylko używane albo sprezentowane, do dziś kupiłam może z trzy szmatki nowe, a z szafy i tak się wylewam. No, ale jest różnica między kupić tanio albo dostać, a w ogóle nie mieć wcale, nie z biedy, a skąpstwa. Łóżeczko służy dzieciom też do bezpiecznej zabawy, wózek też powinien mieć jakiś standard, żeby się nie rozleciał na pierwszej lepszej nierówności. Można podejść do sprawy oszczędnie i bez fanaberii, ale nastawienie, że dziecko ma przez pierwsze trzy lata nic nie kosztować? Trzeba moeć jednak nie po kolei w głowie.
OdpowiedzMam to samo! Jestem w 9 miesiącu ciąży i o wszystko muszę toczyć batalię!
Odpowiedznie usprawiedliwiam Twojego męża, ale może on zwyczajnie uważa, że "cudujesz"? to znaczy: autentycznie nie widzi potrzeby kupna tych rzeczy. nie dlatego, że się zrobił nagle skąpy, tylko dlatego, że dla niego jest to kategoria typu "ma 10 par butów a chce jedenastą". myślę, że to się zmieni trochę, jak się pojawi dziecko i on będzie uczestniczył w opiece - sam zauważy, że pewne rzeczy są potrzebne. może też dobrze by było jakby pogadał z jakimś kumplem/kimś z rodziny, kto jest w miarę "świeżym" ojcem?
Odpowiedz@marcelka: Zgodziłabym się z jednym ale. O ile facet nie ogarnięty w opiece nad niemowlakiem może kwestionować niektóre wydatki uznając pewne sprzęty za zbędne gadżety to ciężko tak samo podejść do wózka czy łóżeczka. Szukanie tak skrajnych oszczędności nie wygląda dobrze. Przypomniał mi się program, w którym para pracujących, normalnie mieszkajacych i ubranych ludzi miała fioła na punkcie oszczędzania na spożywce. Ze zbijania kosztów wyzywienia uczynili takie trochę hobby. Produkty w promocji, po terminie aż do grzebania w koszach pod marketami włącznie. Do reszty wydatków podchodzili normalnie nawet z lekkim luzem. Może mąż autorki też się zafiksował w ten sposób?
Odpowiedz@Neomica: piszesz zupełnie z sensem. Zastanawiam się, co za cioły tak Cię uparcie minusują? Mąż autorki z fanklubem?
Odpowiedz@Crannberry: Z ciekawości zajrzałam na swoje komentarze i niespodzianka! Uparciuch leci tak już któryś dzień. Naprawdę musiało kogoś zaboleć :D
Odpowiedz@Neomica: o, to widzę, że tez masz „wiernych fanów”. Nieważne jak neutralną rzecz napiszesz, lecą cztery minusy ;)
Odpowiedz@Neomica: mam to samo, tylko z powodu innych osob w twoim przypadku pokusilabym sie o twierdzenie, ze to dzikidzik
OdpowiedzKup sama to, czego potrzebujesz. Jedynie z tym przewijakiem bym się zastanowił, bo moim zdaniem faktycznie jest niepotrzebny. Ja miałam i nie użyłam ani razu. Wystarczy kupić taką specjalną matę (w sklepach z akcesoriami dzieciowymi) i rozkładać ja na łóżku czy podłodze. Poza tym weźmiesz ją ze sobą (po złożeniu zajmuje mało miejsca) a przewijaka nie. Wózek też polecam używany ale jednak odpłatnie i dobrym stanie :)
Odpowiedz@cherryhills: to prawda. Ja nie mam przewijaka, bo moim zdaniem zajmuje dużo miejsca i korzystam z maty. Nie powiem, że przewijak to fababeria, ale też nie jest absolutnie niezbędny. No ale liczy się też komfort opiekunka, mam znajome, które do dziś dzieci 2-3 letnie przewijają wyłącznie na komodzie z przewijakiem i nie wyobrażają sobie inaczej.
Odpowiedz@cherryhills: podpinam sue. Dwojka bez przewijaka. W zyciu bym go nie chciaka nawet :) wole podkladzik
Odpowiedz@digi51: 2-3 letnie się jeszcze przewija?
Odpowiedz@Balbina: zdarzają się oporne na naukę korzystania z nocnika. A nawet jeśli korzystają z nocnika czy toalety to noszą pampersy w razie "w".
Odpowiedz@digi51: Koleżanka sprzedała mi patent na naukę ale jest troche "pracochłonny" i moje już robiły do nocnika jeszcze nie umiejąc pewnie chodzić.Ile to pieluch do przodu,ile to kosmetyków do przodu. I jaka wygoda.I bez problemu takie dziecko ląduje w przedszkolu bo potrafi korzystać z toalety. No ale znałam tez takie co po godzinie siedzenia poszło zrobić kupę w róg pokoju z uśmiechem na buzi.Udusiłabym.
Odpowiedz@Balbina: Ej, nie bądź taka, podziel się patentem od koleżanki, bo u mnie już czas najwyższy na nocnik...
Odpowiedz@anulla89: Wysłałam wiadomość:-)
OdpowiedzAkurat mam dzieci w wieku pieluszkowym, to się wypowiem co uważam na ten temat :-) Rzeczy "dla dziecka" są tak na prawdę w bardzo dużej mierze dla rodziców. Dla ich komfortu. Żeby zredukować zmęczenie. Żeby przyspieszyć pewne czynności, jak kąpanie, przewijanie, układanie do snu, karmienie, itd. Nie wyobrażam sobie, żeby żona miała być tym wszystkim jeszcze bardziej zmęczona, bo np. przewija, kąpie, karmi w niewygodnej pozycji (ją większość dnia pracuję, często z domu). Ciągle. Przez rok - dwa. Już widzę też poziom stresu i ciągły konflikt. Niech Twój mąż się dobrze zastanowi, czy chce żyć w takich warunkach. No chyba, że oboje nie macie absolutnie nic innego na głowie i dacie radę ten wysiłek podjąć. Powodzenia :-)
Odpowiedz@poller: niby racja. Tyle, że mąż autorki nie chce kupować łóżeczka czy sensownego wózka a to nie fanaberia matek, czy wymysł, ale sprzęt niezbędny. Sorry, na byle jakim materacyku to dziecko nabawi się wad postawy czy innych problemów, więc akurat łóżeczko/materac to nie rzecz na której oszczędzamy. Wózek podobnie. Dodam jeszcze, że kwestia komfortu rodziców o której piszesz bywa mega istotna, zarówno że względów fizycznych jak i psychicznych. Sorry, ale jak bym się miała użerać z niewygodnym wózkiem (czy czymkolwiek innym), tak że by mnie plecy bolały to poza bólem pleców szlag jasny by mnie trafiał.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 czerwca 2020 o 15:19
@justangela: Tylko tak szczerze... to łóżeczko to też często jest fanaberia. Znam wiele dzieci, które w swoich wycacanych, certyfikowanych łóżeczkach z baldachimami i materacykami z wełny alpaki, nie przespały nawet nocy. To znaczy tak, łóżeczko dobrze mieć, choćby po to, żeby później robiło za "kojec" - ale do tego wystarczy najprostsze, może być używane albo i turystyczne. Materac też nie musi być nie wiadomo jaki, za 800zł, no bo litości, takie dziecko waży 3-4 kilogramy i jaki by to materac nie był, to się nawet na nim nie "odgniata" :) Według mnie, inwestować w coś porządnego warto dopiero, jak obywatel ma już koło pół roku, zaczyna "coś" ważyć i faktycznie w tym łóżeczku śpi. Podobnie wózek - jeśli codziennie popyla się na 2-3 godzinny spacer, to jasne, że nie ma co oszczędzać. Jeśli wózek służy do podwiezienia dziecka raz na dwa miesiące 300m do ośrodka zdrowia, no to hmmm...
Odpowiedz@Meliana: masz rację, zależy jak na to patrzeć. Mówiąc o nie oszczędzaniu na łóżeczku i materacu nie chodziło mi o zakup tysiąca dupereli, ale o porządnie wykonane łóżeczko i dobry materac. Z założenia służy on już noworodkowi, więc zakładam od, że kupuje się od razu porządny komplet. Co do wózka to dla mnie spacery były rzeczą oczywistą, stąd założenie, że wózek też ma być sensowny, ale oczywiście jeśli ktoś nie zamierza spacerować, to pewnie nie ma takich wymagań. @Meliana:
Odpowiedz@justangela: Widzisz, tylko bardzo często założenia bywają bardzo różne od rzeczywistości, jaka później następuje :) Bo to nie zawsze jest tak, że dziecko odkłada się do łóżeczka i ono tam ładnie samo zasypia. Bardzo często dzieci się buntują, a rodzice dla świętego spokoju odpuszczają - i dziecko zamieszkuje w łóżku rodziców, a łóżeczko robi za graciarnię ^^ To chyba lepiej, jak ta graciarnia będzie kosztować 250zł, a nie 2500zł, prawda? Moje dzieci śpią w łóżeczku, które jest starsze ode mnie. Spałam w nim ja, spały dwie moje kuzynki. Dostaliśmy je w stanie... no takim, w jakim jest mebel stojący ćwierć wieku na strychu. Ale nie miało korników, więc mąż je odrestaurował, wzmocnił i jest - może nie tak dizajnerskie, jak to, co jest w sklepach, ale służy równie dobrze. Podobnie z wózkiem - dla każdego na początku spacery są rzeczą oczywistą. Razem ze mną w ciąży były 3 inne dziewczyny z mojej ulicy. Po trzech miesiącach na spacery wychodziłam już tylko ja ^^ I wózek za 1400zł dał radę, obecnie wozi się w nim moje drugie dziecko. Po wymianie kółek i wypraniu poszycia, mógłby wywozić pewnie jeszcze dwa następne. Nie jest znanej marki, więc jeśli będę go sprzedawać, to ile mogę za niego zawołać? 100zł? 200? Więcej raczej nikt nie da. Także "sensowny", to nie zawsze oznacza ten kosztujący średnią krajową (albo i dwie). Tak naprawdę, to wszystko jest wypadkową własnych oczekiwań, założeń, możliwości finansowych i tego, jakie się komu dziecko "trafi". Dlatego, tak jak napisałaś niżej, Ty byłaś zaskoczona, że wydatków na dziecko jest tak dużo, a ja wręcz odwrotnie, że dziecko jest tak "tanie" w obsłudze. Bo nastawiona byłam na oglądanie każdej złotówki, żeby starczyło na konieczne wydatki, a tu zaskoczenie, bo to co konieczne, miałam za darmo lub prawie za darmo. I to naprawdę nie jest tak, że jestem skąpa i dzieciom żałuję - na dzieci mnie stać, na wózki, foteliki, sprzęty, dodatkowe szczepienia, a gdyby było trzeba, to i na prywatne wizyty również - tylko nie widzę sensu w zasypywaniu się zbędnymi gadżetami, żeby co? Żeby pokazać, że stać mnie, to mam?
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 2 czerwca 2020 o 17:36
@Meliana: wiesz, ja dodatkowych gadżetów praktycznie nie miałam. Kupowałam to co potrzebne i praktyczne. Niestety "w spadku" nie dostałam niczego, wszystko musiałam kupić sama (ale tego akurat się spodziewałam). Natomiast to co mnie zaskoczyło to przede wszystkim właśnie koszty leków, wizyt, szczepień.
Odpowiedz@Meliana: Ale autorce nie chodzi o kupowanie najdrozszych produktow. Fajnie jest tez dostac rzeczy od rodziny. Po co niepotrzebnie wydawac pieniadze. Tutaj chodzi o nastawienie jej meza. Co bedzie dalej? Kiedys kupilam w prezencie mojej chrzesnicy Furbiego. Chyba zaplacilam 300 zl. Mozna powiedziec, ze ta zabawka byla niepotrzebna, ze po co wydawac pieniadze na marke, ze to zbedny gadzet. Tylko, ze radosc dziecka po otrzymaniu zabawki byla 'bezcenna'. Mala chyba przez rok wszedzie ze soba zabierala Furbiego.
Odpowiedz@Italiana666: Autorce chodzi o kompletowanie wyprawki dla noworodka - i o rzeczach noworodkowo-niemowlęcych dyskutujemy. Nie sądzę, żeby noworodek ucieszył się z Furbiego :)
Odpowiedz@Meliana: noworodek sie nie ucieszy, ale 3 latek juz tak. Jezeli maz autorki bedzie rowniez za 3 lata tak sie zachowywal to to dziecko nie bedzie mialo nic poza rzeczami niezbednymi do zycia.
Odpowiedz@Italiana666: 3 lata to kupa czasu. 3-latek to kompletnie inny człowiek. Ma swoje zainteresowania i potrafi o nich powiedzieć. Inaczej robi się zakupy dla kogoś, kto siedzi jeszcze w brzuchu, a rzeczy konieczne wybiera się najczęściej na zasadzie "bo wszyscy twierdzą, że trzeba", a inaczej dla kogoś, kto wprost mówi, że chce od Mikołaja wymarzony traktor/lalkę/zamek/itd. Mój mąż też bardzo sceptycznie podchodził do zakupów wyprawkowych - i po latach mu za to dziękuję, bo miałabym co najmniej kilka rzeczy, które nigdy by się nie przydały (np. laktator za 400zł), a na które co najmniej 2 tysie by poszły. Za to teraz ja muszę go hamować, bo najchętniej zasypał by dziecko zabawkami wszelkiej maści. Także tymi, którymi najchętniej bawiłby się on sam ;)
OdpowiedzPrzede wszystkim - porozmawiaj z nim jeszcze raz, na spokojnie. Zaognianie sytuacji, robienie zakupów "na złość" i za jego plecami, nie jest moim zdaniem najlepszym wyjściem. Spróbuj do mediacji zaangażować siostrę, jeśli masz z nią dobry kontakt - może ona przemówi mu do rozumu. No i nie zakładaj od razu jego złej woli - z jakiegoś powodu wyszłaś za tego człowieka, jesteś z nim kawał czasu i zdecydowałaś się na dziecko. Robiliście jakieś tam ustalenia, on widocznie zrozumiał je inaczej niż Ty. Dla Ciebie "zbędne graty" to były widocznie stosy zabawek, karuzelek, itd., a dla niego wszystko ponad miesięczny zapas pieluch. Faceci z reguły mają dość mgliste wyobrażenie o tym, jak wygląda opieka nad noworodkiem, ale z drugiej strony o wiele częściej podchodzą do tego bardzo praktycznie i zadaniowo. Być może część jego pomysłów nie jest taka zła? Choćby ta wanienka - używałam jej bardzo krótko. Przy drugim dziecku 4 miesiące. Gdybym miała kolejne, nawet bym jej nie ściągała ze strychu. W brodziku prysznicowym jest mi o wiele wygodniej. Przewijak? Również stoi i się kurzy, bo dziecko naprawdę da się przewinąć gdziekolwiek. Wystarczy flanelowa pielucha na podkładkę albo jednorazowy podkład higieniczny. Łóżeczko - no dla mnie musi być, bo współspanie nie jest dla nas. Natomiast zakładanie, że dziecko będzie się wysypiać w wózku, nie owijając w bawełnę, jest po prostu głupie. Z głębokiej gondoli wyrośnie po 6-8 miesiącach. Spanie w spacerówce? Litości... niech mąż kilka miesięcy pośpi na składanym leżaku ogrodowym, a potem niech pomyśli jeszcze raz. Pierwsze dziecko to naprawdę poważny test dla związku - moim zdaniem warto postarać się go nie oblać :) Powodzenia ^^
Odpowiedz@Meliana brodzik w prysznicu jest nisko, a duża wanna ma swój brzeg dość wysoko. Za każdym razem musiałaby być zgięta w pół, lub wchodzić do wanny razem z dzieckiem, a to nie brzmi zbyt wygodnie. Moja córka ma prawie dwa lata i nadal używam małej wanienki. Przewinąć pewnie też można wszędzie, jak się uprzeć, ale dla mnie przewijanie na łóżku to zawsze była masakra. Na przewijaku córka zawsze grzeczna, spokojna, a gdzieś indziej już by się na brzuch obracała i raczkowała w siną dal. Plus to, że stoję przy przewijaku prosto, chociaż trochę wytchnienia dla bolących pleców.
OdpowiedzAbstrahując od meritum, to ceny artykułów dziecięcych są wyjęte z dupy. Zawsze się zastanawiałem dlaczego buciki dla dziecka, które po dwóch tygodniach są już za małe, potrafią kosztować więcej niż zajebiste buty sportowe typu Nike czy Adidas albo porządne, eleganckie, skórzane buty prestiżowej marki, które mogą służyć latami.
Odpowiedz@Cut_a_phone: Może przestań szukać w butikach znanych projektantów, a zajrzyj do normalnego sklepu? Nie widziałam jeszcze butów dziecięcych za więcej niż 300zł - a były to buty specjalistyczne, ortopedyczne, szyte na wymiar. Nie widziałam też jeszcze "zajebistych butów sportowych", abo eleganckich, skórzanych, prestiżowej marki, które kosztowałyby mniej niż 300. Coś mi się wydaje, że "z dupy" to jest twoje pojęcie o cenach takich artykułów - albo opierasz się na opowieściach z mchu i paproci, albo żona cię okłamuje...
Odpowiedz@Meliana: Buty może faktycznie nie są aż takie drogie w normalnym sklepie, ale ogólnie rzeczy dla dzieci są nieproporcjonalnie drogie w stosunku do tego, jak długo się ich używa. Nie mówię o markowych rzeczach, ale też nie o śmieciach zrobionych z byle czego.
Odpowiedz@Ohboy: Oczywiście że tak, tylko że mnie to absolutnie nie dziwi. Nie wiem, czy próbowałaś kiedykolwiek uszyć coś samodzielnie, ale przygotowanie wykroju, obrobienie tkaniny, czas który trzeba na to wszystko poświęcić, jest praktycznie taki sam - niezależnie, czy jest to bluzka dla mnie, którą będę nosić przez następne 5 lat, czy dla noworodka, który za dwa tygodnie wyrośnie. Butów nigdy nie robiłam, ale domyślam się, że sytuacja jest tutaj analogiczna. Naprawdę nieproporcjonalnie drogie, to są moim zdaniem te wszystkie gadżety, zabawki "edukacyjne", itd. Dokładnie tak samo, jak w przypadku artykułów ślubnych, płaci się tutaj za samą nazwę. Zwykłe, białe buty - 200zł. Bardzo podobne, białe buty, ale ślubne - 500zł. Zwykłe, drewniane patyczki do lodów - 3zł/50szt. Patyczki edukacyjne - 30zł/15-20szt. Poza tym - naprawdę, nie przesadzajmy. Kupiłam nowe, markowe bodziaki Cartersa za ok. 12zł/szt. Dla siebie nigdy nie udało mi się kupić bluzki w tej cenie, chyba że w szmateksie albo marketówkę, do wyrzucenia po 5 praniach. Podobnie dwuczęściowy dres za 50zł, nie markowy, ale dobrej jakości. Dla siebie to ciężko mi dostać same spodnie w tej cenie. Buty - markowy Adidas za 120zł. Dla dorosłych ceny zaczynają się od 250.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 czerwca 2020 o 15:00
@Meliana: Sama do siebie, bo minął czas edycji: Tak na marginesie, to zauważyłam, że najbardziej na "kosmiczne" koszty utrzymania dziecka narzekają ludzie, którzy tych dzieci nie mają, ani nawet nie planują mieć w najbliższej pięciolatce. Bo tak naprawdę, przy odrobinie chęci i wysiłku, to dziecko można utrzymać za grosze. Rynek artykułów używanych to nieprzebrane morze, obfitujące w przeróżne perełki. Ludzie oddają za darmo mnóstwo rzeczy, często nie noszących nawet śladów użycia. Tanie sieciówki też nie są tak straszne, jak to je malują - zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę czas użytkowania danej rzeczy. Tak po prawdzie, jeśli karmi się naturalnie, to jedynym dużym kosztem miesięcznym są pieluchy.
Odpowiedz@Meliana: oj no nie wiem. O ile sama popieram zakup rzeczy używanych, o tyle też wiem, że w praktyce bywa różnie. Niby łatwo kupić używkę, ale jak szukasz konkretnych rzeczy to wybór robi się mały, a rzeczy albo nadal drogie, albo zniszczone. Przynajmniej z mojego doświadczenia. Jedyny plus, że po pierwszym dziecku większość sprzętów co zostaje dla ewentualnego drugiego. Poza tym pewnych rzeczy nigdy nie kupuję używanych (buciki), a grubsze sprzęty raczej odkupujemy z pewnego źródła (znajomi). Do tego nie sposób pominąć kosztów takich jak szczepienia, leki, wizyty u specjalistów, które też pochłaniają masę pieniędzy.
Odpowiedz@justangela: Wiesz, to są tak indywidualne kwestie, że nie da się przedstawić "prawdy objawionej", ani chyba nawet złotego środka. Każdy ma inne potrzeby i inne podejście. Każde dziecko też jest inne. Szczepienia? Te obowiązkowe są darmowe. Wiele gmin dofinansowuje część zalecanych. Więc to nie do końca jest tak, że trzeba wyłożyć minimum 800zł co 6 tygodni i inaczej się nie da... Leki i wizyty? Pierwsze dziecko do 3 roku życia mi nie chorowało. Cały koszt z tej puli to dwie wizyty u ortopedy, ale to też była bardziej moja fanaberia, żeby pójść do tego, konkretnego lekarza, niż konieczność. Na NFZ też by się dało. Drugie łapie tylko katar od pierwszego, więc koszt leków ogranicza się do soli morskiej i aspiratora...
Odpowiedz@Meliana: ale nikt nie mówi o prawdzie objawionej. Raczej to mam na myśli, że różnie bywa i nie da się przewidzieć ile nas będzie to dziecko kosztowało (zwłaszcza jeśli pieniądze są, bo jeśli kto s ich nie ma to wiadomo, że zawsze wybierze tańszą opcję). Moje doświadczenia (finansowe) są takie, że wydatków jest więcej niż się człowiek spodziewa. Duuuużo więcej. Na szczepienia akurat zdecydowaliśmy się płatne i dodatkowe, za które musieliśmy w większości zapłacić (koszty od 120-300 zł za dawkę) . Lekarstwa to temat rzeka, bo akurat borykaliśmy się z problemami i wszelkie leki, które miały pomoc, oczywiście płatne, a praktycznie nic nie działało (to już temat na osobną historię). Wizyty u specjalistów niestety też w większości płatne i zapewniam Cię, że żadna nie była fanaberią (chociaż nie wątpię, że część rodziców olewa / nie widzi niektórych problemów). Żeby też nie było: absolutnie nie narzekam, po prostu stwierdzam fakt, nie miałam pojęcia ile pewne rzeczy kosztują dopóki za nie nie musiałam płacić. Całe szczęście jesteśmy w na tyle komfortowej sytuacji, że nie mamy dużych problemów zdrowotnych, a na wydatki nas stać.
Odpowiedz@Meliana: Pieluchy? A tetra od czego :)? Teraz ci, co chcą być trendy, bio i eko, właśnie wracają do pieluch wielorazowych, więc koszt jeszcze bardziej spada.
Odpowiedz@pchlapchlepchla16: Tylko że widzisz, te obecne trendi-bio-eko pieluchy, nie mają z tetrą nic wspólnego. Koszt zaopatrzenia się w to, to ok. 700-900zł. Plus oczywiście wiecznie wiszące pranie. To ja wolę jednorazówki, które wyjdą mnie ok. 1200zł za cały okres "pampersowy".
Odpowiedz@Meliana: Pielucha tetrowa po 4.80 więc masz na spokojnie ok 150 szt za te 700 zł.I jest to naprawdę zwykła dobra bawełna. No jest to mniej wygodne ale ile póżniej jest szmat do mycia podłóg.
Odpowiedz@Balbina: zapomniałaś o otulaczach do tych pieluch które wcale tanie nie są, a też trzeba mieć ich kilka. No i koszta wody, proszku i robocizny.
Odpowiedz@Meliana: Dzięki za info - nie jestem tak na bieżąco w kursie, dzieci dorosłe, wnuków póki co brak, więc szczegółów nie znam.
Odpowiedz@Lapis: Może i wychodzi trochę pracochłonniej ale jak zapełniam pieluchami(mojego leżącego taty) kubeł na śmieci to jestem przerażona. Dziecko zużywa tych pieluch kilka dziennie plus noc przez długi czas. Tych dzieci jest mnóstwo więc i pieluch zużytych także. Zginiemy pod wałami pieluch dla dorosłych i dzieci. A suma sumarum wydaje mi się że i tak byłoby taniej nawet z tą wodą,proszkiem i robocizną.
Odpowiedz@Lapis: Co do otulaczy - nie mam pojęcia, co to za ustrojstwo, ale u mnie (wczesne lata 90., kiedy dla młodej mamy bez prawa do zasiłku macierzyńskiego - ot, dziki kapitalizm tamtych lat - pampersy były wręcz przedmiotem zbytku)sprawdził się taki patent: raz na parę nocy zakładało się młodemu "prawdziwego" pampersa, rano się go wybebeszało - o ile był tylko zasikany -, prało folię i w środek wsadzało tetrę.
Odpowiedz@pchlapchlepchla16: To chyba taka"ceratka" która trzyma pieluchę. Za naszych jakże pięknych czasów były albo zawiązywane na bokach albo przywożone z NRD już z napami. Dzisiejsze matki pochlastałyby się jak by musiały trzeć szare mydło do kotła i gotować w nim pieluchy i prasować każdą z jednej i drugiej strony.
Odpowiedz@Balbina: myślę, że nieco przesadzasz. Jak człowiek g*w o miał, to był do tego przyzwyczajony. I tak, kiedyś, kobiety były prztzywczajone do gotowania prania w garnkach, szarym mydle i tysiąca innych g*wnianych czynności. Nie miały wyjścia. Te kobiety teraz mają powiedzmy 50 czy 60 lat i sądzę, że większość z nich tak się przyzwyczaiła do dobrobytu, że także by się pochlastały, gdyby musiały znowu wrócić do g*wnianych czasów prania w misce. Nie chodzi o "dzisiejsze matki", tylko o to, że każdy człowiek z natury jest wygodny.
Odpowiedz@Balbina: Mam w domu dwoje małych dzieci i dwoje seniorów w pieluchach. Objętościowo jeden "dorosły pampers", to jakieś 6-8 dziecięcych. Ilość śmieci jest porażająca, to całkowita racja. Niemniej, gdybyś w tamtych latach miała taki wybór, tarłabyś to mydło, gotowała i prasowała tetrę, czy wzięła jednorazówkę, zapakowała, odpakowała i wyrzuciła? Gdybym wyboru nie miała, to nie miałabym powodu się chlastać - no bo właśnie nie miałabym wyboru. Przy dziecku robi się, co trzeba, bez filozofowania. Ale jeśli można sobie ułatwić, przyspieszyć, poprawić komfort, to dlaczego nie? Jasne, że wielorazówki wychodzą taniej, ale nie jest to taka różnica, żeby było to "opłacalne" - wychodzi to mniej więcej (u mnie!!) ok. 300zł na te dwa lata pampersowania.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 czerwca 2020 o 10:16
@Meliana: amen!
Odpowiedz@justangela: a czy te dodatkowe szczepienia sa naprawde potrzebne? Moze to glupio zabrzmi, ale kolezanka z pracy daje dzieciom syrop z cebuli i zadko choruja. Ja sama Kilka lat temu kupilam sokowirowke i robie co 2 dni soki. Od tamtej chory nie bylam na nic chora. Jakies 3 tygodnie temu sokowirowka sie popsula i w zeszlym tygodniu przyplatala mi sie infekcja. Na serio sie zastanawiam czy winny jest brak sokow i zawartych w nich witamin.
Odpowiedz@Italiana666: a na grypę pomoże na 3 zdrowaśki do pieca...
Odpowiedz@Italiana666: Ale tak w ogóle to zdajesz sobie sprawę, że te dodatkowe szczepienia to nie na katar? Syrop z cebuli nie pomoże na meningokoki. Zafundowałaś mi opad szczęki, serio...
Odpowiedz@Italiana666: kwestia poglądów. Niektórzy na nic się nie szczepią. I zdrowi. Póki ich jakieś paskudztwo nie dopadnie.
Odpowiedz@Italiana666: Ja uważam że tak. Zaszczepiłam moje dziecko na ospę - bo sama jej nie miałam i szczepiona nie byłam. Chciałam zaszczepić też siebie, ale zaszłam w drugą ciążę. Kiedy wystąpiła lokalna "epidemia" ospy, zachorowały wszystkie dzieciaki w okolicy, poza moim. Wyguglaj sobie, jak może się skończyć zachorowanie w pierwszym trymestrze ciąży. Uważam, że szczepienie uchroniło mnie i moje nienarodzone dziecko. Bardzo wątpię, czy podobny efekt dałby sok z cebuli albo witaminki z soków.
Odpowiedz@Neomica: Co do naturalnych metod leczenia. Od wielu lat mialam nawracajace infekcje kobiece. Od zakupu sokowirowki one sie wiecej nie pojawily. Sokowirowka od 3 tygodni nie dziala, a ja jutro musze pedzic do gina bo infekcja powrocila, ale ma bardzo lagodny przebieg. Katar jest dolegliwoscia, ktora przechodzi sama z siebie. Taka infekcja nie zniknie sama z siebie. A soki zaczelam pic z powodu problemow z cera. Zadne leki (na recepte i bez) czy kosmetyki mi nie pomagaly. Soki rozwiazaly ten problem. Kiedys kupilam krem Vichy, a podobno to jedna z najlpszych marek na rynku. Pryszcze mi sie pojawily w tempie ekspresowym po zastosowaniu kremu. Szczepionka na meningokoki jest relatywnie nowa. Slyszalas, ze szcepionka na HPV zostala wycofana z rynku? Osoby zaszczepione na HPV odczuly skutki uboczne dopiero po latach. Jeszcze nie wiemy jakie skutki odczuja dzieci szczepione na meningokoki za 20 lat. Ja sama nie wzbraniam sie przed zdobyczami medycyny. Codziennie biore tabletki na Hashimoto. Ale wszystko traktuje z umiarem.
Odpowiedz@justangela: moje szczepienia z dziecinstwa juz dawno stracily waznosc. Nie zamierzam ich odswierzac. Na Koronawirusa tez sie nie zamierzam szczepic. Nie uwazam, aby szczepienia byly mi potrzebne. Moj chlopak pracuje w szpitalu. Poniewaz szpital odwolal wszystkie operacje, to on aby miec zajecie zostal wrzucony do grupy lekarzy zajmujacych sie wirusem. Mial badac ludzi z podejrzeniem wirusa. Mial kontakt z wieloma osobami i do tej pory, ani ja, ani on, nie zachorowalismy. Skoro nasze organizmy radza sobie same z wirusami, to po co je sztucznie wspomagac.
Odpowiedz@Meliana: bardzo mozliwe, ze dzieki szczepieniu uchronilas swoje nienarodzone dziecko. wiem jaki konsekwencje moze miec ospa matki na rozoj plodu. Ja przeszlam ospe w dziecinstwie wiec dla mnie temat jest zamkniety.
Odpowiedz@Italiana666: A co mają twoje infekcje intymne do szczepień na potencjalnie śmiertelne choroby? To jakby twierdzić że "jem 5 porcji owoców i warzyw dziennie, mam po nich ładna cerę więc nie boję się eboli" To że twój partner nie zachorował wynika zapewne z faktu że... się nie zaraził a nie dlatego, że tak wybitnie radzicie sobie z wirusami. Zakładam, że pracuje z zachowaniem ostrożności i w specjalnym ubraniu własnie po to by nie mieć z wirusem kontaktu.
Odpowiedz@Neomica: owoce i warzywa wzmacniaja odpornosc organizmu. Odzywianie jest wazne. Zostalo udowodnione, ze za alegie sa wspolodpowiedzialne nawyki zywieniowe, a konkretnie jedzenie gotowych przetworzonych produktow. W leczeniu niektorych rodzajow nowotworow pomaga dieta ketogeniczna. Sa na to prace naukowe. W USA jest pewien emerytowany profesor uniwersytecki, ktory stara sie odzywiac w zgodzie z natura. Czlowiek jest wiekowy, ale swietnie sie trzyma i ma bardzo dobre wyniki krwi. Nie pamietam juz jak sie nazywa. Moj partner zachowuje srodki ostroznosci. Maja w szpitalu maski i rekawiczki. I to na tyle. To nie zawsze wystarczy, zeby nie zachorowac. Wedlug niego mu juz przeszlismy wirus bezobjawowo. Szczepienia nie daja pewnosci, ze sie nie zachoruje. One zmniejszaja prawdopodobienstwo zachorowania lub sprawiaja, ze choroba ma lagodniejszy przebieg. Musialabym poszukac statystyk ile osob po danym szczepieniu zachorowala na zaszczepiona chorobe i jaki byl jej przebieg.Wtedy mozna miec pelny obraz. Dodatkowo jaki % niezaszczepionych osob zachorowalo i z jakim skutkiem. Masz takie dokladne statystyki na temat meningokokow? Skoro szczepisz swoje dziecko ty chyba wiesz jakie jest prawdopodobienstwo choroby.
Odpowiedz@Italiana666: częściowo masz rację. Generalnie, oczywiście, trzeba dbać o odporność: dieta, ruch, świeże powietrze, brak stresu i wszystko to co znamy. I tu się zgadzam. Co do reszty, niestety, zgodzić się nie mogę. Już piszę dlaczego: Szczepienia - sprawa częściowo dyskusyjna. Otóż podstawowa sprawa, że znaczna część szczepień wystarcza na całe życie, aby nabrać odporności. Więc to co dostaliśmy za dziecka w znacznym stopniu nas uchroni. I nie musisz nic odświeżać - po prostu. A tą część, którą odświeżać warto (bo nie musisz, obowiązku nie ma), to już Twoja decyzja. Sama robisz bilans zysków i potencjalnych strat, oceniasz czy warto czy nie. I kolejna istotna kwestia: dieta nie zastąpi szczepienia. Ja w ogóle nie wiem skąd to przejście z tematu na temat. Bo niestety nie wystarczy zdrowo jeść, żeby nie zachorować, to nie takie proste. Zgadzam się, że dieta jest ważna, odporność jest ważna, ale w zetknięcie z groźną chorobą nie mają aż tak istotnego wpływu jakbyśmy chcieli. Jeśli jest inaczej poproszę o źródło: wpływ diety na ryzyko zarażenia się Wzwb czy tam na inną chorobę zakaźną. Obawiam się, że niczego takiego nie znajdziesz, niestety. Niestety jest tak jak pisze Neomica: to że Ci dieta służy i masz po niej ładna buzię i wyleczyłaś sobie infekcje intymne, nie oznacza, że dzięki diecie unikniesz ciężkich chorób. I tak na koniec: to że Ty sobie względnie radzisz z chorobami (a przynajmniej póki co), nie oznacza, że każdy inny również sobie tak radzi. Poza czynnikiem diety są też inne, takie jak predyspozycje genetyczne, inne choroby, alergie, wiek, stres, cała masa innych. Nikt przy zdrowych zmysłach nie powie: daje dziecku cycka, chodzę z nim na spacery, więc nie muszę szczepić, bo ono ma moja odporność. Takie brednie to tylko antyszczepionkowcy i fani Zięby wypisują, ja tam daleka jestem od takich "rewelacji"
Odpowiedz@justangela: Jestem za szcepieniem dzieci na podstawowe choroby i szczepionkami, ktore od lat sa na rynku. Jesli chodzi o nowosci to przemyslalabym sprawe. Nie wiem czy sa statystyki pokazujace prawdopodobienstwo zarazenie sia dana choroba w zaleznosci od diety. Sa raczej statystyki niedoboru skladnikow zywieniowych oraz pozniejszych konsekwencji tej sytuacji. Pamietam, ze byly robione statystyki dotyczace stosowania tzw'zimnego chowu' w domu w XIX i XX wieku, a wplywu na podatnosc na choroby. Podane byly konkretne schorzenia np. gruzlica. Badania mialy za zadanie pokazac wplyw psychiki na nasz stan zdrowia. Oczywiscie dieta nie wystarczy. Jest wiele czynnikow, ktore na nas wplywaja. Jak dla mnie najwazniejszy jest zdrowy rozsadek i np. nie kupowanie wszystkich reklamowanych witaminek. Slepe wierzenie we wszystko co nam podaja media do niczego nie prowadzi. Znam dziewczyne, ktora jest antyszczepionkowcem. Bardzo dba o swoje dzieci. Poza brakiem zgody na niepotrzebne szczepienia ona nawet piecze zdrowy chleb dla maluchow czy czyta im ksiazki na dobranoc. Jak dla mnie duzo fajniej niz szczepiaca na wszystko mamusia, ktora na codzien serwuje frytki i daje tablet do zabawy.
Odpowiedz@Italiana666: zacznę "od końca" czyli od koleżanki, przeciwniczki szczepień. I powiem brzydko: co po fajnej mamusi i domowym chlebie jak dziecko złapie wzwb u fryzjera (czy gdziekolwiek)? Trochę uprościłam sprawę, ale tak niestety jest. A Ty, niestety, pokazujesz przykład super matki antyszczepionkowca, a jako kontrę dajesz matkę która szczepi, ale jest głupia. No sorry, ale poleciałaś takimi skrajnościami, że już bardziej się nie dało. Zaś co do reszty - Twoje szczepienia (czy Twoich dzieci) to Twoja sprawa. To że nie uznajszesz jakiś tam konkretnych szczepień dodatkowych - nikt Ci nie każe. Jednak są ludzie którzy mają inne podejście do sprawy i oni uważają te szczepienia za ważne i potrzebne. I dla nich ten wydatek będzie potrzebny, a nie dyskusyjny. Niestety również, szczepionki to duży wydatek, więc nie sposób o nich nie wspomnieć w temacie kosztów utrzymania dziecka.
Odpowiedz@Italiana666: Zdrowy tryb życia i zdrowa żywność na pewno mają wpływ na ogólne zdrowie i odporność. Tylko że w przypadku epidemii jakiegoś zjadliwego patogena nie bedzie mieć znaczenia ile soku wcześniej wypiłaś. Ludzkość dzisiątkuja epidemie od zarania dziejów i także w czasach kiedy nikomu nie śniło się o przetworzonej żywności a mleko było prosto od krowy. Uważasz że witaminy sprawią że będziesz odporna na wirusy? Powodzenia, hiszpanka zabijała głównie młodych z najwyższą odpornością. Dbasz o odporność? Super! Pomoże ci to w walce z jesiennymi katarkami. Ale jeśli chodzi o epidemie, które kiedyś dziesiątkowały całe miasta jedyną i skuteczną obroną były i pozostaną szczepienia.
Odpowiedz@justangela: "Twoje szczepienia (czy Twoich dzieci) to Twoja sprawa" no niestety nie jest tak idealnie. To czy ktoś szczepi siebie i dzieci ma wpływ na innych ludzi, dlatego szczepienia są obowiązkowe i nawet Prawa Człowieka nie mają tu nic do roboty. Ze szczepieniami problem jest taki, że nie wszystkich można zaszczepić. Są ludzie z nabytymi lub wrodzonym deficytami odporności, które szczepienie wykluczaja. U procenta ludzi szczepionka "nie kliknie" o czym dowiedzą się dopiero chorując. Ale nie szkodzi własnie dlatego, że istnieje powszechność szczepień. Choroba nie ma się jak przenosić więc nigdy nie dotrze do tych "wrażliwych". No chyba, że część odmówi szczepień tworząc pękniecia w tym murze. Wtedy choroba ma mozliwość się przenosić. Teraz weźmy dziecko antyszczepionkowca chore na odrę, które ma kontakt z dzieckiem chorym na bialaczkę. Decyzja jego rodziców wpłynie na oboje.
Odpowiedz@Neomica: jak najbardziej się z Tobą zgadzam. W przypadku mojej odpowiedzi "Twoje szczepienia to Twoja sprawa" miałam na myśli Italianę, która zakłada, że na podstawowe rzeczy się szczepi, więc obowiązkowe robi (lub robi dzieciom). Absolutnie nie popieram antyszczepionkowców, którzy nie szczepią dzieci na nic, dla idei, chociażby z powodów o których pisałaś. A co do reszty też masz 100% racji, odporność i dieta pomoże z przeziębieniami, ale w przypadku epidemii jakiegoś dziadostwa niestety jest bez większego znaczenia.
Odpowiedz@Neomica: Na wirusy nie ma szczepien, ktore je calkowicie wyeliminuja. Hiszpanka moze powrocic. Hiszpanka to odmiana H1N1 czyli to samo co swinska grypa. Z tymze swinska grupa nie zebrala tylu ofiar. A dlaczego? Bo mamy antybityki i medycyne na wysokim poziomie. Nie neguje wartosci szczepien tylko podchodze ostroznie do nowosci rynkowych takich wlasnie jak meningokoki. Jesli wierzysz w sile medycznej prewencji to zacznij rowniez zazywac tabletki chroniace przed wirusem HIV. Najnowsza zdobycz medycyny. Przeciez HIV mozna sie zarazic u dentysty.
Odpowiedz@justangela: A ok. :) Jestem trochę wyczulona na tę kwestię. Za każdym razem jak słyszę antyszepionkowca który krzyczy, że ma prawo nie szczepić bo i tak sam ponosi konsekwencje to mam ochotę zrobić facepalm.
Odpowiedz@Italiana666: Co Ty opowiadasz? Na wirusy nie ma szczepień? A ospa wietrzna? To wirus i jest na niego szczepionka. Grypa - Szczepionka sezonowa, uwzględniająca mutacje (skuteczność różna, w różnych latach). Wzwb - tak samo wirus, tak samo jest szczepionka. Pewnie przykładów jest o wiele więcej, podałam pierwsze, które przyszły mi do głowy. Całkowite wyeliminowanie akurat jest możliwe, jedynie potrzeba skutecznej szczepionki, oraz wysokiej wszczepialności. Przykłady: mamy opanowaną ospę prawdziwą czy polio, właśnie dzięki szczepieniom. Do nowości na rynku "medycznym" podchodzę dziwnie, z jednej strony ostrożnie, ale z drugiej entuzjastycznie, bo tak naprawdę to dzięki rozwojowi medycyny (rozwojowi leków i szczepień) żyjemy dłużej, a choroby przestają być wyrokiem. Zaś co do leków na HIV, wiem, że takowe są i podaje się je po kontakcie z osobą zarażoną, to nie miałabym wątpliwości i takie leki bym zażyła. Wszystko kwestia kalkulacji co w danym przypadku jest potrzebne.
Odpowiedz@Italiana666: Jejku, co ty klepiesz, dziecko? Na wirusy nie ma szczepień? I co mają antybiotyki do grypy? Przypominam, że szczepienia na polio i odrę też kiedyś były rynkową nowością i polecam wygoglować dziecko okaleczone przez pomeningokową sepsę. I o co chodzi z tym mieszaniem tematu szczepionek z lekami antywirusowymi na HIV? Mówisz, że kim jest twój partner? Lekarzem, pielęgniarzem? może niech ci wyjaśni zasadę działania szczepionek bo widać, że coś tam wiesz ale wszystko ci się miesza.
Odpowiedz@justangela: nie chodzilo mi o to, ze nie ma zadnych sczczepien tylko o to, ze wirusy sie mutuja. Nawet nie myslalam o polio tylko o np. grypie. Jesli chodzi o HIV to mialam na mysli czysta prewencje. Osoby, ktore moga zostac potencjalnie zarazone moga zazywac np.Emtricitabine, zeby sie uchronic przed wirusem. tabletki sa glownie skierowane do osob podejmujace kontakty seksualne z nieznajomymi bez prezerwatywy. Oczywiscie z innych powodow tez mozna je zazywac.
Odpowiedz@Italiana666: niektóre wirusy mutują, a inne nie. Idąc dalej tym tropem: na niektóre wirusy mamy szczepionki jednorazowe, a na inne wirusy (grypa) szczepimy się co roku. A przynajmniej tak to wygląda teraz, bo niewykluczone, że za jakiś czas będą dostępne inne metody leczenia /zapobiegania. I co do hiszpanki i grypy, o których piszesz, że wracają - tak. Natomiast mamy zbyt małą wszczepialność globalnie, żeby grypę wyeliminować. I niestety, póki co, szczepionka na grypę ma różną skuteczność, możliwe że z czasem te szczepionki będą skuteczniejsze. Natomiast z nowości (do których podchodzisz sceptycznie), mamy leki, które hamują namnażanie wirusa i zażywając je po kontakcie z osobą chorą dajemy sobie bardzo duże szanse, że się nie zarazimy. To chyba sukces do którego warto podejść z entuzjazmem? Co do HIV to kwestia przekalkulowania ryzyka. Domyślam się, że są osoby, które wola brać leki zapobiegawczo, niż ewentualnie zachorować. To chyba dobrze, że takie leki mamy dostępne? Oczywiście, masz prawo być sceptyczna do nowych leków, nowych szczepień, możesz z tego nie korzystać - Twój wybór.
Odpowiedz@Neomica: Dzieckiem juz nie jestem bo mam 30 lat. Sa szcepienia, ale nie wszystkie wirusy da sie nimi wyeliminowac. I zawsze jest prawdopodobienstwo zachorowania. Tak przy okazji to znalazlam informacje, ze w 2005 roku w Polsce zachorowalnosc na meningokoki wyniosla 1/100 000 czyli prawdopodobienstwo zachorowania bylo 0,00001%. Domniemam, ze wtedy szczepionki nie byly tak rozpowszechnione. Wydaje mi sie, ze prawdopodobienstwo, ze dziecko sie czyms udlawi jest wieksze. Ja pisalam o prewencyjnym leku na HiV dla osob, ktore nie maja wirusa, a boja, ze go dostana. Skoro lubisz wszystkim choroba zapobiegac to polecam to tez dorzucic do zestawu. Moj partner jest lekarzem. Nie musi mi nic tlumaczyc i nic mi sie nie miezsa. On nie panikuje jesli chodzo potencjalne choroby. W sumie tez sie nie szczepi chociaz pracuje w szpitalu i ma kontakt z roznymi ludzmi.
Odpowiedz@Italiana666: rozumiem, ż partner pracuje w szpitalu dziecięcym i widział dzieciaki z menginokokami? Wiesz jaki jest przebieg choroby? Taki, że potrafisz przegapić objawy, a jak już je widzisz to jest za późno. Oczywiście, prawdopodobieństwo jest stosunkowo niskie, ale musisz mieć świadomość, że a razie czego ta choroba y to masakra. Oczywiście Tobie nikt się szczepić nie każe. Dzieci, jak się domyślam, nie masz, więc Ciebie też ten temat specjalnie nie dotyczy, więc myślę, że łatwo Ci się decyduje, bo dla Ciebie to tylko teoria.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 czerwca 2020 o 21:40
@justangela: Jasne, ze dobrze, ze wszystko jest dostepne. Moj partner jest lekarzem i duzo lepiej sie zna na tym temacie niz ja. Jak stwierdzil lekow prewencyjnych na HIV nigdy by u siebie nie zastosowal ze wzgledu na ich sklad. Skutki uboczne dla organizmu moglyby byc zbyt negatywne. Przecietny czlowiek nie zna sie na skladzie lekow. Dlatego do takich sukcesow nalezy podchodzic rowniez z ostroznoscia. Oczywiscie ilu jest lekarzy tyle opini.
Odpowiedz@Italiana666: nigdy nie mów nigdy. Gdyby Twój partner pracował w placówce w Afryce, gdzie odsetek chorych jest bardzo wysoki, a warunki pracy słabe, więc ryzyko zarażenia duże to być może zmieniłby zdanie.
Odpowiedz@justangela: on nie pracuje w szpitalu dzieciecym. Nie wiem jaki jest przebieg menigokokow. Ale dla mojego partnera meningokoki sa jak dzuma w obecnych czasach. Wszyscy studenci medycyny sie o tym ucza, wszyscy wiedza, ze cos takiego istnieje, a prawie nikt sie z tym nie styka w czasie swojego calego zycia zawodowego.
Odpowiedz@Italiana666: bo nie pracuje w szpitalu dziecięcym. Przykładowo u mnie w pobliskim szpitalu (fakt, największym w regionie), przypadków jest kilka rocznie. Rokowania zależą od tego jak szybko ktoś trafi z diagnozą i jak szybko dziecko dostanie silne antybiotyki, a choroba przebiega ekspresowo. Więc jeśli masz pecha o trafisz na lekarza, który temat oleje /nie rozpozna i/lub położysz dziecko s po ac, żeby odpoczęło to rano może być za późno.
Odpowiedz@justangela:Ile jest w tym szpitalu dzieci chorych na raka? Na raka nie ma szczepionki i nie bedzie, gdyz leczenie nowotworow to bardzo intratny interes dla koncernow farmaceutycznych. Szczepienia to tez super zarobek. Kiedys przeczytalam fajny artykul, ze przez to, ze my stosjemy tyle antybiotykow i szczepien, nasz organizm staje sie coraz slabszy. To nakreca cala spirale. W wyniku tego bedziemy potrzebowac coraz silniejszych lekow.
Odpowiedz@Italiana666: poproszę o wiarygodne źródło dotyczące tego, że szczepionki obniżają odporność. Tylko nie stopnop czy odkrywamyzakryte. Medyczne źródło i badania. O ile wiem ta teoria to bzdura. O nadużywaniu antybiotyków wiem i zgadzam się z tym. Zaś co do biznesu: tak leczenie i szczepienia to biznes. Tyle że sama sobie przeczysz. Bo niby nie ma szczepionki na raka, bo leczenie to biznes. A jednocześnie szczepienia to biznes - zdecyduj się. Porównywanie dzieci chorych na raka (na którego szczepien brak), do dzieci chorych na menginokoki (gdzie szczepienia są) jest bez sensu i nie rozumiem co miało to porównanie na celu?
Odpowiedz@Italiana666 To dziwne, bo ja nie mając nic wspólnego ze służbą zdrowia mam dwie koleżanki, które znają rodziców, którzy stracili dziecko przez meningokoki. Zakażenia są bardzo bardzo rzadkie, ale 1/3 dzieci zarażonych umiera, a kolejna 1/3 dzieci ma ogromne powikłania (m.in. amputowane rączki i nóżki).
OdpowiedzBroń Cię "dobrypanieboże" żebyś nie mogła naturalnie karmić. Od kosztu MM to chyba mu żyłka w oku pójdzie
OdpowiedzA próbowałaś z nim o tym porozmawiać? Wiesz, tak w prost, bez "domyśl się"?
OdpowiedzWiesz ile kosztuje wychowanie dziecka do osiemnastki? Od 180 do 350 tysięcy. Stać cię? Ja wychowałem dwie sztuki, bez pińcetplus, coś o tym wiem. Tak, śmieję się, jak nie chce wanienki kupić to niech kąpie. Tydzień wytrzyma. Góra tydzień.
Odpowiedz@tatapsychopata: A mogę wiedzieć, skąd te dane? Bo dla mnie wyglądają dość nieprawdopodobnie, bardziej jak bezpośrednia kalka z wyliczeń amerykańskich, gdzie szkoły są płatne, opieka zdrowotna jest płatna, prawo jazdy robi się w wieku 16 lat, no w ogóle inne realia. Nawet biorąc tę najniższą kwotę, to wychodzi ponad 800zł miesięcznie na każde dziecko. Szczerze, to nie wiem, co musiałabym robić, żeby tyle wydać. Dwójka kosztuje mnie połowę tej kwoty, póki co.
Odpowiedz@Meliana: możeto średnia. Czyli wiesz jak liczona: patusy, ludzie normalni z najniższą krajową, ludzie średnio zarabiający i garstka bogaczy w jednym worku. Pewnie ta garstka zawyżyła tą średnią.
Odpowiedz@Meliana: Póki co. Za to, co wydałam na ortodontę moich dzieci, mogłabym kupić przyzwoite autko miejskie, a wady naprawdę były niewielkie (ale ja mam takie i wiem, jakie są skutki nieleczenia). Wystarczy jakaś alergia, nietolerancja pokarmowa i koszty wyżywienia lecą do góry. Życzę ofkors idealnie zdrowych, spokojnych i pracowitych dzieci :)
Odpowiedz@Meliana: Przypuszczam że ta kwota obejmuje całość utrzymania czyli jedzenie, ubrania, zabawki, leczenie płatne typu ortodonta, korki, zajęcia dodatkowe, kolonie i tak dalej. Plus wydatki czy "inwestycje" ekstra jeśli dziecko wejdzie na poważnie w jakąś dziedzinę typu sport czy muzyka. Ja na samo pianino do domu wydałam miliony monet więc i w te 300 tys jestem skłonna uwierzyć.
Odpowiedz@Schattenspiel: @Neomica: Ja to wszystko rozumiem i się zgadzam - ale mówimy o średniej, tak? Przeciętne, polskie dziecko nie chodzi do szkoły muzycznej, nie jeździ konno, nie jest posyłane dwa razy w roku na obozy narciarskie w Szwajcarii, nie ma chorób autoimmunologicznych na tyle poważnych, żeby wymagały specjalistycznej, kosztownej diety, nie ma zakładanego aparatu z powodu dwóch krzywych zębów, itp. W dziecko można zainwestować nieograniczoną ilość pieniędzy, to prawda, ale ŚREDNI koszt utrzymania na poziomie 800-1600zł/miesięcznie wydaje mi się sporo przesadzony. O ile w przypadku przeciętnego nastolatka można do tych 800zł dobić jakimiś wyjazdami, gadżetami, markowymi ciuchami, o tyle małe dziecko jest o wiele "tańsze" - a więc niejako zostaje "bufor" na później, prawda? No ludzie, 10tys. rocznie na jedno dziecko? W Polsce, gdzie przeciętna rodzina ma roczny dochód oscylujący w okolicach 30-50tys.?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 czerwca 2020 o 20:36
@Meliana: kochana, sam żłobek / przedszkole to w przypadku placówki prywatnej od 500 zł w górę. Więc za rok masz już min 6000 za żłobek. Liczyć dalej? Nie wydaje mi się, aby koszty były aż takie wygórowane.
Odpowiedz@Meliana: Może faktycznie chodzi o średnią ale ze wszystkich przypadków? Są dzieciaki które chodzą do prywatnych placówek, takie którym rodzice sponsorują hiperdrogie hobby albo takie których choroby pochłaniają mnóstwo środków.Zastanawiam się też czy ta kwota nie zawiera wyprawki w dorosłe życie bo 300 tys to faktycznie sporo.
OdpowiedzJuż nie pamiętam skąd te liczby, czytałem to gdzieś jakiś czas temu. Też wydało mi się sporo, ale jak zacząłem sam liczyć to szybko przestałem. A "średnia" to taki wytrych wszelkich artykułów i wyliczeń. Wiadomo, jeden wyda 50 tysięcy, drugi 150, średnia 100. Tak czy inaczej to kosztowna zabawa, nie polecam... ;-)
OdpowiedzZawsze możesz postawić sprawę w ten sposób: Nie chcesz wanienki, tylko się za każdym razem schylać niewygodnie do wanny i zaoszczędzić na tym 30 złotych, po to by potem wydać 80 zł na choropatę? Proszę bardzo, ale to o zdrowiu swoich pleców decyduj, więc to ty zawsze będziesz dziecko kąpać. To TY nie chcesz komody na rzeczy dziecka, a nie ja, więc możemy te małe ciuszki poupychać ewentualnie w twojej szafie. Co do łóżka/wózka, to poszukaj na internecie jakiegoś darmowego złoma gdzieś (jakieś zdezelowane auto) i powiedz, że od dziś to jego nowe łóżko, bo przrcież darmowe i na pewno dobrze mu się będzie w nim spało. Jak się oburzy, to zapytać w czym dziecko jest gorsze, że ma spać w takich warunkach, a on nie może. O ile osobiście patrzyłabym na funkcjonalność wózka, a nie wygląd (nie wszystkie ładne są wygodne), to łóżeczko u mnie to była podstawa. Kupiliśmy takie w którym można materac obniżać z wiekiem i zamienić szczebelki na łóżko wychodzące, więc długo będzie używane. Córka ma prawie dwa lata i nie wyobrażam sobie jakby miała niby spać w wózku.
Odpowiedzciekawa kestem, czy pieluszki i jedzenie po rozszerzeniu diety tez uwaza za darmowe? czy masz karmic wylacznie piersia 3 lata? olej dziada i zalatw, co uwazasz
OdpowiedzBłąd, duży błąd, wręcz WielBŁĄD, że takich rzeczy nie obgadaliście w miarę dokładnie przed zdecydowaniem się na dziecko. Nie wiem jakie macie mieszkanie, ale dodatkowe meble, wanienki itp kosztują a faktycznie, jak najbardziej da się kąpać dziecko w normalnej wannie.
OdpowiedzMam wanienkę, łóżeczko, wózek, przewijak i komodę dla dziecka. Nic bym nie oddała. Jedno dziecko ma 2,5 roku a drugie 6 miesięcy. Tak można przewijać dziecko wszędzie, tylko jest mniej wygodnie niż na przewijaku. Mój mąż po kapieli ubiera, smaruje kremem itp na przewijaku dziecko do tej pory. Sugerowałam żeby może już przewijak przeprowadzić do młodszego dziecka, nie oddał. Jest po prostu wygodniej. Wózek pierwszy miałam używany po kuzynce. Miał małe kolka, masakra na krzywym chodniku. Zanim doszłam do parku prawie się popłakałam ze zmęczenia, każda nierówność chodnika była wyzwaniem. Kupiłam inny wózek (używany, ale lepszej marki) i w końcu zaczęłam się cieszyć spacerami zamiast wypatrywać każdej nierówności i się denerwować, że mi się wózek blokuje. Kwestia jest taka, stać Was albo nie. Jak Was stać to kup dobre rzeczy. Na spacery będziesz chodzić codziennie, przewijać kilka razy dziennie. Nie ma sensu się codziennie szarpać.
Odpowiedz