Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Opowiem wam o tym, jak straciłam najlepszą przyjaciółkę, choć może tak naprawdę…

Opowiem wam o tym, jak straciłam najlepszą przyjaciółkę, choć może tak naprawdę nigdy jej nie miałam.

Na trzecim roku studiów sytuacja w domu stała się nieznośna i postanowiłam się wyprowadzić od rodziców do pokoju na mieście. Budżet miałam niewielki więc stałam przed wyborem - żywić się makaronem z ketchupem albo mieszkać z jakimiś lumpami. Pomocną dłoń wyciągnęła do mnie moja wówczas jeszcze przyjaciółka, Aśka. Mieszkała ona w mieszkaniu rodziców, którzy kilka lat wcześniej wybudowali dom i wynieśli się na wieś. Aśkę znałam od liceum, studiowałyśmy ten sam kierunek i ogólnie były z nas takie papużki nierozłączki. Aśka zaoferowała odnajęcie pokoju w mieszkaniu po dość atrakcyjnej cenie, więc co mogło mi się lepszego trafić? Mieszkanie zadbane, duże no i mieszkałabym z najlepszą przyjaciółką. Wzięłam nie zastanawiając się dwa razy.

Na początku było super, tak trochę jak na wakacjach. Wspólne dojazdy na uczelnie, wieczorem piwko na balkonie, wspólne obiadki. Gdy się wprowadziłam spytałam Aśki, co mam sobie kupić - w sensie, czy mam załatwić sobie naczynia, garnki, sztućce, jakieś meble, pościel? Ależ skąd, wszystko jest, no chyba, że chcę. Chcieć może chciałam, ale portfel się buntował. No i pierwszy zgrzyt był właśnie z tym związany. Otóż miałam taką fanaberię i kupiłam wypasioną patelnię. Choćby dlatego, że jedyna patelnia jaką miała Aśka była mała i cała podrapana. Oczywiście, kupiłam ją do wspólnego użytku. Aśka strzeliła focha, bo co? Jej patelnia mi się nie podoba? Tłumaczenie, że kupiłam, bo na małej nie da rady gotować dla dwóch osób i dwa schabowe musiałam smażyć osobno było psu na budę. Foch i tyle.

Czynsz Aśka dostawała oczywiście do ręki. Jakoś tydzień przed kolejnym terminem zapłaty, Aśka zapytała czy nie mogłabym zapłacić nieco wcześniej, bo potrzebuje kasy na gwałt. Portfel ponownie się zbuntował, ale jęki Aśki nie dawały mi spokoju, więc ze świadomością, że jedzenia na tydzień mam, a wychodzić na miasto nie planowałam, zapłaciłam wcześniej, modląc się, aby wypłata dotarła bez poślizgów na konto.

Aśka tydzień później... upomniała się o czynsz! Dobrą chwilę trwała dyskusja o tym, że halo? Przecież zapłaciłam tydzień temu? Najpierw udawała amnezję, a gdy już dotarło do niej, że nic nie ugra uraczyła mnie tekstem:

"Ale za takie mieszkanie to też mogłabyś czasem dać coś więcej od siebie..."

W mieszkaniu zrobiło się już mniej miło. Starałam się jednak podtrzymywać dobrą atmosferę, gotowałam nam obiadki, robiłam jej kawę rano, dzieliłam się notatkami. Nie odwdzięczała się tym samym i trochę przykro mi było, gdy wracałam do domu po pracy o uczelni, a Aśka zajadała się obiadkiem od mamy, a gdy pytałam czy mogę się poczęstować odpowiadała, że w sumie chciała to mieć na 3 dni, więc nie.

Następnego dnia zamiast jeść maminy obiadek zżarła moje kotlety. Często miała też pretensje o to, że nie sprzątam. Brzmi logicznie, gdyby nie to, że chodziło jej o to, że nie sprzątam jej w pokoju i nie myję jej naczyń. Żeby nie było - jak myłam naczynia to myłam bez patrzenia czy to moje czy jej. Ale że od 3 dni nie jadłam w domu to nie wiem, dlaczego miałabym myć wyłącznie jej kubki, talerze i garnki.

Dorabiałam wtedy w piekarni i zdarzało się, że szłam do pracy na 6 rano. Raz pamiętam jak zdarzyła mi się zmiana od 6, potem uczelnia prawie do 20 i rano znowu praca na 6... Wróciłam skonana po 20 do domu, chciałam się tylko wykąpać i szybko pójść spać. Aśka zaprosiła tego dnia jakieś koleżanki, które od progu zapytały mnie chyba ironicznie, czy z nimi posiedzę. Powiedziałam dość głośno i wyraźnie:

"Dziękuję, ale idę jutro na 6 do pracy, więc wolę się położyć..."

W odpowiedzi dostałam chichoty i chyba nie muszę dodawać, że pół nocy budziły mnie śmiechy, wrzaski i trzaskanie drzwiami.

Apogeum piekielności nastąpiło, gdy wróciłam kiedyś styrana z pracy i zastałam Aśkę z rodzicami w kuchni. Lubiłam jej rodziców i myślałam, że oni lubią mnie. Zawołali mnie do kuchni jak niegrzeczne dziecko, bo jak to powiedzieli:

"Jest ważna sprawa".

Otóż okazało się, że naczynia, które Aśka miała w domu były nie byle jakie, tylko jakieś hiper drogie. Rodzice zauważyli, że brakuje jednego talerza. Zaczęli Aśkę o to męczyć, ale ona zrzuciła winę na mnie mówiąc, że ma wrażenie, że od jakiegoś czasu wynoszę jak rzeczy z mieszkania do moich rodziców. Niezłą musiałam mieć minę, gdy zaczęli mnie wypytywać, co i kiedy jeszcze wyniosłam. Tłumaczyłam, że nie wiem, o czym mowa, a oni dalej swoje:

"Wstydź się, dziewczyno, tak przyjaciół okradać, myśmy zawsze mówili Asieńce, że z tej znajomości z Tobą nic dobrego nie będzie".

Gdy wyszli spytałam Aśki, co to ma być? Dlaczego kłamie na mój temat. Odpowiedź zwaliła mnie z nóg:

"A bo to Ty to taka święta jesteś, biedulka sama na siebie zarabia, studiuje, same 5, ciągle tego musiałam słuchać od starych, a do mnie się o jakiś talerz przyczepili! A poza tym nie gadaj, bo wyniosłaś te ubrania wtedy, więc nie kłam!".

Tak, wyniosłam ubrania. Aśka spakowała wór całkiem ładnych, niezniszczonych rzeczy i chciała wyrzucić. Za jej zgodą zawiozłam worek do rodziców, żeby młodsza siostra coś sobie wybrała, bo zwyczajnie było mi szkoda wyrzucać ciuchy kupione ze dwa lata temu i prawie nienoszone.

Po tym wszystkim wyniosłam się od Aśki, najpierw z powrotem do rodziców, potem ogarnęłam sobie tani pokoik u miłej starszej Pani. Płaciłam podobny czynsz, a właścicielka nigdy nie oczekiwała, że będę myła jej gary, gotowała obiadki i ogólnie z obcą kobietą mieszkało mi się lepiej niż z "najlepszą przyjaciółką".

przyjaciółka

by ~paniczniebojesieciemnosci
Dodaj nowy komentarz
avatar AnitaBlake
9 13

Przykre. Rozumie Cie. Tez wynajmowalam od przyjaciolki, z tym ze mieszkanie. Gdy sie wyprowadzalam to i nasza przyjazn sie skonczyla. Nigdy wiecej.

Odpowiedz
avatar Tolek
15 15

No i co takim zachowaniem ugrała? Dziwna jakaś rozbestwiona pannica. Wredne to takie, ze aż strach.

Odpowiedz
avatar Ohboy
9 11

@Tolek: To jest właśnie najlepsze. Przecież na dłuższą metę ta dziewczyna nic nie mogła z tego mieć, więc po co to wszystko? Niestety mieszkanie ze znajomymi często się tak kończy i to jest też powód dla którego warto zamieszkać z partnerem przed ślubem.

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
9 11

@Ohboy: ja mieszkalam z rok przed slubem. Gdy drugie dziecko urodzilam to wszystko sie zmienilo. Nagle maz "nie jestem kucharzem, nie chce mi sie, czemu tego nie zrobilas, tamtego, ja nie od dzieci"..

Odpowiedz
avatar digi51
7 7

@Tolek: poczuła się jak pan na włościach, co parobkowi łaskę okazał. Sama to kiedyś odczułam, gdy z facetem przejściowo wynajęliśmy pokój od dobrych znajomych. Jak się wyprowadzaliśmy już tacy dobrzy nie byli.

Odpowiedz
avatar Tolek
2 10

@AnitaBlake: A na jaką cholerę drugie dziecko . A tak naprawdę to czworo. Bo taki chłop jak Twój liczy się za dwoje bardzo rozkapryszone " dzieciuchy " Wiem po sobie, bo też jestem takim dzieciuchem. Tak naprawdę bardzo szkoda mi większości kobiet, bo biorą ślub z facetem, którego kompletnie nie znają. A faceci mają to samo. Może związki zadaniowe? Spłodzić potomstwo, przedłużyć gatunek i potem jak jest taka sytuacja, każdy w swoją stronę ? Życie nie jest łatwe i przynosi takich Tolków jak ja, niespodziewanie i z zaskoczenia.

Odpowiedz
avatar Crannberry
7 7

@Tolek: Zazdrość i kompleksy, które leczy, wyżywając się na osobach w jej mniemaniu w jakiś sposób od niej zależnych. Też się wpakowałam na studiach w mieszkanie u „psiapsi”, która odziedziczyła mieszkanie po jakiejś ciociobabci i nie była go w stanie sama utrzymać, a ja akurat szukałam innego lokum. Przyjaźń trafił szlag po miesiącu, kiedy zaczęła mi pisać jakieś regulaminy, wydzielać limity korzystania z wody, światła i sprzętów kuchennych i wyznaczać godziny, w których wolno mi otworzyć okno w moim pokoju. Kolejna osoba wyprowadziła się, kiedy ta zaczęła czytać jej pamiętnik i pisać donosy do jej rodziców. Kiedy koleżanka zaczęła wchodzić w związki, te kończyły się tuż po wspólnym zamieszkaniu, bo żaden facet nie wytrzymał takiego rozstawiania po kątach. Współczuję przyszłym dzieciom lub pracownikom takich osób.

Odpowiedz
avatar Ohboy
9 9

@AnitaBlake: Jasne, że ktoś może się zmienić/pokazać prawdziwą twarz po kilku latach (zwłaszcza, gdy pojawią się dzieci), ale i tak dzięki wspólnemu mieszkaniu czasami da się zrobić odsiew zanim jeszcze zrobi się tak poważnie. Nic nie daje 100% gwarancji.

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
5 7

@Ohboy: i to jest prawda. Nic nie daje 100% gwarancji :) @Tolek: przepraszam jest jakis zakaz posiadania wiecej jak jednego dziecka? :) Wczesniej taki nie byl. Sam z siebie pomagal, wspolnie dzialalismy. Dopiero przy drugiej ciazy zaczal sie zmieniac. Z tym ze nie naciskalam zeby juz teraz bylo drugie, tak wyszlo. I nagle zmiana prawie o 180stopni.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 2

@Tolek: Też się kiedyś nad tym zastanawiałem, jak poznałem kilkoro takich ludzi. Z niektórymi zdarzało mi się nawet mieszkać pod jednym dachem. Próbowałem ich zrozumieć, jakoś się dogadać, czasem im pomóc rozwiązać jakiś problem. Tyle że na miejsce jednego rozwiązanego problemu stwarzają kolejny i jeszcze będą mieli do ciebie pretensje, jak za którymś razem odmówisz pomocy (fajnie jest mieć swoje życie, a nie tylko zajmować się cudzymi problemami). Do tego część z nich prędzej czy później zacznie stwarzać problemy tobie. Ale już od dawna mam z takimi spokój. Jak zauważę, że mam do czynienia z takim typem ludzi, to się od nich izoluję i niech sami się taplają we własnym g...e.

Odpowiedz
avatar glupia
10 12

Też straciłam koleżankę po kilku miesiącach wspólnego mieszkania. Koleżankę nazwijmy Karoliną. Pomieszkiwała u mnie czasami w trakcie zjazdów na uczelni. Potem wywiało ją na drugi koniec Polski, gdzie życie zaczęło jej się sypać. Namówiłam do przeprowadzki, umówiłyśmy się na bardzo niewielką kwotę - żeby choć pokryło zużycie prądu i wody. Miała mieszkać, dopóki nie znajdzie pracy i swojego lokum. Mówiłam też, że jeśli będzie miała zły miesiąc, to niech da znać, jakoś ogarniemy finanse - niech choć będzie fair i rzuci stówę, a resztę na następny miesiąc... Niestety, Karolina bardzo szybko zapomniała o ustaleniach, a ja już taki mam charakter, że nie umiem się dopominać o pieniądze. W dodatku póki jej nie było, nie potrzebowałam inwestować np. w dokończenie remontu nieużywanego pokoju czy instalację drzwi. Dla niej zapożyczyłam się u rodziców na szpachlowanie i malowanie ścian oraz dwie pary drzwi - do jej i do swojego pokoju. Bywały miesiące, kiedy nie płaciła w ogóle, słowem nie wspominając o jakichś kłopotach finansowych - ale w dniu, w którym powinna mi zrobić przelew lub dać gotówkę, pytała o najlepszą w okolicy krawcową, bo chce skrócić siedemset osiemdziesiątą piątą parę spodni albo zwęzić spódnicę, którą kupiła na przecenie za jedyne 100 zł... Zaczęłam myśleć o wspólnym zamieszkaniu z moim partnerem, więc delikatnie przebąkiwałam, że może poszuka sobie innego lokum - bezskutecznie. Wody do wanny lała mnóstwo (przy okazji udało jej się tę wannę ubrudzić lakierem do paznokci!), pralka chodziła niemal codziennie (proszki i płyny też ja kupowałam), moje oszczędne życie szlag trafił. Nie, nie mówię, żeby miała się w ogóle nie myć, ale jest różnica między kąpielą w wannie a prysznicem i nie widzę problemu w założeniu drugi raz spódnicy czy sweterka, jeśli nie są brudne. Karolina do tego miała bardzo skomplikowaną konstrukcję psychiczną. Nie dawała się namówić na terapię, nie próbowała pracować sama, choć zdawała się widzieć problem. Wolała jednak dawać sobą pomiatać kolejnym facetom, którzy radośnie korzystali z naprawdę pięknej kobiety - jednak o zerowym poczuciu własnej wartości i dużymi "daddy issues". Karolina wyprowadziła się pewnego dnia wściekła i obrażona. Nie przez moją próbę spisania jakiejś umowy na zwrot zaległych pieniędzy. Nie przez moje pytania o to, kiedy rozliczymy jej dług. Ona się dziko obraziła na to, że powiedziałam, że nie jestem jej przyjaciółką! Nie, Karolina była koleżanką, której pomogłam. Doskonale wiedziała, bo nie raz rozmawiałyśmy, że przyjaciół mam dwoje, oboje znam od ponad dekady i z obojgiem niejedną beczkę soli zjedliśmy i w niejednym kłopocie sobie pomogliśmy. Karolinę rzeczywiście wyciągnęłam z bagienka, ale nigdy nie sprawdziłyśmy tej znajomości "w drugą stronę". Nie potrafiłam się przemóc i nadać jej miana przyjaciółki. Zwłaszcza że zapewniała mnie, że kocha kotki - a kiedy poprosiłam ją o karmienie ich podczas mojego krótkiego wyjazdu, chodziły głodne - bo "zapomniała" powiedzieć, że kończy się karma i zamiast zadzwonić (zapas był, byłam pewna, że wie, gdzie) to "nie wiedziała, co kupić, więc nie kupiła" - i dlatego koty przez półtora dnia nic nie jadły*. Dalej jest mi dłużna ponad 2 tysiące złotych, które miała zwracać umówionymi ratami (mimo jej krzyku, że to "psie pieniądze, odda mi całość w przyszłym miesiącu" - żałuję, że się nie zgodziłam, zamiast tego nalegałam na raty, żeby miała co jeść...). Wyprowadzając się zostawiła rzeczy, które odstała ode mnie jako prezenty (jakieś ciuchy, kasetkę na biżuterię, drobiazgi), oplutą kawą świeżo pomalowaną ścianę i rozliczenie za zużycie wody trzy razy wyższe, niż gdy mieszkałam sama. Nie odzywa się, zablokowała mnie w social mediach. Możliwe, że zadzwoni przy jakieś kolejnej "dużej dramie". O ile dotrze do niej, że nie jestem jej wrogiem numer jeden, a jedynie nie jestem jej przyjaciółką. *koty powinny jeść minimum co 12 godzin, głodówka dość mocno odbija się na ich zdrowiu.

Odpowiedz
avatar digi51
17 17

@starajedza: czyli ludzie, którzy nie mają wanny nie myją się?

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
11 11

@starajedza: nie wiedzialam ze ja, moi znajomi, moja rodzina i wiele innych osob to brudasy. Wow. Pranie po paru godzinach ubrania. Jeansy codziennie.. To chyba z 10par bym musiaka miec

Odpowiedz
avatar glupia
7 7

@starajedza: słabiuteńki bait.

Odpowiedz
avatar LPP
8 8

@starajedza: Jeśli ktoś bierze prysznic codziennie to nie musi siedzieć w wannie, żeby brud odmoczyć

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
2 2

@starajedza: dokladnie jak pisze @LPP wystarczy myc sie codziennie. Nie kazdy ma problem z potliwoscia

Odpowiedz
avatar katem
4 4

@AnitaBlake: @starajedza bardzo musisz śmierdzieć, skoro nie jest w stanie tego usunąć 10-minutowe mycie się pod prysznicem :D Może powinna się leczyć, bo taki smród to chyba oznaka jakiejś choroby.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 czerwca 2020 o 15:01

avatar Bryanka
9 9

Pocieszę Cię, bo miałam nieco podobną sytuację z moją przyjaciółką (teraz już byłą), na stopie zawodowej. A pocieszające jest to, że takie gówniarskie zagrania nie są zależne od wieku, bo nas "wpuściła w szambo" dorosła, dojrzała kobieta. Jak przestanę się wściekać, to napiszę o tym historię.

Odpowiedz
avatar KwarcPL
4 6

Dlatego po znajomości nic się nie kupuje/wynajmuje/pożycza.

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 4

Kompletnie nie rozumiem, skąd się bierze takie podejście wynajmującego do najemcy jak do biednego parobka, któremu jaśnie pan okazuje łaskę. Przecież najem mieszkania jest to normalna umowa handlowa, gdzie jedna strona ma towar w postaci mieszkania, a druga pieniądze, którymi za niego płaci. Nikt nikogo nie prosi o jałmużnę, ani nie robi łaski

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
4 4

Też kiedyś byłem taki naiwny jak ty. W pierwszych latach wynajmowania pokoi. Jak to będzie fajnie. Z każdym można się dogadać, imprezować, jeść wspólne posiłki. Taka trochę komuna (oczywiście nie mam na myśli systemu politycznego). Z większości złudzeń szybko się wyleczyłem. Z innych po nieco dłuższym czasie. Jedyne, co wtedy było fajne, to zdecydowanie więcej optymizmu w stosunku do innych ludzi, ale sami mnie z tego wyleczyli, a optymizm zastąpił daleko posunięty sceptycyzm. Oczywiście znam ludzi, którym ufam, a w obecnym miejscu bardzo dobrze mi się mieszka, ale trzeba było nauczyć się tego i owego o mieszkaniu z ludźmi i dobrze poznać tych, o których z całą pewnością mogę powiedzieć, że możemy na sobie polegać.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
5 7

Asertywność się kłania. Myć po kimś gary i pozwolić na wyżeranie sobie kotletów, cóż...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Chcesz stracić przyjaciela... zamieszkaj z nim. Też kiedyś miałam podobną sytuację. Zaprzyjaźniłam się z jedną koleżanką ze studiów i zaproponowałam żeby przeniosła się do mieszkania, w którym ja wynajmowałam pokój bo drugi się wtedy zwolnił. Wszystko było ok aż do czasu wprowadzenia się jej innej koleżanki do trzeciego pokoju, z którą zaczęły mnie obgadywać, a przestały ze mną gadać, kiedy miałam większe powodzenie na takiej jednej imprezie od nich, a to był typ dziewczyn, które lubią byc w centrum zainteresowania. To wystarczyło żeby czara goryczy wg nich się przelała i zaczęły mnie unikać. Skończyło się tak, że miałam dośc takiej chorej atmosfery i się wyprowadziłam.

Odpowiedz
Udostępnij