Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dzisiejszy wypad do apteki: Staruszka nie zasłoni maseczką nosa, bo przecież przez…

Dzisiejszy wypad do apteki:

Staruszka nie zasłoni maseczką nosa, bo przecież przez nos oddycha i byłoby jej ciężko!

Starszy pan olał linie, podszedł pod samo okienko i... zdjął maseczkę, żeby go pan magister lepiej słyszał.

Jeśli jedno z nich miało jakiegoś wirusa, to pewnie drugie też już go ma, i tylko aptekarzy szkoda. Żadne z dwojga staruszków nie chciało przyjąć do wiadomości, co jest nie tak w ich postępowaniu.

apteka

by bloodcarver
Dodaj nowy komentarz
avatar feline1
2 12

A to przecież sa osoby najbardziej narażone. Powinny być chronione. A same się chronić nie chcą :( Jak powiedział mój syn, jemu nic nie będzie, najwyżej lekko przechoruje...to dla mnie pracuje z domu, nie chodzi do sklepu (bez potrzeby), i ogólnie nie szwęda się gdzie nie musi.

Odpowiedz
avatar feline1
-5 9

szwenda....ale wstyd :(

Odpowiedz
avatar mesing
1 7

A powinno być tak: Wchodzi klient bez maski do np. apteki. K - Dzień dobry A - Do widzenia! Ewentualnie wersja rozwinięta: Proszę wyjść, zastanowić się co zrobiło się źle i wejść jeszcze raz.

Odpowiedz
avatar UBywatel
1 1

@mesing: od noszenia maseczek są wyjątki, wypadało by się z tym zapoznać i później oceniać

Odpowiedz
avatar mesing
1 1

@UBywatel: Czyżby chodziło Ci o ten konkretny zapis w rozporządzeniu: 2. Obowiązku określonego w ust. 1 nie stosuje się w przypadku: 3) osoby, która nie może zakrywać ust lub nosa z powodu stanu zdrowia, całościowych zaburzeń rozwoju, niepełnosprawności intelektualnej w stopniu umiarkowanym albo głębokim lub niesamodzielności; okazanie orzeczenia lub zaświadczenia w tym zakresie nie jest wymagane; Teraz się można zastanowić czy druga część zdania: okazanie orzeczenia lub zaświadczenia w tym zakresie nie jest wymagane dotyczy się całego punktu czy tylko tyczy się to osób niepełnosprawnych z widoczną niepełnosprawnością. Dlaczego? Dlatego, że jeśli dotyczy się to całego punktu, to właściwie każdy może zdjąć maseczkę i w razie próby wręczenia mandatu powołując się na ten konkretny zapis powinien go uniknąć. Tak przynajmniej mnie się wydaje a i tak wszystko zależy od interpretacji przepisu przez funkcjonariusza.

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 13

Nie czepiaj się kolego starszych ludzi, bo właśnie dzisiaj mało mnie krew nie zalała. Pierwszy raz od baaardzo długiego czasu musiałam odbyć "podróż" do centrum w pilnych sprawach służbowo-zawodowych. Wychodzę z domu. 1. W drzwiach klatki schodowej mijają mnie sąsiedzi z korytarza na moim piętrze. Małżeństwo w średnim wieku, oboje z maskami pod brodą, no bo przecież są właściwie na klatce. Mówią ładnie "dzień dobry" i wchodzą do windy. We dwoje, bez masek. Przecież już nikt nie widzi. 2. Idąc wzdłuż bloku mijam ojca z córką, wyszli na spacerek z psem. Oboje z nosami ponad maseczką. 3. Do metra mam dwa przystanki autobusem. Wchodzę, "przeludnienia" nie ma. Większość grzecznie siedzi w maskach. Ale na końcu przy drzwiach chichoczą dwie siksy, na oko ledwo pełnoletnie, rozparte na tylnych siedzeniach, oczywiście jedna koło drugiej bliziutko, oczywiście maski pod brodą. Wcinają jakieś chrupki, czy drażetki, sięgając ręką, na przemian, do jednej torebki. Ściśle - gołą ręką. 4. Metro. Na peronie stoi młodzieniec zupełnie bez maski. Żadnej chustki, szalika, apaszki... nic. Obok przechadza się policjant w masce. I... też nic. Udaje, że nie widzi. W wagonie kilka osób. Raczej zasłoniętych. Na trzecim przystanku wpada zziajany kolejny młodzieniec. Również bez żadnej maski. I dyszy. Odeszłam najdalej jak się dało. 5. Powrót. Tym razem tramwaj. Ludzi mało. Wchodzi kobita koło czterdziestki. Siada równolegle do mnie, po przeciwnej stronie wagonu. Maska jest, ale nos na wierzchu. Patrzę na nią z dezaprobatą, ale nic nie mówię. A ona wlepia we mnie bezczelne gały, sięga do twarzy i powolutku opuszcza maseczkę pod brodę z szyderczym półuśmieszkiem. 6. Wysiadam koło domu. Lecę do "chinola", zgłodniałam, chcę coś na wynos. Zaraz na wprost otwartych drzwi jest kontuar. Zaglądam, pusto, zero obsługi. Wchodzę i w odpowiedniej odległości od "lady" czekam aż się ktoś pojawi. Za moment, niemal na plecy włażą mi dwie osoby. Odsuwam się na przepisowe dwa metry wgłąb lokalu. Patrzę, na oko syn z mamusią. Dorosły syn, pewnie koło trzydziestki. Ona z maseczką na brodzie, on z chustą okręconą wokół... szyi, oczywiście. "Zawiśli" na kontuarze czytając sobie wyłożone tam "menu". Pojawiła się pani Wietnamka, zamówiłam i szybko wyszłam. Na realizację zamówienia poczekałam na powietrzu. 7. Osiedle. Wracam z żarciem do domu. Mijam mikroskopijny warzywniak. Przed sklepem zamocowano metalowy regalik, na którym wyłożony jest towar. Pani sprzedająca z maską pod brodą pali papierosa w drzwiach. Przy regaliku przepychają się 4 osoby. Dwóch facetów i dwie kobiety. Oni - ok. 25 i 50 lat, one - obie po czterdziestce. Wszyscy z chustkami/maskami poniżej ust. Tu już "pękłam". Zwróciłam ostro uwagę. I co? Tylko jedna kupująca poczuła się głupio i nasunęła maskę. Pani sprzedawczyni stwierdziła, że pod maską się dusi, a w ogóle to się przecież z klientami nie całuje. Pozostała trójka mi nawtykała, a pan młodszy może nawet chciał mi przywalić, ale się rozdarłam, że ma trzymać dystans dwa metry. I to go chyba ostudziło. Ewentualnego powiadomienia policji nie przestraszyli się wcale. 8. Spacer z psem. Ławeczki w alejce osiedlowej prawie pełne. Większość siedzi bez maseczek. Palą papieroski, piją piwko, gadają przez telefony. Po dwie, trzy osoby na ławce. Większość to ludzie młodzi. Dziatwa bawi się obok. Żeby ten dystans zachować, muszę ich mijać trawnikiem. Dalej spotykam parę starszych ludzi, też z pieskiem. Zasłonięci maskami aż po oczy. Pozdrawiamy się z bezpiecznej odległości. Zagaduję coś o maseczkach, że pewnie trudno oddychać, a oni na to "No, trudno, ale co zrobić? My się boimy, to i nosimy." I tak to, bloodcarver, z grubsza wygląda.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

@Armagedon: w windzie jest tak mała objętość wnętrza, że nie ma znaczenia czy ktoś jest w masce, czy nie. Dlatego powinno używać się schodów, a na samej klatce schodowej powinny być otwarte okna. Z kolei na spacerze, w odpowiedniej odległości od innych, nie ma podstaw medycznych do używania masek. Ostatnie badania holenderskie (ich własne, ale też analizowali sytuację w innych krajach) wykazały, że dzieci praktycznie nie chorują i praktycznie nie zarażają. W zależności od kraju, wieku i stanu zdrowia ogólnego, dzieci stanowią 1-6% chorujących. Sytuacja z punktu 8 ewidentnie natomiast pokazuje, że ludzie ci nie wiedzą jakie maski do czego służą.

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 9

@Lobo86: Lobo, ja wiem, że praktycznie to ludzie się od siebie nie zarażają. Wirus ma "nibynóżki" i popier_dala chodnikami, maszeruje po ławkach, poluje w autobusach. Sam wybiera, kogo zarazi. Wobec tego maski w ogóle są zbędne, wszelkie nakazy i zakazy są głupie, izolacja i kwarantanny nie mają sensu. Po co to walczyć z czymś, co jest nieuniknione, a do tego mało niebezpieczne. Przecież umierają głównie staruchy, a 60% chorych nie ma objawów. Śmiertelność zaś, jest bardzo niska. Jakieś 5%? Tak że zdrowy trzon ogółu obywateli nie ma się czego bać. I się nie boi, jak widać. A jak ktoś się boi - to niech siedzi w domu i nosa nie wyściubia przez pół roku, bo i tak mu żadna maseczka nie pomoże. Mam rację? Mój drogi. Chcieć - to móc. Spójrz na Czechów. Opanowali pandemię w półtora miesiąca. Ale od początku mieli restrykcyjne przepisy. W zasadzie całkowita izolacja i BEZWZGLĘDNY zakaz opuszczania domów bez masek. Zamknięto granice w obie strony, "odcięto" dwa duże miasta i kilka wiosek. Dało to rezultaty i właściwie mogą luzować zaostrzenia. Zanotowali nieco ponad dwieście zgonów, grubo poniżej 10. tysięcy zachorowań, ok. 3000 wyzdrowień. Można? Tylko do tego trzeba mieć zdyscyplinowane i empatyczne społeczeństwo rozumiejące powagę sytuacji.

Odpowiedz
avatar black_lemons
4 4

@Armagedon: w UK podobnie. Jeszcze te dwa - trzy tygodnie temu ludzie się trochę bardziej przyjmowali, maseczki nosili, rękawiczki do sklepu. Teraz totalna olewka. Wirus spowszedniał. Owszem, jak idziesz do sklepu to zanim wejdziesz jest kolejka, są linie co 2 metry, pan wpuszcza po kilka osób. Ale jak już wejdziesz, to nikt się nie pilnuje. Najlepsze jest to, że sami pracownicy bez żadnego PPE, żadnych odległości nie przestrzegają, przez co Ty, jeśli próbujesz omijać wszystkich z daleka, czujesz się jak jakiś odmieniec. Na spacerach staramy się zachowywać dystans, no ale kurde to my za każdym razem prawie że włazimy w krzaki żeby ktoś mógł nas ominąć na ścieżce, a inni popylają sobie samym środkiem i jeszcze patrzą na nas jak na głupków. No ale moja ciotka pielęgniarka twierdzi, że wcześniej czy później każdy tego wirusa złapie, więc może to ja przesadzam...

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 4

@black_lemons: Jasne. Zawsze można podejść do sprawy z filozoficznym spokojem. I czekać na nieuniknione. Ale można też pragmatycznie. Mam takiego pomysła. Przygotować kilkadziesiąt (kilkaset) naprędce zorganizowanych szpitali polowych w celu kontrolowanego zarażenia tych "co się nie boją" i chodzą bez masek, lub nie trzymają dystansu. Mogą zabrać ze sobą dzieci, bo dzieci nie chorują. Dramatów nie będzie, bo przecież większość przechoruje wirusa bezobjawowo, lub bardzo lekko. Można by również przyjmować ochotników, na pewno tacy będą. Poobserwować ich trochę, tych nieco bardziej chorych wyleczyć, a po trzech, czterech tygodniach ozdrowieńców wypuścić. Będą już bezpieczni dla reszty, czyli dla osób "wysokiego ryzyka", które chciałyby jeszcze trochę pożyć. A im więcej ozdrowieńców, tym szybciej pandemia wyhamuje. No co, zły pomysł? Po miesiącu z wirusem byłby spokój, zgonów tyle, co kot napłakał, albo wcale. Olbrzymia ilość zakażeń, olbrzymia ilość szybkich wyzdrowień. A tych kilka procent potencjalnie skazanych na śmierć, tych, "co się boją", pozostałoby przy życiu, bo nie miałaby ich kto zarazić. Gospodarka wiele by nie straciła, zakazy by szybko zniesiono, wszyscy wracają do pracy i szafa gra.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@Armagedon: pitolisz bez sensu jednak. Porównaj sobie czeskie restrykcje do naszych. U nas nie ma obowiązku używania maseczek. Jest obowiązek zakrycia ust i nosa w przestrzeni publicznej. Nie ma w przepisach sprecyzowane czym i w efekcie neoprenowa osłonka narciarska spełnia wymóg prawny, tak jak i ostatni hit, jaki widziałem - maseczka z moskitiery. Tak samo jak nie idzie w parze z obowiązkiem jakakolwiek edukacja i ludzie nie wiedzą jak i po co w ogóle te maski poza "bo wirus". Maseczki typu chirurgicznego zakłada się nie po to, aby uniknąć zarażenia, ale po to, aby nie rozsiewać dalej i zmniejszyć ogólną ilość chorób związanych z drogą kropelkową. Nawet WHO w swoich zaleceniach (jak i wielu polskich specjalistów jak prof Simon) twierdzą, że złe użytkowanie masek powoduje więcej negatywnych skutków, niż brak tychże. Ponadto nie każdy człowiek jest w stanie ich używać, a nikt na czole nie nosi karteczki z informacją, że ma np częściowe porażenie nerwów oddechowych i każdy oddech to dla niego wysiłek. To, co ma wedle ciebie być 'żartem' jest normalną praktyką np Wielkiej Brytanii czy Szwecji. Poczytaj o ostatnich badaniach Holendrów w tym temacie. Notabene - każda szkoła "tysiąclatka" jest na poziomie projektu przygotowana to bycia szpitalem polowym z salami operacyjnymi itp. Tak samo jak w planach przeciwdziałania epidemii w poprzednich latach takie założenia właśnie były - grupy ryzyka w hotelach/pensjonatach na kwarantannie, reszta pracuje i żyje normalnie. Ale to temat rzeka, bo plany (i rezerwy strategiczne) zakładały nawet całkowitą izolację 2-3 województw nawet na 45 dni. Małe, zdyscyplinowane kraje (jak Czechy, Singapur czy Tajwan) mogą podjąć inne działania niż kraje duże. I zrozummy się dobrze - obowiązek masek to jeden z nielicznych sensownych obowiązków, ale to jeszcze trzeba wiedzieć co w tym ma sens, a co nie.

Odpowiedz
avatar eulaliapstryk
1 1

@Armagedon: Ty się tutaj naigrawasz, ale słowo daję, że słyszy się czasami pomysły na jakieś corona party. Właśnie przez to gadanie, że każdy, prędzej czy później się zarazi, niektórzy ludzie woleliby już mieć z głowy (w jedną, albo drugą stronę...) i "zacząć normalnie żyć". No chyba, żeby nie. Ale to już wtedy nie ich problem. ;)

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 5

@Lobo86: Nie pouczaj mnie, bo ja doskonale wiem po co maski się nosi. A zlewanie tego obowiązku wk_urwia mnie nie dlatego, że dbam o życie jakiegoś cymbała, a dlatego, że dbam o własne. I skoro ja, osoba z niewydolnością oddechową, mogę nosić maskę - to inni też mogą. ZAWSZE można, będąc w bezpiecznej odległości, unieść maskę i złapać parę głębszych oddechów. Nie zauważyłam, żeby zniesiono zalecenie "zostań w domu", wobec tego z mieszkań powinno się wychodzić na krótko, w konkretnym celu, a nie robić sobie kilkugodzinne spacery, rozkładać się z bachorami na kocykach, szaleć po osiedlu na rowerach, wysiadywać grupowo na ławeczkach, bo ciepło się zrobiło. Oczywiście bez masek, maska na dłuższą metę zawadza, zwłaszcza w ruchu. Nasz łaskawy rząd nie wydał kategorycznego nakazu noszenia masek. Na początku dlatego, że tych masek nie było, a jak były - to w takich cenach, że "ojezuuu". Jednorazówki. Wobec tego zalecono COKOLWIEK żeby tylko ryjca zasłonić. Jakoś mało poważne to brzmiało. Ale dało asumpt do częstszego wychodzenia z domu, ORAZ do nieprzestrzegania zasady dystansu. W dodatku wyraźnie zaznaczono, że ci co nie mogą - nosić maski nie muszą. Ściśle, oznacza to "ci, którzy nie chcą". Pozostałych wątków już nie będę rozwijać. Ale powiem jedno. Nasz kraj - to państwo, gdzie "każdy wuj na swój strój". Nic nie wiadomo na pewno, wydanych postanowień się nie egzekwuje, policja zlewa obowiązki, "gróźb" nie spełnia, przepisy się lekceważy, nikt nie ponosi za nic odpowiedzialności. Obywatel może liczyć tylko sam na siebie. Rząd, tak naprawdę, troszczy się też tylko sam o siebie. A obywatel zostawiony sam sobie - to zły obywatel. Zdezorientowany, niepewny, niezdyscyplinowany i mało empatyczny.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

@Armagedon: to, ze ty możesz, to nie znaczy, ze inni mogą. Poza maseczkami reszta nakazów nie ma większego sensu z punktu widzenia nauki/medycyny. To, ze polacy to cebularskie dzbany i traktują wszystko jak wyzwanie lub pretekst do postawienia się, to inna para butów.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 kwietnia 2020 o 8:46

avatar dayana
1 1

@Armagedon: Te maski nie dają aż tak wiele, jak myślisz, że dają. Ale fakt, ludzie sobie olewają problem. Z drugiej strony jak tu brać na poważnie, jak raz krzyczą, że te maski są bez sensu, a zaraz każdy ma je nosić, bo jednak nie są. Jak dla mnie problemem nie jest "tylko" to, że ludzie ze słabą odpornością umrą, ale też kwestia tego, że nie wiadomo czy tego wirusa uda się w miarę szybko unicestwić, czy się nie skrzyżuje z czymś, czy sam nie zacznie mutować tak, że będzie dużo groźniejszy. Ale przecież to nieważne, po co uświadamiać ludzi.

Odpowiedz
avatar Spektatorka
1 1

@Armagedon: Nie korciło cię, żeby w sytuacji 5 zakasłać? Ciekawe jaką by wtedy miała minę... @all Z maseczkami chodzi przede wszystkim o efekt psychologiczny - żeby nie dotykać ust palcami w przestrzeni publicznej, nie zapominać o zagrożeniu. Teorii co do wirusa jest mnóstwo - począwszy od tego, że wystarczy dotknąć klamki aż po obliczenia, że należy przez 15 minut inhalować się wyziewami osoby zakażonej bez maseczki z odległości nie większej niż metr. A póki nie wiemy, jak jest, powinniśmy minimalizować ryzyko. Jeśli noszenie masek zmniejsza ryzyko zakażenia nawet tylko o 1% to i tak warto to robić. 1% w 38-milionowym narodzie to i tak jest dużo ludzi. Negacja jest jedną z form łagodzenia stresu.Ludzie, którzy chcą to przechorować, chętniej słuchają tych "ekspertów", którzy powtarzają, że to taka trochę gorsza grypka. Tylko że jak potem się okaże, że taki 45-letni Kowalski miał cukrzycę niezdiagnozowaną i potrzebuje respiratora, a nie może go dostać, bo wszystkie są zajęte, to będzie płacz i afera w mediach. Chcą żyć lekko i bez ograniczeń - niech podpiszą papier, że rezygnują z opieki medycznej w przypadku zachorowania na covid.

Odpowiedz
avatar Wstawka
1 3

Niestety, to jest ogromny problem. Wykonuję pracę biurową, w normalnym czasie, w zasadzie codziennie, przynajmniej jedna osoba przyjdzie załatwić sprawę. Potrzebne są dane, podpis, więc załatwia się osobiście, chyba że ktoś sobie ogarnie formularz z Internetu, bo jest taka możliwość, to może to wysłać pocztą. Od czasu kwarantanny, wszędzie firma ogłosiła, że sprawy załatwiamy telefonicznie, mailowo, pocztą, a jeśli konieczna jest wizyta osobista, należy uprzedzić telefonicznie, żebyśmy zdążyli się przygotować. Od momentu wprowadzenia nakazu chodzenia w maseczkach, wysyp starszych ludzi, bez maseczek, bez rękawiczek, podchodzących blisko, bo źle słyszą. Na moje upomnienie, że sprawy się załatwia telefonicznie, to słyszę, że akurat syn/córka/ktokolwiek Ich przywiózł, byli na miejscu, to przyszli. Wiedzą, że epidemia, ale byli w okolicy, to co, mieli nie przyjść? Wiedzą, że w maseczkach, ale zapomnieli. Dziś jeden Pan już mnie rozbroił, bo stwierdził, że do głównego budynku biura nie wchodził, bo by go bez maski nie wpuścili. Fajnie, ale do mnie już można bez maski się pakować? Od razu spieszę z wyjaśnieniem, że w pracy maski nie noszę, bo z założenia, w obecnym czasie nie powinno być interesantów, pokój mam sama, w budynku zazwyczaj też jestem sama, w obecnym czasie, ludzie z sąsiednich pokoi pracują zdalnie. Najgorsze jest to, że ja bym mogła ich przyjąć bez stresu większego, gdyby uprzedzili, że się pojawią. Mogłabym zdążyć założyć maseczkę, mamy ładną pogodę, więc moglibyśmy sprawę załatwić na zewnątrz. Mogłabym uprzedzić jakie dane trzeba przygotować. Mało tego, jakby ktoś nie mógł przyjechać, a miał pilną sprawę, po omówieniu telefonicznym mogłabym nawet przywieźć mu potrzebne formularze do wypełnienia, bo pracuję częściowo w terenie, więc i taką mam możliwość, stosowałam ją niejednokrotnie przed zarazą. Jeśli ktoś ma możliwość wydrukować sobie formularz, to spokojnie telefonicznie mogę poinstruować jak go wypełnić i udzielić wszelkich możliwych porad, a dokument odebrać pocztą. Ale nie, trzeba przyjść, bez maseczki, bez rękawiczek, nachylić się nad biurkiem, żeby lepiej słyszeć, i zapytać czy w okolicznościach epidemii można wejść. W zasadzie to może interesant w sumie wysłałby formularz pocztą, ale na poczcie nie wpuszczają bez maseczek. I przez to, że pracuję zamiast stać przy wejściu do budynku i zawracać każdego interesanta, jestem mocno narażona. A potem jeszcze słyszę wyrzut, że interesant się zestresował jak mu powiedziałam, że powinien zadzwonić, bo naraża i siebie i mnie, i że mu się z tego stresu aż ręce trzęsą. I, w sumie, najgorsze jest to, że część z tych ludzi, w czasie, gdy im nie pasowało, była w stanie do mnie zadzwonić, zasięgnąć informacji i ustalić plan działania. Wszyscy są świadomi, że panuje epidemia, już mniejsza o to czy jest to naprawdę duże zagrożenie czy nie, nie jestem lekarzem ani epidemiologiem. W każdym razie, w zasadzie wiadomości o wirusie wyskakują z lodówki, obostrzenia dotyczą ludzi w takim stopniu, że wyraźnie zmieniło się życie każdego z nas. Wszyscy wiedzą o tych obostrzeniach, ale, niestety, seniorzy jedyne co przyjmują do wiadomości, to to, że jest nacisk, aby o nich szczególnie dbano, bo są zagrożeni. A to, że oni też mają obowiązek dbania o innych, już im umyka.

Odpowiedz
avatar Spektatorka
-2 2

@Wstawka: Zakaszl przy takim delikwencie. Jak się wystraszy, powiedz, że coś cię połaskotało w gardło, albo że zakrztusiłaś się śliną. Na razie mamy "tylko" trochę ponad 700 zgonów i 14 tysięcy zachorowań. Jest cała masa ludzi (w tym ja), którzy nie znają osobiście nikogo chorego/zmarłego na covid. I dlatego niektórzy bagatelizują. Bo to jest odległe. Bo w mediach są głosy, że to taka grypka i spisek. Bo nie widzieli na własne oczy, jak niewierny Tomasz.

Odpowiedz
avatar ekn1
0 2

Nie obwiniaj starszych osób. Uwierz mi - mój stary ojciec dosłownie dusił się w zwykłej aptecznej maseczce, aż zemdlał w sklepie. Dobrze, że go do szpitala nie wzięli bo na 100% zaraziłby się korona - wirusem. Obwiniaj nasz rząd, że nie zapewnił darmowych, "oddychających" maseczek dla seniorów.

Odpowiedz
Udostępnij