Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jestem lekarzem, pracuję m. in. w Izbie Przyjęć pewnego powiatowego szpitala. Wypowiem…

Jestem lekarzem, pracuję m. in. w Izbie Przyjęć pewnego powiatowego szpitala. Wypowiem się na fali (a może raczej tsunami) tematu SARS-CoV-2.

Dodam, że sytuacja miała miejsce gdzieś na przełomie marca i kwietnia, więc jakiś czas temu, ale już zdecydowanie wtedy, kiedy „mówiło się” o wirusie.

Dyżur dość spokojny, bo odkąd pojawiła się pandemia, po pomoc przychodzą głównie ci, którzy jej naprawdę potrzebują, bez wycieczek ludzi, którzy chodzenie po lekarzach traktują chyba jako hobby (pewnie się boją zakażenia). Część osób kontaktuje się telefonicznie - a to zapytać, co zrobić, bo ciśnienie podskoczyło, a to spytać, czy Szpital w ogóle działa i można przyjechać z siekierą w nodze.

Odbieram jeden z telefonów i o! Coś odmiennego. Pan informuje mnie, że:
- ma gorączkę (38,5 st. C),
- ma kaszel,
- jest pod nadzorem San-Epid-owskim.

Informuję pana, że w ww. okolicznościach należy kontaktować się z San-Epid-em. W odpowiedzi słyszę, że „ale oni tam gówno wiedzą”. Jestem niewzruszona, informuję pana ponownie, że sprawa jest pod jurysdykcją tejże instytucji i z nią powinien się skontaktować. Pan kapituluje i rozłącza się.

Chwilę później telefon dzwoni ponownie, odbiera jedna z pielęgniarek i słyszę, jak mówi „no ale przecież pani doktor powiedziała panu, że to trzeba do San-Epid-u…”.

Tutaj drobna dygresja - owszem, mamy izolatkę, do której trafia na wstępie każdy gorączkujący pacjent, który zgłosi się do nas („na wejście” robimy pomiar temperatury), ale pod warunkiem, że nie jest w kwarantannie, nie miał kontaktu itp. itd., a temperatura wyszła już u nas, zwłaszcza gdy wygląda na to, że przyczyna jest inna - wiadomo, zapalenia wyrostka itp. nie zniknęły nagle ze świata, a owszem, wiążą się z gorączką. Do badania takiego pacjenta personel obowiązują konkretne środki zabezpieczające, wiadomo, kombinezony itd. Jeśli w trakcie badania wysuniemy podejrzenie COVID, wówczas rusza koronawirusowa machina, kontakt z wyznaczonymi jednostkami, bla, bla. Jeżeli jednak trafia się pacjent, który przez telefon pachnie COVID-em na kilometr, a już w ogóle do tego ma jakieś „kontakty” z San-Epid-em, on jest już w ich gestii.

Nie mija pięć minut, telefon dzwoni ponownie. Podnoszę słuchawkę.
- Dzień dobry, Izba Przyjęć, lekarz.
- Dzień dobry, XY, Powiatowa Stacja Sanitarno - Epidemiologiczna. Ja mam takie pytanie. Pani doktor, czy wy nie prowadzicie telekonsultacji?
- To znaczy?
- No jak pacjent dzwoni z problemem, to nie pomagacie mu go rozwiązać?
- No prowadzimy telekonsultacje, ale o co chodzi? - pytam nieco skołowana.
- Bo wie pani doktor, przed chwilą dzwonił pacjent do nas, że pani odmówiła mu porady…

- No odmówiłam porady pacjentowi, który gorączkuje, ma kaszel, do tego jest u państwa pod nadzorem. No bo przecież z COVID-em powinien zgłosić się do państwa.
- To pani doktor myśli, że on może mieć COVID?

- No a co ja mam myśleć? - wypalam. - Ma najbardziej klasyczne objawy, a już w ogóle w kontekście tego, że jest pod państwa nadzorem…

- No ale spokojnie, ja tylko pytam, ja nie jestem lekarzem, to ja nie wiem.

- No ale to chyba nie trzeba być lekarzem, wystarczy telewizję włączyć, żeby wiedzieć, jakie są objawy COVID przecież - rzucam, bezczelnie, wiem.
- No, ale wie pani, ten nadzór to nie że on jest z kwarantanny czy coś.
- No a z jakiego powodu pod nim jest?

- Nie wiem - odpowiada pani z rozbrajającą szczerością. - Pani doktor rodzinna z Małej Miejscowości W Tym Powiecie go zgłosiła, nie wiem, dlaczego.

- No ale czy ja jestem od weryfikowania tego, dlaczego lekarz rodzinny zgłosił pacjenta do nadzoru i czy słusznie?

- Ale proszę mnie nie atakować - broni się pani z PSSE. - Ja tylko pytam, bo to już któraś sytuacja, że lekarze odsyłają do nas…

- No dobrze, a proszę powiedzieć, co ja mam zrobić? Wypisać mu receptę na antybiotyk, który mu na nic, jeśli to rzeczywiście wirus (jakikolwiek zresztą, nie tylko TEN)? Wypisać zwolnienie z pracy i dać błogosławieństwo na latanie po ulicy [ta, nie wolno na zwolnieniu, tyle że żeby wszyscy się słuchali...], bo ja kwarantanny nie mam prawa nałożyć? A może przyjąć pana tutaj na Izbę i zainfekować potencjalnie personel i pacjentów?

- No wie pani, prędzej czy później i tak taki pacjent wam przyjdzie. I tak pani tego nie uniknie.


W tym momencie mój mózg eksplodował. Cóż, życzyłam pani miłego wieczoru, kazałam zająć się weryfikacją sytuacji epidemiologicznej pana i się pożegnałyśmy.


A pan już nie zadzwonił.


Cóż, pani miała rację, takie sytuacje się powtarzały. Mój zmiennik przeprowadził analogiczną rozmowę, tyle że on nieco bardziej się wkurzył i złożył skargę. I nagle sytuacje przestały się powtarzać.

Widocznie lekarze się poprawili i przestali niepotrzebnie odsyłać pacjentów San-Epid-owi. ;)

słuzba_zdrowia

by DocMonster
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
6 6

No to teraz ci powiem jak to wygląda od tej drugiej strony. Mam znajomego - objętego nadzorem sanepidu. Wystąpiła u niego gorączka, suchy, męczący i duszący kaszel itp. Szpital go zbywa, bo "sanepid", a sanepid milczy - nikt nie odbiera. Po 4 dniach objawy choroby na szczęście ustąpiły. Ale kontaktu z sanepidem nie udało mu się uzyskać.

Odpowiedz
avatar Zunrin
8 8

Problem z sanepidem jest taki, że instytucja ta po prostu nie jest przygotowana na taką sytuację. Czego wymagacie od instytucji, której celem istnienia latami było ściganie przedsiębiorców za spełnianie oprócz zwykłych wymagań różnych dziwnych wymysłów. A teraz dostali zajmowanie się kwarantanną i po prostu w większości to ich przerosło.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@Zunrin: to trochę nie tak - oni nigdy nie byli przeznaczeni do realizacji takich działań. Oni mieli ("od zawsze") zadania doradczo-kontrolne i po części koordynacyjne. Zrzucili na nich coś, czym nigdy nie mieli i nigdy nie powinni zajmować się bezpośrednio.

Odpowiedz
avatar Ziraelle
3 3

Sytuacja piekielna, ale to nie wina pani z sanepidu, tylko systemu (a właściwie to osób, które go wymyśliły, wprowadziły i zaklepały). Skoro ustawodawca zarządził, że za pacjentów z covidem odpowiada sanepid, to lekarz ma świętą rację odsyłać tychże do sanepidu. Jednak wymagać od pani z sanepidu, która nie jest i nigdy nie była lekarzem, żeby nagle przez telefon decydowała co zrobić z pacjentem z takimi czy innymi objawami, to też kuriozum. Pani z sanepidu ma obowiązek znać ustawy i rozporządzenia dotyczące nadzoru sanitarnego, czyli wiedzieć np. jakie normy sanitarne musi spełniać przychodnia, a jakie żłobek, albo umieć przeprowadzić test próbki na obecność tego czy innego zarazka. Skontrolować placówkę, zbadać próbkę, pobrać próbkę albo zbadać pacjenta to są cztery zupełnie różne umiejętności wymagające zupełnie różnej wiedzy. Naprawdę chcemy winić specjalistę od specyficznego działu administracji za to, że nie jest lekarzem?

Odpowiedz
Udostępnij