O ludzkim podejściu do obecnej (i nie tylko) sytuacji.
Mam faceta, znanego Wam jako Szczerbus9. Facet mój ma siostrę, dalej zwaną H., która pobudowała się na swoim skrawku ziemi, dosłownie za płotem. Idąc do niej nawet nie musimy wychodzić na drogę.
H. od samego początku sytuacji z coronavirusem zrobiła się trzy razy bardziej nerwowa. Odkąd zamknięto szkoły, nie pozwala jej córkom spotykać się z moją N. "bo kwarantanna". Nie przyszły na urodziny N. 1 kwietnia "bo kwarantanna". Przyszły dzień wcześniej "bo dziewczynki bardzo chciały"(nie skomentuję) i dzień później "bo ziemniaki trzeba sadzić"(można było omówić wszystko przez telefon). Ale nie przyszły w dniu urodzin, N. bardzo to zasmuciło, choć oczywiście jakoś to przełknęła. Aha, wczoraj mama H. pilnowała jej dzieci, a mieszka przecież z nami, więc jeśli N. na coronę, to mama też... Ja natomiast dowiedziałam się, że H. "jest jedyną osobą w rodzinie, która traktuje sytuację poważnie".
Wczoraj rano przeżyliśmy chwilę nerwów, gdy sądziliśmy że grozi nam zamknięcie na pełnej kwarantannie. Przygotowaliśmy taką mega kryzysową listę i Szczerbus pojechał na ostatnie zakupy, zanim zamkną nas w domu (prawdopodobieństwo że złapał wirusa i przekaże go dalej było bardzo niskie, co potwierdziło się w rozmowie z panią z sanepidu). Gdy je wypakowywał zadzwonił jego telefon, a ponieważ wyświetliło się imię H., pozwoliłam sobie odebrać.
H: No i jak tam? Bo jak was zamkną, to i nas!
Ja: Jak do tej pory nic nie wiemy, czekamy na telefon. Damy ci znać.
H: A jak będzie z zakupami?
Ja: To mnie nie martwi akurat. Mamy spore zapasy, a sąsiad zadeklarował pomoc, jakoś to będzie...
H (mocno ironicznym tonem): Wiesz, podziwiam twój spokój w tej sytuacji. Ja siedzę jak na szpilkach, a ty mówisz tak obojętnie.
Ja: H., gdybyś przeżyła to, co ja, wiedziałabyś, że tylko spokój może nas uratować. Nerwy jeszcze nikomu nigdy nie pomogły.
H: Skoro tak uważasz...
Oczywiście, że się denerwowałam, aż do telefonu w którym wypytano Szcczerbusa. Nie miał bezpośredniej styczności z zakażonymi, nie ma objawów, prawdopodobnie jest czysty, a my jesteśmy z grubsza wolni. Ale trzymałam te nerwy na wodzy. Ulegaie panice wydaje mi się niemądre. Wielokrotnie słuchałam od rozmaitych osób, że "mam wywalone", że się nie przejmuję, że mi nie zależy... Prawda jest taka, że staram się nie ulegać zbytnio strachowi i pokrewnym mu emocjom. Wmawianie innym, że nie traktują sytuacji poważnie i zarzucanie im niefrasobliwości, gdy nie ulegają panice jest moim zdaniem piekielne.
A Waszym?
Emocje jak na grzybobraniu.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 kwietnia 2020 o 17:16
Jakieś podsumowanie? Ktoś, coś? Dla mnie historia bez ładu i składu, nie wiem co tu jest piekielnego.
Odpowiedz@Kaaamm: Co tu jest piekielnego? Na przykład to: "Szczerbus pojechał na ostatnie zakupy, zanim zamkną nas w domu", z tego strumienia nieświadomości wynika, że to właśnie on mógł złapać wirusa, więc to, że pojechał na zakupy jest mocno piekielne.
Odpowiedz@le_szek: Ale tego, że nie miał bezpośredniej styczności z zakażonymi i że ostatecznie nas nie zamknięto, bo i Sanepid potwierdził, że nie mógł złapać, to już nie doczytałeś? NIE, NIE MÓGŁ ZŁAPAĆ WIRUSA. Dlaczego ludzie zachowują się jak idioci? Czekają, aż im ktoś powie, co mają robić? Gdyby potwierdzono coronę u majstra czy bezpośredniego współpracownika Szczerbusa, sami byśmy się zgłosili. Ale tu wirus musiałby przejść czteroosobową kolejkę. W dodatku Szczerbus od tygodnia przebywa na L4 w związku z anginą.
Odpowiedz@singri: Ostatecznie może i nie zamknięto, ale w momencie wyjazdu po zapasy nie wiedzieliście tego. Więc owszem, piekielna niefrasobliwość w obecnym klimacie.
Odpowiedz@KrzaQ: Ale wiedzieliśmy, że nie mógł złapać wirusa. Wiesz, istnieje coś takiego jak mózg. Umiejętność oceny zagrożenia, słyszałeś może? To było logiczne, że nas nie zamkną. Chyba że postanowiliby, na wszelki wypadek, zamknąć wszystkich z firmy. Tego się obawialiśmy (to, że moim zdaniem powinni, to inna sprawa). Jeśliby nas zamknęli, to tylko na zasadzie "na zimne dmuchać". No ale jak ktoś chodzi na pilota...
Odpowiedz@singri: tez uwazam ze w obecnej sytuacji, niezaleznie co uwazaliscie, skoro sanepid dzwonil ze jest jakies tam prawdopodobienstwo iz mozecie trafic na kwarantanne to powinniscie czekac na telefon w domu.
Odpowiedz@AnitaBlake: Ale nikt do nas nie dzwonił. Poszła wiadomość pocztą pantoflową że dyrektor ma coronę. To, ze nas zamkną było wyłącznie naszym domysłem. Sanepid dzwonił dopiero wczoraj wieczorem, zadali parę pytań i życzyli zdrowia.
Odpowiedz@singri: W innym komentarzu, który pisałaś pod innym postem znalazłem coś takiego: "ale jeśli ktoś mający bezpośrednią styczność z zarażonym nieświadomie sprzedał szczerbusowi wirusa (mało prawdopodobne, ale jednak...) to każde nasze wyjście na zakupy rozsiewa go dookoła. Oczywiście wychodzimy jak najrzadziej, ale ja jednak wolałabym nie robić za broń biologiczną :D" Może się zdecyduj w takim razie?
Odpowiedz@singri: aa no chyba ze tak. Zrozumiala ze dzwonili :)
OdpowiedzZ Tobą naprawdę jest coś nie tak. Środek epidemii a Ty się żalisz, że na urodziny córki nie chciała przyjść i odkąd zamknęli szkoły nie pozwala się córce spotykać z Twoją. Zastanów się co Ty wypisujesz. Piekielna to jesteś Ty. Nie chce mówić, że głupia.
Odpowiedz@koriatowa: Mam ochotę walić łbem w ścianę, serio. Nie przyszli na urodziny "bo epidemia" Przyszli dzień wcześniej "bo chciały" Serio nie widzisz tej hipokryzji?!
Odpowiedz@singri: To zacznij pisać poprawną polszczyzną bo jak widać, nie tylko ja mam problem ze zrozumieniem napisanego przez Ciebie tekstu.
Odpowiedz@koriatowa: Czym? Tekst jest napisany poprawnie. Trafiły się dwie literówki i tyle.
Odpowiedz@singri: polszczyzną. Poprawnie to nie tylko bez błędów ortograficznych.
Odpowiedz