Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielność, którą opiszę, jest być może drobna na tle innych opisanych tu…

Piekielność, którą opiszę, jest być może drobna na tle innych opisanych tu historii, ale mnie niezmiernie denerwuje.

Razem z narzeczonym wynajmowaliśmy mieszkanie. W lutym nagle okazało się, że musimy się stamtąd wynosić (szczegóły i powody nie są istotne dla tej historii) w trybie nagłym. Dostaliśmy tydzień na wyniesienie się.

Od razu po odebraniu tej niezbyt miłej informacji zaczęliśmy szukać nowego lokum na olx. Niefortunnie tak się złożyło, że ja wtedy byłam chora (zapalenie gardła), więc nie mogłam jeździć i oglądać mieszkań, ale narzeczony wykonał kawał dobrej roboty, oglądając w naszym imieniu, fotografując nam wszystko itd. Mieliśmy masę rzeczy do ogarnięcia, bo w czasie mieszkania w starym mieszkaniu nazbierało nam się dużo "gratów". Pakowanie trwało 4 dni.

Dosyć szybko udało nam się zdecydować na jedno mieszkanie. Warunki w nim były trochę gorsze niż w poprzednim (np. mniejsza kuchnia), poza tym pokój był zupełnie pusty (w starym mieszkaniu nie mieliśmy też za dużo mebli, ale była przynajmniej szafa, regał i stolik pod telewizor), ale miało też swoje zalety, jak lepsza lokalizacja, dobra cena i wanna (uwielbiam się kąpać, a w starym mieszkaniu był prysznic). Z pomocą rodziców pozwoziliśmy nasze graty.

Przez kilka dni harowaliśmy, by ładnie sobie to mieszkanie urządzić. Mieliśmy trochę własnych mebli, jak materac do spania, jakiś tam stoliczek, szafka nocna itd. Część musieliśmy dokupić, jak szafy tekstylne, stolik pod telewizor, regały. Przez kilka dni prawie nie mieliśmy czasu na jakieś hobby czy odpoczynek (poza urządzaniem mieszkania musieliśmy przecież chodzić do pracy), ale w końcu udało się zmienić to puste mieszkanie w całkiem przyjemny kącik.

Byliśmy z siebie bardzo dumni, że tak szybko i sprawnie udało nam się wszystko załatwić. Tak, w poprzednim mieszkaniu podobało nam się trochę bardziej, ale w tym, dzięki naszym staraniom, szybko poczuliśmy się jak w domu. Akurat ledwo skończyliśmy ogarniać, to pracodawca wysłał nas na pracę zdalną (zaczął coraz bardziej atakować koronawirus w Polsce), więc dzięki ciągłemu przebywaniu w mieszkaniu szybko się przyzwyczailiśmy do tego miejsca. Wisienką na torcie było przypadkowe znalezienie bardzo dobrej oferty na internet z telewizją (internet 4x szybszy niż mieliśmy wcześniej i bardzo dużo kanałów praktycznie za grosze), co umiliło nam siedzenie na dupie w tych ciężkich czasach.

No i gdzie piekielność, zapytacie?

Objawia się ona w naszych rodzicach. Wprawdzie pomogli nam przy przeprowadzce, co było miłe i na plus, ale cała reszta ich zachowania to jeden wielki minus.

Ja rozumiem, że być może oni po prostu chcą dla swoich dzieci jak najlepiej. Ale wcale nam nie pomaga, że od obu rodzin jedyne co słyszymy na temat naszego mieszkania to narzekanie. Że małe, że śmierdzi (nie wiem szczerze, o co chodzi, mnie nic nie śmierdzi), że brzydkie, że stare, takie, siakie i owakie. Nikt nie docenia naszych starań w meblowaniu, nikt nie powie miłego słowa, tylko wiecznie narzekanie. Przestaliśmy zapraszać rodziców do domu (zresztą nie tylko dlatego, że nas wkurzali, ale też z powodu wirusa), ale już tu byli i wiedzą najlepiej.

Ostatnio mój ojciec próbował nas przekonać do przeprowadzki, bo jakaś jego znajoma chce wynająć dwupokojowe mieszkanie, trochę drożej niż mamy teraz, ale w pełni umeblowane. Niby zaproponował to na zasadzie "pomyślcie, jak się namyślicie, to dajcie znak", ale jednocześnie nie szczędził sobie złośliwych komentarzy na temat naszego obecnego lokum i widać było, że pod przykrywką "pomyślcie" kryje się chęć narzucenia nam przeprowadzki. A my stąd się ruszać nie chcemy. Bardzo być może, że w tamtym mieszkaniu byłoby nam jeszcze lepiej - ale nie po to męczyliśmy się, by urządzić to, by te wszystkie starania poszły się kochać. Nie po to inwestowaliśmy w nowe meble, by stały się bezużyteczne. Nie po to się przyzwyczajaliśmy, by musieć się odzwyczajać.

Gdyby mój ojciec po prostu wspomniał o możliwości zmiany mieszkania, ale tego nie narzucał i nie krytykował non stop naszego wyboru, to co innego. Ok, zaproponował, my odmówiliśmy, koniec historii. Ale próbowanie nas przekonać, że tu, gdzie mieszkamy mamy chu... kijowo i powinniśmy się wyprowadzić, jest słabe.

Dobrego słowa nie usłyszeliśmy ani od niego, ani od reszty naszych rodzin. Jest mi z tego powodu zwyczajnie przykro. Mogę zrozumieć, że komuś faktycznie może się nie podobać nasze nowe mieszkanie, ale mogliby chociaż powstrzymać się od ciągłych przytyków. I w jakiś sposób docenić starania, pochwalić, że potrafimy sobie sami dobrze i sprawnie poradzić...

Nie wiem, cokolwiek. A nie tylko szpile.

Rodzice

by ~AnonimowaLokatorka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Roskminka
4 10

Oj, skąd ja to znam. Twój gust dziecko jest be, nasz gust jest cacy. Ważne, że Wam jest przytulnie, nie przejmujcie się. Rodzice chcą jak najlepiej dla swoich dzieci (zazwyczaj), ale są tylko ludźmi, więc mogą czasem trochę przesadzać.

Odpowiedz
avatar Hino
-1 11

Nuuda. Takie rzeczy to możesz sobie opowiadać koleżankom, a nie zaśmiecasz tą stronę

Odpowiedz
avatar FikMikfeegiel
-1 7

@Hino pokolenie platkow sniegu?

Odpowiedz
avatar klsk
0 2

@Hino: Głuuuupi komentarz. Tak to komentować możesz swoim kolegom, a nie zaśmiecasz tu sekcję komentarzy. I "tę stronę"!

Odpowiedz
avatar madxx
2 2

Skąd ja to znam... Rok temu kupiliśmy z chłopakiem mieszkanie - jego rodzice super zadowoleni, dumni z nas, że ogarnęliśmy dużo spraw wykończeniowych sami itp. Moja mama - 1. zaczęła od narzekania, że to straszna klitka (57 metrów, 3 pokoje, gdzie sama mieszka w dwóch) - i na nic argumenty, że każdy metr kosztuje 7 tysięcy i że po prostu większego kredytu byśmy nie dostali, 2. potem, że mały balkon (8metrów, moim zdaniem całkiem spory) - ona nie ma balkonu w ogóle, 3. potem, że narożne - specjalnie na takie się zdecydowaliśmy, żeby mieć jak najmniej sąsiadów za ścianami, a ona olaboga, że będziemy marznąć - jak jest zimno w mieszkaniu to się włącza kaloryfer, 4. i jeszcze, że nad lokalem usługowym - dla nas super, bo nie ma pod nami sąsiadów, nikt nie będzie miał problemów o ewentualną imprezę, a i lokal usługowy zwykle ma gdzieś rachunki i dużo grzeje, więc i nam cieplej - jej tłumaczenie, że ona by w życiu nie chciała, żeby jej ktoś pod oknami chodził. na pytanie czemu dalej mieszka w bloku, a nie w środku lasu nie odpowiedziała. I tak cały czas, nie nazywa naszego mieszkania inaczej niż "mieszkanko", "gniazdeczko" lub "kąciczek" (sic!).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

Nie kumam. Co taki badziew robi na głównej? Waszym rodzicom się nie podoba. I jak to KAŻDY rodzic ma - ględzą. Bo mają za dużo wolnego czasu.

Odpowiedz
Udostępnij