Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dziecka mojego nigdy nie wychowywałam w karnym posłuszeństwie, że na każde żądanie…

Dziecka mojego nigdy nie wychowywałam w karnym posłuszeństwie, że na każde żądanie ma być w gotowości wykonywania poleceń, co nie znaczy, że na prośbę o pomoc, czy wykonanie czegoś zapiera się rękami i nogami. Wie, że ma prawo odmówić, jeżeli czynność mu nie pasuje, przełożyć w czasie, albo po prostu, jak to pełnoletni nastolatek - zbuntować się, bo tak. Jednak większość próśb o pomoc w domu jest rozpatrywana pozytywnie. Wyjątkiem jest praca na ogrodzie - nie znosi tego.

Mój tata mieszka w domu obok, niby osobno, ale mamy wspólny ogród, którym głównie zajmuje się on i mój mąż. Raczej nie jednocześnie, każdy robi to w czasie i na odcinku odpowiadającym jemu samemu. Współistniejemy tak od jakichś 18 lat, więc żadnych nowości.

Pod nieobecność moją i męża do naszego domu wpada dziadek z propozycją nie odrzucenia:
- Chodź, pozbierasz liście.
- Nie, teraz wyjątkowo mi się nie chce.
próbował jeszcze namawiać, nie prosił o pomoc, że jemu jest potrzebne wsparcie, bardziej namawiał po prostu do opuszczenia domu i przewietrzenia się. W końcu stwierdził, że daje 10 minut i wyszedł.
Po jakimś czasie przyszedł znów i gdy zobaczył swoje wnuczę w tym samym miejscu, w którym je zostawił, zaczął wykrzykiwać:
- nie chcę cię znać, nie odzywaj się do mnie, nie będę ci mówił dzień dobry - i znów wyszedł.
Po takiej zachęcie, wiadomo, że nikt nie zerwie się polecieć grabić liście, szczególnie w tak nastawionym towarzystwie, więc trzecie wejście skończyło trzaśnięciem przez dziadka w bezpieczniki prądu, niezbyt miłą wymianą zdań.

Taka zwykła scena z życia, ale dziadek obraził się. I na moją i mojego męża sugestię, że przeprosiny nie są tym, czego powinien oczekiwać, obraził się również na nas i oznajmił, że czeka na przeprosiny od nas wszystkich, bo został upokorzony.
Na próby załagodzenia konfliktu z najmłodszej strony, odpowiedział, że przeprosiny nie są szczere i ich nie przyjmie.
Właśnie mija miesiąc od awantury i nadal nie rozmawiamy.

dom rodzinny

by myscha
Dodaj nowy komentarz
avatar Balbina
1 33

Mam mieszane uczucia. Z jednej wasz sposób chowania dziecka taki a nie inny, który wam odpowiada a z drugiej strony starszy pan,dziadek który był inaczej nauczony. Ze starszym się nie odmawia(nie mylić z obcymi nam ludżmi) Nawet jak nam się nie chce to ze względu na stopień pokrewieństwa dziadek-wnuczek to taka postawa nie wchodzi w grę. Może on teraz rozmyśla typu: jak on był mały to ja go niuniałem,gwiazdkę z nieba sciągałem a on mi nawet nie chce pomóc przy liściach. Ja jestem z tego pokolenia co bez mrugnięcia byłam na każde zawołanie babci a i mój brat też. Więc trochę rozumiem zacięcie się starszego pana.

Odpowiedz
avatar xpert17
-4 26

@Balbina: był inaczej nauczony, mamy wiek XXI, czas się oduczyć

Odpowiedz
avatar myscha
8 32

@Balbina: Nie o pomoc chodziło, bo gdyby padło: potrzymaj mi worek, schyl się, bo nie mogę, to nie byłoby większego gadania - może chwilę potrwałoby "dotarcie" do pracy, ale odbyłoby sie. Chodziło bardziej o wyciągnięcie "dla twojego dobra" z domu. A gniewanie się przez miesiąc i nie przyjęcie przeprosin to dla mnie przegięcie

Odpowiedz
avatar Balbina
-5 27

@xpert17: Pewnie juz sie oduczyłeś a ja gdyby moja babcia żyła to z chęcią bym wszystko zrobiła o co mnie prosi. Może tobie pasuje patrzenie tylko na czubek swojego nosa mnie nie. Twoja wola.

Odpowiedz
avatar Balbina
6 10

@myscha: On się zaciął i teraz to chyba mu już głupio odpuścić. Powolutku,powolutku i odpuści(oby)

Odpowiedz
avatar Meliana
15 15

Próbuję zrozumieć motywy, ale trochę brakuje tu tła. Bo z jednej strony, cała ta sytuacja wygląda jak klasyczne szukanie pretekstu do awantury. Z drugiej - po co mu ona? Tyle lat mieszkacie obok siebie, wnuka zna nie od wczoraj, nie widuje go raczej od święta, żeby mógł być zaskoczony sposobem jego wychowywania, co więc chciał osiągnąć? Z jednej strony, akcja godna niezrównoważonego furiata (nie chce znać wnuka, bo nie ma ochoty wyjść grabić liści?!), a z drugiej - jeśli wcześniej nie miał takich akcji, to jakiś grubszy, a niedopowiedziany powód być musiał... A może uznał, że pora by wnuk przejął po nim ogrodową schedę, ale nie załapaliście delikatniejszych aluzji?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 marca 2020 o 18:07

avatar myscha
7 11

@Meliana: Ja od miesiąca próbuję zrozumieć motywy i nadala nie wiem. Nie kojarzę żadnego grubszego powodu, niegrzeczności przy odmowie nie było, a co do prac ogrodowych - tak jak pisałam, z naszej strony też są wykonywane, ale nie w tym samym czasie co on robi

Odpowiedz
avatar Meliana
11 19

@myscha: Chwila moment - piszesz że nie było was w domu, kiedy cała akcja miała miejsce, więc skąd wiesz, że nie było niegrzeczności przy odmowie? Bo nastolatek tak powiedział, więc na pewno tak było? No nie wiem, bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że atmosfera musiała gęstnieć już od jakiegoś czasu, ale bagatelizowaliście to, aż dziadek wybuchnął z pierwszego lepszego powodu, jaki się trafił. W teorie, że komuś nagle klepka odpadła i z dnia na dzień wywróciło go na lewą stronę, to ja nie bardzo wierzę...

Odpowiedz
avatar hulakula
3 13

@Meliana A może wystarczyło powiedzieć: dziadek, teraz mi się nie chce, wyjdę za godzinę.

Odpowiedz
avatar BlackDragon321
0 6

@myscha: "niegrzeczności przy odmowie nie było" Niegrzeczności może i nie było (chociaż skoro Was nie było, to wiesz to tylko z relacji), ale usłyszeć od wnuka na polecenie zrobienia czegoś "Nie, bo mi się nie chce" też przyjemnością nie było.

Odpowiedz
avatar Monomotapa
10 14

Miesiąc? Z moim nie rozmawiamy 5-6 lat. W teorii, bo mój tata "podniósł na niego głos w domu, w którym się urodził" (tenże dom jest własnością moich rodziców, odziedziczony po matce dziadka). W praktyce - chcieliśmy głosować na innego kandydata na burmistrza. Starzy ludzie naprawdę są uparci. Szkoda w tym jedynie babci.

Odpowiedz
avatar wolly
19 29

Popieram taki model wychowawczy. Sama byłam wychowywana na zasadzie starszych trzeba słuchać, być grzecznym, nie pyskować, nie ozywać się nie pytana, najlepiej zachowywać się tak jak by mnie nie było. Teraz w wieku 35(!) lat mam ogromny problem z asertywnością zwłaszcza wobec starszych. Te cholerne gadki pt. "ile to my dla Ciebie zrobiliśmy" wyprały mi mózg tak, że sprzeciwienie się rodzicom lub teściom dopiero teraz po kilkunastu sesjach z terapeutą jest możliwe.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-4 24

@wolly: No, tutaj działa za to zupełnie skrajny model wychowawczy, pod tytułem "bajka o selerze". Znasz? "Matka pierze, ja se leże".

Odpowiedz
avatar wolly
7 19

@Armagedon: Chyba niekoniecznie, autorka pisze, że syn pomaga w domu. Uważam, że dziecko ma prawo do własnego zdania, a nie, dziadek karze a on rzuca wszystko i leci na zawołanie jak dobrze wytresowany pies. Sorry ale dziecko powinno się wychowywać a nie tresować.

Odpowiedz
avatar Jorn
7 7

@wolly: Dziadek każe.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-3 9

@Jorn: No właśnie. Bo ukarać to by się chyba nie odważył? Aczkolwiek, KAZAĆ - zapewne - pan starszy też sobie może, co najwyżej, SOBIE.

Odpowiedz
avatar BlackDragon321
1 11

@wolly: "dziadek karze a on rzuca wszystko i leci na zawołanie jak dobrze wytresowany pies" Nikt tutaj nie mówi o tym, że syn powinien rzucić wszystko i lecieć bo "starszy pan wydał rozkaz". Jednak stwierdzenie "Nie, bo nie chce mi się" wygląda jak dzisiejsze "bezstresowe wychowanie" i postawa "Nikt nie będzie mi mówił co mam robić". Jeżeli nie miał ochoty teraz to mógł powiedzieć dziadkowi, że zrobi to później. To przecież też jego dom. Jak szef w pracy każe coś zrobić to też powinno mu się powiedzieć "Nie, bo nie chce mi się"?

Odpowiedz
avatar Bryanka
16 16

Najpierw się zdziwiłam, że dziadek już miesiąc się dąsa, a potem przypomniało mi się, że mój dziadek z moją mamą (swoją córką) od 20 lat już nie rozmawia, a poszło o otwarte okno. W sumie to nawet awantura nie było, tylko wymiana opinii. Jak się kiedyś jeszcze pytałam o co właściwie im poszło, to dziadek mówił, że jestem za smarkata, żeby o "dorosłe sprawy" pytać. Teraz, to już chyba sam zapomniał, ale dalej ma focha.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
9 11

Jeden drobiazg - pracujemy W OGRODZIE, nie "na ogrodzie".

Odpowiedz
avatar Armagedon
5 27

"...co nie znaczy, że na prośbę o pomoc (...) zapiera się rękami i nogami." A po cóż miałby się zapierać, skoro doskonale... "...wie, że ma prawo odmówić (...) albo po prostu (...) zbuntować się, bo tak."? "Jednak większość PRÓŚB o pomoc w domu jest ROZPATRYWANA pozytywnie." Hmmm, się zastanawiam, czy twój synuś musi ładnie poprosić, żebyś mu wyprała łachy, pozmywała gary po obiedzie, zrobiła zakupy, wyszorowała kibel i wannę, lub odkurzyła chałupę? I ciekawi mnie, czy masz prawo do ROZPATRYWANIA owych próśb negatywnie, z powodu "bo tak", albo "nie chce mi się". Prawdę mówiąc, nie bardzo wyobrażam sobie, żeby dorosły syn miał prawo udzielać się w domu na zasadzie "jak będę chciał i humor miał". KAŻDY członek rodziny, nawet dziecko, powinien mieć w domu jakieś konkretne obowiązki do wykonania. A zaczyna się właśnie od wydawania poleceń. Na przykład "posprzątaj zabawki", a potem "sprzątnij ten chlew w swoim pokoju". Dlatego reakcja starszego pana mnie absolutnie nie dziwi. Ja też bym się wściekła, gdybym powiedziała ojcu "chodź tato, pomożesz mi znieść te klamoty do piwnicy", a on mi na to "nie chce mi się". W dodatku powtórzył to trzykrotnie, kompletnie mnie lekceważąc.

Odpowiedz
avatar PaniWrzos
11 23

@Armagedon Dokładnie tak, też odczułam to w ten sposób. W dorosłym życiu rzeczy robimy najczęściej bo należy je zrobić a nie dlatego, że mamy ochotę. To jest dobry nawyk jeżeli chodzi o organizację pracy jak i życie osobiste. Nastolatek jest na tyle duży by nie być w domu gościem, tylko brać udział w organizacji życia, kiedy trzeba a nie kiedy mu się akurat zachce. Pewne prace z różnych powodów można przełożyć, czasem nawet lenistwo bywa rozsądnym usprawiedliwieniem, ale kiedy członek rodziny prosi o taką drobnostkę to odmowa „bo tak” jest zwyczajnym frajerstwem i źle świadczy o takiej osobie. Autorko nie usprawiedliwiaj tego tylko dlatego, że to Twój „ synuś”. Czy wobec niego też wykonujecie obowiązki i przysługi jak wam się zachce? Nie? To czemu przekazujecie mu, że jest w stosunku do innych uprzywilejowany? W dorosłym życiu też zgrabnie wytłumaczysz sobie dlaczego syn nie bierze odpowiedzialności za nic jak akurat nie ma ochoty? Dziadek oczywiście też przesadził w reakcji ale rozumiem jego zdenerwowanie. Mi na jego miejscu było by przykro i byłabym zniesmaczona postawą takiej osoby. Nie żebym była wychowywana w duchu kindersztuby, ale w duchu empatii i współpracy już tak. Może dzięki temu międzyinnymi nie muszę opisywać tu swojej rodziny.

Odpowiedz
avatar singri
19 21

@Armagedon: No właśnie, wie ze może odmówić i tylko dlatego nie odmawia. To są właśnie meandry ludzkiej psychiki. Sama to obserwuję na własnym dziecku. Kiedyś: "N. posprzątaj w pokoju. N. musisz dziś posprzątać! N. ja ci obiad gotuję, bo to mój obowiązek, ty masz obowiązek posprzątać w pokoju!" Teraz: "Ty masz pokój do posprzątania, ja kuchnię. Ścigamy się? A potem razem upieczemy ciasto. Wygrany wylizuje miskę." I wiesz co? Od trzech tygodni nie interesuje mnie porządek w jej pokoju. Tyle że podłogę jej umyję, ale i od tego odchodzę. A co do "nie chce mi się" - moja córka ma obowiązki, które wykonać MUSI bez dwóch zdań (lekcje, porządek w pokoju, uporządkowanie salonu jeśli nabałaganiła) i takie jakby półobowiązki - niby nie musi, ale fajnie jeśli poustawia buty w hallu czy posortuje pranie. Podobnie ja - obiad muszę zrobić, posprzątać muszę, ale np. wcale nie muszę zrywać się na jej prośbę i lecieć do mikrofali, bo zażyczyła sobie popcorn. Chce mi się, to pójdę. No i trzeba pamiętać o jednej ważnej rzeczy - dzieci w pewnym wieku aż się napraszają by pozwolić im pomagać. Wystarczy im na to pozwolić i DOCENIĆ ich pomoc. Zwykłe "Dzięki, sama robiłabym to dłużej" sprawia, że one czują się potrzebne. A to sprawia, że nabierają ochoty do pomagania. Z czasem wytwarza się skojarzenie wykonana praca=pochwała. Zauważ, że dziadek z historii nie użył słów "pomożesz mi". Autorka wyjaśnia, że było to raczej na zasadzie "Chodź się przewietrzyć", "Chodź się rozruszać". Czyli dziadek uznał, że wnuk zbyt długo siedzi i miał fanaberię, by wyciągnąć go na dwór.

Odpowiedz
avatar myscha
9 13

@Armagedon: tak, próśb, bo nie wydaję rozkazów, tylko proszę. Z tym rozpatrzeniem - może powinnam dać cudzysłów, użyłam akurat takiego słowa. Owszem, nie rzuca się z własnej woli, żeby wyszukać co trzeba zrobić w domu. Nie będę opisywać czynności, które wykonuje, ale rzadko kiedy odmawia. I ja też nie zawsze robię w konkretnie tym momencie niektóre czynności, co nie znaczy, że toniemy w brudzie i nie mamy co jeść. Ogród jest akurat miejscem, którego unika od zawsze.

Odpowiedz
avatar singri
5 7

@myscha: Ja też nie rozkazuję, ale też nie proszę. Używam raczej sformułowań typu "byłoby miło, gdybyś..." albo "bardzo byś mi pomogła, jeślibyś...". Niby można to podciągnąć pod prośbę, ale wydaje mi się, że dziecko zagadnięte w ten sposób, wyczuwa że zależy mi na tym, by to zrobiło. I również przyznaję N. prawo do czynności, których po prostu nie lubi i wykonywać ich nie będzie, choć jeszcze nie zdarzyło się, żeby o tym wspominała.

Odpowiedz
avatar livanir
3 7

@singri: Zapewniam cię, ze jako dziecko tak wychowywane czytam to "Miło by było jakbyś to zrobiła" jako "Masz to zrobić pókim miła".

Odpowiedz
avatar eulaliapstryk
10 14

@Armagedon: Zaraz. Chwila. Ja jestem mocno dorosła i we własnym domu robię coś, albo nie, zależnie od tego, czy mi się akurat chce, czy nie chce. Wiadomo, są sprawy, które trzeba załatwić już - typu nakarmić kota, pozmywać, zrobić coś do jedzenia, zetrzeć/zamieść podłogę, bo się zapaprała, ale inne rzeczy, takie jak pranie, sprzątanie, grabienie liści, czy podlewanie kwiatków mogą spokojnie poczekać parę godzin. Albo na następny dzień. Nikt mnie w życiu nie zmuszał, żebym natychmiast rzuciła wszystko i leciała myć okna, powiedzmy, bo dana osoba akurat zauważyła że są brudne, a ja już od godziny siedzę z książką i w zasadzie ruch by mi się przydał. No bez przesady. Obowiązki tak, ale nie JUŻ, natychmiast, bo ja tak mówię!

Odpowiedz
avatar singri
6 6

@livanir: Serio? Jak ja chcę powiedzieć "Masz to zrobić, pókim miła" to mówię "Masz to zrobić pókim miła" (a konkretniej "zanim się wścieknę"). I N. chyba wyczuwa różnicę, bo gdy mówię "miło byłoby, gdybyś..." to wcale nie rzuca się do tej roboty, tylko robi albo odmawia. Ważne dla mnie też jest to, że odmawia wprost.

Odpowiedz
avatar Meliana
-1 11

@eulaliapstryk Nie wiem, jak Ty to widzisz, ale w moim odczuciu głównym "problemem" jest to, że młody najwyraźniej nie ma żadnych obowiązków w domu, tylko za każdym razem trzeba poprosić, a on może się zgodzić albo i nie. To subtelna, acz znacząca różnica.

Odpowiedz
avatar singri
2 2

@Meliana: Chodzi Ci o takie stałe obowiązki typu "Po każdym obiedzie sprzątasz naczynia"? Takie, które młody musi wykonywać regularnie?

Odpowiedz
avatar Meliana
4 4

@singri Dokładnie. Mogę się mylić, ale takie właśnie odniosłam wrażenie po przeczytaniu historii i komentarzy autorki. Znaczy, generalnie to mnie to lotto, jak kto własne dzieci wychowuje, ale jako osoba chowana w podobny sposób (wszystko możesz, nic nie musisz i "masz prawo", ale już o obowiązkach cicho sza), mogę tylko młodemu współczuć. Wiem, jak boli potem zderzenie z rzeczywistością i ile czasu zajmuje ogarnięcie się z tym wszystkim.

Odpowiedz
avatar Shi
5 5

@Meliana: myślę, że ciężko ocenić jak autorka syna wychowuje, bo wiele rzeczy nie jest jasne, a w komentarzach ludzie sobie wiele dopowiadają. Za wiele. Gdyby autorka była moją mamą to bym nie miała problemu by prawie za każdym razem zrobić, o co mnie POPROSI. Nawet jeśli to prośba "prosze, przyjdź z innego piętra i mi podaj pilot, który leży 1,5 metra ode mnie". Tylko przez użycie słowa "proszę". Regularne obowiązki też można wyrazić prośbą "proszę cię o odkurzanie raz w tygodniu, najlepiej w sobotę", na przykład. Od razu po dodaniu tego słowa chce się robić. Od zawsze lepiej niż kary i krzyki działało na mnie to, gdy mama zaczęła robić coś, o co mnie poprosiła, bez krzykow i awantur. Po prostu robiło mi się głupio, za to nigdy nie było mi głupio gdy robiła coś "za mnie" jak wcześniej prawie dostałam mokrą gąbką w twarz, bo nie chcę czegoś zrobić JUŻ. Ogólnie wystarczy dziecku dać obowiązki, które nie muszą być wykonane JUŻ, by nie było frustracji. Np. zamiast "posprzaraj po obiedzie i poodkurzaj", gdzie rodzic z umyciem naczyń i podłóg musi czekać na dziecko rozdzielić obowiązki na zasadzie "poodkurzaj i pomyj podłogi, ja zniosę naczynia i pozmywam" lub na odwrót. W takim przypadku co za różnica czy zacznie odkurzac i myć podłogi o 9 rano czy 19? Co za różnica czy zrobi to w piątek, sobotę czy nawet niedzielę lub poniedziałek?Jeśli sprząta co tydzień to będzie czysto. Naczyniom też nic się nie stanie jeśli zostaną umyte kilka godzin po obiedzie, a nie od razu. Dodam, że mnie samą zawsze odrzucalo od ogrodu. Ojciec wtedy zarzucał mi wyslugiwanie się matką. Bo nie widział (albo raczej nie chciał widzieć, ale to nie ważne), że może mama szła za mnie do ogródka, ale ja za to robiłam obiad. Tak to jest jak nie widzi się całego obrazu. W tym momencie piekielni za dużo sobie dopowiadają. W skrócie - nie widzę nic złego by traktować dziecko jak równego sobie i nawet obowiązki wyrazić prośbą. W dodatku nic złego gdy dziecko jakichś obowiązków odmówi, jeśli w zamian zrobi coś innego. Nic złego nie ma w prowadzeniu dialogu z potomkiem. Szczególnie, że może się okazać, że potomek lubi robić coś, czego nienawidzisz i vice versa ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 marca 2020 o 14:03

avatar either
1 1

@Armagedon: Hmmm, po tonie w jakim napisany jest Twój komentarz (a także po Twoich komentarzach, które pamiętam z innych historii) zastanawiam się, czy jesteś jedną z tych osób którym miło się pomaga, czy jedną z tych, które chcesz jak najszybciej "obsłużyć" i mieć święty spokój.

Odpowiedz
avatar BlackDragon321
3 9

"Wie, że ma prawo odmówić, jeżeli czynność mu nie pasuje, przełożyć w czasie, albo po prostu, jak to pełnoletni nastolatek - zbuntować się, bo tak" Przełożyć w czasie - spoko. Moim zdaniem jednak odmówienie, bo czynność nie pasuje, albo "bo tak" to popadanie ze skrajności pod tytułem "Jak ja coś mówię to ty robisz to natychmiast bez gadania" w skrajność "Nikt nie będzie mi mówił co mam robić". Człowiek przez całe życie wykonuje czynności, których nie chce wykonywać ale jest w ten czy inny sposób zmuszony. Np. ja nie lubię sprzątania, ale nie chce żyć w chlewie więc sprzątam - mimo, że ta czynność mi kompletnie nie pasuje. Dlatego im szybciej człowiek nauczy się, że nie zawsze wszystko dzieje się tak jak chce, tym lżej przeżyje zderzenie z dorosłym życiem. Odmówić "bo tak"? To syn ma 18 lat czy 12? Szczerze mówiąc rozumiem dziadka. Też bym się zdenerwował, gdyby mój syn czy wnuk na polecenie zrobienia czegoś powiedział "Nie, bo mi się nie chce". To po prostu ciężko odebrać inaczej jak zlekceważenie mojej osoby. Rozumiem jeszcze "Nie, bo nie mam czasu/źle się czuję, zrobię to później", ale "Nie, bo nie"? Aczkolwiek reakcja dziadka też przesadzona. Gniewać się o taką bzdurę przez miesiące? O ile nie było wcześniej żadnych konfliktów i to jedyny powód focha dziadka, to też jego zachowanie jest niewłaściwe.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 marca 2020 o 19:44

avatar Balbina
3 7

@BlackDragon321: Nie cierpię gotować,robię to bo muszę. "Szlag" mnie trafia że ja się nastoję w kuchni godzinę a oni zjedzą to w 10 minut.I nikt mnie o to nie prosi. Nikt mnie nie prosi o to żebym zrobiła zakupy,pranie,prasowanie i wiele innych czynności których nie lubię a robię bo tak trzeba. I drugi raz mnie "szlag" trafia że ja muszę nastolatka prosić o zrobienie zmywarki bo tak.O posprzatanie w swoim pokoju.Bo tak. Bo on ma prawo do nic nie robienia.A jak coś to mnie poproś.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 marca 2020 o 15:52

avatar kurzajka
1 1

Mieszkałam na wsi. Nienawidziłam pola, gospodarki, nawet kwiatków. Zawsze powtarzałam, że jak dorosnę to na pewno będę mieszkała w mieście - i tak właśnie jest. Moja mama odpręża się pracując na powietrzu i zawsze mi mówiła, że jak podrosnę to zobaczę, docenię, że swoje warzywa to co innego niż kupne (wiem, ale i tak nie lubię wokół nich robić

Odpowiedz
avatar arlequin
0 0

Czytam tu komentarze i niektóre mnie załamały - chociaż w sumie nie powinnam się dziwić, ludzie bywają popie*eni. Serio, dzieciak ma ku*wa robić wszystko, co każą mu starsi? Jeśli pomaga w domu, ale jednej czynności nie zrobi bo jej nie znosi - to co w tym złego? Może najlepiej ma być służącym, a starsi mają siadać na dupach i zbijać bąki. Dzieci nie są własnością ani służącymi rodziców, mają mieć prawo do odmowy, gdy coś im się nie podoba albo nie lubią i nie zrobią jednej czynności. Ja jestem traktowana jak służąca przez matkę - miała wypadek w 2012 roku, w grudniu. Miała połamaną miednicę, lekarze podczas operowania jej niewłaściwie jej zoperowali jej rękę tak, że ledwo jest w stanie nią cokolwiek chwycić, ale druga ręka jest w pełni sprawna. Obecnie mama JEST W STANIE wstać i tak dalej, ale np. schylać się nie bardzo. Jednak jest w stanie zrobić sobie herbatę, kanapkę czy coś sobie podgrzać na np. patelni. Tak. Mimo to, jestem codziennie KILKANAŚCIE razy wołana przez nią z drugiego pokoju i to trybem rozkazującym - zrób mi herbatę, przynieś mi gruszkę/jabłko, czy - moje ulubione - "kawałek chlebka". Nosz... nigdy nie powie słowa PROSZĘ ani DZIĘKUJĘ. Nie zliczę, ile razy ją opieprzyłam a ona w odpowiedzi tylko mętne tłumaczenie "ale mnie boli kręgosłup/dupa/ręka/głowa/włosy/paznokieć... I jeszcze ja jej muszę przynosić, więc jej postawiłam ultimatum - na które zaregowała małym oburzeniem i mętnym tłumaczeniem "ale ja nie mam kasy..." (g*wno prawda!) - że w takim razie płaci mi za każdą moją służbę 10 zł albo sama się obsługuje. Ja jestem jej córką, która jak już to ma POMAGAĆ w obowiązkach domowych a nie robić za darmową służbę. Robienie herbat/kaw i przynoszenie jedzenia nie jest moim obowiązkiem domowym. Stary piernik a ja mam go obsługiwać podczas, gdy SAMA potrafi się doskonale obsłużyć w prostych i nieskomplikowanych czynnościach. No k*wa.

Odpowiedz
avatar BlackDragon321
0 0

@arlequin: Przecież nikt nie pisał, że miał stanąć na baczność i wykonać rozkaz. Wiele czynności w życiu się nie lubi a trzeba wykonywać. Jak nie lubisz sprzątać to będziesz żyć w brudzie? Jak nie lubisz robić zakupów to nie będziesz jeść? Jak nie lubisz chodzić do pracy to nie będziesz pracować? Co to jest więc za argument, że nie zrobił bo nie lubi? Żaden, bo w codziennym życiu robi się dużo rzeczy, których się nie lubi. No chyba, że jesteś jakimś milionerem i stać Cię na ludzi od tego - wtedy spoko, ale w tym wypadku raczej tak nie jest. Tym bardziej, że mowa była o 18 latku, czyli osobie prawnie dojrzałej. O ile dziecko jeszcze ma swoje bunty i nic się na to nie poradzi bo taka jest jego natura, o tyle tutaj mowa o dorosłej osobie. I to wszystko o grabienie liści w domu, w którym dana osoba też mieszka. No strasznie uwłaczająca czynność. O ile masz rację, że dziecko nie jest własnością rodziców i nie musi wykonywać każdego rozkazu bez pytań, o tyle idziesz w drugą skrajność "nikt mi nie będzie mówił co mam robić". Skoro się już jest na utrzymaniu rodziców to pomoc im w obowiązkach jest przynajmniej czymś co wypada zrobić.

Odpowiedz
Udostępnij