Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

O tym, jak mimo że człowiek pracuje, ma oszczędności i myśli, że…

O tym, jak mimo że człowiek pracuje, ma oszczędności i myśli, że go to nigdy nie spotka, może utracić płynność finansową. I to nie z własnej winy.

Jestem w ciąży i od początku jestem na (uzasadnionym) zwolnieniu, co mojemu pracodawcy januszowi pasowało, ponieważ w innym wypadku to on musiałby zapewnić dla mnie inne zajęcie, niż to wykonywane do tej pory (m. in. za dużo kg do podnoszenia itd).

Z powodu powiększającej się rodziny, w międzyczasie zdecydowaliśmy się też na zmianę mieszkania i postanowiliśmy w części posiłkować się kredytem hipotecznym. No i zaczęły się kwiatki.

Co ważne - umowę mam na czas nieokreślony.

Janusz w sierpniu wypłacił mi w gotówce ostatnie wynagrodzenie za lipiec, później przeszłam pod jurysdykcję ZUS. Janusz, nie wiedzieć czemu, razem z wynagrodzeniem wypłacił mi cały zaległy urlop (a było tego całkiem sporo, bo z urlopowaniem od zawsze był u nas w firmie problem i praktycznie wszyscy w firmie wybierali urlop "rok do tylu" czyli w '17 ten z '16, a ten z '17 w '18 itd.).

Minął sierpień, wrzesień i część października, przelewu z ZUS niet, a tu bank chce widzieć dochody. Idę do swojego oddziału ZUS, pytam, co i jak. Kobieta w informacji mówi, że nie ma mojego L4.

Poczułam uderzającą falę gorąca i musiałam wyjść, bo chyba bym tam padła.

Janusz postanowił nie odbierać moich telefonów. No to lecę do swojej lekarki.

Mówię, co i jak, wystraszona, że w sumie to wychodzi na to, że mnie w takim razie trzeci miesiąc w pracy nie ma bez uzasadnienia, że ZUS, że co się dzieje? Myślę sobie - starsza kobieta, może tych nowych e-zwolnień nie ogarnia. Ale nie, pani doktor loguje się do swojego systemu, mówi, że u niej ok, od niej wszystko elegancko poszło zarówno do ZUS, jak i do pracodawcy.

Janusz nadal nie odbiera.

No to wracam do ZUS.

Tym razem już inna pani mi mówi, że od lekarza to oni owszem, mają zaświadczenia od wtedy do wtedy, tylko brakuje od pracodawcy wniosku o wypłatę zasiłku.

Aha.

Piszę do Janusza SMS i wtedy jeszcze proszę o dostarczenie tego przeklętego zaświadczenia. Do siedziby firmy osobiście jechać mam za daleko, a i tak pewności żadnej, że go tam zastanę, więc telefon to jedyna droga kontaktu poza oficjalnymi pismami wysyłanymi tradycyjną pocztą, bo mój szef jest "niemailowy".

Janusz oddzwania następnego dnia: on nie wie, on się nie zna, mam dzwonić do księgowej. Przy czym księgowa nie jest nasza wewnętrzna, tylko jest to biuro rachunkowe (dalej BR) obsługujące naszego janusza i wiele innych firm.

Ale dzwonię. Tłumaczę, kim jestem, u kogo pracuję, co chcę. Chłopak po drugiej stronie telefonu mówi, że przekaże szefowej i dadzą znać.

Mija kolejny dzień, nikt nic nie daje znać, dzwonię sama do BR. Oni podobno wniosek wysłali, mam czekać, pewnie ZUS ma burdel. ZUS takiej informacji przez telefon nie udziela, bo nie mam profilu jakiegoś tam. OK, za kilka dni po drodze wstępuję do oddziału.

Wniosku niet.

Mogę sama napisać taki wniosek i umotywować opieszałością pracodawcy, który - uwaga, uwaga - ma 7 dni na dostarczenie tego wniosku po otrzymaniu mojego zwolnienia lekarskiego! (które otrzymuje praktycznie w tym samym momencie, w którym jest ono wypisane).

Jednocześnie z banku przychodzi informacja, że z powodu wynagrodzeń w gotowce a później opłacania składek przez Skarb Państwa, muszę dostarczyć jakieś świstki z ZUS i jeden od pracodawcy.

Z januszem ponownie kontaktu brak, Ponownie uderzam do BR.

Jest Listopad, decyzja kredytowa się opóźnia, właściciel nowego lokum się niecierpliwi, oszczędności topnieją, bo rachunki płacić trzeba, do lekarza chodzę prywatnie, musimy coś jeść, a starsze dziecko potrzebuje nowych ciuchów - ogólnie - życie.

ZUS w końcu robi przelew od sierpnia do października. Hurra.

Na papierki do banku czekam kolejny tydzień, bo janusz ma to w doopie, a BR robi mi grzeczność, że ze mną gada, bo w zasadzie oni nie mają obowiązku obsługiwać z osobna każdego pracownika swoich klientów.

Zaczyna się grudzień. Zawczasu dzwonię do BR z uprzejmą prośbą, żeby mnie nie zostawili na święta bez kasy. Dziewczyna po drugiej stronie uspokaja, że oni to dla wszystkich klientów robią raz w miesiącu, około 10-ego. No chyba nie.

Nadchodzi Wigilia, zasiłku niet.

Janusz nie odbiera, BR ma wolne aż do Nowego Roku. Za to jest pozytywna decyzja kredytowa! Zaczynamy remont, nadwyrężona poduszka finansowa się kończy.
Dzwonię do BR (bo janusz teraz już całkowicie jawnie ma mnie w doopie) i pytam, co z moim wnioskiem. Już wiem, że fachowo ma on nr Z3. Oni wysłali.

Idę do ZUS. Nie ma. Noż urwał nać! Znowu wypisuję wniosek sama. Żeby było śmieszniej, ZUS nie ma narzędzi prawnych, żeby zmusić takiego pracodawcę do dostarczenia dokumentów. Tego samego dnia znajduję w skrzynce informację, że była u mnie kontrola (mimo, że mam zwolnienie „B").

Szczęśliwie w połowie stycznia dostaję zaległy zasiłek.

Postanawiam wstępnie zgłosić sprawę do PIP.

Okazuje się, że przewinień janusza jest więcej: urlop wypłacony bezpodstawnie, uporczywa opieszałość w dostarczaniu dokumentów, brak przeszkolenia z odpowiedzialności karnej i finansowej dla osób pracujących na stanowiskach kasjera, wypłacanie wynagrodzenia w gotówce bez pisemnego wniosku pracownika.

Szczęśliwie po tygodniu ZUS robi zaległy przelew. Dobrze, bo remont pochłonął już prawie wszystkie przeznaczone na to oszczędności, a musiałam jeszcze zrobić dodatkowo płatne badania.

Dojrzewam, aby zgłosić sprawę do PIP. Wcześniej nie chciałam tego robić, bo cały czas miałam z tyłu głowy, że praca niezła i byłoby fajnie do niej po macierzyńskim wrócić. Teraz już wiem, że do takiego pracodawcy wracać nie mam zamiaru.

Żebym odebrała PIT, dzwoniła koleżanka z pracy, janusz udaje, że zapadł się pod ziemię.

Z samej kontroli PIP ja nic nie ugrałam, a janusz, mimo jeszcze innych odkopanych przewinień, napisał jakieś wyjaśnienia i zapłacił karę, której wysokość jest co najmniej śmieszna.

A ja na dzień dzisiejszy jestem bez pieniędzy za kolejnych 7 tygodni, stoję z zakupem mebli i mam nadzieję, że dziecko mi doczeka do terminu, żebym zdążyła resztę wyprawki dokupić.

A niby powinnam mieć na swoje przysłowiowe waciki, bo przecież cały czas pracowałam!

Praca u Janusza

by ~JummyJumm
Dodaj nowy komentarz
avatar wazka
14 22

Ale jak to mozliwe, ze przez trzy miesiace nie zareagowalas na to, ze nie masz kasy? Niepojete

Odpowiedz
avatar JummyJumm
-3 3

@wazka Aż założyłam konto, żeby Ci odpowiedzieć. Wszystko zależy, jak często chodzisz do lekarza. Moje L4 "sierpniowe" trwało niecałe 4 tygodnie. ZUS wypłaca dopiero po zakończeniu zwolnienia (bo są ludzie, którzy przerywają zwolnienie i wracają szybciej do pracy, albo zdążą się, że z dnia na dzień przestajesz być w ciąży) i dodatkowo ma jakieś swoje terminy wypłat, więc jak masz pecha, to za zwolnienie w sierpniu możesz zasiłek mieć wypłacony dopiero np. 25 września. Tak mi się zdażyło w poprzedniej ciąży, więc wiedziałam, że tutaj czasem trzeba być cierpliwym. Natomiast koniec września-początek października to był bardzo "gorący czas" kiedy miałam dużo rzeczy na głowie, więc nawet nie zauważyłam kiedy się zrobiło, dajmy na to, 10tego.

Odpowiedz
avatar JummyJumm
1 3

@JummyJumm Jeszcze tylko dodam, że kontrola, którą mnie ZUS uraczył spowodowana była tym, że sama wypisałam ów wniosek o wypłatę zasiłku, bo oni uznali, że mieli prawo podejrzewać że chcę od nich ciągnąć hajs, a jednocześnie nadal popierdzielam u Janusza i zgarniam na czarno wypłatę.

Odpowiedz
avatar Eddie86
12 16

art. 94 kodeksu pracy w naziazaniu do artykulu 300 kodeksu kodeksu pracy, uwzgledniajac 415 kodeksu cywilnego. Wyrok OSNP 2001/9/314. Sprawa dotyczyła akurat zaświadczenia o zarobkach ale tutaj w cywilnym masz sprawę wygraną. Dodatkowo naruszenia stwierdzone przez PIP. Myślę że w takiej sytuacji warto zainwestować w prawnika i zrobić wykończeniówkę na koszt Janusza.

Odpowiedz
avatar digi51
15 19

@kartezjusz2009: może jedna pensja to zwyczajnie za mało na trzyosobową rodzinę? I co to ma wspólnego z historią? Chyba nie jest o tym, ile zarabia mąż autorki i gdzie trzyma pieniądze. Pierwsze słyszę, żeby mąż miał obowiązek kontrolować wypłaty żony, chyba uposledzona nie jest, tylko sie zagapiła, po co to wciągać męża?

Odpowiedz
avatar digi51
9 9

@kartezjusz2009: Nie zdajesz sobie sprawy, że zdolność kredytowa nie zależy od ilości pensji, tylko ich wysokości czy po prostu próbujesz się mimochodem pochwalić, ile zarabiasz? Co Cię to obchodzi, czemu oszczędności stopniały? Może mieli większy wydatek, a może zwyczajnie jedna pensja nie starcza od pierwszego do pierwszego? Skoro biorą kredyt to muszą też mieć wkład własny, którego nie mogą ruszać, więc oszczędności do wydania na bieżąco mogło nie być wcale tak dużo. Urocze pier...lolo o tym niekontrolowaniu, a orientowaniu się w problemach. Jeśli autorka sama się zagapiła (sorry, ZANIEDBAŁA) z wypłatą z ZUSu i się nie skarżyła, to mąż by o tym wiedział tylko gdyby kontrolował jej wypłatę. Aha, to się nazywa dbanie. To samo byś pisał, gdyby żona się nie zorientowała, że mąż nie dostał wypłaty? Czy w tę stronę to już nie działa, bo dorosły facet powinien umieć zadbać o swoje interesy? Po kiego grzyba rozliczasz ją z męża? A jak Ci napisze, że nie ma męża, to co? Będziesz miał radochę, że będziesz mógł napisać o głupiej karynie bez faceta? A to wszystko nie ma znaczenia, bo zj...bał szef, autorka się zagapiła, a jej mąż nie ma z tym nic wspólnego. Ja i mój facet mamy wspólny budżet, ale osobne konta. O tym ile wpływa na moje konto i z jakiego źródła wie ode mnie, choć dostęp do mojego konta. O tym, że urząd ociągał się z wypłatą zasiłku na dziecko też dowiedział się ode mnie i sam nigdy nie pytał, bo wychodzi z założenia, że ogarniam.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
-5 11

@digi51: > Nie zdajesz sobie sprawy, że zdolność kredytowa nie zależy od ilości pensji (...)? Tak, masz rację. Ale najniższa krajowa (czyli jedna pensja) wystarcza na dużą zdolność kredytową. > Co Cię to obchodzi, czemu oszczędności stopniały? Bo historia tego dotyczy: "może utracić płynność finansową". > Może mieli większy wydatek, a może zwyczajnie jedna pensja nie starcza od pierwszego do pierwszego? Bardzo możliwe, ale nie to mnie interesuje. Historia sugeruje, że były tylko oszczędności. > To samo byś pisał, gdyby żona się nie zorientowała, że mąż nie dostał wypłaty? Czy w tę stronę to już nie działa, bo dorosły facet powinien umieć zadbać o swoje interesy? Doczytaj proszę mój pierwszy post: "(W drugą stronę też to działa.)" > Po kiego grzyba rozliczasz ją z męża? (...) Nie rozliczam jej z męża, ale potencjalnego męża ze swojej roli. Ma wspierać żonę i pomagać gdzie może i powinien pomóc, a nie stać bezczynnie. Ukryta piekielność pozostaje piekielnością. A jeśli męża nie ma - to super, że próbuje, ale zapomina o wszelkich pomocach społecznych jej przysługujących, w tym darmowym poradom prawnym i innych takich. > Ja i mój facet mamy wspólny budżet, ale osobne konta. (...) I bardzo dobrze, że sobie poradziliście. Znam jednak sytuacje, gdzie w małżeństwie są tajemnice na temat pieniędzy i nie kończy się to dobrze. Małżeństwo ma być jednością dwóch osób, a nie tylko związkiem prawnym. Czym by się różniło od życia "na kocią łapę", gdyby nie było tej jedności?

Odpowiedz
avatar GlaNiK
0 10

@kartezjusz2009: Nie Twój zasmarkany interes gdzie jest mąż i co robi, czy zarabia i czy mają wspólne konto. Nie o tym jest historia. Zaglądanie obcemu do kieszeni jest co najmniej niegrzeczne.

Odpowiedz
avatar digi51
2 6

@kartezjusz2009: Osłabiasz mnie, serio. Twój cały post to nic innego jak uparte twierdzenie, że ludzie w małżeństwie mają kontrolować swoje finanse, bo inaczej jest be. Nie dopuszczasz możliwości, że są inne modele i to, że np. mają osobne konta nie oznacza, że są złym małżeństwem? Czy to już może wtedy nie małżeństwo? To, że autorka ze swojej strony się nie przyłożyła to fakt, ale głównym winowajcą jest szef. Kim Ty jesteś żeby rozliczać męża autorki z jego roli? Szczerze bardzo wątpię, aby Twoja uwaga związana z tym, że "może męża nie ma" była związana z chęcią porady i pomocy, brzmi zwyczajnie złośliwie. Zresztą, co byś nie miał na myśli - wpieprzasz się tam, gdzie Cię nikt nie zapraszał czyli między autorkę i jej męża. Na tej zasadzie pod każdą historią można pisać "A gdzie był Twój mąż, żona, matka, ojciec, siostra, babka i kuzyn", bo przecież rodzina powinna o siebie dbać O_o Wyraziłeś swoje zdanie o zaniedbaniu autorki i na tym mogłeś skończyć, dalej już wściubiasz nos w nieswoje sprawy.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
0 8

@GlaNiK: > Nie Twój zasmarkany interes gdzie jest mąż i co robi, czy zarabia i czy mają wspólne konto. Nie o tym jest historia. Z mojej perspektywy, ma to znaczenie i jest tematem historii. > Zaglądanie obcemu do kieszeni jest co najmniej niegrzeczne. A co jeśli autorka sama to pokazuje? Czyli według Ciebie sama historia jest niewłaściwa, bo możemy zaglądnąć do jej portfela? @digi51 > Twój cały post to nic innego jak uparte twierdzenie, że ludzie w małżeństwie mają kontrolować swoje finanse, bo inaczej jest be. A dlaczego kontrola jest czymś złym? > Nie dopuszczasz możliwości (...) Tak bardzo skupiasz się na zaprzeczeniu moim słowom, że nie zauważyłaś, że w mojej poprzedniej wypowiedzi jest coś odwrotnego? "I bardzo dobrze, że sobie poradziliście." > Czy to już może wtedy nie małżeństwo? A czy ktoś, kto przekracza prędkość jadąc samochodem przestaje być kierowcą? > Kim Ty jesteś żeby rozliczać męża autorki z jego roli? W którym miejscu rozliczam męża autorki? To już nie można zadać zwykłego pytania? > Szczerze bardzo wątpię (...) brzmi zwyczajnie złośliwie. To mi przykro, bo nie buduję nigdzie złośliwości. Nie wiem jak wyrazić moje myśli, żeby były zarówno zwięzłe jak i przekazywały to, co chcę wyrazić. > Zresztą, co byś nie miał na myśli - wpieprzasz się tam, gdzie Cię nikt nie zapraszał czyli między autorkę i jej męża. Jedynie pokazuję, że rola męża to nie tylko "dawca nasienia" ale dużo, dużo więcej. Czy uważasz, że jest inaczej? > dalej już wściubiasz nos w nieswoje sprawy. Dalej odpowiadam na zarzuty innych, opisując to, czego nie zrozumieli lub zrozumieli inaczej niż miałem na myśli. Jeśli mogę Cię prosić o jedno: spuść nieco z tonu. Zadaję rzeczowe pytania, staram się tak samo odpowiadać. Tego samego oczekuję. Emocje przesuń na bok, nawet jeśli się kompletnie ze mną nie zgadzasz. O tyle Cię proszę.

Odpowiedz
avatar JummyJumm
5 7

@kartezjusz2009 Nie bardzo rozumiem o co Tobie chodzi, co mój mąż miał zrobić, skoro na linii: płatnik składek->ubezpieczony->ZUS nie jest żadną ze stron. Miał jechać obić Janusza? Co do kredytu-we dwoje mamy korzystniejsze warunki kredytowania i problemem było moje wynagrodzenie otrzymywane w gotówce. No i sorry bardzo, jeśli masz budżet rozplanowany na dwa wynagrodzenia, a jednego Ci z dnia na dzień niespodziewanie braknie, to wtedy właśnie się korzysta z poduszki finansowej. Dołóż sobie do tego zadatek przy umówię przedwstępnej zakupu mieszkania, kilka dodatkowych wizyt lekarskich, które na NFZ są niesatysfakcjonujące i poduszka się kurczy, a jedno wynagrodzenie rozchodzi się na bieżące wydatki. Nie wiem czego tutaj nie rozumiesz, że trzeba Ci to tak łopatologicznie wyoślić. Historia jest na tyle długa, że gdybym miała dodawać co na każdym jej etapie robił mój mąż czy dziecko, to by wyszło raz tyle. A historia dotyczy mnie i MOICH przepraw z MOIM pracodawcą.

Odpowiedz
avatar JummyJumm
5 5

@kartezjusz2009 Ale skąd wniosek, że mój mąż mnie nie wspierał?! To nie historia mojego małżeństwa a dot.relacji piekielny szef olewus na którego nie ma narzędzi prawnych kontra pracownik zdany na łaskę jakiejś tam księgowej, gdzie nie wiadomo kto w uja leci.

Odpowiedz
avatar digi51
1 3

@kartezjusz2009: "Nie rozliczam jej z męża, ale potencjalnego męża ze swojej roli." - tu przyznajesz, że rozliczasz męża autorki, który nawet w historii nie został wspomniany z jego roli. Nie wiesz, co piszesz? Jak ustalisz z żoną, że wzajemne kontrolujecie swoje finanse, to jest to wasza sprawa i wasze prawo, dasz innym prawo do nieodczuwania potrzeby kontrolowania się nawzajem czy jest to Twoim zdaniem nieodłączny element małżeństwa? Dasz może ludziom możliwość decydowania, kto jaką rolę pełni w małżeństwie bez narzucania obcej kobiecie, co jej mąż powinien robić, a czego nie? "Dalej odpowiadam na zarzuty innych, opisując to, czego nie zrozumieli lub zrozumieli inaczej niż miałem na myśli." - nie, w swoim pierwszym komentarzu natrętnie dopytujesz się, gdzie jest mąż autorki, co nie powinno Cię w ogóle obchodzić. Przypominam, że to Ty napisałeś, że małżeństwo od życia na kocią łapę różni bycie jednością, czyli w Twoim mniemaniu kontrolowanie się nawzajem. To, że mąż nie zainteresował się, że żona nie dostała wypłaty to Twoim zdaniem zaniedbanie swojej roli, więc pytanie czy w takim razie w Twoich oczach to w ogóle małżeństwo jest dość uzasadnione. Po prostu nie bądź taki wścibski, bo wciąganie w dywagacje członków rodziny nawet niewymienionych w historii jest zwyczajnie niegrzeczne.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 marca 2020 o 17:17

avatar GlaNiK
0 4

@kartezjusz2009: Acha. Z mojej perspektywy jesteś człowiekiem cierpiącym, który lubi wcinać się w cudze życie bo w swoim jest smutno. Mąż nie ma tu nic do tego. O mężu nie ma słowa w historii, więc jakim prawem jest jej tematem, bo nie został w historii wspomniany? Kwestie finansowe podawane przez autorkę mają n celu ukazanie problemu jaki wiąże się z piekielnością pracodawcy. Nie ma żadnych, nawet przybliżonych, kwot które mogłyby nakierowywać na stan majątkowy autorki, więc wcinanie się w to jest kompletnie bezzasadne, do tego niegrzeczne. Nie jest też kompletnie tematem historii, a jedynie jej tłem.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
0 8

@JummyJumm: Na wstępie chcę podziękować za odpowiedź. Dalej wyjaśniam (jeśli nie było to wyjaśnione w dyskusji z digi51): Owszem, nie jest stroną na linii pracodawca - pracownik - ZUS, ale nadal może: 1. Zauważyć, że nie masz wynagrodzenia, 2. Zachęcać do walki o swoje, 3. Zapewniać wsparcie gdy Ty będziesz jeździła po mieście i załatwiała papierki, 4. Wyszukiwać i proponować rozwiązania sytuacji, 5. Ogólnie być Twoim wsparciem w trudnej sytuacji. Żadna z tych rzeczy nie była wymieniona w historii, a jej trwanie (miesiące) sugerują, że nie były obecne (sugestia nie oznacza rzeczywistości!). Zarządzać pieniądzmi można na wiele sposobów. Niekoniecznie zostawiać stopę życia na tym samym poziomie. Fakt, miałaś sporo wydatków, jednak weszłaś w kolejne. Podjęłaś ryzyko, które musiałaś opłacić sporym stresem. Mam jednak nadzieję, że sprawy się już wyjaśniły i możesz spać spokojnie? > Ale skąd wniosek, że mój mąż mnie nie wspierał?! Bezpośrednio nic takiego nie stwierdziłem. Jedynie zadałem pytanie, czy był obecny przy tej sytuacji. Pośrednio tak, i wyjaśnienie dałem nieco wyżej. > To nie historia mojego małżeństwa a dot.relacji piekielny szef olewus (...) Owszem, ale każda historia ma kilka stron. Zbyt wiele historii czytałem na tym i na innych portalach, żeby nie pytać o strony trzecie w tego typu konflikcie. Zbyt wiele razy widziałem, że osoba 1 oskarża osobę 2 o coś, podczas gdy wina leży także na osobie 3 i 4. Np. z piekielnej teściowej nagle się robi piekielny mąż albo teść. @digi51: > "potencjalny mąż" (...) owszem, rozliczam, bo takie wymagania stawiałbym każdemu, także sobie. Ale jeśli jej mąż to wykonał, to jakie to rozliczenie ma sens? Żaden. > dasz innym prawo do nieodczuwania potrzeby kontrolowania się nawzajem (...) Zawsze masz do tego prawo. Tylko po co Ci wtedy małżeństwo, skoro nawet nie chcesz pytać "co tam u Ciebie?"? Przecież nawet w tym pytaniu jest element kontroli. Jeśli ktoś martwi się o drugą osobę, to przecież używa takiego pytania (które jest kontrolą!), żeby zaspokoić swoje odczucia. > Dasz może ludziom możliwość decydowania A kiedyś nie dałem? Czy ani razu nie napisałem, że uważam, że małżeństwo / cośtam innego powinno tak i tak działać? > natrętnie dopytujesz Napisałem Ci, że nie tak to ma zabrzmieć. Nie jest to natrętne ale ciekawskie. > bycie jednością, czyli w Twoim mniemaniu kontrolowanie się nawzajem Nie, jedność to nie kontrolowanie się nawzajem. Jedność oznacza wiele spraw (można o tym napisać wiele książek), ale jednym z narzędzi, które wykorzystuje, to kontrola. Przychodzi żona z pracy, pytam: "Jak było w pracy?" - kontrola. Żona odpowiada i sama czuje, że ktoś się o nią martwi. Ja mam spokój, że wiem, że coś było nie tak i mogę zareagować - reakcja na kontrolę. > To, że mąż nie zainteresował się (...) to w ogóle małżeństwo jest dość uzasadnione. Tak jak napisałem powyżej: czy to, że ktoś przekracza prędkość dopuszczalną podczas jazdy samochodem, oznacza, że powinien nie być kierowcą? (nadal nie odpowiedziałaś) Z mojej strony odpowiem: nie, oznacza tylko, że może być lepszym kierowcą. Identycznie jest z mężem / żoną. Jeśli zaniedbasz jedną sytuację, to powinieneś/powinnaś zadbać, żeby to się nie powtórzyło. > Po prostu nie bądź taki wścibski Jeśli to uznajesz za wścibstwo, to przykro mi bardzo. Nie było i nie jest to moim zamiarem. Chciałem jedynie uzyskać szerszy ogląd na sytuację. 3 razy podchodziłem do pisania pierwszego komentarza, ale jak widać na załączonym obrazku nadal jest napisane nie tak, jak zamierzałem. Dziękuję za powrót do rzeczowej wymiany poglądów. @GlaNiK > O mężu nie ma słowa w historii, więc jakim prawem jest jej tematem, bo nie został w historii wspomniany? Tak jak napisałem, jego decyzje mają wpływ na historię. Żeby ją ocenić, wyciągnąć z niej wnioski, chcę mieć szerszy ogląd na sytuację. > Kwestie finansowe (...) Nie jest też kompletnie tematem historii, a jedynie jej tłem. Inaczej odbieram historię. O finansach jest na począt

Odpowiedz
avatar JummyJumm
1 3

@kartezjusz2009 Wybacz, ale pierdzielisz kak potłuczony. To, że ZUS nie robił przelewu widziałam sama, dlaczego tak długo nie reagowałam-patrz mój komentarz do ważki. Kolejne wymienione przez Ciebie punkty nie stanowią żadnej wartości merytorycznej w tej historii, bo to nie mój mąż jest stroną tego konfliktu i to czy mnie wspierał czy nie nie ma żadnego znaczenia na rozwój sytuacji (dla Twojego spokojnego snu-tak, zajął się dzieckiem kiedy ja wysiadywalam swoją kolejkę w ZUS). Kwestie finansowe opisałam jedynie dlatego, żeby nakreślić, że czasem człowiek się nie spodziewa, a osoba z zewnątrz tak zapieprzy sprawę, że bez oszczędności, które my szczęśliwie mielismy, ani rusz. Co do Twojego komentarza nt. poziomu życia-nie wszystkie wydatki da się wyciąć w pień w kwartał i po to się gromadzi tą magiczną poduszkę bezpieczeństwa. Jakbyś nadal miał problem z ogarnięciem, to wypunktuję, co w tej historii jest piekielnego: 1. Janusz, który olewa swojego pracownika i nie można się z nim po ludzku skontaktować, 2. Pracownicy BR, którzy kłamali, że wysyłają a tego nie robili, 3. System prawny, który nie przewiduje bata na takie zachowanie pracodawcy. 4. Ogólnie sytuacja w której odbijasz się jak piłeczka pingpongowa, bo w zasadzie nic, poza cierpliwym czekaniem zrobić nie możesz (bo nawet ten wniosek, który wypisujesz sam w ZUS nie musi zostać rozpatrzony na Twoją korzyść). Moja sytuacja rodzinni-finansowa to jak opisy przyrody w "Panu Tadeuszu"-stanowi tło.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
-3 3

Właśnie zauważyłem, że obcięło kawałek mojego komentarza. Pamiętam, że zakończyłem go cytatem: > piekielny szef olewus na którego nie ma narzędzi prawnych kontra pracownik zdany na łaskę W Internetach tak jest, że zawsze znajdzie się ktoś, kto zrozumie opisaną historię nie tak jak twórca chciał. Tym razem trafiło na mnie :) . Najwyraźniej prowadzona dyskusja ma podważone podstawy - pierwszy komentarz. Chętnie rozwieję wszelkie wątpliwości i odpowiem na wasze pytania, ale równie dobrze możemy rozstać się w pokoju i pozostać przy swoich poglądach.

Odpowiedz
avatar digi51
2 2

@kartezjusz2009: Jedziesz już po bandzie. Uparcie twierdzisz, że nikogo nie rozliczasz i nikomu nic nie dyktujesz, po to, aby w każdym kolejnym komentarzu dokładnie to robić. Z Tobą nie ma rzeczowej dyskusji, bo wymyślasz sobie coś, czego w historii nie ma (teraz już sugerujesz, że mąż autorki nawet nie pyta, co u niej słychać) i, mimo, że nazywasz to ciekawością, jesteś wścibski i niegrzeczny. Ciekawość to może być jak zapytasz o coś, co jest w historii nadmienione, ale nie wyjaśnione do końca, a nie jak przypieprzasz się do bliskiej autorce osoby wypytując o ich finanse i wzajemne stosunki, które nie mają tu ŻADNEGO znaczenia. Manipuluj i się wykręcaj kota ogonem, ile chcesz, ale narzucasz w tej dyskusji swój światopogląd na temat małżeństwa, sugerując, że jest jedynym słusznym. Wyobraź sobie, że wrzucasz tu historię, w której nawet nie wspominasz o żonie, jedynie z treści można się domyślić, że ją masz, a jakiś anon zaczyna sugerować, że ona Cię zaniedbuje i wypytywać dlaczego nie zrobiła tego czy siamtego. Miło, nie? Doprawdy, chłopie, odrobina kultury wymaga, aby w dyskusje nie mieszać osób najbliższych, jak rodzice czy małżonkowie, jeśli to nie oni są tematem historii, a nawet nie ma o nich w niej mowy, a już sugerowanie, że źle pełnią swoją rolę to zwykła bezczelność. Jeśli tego nie rozumiesz, to naprawdę świadczy wyłącznie o Tobie.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
-1 1

@digi51: > twierdzisz, że nikogo nie rozliczasz (...) aby w każdym kolejnym komentarzu dokładnie to robić. O mężu autorki nie pisałem już prawie wcale. Opisywałem jedynie relacje dobrego męża i dobrej żony, według mojego poglądu na sprawę. Dotyczy to każdego małżeństwa w tej sytuacji. Jeśli tak to odbierasz, to proszę zmień podejście. Odpowiadam na Twoje pytania o mój światopogląd. O mężu autorki mogę powiedzieć więcej jeśli sama autorka wyjaśni co i jak. > teraz już sugerujesz, że mąż autorki nawet nie pyta, co u niej słychać Nigdzie. Nigdzie tak nie napisałem. Napisałem, że pytanie o to, co się działo w pracy jest formą kontroli. I nie jest to o mężu autorki, ale jest to odpowiedź na Twoje wątpliwości dotyczące mojego poglądu na sprawę małżeństwa. > Ciekawość (...) nie mają tu ŻADNEGO znaczenia. Tak jak napisałem w moim ostatnim komentarzu, napisała to sama autorka i skoro tak jest, temat można uznać za zamknięty. Pytania za nieważne. > ale narzucasz w tej dyskusji swój światopogląd na temat małżeństwa, sugerując, że jest jedynym słusznym Tak, bo o nim jest ta dyskusja. Nie zgadzasz się z nim, dopytujesz o jego szczegóły, więc o nim dyskutujemy. To chyba naturalny sposób dyskutowania? I gdybym nie uważał, że jest jedyny słuszny, to czy byłbym niesprzeczny sam ze sobą? Inaczej: niesprzeczność w swoich poglądach jest podstawą tego, że mam jeden, spójny pogląd na temat małżeństwa. Oczywiście nie oznacza to, że inni mają myśleć tak samo. Chcesz, możesz myśleć jak chcesz. > Miło, nie? Uznałbym, że nie opisałem zbyt dokładnie jakiegoś wątku i wyjaśniłbym. Albo napisałbym, że nie jest to ważne w historii i tak bym zamknął temat (tak zrobiła autorka historii). > odrobina kultury wymaga, aby w dyskusje nie mieszać osób najbliższych, jak rodzice czy małżonkowie, jeśli to nie oni są tematem historii Napisałem również dlaczego uważam, że są tematem historii. Uzasadniałem w wielu punktach. Dopytujesz o to za każdym razem. Nadal nie wiem, co jeszcze mogę Ci wyjaśnić, żebyś nie miała wątpliwości co do mojego podejścia do sprawy? Nie miałem nic złego na myśli pytając o męża, a jedynie chciałem się dowiedzieć, jaki był jego udział w historii. Chciałem wiedzieć, czy jego działanie miało jakiś wpływ na wydarzenia i czy on nie zaniedbał swojej roli (według mojego poglądu na małżeństwo). Szersza ocena sprawy ma znaczenie jeśli chcesz wyciągać pełne wnioski z trudnej sytuacji.

Odpowiedz
avatar Eander
2 2

A ja mam małe pytanie do @kartezjusz2009 i @digi51. Czemu stosujecie słowo "kontrola" tam gdzie powinno znaleźć się słowo "troska". Przecież nie znaczą one tego samego i tu główny zarzut do ciebie @kartezjusz2009 ponieważ to ty to zacząłeś. W małżeństwie chodzi o to by się troszczyć jedno o drugie ale to nie to samo co się nawzajem kontrolować. W pierwszym przypadku interesujesz się życiem drugiej osoby aby w razie potrzeby pomóc jej lub doradzić. Ewentualnie tylko wesprzeć jeśli tylko tego potrzebuje (o czym sam pisałeś w którymś miejscu @kartezjusz2009) i do tego nie potrzeba ci wspólne konto czy jeżdżenie z mężem/żoną do wszystkich urzędów czy lekarzy. W drugim przypadku interesuje cie bardziej wynik działań niż dobro samej osoby. Zaś z racji że nie do końca jej ufasz że sobie poradzi lub że cię nie oszuka, sprawdzasz co i jak zrobiła żeby ocenić ją i w razie czego wydać odpowiednie polecenia. Tylko że to nie ma nic wspólnego z małżeństwem czy jakimkolwiek innym związkiem dwojga ludzi a jedyny przypadkiem gdy takie zachowanie jest uzasadnione jest zależność przełożony - podwładny.

Odpowiedz
avatar digi51
2 2

@kartezjusz2009: Nie wiesz, chyba co piszesz, o czym najlepiej świadczy to, że jak zacytowałam Ci fragment Twojego własnego komentarza to zaprzeczyłeś, że napisałeś, co napisałeś, bo miałeś coś innego na myśli, więc w tym momencie kończę dyskusję z Tobą, nadal jestem zdania, że jesteś wścibski i niegrzeczny oraz narzucasz innym swoją wizję dobrego małżeństwa. Ja mogę powiedzieć, że dla mnie znaczenie ma, jak jest ułożonedziecko autorki w jej brzuchu, co nie zmienia faktu, że to NIE MA ZNACZENIA. Mimo tego, że rozciągasz swoje komentarze w nieskończoność nie wynika z nich nic nowego. Do zobaczenia.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 marca 2020 o 11:04

avatar digi51
2 2

@Eander: Troska i kontrola to, jak słusznie piszesz, to dwie różne sprawy. Kontrola jest wtedy kiedy mąż autorki bez powodu sprawdza czy dostała wypłatę, troska wtedy, kiedy autorka skarży jest, że nie dostaje wypłaty, a mąż razem z nią szuka rozwiązania i wspiera w poradzeniu sobie z tym. Kontrola nie jest warunkiem koniecznym w małżeństwie, a w mojej opinii świadczy wręcz o niezdrowych relacjach, ale co kto lubi.

Odpowiedz
avatar JummyJumm
0 4

@kartezjusz2009 Gdyby postawa mojego męża miała znaczenie dla tej historii to by została w niej opisana. Nie została, więc po cholerę drązysz?

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
-2 2

@Eander: Najwyraźniej troszkę inaczej rozumiemy słowo "kontrola". Dla mnie jest to tylko narzędzie. Zarówno przełożony kontroluje, jak i osoba troszcząca się o drugą też kontroluje. To jest moje rozumienie tego słowa. I ze wszystkim co napisałeś (napisałaś?) jest prawdą. Dobre wykorzystanie tego narzędzia nie sprowadza się do ciągłego przebywania razem, ale powiązane jest z zaufaniem. @digi51: Tak jak też wspomniałem, nie zawsze to, co odczytujesz jest tym co miałem na myśli. Dotyczy to każdego i dlatego też dyskutujemy, dopytujemy, doszukujemy się pierwotnego znaczenia. Życzę Ci, żebyś była szczęśliwa. Do zobaczenia.

Odpowiedz
avatar Eander
1 1

@kartezjusz2009: Napisałem :) a na przyszłość część osób ma znaczek przy niku określający płeć. Wracając do tematu to że ktoś się dopytuje interesuje sprawami swojego partnera nie oznacza że go kontroluje. Według słownika języka polskiego kontrola to: 1. «sprawdzanie czegoś, zestawianie stanu faktycznego ze stanem wymaganym» 2. «nadzór nad kimś lub nad czymś» 3. pot. «instytucja lub osoba sprawująca nad czymś nadzór» Możliwe że ty rozumiesz to słowo inaczej jednak jest to twój prywatny punkt widzenia inny niż ogólnie przyjęte znaczenie. Jeżeli dokładnie nie opiszesz czym jest dla ciebie kontrola, to inni będą rozumieć twoją wypowiedź jako jedno z wyżej zacytowanych znaczeń, a ponieważ nie ma w nich mowy o zaufaniu które jest podstawą związku, to właśnie ta kwestia budzi tak duże emocje osób z którymi dyskutujesz. Ufając komuś nie kontrolujesz go. Co wcale nie oznacza że nie interesujesz się jego życiem. Po prostu pytania w stylu "Jak ci poszło w banku" mają bardziej znaczenie "Jak tam ci miną dzień", czy "Coś ciekawego się stało" a nie "Załatwiłeś sprawę" czy "Jak rozwiązałeś problem".

Odpowiedz
avatar GlaNiK
-1 1

@kartezjusz2009: Dalej się na siłę wpier*** w cudze życie i nie dociera do Ciebie co autorka powiedziała. Jego decyzje nie mają żadnego znaczenia, bo nie go nie dotyczą. Jak autorka napisała dotyczy to jej, jej pracodawcy i ZUS. Inaczej odbierasz historię... Trudno, to już Twój problem jak nie potrafisz zrozumieć nawet po dość szczegółowych wyjaśnieniach autorki.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
0 0

@Eander: Dzięki za podpowiedź ze znaczkiem :). Słownikowo, pierwsze znaczenie jest tym, co miałem na myśli. Sprawdzeniem, czy bliska Ci osoba ma to, co chcecie. Pytanie, czy @digi51 też tak rozumiała "kontrolę" - to ona użyła sformułowania pierwsza. Sądząc po ostatniej jej wypowiedzi (zauważyłem ostatni komentarz dopiero teraz) najwyraźniej nie. Stąd to nieporozumienie. @JummyJumm: Ja niczego nie drążę. Odpowiadam na pytania. Z mojej strony zamknąłem temat "4 marca 2020 o 23:50". Jeśli uważasz inaczej, proszę przeczytaj jeszcze raz ten komentarz.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
0 0

@GlaNiK: Z tego, co zrozumiałem, postać męża nie ma znaczenia i przez to zamknąłem dyskusję na temat samej historii. Czy coś pominąłem? A może jest na odwrót? Wyjaśnij mi proszę.

Odpowiedz
avatar Eander
1 1

@kartezjusz2009: Jeżeli uważasz że w związku naprawdę osoby powinny się kontrolować w znaczeniu słownikowym to popełniasz duży błąd. Pamiętaj że sprawdzanie jak druga osoba coś wykonała i ocenianie tego (a to jest sedno kontroli), a interesowanie się drugą osobą i tym co robi to dwie oddzielne kwestie. W związku jeśli widzisz że ktoś ma problem pytasz czy pomóc. Jeśli ktoś poprosi o pomoc kontrolujesz co i jak zrobił ale dopiero na jego życzenie. To się nazywa zaufanie i na tym właśnie opiera się związek. Stałe kontrolowanie drugiej osoby to oznaka braku takiego zaufania i prowadzi do chorych relacji lub rozpadu związku. Nawiązując do przykładów z kontem bankowym. Po ślubie mieliśmy z żona dwa. Znaliśmy swoje hasła wiec nie było powodu aby jedno z nas nie mogło kontrolować drugiego. Tylko że nie było to nam to do niczego potrzebne bo sobie ufaliśmy, z czasem uznaliśmy że jest to męczące więc założyliśmy wspólne konto, a tamte zlikwidowaliśmy. Tylko że z naszego punktu widzenia nic to nie zmieniło oprócz tego że mamy łatwiejszą kontrole nad wydatkami.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
0 0

@Eander: > Pamiętaj że sprawdzanie jak druga osoba coś wykonała i ocenianie tego (a to jest sedno kontroli), a interesowanie się drugą osobą i tym co robi to dwie oddzielne kwestie. Trochę inaczej pojmuję świat. Dla mnie interesowanie się drugą osobą implikuje sprawdzanie, czy wszystko jest u niej tak, jak powinno (czyli kontrola). Według definicji słownikowej, którą przytoczyłeś (zestawianie stanu faktycznego ze stanem wymaganym), pytanie o to czy jest dobrze oznacza "odnalezienie stanu faktycznego". Wymagany stan to "jest dobrze". A zestawienie odbywa się już w głowie. Jeśli nie tylko się interesujesz, ale też troszczysz, można dodać reakcję do tej definicji: "zestawianie stanu faktycznego ze stanem wymaganym i właściwe zareagowanie na sytuację".

Odpowiedz
avatar Eander
1 1

@kartezjusz2009: I tu dochodzimy do sedna "Trochę inaczej pojmuję świat. Dla mnie interesowanie się drugą osobą implikuje sprawdzanie, czy wszystko jest u niej tak, jak powinno (czyli kontrola)." Nie to nie jest kontrolowanie tej osoby, tak jak to jest opisane w słowniku, a kontrolowanie stanu w jakim się znajduje druga osoba. Czyli tak na prawdę kontrolowanie twoich działań, czy aby na pewno robisz wszystko by wspierać drugą osobę. W przypadku troski kontrolujesz siebie a nie kogoś. I w ten sposób odbiera znaczenie tych słów przeważająca większość społeczeństwa, więc jeśli używasz słowa kontrola w ten sposób jak w tej dyskusji nie będziesz właściwie rozumiany.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
0 0

@Eander: Rozumiem, dziękuję za wyjaśnienie.

Odpowiedz
avatar yfa
-1 1

@GlaNiK: pisząc do @kartezjusz2009: "Dalej się na siłę wpier*** w cudze życie" nie rozumiesz, że taki przywilej, komentować cudze życie, gdy ktoś je sam opisuje publicznie?

Odpowiedz
avatar Agness92
14 14

@kratka1: przecież ona nie przenosi mebli osobiście...

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
9 9

@kratka1: ja bedac w ciazy kupowalam dom na kredyt. Dwa tygodnie przed porodem się wprowadzilismy. Tez musialam być na l4. Maz robil "drugi etat" i z remontem dzialal bo ja lezalam. Rozne sa sytuacje.

Odpowiedz
avatar Watolka3
6 10

@kratka1 ja osobiście będąc na l4 przeprowadzałam się w 8 miesiącu :) l4 miałam tylko z powodu tego że pracodawca stwierdził ze w pomieszczeniach są zbyt wysokie temperatury i boi się o mój stan zdrowia i na tej podstawie miałam wypisane ,cała ciąże się dobrze czułam ,pracowałam plus ogarniałam dom ,nie każda kobieta źle się czuje w ciąży

Odpowiedz
avatar kratka1
-5 11

@Agness92: Zapewniam, że ja w czasie przeprowadzki też mebli nie noszę (no, chyba, że chcę). Watolka3: tempertury to pracodawca ma do norm dostosować...

Odpowiedz
avatar Shi
8 10

@kratka1: tak, szczególnie w pomieszczeniach, które muszą mieć inne temperatury :D nnpp. na produkcji, gdzie temperatury muszą być niższe/wyższe. Niech cała produkcja się wali, bo ważne jest tylko to, że pracodawca musi dostosować temperatury do norm

Odpowiedz
avatar digi51
9 11

@kratka1: Aha, to co takiego oprócz noszenia mebli czy kartonów jest tak wyczerpujące w przeprowadzce, że ciężarna kobieta niezdolna do pracy nie powinna się przeprowadzać? Pomagałam bratu i bratowej w przeprowadzce, gdyby była w ciąży bliźniaczej, na zwolnieniu od 4 miesiąca, siedziała na kanapie i składała ubrania, mówiła co do jakiego kartonu wsadzić, a w nowym mieszkaniu tylko mówiła bratu, co gdzie rozpakować. No faktycznie, skoro jest w stanie tyle zrobić to znaczy, że jest zdolna do pracy.

Odpowiedz
avatar santiraf
4 4

@digi51: Mam nadzieję, że kratka1 nie jest członkiem komisji ZUS :D Podejście w stylu "Urwało Panu rękę? No cóż, druga jest zdrowa - zdolny do pracy".

Odpowiedz
avatar digi51
3 3

@santiraf: A może jednak i teraz będzie każdą ciężarną, która idzie na zwolnienie pytać czy przypadkiem nie planuje przeprowadzki przed rozwiązaniem, bo jak tak to spadaj do pracy kobieto i nie symuluj, że ci słabo ;)

Odpowiedz
avatar santiraf
2 2

@digi51: No ba, przecież wiadome jest, że jak przeprowadzka, to ciężarna lodówkę na plecach przenosi :D

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 marca 2020 o 18:48

avatar Orava
8 8

Też miałam problem z finansami nie z mojego powodu pod koniec ciąży. Pracowałam w restauracji, czułam się dobrze, więc chciałam pracować tak długo, jak się da. Tu gdzie mieszkam urlop macierzyński najpóźniej można zacząć na 30 dni przed spodziewaną datą porodu. Ze świstkiem z tą datą przyszłam do szefa zapytać, czy mu to odpowiada. Stwierdził, że tak, bo dzięki temu nie musi się spieszyć z szukaniem kogoś na zastępstwo. Miesiące lecą, co kilka razy jeszcze pytałam, czy wszystko jest ok, bo musiałam złożyć wniosek do urzędu z datą rozpoczęcia macierzyństkiego, on cały czas zapewnia, że wszystko jest ok. Z mężem planujemy przeprowadzkę do większego mieszkania, robimy rozpiski, czy nas stać, kończymy umowę na stare mieszkanie, wpłacamy kaucję na nowe i... Mój pracodawca dochodzi do wniosku, że on chce rozszerzyć działalność o ogródek, więc trzeba będzie do niego wynosić codziennie stoły i krzesła, a on nie pozwoli, by robiła to ciężarna kobieta i od jutra mam nie przychodzić do pracy. Zapewnienia, że on plastikowego krzesła nie poronię, oraz to, że jest nas zawsze 3 na zmianie i ktoś musi przygotować też warzywa i sosy do niego nie przemawiało. Dodał, że on się boi, że na koniec ciąży mogę jakichś komplikacji dostać i będzie mi musiał chorobowe wypłacać (w trakcie całego okresu mojego zatrudnienia nie byłam ani razu chora). Do tego firma wynajmująca nam stare mieszkanie z racji jakiegoś błędu w systemie stwierdziła, że przecież już nam oddała kaucję. Kaucję udało się odzyskać po ~3/4 miesiącach, natomiast walka z pracodawcą poprzez związki zawodowe trwała ~1,5 roku. Na szczęście w tamtym czasie udało się mężowi znaleźć dodatkową pracę na nocki, by pokryć nagłą dziurę w budżecie, ale co się nastresowaliśmy i ile mąż musiał się narobić, to już nasze. Też nie mam już dokąd wracać (w sensie pracy), szukam na ten moment pracy, ale nikt nie chce przyjąć matki małego dziecka, bo każdy ma świadomość, że jak dziecko pójdzie do żłobka, to będzie chorować.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
3 7

@wazka i @kartezjusz2009 mają sporo racji. Powinno się przypilnować pracodawcę, żeby zrobił to co do niego należy i jak najszybciej złożył wniosek o wypłatę kasy. U mnie ludzie już potrafią upominać się niemal od razu po wejściu pod skrzydła ZUS. Dopytując się się, jak to wygląda i kiedy będzie wszystko wysłane i wydzwaniają potwierdzić.

Odpowiedz
avatar JummyJumm
1 3

@rodzynek2 Wszystko fajnie, tylko jak od strony praktycznej chcesz to zrobić? Tak, możesz próbować dzwonić, możesz wysyłać pisma, możesz gonić w piętkę po wszystkich oddziałach, ale tak naprawdę nie ma na to żadnych narzędzi prawnych poza nasłaniem PIP, która tak czy siak zdaje się na niewiele.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
2 2

@JummyJumm: Jeżeli pracodawca olewa sprawę (w sensie nie odbiera telefonu, nie reaguje na pisma, prośby, groźby), to trzeba donosić gdzie trzeba. Ale, żeby to dokonać trzeba się sprawą interesować, a nie przez 2-3 miesiące olewać i dopiero, jak braknie pieniędzy jest nagłe olśnienie. A tak na marginesie, całe te przepisy w tym zakresie są trochę bez sensu. Bo dlaczego tylko pracodawca ma prawo wysłać wniosek o wypłatę pieniędzy za tzw. chorobowe? Przecież równie dobrze mogłaby to zrobić chorująca osoba lub ktoś prze nią upoważniony. Przecież ZUS wszystkie dane o wypłatach danej osoby i o całym L4 od początku roku ma, bo pracodawca musi złożyć do 15-stego każdego miesiąca comiesięczny raport.

Odpowiedz
avatar yfa
0 2

A jak to widział szef. Kobieta poszła mu L4 10 miesięcy przed urodzeniem dziecka (nie podważam uzasadnienia, nie moja sprawa, po prostu tak to widzi ktoś, kto nie ma wglądu w dokumentację medyczną, a już nie jedną pracownicę miał i praktykę zna). ZUS chce, żeby zrobił jakąś dodatkową robotę - mimo, że wszystko ma u siebie (podstawy składek za ostatnie 12 miesięcy, zwolnienia lekarskie). Każdy błąd w takim papierku, a łatwo go popełnić, powoduje zwrotkę zwyczajnym papierowym listem poleconym (zamiast telefonu z informacją, co jest nie tak), nie pojawia się to na platformie elektronicznej (PUE). Pracownica zaczyna zawracać dupę jakimś papierem, który powinny wypełnić kadry - kadry są zewnętrzne, więc mają to gdzieś, ale "Janusz" choćby chciał, to nie umie tego durnego dokumetu do ZUS wypełnić prawidłowo. Poza tym nie po to brał zewnętrzne kadry, żeby się tym samemu zajmować. Na koniec pracownica nasyła PIP - z takiej rury nie strzela się do pracy, gdzie chce się wracać. Kto jest piekielny? 1. ustawodawca, który stworzył takie ramy dla pracy ZUS, tj. wymóg zbędnych dokumentów oraz pominięcie ubezpieczonego jako strony, 2. ZUS, którego system informatyczny to listy polecone z bełkotem branżowym, którego nie da się zrozumieć, 3. pracownica, która w sytuacji, gdzie oszczędności mogą się skończyć, nie interweniuje od razu w ZUS, tylko dopiero po 3 miesiącach (poważnie liczyłaś na to, że ktoś w kilka dni załatwi cokolwiek w ZUS?) 4. ustawodawca, który tworzy takie ramy prawne, w których kadrowa jest niezbędna, a jednocześnie musi "znać" pracowników (historię), co utrudnia przeniesienie obsługi do sprawniejszej firmy. 5. szef? - firmę zapewne prowadzi dla biznesu, a nie dla wypełniania dokumentów, które jemu nie służą. Ja bym pretensje kierował raczej do opresyjno-socjalno-biurokratycznego państwa.

Odpowiedz
avatar Nulini
0 0

Przez podobne piekło przechodziłam 6 lat temu. Pracowałam u Karyny, ale zaszłam w ciążę i L4 miałam od samego początku. Za pierwszy miesiąc wynagrodzenie wyszarpałam w miarę szybko (pensję przelewała Karyna, jak jej się przypomniało albo jak wystarczająco długo trułam jej dupę), później przeszłam na zasiłki z ZUSu i zaczęła się gehenna. To były czasy papierowych zwolnień, więc co 3 tygodnie wysyłałam druk pocztą (Karyna mieszkała 200km od mojej miejscowości), a Karyny nigdy w domu nie było, awizo odbierała po maksymalnym możliwym czasie, później oczywiście wielki problem z wysłaniem druku do ZUSu, momentami miałam ochotę wsiąść w auto i jechać szukać jej po mieście, żeby zdobyć "autograf" na świstku. Po jakimś czasie udało mi się zdobyć numer do księgowej i już tylko z nią wszystko załatwiałam, ale księgowa też była "zewnętrzna" i też nie miała czasu zajmować się tylko moją sprawą. Pod koniec ciąży byłam tak wykończona tą sytuacją, że marzyłam o tym, żeby już, natychmiast urodzić i zakończyć tą farsę.

Odpowiedz
Udostępnij